Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2013, 22:15   #115
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Borys siedział na dachu lotniska w Korei. Było mu gorąco w wojskowym ubraniu a olbrzymie rękawice wymagały nieco przywyknięcia...teraz jednak ludzie traktowali go jak przypadkowego, i może niebezpiecznego cyborga. Bo tak wyglądał.
Przez lunetę działa snajperskiego oglądał scenę na pasie lądowania. Samolot z logiem Geenie Corporation wylądował już jakiś moment temu. Zbliżył się do niego staruszek.
Był ubrany w czerwone łachmany, łysy nie licząc jakiś dwóch długich kosmyków siwizny. Miał też długą białą brodę niczym jakiś czarodziej.
Razem z nim stało aż sześć androidów. Wydawały się być nieco bardziej odpicowane. Może modele ochroniarskie?
Z drugiej strony wyszło czterech mutantów w garniturach i młody chłopak.
Był niewysoki. Miał niebieskie włosy i oczy, bardziej interesował go jego 4DX niż sama sytuacja. Leniwie wyszedł przed starca aby spojrzeć mu w oczy. Zaczęli jakąś dyskusję.
W tym momencie coś zaszumiało w uchu Borysa.
- Agent? Tutaj nawigacja. Mam podgląd przez twój hełm. Jeżeli czegoś potrzebujesz zgłoś się. - zabrzmiał kobiecy głos. Ex-bohater nie miał tak źle.
Borys leżał na brzuchu, chociaż wiercił się lekko nieprzyzwyczajony do tak pełnego stroju. To że jego odporne na kule ciało chroniła pełna wojskowa zbroja było dośc komiczne, jednak jej celem nie było zapewnienie mu pancerza. Kto by bowiem poznał Ruska gdy wyglądał jak eks żołnierz w dość porządnie wykonanym egzoszkielecie?


Aczkolwiek jego nowa pukawka całkiem mu się podobała. Nie były to te śmieszne katanki o których uczyła ich Bangetsu, czy pistoleciki policyjne. Broń nawet dla niego zdawała się być masywna, a szerokość otworu w lufie wskazywała bardziej na przenośny czołg niż karabin snajperski.


- Odbiór. -odparł Borys który uważał że trzeba w pewien sposób zachować konwencje bycia tajnym agentem, lub mówiąc mniej poetycko - płatnym mordercą. - Da rade jakoś wyłapać co mówią, albo przesłać mi imformacje kto to jest? Ponadto przydałaby mi się mapa szybów wentylacyjnych. -dodał przykładając oko do lunety i wodząc od jednego celu do drugiego.
- Jasna cholera, dlaczego nikt mi nie mówił przed tym burdelem, że mam skanować szyby wentylacyjne!? - poskarżyła się kobieta. - Bez sprzętu szpiegowskiego, dronów czy bycia popierdolonym mutantem, nic nie usłyszysz. - dodała po chwili uspokajając się równie szybko co wybuchła. - Mogę przeskanować szyb, ale nie wiem ile mi to zajmie. Wytrzymasz?
- No kurde jestem popierdolonym mutantem pewnie że wytrzymam. -zaśmiał się Borys. - Nie no żart, ale wytrzymać wytrzymam. -dodał wracając do swej roli anonimowego żołnierza. - A dasz rade coś o nich wygrzebać z jakichś baz danych?
- To chcesz skan wentylacji, czy celów? - zapytała.
- Cele. -stwierdził szybko, p oczym ustawił celownik na głowie dziadka i czekał. Stara zasada mówiła o tym, że jeżeli w ważnym miejscu jest facet w garniturze, lub siwy dziadyga to powinno się go wyeliminować jako pierwszego. Kto tego nie robił nigdy nie czytał komiksów albo mang. W lufie umieszczony był normalny pocisk… jeżeli trafi z zaskoczenia taki kaliber powinien rozsadzić mu łeb na kawałki. Niby miał tylko przerwać rozmowy, ale coś mu tu nie grało. To nie byli ludzie Unii, nie kojarzył by tacy byli w bazie, a skoro wywalono go z helikopteru Geenie Corp dwa dni przed tym spotkaniem, po tym jak zdobył ważne dane. cóż… kto wie czy oni nie mieli w tym swojego udziału.
Po chwili namysłu w oczekiwaniu na dane od swojej nawigacji, wymienił sprawnie pocisk w magazynku na EMP. Ci goście nie byli idiotami, wiedzieli że w takim miejscu są odsłonięci. Cyborgi musiały mieć jakis system wykrywania kolizji czy inna barierę. Trzeba wykorzystać element zaskoczenia do maksimum i najpierw wyłączyć potencjalne siły przeciw snajperskie.
