Anna Wierzbowska Soundtrack
[MEDIA]http://fc04.deviantart.net/fs71/i/2011/138/7/e/1305708228_for_the_magic_of_books_by_bucikah-d3erv59.jpg[/MEDIA]
Czas mijał niespodziewanie szybko, kiedy Anna usiadła nad swoją pracą. Oprócz nowych zleceń, z których to dotyczące korekty okazało się dość...zaskakujące, miała przecież kilka starych spraw do załatwienia i inne projekty do zamknięcia. Śpiąca na stole kocica, zwinięty pod stołek pies, parująca kawa w kubku i cicha, łagodna muzyka sącząca się z głośników...Można było pracować tak długo bez zmęczenia.
Obraz na monitorze rozmył się lekko; Anna zamrugała kilka razy, by odzyskać ostrość widzenia, lecz gdy podniosła wzrok, nie było już komputera, białych ścian studia, a nawet krzesła, na którym siedziała.
Przed nią rozciągał się długi tunel, mroczny i zwężający się ku górze na kształt sklepienia jaskini. Do nozdrzy dziewczyny dotarł charakterystycznych zapach starego papieru i bibliotecznych półek; przejechała dłonią po najbliższej ścianie i ze zdumieniem odkryła, że ściany zbudowane są z grzbietów książek. O jej nogi otarł się wielki, czarny cień wilka: rozpoznała w nim swojego czworonożnego przyjaciela. Przemykający się nad jej głową kontur czarnej pantery musiał być w takim razie Sheebą.
Zagłębiła się w labirynt tej cudacznej świątyni, która cała zdawała się być zbudowana z książek; mniejszych, większych, grubszych i cieńszych, w papierowych, skórzanych i płóciennych okładkach. Co dziwne, na żadnym grzbiecie nie było widać tytułu: otaczające ją ściany były gładkie i puste.
Korytarz kończył się portalem, na którym jasne grzbiety książek na tle ciemnych układały się w napis:
A potem weszła do małej, okrągłej sali. Stąd prowadziły cztery korytarze w cztery strony świata. Anna spojrzała pod nogi: stąpała po posadzce ułożonej z szeroko rozwartych stron, które jaśniały białymi, niezapisanymi kartkami. Środek komnaty zajmował stos bezładnie rzuconych książek, spleśniałych, brudnych i śmierdzących rozkładem, tak bardzo różnych od zadbanych woluminów tworzących ściany i podłogę. Czarna pantera z ciekawością wskoczyła na tą kupę i swoją wielką łapą strąciła jeden z tomów na ziemię, wprost pod stopy dziewczyny. Kiedy Anna podniosła ostrożnie ciężki tom, na jego zakurzonym grzbiecie odczytała wyblakłe litery "...storia".
W tej chwili wilk warknął ostrzegawczo: w ciszę przybytku wdarł się nagle szelest i szum, jaki towarzyszy palonymi papierowi. Ciemne korytarze zajaśniały czerwoną łuną pożaru, który kroczył ku Annie w towarzystwie dymu i zapachu popiołu.
Dziewczyna szybko otworzyła trzymane w rękach tomiszcze: wydrukowane na stronie tytułowej tłustą szwabachą litery głosiły "Najdawniejsza historia Miasta". Zerknęła na pierwszy akapit; nie zdążyła jednak przeczytać choćby jednej linii, bo pod jej wzrokiem litery zajęły się ogniem, skręcając się i ginąć jedna po drugiej jakby w piekielnym żarze; ogień szybko pochłonął kolejne wersy, zostawiając po sobie białą, nieuszkodzoną kartkę. Przestraszona Anna zatrzasnęła książkę i rzuciła ją na ziemię; tym razem buchnął z niej żywy płomień, obejmując swoim czerwonym jęzorem podłogę i śmietnisko. Gorąc mało nie oparzył Anny, która odskoczyła w tył, szukając drogi ucieczki.
Lecz było już za późno: ze wszystkich korytarzy, niby z czterech smoczych paszcz buchnął biały żar, zabierając tlen i pełznąć po papierowych grzbietach. Oszołomioną Annę wilk pociągnął za nogawkę: półprzytomna spojrzała wokół siebie i ujrzała czarna panterę, spoglądającą na nią z wyskokości kilku metrów, bezpieczną przed szalejącym na dole pożarem. Koło dłoni dziewczyny z cichym szelestem wysunęła się ze ściany książka; jedna, druga, i kolejne, tworząc coś w rodzaju półeczek czy stopni: dziewczyna szybko zaczęła się po nich wspinać. Wilk został w dole, ze zjeżoną sierścią; warknął na płomienie i te cofnęły się na chwilę, jakby przestraszone jego groźną obecnością.
Anna wspinała się coraz wyżej i wyżej, prowadzona przez śmigająca w górę czarną panterę; w przelocie zauważyła kilka tytułów książek, na których opierała swoje stopy i dłonie: podręczniki chemii, coś o psychologii, jakieś medyczne traktaty o mózgu...Ogień ścigał ją jednak bezustannie, niczym stado węży ślizgając się po papierze i wciskając w ściany książkowej budowli.
W końcu Anna poczuła na twarzy delikatny podmuch; dźwignęła się w górę i jej oczom ukazał się olśniewający widok na rozpościerające wokół Miasto. Wystawała z tytanicznej wieży zbudowanej z książek, a papierowe samolociki z gazet krążyły nad jej głową niczym mewy. Czarna pantera leżała na szerokim parapecie, leniwie liżąc oparzoną łapę. Uwagę dziewczyny przykuł odległy, ale majestatyczny ruch w otaczającym ją krajobrazie: jakby olbrzymie przestrzenie domów znikały nagle, przemieniały się i kotłowały, niby morze. Wytężyła wzrok, żeby przyjrzeć się bliżej...
...i w tym momencie ocknęła się nad komputerem. Mrok popiskiwał cicho i przebierał łapkami, jakby śniło mu się coś złego, a kotka uskuteczniała dokładne mycie, popatrując czujnie na Annę. Zegarek pokazywał, że drzemka nie trwała więcej niż dziesięć minut. Anna przetarła oczy i spojrzała na monitor.
Cytat:
Musimy zacząć tracić pamięć, nawet tylko stopniowo i nieznacznie, by zdać sobie sprawę, że pamięć stanowi nasze życie. Życie bez pamięci jest niczym [...]. Pamięć jest naszym spoiwem, powodem istnienia, wrażliwością, nawet naszym działaniem. Bez niej jesteśmy niczym [...].
|
- głosił "Cytat dnia" na otwartej przed jej oczami zakładce jakiegoś portalu, na który zajrzała podczas pracy. Chwilę wpatrywała się w napis, a potem przełączyła okienko z powrotem na gmaila. Nie miała czasu na odpoczynek czy lenistwo. W końcu miała do zrobienia poważny fotograficzny projekt...