Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-12-2013, 16:36   #111
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
196 dni do konfrontacji.

Szpital. Niemcy.
Mulch z zimnym i obojętnym spojrzeniem przyglądał się Henriemu niezbyt przejęty sytuacją. - Czego tak właściwie chcesz? Pamiętasz w ogóle skąd przylazłeś? - spytał z odrobiną zainteresowania w głosie.

Baza kosmiczna.
Nikita wraz z Meerem wypadli z windy do środka bazy. Było tutaj dziwnie pusto i cicho. Zaraz po tym jak pojawili się na korytarzu ktoś kazał im spotkać się z Aurorą.
Miejsce było zupełnie odmienione, obok każdej sali której przeszli widzieli zastępy ciężko pracujących ludzi, wszyscy byli zabiegani a każdy miał w czymś pełne ręce. Aurora postawiła to miejsce do pionu.
Gdy dwójka znalazła się w jej biurze, padły szybkie dwa słowa.
- Raport. Teraz.

Domek wakacyjny w Brazylii.
Boys obudził się tylko po to aby spostrzec Eatera pijącego piwo i zagryzającego kanapką.
- Tego. Potrzebujemy pieniędzy. - stwierdził beznamiętnie. - Jakbyś chciał, to mam dla ciebie zlecenie.
 
Fiath jest offline  
Stary 26-12-2013, 16:38   #112
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Szczerze mówiąc nie za wiele - przyznał się Henry, wzruszając ramionami. - Tylko przebłyski. Dlatego mnie tu przysłała. Ty też posiadasz jej DNA, mimo że nie jesteś jej biologicznym synem. Też chciała żebyś przemyślał po czyjej jesteś stronie, czy po prostu miałeś się tu ze mną spotkać?
- Miałem tu przyjść. - wytłumaczył. - Więc pewnie ustawiła nas.
Mulch nie wyglądał na specjalnie przejętego sytuacją. - Osobiście nawet nie wiem w jakim świecie się urodziłem. Zastanów się. Odwiedziliśmy tyle wymiarów ile mamy lat.
- Dość dziwna zależność - stwierdził naukowiec, krzyżując ręce na piersi, wyraźnie nie przekonany. - Dlatego że jest to pierwsza linia czasowa którą odwiedziłem, to ja z tego wymiaru umarłem gdy miałem mniej niż roczek? Powiedziałbym raczej, że to zbieg okoliczności. Potwierdzenie tego typu teorii wymagałoby więcej testów.
- Urodziłeś się w 2221, koniec świata jest wyliczony na 2222. Jeżeli nic złego by się nie stało, nie przeleciałbyś dalej. Jest jakiś margines błędu, ale będąc logicznym..jaka jest szansa, że spędziłeś więcej niż rok w jednej linii czasowej? Czy w ostatniej którą wspominasz, pamiętasz, abyś miał...dziesięć lat lub mniej? Czy od razu osiemnaście? - spytał dość zagatkowo Mulch.
- To prawda że moje wspomnienia z tamtego wymiaru nie sięgają zbyt daleko... - przyznał niechętnie Henry. - Jednak pamiętam że ostatnią podróż odbyłem z własnej woli, z pomocą Nikity, i stało się to już po zagładzie ludzkości, a nie w jej trakcie. Nie wydaje mi się żebym jako dziecko celowo cofał się w czasie po to żeby zapobiec tej tragedii.
- Oczywiście, że nie. Z rąk do rąk rzucano nami między liniami. Chodzi o to, że nie można robić tego do końca. Nigdy nie trafisz do tej konkretnej linii do której należysz. - wyprostował swój punkt widzenia Mulch. - Musisz po prostu wybrać tą jedną, na której chcesz osiąść.
- Tylko czy Nikita nie mówiła że od czasu gdy opuściła konspekt i przestała być gargulcem, podróże między liniami stały się niemożliwe? - zauważył Henry. - [i]Co w takim wypadku dzieje się w konspekcie po katastrofie? I dlaczego ty zdecydowałeś się stanąć po stronie Matki gdy wiedziałeś o tym wszystkim? Czy celowo próbujesz przejść do innej linii czasowej zamiast osiąść tutaj?
- Gdy entropia wypada z równowagi wymiar staje się niestabilny. Opuszczenie tej linii czasowej jest banalne nawet bez jej pomocy. - odpowiedział. - Wręcz przeciwnie. Postanowiłem tu osiąść. Matka wykorzystała moment mojej śmierci aby zainicjować fuzję z duszą. Nazywa się to...księciem bodajże. - wzruszył ramionami. - W momencie gdy entropia zacznie się stabilizować będzie miał miejsce koniec świata. Jedna osoba, która zajmie wtedy konspekt, będzie mogła wykreować nowy, odrodzony świat. Rozumiesz? - wyjaśnił Mulch. - Medium służy zarówno do inicjacji jak i do przejęcia kontroli nad konspektem. Jest kluczem. Dlatego ją chronimy.
- To by wiele wyjaśniało - przytaknął Henry. - Czyli chcesz żeby Charlotte została królową nowego świata, podczas gdy ty będziesz jej wiernym rycerzem? Nie wiem czy podoba mi się taka opcja. Cybercore i Geenie Corp może też nie mają czystych rąk, ale przynajmniej nie zamierzają wymordować wszystkich ludzi by osiągnąć swoje cele. No i sam pewnie widziałeś jak łatwo pozbyć się złego człowieka na wysokim stołku, gdy jest on zwykłym śmiertelnikiem. Myślę że o wiele trudniej byłoby przeprowadzić udany zamach na medium, gdyby okazało się że jej nowy świat nie bardzo przypada mi do gustu.
- Medium jest źródłem wahania...Nie wiem czy w ogóle może zasiąść na tronie. Ale...zobaczymy. W obecnej formie również mam taką możliwość. Jedyny problem: jako kandydat nie jestem w stanie opuścić tej linii czasowej. - westchnął Mulch. - A ty? Czego tak na prawdę chcesz?
- Cóż, skoro twierdzisz, że ostatnia linia czasowa którą pamiętam nie jest moją "prawdziwą", to sądzę że tak naprawdę nie mam powodu by do niej wracać... - stwierdził Henry z wyrazem głębokiego zamyślenia na twarzy. - Ale chciałbym się dowiedzieć jeszcze jednej rzeczy zanim podejmę ostateczną decyzję. Czy wiesz może dlaczego jedynymi ludźmi którzy przeżyli zagładę w moim poprzednim wymiarze byliśmy ja, Charlotte i mój rzekomy ojciec?
Mulch wyglądał na wyraźnie zamyślone. Zebranie się na odpowiedź zabrało mu spory moment.
- Obstawiałbym...że w jakiś sposób zapobiegliście koronacji. Ale Charlotte przeżyła? Może zniszczyliście sam rdzeń który w niej był? W jakiś sposób musieliście powstrzymać się od ukształtowania nowego świata. I znaleźć schron przed tym, co było tego efektem.
- Wydaje mi się że tak właśnie zrobiliśmy - potwierdził naukowiec. - Jednak tutaj by to nie zadziałało, skoro ty też jesteś kandydatem? Hmm. A czy gdybym chciał tutaj osiąść, to rzeczywiście muszę zrobić coś żeby równowaga tego wymiaru nie została naruszona, czy Roland okłamał mnie w tej sprawie? Dość trudno objąć rolę martwego niemowlaka... Chyba że stanąłbym po stronie Nikity, starając zachowywać się tak jakbym był jej biologicznym synem.
- Przy nieładzie w jakim jest świat po wytrąceniu entropii…nie znaczymy tutaj wiele. On był niemowlakiem. Gdyby jego obecność miała coś zakłócić, zostalibyśmy wyrzuceni po pierwszym wypowiedzianym słowie. To wszystko jedna wielka brednia.
- Czyli jestem wolny? Nic mnie krępuje? - upewnił się Henry, zerkając podejrzliwie na Mulcha, by po chwili z wyrazem maniakalnej radości zerwać się z krzesła i wzniesionymi do góry rękoma dać wyraz swej nagłej euforii. - Mogę stanąć po stronie Char i stać się księciem, tak jak ty? Mieć wpływ na kształtowanie nowego świata, albo przy odrobinie szczęścia samemu stać się jego twórcą? To brzmi wręcz za dobrzy, by mogło być prawdziwe! Powiesz mi, co zyskałbym umierając i stając się tym całym księciem? Dostałbym jakieś nowe moce? Zyskał nieśmiertelność? Moja dusza nie chciałaby mnie już zabić?
- Dlaczego miałaby chcieć? - zdziwił się tym oskarżeniem Mulch. - Ogólnie rzecz biorąc my tylko pilnujemy, aby wszystko miało miejsce. Jak chcesz być księciem, to zadanie gargulców. Mają prowadzić ludzi do nowego świata. - objaśnił. - Księciem jest osoba, złożona z zjednoczonej duszy oraz świadomości. Innymi słowy stajesz się częścią konspektu. Tak kiedyś powstawali gargulce.
- Gdy Roland wyjaśniał nam jaki jest cel Charlotte, powiedział że dusze zmusiły ją do tego by sprowadziła zagładę na ludzi, od których chciały się uwolnić - wyjaśnił Henry. - Chcesz mi powiedzieć że to też było kłamstwo? W takim razie co się stało ze wszystkimi mieszkańcami Grenlandii i Korei?
- Jeżeli nie chcemy aby wszystko poszło w cholerę, tak jak w twoim świecie, to potrzeba na to energii. Wykorzystaliśmy Koreę aby spowolnić tempo spadku entropii. - wyjaśnił Mulch. - Dusze...zagładę na ludzi? Ile ty masz IQ? - brew Mulcha uniosła się lekko.
- Wybacz, ale jestem szalonym naukowcem. Czego ty ode mnie oczekujesz? - zapytał Henry, rozkładając niewinnie ręce. - Ledwo tydzień temu dowiedziałem się że istnienie dusz jest potwierdzalnym faktem naukowym i wymagasz ode mnie żebym z miejsca domyślił się jaki jest ich modus operandi? Choć przyznam że łatwiej mi było myśleć o wszystkim co żyje w konspekcie jak o kosmitach z innej planety, którzy przybyli by zniszczyć rasę ludzką... Takie tam skrzywienie zawodowe - wyjaśnił się, po czym wrócił do zadawania pytań. - Ale mówiłeś, że gdy entropia zacznie się stabilizować, to nastąpi koniec świata, prawda? A jeśli pozbylibyśmy się Char lub jej rdzenia, przez co nie udałoby się zakończyć spadku entropii, to… również wszystko wybuchnie, tyle że nie będzie nikogo kto mógłby potem odbudować świat, więc skończymy tak jak w mojej poprzedniej linii czasowej? Więc innymi słowy, musimy po prostu wybrać mniejsze zło?
- Cóż...ciężko to nazwać mniejszym złem. Ktokolwiek połączy się z konspektem, przetrwa. Inni znikną. W zamian za to można stworzyć świat wiele, wiele razy lepszy. - spostrzegł Mulch. - Technicznie mówimy o wyborze nowego boga.
- Masz rację. Mi też nie bardzo się to podoba - zgodził się naukowiec, gładząc się po brodzie w zamyśleniu. - Chociaż może być jeszcze inny sposób. Gdyby tylko udało mi się przypomnieć sobie w jaki sposób nasza trójka przetrwała spustoszenie w ostatniej linii czasowej… Czy był to jakiegoś rodzaju schron? Pole siłowe? Jakiś rodzaj PSI? Nikita powinna wiedzieć, skoro to ona pomogła mi przejść na tą stronę.
Mulch wzruszył ramionami.
- W takim razie spróbuję… nie, na pewno odkryję sposób by zapobiec zagładzie ludzkości. W końcu jestem Dr Ignatiusem, genialnym szalonym naukowcem! Kto inny może to zrobić jeśli nie ja? Khahahaha! - chłopak zaśmiał się maniakalnie, biorąc ręce pod boki, po czym zbliżył swoją twarz do twarzy Mulcha i z upiornym uśmiechem zapytał: - A co z tobą, księciuniu? Spróbujesz mnie powstrzymać, bo chcesz zobaczyć koniec świata ze sobą na widowni?
Henry nie zdążył nawet mrugnąć.
Przed jego oczami była twarz Mulcha na tle chmur. Czuł zimno i nieprzyjemny wiatr.
- Nie dbam o koniec świata, ale jeżeli zamierzasz krzywdzić Charlotte...nie będę myślał dwa razy. - Jego ręka wypuściła naukowca, który obracając się w powietrzu spostrzegł że leci wprost na środek oceanu. Bez większego namysłu zabezpieczył się czarną kulą z energii rdzenia, aby tak zabezpieczonym wylądować na dnie morza.
 