Trwało to jakieś cztery minuty, nim Borys ponownie usłyszał swoją pomocnicę. W tym czasie starzec przynajmniej dwa razy przykładał dłoń do swojego czoła. Jego rozmówca był energicznym dzieciakiem o rozbudowanej mimice. Stąd wyglądał na przynajmniej niepełnosprawnego.
- Mam nieco informacji o starcu. Rozbudowana historia. - oznajmiła kobieta. - Ukończył akademię wojskową wraz z Okamijinem oraz Onijinem. Czyli tym zamordowanym prezydentem i tym zamordowanym prezydentem CyberCore. Był admirałem flot powietrznych. Ożenił się z kobietą która wymyśliła latające wyspy które służą za akademie wojskowe. Wycofał się trzy lata temu i założył fundację charytatywną...zajmuje się leczeniem dzieci o urazach szyszynki. Fan robotyki. Ma sto-dziesięć lat. Jeżeli nie jest cyborgiem albo mutantem to się zdziwię. - zdała raport. - [i]Zacznę węszyć nad dzieciakiem.
- Dobra, ja wchodzę. Niewiadomo ile czasu mają trwać te pertraktacje. -mruknął wiedząc, że w takim razie ze starcem nie będzie tak łatwo. Szyszynka… jak nic zna się na Psi. No ale nic, czas zobaczyć jak bohaterzy radzą sobie w roli najemników. Borys wycelował pocisk który z założenia miał wyłączyć urządzenia elektryczne… w tym i cyborgi ochroniarzy. Wziął głęboki oddech, wycelował jeszcze raz po czym nacisnął spust wycelowany w grupę ochroniarzy.
Gdy tylko pocisk opuścił lufę przyciągnął broń do siebie i położył się na dachu tak by nikt nie mógł dokładnie określić jego pozycji. Jedynie zerkał ponad krawędzią dachu by sprawdzić rezultaty strzału.
Mechaniczni obrońcy byli ustawieni dość blisko siebie. Kula wbiła się w jednego, przebiła go i trafiła w pierś następnego, gdzie utknęła wybuchając małym ładunkiem EMP. Trzech, stojących praktycznie przy sobie robotów, zostało porażone energią elektromagnetyczną i upadło wyłączone.
Staruszek przyglądał się cielsku swoich pomocników lekko zdziwiony. W tym czasie jego wzrok młodzieńca spoczął na Borysie. Spoglądał mu w oczy jak gdyby nigdy nic. Z precyzją, jak gdyby znał cały tor lotu pocisku.
Starzec coś jęknął i nagle wszyscy zaczęli kierować się do środka lotniska.
- O tym chłopaku nic nie ma. - zabrzmiał raport w uszach kobiety. - Nie ma nawet facebooka. Nie jestem specjalnym hackerem, ale znalazłabym przynajmniej adres zamieszkania. Nic nie ma.
- Czyli to mały jest tu najważniejszy. -stwierdził Borys szybko ładując kolejny pocisk… tym razem napalm. - Teraz szukaj tej wentylacji. Ja trochę im poprzeszkadzam. -stwierdził i wycelował przed wejście do lotniska. Zobaczymy czy będą chcieli przebić się przez mała pożogę.
“- Nuu… a ty wiesz coć o tym młodym? Nie wiem czemu ale mam wrażenie że ciągle na mnie patrzy?”- mruknął chłopak wewnątrz siebie.
"-Powinnam wyjść na spotkanie jego duszy? -" zapytała Nu.
Kula uderzyła w ziemię. Wbiła się aby po momencie wystrzelić z dźwiękiem zaledwie petardy.
Napalm rozlał się wokół przejścia, blokując wejście i włączając alarm przeciwpożarowy w budynku. Lada moment ktoś nadbiegnie z gaśnicą.
Choć goście Borysa chyba nie chcieli na to czekać. Chłopak pokazał palcem w stronę Rosjanina coś mówiąc. Staruszek Raddle wzruszył ramionami ignorując wypowiedź dzieciaka. Niebieskowłosy w odpowiedzi zaczął iść w stronę Rosjanina.
“”- O ile to bezpieczne… co jeżeli jego dusza będzie jeszcze gorsza niż ta zielona?” - dodał Rusek celując w stronę dzieciaka… wiedział co robić. Ostra amunicja poszła w ruch nie było co marnować specjalnych pocisków. Na razie trzeba było poobserwować reakcję młodego chłopaczka.
