Trzeba było robić szybką wysiadkę, jeśli nie chciało się skończyć gorzej niż sardynki w puszce.
-
Wysiadać - mruknęła Luna do reszty towarzystwa.
Tess wyskoczyła przygotowując pistolet do strzału, po czym strzeliła w kierunku pędzącego automatona. Tuż za nią wyskoczył Dervirr grzebiąc w swojej torbie, oraz niedźwiadek Theobalda. Sam druid pozostał jednak na pace, wraz Garrickiem.
Samochód zaryczał i po chwili popędził na rycerza jak byk do czerwonej płachty. Luna dodawała gazu, a jej zimne spojrzenie nie wydawało się obawiać wielkiej góry złomu.
Garrick zaś nałożył strzałę na łuk i wycelował w pędzącego w kierunku strzałę. Bloczki gnomiego łuku parowego szczęknęły.
A kule Tess odbiły się od tarczy konstrukta, osłaniając się przed nimi nie mógł jednak odsłonić się od strzały. Pocisk wystrzelony przez Garricka pomknął w kierunku kręcących się zębatek przy szyi maszyny i wbił się pomiędzy nie zamrażając je błyskawicznie. Jedna z zębatek nie wytrzymała tego mrozu i pękła… Automaton zaczął się poruszać bardziej niezgrabnie i chaotycznie, ale pęd jaki nadał sobie biegnąc, sprawiał że zwolnić już nie mógł.
Luna dała gaz do dechy i szybko wrzuciła tylny bieg dając całą wstecz. Pojazd z rykiem silnika zaczął się cofać przed pędzącym automatonem i nagle skręcił w prawo tuż przed murem wzbudzając chmurę pyłu. Uszkodzony automaton nie był tak zwrotny i uderzył w mur przebijając go. Uszkodzenia jakich doznał nie były jednak dość rozległe by go powstrzymać przed dalszą walką. A jego pancerz zaczął się rozgrzewać pod wpływem czaru druida. Garrick zaś nakładał kolejną lodową strzałę.
Luna zawróciła samochód i obserwowała, co teraz zamierza zrobić strażnik. Nogę na gazie miała w pogotowiu. Postanowiła działać, kiedy nadarzyła się okazja. Rozpędziła samochód, by uderzyć nim w uszkodzoną maszynę.
Automaton się nie uchylił, tylko ruszył w kierunku Luny, nie miał jednak dość czasu by się rozpędzić. Dziewczyna uderzyła samochodem w mechanicznego strażnika. Ten jednak jakimś cudem uczepił się maski wozu i mimo rozległych uszkodzeń pancerza, dźgnął na oślep lancą rozbijając szybę wozu. Broń przeszyła kabinę pojazdu pół metra od głowy Luny. Ale też i Garret miał ułatwione zadanie. Lodowa strzała wbiła się w szczelinę hełmu. Rozgrzany metal źle zniósł nagłe schłodzenie i głowa automatona pękła rozsypując śruby, nakrętki i tryby.
Luna wzięła się za dalsze niszczenie strażnika. Musiała jednak uważać na lancę, która była zaledwie o niecałe dwie stopy od jej głowy. Ruszyła z impetem w mur, jechała jednak trochę na oślep, bo przechylona w lewo, by przygnieść uszkodzonego androida.
Należało dokończyć to co się zaczęło. Pojazd z impetem uderzył w mur, dźwięk zgniatanego metalu, wstrząs kabiny. Luna głową uderzyła o kierownicę nabijając sobie siniaka i na chwilę ulegając zamroczeniu.
Ale gdy się ocknęła… automaton już nie atakował, będąc kupą zgniecionego metalu. Pierwsza przeszkoda podczas tego włamu została pokonana. Ale czy będą następne.
-Dobrze się czujesz Luna? Potrzebujesz uzdrowienia? - do uszu dziewczyny dotarł dźwięk głosu samozwańczego “druida”.
-
Jeśli potrafisz podleczyć, to mnie podlecz - wydukała, wysiadając ostrożnie z samochodu.
Theobald, wyjął z sakwy jagódki, coś nad nimi pomruczał. Po czym podał dziewczynie do zjedzenia. -
Pomogą ci.
Luna zażyła jagódki. Beznamiętnie spojrzała w kierunku zniszczonego androida, po czym skierowała się ostrożnie w stronę posiadłości. Nie rozstawała się z siekierą, która mruczała:
-
Idiotyzm. Kto to widział, żeby taki złom wypuszczać na rynek? Powinni go trzymać na złomowisku, przynajmniej by ktoś go później przetopił na porządniejszą rzecz. Ech… przydałoby się go przytaszczyć do tawerny i zrobić z niego użytek. Nie uważasz, Luna?
-
Siekiery nie mówią - oznajmiła Luna bezemocjonalnym głosem do broni.
Podeszła do zepsutego robota. Profesjonalnie rozłożyła go na części pierwsze i pozabierała z niego elementy, które mogłyby posłużyć do budowy nowych maszyn albo podrasowania samochodu. Resztę, która nie nadawała się do eksploatacji, zostawiła na miejscu. Pozyskane elementy wpakowała do samochodu - wszak nic nie powinno się marnować. Po chwili rzuciła do samozwańczego druida: -
Prowadź.