Tropby jest offline  
Stary 29-12-2013, 00:58   #113
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Mówisz? -zapytał Borys po dość ciężkiej nocy...lecz o niej powiemy trochę później. - Wiesz mam trochę własnych planów i nie będe leciał na drugi kraniec świata tylko dla paru marnych groszy. Ale dawaj mów o co chodzi. -stwierdził otwierając lodówkę.
- Jakaś umowa handlowa tu będzie, między geenie corpem i...kimś-tam. Mamy przypilnować aby nie dogadali się. Wprowadzić jakiś zamęt i sobie pójść. Ewentualnie kogoś zabić. - wyjaśnił. - Z tą akcją mielibyśmy trochę funduszy do popisu.
- A dla kogo pracujemy? -zagadnął Borys, wyciągając z lodówki butelkę wody i bez pytania opróżnił połowę. - I za ile będzie to spotkanie?
- Nocą w koreii. Zlecenie jest od jakiejś konkurencyjnej firmy. Jak się okazuje też chcą kontrakt, zanim kto inny go zgarnie.
Borys na chwile zawiesił się popijając wodę w milczeniu, po czym wzruszył ramionami. - Dobra mi pasuje. Ale będę potrzebował pełnego munduru żołnierza, nie chce by ktokolwiek zorientował się że to ja. Jakaś maska przeciw gazowa, i te takie ręczne miniguny by ukryć te łapska. Albo inne metalowe rękawice. -wyjaśnił swoje potrzeby wilk.
- Taa...zobaczę co da się zrobić, ale raczej nie skołuję nic co by przetrwało te twoje mutacje. - stwierdził Jason. - Co żeś robił w nocy? - spytał.
Borys machnął tylko ręką. - Nic takiego, a co? -rzucił zaczynając robić sobie śniadanie. - Spoko… mutacje nie będą potrzebne.
- Chcesz coś odemnie czy niespecjalnie? - zapytał unosząc lekko brew. - Jak nie to bym wrócił na plażę.
- Przede wszystkim chce zobaczyć dokładne info o tym zleceniu, oraz sposób w jaki kierujesz tym całym bałaganem. -stwierdził bokser.
- A więc jednak robota, co? - z ciężkim głosem mężczyzna westchnął kładąc nogi na stole. - Zlecenia dostajemy na pocztę. Mamy taką stronę, zaczyna się na hashtag bo nie jest legalna. Dostęp dajemy tylko wypłacalnym firmą. W zleceniach jest tylko wysokość nagrody, cel i długość terminu. Mało kto się tłumaczy, bo gdyby musieli, to za cholerę byśmy im się nie opłacali. - objaśnił podstawy firmy. - Armię rekrutuję Poborowo, a jak są ploty, że ktoś się sprawuje, to sponsoruję go osobiście. Reszta dostaje żołd. Proste, nie?
- Ile z tego bierzesz dla siebie? - zainteresował się Borys siadając przy stole. - Zresztą to raczej kiepski zawód gdy zbliża się koniec świata. -dodał wgryzając się w kanapkę.
- Tyle ile zostanie po wydaniu żołdu...koniec czego? - spytał niezbyt rozumiejąc komentarz Borysa.
- Ano tak ty nie wiesz… -westchnął Borys. - Geenie corp i rząd mocno się pożarły, póki jeszcze byłem w bazie zdobyłem informacje o szykującej się wojnie atomowej. Z planety pewnie zostaną głównie zgliszcza jak to się stanie. Myślisz, że czemu postanowiłem zabić Rolanda. -Borys przyznał się do domniemanej winy wzruszając ramionami. - Chciałem dać sobie trochę czasu by przemyśleć jak temu zapobiec.
Jason siedział cicho trawiąc tą wiadomość. Nie wyglądał nawet na przestraszonego. Wręcz przeciwnie, w dziwny sposób się uśmiechał… - Ty...to będzie zabawne. - skomentował. - [i]I ile przy okazji zarobimy...hehe…[/] - uradował się.
- Akurat mam pomysł by było i zabawnie i zarobkowo… i przeżywalnie. -dodał Borys lekko się uśmiechając. Chyba właśnie rybka pełna adrenaliny wpadła w jego sieć. - Gdzie właściwie w Korei mamy to zlecenie? -zmienił temat jak gdyby nigdy nic, chciał trochę podbudowac ciekawość Jasona.
- Lotnisko, koło granicy północy z południem.
- Chciałeś kiedyś być na celowniku wszystkich i 24 godziny na dobę walczyć o przetrwanie? -zagadnął Borys widząc, że musisz uderzyć bardziej łopatologicznie.
- A dlaczego jestem najemnikiem? - spytał unosząc brew. - W połowie świata jestem nielegalny. Co ty kombinujesz? - zapytał.
-Kombinuje jak by tu przeżyć. -stwierdził Borys i wziął głęboki oddech. - Widzisz od czego zależy to czy będzie wojna? Od kolejnego prezydenta, czy szefa jakiejś korporacji? Nie to zależy od ludzi. -stwierdził chłopak wstając… jakoś lepiej mu się mówiło gdy chodził po pokoju. - Jeżeli nie będzie osób które przygotują rakietę nie zostaną odpalone, nie będzie żołnierzy którzy zrobią brudną robotę- nie będzie wojny. Proste. Ci na górze nie lubią brudzić rączek. -zaczął tłumaczyć swoje poglądy chłopak. - A czemu ludzie im służą? Na pewno dla tego że im się za to płaci… ale nawet debil jest wstanie przewidzieć co się stanie podczas wojny atomowej. Głównym czynnikiem jest, to że taki szary żołnierz wierzy że jest ważny. Ma nadzieje że głowa państwa a tym samym państwo w której wierzy i które kocha mu za to zapłaci. -Borys uśmiechnął się dochodząc do sedna. - Więc trzeba sprawić by uwierzyli w coś innego prawda? A w co wierzą dzieci i kim najbardziej chciałby być każdy żołnierz? Bohaterem. -dodał unosząc wilczą maskę do góry. - Nadążasz za moim tokiem rozumowania?
- yy...nie do końca. Jak jest wojna, to się walczy, aby przetrwać. Tak na prawdę to jak już ci państwo zaatakują, to kto uwierzy, że jak się poddadzą, to będzie spokój? Pewnie będzie jeszcze gorzej. - odparł Jason. - Jak niby chcesz ruszyć całe masy podczas wojny atomowej, aby przestały strzelać w innych i uwierzyli, że nikt nie będzie strzelał w nich? Oczywiście, że już czują się bohaterami, ale tu nie chodzi o pieniądze tylko przetrwanie, nie sądzisz? Wojna to błędne koło.
- Bo chce to zrobić zanim dojdzie do wojny. Pierwsze głowice maja być wystrzelone za 100 ileś dni. A przynajmniej tyle udało mi się zdobyć informacji, mim oto nie sądzę by jutro mieli nimi strzelić. -stwierdził. - Jeżeli przed wojną uda mi się sprawić, że ludzie uwierzą w idee bohatera, oraz stracą szacunek do wiodących liderów sceny politycznej, to zostanę teoretycznie prezydentem nowej unii narodów. Plan dość wyniosły ale trzeba coś robić zamiast siedzieć na dupie i czekać na koniec.
- ....No to proszę działać. - Eater uniósł w górę ręce, w dość poddańczej pozie. - Za cholerę nie wiem jak chcesz to zrobić, ale proszę bardzo, pracuj. - wzruszył ramionami. - Ja tu jestem tylko po to aby dawać ci wojsko, prawda?
- W sumie tak. -stwierdził Borys. - Ale wole wiedzieć za co pracujesz, zresztą jako prezydent będę potrzebował porządnego speca od brudnej roboty. -wyjaśnił klepiąc kaskadera po ramieniu. - Trzymaj się mnie a emocji Ci nie zabraknie. -dodał bokser, po czym zmienił temat. - A teraz mów kiedy lecimy do koreii i jaka ma być moja rola oraz dola.
- Wieczorem. Masz przeszkodzić w rozmowie...jak to już twoja broszka.
- Ale że niby sam? A co zresztą najemników czy z tobą? -dopytał się rusek.
- Mówiłeś, że jak cię wezmę, to będziesz robił za innych? Mogę ci w sumie pomóc...ale pamiętaj, że branie wojska kosztuje.
- Powiem ci kogo będę potrzebował… -mruknął Borys.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 29-12-2013, 19:58   #114
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Następnego dnia wiadomości w Japonii doniosły, że u wybrzeży Hokkaido z oceanu atlantyckiego wynurzyła się podejrzana czarna kula, przypominająca nieco czarną dziurę która unicestwiła wszystkich mieszkańców Korei. Teraz jednak Henry nie przejmował się zbytnio fruwającym mu nad głową helikopterem i wydostawszy się z wody zlokalizował na mapie w swoim CMU znajdującą się na wyspie jedną z pięciu wind kosmicznych w stronę której zaczął zmierzać. Znajdując się mniej więcej kilometr od wybrzeża postanowił deaktywować rdzeń biocybernetyczny i reporterka w śmigłowcu mogła zauważyć jak ubrana na biało postać oddala się od nich na czymś w rodzaju odrzutowej deski z prędkością która znacznie przekraczała osiągi nawet najnowszych dostępnych na rynku modeli. Mimo to poleciła pilotowi by dalej za nią podążał, aczkolwiek w pewnym momencie postać zwyczajnie zniknęła z oczu całej załodze helikoptera. Widzowie przed telewizorami mogli zaś przez dobrą minutę podziwiać zamarłą w dziwacznym grymasie twarz reporterki, która zaraz potem ze zdziwioną miną spojrzała na swój zegarek i lekko roztrzęsionym głosem poinformowała widzów że pora na przerwę reklamową.
Japonia zdecydowanie była ciasna. Przez niemal całą swoją podróż krajobraz Henriego był mniej-więcej miejski. W końcu jednak zaczął zbliżać się do windy. W zasięgu jego wzroku były drzwi bronione przez piątkę strażników.
Nagle jego telefon zadzwonił. Pojawił się na nim napis “@Unknow” oznaczający nieznanego nadawcę.
Henry bez wahania zatrzymał się i odebrał telefon, rzucając typowe “Halo, kto dzwoni?”
Odpowiedź była natychmiastowa - Halo, Henry? - a głos wydawał się w dziwny sposób znajomy. - Tutaj Roland. Gdzie jesteś?
Należał do rzekomo martwego prezydenta…
- Gdybyś naprawdę był prezydentem, to nie musiałbyś o to pytać - stwierdził dobitnie naukowiec. - Komuś takiemu jak on naprawdę nie trudno byłoby namierzyć włączoną komórkę. Mów kim naprawdę jesteś albo zaraz się roz... - zatrzymał się wpół słowa, gdyż nagle coś zaskoczyło w jego głowie. - Czy to ty, Tanu? - zapytał głosem bez emocji.
Jesteś idiota jak Borys czy tylko udajesz? Dla twojej informacji oficjalnie nie żyje więc nie mogę sobie wykrywać każdego i wszystkich bo jak to dobrze wiesz sygnał można wykryć w dwie strony - stwierdził dobitnie Roland - A mi teraz zależy na tym by świat dalej myślał o mnie jako o trupie - po chwili dodał - Dla tego nie mam czasu na udowadnianie czy ja to ja, chcesz mi pomóc i coś na tym zyskać czy nie?
- Zależy w czym - stwierdził Henry. - Ukryłeś się, bo już wcześniej wiedziałeś że Borys nas zdradził, tak? Wiesz może dlaczego to zrobił? Ludzie tacy jak on są zwykle lojalni dopóki ktoś przynajmniej raz ich nie wydyma.
- Chwile przed zamachem na mnie zdałem sobie sprawę że Borys to wszystko ukartował. Ale to nie on mnie napadł. Nie było go wtedy w bazie, widziano jak odlatuje z tym swoim nowym informatykiem. -westchnął Roland. - Jednak chodzi o to co zdążył Borys zrobić i co może nam, teraz pomóc. W moim komputerze umieścił pluskwę, Aurora o tym nie wie. Ja nie zdążyłem zgrać danych przed ucieczką, a są kluczowe. -wyjaśnił zielonowłosy. - Chciałem żebyś ty przeprogramował pluskwę, zgrał je do siebie i dał je mi. W nagrodę dam ci do nich całkowity dostęp oraz jeszcze do kilku innych informacji które zapewne Cie zainteresują. Koniec gierek i niedomówień. -Roland postawił sprawę jasno.
- Sounds like a deal to me - zgodził się Mason. - Tylko dlaczego nie poprosiłeś o to Aurory, albo Zolfa? Czyżbyś bardziej ufał mi, niż im?
- A myślisz że kto postanowił wpuścić do bazy małego zamachowca? Podpowiem- zajmuje teraz moje miejsce. - prychnął Roland. - A Zolf.... brał udział w pierwszych eksperymentach nad Borysem i dalej jest nim zainteresowany. Nie wiem po której stronie stanie, mojej czy jego.
- W takim razie niedługo utnę z nim sobie pogawędkę - oznajmił chłopak. - Będziemy w kontakcie.
Henry rozłączył się, po czym znowu ruszył na pełnej prędkości w kierunku windy, by jak najszybciej dotrzeć do bazy kosmicznej. Przewidywał że skoro Aurora wszystko ukartowała, to dopóki nie jest pewna po czyjej stronie stoi, może zechcieć zatrzymać go tam na górze. Jednak nie przejmował się tym zbytnio. W końcu kto zdoła zamknąć na dłużej w klatce szalonego naukowca? Bardziej niepokoiła go Nikita z którą również zamierzał się skontaktować. Chciał podzielić się z nią tym co udało mu się dowiedzieć, jednakże obawiał się że jej impulsywna natura może popsuć jego plan. Cóż, należało dobrze przemyśleć tą decyzję.
 
Tropby jest offline  
Stary 30-12-2013, 22:15   #115
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Borys siedział na dachu lotniska w Korei. Było mu gorąco w wojskowym ubraniu a olbrzymie rękawice wymagały nieco przywyknięcia...teraz jednak ludzie traktowali go jak przypadkowego, i może niebezpiecznego cyborga. Bo tak wyglądał.
Przez lunetę działa snajperskiego oglądał scenę na pasie lądowania. Samolot z logiem Geenie Corporation wylądował już jakiś moment temu. Zbliżył się do niego staruszek.
Był ubrany w czerwone łachmany, łysy nie licząc jakiś dwóch długich kosmyków siwizny. Miał też długą białą brodę niczym jakiś czarodziej.
Razem z nim stało aż sześć androidów. Wydawały się być nieco bardziej odpicowane. Może modele ochroniarskie?
Z drugiej strony wyszło czterech mutantów w garniturach i młody chłopak.
Był niewysoki. Miał niebieskie włosy i oczy, bardziej interesował go jego 4DX niż sama sytuacja. Leniwie wyszedł przed starca aby spojrzeć mu w oczy. Zaczęli jakąś dyskusję.
W tym momencie coś zaszumiało w uchu Borysa.
- Agent? Tutaj nawigacja. Mam podgląd przez twój hełm. Jeżeli czegoś potrzebujesz zgłoś się. - zabrzmiał kobiecy głos. Ex-bohater nie miał tak źle.
Borys leżał na brzuchu, chociaż wiercił się lekko nieprzyzwyczajony do tak pełnego stroju. To że jego odporne na kule ciało chroniła pełna wojskowa zbroja było dośc komiczne, jednak jej celem nie było zapewnienie mu pancerza. Kto by bowiem poznał Ruska gdy wyglądał jak eks żołnierz w dość porządnie wykonanym egzoszkielecie?


Aczkolwiek jego nowa pukawka całkiem mu się podobała. Nie były to te śmieszne katanki o których uczyła ich Bangetsu, czy pistoleciki policyjne. Broń nawet dla niego zdawała się być masywna, a szerokość otworu w lufie wskazywała bardziej na przenośny czołg niż karabin snajperski.