" - Dusze niekoniecznie są w stanie się zabijać. Mało prawdopodobne aby coś mi się stało" - westchnęła leniwa Nu gdy przed oczami Borysa pocisk odbił się od jakiegoś pola siłowego i kręcąc się odleciał na bok. Rusek widział to dość wyraźnie. Jego kula, z jego ogromnej broni wbiła się może na dwa, trzy centymetry przez jakąś niewidzialną barierę, stopniowo tracąc prędkość.
Dzieciak uśmiechnął się w odpowiedzi, choć nie przyśpieszył kroku.
“- To idź i sprawdź go, ale pilnuj się mała. -stwierdził Borys by oddać kolejny taki sam strzał w stronę dzieciaka, potem jeszcze jeden i następny. Dopiero czwarty pocisk miał być tym specjalnym. Młody był pewny siebie i niedojrzały widział to po jego gestach i zachowaniu w czasie rozmowy. Co za tym idzie po kilku takich samych atakach będzie pokładał jeszcze większą wiarę w swej barierze. Rusek miał nadzieje, że ta chroni go tylko przed pociskami i wszystkim co leci szybko i ma go zranić bezpośrednio. Ostatni pocisk zawierał bowiem trujący gaz, który miał wybuchnąć w środku bariery gdy wbije się w nią na te kilka centymetrów. Wtedy albo gaz zrobi swoje… albo sprawi że dzieciak będzie musiał tracić energię na podtrzymanie bariery.
Gdy nagle kula gazowa wylądowała między nogami chłopaka, uśmiech z jego twarzy zniknął. Wyglądał jak dziecko, które miało krzyknąć 'tak się nie bawię". Wyskoczył z miejsca, potem ponownie, z powietrza, aby zacząć całkiem prędko pędzić w stronę Borysa.
Słuchawka zahuczała. - Mam dane o systemie wentylacji. Mogę cię doprowadzić do każdego pomieszczenia.
- To za chwile mała, mam tu jednego upierdliwca który wymaga twardej ręki. -odparł Borys, stając na równe nogi. Gaz na dole, dzieciak w powietrzu niemal wszystko było na swoim miejscu. Borys spojrzał na chłopaka, wycelował w niego ze swej broni… po czym odwrócił ją i strzelił w stronę dziadygi który pozostał przed wejściem.
Miał nadzieje, że będąc w powietrzu pilnując własnego tyłka, chłopak nie będzie miał jak zatrzymać tego pocisku.
Niestety. Nic bardziej mylnego.
Kula przelatując obok chłopaka, odleciała w bok, gdy ten machnął ręką. Wbiła się w ścianę lotniska, niebieskowłosy wylądował na dachu. - Nie umiesz grać w berka? Powinieneś uciekać. - poinformował z przyjemnym, dziecięcym uśmiechem.
Wtedy też odezwała się Nu.
"- Oy. Mamy problem...on jest swoją osobą i swoją duszą. Ten chłopak to książę pełną gębą. - poinformowała dusza.
No to chyba dobrze dla nas nie? Trzeba wyeliminować kandytatów do tronu.” -Borys starał się zachować wesoły nastrój ale wiedział jedno. Fizyczna siła tutaj nie pomoże, lub mówiąc inaczej - jedynie zniszczenie głowy dzieciaka coś tu da. Jednak to była pewna przewaga Borysa… młody nie wiedział że i on niezbyt będzie przejmował się fizycznymi obrażeniami. Gorsze było to, że mały był pieprzonym Psionikiem. Zaś on musał wstrzymać swoje mutacje, albo przynajmniej spróbować to zrobić.
- Dawno nie grałem w berka chłopcze. -odparł Borys zmienionym przez hełm głosem. Jankovic zarzucił przenośna armatę do olbrzymiej kabury na plecach i uderzył rękawica o rękawice.
- Ale z tego co pamiętam musisz mnie dotknąć bym teraz ja gonił, prawda? - zaśmiał się podskakując lekko, jak to miał w zwyczaju podczas swych bokserskich pojedynków.
- Hmm.., - zamyślił się chłopak, pochylając się w przód. Nagle, skoczył w przód odbity przez własne PSI i wylądował tuż przed Borysem, pukając w jego wizjer palcem. - Berek.
" - Dobrze, ale do pewnego stopnia. W czystej walce masz naprawdę małe szanse." - skomentowała niezbyt zachwycona Nu.
- Berek jest nudny. -stwierdził Borys i podparł się rękawicami o biodra. - Nie mam zamiaru Cię gonić. -stwierdził Rusek przechylając lekko głowę. - Nie znasz innych ciekawszych gier? -zapytał znudzony… chyba miał już w głowie pewien plan.
