Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2014, 22:06   #34
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Pora na zabawę

Trzeba było robić szybką wysiadkę, jeśli nie chciało się skończyć gorzej niż sardynki w puszce.
- Wysiadać - mruknęła Luna do reszty towarzystwa.
Tess wyskoczyła przygotowując pistolet do strzału, po czym strzeliła w kierunku pędzącego automatona. Tuż za nią wyskoczył Dervirr grzebiąc w swojej torbie, oraz niedźwiadek Theobalda. Sam druid pozostał jednak na pace, wraz Garrickiem.
Samochód zaryczał i po chwili popędził na rycerza jak byk do czerwonej płachty. Luna dodawała gazu, a jej zimne spojrzenie nie wydawało się obawiać wielkiej góry złomu.
Garrick zaś nałożył strzałę na łuk i wycelował w pędzącego w kierunku strzałę. Bloczki gnomiego łuku parowego szczęknęły.
A kule Tess odbiły się od tarczy konstrukta, osłaniając się przed nimi nie mógł jednak odsłonić się od strzały. Pocisk wystrzelony przez Garricka pomknął w kierunku kręcących się zębatek przy szyi maszyny i wbił się pomiędzy nie zamrażając je błyskawicznie. Jedna z zębatek nie wytrzymała tego mrozu i pękła… Automaton zaczął się poruszać bardziej niezgrabnie i chaotycznie, ale pęd jaki nadał sobie biegnąc, sprawiał że zwolnić już nie mógł.
Luna dała gaz do dechy i szybko wrzuciła tylny bieg dając całą wstecz. Pojazd z rykiem silnika zaczął się cofać przed pędzącym automatonem i nagle skręcił w prawo tuż przed murem wzbudzając chmurę pyłu. Uszkodzony automaton nie był tak zwrotny i uderzył w mur przebijając go. Uszkodzenia jakich doznał nie były jednak dość rozległe by go powstrzymać przed dalszą walką. A jego pancerz zaczął się rozgrzewać pod wpływem czaru druida. Garrick zaś nakładał kolejną lodową strzałę.
Luna zawróciła samochód i obserwowała, co teraz zamierza zrobić strażnik. Nogę na gazie miała w pogotowiu. Postanowiła działać, kiedy nadarzyła się okazja. Rozpędziła samochód, by uderzyć nim w uszkodzoną maszynę.
Automaton się nie uchylił, tylko ruszył w kierunku Luny, nie miał jednak dość czasu by się rozpędzić. Dziewczyna uderzyła samochodem w mechanicznego strażnika. Ten jednak jakimś cudem uczepił się maski wozu i mimo rozległych uszkodzeń pancerza, dźgnął na oślep lancą rozbijając szybę wozu. Broń przeszyła kabinę pojazdu pół metra od głowy Luny. Ale też i Garret miał ułatwione zadanie. Lodowa strzała wbiła się w szczelinę hełmu. Rozgrzany metal źle zniósł nagłe schłodzenie i głowa automatona pękła rozsypując śruby, nakrętki i tryby.

Luna wzięła się za dalsze niszczenie strażnika. Musiała jednak uważać na lancę, która była zaledwie o niecałe dwie stopy od jej głowy. Ruszyła z impetem w mur, jechała jednak trochę na oślep, bo przechylona w lewo, by przygnieść uszkodzonego androida.
Należało dokończyć to co się zaczęło. Pojazd z impetem uderzył w mur, dźwięk zgniatanego metalu, wstrząs kabiny. Luna głową uderzyła o kierownicę nabijając sobie siniaka i na chwilę ulegając zamroczeniu.
Ale gdy się ocknęła… automaton już nie atakował, będąc kupą zgniecionego metalu. Pierwsza przeszkoda podczas tego włamu została pokonana. Ale czy będą następne.
-Dobrze się czujesz Luna? Potrzebujesz uzdrowienia? - do uszu dziewczyny dotarł dźwięk głosu samozwańczego “druida”.
- Jeśli potrafisz podleczyć, to mnie podlecz - wydukała, wysiadając ostrożnie z samochodu.
Theobald, wyjął z sakwy jagódki, coś nad nimi pomruczał. Po czym podał dziewczynie do zjedzenia. -Pomogą ci.
Luna zażyła jagódki. Beznamiętnie spojrzała w kierunku zniszczonego androida, po czym skierowała się ostrożnie w stronę posiadłości. Nie rozstawała się z siekierą, która mruczała:
- Idiotyzm. Kto to widział, żeby taki złom wypuszczać na rynek? Powinni go trzymać na złomowisku, przynajmniej by ktoś go później przetopił na porządniejszą rzecz. Ech… przydałoby się go przytaszczyć do tawerny i zrobić z niego użytek. Nie uważasz, Luna?
- Siekiery nie mówią - oznajmiła Luna bezemocjonalnym głosem do broni.
Podeszła do zepsutego robota. Profesjonalnie rozłożyła go na części pierwsze i pozabierała z niego elementy, które mogłyby posłużyć do budowy nowych maszyn albo podrasowania samochodu. Resztę, która nie nadawała się do eksploatacji, zostawiła na miejscu. Pozyskane elementy wpakowała do samochodu - wszak nic nie powinno się marnować. Po chwili rzuciła do samozwańczego druida: - Prowadź.
Theobald skinął głową i ruszyli poprzez ogród. Niedźwiadek pierwszy, Garrick ze strzałą nałożoną na cięciwę szedł drugi. Druid trzeci.Luna była kolejna, Tess z pistoletem w dłoni przedostatnia. Dervirr na końcu.
Przechodzili przez zdziczały ogród, pełen roślin które trudno było uznać za ozdobne. Pnącza były kolczaste, drzewa stare i rozłożyste. A kwiaty drobne i niezbyt kolorowe.
I pnącza… nagle zaczęły ożywać otaczając ich niczym pełznące węże. Było ich coraz więcej i wiły się niebezpiecznie blisko Luny.
-Zachowajcie, spokój!Nie wykonujcie żadnych gwałtownych ruchów. Wszystko jest pod kontrolą!- krzyknął druid i wyjął zza pazuchy jakąś flaszkę. Po czym rozlał na ziemi nieco pachnącego miodem płynu i sięgnąwszy po sztylet, naciął kciuk mieszając swoją krew z miodem pitnym.
-Pani lasu, Pani cierni. Opiekunko Dziczy… Przyjmij ofiarę, przybądź na spotkanie.- rzekł głośno drżącym głosem.
I rzeczywiście.. cierpnie z przodu nieco się rozstąpiły odsłaniając kobietę w dość skąpych szatkach.