- Odbiór. -odparł Borys który uważał że trzeba w pewien sposób zachować konwencje bycia tajnym agentem, lub mówiąc mniej poetycko - płatnym mordercą. - Da rade jakoś wyłapać co mówią, albo przesłać mi imformacje kto to jest? Ponadto przydałaby mi się mapa szybów wentylacyjnych. -dodał przykładając oko do lunety i wodząc od jednego celu do drugiego.
- Jasna cholera, dlaczego nikt mi nie mówił przed tym burdelem, że mam skanować szyby wentylacyjne!? - poskarżyła się kobieta. - Bez sprzętu szpiegowskiego, dronów czy bycia popierdolonym mutantem, nic nie usłyszysz. - dodała po chwili uspokajając się równie szybko co wybuchła. - Mogę przeskanować szyb, ale nie wiem ile mi to zajmie. Wytrzymasz?
- No kurde jestem popierdolonym mutantem pewnie że wytrzymam. -zaśmiał się Borys. - Nie no żart, ale wytrzymać wytrzymam. -dodał wracając do swej roli anonimowego żołnierza. - A dasz rade coś o nich wygrzebać z jakichś baz danych?
- To chcesz skan wentylacji, czy celów? - zapytała.
- Cele. -stwierdził szybko, p oczym ustawił celownik na głowie dziadka i czekał. Stara zasada mówiła o tym, że jeżeli w ważnym miejscu jest facet w garniturze, lub siwy dziadyga to powinno się go wyeliminować jako pierwszego. Kto tego nie robił nigdy nie czytał komiksów albo mang. W lufie umieszczony był normalny pocisk… jeżeli trafi z zaskoczenia taki kaliber powinien rozsadzić mu łeb na kawałki. Niby miał tylko przerwać rozmowy, ale coś mu tu nie grało. To nie byli ludzie Unii, nie kojarzył by tacy byli w bazie, a skoro wywalono go z helikopteru Geenie Corp dwa dni przed tym spotkaniem, po tym jak zdobył ważne dane. cóż… kto wie czy oni nie mieli w tym swojego udziału.
Po chwili namysłu w oczekiwaniu na dane od swojej nawigacji, wymienił sprawnie pocisk w magazynku na EMP. Ci goście nie byli idiotami, wiedzieli że w takim miejscu są odsłonięci. Cyborgi musiały mieć jakis system wykrywania kolizji czy inna barierę. Trzeba wykorzystać element zaskoczenia do maksimum i najpierw wyłączyć potencjalne siły przeciw snajperskie.
Trwało to jakieś cztery minuty, nim Borys ponownie usłyszał swoją pomocnicę. W tym czasie starzec przynajmniej dwa razy przykładał dłoń do swojego czoła. Jego rozmówca był energicznym dzieciakiem o rozbudowanej mimice. Stąd wyglądał na przynajmniej niepełnosprawnego.
- Mam nieco informacji o starcu. Rozbudowana historia. - oznajmiła kobieta. - Ukończył akademię wojskową wraz z Okamijinem oraz Onijinem. Czyli tym zamordowanym prezydentem i tym zamordowanym prezydentem CyberCore. Był admirałem flot powietrznych. Ożenił się z kobietą która wymyśliła latające wyspy które służą za akademie wojskowe. Wycofał się trzy lata temu i założył fundację charytatywną...zajmuje się leczeniem dzieci o urazach szyszynki. Fan robotyki. Ma sto-dziesięć lat. Jeżeli nie jest cyborgiem albo mutantem to się zdziwię. - zdała raport. - [i]Zacznę węszyć nad dzieciakiem.
- Dobra, ja wchodzę. Niewiadomo ile czasu mają trwać te pertraktacje. -mruknął wiedząc, że w takim razie ze starcem nie będzie tak łatwo. Szyszynka… jak nic zna się na Psi. No ale nic, czas zobaczyć jak bohaterzy radzą sobie w roli najemników. Borys wycelował pocisk który z założenia miał wyłączyć urządzenia elektryczne… w tym i cyborgi ochroniarzy. Wziął głęboki oddech, wycelował jeszcze raz po czym nacisnął spust wycelowany w grupę ochroniarzy.
Gdy tylko pocisk opuścił lufę przyciągnął broń do siebie i położył się na dachu tak by nikt nie mógł dokładnie określić jego pozycji. Jedynie zerkał ponad krawędzią dachu by sprawdzić rezultaty strzału.
Mechaniczni obrońcy byli ustawieni dość blisko siebie. Kula wbiła się w jednego, przebiła go i trafiła w pierś następnego, gdzie utknęła wybuchając małym ładunkiem EMP. Trzech, stojących praktycznie przy sobie robotów, zostało porażone energią elektromagnetyczną i upadło wyłączone.
Staruszek przyglądał się cielsku swoich pomocników lekko zdziwiony. W tym czasie jego wzrok młodzieńca spoczął na Borysie. Spoglądał mu w oczy jak gdyby nigdy nic. Z precyzją, jak gdyby znał cały tor lotu pocisku.
Starzec coś jęknął i nagle wszyscy zaczęli kierować się do środka lotniska.
- O tym chłopaku nic nie ma. - zabrzmiał raport w uszach kobiety. - Nie ma nawet facebooka. Nie jestem specjalnym hackerem, ale znalazłabym przynajmniej adres zamieszkania. Nic nie ma.
- Czyli to mały jest tu najważniejszy. -stwierdził Borys szybko ładując kolejny pocisk… tym razem napalm. - Teraz szukaj tej wentylacji. Ja trochę im poprzeszkadzam. -stwierdził i wycelował przed wejście do lotniska. Zobaczymy czy będą chcieli przebić się przez mała pożogę.
“- Nuu… a ty wiesz coć o tym młodym? Nie wiem czemu ale mam wrażenie że ciągle na mnie patrzy?”- mruknął chłopak wewnątrz siebie.
"-Powinnam wyjść na spotkanie jego duszy? -" zapytała Nu.
Kula uderzyła w ziemię. Wbiła się aby po momencie wystrzelić z dźwiękiem zaledwie petardy.
Napalm rozlał się wokół przejścia, blokując wejście i włączając alarm przeciwpożarowy w budynku. Lada moment ktoś nadbiegnie z gaśnicą.
Choć goście Borysa chyba nie chcieli na to czekać. Chłopak pokazał palcem w stronę Rosjanina coś mówiąc. Staruszek Raddle wzruszył ramionami ignorując wypowiedź dzieciaka. Niebieskowłosy w odpowiedzi zaczął iść w stronę Rosjanina.
“”- O ile to bezpieczne… co jeżeli jego dusza będzie jeszcze gorsza niż ta zielona?” - dodał Rusek celując w stronę dzieciaka… wiedział co robić. Ostra amunicja poszła w ruch nie było co marnować specjalnych pocisków. Na razie trzeba było poobserwować reakcję młodego chłopaczka.
" - Dusze niekoniecznie są w stanie się zabijać. Mało prawdopodobne aby coś mi się stało" - westchnęła leniwa Nu gdy przed oczami Borysa pocisk odbił się od jakiegoś pola siłowego i kręcąc się odleciał na bok. Rusek widział to dość wyraźnie. Jego kula, z jego ogromnej broni wbiła się może na dwa, trzy centymetry przez jakąś niewidzialną barierę, stopniowo tracąc prędkość.
Dzieciak uśmiechnął się w odpowiedzi, choć nie przyśpieszył kroku.
“- To idź i sprawdź go, ale pilnuj się mała. -stwierdził Borys by oddać kolejny taki sam strzał w stronę dzieciaka, potem jeszcze jeden i następny. Dopiero czwarty pocisk miał być tym specjalnym. Młody był pewny siebie i niedojrzały widział to po jego gestach i zachowaniu w czasie rozmowy. Co za tym idzie po kilku takich samych atakach będzie pokładał jeszcze większą wiarę w swej barierze. Rusek miał nadzieje, że ta chroni go tylko przed pociskami i wszystkim co leci szybko i ma go zranić bezpośrednio. Ostatni pocisk zawierał bowiem trujący gaz, który miał wybuchnąć w środku bariery gdy wbije się w nią na te kilka centymetrów. Wtedy albo gaz zrobi swoje… albo sprawi że dzieciak będzie musiał tracić energię na podtrzymanie bariery.
Gdy nagle kula gazowa wylądowała między nogami chłopaka, uśmiech z jego twarzy zniknął. Wyglądał jak dziecko, które miało krzyknąć 'tak się nie bawię". Wyskoczył z miejsca, potem ponownie, z powietrza, aby zacząć całkiem prędko pędzić w stronę Borysa.
Słuchawka zahuczała. - Mam dane o systemie wentylacji. Mogę cię doprowadzić do każdego pomieszczenia.
- To za chwile mała, mam tu jednego upierdliwca który wymaga twardej ręki. -odparł Borys, stając na równe nogi. Gaz na dole, dzieciak w powietrzu niemal wszystko było na swoim miejscu. Borys spojrzał na chłopaka, wycelował w niego ze swej broni… po czym odwrócił ją i strzelił w stronę dziadygi który pozostał przed wejściem.
Miał nadzieje, że będąc w powietrzu pilnując własnego tyłka, chłopak nie będzie miał jak zatrzymać tego pocisku.
Niestety. Nic bardziej mylnego.
Kula przelatując obok chłopaka, odleciała w bok, gdy ten machnął ręką. Wbiła się w ścianę lotniska, niebieskowłosy wylądował na dachu. - Nie umiesz grać w berka? Powinieneś uciekać. - poinformował z przyjemnym, dziecięcym uśmiechem.
Wtedy też odezwała się Nu.
"- Oy. Mamy problem...on jest swoją osobą i swoją duszą. Ten chłopak to książę pełną gębą. - poinformowała dusza.
No to chyba dobrze dla nas nie? Trzeba wyeliminować kandytatów do tronu.” -Borys starał się zachować wesoły nastrój ale wiedział jedno. Fizyczna siła tutaj nie pomoże, lub mówiąc inaczej - jedynie zniszczenie głowy dzieciaka coś tu da. Jednak to była pewna przewaga Borysa… młody nie wiedział że i on niezbyt będzie przejmował się fizycznymi obrażeniami. Gorsze było to, że mały był pieprzonym Psionikiem. Zaś on musał wstrzymać swoje mutacje, albo przynajmniej spróbować to zrobić.
- Dawno nie grałem w berka chłopcze. -odparł Borys zmienionym przez hełm głosem. Jankovic zarzucił przenośna armatę do olbrzymiej kabury na plecach i uderzył rękawica o rękawice.
- Ale z tego co pamiętam musisz mnie dotknąć bym teraz ja gonił, prawda? - zaśmiał się podskakując lekko, jak to miał w zwyczaju podczas swych bokserskich pojedynków.
- Hmm.., - zamyślił się chłopak, pochylając się w przód. Nagle, skoczył w przód odbity przez własne PSI i wylądował tuż przed Borysem, pukając w jego wizjer palcem. - Berek.
" - Dobrze, ale do pewnego stopnia. W czystej walce masz naprawdę małe szanse." - skomentowała niezbyt zachwycona Nu.
- Berek jest nudny. -stwierdził Borys i podparł się rękawicami o biodra. - Nie mam zamiaru Cię gonić. -stwierdził Rusek przechylając lekko głowę. - Nie znasz innych ciekawszych gier? -zapytał znudzony… chyba miał już w głowie pewien plan.
- Znam. Ale teraz gramy w berka. - stwierdził. - Goń mnie albo stój, twój wybór.
Dzieciak zwinnie odwrócił się w tył i z rękoma w kieszeni zaczął wracać się spokojnym krokiem do starca, oczekującego go przed wejściem. Po jakiś dwóch sekundach, szkiełko na wizjerze Borysa nagle popękało.
Jego przeciwnik był nietypowy.
Borys uśmiechnął się pod maską… odwrócił się i od niechcenia rzucił. - Cóż skoro nie lubisz przegrywać to nie ma co. Jak kiedyś bawiłem się w te wszystkie gry komputerowe, to pełno takich było. Nazywali was noobami czy jakoś tak. - stwierdził czekając na reakcję. Jeżeli dzieciak naprawdę tak lubił gry… to nie było lepszego sposobu na prowokację.
Chłopak zatrzymał się i z protestem tupnął w ziemię, tworząc na dachu sporo pęknięć.
- Chcę grać....ale mam pracę....aaaaaaaa, dziadek jest stary, postarzeje się jeszcze trochę. - wybrał w końcu odwracając się do Borysa. - Poza tym, to ty jesteś noobem! Nawet nie chcesz mnie gonić. - spostrzegł wskazując Ruska palcem. - To tak jakbyś się poddał tylko dla tego, że zostałeś berkiem. Naab!
- Jestes młodszy i nie masz na sobie tyle żelastwa. Wybrałeś ta grę by mieć łatwiej. -odparł Borys zbliżając się do chłopaka. - Co powiesz na coś gdzie będziemy mieli równe szansę… grałeś kiedyś w “Loser Loses?” -zagadnął Borys, popisując się jedna z nielicznych ciekawostek historycznych które posiadł jako bokser. Gry która była niezwykle związana z jego ulubionym sportem.
- Tłumacz się. Wszyscy się tłumaczą. A potem matki wyzywają. - prychnął chłopak. - Co to niby za gra?
- Elitarna. Kiedyś grała w nią tylko szlachta. -odparł lekko wymijająco Rusek. - Gra która sprawdza zawziętość, opór jak i chęć wygranej. -dodał by jeszcze bardziej pobudzić ciekawość chłopaka. - Tylko potrzeba do niej jakiejś apaszki czy kawałka materiału. -stwierdził zerkając na chłopaka, oczekując aż ten oderwie sobie kawałek rękawa czy zrobi co innego.
- Hmm...brzmi ciekawie, ale nic nie mam. Może chodźmy poprosić dziadka? - zaproponował.
- W sumie na nasze potrzeby….hymmm to się chyba nada. -stwierdził nagle uderzając w ziemię, tak jak w czasie walki z dziewczyną Mata. Tym razem jednak po prostu wyrwał z niej część kabli by wybrać jakiś najgrubszy. - Te są raczej wytrzymałe i będzie dość ciekawie. -stwierdził chwytając jeden koniec kabla w dwa palce lewej rękawicy. Kciuk i palec wskazujący zacisnęły się na końcówce kabla. - Ty zrób tak samo. - poleciał chłopakowi.
Ten przytaknął, robiąc jak mu kazano. - Jak mi nie wytłumaczysz zasad, to będzie nie fer.