- Znam. Ale teraz gramy w berka. - stwierdził. - Goń mnie albo stój, twój wybór.
Dzieciak zwinnie odwrócił się w tył i z rękoma w kieszeni zaczął wracać się spokojnym krokiem do starca, oczekującego go przed wejściem. Po jakiś dwóch sekundach, szkiełko na wizjerze Borysa nagle popękało.
Jego przeciwnik był nietypowy.
Borys uśmiechnął się pod maską… odwrócił się i od niechcenia rzucił. - Cóż skoro nie lubisz przegrywać to nie ma co. Jak kiedyś bawiłem się w te wszystkie gry komputerowe, to pełno takich było. Nazywali was noobami czy jakoś tak. - stwierdził czekając na reakcję. Jeżeli dzieciak naprawdę tak lubił gry… to nie było lepszego sposobu na prowokację.
Chłopak zatrzymał się i z protestem tupnął w ziemię, tworząc na dachu sporo pęknięć.
- Chcę grać....ale mam pracę....aaaaaaaa, dziadek jest stary, postarzeje się jeszcze trochę. - wybrał w końcu odwracając się do Borysa. - Poza tym, to ty jesteś noobem! Nawet nie chcesz mnie gonić. - spostrzegł wskazując Ruska palcem. - To tak jakbyś się poddał tylko dla tego, że zostałeś berkiem. Naab!
- Jestes młodszy i nie masz na sobie tyle żelastwa. Wybrałeś ta grę by mieć łatwiej. -odparł Borys zbliżając się do chłopaka. - Co powiesz na coś gdzie będziemy mieli równe szansę… grałeś kiedyś w “Loser Loses?” -zagadnął Borys, popisując się jedna z nielicznych ciekawostek historycznych które posiadł jako bokser. Gry która była niezwykle związana z jego ulubionym sportem.
- Tłumacz się. Wszyscy się tłumaczą. A potem matki wyzywają. - prychnął chłopak. - Co to niby za gra?
- Elitarna. Kiedyś grała w nią tylko szlachta. -odparł lekko wymijająco Rusek. - Gra która sprawdza zawziętość, opór jak i chęć wygranej. -dodał by jeszcze bardziej pobudzić ciekawość chłopaka. - Tylko potrzeba do niej jakiejś apaszki czy kawałka materiału. -stwierdził zerkając na chłopaka, oczekując aż ten oderwie sobie kawałek rękawa czy zrobi co innego.
- Hmm...brzmi ciekawie, ale nic nie mam. Może chodźmy poprosić dziadka? - zaproponował.
- W sumie na nasze potrzeby….hymmm to się chyba nada. -stwierdził nagle uderzając w ziemię, tak jak w czasie walki z dziewczyną Mata. Tym razem jednak po prostu wyrwał z niej część kabli by wybrać jakiś najgrubszy. - Te są raczej wytrzymałe i będzie dość ciekawie. -stwierdził chwytając jeden koniec kabla w dwa palce lewej rękawicy. Kciuk i palec wskazujący zacisnęły się na końcówce kabla. - Ty zrób tak samo. - poleciał chłopakowi.
Ten przytaknął, robiąc jak mu kazano. - Jak mi nie wytłumaczysz zasad, to będzie nie fer.

- Jest jedna zasada. Puścisz kabel, przegrywasz.- stwierdził Rusek unosząc prawicę.- Start. -stwierdził by wziąć szeroki zamach i spróbować łupnąć chłopaka w policzek.
Pięść Borysa miała spory pęd. Gdy zbliżyła się do chłopaka, zaczęła go jednak tracić. Po całym zamachu wyglądało to jakby Rusek zaledwie przybił chłopakowi żółwika. Siła po momencie wróciła...w drugą stronę. Ręka Rosjanina odleciała kilka centymetrów w tył, o mało nie wypadając z barku.
W tym samym czasie Chłopak wyciągnął swoją wolną dłoń w stronę lewicy Borysa.
- W sumie kto cię wysłał, i czego chcesz?
- Najemnik nigdy nie zdradza szczegółów. -stwierdził Rusek przypatrując się efektom tarczy. A gdyby tak… Borys zamiast brać kolejny zamach powoli uniósł dłoń. Zaczął zbliżać ją do twarzy dzieciaka jak gdyby chciał go poczochrać po włosach. Bez pędu, bez siły… bez tego co tarcza mogła pochłonąć i odbić.
Ruchy te jednak miały jakąś energię kinetyczną. Choć niknął. Coś gilgotało Borysa gdy ten pacał po głowie uśmiechniętego chłopaka, który klepał jego lewą rękę. Borys poczuł mały impuls. Jak gdyby PSI zebrało się w jego dłoni.