Theobald skinął głową i ruszyli poprzez ogród. Niedźwiadek pierwszy, Garrick ze strzałą nałożoną na cięciwę szedł drugi. Druid trzeci.Luna była kolejna, Tess z pistoletem w dłoni przedostatnia. Dervirr na końcu.
Przechodzili przez zdziczały ogród, pełen roślin które trudno było uznać za ozdobne. Pnącza były kolczaste, drzewa stare i rozłożyste. A kwiaty drobne i niezbyt kolorowe.
I pnącza… nagle zaczęły ożywać otaczając ich niczym pełznące węże. Było ich coraz więcej i wiły się niebezpiecznie blisko Luny.
-Zachowajcie, spokój!Nie wykonujcie żadnych gwałtownych ruchów. Wszystko jest pod kontrolą!- krzyknął druid i wyjął zza pazuchy jakąś flaszkę. Po czym rozlał na ziemi nieco pachnącego miodem płynu i sięgnąwszy po sztylet, naciął kciuk mieszając swoją krew z miodem pitnym.
-Pani lasu, Pani cierni. Opiekunko Dziczy… Przyjmij ofiarę, przybądź na spotkanie.- rzekł głośno drżącym głosem.
I rzeczywiście.. cierpnie z przodu nieco się rozstąpiły odsłaniając kobietę w dość skąpych szatkach.
Stworzenie to wydawało się być… Przypominało w pewnych aspektach elfkę. Ale z pewnością nią nie było
-Theo… Jak miło cię znów widzieć. Wiesz, jednak dobrze, że nie powinno cię tu być. I wiesz dobrze co robię z intruzami, prawda?- zachichotała zmysłowym tonem głosu władczyni cierni.
-Wiem, też że nie stoisz ni po stronie wiedźm, ni po stronie mojej. A ja mam całą flaszkę trójniaka.- rzekł druid machając butelką. Kobieta oblizała wargi i mruknęła.-
Kusisz… Mogę zgodzić się na rozmowę.
Luna się nie odzywała, omiatając spojrzeniem przybyłą ‘elfkę’. Obojętnym wzrokiem obserwowała, co się dzieje. Rozmowę z panią cierni pozostawiła ‘druidowi’. Ona miała tutaj inne zadanie. Czekała cierpliwie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów.
Rozmowa kobiety i Theobalda, przeszło szybko na język, którego Luna nie rozpoznawała mimo swego wszechstronnego wyedukowania nie była w stanie rozpoznać. Garric wydawał się spokojny, niedźwiadek też, ale Tess i Dervirr rozglądali się dokoła niespokojnie , tylko czekając aż wijące się kolczaste pnącza ich zaatakują.
Nie zaatakowały jednak.
Po krótkiej rozmowie i obaleniu trójniaka Theo i ‘cierniowa elfka’ doszli do porozumienia.
-Musicie zacisnąć dłoń na cierniowym pnączu… aż do krwi. I wtedy nie będziecie atakowani.- rzekł druid chwytając za pnącze i ściskając je, mimo bólu widocznego bólu na jego twarzy.
-Porąbało cię?!- wrzasnął wściekle Dervirr.
-W innym przypadku nie mogę gwarantować waszego bezpieczeństwa.- odparł spokojnym głosem druid, ignorując wybuch gniewu Dervirra.
Luna chwyciła cierń bez zbędnego gadania i ścisnęła. Na jej twarzy nie wydawał się pojawiać grymas bólu. Mimika nie zmieniła się jakoś znacząco. Myślała nad dostaniem się do środka posiadłości i zmierzeniem się z zabezpieczeniami przeciw włamywaczom.
Pozostali niechętnie pozostąpili tak na samo. Nawet psioczący na wszystko Dervirr. Po tym krótkim rytuale ciernie rozstąpiły się, a sama ‘cierniowa elfka’ znikła razem z nimi.
Droga do budynku stanęła przed nimi otworem… aż do dotarcia do solidnych dębowych drzwi obitych żelazem i zamkniętych na klucz. Tylnych drzwi do rezydencji.. w dodatku Luna dostrzegła niewielkie druciki biegnące po ich obrzeżu, a sugerujące jakiś system alarmowy.
Podeszła do nich ostrożnie i sprawdziła je.
Tak… to zdecydowanie był jakiś system alarmowy. Druciki zamaskowane biegły od drzwi do okiennic, więc nie tylko wejście było nimi oplecione. Tylko jak wyłączyć tą pułapkę?
Reszta drużyny w tym czasie opatrywała niezbyt głębokie, ale dość bolesne rany na dłoniach.
Luna postanowiła sprawdzić przebieg tych okablowań. Może gdzieś znajduje się skrzynka?
I znalazła… ukrytą tuż przy progu drzwi skrzynkę. Nie była ona jednak tym czego Luna szukała. Zbierała ona nitki miedzianych drucików w jeden ciąg i w prowadzała go pod budynek. Wniosek był z tego jeden… Poszukiwana skrzynka była w wnętrzu domu, prawdopodobnie w piwnicy.Trzeba by było dostać się wpierw do piwnicy, lub... znaleźć inny sposób. Na szczęście Luna miała kilka sztuczek w rękawie.
Pora na dalszą część wycieczki.