- Jest jedna zasada. Puścisz kabel, przegrywasz.- stwierdził Rusek unosząc prawicę.- Start. -stwierdził by wziąć szeroki zamach i spróbować łupnąć chłopaka w policzek.
Pięść Borysa miała spory pęd. Gdy zbliżyła się do chłopaka, zaczęła go jednak tracić. Po całym zamachu wyglądało to jakby Rusek zaledwie przybił chłopakowi żółwika. Siła po momencie wróciła...w drugą stronę. Ręka Rosjanina odleciała kilka centymetrów w tył, o mało nie wypadając z barku.
W tym samym czasie Chłopak wyciągnął swoją wolną dłoń w stronę lewicy Borysa.
- W sumie kto cię wysłał, i czego chcesz?
- Najemnik nigdy nie zdradza szczegółów. -stwierdził Rusek przypatrując się efektom tarczy. A gdyby tak… Borys zamiast brać kolejny zamach powoli uniósł dłoń. Zaczął zbliżać ją do twarzy dzieciaka jak gdyby chciał go poczochrać po włosach. Bez pędu, bez siły… bez tego co tarcza mogła pochłonąć i odbić.
Ruchy te jednak miały jakąś energię kinetyczną. Choć niknął. Coś gilgotało Borysa gdy ten pacał po głowie uśmiechniętego chłopaka, który klepał jego lewą rękę. Borys poczuł mały impuls. Jak gdyby PSI zebrało się w jego dłoni.
Tyle wystarczyło, Borys ułożył dłoń na głowie chłopaka. Koniec z ruchem, nie było jak dobić jego dłoni a to chciał osiągnąć… złapać gnojka. - A teraz pokaz mały że masz jaja. -stwierdził podekscytowany Borys, by zacisnąć palce na głowie chłopaka. Nie miał zamiaru uderzyć go, oderwać mu głowy czy w ogóle więcej ruszać ręką. Teraz to był test wytrzymałości psi i czaszki dzieciaka przeciw brutalnej sile, która Borys miał zamiar zgnieść swego wroga.
- Nie będę się rozbierał. Jesteś pedofilem? - spytał chłopak niezbyt przejęty uściskiem Rosjanina. Bariera działała stopniowo, nie jak ściana. Gdy ściskał siła jego uścisku powoli wyparowywała, koniec końców czaszka młodziaka nawet nie zaczęła pękać. Za to Borys czuł narastające mrowienie.
W pewnym momencie dotknięta wcześniej przez dzieciaka lewa dłoń Borysa nagle wybuchła. Krew rozlała okolicę a palce Borysa przeleciały przed jego oczyma. Co gorsza to bolało, i jakoś się nie leczyło.
- Wygrałem! - ucieszył się młodziak spoglądając na zwisający z jego dłoni kabel.
Borys krzyknął przeklinając przy tym głośno. Pot zrosił jego czoło, a ciało przeszył paskudny dreszcz. - Tylko że ja nienawidzę przegrywać.. -jęknął, nie zdejmując dłoni z głowy chłopaka. Skoro jego zwykła pięść dotarła do policzka chłopaka, to miał zamiar sprawić by ta najgroźniejsza zrobiła swoje. Rękawica strzeliła energią gdy Borys odpalił drzemiąca w niej moc, ponadto jego sylwetka skręciła się, gdy obudziły się mięśnie krewetki. Moc jego najpotężniejszego ataku wynikała z pędu jaki uzyskiwała pięść dzięki sile mięśni. Dla tego teraz miał zamiar wykorzystać tą moc by zanim wyssie ją bariera chłopaka wbić jego łepetynę jak najgłębiej się da w podłogę dachu.
To był jedno chrząknięcie. Cała energia weszła w głowę dzieciaka nim bariera w ogóle zareagowała. Poszła ona w drzazgi, a ciało bezwładnie upadło na podłogę.
-"Ty idioto. Co dalej?" - spytała Nu jakoś nie zachwycona tym pokazem - "Na swoim przykładzie dobrze wiesz, że księcia nie da się tak po prostu zabić. Potrzebujesz PSI."
Faktycznie, miała rację.
Szyja i głowa chłopaka zaczęły odrastać na nowo, tak po prostu organy wyrastały. Najwidoczniej nikogo nie obchodziło, czy to głowa czy co innego. - "Jego świadomość jest w konspekcie, a dusza w ciele i vice-versa. Tak długo jak jedno jest całe, drugie może się odtworzyć."
Borys spojrzał na czaszkę… potem na grupę przed drzwiami i znowu na czaszkę. “- Jak to co? Darmowy drink.” - stwierdził Rusek by podnieść z ziemi zdekapitowane ciało z którego odrastała głowa. Zdjął dolną część maski by odsłonić nos który zmienił się w olbrzymią ssawkę komara, którą zaczął wysysać wszystkie odtwarzające się tkanki. Póki to robił chłopak w pełni się nie zregeneruje, wystarczy znaleźć kogoś kto się zna na Psi i problem rozwiązany. Paskudne ale skuteczne. Gdy odrośnie mu lewa ręką, powinien dać sobie radę z resztą zebranych. - Dawaj tą wentylację, ale migiem. -polecił swojej nawigacji
- Wejście jest po lewej od ciebie. Spuści cię nad toalety. Możesz stąd dojść do kafejki, toalet na pierwszym I drugim piętrze, pomieszczeń biurowych albo pokoju cieciów. Gdzie cie prowadzić?
W momencie gdy mężczyzna otrzymywał informacje od koleżanki, staruszek dość spokojnym krokiem zbliżył się pod dach w towarzystwie dwóch androidów. - Przepraszam. Może pan już przestać? To się robi żałosne.
- Nie przeszkadza się w czasie jedzenia Proszę Pana. -odparł Borys dobitnie siorbając wnuka staruszka. - A teraz dowidzenia. -dodał; by pędem ruszyć w stronę kanału wentylacji. - Pokój cieciów. -zadecydował głosem jak gdyby miał ostry katar.
Metal stukał pod Borysem, gdy ten czołgał się w swojej komicznej formie. Strasznie się wlókł. Był duży, w metalowym stroju i gigantycznych rękawicach. Dzieciak mu nie pomagał. Do tego krwotok dawał się we znaki. Borys długo nie uciągnie w tym stanie. Już robiło mu się ciężko.
- Teraz w lewo, krata powinna być tuż obok.
Kolejna instrukcja. Rusek odwrócił się w wskazanym kierunku.
Przed jego oczami była puszka z której zaczął wydobywać się jakiś gaz.
Rusek przeklnął pod nosem, szybko odsunął się od puszki, by kopnąć ją jak najdalej od siebie.
- Druga strona chcą mnie tu zagazować, gdzie najbliższe wyjście?
- Jesteś pod pokojem straży. Zawsze możesz zrobić dziurę pod sobą...ewentualnie idź w prawo, za zakrętem kawałek stąd trafisz do wentylacji przy sali głównej. Blisko wyjścia ale wszyscy cię dorwą….mogę wiedzieć co ty robisz z tym truchłem? Nikt nie kazał go targać. - odezwała się asystentka.
- Nie płacą Ci za dociekliwość. -odparł niezbyt przyjemnym tonem Borys, chwytając się za kikut. Miał nadzieje, że jego ręka zasklepi się szybciej a teraz musiał kombinować. Szczerze to w dupie miał już negocjacje… zabicie dzieciaka było teraz ważniejsze.
- Dobra to dla Ciebie póki co. -warknął wkładając jeden z ostrych nabojów swojego działa w otwartą czaszkę chłopca. Gdy kości i mózg zaczną naciskać na pocisk ten powinien się zdetonować. Dzięki temu Borys mógł na chwilę “oddessać” się od dzieciaka. Jego ciało zaczęła pokrywać czarna skorupa kraba tasmańskiego, by zablokować uciążliwy krwotok i przyspieszyć proces regenreacji ręki. Jednocześnie cisnął ciałem dzieciaka w stronę gazu by ten zrobił podczas wybuchu ładną dziurę na niższe piętra, by wypuścić z wentylacji gaz oraz sprawić tej nieśmiertelnej dwójce nową drogę ucieczki.
Chłopak zrobił ładny wybuch. Okolica aż się zatrzęsła. Flaki dzieciaka znowu zalały okolicę, gdy jego głowa wybuchła już po raz drugi dzisiaj.
Rosjanin zbliżył się do wylotu aby zeskoczyć do pokoju. Wtedy się zatrzymał.
Na dole znajdowała się dwójka celujących w wyjście z wentylacji strażników lotniska oraz...staruszek którego wcześniej widział Borys.
- To o tego mutanta panu chodziło?
- Nie...ten to chyba przypadkiem chodzi po wentylacji...takie hobby. - skwitował z stoickim spokojem staruszek.
- Oh...
- Proszę strzelać. To on.
Była to zdecydowanie zbyt powolna reakcja aby Borys nie zdążył cofnąć głowy. Wentylacja nie była jednak zbudowana z zbyt wytrzymałego metalu. Albo wpada do środka...albo ucieka. Czas na szybką decyzję.
Borys wziął głęboki oddech, po czym odepchnął się ręką od ścianki szybu by opaść w dół, lądując ciężko na powoli odrastającej głowie młodzika, która z chrzęstem ponownie pękła pod jego butami.
- Witam panów policjantów i...Pana byłego admirała. -przywitał się jednoręki Rusek, pochylając się by złapać za nogę Deusa i przerzucić go sobie przez ramię. - Jakaś herbatka może dla gościa? -zapytał by nagle zamchnąć się truchłem dziecka na jednego z policjantów.
Mężczyzna przewrócił się. Jego przyjaciel wypuścił broń, aby zwymiotować na podłogę.
Jakby się zastanowić, w tym momencie nawet tak młody dzieciak nie wyglądał w żaden sposób inaczej niż obrzydliwie.
- Czy mógłbym się w końcu dowiedzieć, o co chodzi? - spytał staruszek stając przed drzwiami, blokując wyjście.
- Jest Pan naprawdę dobrym aktorem. -stwierdził Borys do staruszka, w między czasie dbając o to by głowa nie odrosła dzieciakowi, co chwile uderzając nią mocno o ziemię. Jedno zawdzięczał Rolandowi- tyle razy widział już swoje flaki jak i wnętrza innych istot, że ta makabryczna scena praktycznie go nie ruszała. - Czy ktoś kto by nie wiedział kim jest ten dzieciak, tak zawzięcie tłukłby jego głową o ziemię? -zagadnął Rusek lekko się uśmiechając. Staruszek może sobie robić operację na szyszynkach i bóg wie co z Psi. Ale póki miał tarczę złożoną z młodego ten będzie bał się użyć swojej energii.
- To nic nie zmienia. Dalej nie rozumiem po co. - powtórzył swoje pytanie staruszek. - Sadyzm to naprawdę niezrozumiałe hobby.
- Bo chce jego śmierci. -odparł Rusek póki co przeciągając rozmowę, by jego ręka miała czas na powrót do dawnych kształtów. - A wy poco chcecie się dogadacć z Geenie corporation? Chcieliście by mały zagwarantował wam wspaniała przyszłość? -zapytał na chwile unosząc zdekapitowane zwłoki, by podkreślić że mówi o nich.
- A czemu nie? Zanim zaczniemy się zabijać, wolimy znać swoje poglądy. Twoje są jednak dość krytyczne. - wywnioskował dość szybko.
Ręka Borysa zaczęła nabierać kształtów gdy w jego uszach zabrzmiał szum. Głośny i irytujący.
- Cześć sze-
- Na bok. Mikrofon. Dawaj. Halo? Borys? - w słuchawkach zabrzmiał Jason. - Dostałem jakiś dziwny e-mail. To zlecenie to pułapka, ktoś chciał abyś zdechł. Wysłałem już helikopter, podaj dokładnie gdzie mam im kazać wylądować i zapierdalaj w bezpieczne miejsce! - krzyczał Eater.
- Jak najbliżej lotniska się da. -odparł Borys i parę razy zacisnął i rozprostował palce nowo uformowanej dłoni. - Dobra, a teraz się Pan posuń. -stwierdził sięgając po działo którym wycelował w dziadygę, tak że lufa niemal dotykała jego czoła.- A jedna rada… nie ufaj Geenie. Ja dziś rzucam u nich robotę, chcieli młodego ale wolę by był martwy niż u nich. Wynajmując najemników czasem trzeba się liczyć ze zdradą. -mruknął jeszcze i ruszył do przodu, zaś jeżeli staruszek nie miał zamiaru się przesunąć, nacisnął spust.
- Jestem skonfundowany. - mruknął staruszek odganiając dłonią muchę...albo i niekoniecznie.
Borys stracił czucie w swojej odnowionej ręce. Była sztywna jak skała. Gdy spojrzał na bok dostrzegł igłę od akupunktury wbitą w swój bark. - Jako książę...jaki świat chciałbyś stworzyć? - spytał.
- Skąd pomysł że jestem księciem...a no tak ręka. -stwierdził zerkając ma swoje ramię.- Jaki świat? -Borys uśmiechnął się lekko. - Na pewno taki gdzie nie musisz być strasznie inteligentny by Cię szanowano. Wiesz nasłuchałem się już tyle razy, że jestem debilem, że mam tego dosyć. -stwierdził wesoło Jankovic. - I raczej daruje sobie podziały językowe, to dość nudne. Chociaż nad szczegółami jeszcze dokładnie nie myślałem.- stwierdził by znowu łupnąć głową Deusa o ziemię, a głowę wykręcił tak by chwycić igłę w zęby i wyciągnąć ją ze swego barku.
Ledwo Rusek poszedł "pfu" a kolejna igła znalazła się dokładnie w tym samym miejscu.
- Powolny pan jest. - skomentował z uśmiechem starzec. - Wygląda na to, że twój świat będzie mniej-więcej rajem. Ja chcę spokojnego światu. Deus pragnie miejsca przepełnionego zabawą...co stoi na przeszkodzie, abyśmy zaplanowali wspólnie świat? Nikt nigdy nie powiedział, że książęta mają obowiązek się zabijać.
- Deus… wiec tak się nazywa? -zapytał unosząc ciało w górę. - Tylko widzi Pan on jest dzieciakiem. Nie stworzy takiego świata. Znudzi mu się proces tworzenia i zaniecha go w trakcie, dla tego jest niebezpieczny. -stwierdził Jankovic by nagle zmienić temat. - Zna Pan Tanu?
- Hm..? - staruszek uniósł brew. - Kogo? - dopytał niepewny pytania, po czym odchrząknął. - Stoisz przede mną z truchłem i bronią. Mógłbyś zadecydować w końcu, czy chcesz zawiesić broń i skończyć z sadyzmem? - zapytał.
“- Jakoś mu nie ufam… już tyle razy nas wydymali że czemu teraz miałoby być inaczej? A ty co sądzisz mała?” -zwrócił się do swojej duszy Borys, udając chwilowe zamyślenie.
“- Nie jestem pewna co ty robisz już jakąś chwilę...twoja decyzja.” - padła pozbawiona natchnienia odpowiedź.
- Ehhh fakt trzeba podjąć decyzję. -stwierdził Borys w końcu a czarny pancerz począł znikać z jego ciała. Rusek westchnął… a z jego głowy wyrosły czółki. - Więc nie mam w planach kolejny raz być wydymanym. -odparł by po tych słowach krzyknąć nienaturalnie głośno. Mutacja w mrówkę miała pewna zdolność której jeszcze nie miał okazji użyć. Potężny, ogłuszający wrzask. Dziadek może był szybki, ale nie szybszy od dźwięku. Jankovic pewnie zgodziłby się na jego propozycję gdyby nie fakt że za dużo razy już mu takie składano. Działał sam do końca, tak postanowił i tego się będzie trzymał.
Staruszek nie ruszył się z miejsca. Czyżby był w szoku? Coś w końcu musiało pójść tak jak Rusek się tego spodziewał. Jeżeli każdy dziadek na świecie byłby mistrzem kung-fu, byłoby nudno.
Niestety jednak nie miał tyle szczęścia. Zaraz po tym jak zamknął szczękę, dziadyga obrócił się dobre dwa razy. Igły wylądowały w mięśniach Borysa, który został kompletnie sparaliżowany. Kolana, kostki, barki i szyja. Siedem igieł zdołało pozbawić go wszelkiej możliwości ruchu. - Hohoho, chyba moje uszy zdecydowały się na awaryjne wyłączenie...będę musiał odczytać ile było w tych słowach megaherców. - uśmiechnął się delikatnie wyciągając z dłoni Borysa chłopca.
"- Zapomnij. Następnym razem to ja wybieram." - skarała Borysa Nu.
Mała… jeszcze się nie poddałem.” - Borys odparł w myślach gdyby mógł zacisnąłby zęby. Jednak mim oto jego ciało zabulgotało delikatnie...zrobiło się bardziej wiotkie, jak by pozbawione pewnych elementów. Ruszył oczyma w stronę dziadka… po czym uśmiechnął się i poderwał się by strzelić go rękawicą prosto w twarz. - Oy chyba wyłączyłem swoje receptory na akupunkturę.
Staruszek bez większego przejęcia przesunął się w bok. Borys uderzył pięścią w podłogę. Zaraz po tym starzec złapał drugą z jego dłoni, i przerzucił go przez siebie. Mężczyzna uderzył plecami o podłogę, odczuwając sporo bólu. - Chyba powinienem już wychodzić. - stwierdził, przyglądając się przytulanemu przez jedną z jego rąk Deusowi, który rozkojarzonym wzrokiem zbierał fakty.
- Czy każdy pieprzony dziadek musi być mistrzem sztuk walk? -jęknął Rusek dźwigając się na nogi. - I co niby mnie tak zostawisz i jak nigdy nic sobie odlecisz? -Jankovic splunął na bok dobywając swego działa i celując w starucha. -Bo uwierzę.
- A czemu by nie? Wolałbyś abym został i pozbawił cię życia. Dziwna perspektywa. - zauważył klepiąc po głowie zapłakanego Deusa.
- Mój ulubiony golf...Nikita będzie zła.... - jąkał zapłakany na widok flaków i innych odpadków na jego koszuli. Wyglądał dość niewinnie...w końcu był dzieckiem.
- "Podnosisz się i biegniesz" - podyktowała Nu w umyśle Rosjanina gdy przedmioty w pomieszczeniu zaczęły wirować bez opamiętania, podpalać się bez powodu czy nawet zmieniać w błyskawice. Młody był ogromnym źródłem PSI, ale jak widać, niekoniecznie opanowanym.
- W takim razie do zobaczenia… na tronie lub pod nim. -stwierdził Rusek,by odbić się od ziemi i ruszyć sprintem w stronę wyjścia. - Uznaję to jako remis! -rzucił jeszcze przez ramię. Rusek odgarniał na bok oszołomionych przez jego wrzask ludzi, którzy niezbyt jeszcze kontaktowali. Dopiero gdy wypadał na zewnątrz podnosiły się pierwsze krzyki. Jankovic jednak nie słyszał ich już, bowiem wskoczył do odrywającego się od ziemi helikoptera.
Wiedział już jak walczyć z Deusem... oraz kto był jednym z jego przeciwników do walki o władzę nad światem.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 30-12-2013 o 22:17.
Ajas jest offline  
Stary 31-12-2013, 12:31   #116
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Przedstawienie czas zacząć. Jak to “Mama Poprosiła” zdała raport.
- Na miejscu natknęliśmy się na grupę najemników wynajętych przez Geenie Corp, po uporaniu się z nimi dotarliśmy do fabryki tylko po to by się dowiedzieć że minęliśmy się z Claudette gdyż jak to nam powiedziano na miejscu wzięła wcześniejszy samolot. Gdzie już nie chcieli powiedzieć. - Mówiła bez przerwy na oddech. I tak nie był potrzebny.
- Gdzie jest małpa? - spytała mierząc wzrokiem dwójkę.
- Został śmiertelnie postrzelony, nie było czasu by zająć się ciałem. - Wymyśliła ten blef na poczekaniu gdyż nigdy nie przypuszczała że ktoś taki jak Rafał może w ogóle obchodzić Aurorę.
- Kto konkretniej was napadł? - spytała. - Jak wyglądali, mówili coś?
- Czarne garnitury z przywódczynią. Kobieta przed trzydziestką ubrana jak nastoletnia buntowniczka. Mówiła że działała ze zlecenia Geenie Corp. Miała mnie porwać. -
- Nie opuszczaj bazy. Jesteś wolna.
Bez słowa odwróciła się na pięcie i opuściła gabinet Aurory. Żegnając się z bratem poszła do swojego pokoju, na wypadek gdyby agent od Claudette postanowił dzisiaj do niej zajrzeć. W swoim pokoju, a raczej klitce w której naprawde było mało mebli zaczęła od niechcenia ćwiczyć sobie wymachy. Będzie tak robić przez godzinę, później uda się na właściwy trening. No chyba że tajemnicza osobistość postanowi wpaść w tym czasie.
I faktycznie postanowiła.
Po jakiejś dłuższej chwili, drzwi otworzyły się. Wysportowana sylwetka przesunęła się przez nie i płynnie weszła z uśmiechem do pokoju. - All we want is a better future. - mruknęła Bangetsu spoglądając z uśmiechem na Nikitę. - Tak się witamy, czy raczej mówimy, że jesteśmy z moondust i mamy sprawę służbową. - wyjaśniła. - Jak się trzymasz, młoda?
- W porządku jak na androida jeżeli o to Pani pyta. - Odpowiedziała wsuwając katanę do pochwy. Spodziewała się właśnie Yokiego albo Bangetsu, prawie zgadła.
- Więc co to za sprawa? - Zapytała krzyżując ręce pod piersiami.
- Nie musisz być taka mecha...no w sumie to normalne u ciebie, eh? - zdziwiła się formalność i rzeczowością Nikity. - Cóż...ukradliśmy trochę danych od Rolanda...ale musieliśmy do tego wykorzystać pewien chip. Jest on dalej w jego komputerze a pokój został zamknięty. Nikt nie ma uprawnień a musimy się go jakoś pozbyć. Mogłabyś się tym zająć? Masz fory u Aurory.
- Fory? Nie powiedziałabym. Ale na pewno spróbuję uzyskać dostęp. Trzeba tylko obmyślić jakąś cwaną gadkę. Problem w tym że ciężko ją oszukać. - Mówiąc to kręciła się w te i wewte skrobiąc się palcem po policzku. - Mówisz że trzeba się pozbyć chipu? Skoro i tak tam nikt nie wchodzi to po co się kłopotać? - Zawiesiła wzrok na Bangetsu.
- Nikt bez autoryzacji. To oczywiste, że aurora będzie chciała dane Rolanda. Miłoby było, gdyby nie wiedziała, że ktoś ma ich kopię. W razie czego i tak zwalimy na Borysa...ale naszą dewizą jest nie zostawiać śladów.
Nikita uważnie wysłuchała wypowiedzi Bangetsu, co raz przytakując.
- Namówienie matki na autoryzację dla mnie będzie trudne. Ale nie niewykonalne, zrobię co w mojej mocy. Choć niewielkiej. - Ostatnie zdanie wypowiedziałą patrząc przez okno, jakby zagłebiła się w wspomnienia. - Ja tylko chcę by świat nie trafił szlag… Szkoda by zniknął przeze czyjeś ambicje czy żądze zemsty. -
- W takim razie zostawiam to tobie...wpadnij poćwiczyć aby nikt się nie dziwił, że cię odwiedzam. - pożegnała się kobieta, wychodząc z pokoju.