Tyle wystarczyło, Borys ułożył dłoń na głowie chłopaka. Koniec z ruchem, nie było jak dobić jego dłoni a to chciał osiągnąć… złapać gnojka. - A teraz pokaz mały że masz jaja. -stwierdził podekscytowany Borys, by zacisnąć palce na głowie chłopaka. Nie miał zamiaru uderzyć go, oderwać mu głowy czy w ogóle więcej ruszać ręką. Teraz to był test wytrzymałości psi i czaszki dzieciaka przeciw brutalnej sile, która Borys miał zamiar zgnieść swego wroga.
- Nie będę się rozbierał. Jesteś pedofilem? - spytał chłopak niezbyt przejęty uściskiem Rosjanina. Bariera działała stopniowo, nie jak ściana. Gdy ściskał siła jego uścisku powoli wyparowywała, koniec końców czaszka młodziaka nawet nie zaczęła pękać. Za to Borys czuł narastające mrowienie.
W pewnym momencie dotknięta wcześniej przez dzieciaka lewa dłoń Borysa nagle wybuchła. Krew rozlała okolicę a palce Borysa przeleciały przed jego oczyma. Co gorsza to bolało, i jakoś się nie leczyło.
- Wygrałem! - ucieszył się młodziak spoglądając na zwisający z jego dłoni kabel.
Borys krzyknął przeklinając przy tym głośno. Pot zrosił jego czoło, a ciało przeszył paskudny dreszcz. - Tylko że ja nienawidzę przegrywać.. -jęknął, nie zdejmując dłoni z głowy chłopaka. Skoro jego zwykła pięść dotarła do policzka chłopaka, to miał zamiar sprawić by ta najgroźniejsza zrobiła swoje. Rękawica strzeliła energią gdy Borys odpalił drzemiąca w niej moc, ponadto jego sylwetka skręciła się, gdy obudziły się mięśnie krewetki. Moc jego najpotężniejszego ataku wynikała z pędu jaki uzyskiwała pięść dzięki sile mięśni. Dla tego teraz miał zamiar wykorzystać tą moc by zanim wyssie ją bariera chłopaka wbić jego łepetynę jak najgłębiej się da w podłogę dachu.
To był jedno chrząknięcie. Cała energia weszła w głowę dzieciaka nim bariera w ogóle zareagowała. Poszła ona w drzazgi, a ciało bezwładnie upadło na podłogę.
-"Ty idioto. Co dalej?" - spytała Nu jakoś nie zachwycona tym pokazem - "Na swoim przykładzie dobrze wiesz, że księcia nie da się tak po prostu zabić. Potrzebujesz PSI."
Faktycznie, miała rację.
Szyja i głowa chłopaka zaczęły odrastać na nowo, tak po prostu organy wyrastały. Najwidoczniej nikogo nie obchodziło, czy to głowa czy co innego. - "Jego świadomość jest w konspekcie, a dusza w ciele i vice-versa. Tak długo jak jedno jest całe, drugie może się odtworzyć."
Borys spojrzał na czaszkę… potem na grupę przed drzwiami i znowu na czaszkę. “- Jak to co? Darmowy drink.” - stwierdził Rusek by podnieść z ziemi zdekapitowane ciało z którego odrastała głowa. Zdjął dolną część maski by odsłonić nos który zmienił się w olbrzymią ssawkę komara, którą zaczął wysysać wszystkie odtwarzające się tkanki. Póki to robił chłopak w pełni się nie zregeneruje, wystarczy znaleźć kogoś kto się zna na Psi i problem rozwiązany. Paskudne ale skuteczne. Gdy odrośnie mu lewa ręką, powinien dać sobie radę z resztą zebranych. - Dawaj tą wentylację, ale migiem. -polecił swojej nawigacji
- Wejście jest po lewej od ciebie. Spuści cię nad toalety. Możesz stąd dojść do kafejki, toalet na pierwszym I drugim piętrze, pomieszczeń biurowych albo pokoju cieciów. Gdzie cie prowadzić?
W momencie gdy mężczyzna otrzymywał informacje od koleżanki, staruszek dość spokojnym krokiem zbliżył się pod dach w towarzystwie dwóch androidów. - Przepraszam. Może pan już przestać? To się robi żałosne.
- Nie przeszkadza się w czasie jedzenia Proszę Pana. -odparł Borys dobitnie siorbając wnuka staruszka. - A teraz dowidzenia. -dodał; by pędem ruszyć w stronę kanału wentylacji. - Pokój cieciów. -zadecydował głosem jak gdyby miał ostry katar.
