Ruszyli ponownie. Konie stąpały ostrożnie, wdrapując się na niezbyt strome i zdradzieckie na szczęście wzniesienie. Alez popatrzył w górę, uważnie przyglądając się budowli. Była zaniedbana, to pewne, lecz okute żelazem drzwi znajdowały się na miejscu. Okien prawie nie było, a te co były - niewielkie, szparki strzelnicze raczej. Ze swojej pozycji dostrzegali tylko jedno większe, zasłonięte okiennicami.
- Gdyby tu było wojsko, powinna powiewać flaga. Drzewce tu jednak dawno zgniły, a budowla zamknięta. Pustelnik czy inny czort? - mężczyzna zastanawiał się na głos, raczej nie licząc na konkretną odpowiedź od strony wiedźminki.
Byli już może z pięć metrów od kamiennej budowli, gdy mniej więcej z wysokości pierwszego piętra dobiegł ich stłumiony murem, raczej słaby męski głos.
- Co tu chcecie? Wojsko nie jesteście, to dajcie człowiekowi pomieszkać z dala od innych!
Arina dostrzegła jakieś poruszenie w jednym z okienek strzelniczych. Wyglądała tamtędy jakaś twarz, ale nawet jej zmysły nie pozwalały dostrzec żadnych szczegółów. |