Zaraz po tym jak Nail opuściła pokój Kravchenko, ta udała się prosto do swej stwórczyni. Najgorszym było to że nie miała odpowiedniej śpiewki by powęszyć w gabiecie Rolanda. Olewając sekretarkę wstąpiła uprzedzając wejście do gabinetu pojedyńczym puknięicem w drzwi.
- Przepraszam za najście, ale chciałabym rozejrzeć się w pokoju prezydenta unii, w celu połączeniu kilku faktów. -
Aurora spojrzała nieco agresywnie znad stosu papierów. - Chyba trzeba ci dodać nieco manier do oprogramowania. - stwierdziła. - Po cholerę ci gabinet nieboszczyka?
- To był twój przyjaciel, nie chcesz wiedzieć kto chciał jego śmierci? - Odrzekła ze spokojem wspomaganym zredukawoniem paru emocji. Mogła więc korzystała z tego.
- Czy ty naprawdę myślisz, że nie zaczęłam badań i analiz? Wracaj do pokoju, zresetuj podzespoły a potem przeanalizuj całą stację aby zrozumieć sytuację w jakiej się znajdujemy. - skarciła dziewczynę Arurora. - Wyjdź.
“Jesteś tak chłodną suką że wątpie” przemknęło przez myśl Nikicie, ale wolała oszczędzić bazie wydatków na nowe kończyny. - Masz to pewnie gdzieś… już wychodzę, - skinęła głową Androidka opuszczając gabinet. Gdyby się z kimś założyła o to że rozmowa pójdzie źle wygrałaby. Zaraz po wyjściu przysiadła na najbliższej ławeczce, by na spokojnie przemyśleć to pieprzone pytanie - Co dalej?!
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 31-12-2013, 14:22   #117
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Na wieść o powrocie Henriego większość załogi była właściwie zadowolona. Bez dwóch zdań uważali go za pokrzywdzonego a niektórzy mieli nawet coś w stylu wyrazu skruchy na ich twarzach.
Nie minęło zbyt długo od oddelegowania się Henriego gdy Zolf zastąpił mu drogę.
- Cześć. Dobrze cie widzieć. - ucieszył się widząc przyjaciela po fachu - Chwilowo Aurora kazała cię nie męczyć, ale masz dwa dni na spisanie raportu. I nie możesz opuszczać bazy. - poinformował. - W sumie nikt nie może.
- Tego się spodziewałem - odparł z poważną miną Henry, po czym zbliżył się do naukowca i zaczął mówić przyciszonym głosem. - Panie Zolf, co pan tak w ogóle sądzi o zachowaniu Borysa? Wydaje mi się że ktoś taki jak on nie zrobiłby czegoś takiego bez powodu. Czy możliwe że zabił prezydenta, ponieważ dowiedział się czegoś o czym nam nie mówił?
- Borys jest nieudanym genetycznym eksperymentem wojskowym. - zauważył Zolf. - Nie widzę w tym nic zaskakującego, że postanowił się sprzymieżyć z legionem mutantów. Zaskakuje mnie jednak, że nikt niczego nie spostrzegł. Musiał planować to od dawna, albo nie interesować się nami w ogóle. - odparł z zimną logiką Zolf.
- A co sądzi pan o Aurorze? - Mason zadał następne pytanie. - Myśli pan że lepiej będzie zarządzać bazą i Cybercore Corporation niż Roland?
Zolf z westchnięciem wzruszył ramionami. - Patrząc po tym jak postawiła wszystko do pionu, albo zaraz wygramy, albo niedługo będziemy tonąć jak tytanik. Zaczęła strasznie skrajnie się zachowywać. - wyżalił się Zolf. - Porównując ją jednak do niedbałego Rolanda, chyba jesteśmy teraz na lepszej łodzi.
- Pewnie tak - zgodził się z kwaśną miną Henry. - Choć kobiety u władzy rzeczywiście bywają nieobliczalne. Swoją drogą, czy mógłby mi pan powiedzieć coś więcej o Nikicie? Tej prawdziwej. Wiem że nie dawno przestała być gargulcem. Wczoraj uratowała mi życie w holenderskim rezerwacie, ale nie chciała powiedzieć mi nic o konflikcie pomiędzy CC i Geenie Corp. Nie udało mi się nawet dowiedzieć po czyjej jest stronie.
- Zaraz...zaraz… - zdziwił się Zolf. - Nikita żyje i w dodatku ją spotkałeś!? - zdziwił się mężczyzna. - Czekaj...z tego co mi wiadomo to szło tak: Była córką Aurory, dołączyła do mafii i obaliła cybercore...Wtedy Aurora wzięła 3C pod kontrolę. Po drodze Nikita związała się z konspektem i z czasem zmieniała się w gargulca. Zaczynała dziwnie wyglądać i tak dalej...spotkałem ją jak wpadła do mnie z Yokim zrobić badania, miałem wtedy na kresce z mafią Yokiego...Yakuza się nazywali. - opowiadał w streszczeniu swoją historię Zolf. - Koniec końców Aurora rozjebała Yakuzę po tym jak Nikita umarła, winiąc za to ich. Większość yakuzaków spieprzyła pod sztandar najemnictwa bo to jedna cholera…później zaczął nam pomagać gargulec w podróżach w czasie, przez długi moment. Po jakimś czasie się dowiedziałem, że to Nikita. Ale jak mogłeś ją spotkać poza konspektem?
- Cóż, wygląda na to że w jakiś sposób go opuściła - stwierdził chłopak po krótkim namyśle. - Nie chciała mi wiele powiedzieć, więc nie wiem czy zrobiła to z własnej woli, ale według jej słów w konspekcie nie pozostał już żaden gargulec. Zawrę w raporcie wszystko czego udało mi się dowiedzieć. Nie wiem jeszcze po czyjej stronie stoi Nikita, ale myślę że warto byłoby się z nią niedługo skontaktować. Ostatni raz widziałem ją w tunelu pod rezerwatem i twierdziła że jest tam “szefem”, cokolwiek miałoby to znaczyć. W każdym razie mam jeszcze kilka ważnych spraw do załatwienia, więc do widzenia panu.
Henry pożegnał się z Zolfem, po czym udał się do siedziby sztabu naukowego by odnaleźć swoją asystentkę, która powinna pracować w wydziale informatycznym.
Wewnątrz sztabu panowało straszne poruszenie.
Naukowcy z wielkim zapałem pracowali nad różnymi projektami jednocześnie. Co Henry spojrzał na monitor widział inny typ broni czy opancerzenia. Aurora przygotowywała się na wojnę. Przynajmniej z dwa razy ktoś zwrócił Henriemu uwagę, że powinien pracować. I się wykąpać.
Jakby się zastanowić, spacer przez ocean chyba nie zaliczył się jako wanna.
Henry jednak nie przejmując się zbytnio uwagami, zabrał czym prędzej Juliet na stronę, by przekazać jej swój plan.
- Więc otrzymałem pewną ściśle tajną misję... - zaczął tajemniczym głosem.
- Od prezydenta, wiem - odparła znudzonym głosem dziewczyna. - Przecież cały czas cię podsłuchiwałam. Chcesz się dostać do jego gabinetu i zgrać wszystkie dane z jego komputera? To raczej nie będzie takie proste.
- Tak właśnie - przytaknął Henry. - Chciałbym żebyś spróbowała przechwycić i zdekodować sygnał wysyłany przez pluskwę. Jeśli okaże się że żadnego nie nadaje, to jutro spróbuję dostać się do środka i ręcznie przechwycić ją i wszystkie dane z komputera Rolanda. Tylko pamiętaj że nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- Jeśli da się coś zrobić nie ruszając dupy sprzed monitora, to na pewno to zrobię - oświadczyła dobitnie Juliet. - Tylko nie zapomnij się wykąpać przed pójściem do łóżka. Śmierdzisz jak jakiś śledź.
- Powinnaś się cieszyć że jeszcze żyję, po wszystkim przez co musiałem przejść - stwierdził naukowiec z niemrawym uśmiechem, po czym udał się do swojego pokoju by wziąć szybki prysznic i odpocząć wreszcie po tym dniu pełnym niezbyt przyjemnych doznań.
 