Metal stukał pod Borysem, gdy ten czołgał się w swojej komicznej formie. Strasznie się wlókł. Był duży, w metalowym stroju i gigantycznych rękawicach. Dzieciak mu nie pomagał. Do tego krwotok dawał się we znaki. Borys długo nie uciągnie w tym stanie. Już robiło mu się ciężko.
- Teraz w lewo, krata powinna być tuż obok.
Kolejna instrukcja. Rusek odwrócił się w wskazanym kierunku.
Przed jego oczami była puszka z której zaczął wydobywać się jakiś gaz.
Rusek przeklnął pod nosem, szybko odsunął się od puszki, by kopnąć ją jak najdalej od siebie.
- Druga strona chcą mnie tu zagazować, gdzie najbliższe wyjście?
- Jesteś pod pokojem straży. Zawsze możesz zrobić dziurę pod sobą...ewentualnie idź w prawo, za zakrętem kawałek stąd trafisz do wentylacji przy sali głównej. Blisko wyjścia ale wszyscy cię dorwą….mogę wiedzieć co ty robisz z tym truchłem? Nikt nie kazał go targać. - odezwała się asystentka.
- Nie płacą Ci za dociekliwość. -odparł niezbyt przyjemnym tonem Borys, chwytając się za kikut. Miał nadzieje, że jego ręka zasklepi się szybciej a teraz musiał kombinować. Szczerze to w dupie miał już negocjacje… zabicie dzieciaka było teraz ważniejsze.
- Dobra to dla Ciebie póki co. -warknął wkładając jeden z ostrych nabojów swojego działa w otwartą czaszkę chłopca. Gdy kości i mózg zaczną naciskać na pocisk ten powinien się zdetonować. Dzięki temu Borys mógł na chwilę “oddessać” się od dzieciaka. Jego ciało zaczęła pokrywać czarna skorupa kraba tasmańskiego, by zablokować uciążliwy krwotok i przyspieszyć proces regenreacji ręki. Jednocześnie cisnął ciałem dzieciaka w stronę gazu by ten zrobił podczas wybuchu ładną dziurę na niższe piętra, by wypuścić z wentylacji gaz oraz sprawić tej nieśmiertelnej dwójce nową drogę ucieczki.
Chłopak zrobił ładny wybuch. Okolica aż się zatrzęsła. Flaki dzieciaka znowu zalały okolicę, gdy jego głowa wybuchła już po raz drugi dzisiaj.
Rosjanin zbliżył się do wylotu aby zeskoczyć do pokoju. Wtedy się zatrzymał.
Na dole znajdowała się dwójka celujących w wyjście z wentylacji strażników lotniska oraz...staruszek którego wcześniej widział Borys.
- To o tego mutanta panu chodziło?
- Nie...ten to chyba przypadkiem chodzi po wentylacji...takie hobby. - skwitował z stoickim spokojem staruszek.
- Oh...
- Proszę strzelać. To on.
Była to zdecydowanie zbyt powolna reakcja aby Borys nie zdążył cofnąć głowy. Wentylacja nie była jednak zbudowana z zbyt wytrzymałego metalu. Albo wpada do środka...albo ucieka. Czas na szybką decyzję.
Borys wziął głęboki oddech, po czym odepchnął się ręką od ścianki szybu by opaść w dół, lądując ciężko na powoli odrastającej głowie młodzika, która z chrzęstem ponownie pękła pod jego butami.
- Witam panów policjantów i...Pana byłego admirała. -przywitał się jednoręki Rusek, pochylając się by złapać za nogę Deusa i przerzucić go sobie przez ramię. - Jakaś herbatka może dla gościa? -zapytał by nagle zamchnąć się truchłem dziecka na jednego z policjantów.
Mężczyzna przewrócił się. Jego przyjaciel wypuścił broń, aby zwymiotować na podłogę.
Jakby się zastanowić, w tym momencie nawet tak młody dzieciak nie wyglądał w żaden sposób inaczej niż obrzydliwie.
- Czy mógłbym się w końcu dowiedzieć, o co chodzi? - spytał staruszek stając przed drzwiami, blokując wyjście.
- Jest Pan naprawdę dobrym aktorem. -stwierdził Borys do staruszka, w między czasie dbając o to by głowa nie odrosła dzieciakowi, co chwile uderzając nią mocno o ziemię. Jedno zawdzięczał Rolandowi- tyle razy widział już swoje flaki jak i wnętrza innych istot, że ta makabryczna scena praktycznie go nie ruszała. - Czy ktoś kto by nie wiedział kim jest ten dzieciak, tak zawzięcie tłukłby jego głową o ziemię? -zagadnął Rusek lekko się uśmiechając. Staruszek może sobie robić operację na szyszynkach i bóg wie co z Psi. Ale póki miał tarczę złożoną z młodego ten będzie bał się użyć swojej energii.