Stworzenie to wydawało się być… Przypominało w pewnych aspektach elfkę. Ale z pewnością nią nie było
-Theo… Jak miło cię znów widzieć. Wiesz, jednak dobrze, że nie powinno cię tu być. I wiesz dobrze co robię z intruzami, prawda?- zachichotała zmysłowym tonem głosu władczyni cierni.
-Wiem, też że nie stoisz ni po stronie wiedźm, ni po stronie mojej. A ja mam całą flaszkę trójniaka.- rzekł druid machając butelką. Kobieta oblizała wargi i mruknęła.-Kusisz… Mogę zgodzić się na rozmowę.
Luna się nie odzywała, omiatając spojrzeniem przybyłą ‘elfkę’. Obojętnym wzrokiem obserwowała, co się dzieje. Rozmowę z panią cierni pozostawiła ‘druidowi’. Ona miała tutaj inne zadanie. Czekała cierpliwie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów.
Rozmowa kobiety i Theobalda, przeszło szybko na język, którego Luna nie rozpoznawała mimo swego wszechstronnego wyedukowania nie była w stanie rozpoznać. Garric wydawał się spokojny, niedźwiadek też, ale Tess i Dervirr rozglądali się dokoła niespokojnie , tylko czekając aż wijące się kolczaste pnącza ich zaatakują.
Nie zaatakowały jednak.
Po krótkiej rozmowie i obaleniu trójniaka Theo i ‘cierniowa elfka’ doszli do porozumienia.
-Musicie zacisnąć dłoń na cierniowym pnączu… aż do krwi. I wtedy nie będziecie atakowani.- rzekł druid chwytając za pnącze i ściskając je, mimo bólu widocznego bólu na jego twarzy.
-Porąbało cię?!- wrzasnął wściekle Dervirr.
-W innym przypadku nie mogę gwarantować waszego bezpieczeństwa.- odparł spokojnym głosem druid, ignorując wybuch gniewu Dervirra.
Luna chwyciła cierń bez zbędnego gadania i ścisnęła. Na jej twarzy nie wydawał się pojawiać grymas bólu. Mimika nie zmieniła się jakoś znacząco. Myślała nad dostaniem się do środka posiadłości i zmierzeniem się z zabezpieczeniami przeciw włamywaczom.
Pozostali niechętnie pozostąpili tak na samo. Nawet psioczący na wszystko Dervirr. Po tym krótkim rytuale ciernie rozstąpiły się, a sama ‘cierniowa elfka’ znikła razem z nimi.
Droga do budynku stanęła przed nimi otworem… aż do dotarcia do solidnych dębowych drzwi obitych żelazem i zamkniętych na klucz. Tylnych drzwi do rezydencji.. w dodatku Luna dostrzegła niewielkie druciki biegnące po ich obrzeżu, a sugerujące jakiś system alarmowy.
Podeszła do nich ostrożnie i sprawdziła je.
Tak… to zdecydowanie był jakiś system alarmowy. Druciki zamaskowane biegły od drzwi do okiennic, więc nie tylko wejście było nimi oplecione. Tylko jak wyłączyć tą pułapkę?
Reszta drużyny w tym czasie opatrywała niezbyt głębokie, ale dość bolesne rany na dłoniach.
Luna postanowiła sprawdzić przebieg tych okablowań. Może gdzieś znajduje się skrzynka?
I znalazła… ukrytą tuż przy progu drzwi skrzynkę. Nie była ona jednak tym czego Luna szukała. Zbierała ona nitki miedzianych drucików w jeden ciąg i w prowadzała go pod budynek. Wniosek był z tego jeden… Poszukiwana skrzynka była w wnętrzu domu, prawdopodobnie w piwnicy.Trzeba by było dostać się wpierw do piwnicy, lub... znaleźć inny sposób. Na szczęście Luna miała kilka sztuczek w rękawie.
Pora na dalszą część wycieczki.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 02-01-2014 o 22:12.
Ryo jest offline