Tropby jest offline  
Stary 09-01-2014, 15:56   #118
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Henry feat. Nikita

Henry opuścił swój pokój wczesnym rankiem, na pół godziny przed tym jak większość pracowników stacji rozpoczynała poranną zmianę, a ci którzy byli jeszcze na nocnej albo zwijali się wcześniej, albo byli już na tyle zaspani że nie zwracali uwagi na przemykającego ukradkiem naukowca w typowym białym kitlu. Dowiedział się on od Juliet, że nie udało jej się zlokalizować sygnału nadawanego przez pluskwę, co znaczyło że służy ona jedynie do zbierania danych, które następnie należało odzyskać ręcznie. Nie wydawało się to trudnym zadaniem. Z pomocą swojej asystentki, która zdążyła zapoznać się z większością zabezpieczeń w bazie udało się zapętlić obraz i dźwięk we wszystkich kamerach na jego drodze do gabinetu, jak i w samym pomieszczeniu, tak, że miał pewność iż po jego włamaniu nie pozostanie żaden wizualny ślad.
- Juliet, jaka wygląda sytuacja z wejściem do punktu X? - zapytał szeptem przez CMU, rozglądając się dookoła niczym agent na tajnej misji.
Henry wrócił… dziwna sprawa, tak znikać i się pojawiać jeszcze będąc nazywanym wcześniej “zdrajcą”. Czego jej “syn” nie był świadom to fakt że cały czas jest przez Nikitę śledzony. Jakoś tak dziwnie się zachowywał, bardziej niż zwykle. Musiała się chwilę poprzyglądać jego poczynaniom, a nuż coś ciekawego się dowie.
Chłopak poruszał się ukradkiem przemierzając kolejne korytarze, a przy każdym zakręcie przylegał plecami do ściany i ostrożnie wyglądał zza rogu by upewnić się że nikogo nie napotka na swojej drodze. W końcu udało mu się dotrzeć do korytarza na końcu którego znajdował się gabinet rzekomo zmarłego prezydenta.
- Cel zlokalizowany - raportował Henry głosem wyraźnie starającym się imitować Jamesa Bonde’a. - Przechodzę do fazy trzeciej, wariant delta-pi.
- Nawet nie będę pytać… - odpowiedział mu zrezygnowany kobiecy głos.
Henry przyłożył palce do skroni, mocno się na czymś skupiając. Miał zamiar przy pomocy PSI uszkodzić czujniki dwóch androidów pilnujących wejścia do gabinetu, zaś śpiącego Jacka zwyczajnie zignorował. Kogoś takiego jak on łatwo było oszukać nawet gdyby przypadkiem się obudził. Próbował wyłączyć dwójce strażników program odpowiadający za rozpoznawanie twarzy i sylwetek humanoidalnych. Nie dostrzegł jednak żadnej reakcji z ich strony, co mogło być dobrym znakiem. Powoli wysunął się zza rogu korytarza i pomachał androidom, jakby się z nimi witał. Tak jak planował androidy zdawały się nie zwracać na niego najmniejszej uwagi, więc pewnym krokiem zaczął zbliżyć się do drzwi gabinetu Rolanda. Na moment zatrzymał się jeszcze tylko przed jednym z robotów i spojrzał mu prosto w twarz, by upewnić się że wszystko zadziałało jak trzeba, po czym zwrócił się w kierunku drzwi i położył dłoń na klamce, jednakże w ostatniej chwili upomniał się i wydłużył wpierw swój cień niczym mackę która wpełzła pod drzwi by rozejrzeć się w środku.
Wnętrze wydawało się być całkiem schludne. Wszędzie była folia. Wydawało się, że chcieli zabezpieczyć na miejscu każdą drobinkę kurzu w pomieszczeniu. Henry mógł obstawiać, że skanowali już wszystko co się działo. Mógł nawet zacząć powątpiewać, czy chip dalej jest na swoim miejscu.
Musiał jednak sprawdzić, więc cały czas obserwując jednego z androidów nacisnął na klamkę i powoli otworzył drzwi z zamiarem wejścia do gabinetu.
Androidy przyglądały się podchodzącemu do drzwi Henriemu. Gdy te się uchyliły z małym szumem, dwójka robotów podniosła swoje karabiny celując w naukowca. Stały tak przez pewną chwilę nic nie robiąc.
- owowowo. - rozległ się nagle dźwięk Jacka wysuwającego swoją stopę spod ciężkiej nogi androida. Dwójka robotów tym razem spoglądała na niego. Najwidoczniej skonfundowane maszyny kierowały się dźwiękiem, choć dalej nie wiedziały co robić, bo nikt nie pojawiał się na ich drodze.
- Co on wyprawia? - Szepnęła pod nosem, wychylając się tylko na tyle by jednym okiem przyglądać się sytuacji. Wychodziło na to że także chciał się włamać do pokoju Rolanda. Musiało na pewno chodzić o komputer byłego prezydenta unii, bo co innego mogło tam być?
Nikita wyszła zza rogu ale nadal stąpała delikatnie nie tworząc żadnych dźwięków. Byłe by nie odwrócił się w jej stronę…
Henry zaś zerknął na budzącego się Jacka, po czym przełknąwszy głośno ślinę zwyczajnie zniknął. Przyspieszywszy swoje ruchy za pomocą PSI wskoczył do pokoju przez uchylone drzwi, zostawiając za sobą wyczuwalny podmuch powietrza. Wciąż poruszając się z nadludzką szybkością rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kryjówki i po chwili zatrzasnął się w szafie na ubrania, którą zamknął od środka wypełniając szczelnie swymi cienaimi wszystkie szpary w drzwiach. Następnie zaś postanowił jeszcze przy pomocy technomancji uszkodzić system wentylacyjny w którym coś zaczęło buczeć i delikatne podmuchy zamieniły się w niekontrolowane zrywy powietrza, które z łatwością mogły imitować zjawisko przeciągu.
Gdy Henry siedział w szafie, nic się nie działo. Zamiast tego Nikita mogła obserwować jak nieco zaspany i zmęczony Jacek zamyka drzwi do pokoju, a potem się na nich opiera, nieświadom akcji podjętych przez Henriego.
- Tch… - Wydała z siebie tylko wychodząc zza rogu w stronę gabinetu. Androidy z pewnością były unieszkodliwione. Jedynym problemem na jej drodze był Jacek. Gdy już była pod gabinetem kombinowała jak by tu wejść nie budząc polaka. Miała zamiar otworzyć drzwi na tyle by się jakoś przecisnąć, tym samym nie przewracając Kowalskiego. Okazało się to jednak niemożliwe, bo jak tylko Nikki otworzyła drzwi Jacek zaczał się po nich zsuwać. Zamknęła je delikatnie i nie widząc innych możliwości zbliżyła się do polaka i szepnęła mu prosto do ucha.
- Jacuś… Wpuścisz mnie do środka? Dostaniesz nagrodę. - Nigdy tego nie robiła ale usiłowała by jej głos był namiętny, może Kowalski pomyli to z jakimś omamem albo snem?
Chłopak otworzył oczy patrząc na Nikitę. - Eh? Nie mogę. Mam pilnować aby drzwi były zamknięte. - odmówił odsuwając Nikitę.
Kiedy ją tak odsuwał musiała się mocno powstrzymać by nie wyrwać mu rączek. Nikita włożyła palec do ucha i rzuciła cicho. - Jacek się nie nabrał tak jak mówiliście. - Po tym zdaniu, spojrzała na polaka. - Gratulacje to był taki mały test, a ty go zdałeś. Zaslużyłeś sobie na przerwę. - Mówiła dalej opierając dłoń na plecach polaka. - Minimum 30 minut, ja tutaj postoje za ciebie. -
Polak tępo gapił się na Nikitę. - Co?
- Zasłużyłeś na przerwę, a ja cię mam zastąpić. - Nikita wręcz odwzajemniła spojrzenie.
- Jakoś dziwinie się zachowujesz. - spostrzegł Jacek.
Henry tymczasem odczekawszy dłuższą chwilę ostrożnie wyjrzał z szafy i po upewnieniu się że nikt nie zamierza sprawdzić gabinetu, wyszedł na zewnątrz i od razu uklęknął przy biurku, by zajrzeć do komputera w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby przypominać pluskwę. Podłączył do niego od razu także swoją własną kartę pamięci na którą zaczął zgrywać wszystkie dane zapisane na twardym dysku.
Grzebiąc w komputerze Henriego zadowoliła nowina, że nikt w nim nie grzebał. Łatwo mógł dojść do wniosku, że Aurora nie chciała aby ktokolwiek oprócz niej w nim grzebał. Co prawda naukowiec musiał najpierw zdjąć folię, ale jakoś ją potem założy.
Pluskwa okazała się nie być ani emiterem ani pijawką danych. Był to dekoder. Na ten moment gdyby ktoś podłączył się z komputerem za pomocą wi-fi w komórce i tak miałby uprawnienia administratora do grzebania w systemie. Wydawało się to dziwnie niepraktyczne.
Tak to się zwykle kończy gdy Nikita próbuje rozwiązać problem inaczej niż siłą, no klapą po prostu. Zrezygnowana już postanowiła zrobić coś znacznie skuteczniejeszego niż słabe kłamstwa i inne pierdoły. W ułamek sekundy wszczepy w rękach androidki zawibrowały zwiększając znacznie ich szybkość ruchów. Zamierzała oburącz chwycić polaka za głowę i potraktować go paralizatorem. Nie puści go dopóki nie uda się na przymusową drzemkę.
Jacek upadł na ziemię dużo szybciej niż Nikita mogła się tego spodziewać. Zaczęła się nawet zastanwiać czy nie zrobiła mu jakiejś krzywdy. Koniec końców był Cyborgiem. Oddychał, więc nie było to aż takie straszne.
Jego upadek na ziemię był dość głośny. Usłyszał go siedzący wewnątrz pokoju Henry.
Chłopak głośniej przełknął ślinę, po czym prędko usunął pluskwę, wyciągnął swoją kartę pamięci, nałożył z powrotem folię na komputer i biegiem po raz kolejny wskoczył do szafy, gdzie pospiesznie napisał do prezydenta wiadomość tekstową o dość wymownej treści dla kogoś kto wiedział na czym polegała jego misja: “Co zrobić z owadem?”. Wcześniej jednak wyłączył również światło w pomieszczeniu, pozostawiając jedynym źródłem światła pozostał monitor wciąż włączonego komputera, zaś wentylator wciąż wydawał z siebie dziwaczne buczące dźwięki, które z łatwością przyprawić nawet w pełni racjonalnego naukowca o gęsią skórkę.
Nikita przestawiła nogę nad polakiem i wstąpiła do pomieszczenia. Jeden czort wie ile czasu miała by zabrać to po co przyszła. Pierwszym co ją zaniepokoiło jest to żekomputer był włączony. Może ktoś zapomniał go wyłączyć? Tak czy inaczej musiałą działać szybko. Pierwszym co zrobiła to nacisnęła włącznik światła.
Lampy od razu zajarzyły się sztucznym światłem, jednak już po kilkunastu sekundach zaczęły mocno mrugać i niedługo potem na powrót zgasły, pozostawiając Nikitę w upiornie wyglądającym gabinecie zmarłego prezydenta. Zaś gdy spojrzała na ekran monitora, zauważyła w nim rozmazaną twarz, którą po chwili zakrył szum podobny do tego w starych telewizorach, a komputer zapiszczał i po chwili samoczynnie się wyłączył. Mimo to w podłączonych do niego głośnikach dało się usłyszeć przeciągły skrzeczący głos, przerywany co jakiś czas zakłóceniami:
- Odeee… jdź…stąd… zos… taw mnie... w spo… koju…człooo… wiecze... - głos przemawiał do Nikity w wyjątkowo przerażający sposób, choć brzmiało to trochę cliche i gdyby androidka miała w swojej pamięci kilka starych XX-wiecznych horrorów, to z pewnością mogłaby dopasować usłyszane słowa do ścieżki dźwiękowej któregoś z nich.
Nie tyle co ją to poruszyło co niezwykle zdziwiło, Nikita bała się tylko tego że świat szlag trafi, a nie jakiś śmiesznych duszków zamkniętych w komputerach. Bez słowa, lecz czujnie zmierzała w stronę komputera. Dopiero przy nim przypomniało jej się że powinna troszkę popytać o tym co miała wykraść. Była mowa o chipie, więc obejrzała dokładnie obudowe, szukając czegoś na ten kształt. Skoro ktoś do niej mówił przez jakiś głośnik to znaczy ze wie o jej obecności tutaj. Bylo troszkę za późno by się wycofać więc postanowiła zaryzykować. Pytanie było kto jest tym dowcipnisiem?
Ciężko było znaleźć na to odpowiedź. Rozbierając komputer Nikita nie mogła dojrzeć w nim niczego niezwykłego. Elementy komputera były na swoim miejscu...ale nic oprócz nich tu nie było.
- *Twajuu* - Mruknęła zawiedziona swymi poszukiwaniami, lecz tak szybko sie nie poddała. Zaczęłą szperać po szufladach, szafkach i w czymkolwiek innym w zasięgu wzroku. Druga ręka cały czas była na rękojeści katany. Co chwilę nawet zamierała w bezruchu by postarać się dosłyszeć najcichszy szmer. Nagle do niej dotarło coś bardzo istotnego, przecież Henry tu wchodził. Więc albo opanował sztukę teleportacji albo to on jest tym dowcipnisiem. Najgorsze było to że nadal nie wiedziałą po czyjej stronie był naukowiec. Rozejrzała się wokoło za potencjalnymi kryjówkami. Jedyne miejsce gzie mógł się schować wypadało na jedyną w pomieszczeniu szafę. Jej kciuk wysunął minimalnie katanę gdy zaczęła zbliżać do kryjówki, by nagłym szaprnięciem otworzyć szafę. Ku jej zaskoczeniu drzwi nie chciały drgnąć.
- Wyjdziesz czy mam tą szafę pochlastać z tobą? - Rzekła, rozstawiając nogi szerzej, a jej dłoń zawisłą nad rękojeścią gdy druga trzymała na spuście pochwy.
Po krótkiej chwili, której naukowiec potrzebował na zastanowienie, z wnętrza szafy odpowiedział Nikicie znajomy głos, zadając jej proste pytanie:
- Aurora cię przysłała?
- Nie. Ktoś inny. Ale na pewno nie ta wariatka. - Odpowiedziała od razu. - Wyjdź proszę i porozmawiajmy. Nie wiem jak długo Jacek będzie nieprzytomny więc pośpiesz się.
- No skoro tak... - odrzekł Henry, który przemyśliwszy swoje opcje doszedł do wniosku, że i tak nie ma już sposobu by uniknął wykrycia, więc otworzył drzwi szafy i wyszedł na zewnątrz i z założonymi rękoma obrzucił badawczym wzrokiem Nikitę. - Wygląda na to że cię wyprzedziłem. Więc kto kazał ci się włamać do gabinetu prezydenta i w jakiej sprawie? Czyżbyś szukała tego?
Zapytawszy naukowiec wyjął z kieszni niewielką pluskwę, którą pokazał na krótką chwilę androidce, po czym z ukrył z powrotem w swoim kitlu.
- Dokładnie… ale nie powiem ci nic dopóki nie dowiem się dla kogo pracujesz. Aurora chce totalnego chaosu, a ja zamierzam ją powstrzymać. Pewna organizacja która przyczyniłą się do śmierci Rolanda zleciła mi bym wykradła stąd chip. Ale po co? Tego też się dowiem. - Mówiła Nikita znacznie udobruchana, gdyż katana w całości spoczywała w pochwie. Miała szczerą nadzieję że Henry nie stanie przeciwko niej.
- Mi zaś to samo zlecił pewien duch - odparł hardo naukowiec. - Co więc powinniśmy zrobić aby rozwiązać nasz konflikt interesów? Walka w takim miejscu nie wydaje się najlepszym pomysłem, więc może najpierw się stąd ulotnimy i znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce, gdzie wyjaśnimy sobie kilka spraw i dojdziemy do jakiegoś kompromisu? - zaproponował, po czym wskazał palcem na drzwi gabinetu. - Zajęłaś się już Jackiem jak mniemam? Jak pewnie zdążyłaś zauważyć, androidy również nie staną nam na drodze. Ponadto na kamerach nie zostanie po nas żaden ślad, więc można powiedzieć, że akcja udała się nam idealnie.
- Duch? Zresztą nie ważne, spierdalajmy stąd. - Kiwnęła głową w stronę drzwi, do których pośpiesznym krokiem się zbliżyła. Uchyliła je delikatnie by zerknąć na zewnątrz. Androidy stały jak stały, a Jacek drzemał. Dobrze. Nie odwracając się nawet kiwnęła reką do Henriego.
Henry pospiesznie opuścił pomieszczenie i kiedy tylko dwójka minęła pierwszy zakręt, usunął wprowadzone wcześniej zmiany w oprogramowaniu dwóch androidów i zabrał Nikitę w bardziej znaną sobie część bazy, siedzibę wydziału naukowego, gdzie dość szybko znalazł pustą salę laboratoryjną w której zamknął się razem z dziewczyną, wyłączając przy okazji wszystkie kamery i inne czujki które mogłyby nagrać ich rozmowę.
- Cóż, może zacznę w takim razie od siebie - zaproponował, rozsiadając się wygodnie przy jednym ze stołów na którym ktoś zostawił kilka niedokończonych płytek elektronicznych. - Tak naprawdę nie pracuję teraz dla nikogo poza sobą. Jak pewnie dobrze wiesz, Borys nas zdradził, podobnie jak prezydent, który od początku nie mówił nam całej prawdy, zaś jeden z agentów pana Arnolda niedawno próbował mnie zabić w holenderskim rezerwacie. Niestety obawiam się że obecnie nie ma nikogo po czyjej stronie mógłbym stanąć.
Zapowiadało się to na dość długi wykład, gdyż wyglądało na to że chłopak dopiero zaczyna się rozkręcać. W jego dłoni ponownie pojawiła się pluskwa zabrana z gabinetu Rolanda, której przyglądał się ze średnim zainteresowaniem.
- Chcę jedynie odnaleźć sposób na powstrzymanie zagłady ludzkości. To właśnie zrobiłby każdy wielki naukowiec, nie uważasz? Dlatego postanowiłem zebrać jak najwięcej informacji, by odnaleźć ten sposób. Wiem że musi jakiś istnieć, gdyż w linii czasowej z której przybyłem apokalipsę udało się przeżyć mnie, mojemu ojcu i Charlotte, znanej też jako matka lub medium. Jednakże moja pamięć z tamtego okresu wciąż jest zbyt rozmyta bym mógł sobie przypomnieć więcej szczegółów.
- Ja chce tego samego Henry. Powstrzymać tych wariatów, matkę, Aurorę… o jakim duchu wczesniej wspominałeś? - Przypomniało się jej.
- Właśnie miałem do tego przejść - wyjaśnił Henry, po czym odchrząknąwszy kontynuował. - Chodziło mi o naszego wspólnego znajomego. Otóż prezydent wcale nie zginął z ręki Borysa, którego zresztą nie mogło być na miejscu zbrodni.
Po tych słowach chłopak wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy, wyszukał w nim coś i po chwili puścił dziewczynie nagranie swojej wczorajszej rozmowy z Rolandem, a gdy ta dobiegła końca pokazał jej również otrzymaną od niego wiadomość tekstową.
- Co o tym myślisz? - zapytał Nikitę po chwili milczenia. - Naturalnie nie mam zamiaru z nim współpracować, jednakże w obecnej sytuacji nie stanowi wielkiego zgrożenia, gdy zmuszony jest ukrywać swoją tożsamość. Z drugiej strony może posiadać pewne informacje które mogłyby się nam przydać. A skoro chcesz tego samego co ja, to czy sądzisz że ci dla których pracujesz dostarczą nam więcej wartościowych danych niż rzekomo zmarły prezydent?
Uważnie i z wymalowanym zaskoczeniem na twarzy dokładnie wysłuchała nagrania. Pokiwała głową, po czym rzekła
- Nazywają się Moondust. I wiedzą o co tutaj kurwa chodzi. Co chce Cyber Core, co chce Geenie Corp. A także zbierają proxy. Nail jest ich agentem u nas w bazie, to ona zleciła mi to zadanie. Właściwie to miałam się jej tylko pozbyć stamtąd. Nie było nic powiedziane o doręczeniu jej. - Kręciła się to w lewo to w prawo wypowiadając te słowa.
- W takim razie możemy zjeść ciastko i mieć ciastko - stwierdził naukowiec, chowając czip z powrotem do kieszeni. - Chętnie bym sobie porozmawiał z tymi Moondustami. Choć nie powinnaś być tak łatwowierna. Skąd wiesz, że nie spróbują wykorzystać nas tak samo jak Roland, wciskając nam swoją własną wersję rzeczywistości? - zapytał, Nikitę poważnym głosem. - Przypuszczam że żadna z frakcji tak naprawdę nie zna sposobu na powstrzymanie zagłady. Jej prawdziwą przyczyną jest zachwianie równowagi entropii w tym wymiarze. Spowodowało je stworzenie medium., zaś momencie w którym entropia zacznie powracać do stanu naturalnego, będzie miał miejsce koniec świata i jedna wybrana osoba stanie się twórcą nowego. Do tego właśnie dąży Charlotte. Jednakże mimo iż udało nam się ją powstrzymać w wymiarze z którego pochodzę, nie zapobiegło to apokalipsie.
- Mogę ufać tylko tobie na to wychodzi. Ale muszę pograć w gierkę Moondust, by dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Sama nie wierze że są tacy słuszni i prawi. - Zaczesała włosy za ucho.
- Na pewno nie zaszkodzi wysłuchać co mają do powiedzenia - stwierdził Henry, gładząc się po brodzie. - Poza tym w rezerwacie udało mi się spotkać z prawdziwą Nikitą. Najwyraźniej nie jest już gargulcem, ale nie chciała mi dużo powiedzieć dopóki nie była pewna po czyjej stronie stoję. Wiem jednak, że to ona pomogła mi przejść do tego wymiaru, więc jest spora szansa że może posiadać informacje których potrzebujemy. Myślę że warto byłoby ją odnaleźć. Najpierw jednak musimy znaleźć sposób na wydostanie się z bazy. Może zdasz raport Nail i poprosisz ją o pomoc w tej sprawie? Możesz powiedzieć jej o mnie i o prezydencie, ale w pozostałe sprawy lepiej się nie zagłębiaj żebyś czegoś przypadkiem nie poplątała. Sam z nimi porozmawiam gdy tylko znajdziemy się z powrotem na Ziemi.
Androidka otworzyła szerzej oczy. - Ale jaja… Nikita zmartwychwstała. - Zarechotała dziwacznie, przecierając twarz. - Chciałabym minę Aurory zobaczyć gdy się dowie. No nic… Ja pójde do Nail powiedziej jej o prezydencie i o wykonanym zadaniu. Bądźmy w kontakcie i do cholery, proszę uważaj na siebie. - Mijając naukowca klepnęła go w ramię.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 10-01-2014, 17:57   #119
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
195 dni do koronacji
Cytat:
Było kiedyś powiedziane, że ludzie żyjący w przeszłości cierpią w nieprzerwanym poczuciu winy. Osoby goniące przyszłość nie mogą się oderwać od zmartwień. Spokój znajduje się tylko w teraźniejszości. Towarzyszy mu jednak ignorancja i zguba.
A co jeżeli uśpione "JA" pogrążone jest poza czasem, schowane głęboko w zagubionej przez teraźniejszość skorupie, która czeka na właściwy moment na zbudzenie się?