- To nic nie zmienia. Dalej nie rozumiem po co. - powtórzył swoje pytanie staruszek. - Sadyzm to naprawdę niezrozumiałe hobby.
- Bo chce jego śmierci. -odparł Rusek póki co przeciągając rozmowę, by jego ręka miała czas na powrót do dawnych kształtów. - A wy poco chcecie się dogadacć z Geenie corporation? Chcieliście by mały zagwarantował wam wspaniała przyszłość? -zapytał na chwile unosząc zdekapitowane zwłoki, by podkreślić że mówi o nich.
- A czemu nie? Zanim zaczniemy się zabijać, wolimy znać swoje poglądy. Twoje są jednak dość krytyczne. - wywnioskował dość szybko.
Ręka Borysa zaczęła nabierać kształtów gdy w jego uszach zabrzmiał szum. Głośny i irytujący.
- Cześć sze-
- Na bok. Mikrofon. Dawaj. Halo? Borys? - w słuchawkach zabrzmiał Jason. - Dostałem jakiś dziwny e-mail. To zlecenie to pułapka, ktoś chciał abyś zdechł. Wysłałem już helikopter, podaj dokładnie gdzie mam im kazać wylądować i zapierdalaj w bezpieczne miejsce! - krzyczał Eater.
- Jak najbliżej lotniska się da. -odparł Borys i parę razy zacisnął i rozprostował palce nowo uformowanej dłoni. - Dobra, a teraz się Pan posuń. -stwierdził sięgając po działo którym wycelował w dziadygę, tak że lufa niemal dotykała jego czoła.- A jedna rada… nie ufaj Geenie. Ja dziś rzucam u nich robotę, chcieli młodego ale wolę by był martwy niż u nich. Wynajmując najemników czasem trzeba się liczyć ze zdradą. -mruknął jeszcze i ruszył do przodu, zaś jeżeli staruszek nie miał zamiaru się przesunąć, nacisnął spust.
- Jestem skonfundowany. - mruknął staruszek odganiając dłonią muchę...albo i niekoniecznie.
Borys stracił czucie w swojej odnowionej ręce. Była sztywna jak skała. Gdy spojrzał na bok dostrzegł igłę od akupunktury wbitą w swój bark. - Jako książę...jaki świat chciałbyś stworzyć? - spytał.
- Skąd pomysł że jestem księciem...a no tak ręka. -stwierdził zerkając ma swoje ramię.- Jaki świat? -Borys uśmiechnął się lekko. - Na pewno taki gdzie nie musisz być strasznie inteligentny by Cię szanowano. Wiesz nasłuchałem się już tyle razy, że jestem debilem, że mam tego dosyć. -stwierdził wesoło Jankovic. - I raczej daruje sobie podziały językowe, to dość nudne. Chociaż nad szczegółami jeszcze dokładnie nie myślałem.- stwierdził by znowu łupnąć głową Deusa o ziemię, a głowę wykręcił tak by chwycić igłę w zęby i wyciągnąć ją ze swego barku.
Ledwo Rusek poszedł "pfu" a kolejna igła znalazła się dokładnie w tym samym miejscu.
- Powolny pan jest. - skomentował z uśmiechem starzec. - Wygląda na to, że twój świat będzie mniej-więcej rajem. Ja chcę spokojnego światu. Deus pragnie miejsca przepełnionego zabawą...co stoi na przeszkodzie, abyśmy zaplanowali wspólnie świat? Nikt nigdy nie powiedział, że książęta mają obowiązek się zabijać.
- Deus… wiec tak się nazywa? -zapytał unosząc ciało w górę. - Tylko widzi Pan on jest dzieciakiem. Nie stworzy takiego świata. Znudzi mu się proces tworzenia i zaniecha go w trakcie, dla tego jest niebezpieczny. -stwierdził Jankovic by nagle zmienić temat. - Zna Pan Tanu?
- Hm..? - staruszek uniósł brew. - Kogo? - dopytał niepewny pytania, po czym odchrząknął. - Stoisz przede mną z truchłem i bronią. Mógłbyś zadecydować w końcu, czy chcesz zawiesić broń i skończyć z sadyzmem? - zapytał.
“- Jakoś mu nie ufam… już tyle razy nas wydymali że czemu teraz miałoby być inaczej? A ty co sądzisz mała?” -zwrócił się do swojej duszy Borys, udając chwilowe zamyślenie.
“- Nie jestem pewna co ty robisz już jakąś chwilę...twoja decyzja.” - padła pozbawiona natchnienia odpowiedź.
- Ehhh fakt trzeba podjąć decyzję. -stwierdził Borys w końcu a czarny pancerz począł znikać z jego ciała. Rusek westchnął… a z jego głowy wyrosły czółki. - Więc nie mam w planach kolejny raz być wydymanym. -odparł by po tych słowach krzyknąć nienaturalnie głośno. Mutacja w mrówkę miała pewna zdolność której jeszcze nie miał okazji użyć. Potężny, ogłuszający wrzask. Dziadek może był szybki, ale nie szybszy od dźwięku. Jankovic pewnie zgodziłby się na jego propozycję gdyby nie fakt że za dużo razy już mu takie składano. Działał sam do końca, tak postanowił i tego się będzie trzymał.
Staruszek nie ruszył się z miejsca. Czyżby był w szoku? Coś w końcu musiało pójść tak jak Rusek się tego spodziewał. Jeżeli każdy dziadek na świecie byłby mistrzem kung-fu, byłoby nudno.
Niestety jednak nie miał tyle szczęścia. Zaraz po tym jak zamknął szczękę, dziadyga obrócił się dobre dwa razy. Igły wylądowały w mięśniach Borysa, który został kompletnie sparaliżowany. Kolana, kostki, barki i szyja. Siedem igieł zdołało pozbawić go wszelkiej możliwości ruchu. - Hohoho, chyba moje uszy zdecydowały się na awaryjne wyłączenie...będę musiał odczytać ile było w tych słowach megaherców. - uśmiechnął się delikatnie wyciągając z dłoni Borysa chłopca.
"- Zapomnij. Następnym razem to ja wybieram." - skarała Borysa Nu.
Mała… jeszcze się nie poddałem.” - Borys odparł w myślach gdyby mógł zacisnąłby zęby. Jednak mim oto jego ciało zabulgotało delikatnie...zrobiło się bardziej wiotkie, jak by pozbawione pewnych elementów. Ruszył oczyma w stronę dziadka… po czym uśmiechnął się i poderwał się by strzelić go rękawicą prosto w twarz. - Oy chyba wyłączyłem swoje receptory na akupunkturę.
Staruszek bez większego przejęcia przesunął się w bok. Borys uderzył pięścią w podłogę. Zaraz po tym starzec złapał drugą z jego dłoni, i przerzucił go przez siebie. Mężczyzna uderzył plecami o podłogę, odczuwając sporo bólu. - Chyba powinienem już wychodzić. - stwierdził, przyglądając się przytulanemu przez jedną z jego rąk Deusowi, który rozkojarzonym wzrokiem zbierał fakty.
- Czy każdy pieprzony dziadek musi być mistrzem sztuk walk? -jęknął Rusek dźwigając się na nogi. - I co niby mnie tak zostawisz i jak nigdy nic sobie odlecisz? -Jankovic splunął na bok dobywając swego działa i celując w starucha. -Bo uwierzę.
- A czemu by nie? Wolałbyś abym został i pozbawił cię życia. Dziwna perspektywa. - zauważył klepiąc po głowie zapłakanego Deusa.
- Mój ulubiony golf...Nikita będzie zła.... - jąkał zapłakany na widok flaków i innych odpadków na jego koszuli. Wyglądał dość niewinnie...w końcu był dzieckiem.
- "Podnosisz się i biegniesz" - podyktowała Nu w umyśle Rosjanina gdy przedmioty w pomieszczeniu zaczęły wirować bez opamiętania, podpalać się bez powodu czy nawet zmieniać w błyskawice. Młody był ogromnym źródłem PSI, ale jak widać, niekoniecznie opanowanym.
- W takim razie do zobaczenia… na tronie lub pod nim. -stwierdził Rusek,by odbić się od ziemi i ruszyć sprintem w stronę wyjścia. - Uznaję to jako remis! -rzucił jeszcze przez ramię. Rusek odgarniał na bok oszołomionych przez jego wrzask ludzi, którzy niezbyt jeszcze kontaktowali. Dopiero gdy wypadał na zewnątrz podnosiły się pierwsze krzyki. Jankovic jednak nie słyszał ich już, bowiem wskoczył do odrywającego się od ziemi helikoptera.
Wiedział już jak walczyć z Deusem... oraz kto był jednym z jego przeciwników do walki o władzę nad światem.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 30-12-2013 o 22:17.
Ajas jest offline