Widziałem jego "JA". Nie może się ono zbudzić.

Albowiem gdy pojawi się bestia, na każdej z jej głów będzie jedna z koron. A będą to korony fałszywych książąt, z który każdy będzie prawił rządy przez godzinę, a wtem prawdziwa z głów bestii zasiądzie na tronie, sprowadzona nie przez boga, lecz fałszywego proroka, zrodzonego nie z boga, lecz człowieka.

W tym świecie kłamstw nie ma co liczyć na ratunek.
W tym świecie iluzji nie winniście szukać prawdy.
Przesyłam pieniądze za zlecenie. Chodziło tylko o śmierć księcia, któremu nie dana ma być godzina władzy.
Jeżeli jednak wróci, pokażcie mu tą wiadomość. Zasługuje na podpowiedź.
- Jakieś pomysły?
Japończyk o śniadej skórze, siedział wygodnie rozwalony, paląc papierosa. Nie był zbyt wysoki, jak to japończycy. Miał za to podłużną, cwaną twarz i śmieszny akcent.
Był on jak się okazuje facetem odpowiedzialnym za bazy danych organizacji oraz zaopatrywanie Borysa. - I chcesz żebym ci to odkupił? - spytał wskazując na uszkodzoną rękawicę Borysa i nie tylko. - W takim razie dużo nie zarobiliśmy.

Po nieudanym zamachu rusek znalazł się w hotelu jakieś dwa miasta dalej, tak dla bezpieczeństwa. Jak się okazuje wiadomość przyszła krótko po tym jak Borys wszedł w stracie z starcem. Nadawca użył jednak adresu #. Były one zakodowane i niemożliwe do odszukania dla najemniczej bandy Ruska.
- Co dalej? - spytał Jason wchodząc do pokoju.

Tymczasem

Nikita jak i Henry zmuszeni byli przespać się po swojej małej dywersji. Nie chcieli robić z siebie podejżanych w środku nocy. Tym bardziej jeżeli Jacek miałby się nagle obudzić.
Z samego rana drzwi do pokoju Nikity otworzyły się, pokazując w drzwiach Bengetsu. Dziewczyna zamknęła delikatnie drzwi podchodząc do Nikity. - Słyszałam, że podchodziłaś już do Aurory. Doszłaś do czegoś? - spytała.

Henry miał nieco spokojniejszy ranek. Dał radę się wyspać bez nieproszonych gości, ogarnąć, ubrać. Zaczynał już nawet zastanawiać się co robić z wykradzionymi danymi. Wtedy jego CMU zapiszczało.
Cytat:
@Aurora Kravchenko
Temat: Przydział
Skoro już wróciłeś to możesz zająć się swoją robotą. Masz się natychmiast zgłosić do placówki naukowej i zacząć pomagać w pracy. Zolf spokojnie ci coś znajdzie. Nie chcę słyszeć, że się lenisz.
 
Fiath jest offline  
Stary 20-01-2014, 20:11   #120
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Henry pospiesznie odpisał Aurorze "Już się za to biorę." i bez zbędnych ceregieli zaraz po tym jak zjadł śniadanie na stołówce udał się do wydziału naukowego stacji. W końcu musiał zachować pozory dopóki wraz z Nikitą nie wykonają następnego ruchu.
- Yo - chłopak przywitał się z Zolfem i z rękoma w kieszeniach kitla zbliżył się do naukowca z niezbyt ochoczym wyrazem twarzy. - Pani fuhrer nakazała mi się do pana zgłosić by przydzielił mi pan zadanie do wykonania, herr general.
- Nie szturchaj ula szerszeni. Ona tędy czasami przechodzi. - zagroził Zolf Henriemu. - Choć ze mną. Ostatnio zacząłem się obawiać o Borysa i kozła. Zwłaszcza kozła. Miał biocore którego się nie spodziewaliśmy. - przypomniał naukowiec Henriemu, żując jak zwykle swoją gumę. - Przydałoby się ulepszyć twoje, nie sądzisz?
- Brzmi jak dobry pomysł - zgodził się Mason, krocząc w równym tempie za swym przełożonym. - Domyśla się pan może skąd prezes Geenie Corp. mógł wejść w posiadanie waszej eksperymentalnej broni? Czyżby zdołał w jakiś sposób wykraść waszą technologię, albo ją skopiować? Jeśli zacznie rozdawać rdzenie swoim podwładnym, to mogą zyskać nawet dużo większą siłę militarną niż sam CC Crop.
- W poprzednich rzeczywistościach kozioł nigdy nie zaczynał pracy nad rdzeniem przed tym jak zobaczył go w moim posiadaniu. To nigdy nie był jego pomysł. - wyjaśnił Zolf. - Zakładałbym, że moje “ja” z tego wymiaru, nim podjęło się podróży w czasie musiało w jakiś sposób przedstawić swoje notatki o pracy nad rdzeniem kozłowi. - odparł szczerze.
- W miarę logiczne założenie - przytaknął Henry, gdy nagle przyszło mu do głowy następne pytanie. - Jednak to mi o czymś przypomniało. Skoro wy podróżowaliście w czasie tak samo jak ja, to czy wy również musieliście przystosować się do waszych alterego z tego wymiaru, by nie zostać z niego wyrzuconymi? Pytam gdyż wydaje mi się że prezydent mógł się mylić w tych założeniach... Na pewno słyszał pan o efekcie motyla. Przecież samo znalezienie się w innym wymiarze osoby która z niego nie pochodzi powinno całkowicie zaburzyć porządek występujących w tym wymiarze zdarzeń. Ilość paradoksów jakie by to spowodowało byłaby wręcz niepoliczalna dla przeciętnego człowieka. Nie wspominając już o osobie która podejmuje akcje mające wpływ na całą planetę. Choć z drugiej strony można by to uznać za dość egocentryczny sposób myślenia, biorąc pod uwagę że los jednej planety w tak ogromnym wszechświecie może nie mieć aż tak wielkiego znaczenia, jednak to by oznaczało że z naszej perspektywy nie mamy najmniejszego powodu by przejmować się tak drobnymi paradoksami jakimi są podróże w czasie pojedynczych osób.
- W swoim czasie również zastanawiałem się nad efektem motyla...doszłem jednak ostatnio do nietypowego wniosku. Głównie obserwując ciebie. - przyznał się Zolf. - Co byś powiedział, gdyby założył, że natura nie pozwala na zaburzenie swojego porządku? Stwierdzam, że jest to niemożliwe, aby dwie takie same osoby były jednocześnie w tym samym wymiarze. Najwyżej miną się o krok. - założył Zolf. - Jest ktoś kto zasugerował tą teorię.
Drzwi do pomieszczeń prywatnych niemca otworzyły się. W środku był Yoki. Wyglądał na niewyspanego. Szturchał palcem jakiegoś androida.
- Trochę na was czekałem. Mogłeś dać mi więcej pospać.
- Nie krzyw się Yoki. Dyskutowaliśmy o twoim nauczycielu. Mał ciekawe opinie.
Yoki poprawił okulary spoglądając na dwójkę. - To tak jakby założyć, że apokalipsa która dzieje się teraz, nie ma w sobie nic naturalnego.
Zolf wzruszył ramionami, po czym spojrzał na Henriego. - Jeżeli mamy grzebać w twoim rdzeniu, musimy go rozładować. Pozwolisz?
- W końcu to wasza zabawka. Ja miałem ją tylko przetestować, więc róbcie z niąc co chcecie - oznajmił chłopak, rozkładając szeroko ręce, po czym zwrócił się ponownie do Zolfa. - Właśnie nad tym się zastanawiałem. W wymiarze z którego pochodzę unieszkodliwienie Char… to jest, medium, wcale nie zapobiegło zagładzie ludzkości. Skąd więc pewność, że to ono ją powoduje? Może przyczyną jest zupełnie co innego. Jak właśnie pewnego rodzaju zaburzenie równowagi w tym wymiarze. A my zamiast próbować odnaleźć prawdziwą przyczynę, skupiamy się wyłącznie na powstrzymaniu Matki.
- Teraz ciężko się będzie dowiedzieć, skoro Aurora zabrania nam wyjść z bazy pod żadnym pozorem. - zauważył Yoki przykładając rękę do rdzenia na piersi Henriego. Naukowiec poczuł się jakby nagle wyssali z niego krew. Maszyna była całkiem rozładowana. - Swoją drogą czemu tak rozmyślasz o teoriach prezydenta, to nie tak, że on może teraz o nich dyskutować.
- Bo chcę ocalić ten świat - stwierdził Henry poważnym głosem. - I wydaje mi się że cały czas idziemy w kierunku jego zniszczenia. Dlatego chcę odkryć ten właściwy. Tylko wy dwaj możecie mi w tym pomóc.
Chłopak wbił wzrok w dwójkę naukowców. Tak, jeśli ktoś mógł zrozumieć do czego dążył, to właśnie oni. Nikita i Borys byli tylko mięśniami, które robią to co każe im mózg, obojętnie kto by tym mózgiem nie był. Roland, Aurora i Arnold byli co najwyżej gadzimi móżdżkiami odpowiadającym za agresję i instynkt przetrwania. Zaś samo kresomózgowie stanowili ci którzy potrafili wyjść poza ograniczające ich ramy i spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy.
- Powiedzcie, czy naprawdę sądzicie, że wszystkie te wojny i polityczne gierki w które wcześniej bawił się Roland i teraz bawi się Aurora rzeczywiście mają szanse zapobiec apokalipsie? - zapytał przyciszonym głosem. - Czy zgodzilibyście się działać za plecami Aurory gdyby istaniała inna, lepsza droga?
yoki podniósł ręce jakgdyby chciał wzruszyć ramionami, przez pokój przeszedł zimny powiew który mocno rozszedł się przez korytarz.
- Jacek został zaatakowany wczoraj w nocy. - odezwał się Zolf. - Kazano nam cię zaaresztować. - przyznał bez zbytniego przejęcia. - W pamięci androidów był zapis, w którym ty a potem nikita wchodzicie do pokoju. To ty je przeprogramowałeś by nie reagowali? Nieważne.
- Też nie ufamy Aurorze. - przyznał Yoki. - Nie dla tego, że nas okłamuje. Roland robił wszystkich w konia, wiemy o tym. Ale Aurora...ona po prostu nie wie co się dzieje. Dlatego zaczęła się zachowywać jak bogini wojny. Myśli jak Borys, chce siłą znaleźć rozwiązanie.
- Tego właśnie się obawiam - stwierdził dobitnie Henry. - Dlatego próbuję znaleźć inne rozwiązanie. Ludzie impulsywni i myślący wyłącznie o własnym interesie nigdy nie zapobiegną apokalipsie. Niedawno dowiedziałem się że świat z którego przybyłem nie był wcale tym w którym się urodziłem. Tak naprawdę każdego roku przeżywałem kolejną apokalipsę i za każdym razem gdy świat ulegał zagładzie, przenosiłem się do innego wymiaru. Muszę sobie przypomnieć wszystko czego udało mi się wtedy dowiedzieć. Tylko zdobywając i analizując wszystkie dostępne dla nas informacje będziemy w stanie zapobiec końcowi świata. Dlatego wykradłem dane z komputera Rolanda. To o czym napawdę wiedział prezydent może być jedną z części układanki którą próbuję rozwiązać. Czy takie podejście nie brzmi dla was sensowniej niż to co planują dwie rywalizujace ze sobą wielkie korporacje? Biorąc pod uwagę że obecnie podróże w czasie stały się niemożliwe, może być to nasza ostatnia szansa by zmienić los ludzkości. Nie chcę by ten los spoczywał w rękach Aurory, Arnolda, czy innych ludzi ich pokroju.
- Momentami mam wrażenie, że bycie inteligentnym a głupim to jedna i ta sama rzecz. W końcu to nie rozum człowieka decyduje o jego wpływie na świat. - westchnął Yoki. - A co z Nikitą? Co robiła w tym gabinecie?
- Cóż, to było akurat dość przypadkowe spotkanie - rzekł Henry, rozkładając ręce. - Musiała mnie śledzić i gdy zobaczyła że wchodzę do gabinetu prezydenta, postanowiła sama wykorzystać tą okazję. Wyjaśniła mi że podczas swej ostatniej misji spotkała się z organizacją zwaną Moondust, która również ma swoją agendę i najwyraźniej przyczyniła się do śmierci Rolanda. Nikita zaś doszła do wniosku że Aurora postradała zmysły i dlatego zgodziła się wykonać dla nich misję polegającą na wykradzeniu pluskwy z komputera Rolanda. Porozmawiałem z nią na ten temat i kiedy wytłumaczyłem jej na czym polega mój plan, zgodziła się mi pomóc. Teraz chcemy się dowiedzieć zarówno wszystkiego co wiedział prezydent, jak i tego co wiedzieli o nim ci którzy postanowili się go pozbyć. Obecnie nie ufamy żadnej organizacji, ale chciałbym wysłuchać ich wersji i dowiedzieć się jaką rolę zamierzają odegrać w toczących się rozgrywkach.
- Czy ty myślisz, że ktokolwiek będzie z tobą rozmawiać? - zaśmiał się zolf. - Kto ma pluskwę? - spytał.
- To nieistotne - stwierdził szybko chłopak. - I tak udało mi się zgrać wszystkie dane z komputera Rolanda. Pluskwa ma służyć jedynie jako przetarg dla kogoś kto w zamian za nią ma mi dostarczyć jeszcze więcej informacji. A z tego co zauważyłem sporo organizacji próbuje przekabacić nas na swoją stronę. Aby to osiągnąć muszą wyjawić nam to czego chcemy. Być może z tych strzępków informacji uda nam się w końcu dojść do wniosku co naprawdę należy zrobić by zapobiec apokalipsie.
- Nie o to chodzi. - pokręcił głową Zolf. - Aurora chce ciebie i nikitę w więzieniu. - przypomniał. - Rozumiesz? Chcemy abyś wrobił Nikitę. Jeżeli ma pluskwę wpadnie sama, jeżeli nie, użyj jej jako zeznanie. Powiedz, że chciała ją zamątować. - zalecił profesor. - W innym wypadku będziesz musiał walczyć z apokalipsą zza kart. Nikt z nas nie może po prostu stanąć przed Aurorą i zwalić ją z stołka.
- Cóż, niezbyt mi się to podoba, ale chyba nie mamy wyboru - rzekł Henry, wzruszając ramionami. - Na razie ja mam pluskwę, ale mogę jej ją w każdej chwili podrzucić. Myślicie że moglibyśmy później umożliwić jej ucieczkę tak żeby Aurora nie zdała sobie sprawy, że ktoś jej pomógł?
- To bardzo niemożliwe. Windy są w tym momencie całkowicie wyłączone a wyjścia awaryjne obstawione przez ochronę. Ktokolwiek kto wyjdzie bez autoryzacji jest określany zbrodniażem. Mamy tu prawdziwy faszyzm. - westchnął Yoki. - A ja myślałem, że to z Rolandem było źle. - wzruszył ramionami. - jak wezmą Nikitę na zeznania, zaprezentujesz pluskwę jako dowód. Powiesz, że wszedłeś do pokoju aby przyłapać Nikitę na gorącym uczynku.
- W takim razie nietrudno upozorować jej ucieczkę - stwierdził z uśmiechem Henry. - Jak na razie jedynymi osobami w bazie będącymi w stanie zatrzymać Nikitę są Ao i Aurora, więc wystarczy w momencie gdy będzie odprowadzana do celi wybrać dla niej najkrótszą drogę do śluzy ewakuacyjnej, opóźnić jak najdłużej włączenie alarmu i upewnić się że ta dwójka nie stanie jej na drodze.
- Nikt ci w tym nie pomoże. Nawet my. - odparł smutnym głosem Yoki. - To zbyt ryzykowne. Nikita może posiedzieć trochę w celi, to nie tak, że jej głowę utną.
Henry przygryzł wargę, niezbyt pewny łagodności Aurory. Nie chciał wrabiać Nikity, ale w obecnej chwili było to ich jedyne wyjście. Po dość długiej chwili wahania nie udało mu się wymyślić żadnego lepszego planu i pokiwał głową w zrezygnowaniu.
- Jeśli od razu się przyzna i powie, że po prostu była ciekawa co prezydent mógł przed nami ukrywać na swoim komputerze, to powinna dostać jedynie wyrok za niesubordynację - stwierdził w końcu. - Kiedy i kto ma ją aresztować?
- Próba kradzieży tajnych danych zwykłą niesubordynacją? Henry, opanuj się. - załamał się logiką naukowca Zolf. - Niestety nie wiemy kto ma zająć się aresztem Nikity.
- Zresztą nieważne - stwierdził po chwili Henry, uśmiechając się przy tym w typowy dla siebie upiorny sposób. - Chyba mam już plan jak wyciągnąć Nikitę. Myślę że dam sobie radę. Zaraz jej wszystko przekażę i możecie mnie aresztować.
To powiedziawszy chłopak wyciągnął z kieszeni błyszczącę kulkę którą upuścił na podłogę i otworzył drzwi przez które ta wytoczyła się z pokoju, a następnie przybrawszy postać czteronogiego pająka bocik zaczął pełznąc po podłodze w kierunku pokoju Nikity.
Robocik jechał pewien moment. Gdy znalazł się w korytarzu mieszkalnym z pokojemy nikity, zatrzymał się. Tym co dojarzał na ekranie Henry była Bangetsu targająca z sobą wyłączoną androidkę. Rękawica nauczycielki dymiła od wystrzału.
Henry nieco zdziwiony pokazał Zolfowi i Yokiemu wyświetlone nagranie z kamery bota.
- Wedle słów Nikity Nail pracuje dla właśnie dla owych Moondustów i to ona zleciła jej wykradnięcie czipa z gabinetu prezydenta - poinformował ich pospiesznie chłopak. - Nie miałem jeszcze okazji tego potwierdzić, więc nie chciałem rzucać na nią bezpodstawnie podejrzeń, ale to co widzimy może oznaczać jedną z trzech rzeczy. Albo chce się pozbyć Nikity dlatego że zepsuła ich plan i za dużo wie, albo tak naprawdę wcale dla nich nie pracuje i przyszła aresztować Nikitę, albo dogadała się z Nikitą która dobrowolnie się poddała, a wystrzał był tylko po to by zachować pozory walki. Mogę się z nią teraz skontaktować, ale to dość ryzykowne zagranie, gdyż w dwóch pierwszych przypadkach może to niepotrzebnie ujawnić nasz plan. Dlatego myślę że najlepiej będzie ją po cichu śledzić i jesli prowadzi Nikitę do cel, to skontaktuję się z nią gdy zostanę uniewinniony by ustalić dla kogo pracuje, a jeśli prowadzi ją gdzie indziej, to należy uruchomić alarm, złapać Nail i zrzucić całą winę na nią.
Zolf westchnął. - To nail znalazła nieprzytomnego Jacka pod drzwiami. Kazano jej aresztować Nikitę. - wyjaśnił. - Jeżeli jest jak mówisz, to najwidoczniej reaguje od razu gdy dostrzegła nieumiejętność Nikity.
- co z tymi danymi? - spytał Yoki. - Technicznie mieliśmy cię zaprowadzić po całym dniu pracy. Miałeś rozebrać swój własny rdzeń. Możmey nad czymś pomyśleć.
- Nie mam nic przeciwko, jeśli jest to rzeczywiście konieczne. Choć zaoszczędziłoby to nam sporo pracy gdybyście mogli pokazać Aurorze atrapę mojego rdzenia. Nie ma pan może kilku zapasowych części z których można by ją wykonać, panie Zolf? To jest, zakładając że Aurora nie siedzi na tyle głęboko w tej technologii żeby ją rozpoznać - stwierdził Henry po krótkim namyśle. - Zaś jeśli chodzi o dane z komputera Rolanda, to zamierzałem je przejrzeć w trakcie oczekiwania na proces. Jeśli chcecie, mogę dać wam teraz ich kopię.
- Im mniej kopii tym lepiej. Pokaż jak wygląda chip a sam go podrobię. - odparł Zolf.
- Nie ma problemu - odparł chłopak, wyciągając z kieszeni pluskwę którą podał Zolfowi. - Aczkolwiek wygląda na to, że sam czip nie wykradał żadnych danych, a umożliwiał jedynie zdalny dostęp do zasobów komputera, tak że nawet osoba nie mająca pojęcia o hackowaniu mogła z łatwością przeglądać znajdujące się na nim pliki.
- To nie jest wielka technologia. Kilka takich powinno być po prostu w szafie… - zdziwił się Zolf. - Mam wrażenie, że to nie byłby żaden dowód. Zdziwiłbym się gdyby wybrali najgorszy sprzęt bez przemyślenia. No chyba, że nie są aż tak groźni?
Henry wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Nie mam pojęcia. Ale chyba dość prawdopodobne, że Nikita wybrałaby tego typu pluskwę gdyby zlecono jej wykradnięcie danych z czyjegoś komputera, czyż nie? Pewnie zamówiłaby pierwszą która rzuciłaby jej się w oczy w którymś sklepie internetowym.
- Nie tylko ona. Możesz pod to podpisać właściwie każdego, w czyim posiadaniu by była. Od Jacka po Borysa. To dość wygodne. - przytaknął Zolf.
- Czyli wszystko ustalone? - upewnił się chłopak. - Jeśli tak to możemy trochę tutaj poczekać, a potem mnie zaaresztujecie i zaprowadzicie na przesłuchanie. Zgadza się?
- Ta.
 
Tropby jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172