Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2014, 22:23   #44
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Czy miał pana? Czy tęsknił za tym?
Kuroichi zamyślił się. Kiedyś dawno temu… Miał swego pana. Ba, był jego osobistym yojimbo, co przed wojną jaka nastąpiła później, nie było tak ekscytujące jakby się mogło wydawać. Nie wszyscy możni samuraje angażowali się w politykę i jego pan należał do tej mniejszości. Aż nadeszła wojna i jego pan musiał się w nią zaangażować.


Przyglądając się insygniom rodu “Tokugawa” Kuroichi stwierdzał po namyśle, że nie… wcale nie kwapi się do bycia znów bushi. Po prostu taka rola do niego nie pasowała. Nie bez powodu stracił swoje daisho i…nie korciło go by je odzyskać. Poza tym wydarzenia z poprzedniej wioski, rzucały się cieniem na słowa Mikado.
Kuro nie ufał temu starcowi, nie ufał jego słowom, nie ufał insygniom które samuraj nosił. Kuroichi był prostym roninem, nie skłonnym do filozoficznego rozważania świata. Nie był też politykiem, mimo że widział knujących możnych stojąc przy boku swego Pana. Ale nie był też głupcem.
Mikado stracił wielu ludzi “testując” ich. Ludzi których wierności mógł być pewien.
Kuro słuchając jego słów o współczuciu, był także pewien, że odmowę nie przyjąłby okazując ową cnotę. Odetchnął więc i rzekł spokojnym głosem wzruszając ramionami.- Owszem mogę. Czemu nie. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Został złapany, więc albo mógł zmienić pracodawcę, albo umrzeć. Preferował to pierwsze. Poza tym… mógł się przekonać ile ze słów Mikado, rzeczywiście jest prawdą.
- Byli z nami młody samuraj i równie młoda czupurna łuczniczka. Co się z nimi stało? - zapytał w końcu Kuro.
W tym samym czasie, Atsushi ważył słowa wypowiedziane przez Mikado, tego który wcześniej pragnął pozbawić ich życia wraz z grupą innych wojowników. Ale czy na pewno można tutaj było mówić o próbie morderstwa? Być może jego pan spodziewał się, że towarzysze będą na tyle uważni by się obronić. Na szczęście tak też było. Ale skąd mnich miał to wiedzieć? Same domysły nie wystarczają.

To co mówił jednak były, niedoszły morderca mnicha i jego pan pochodzący z rodu Tokugawa wzbudziły falę wyrzutów sumienia u Atsushiego. Skoro to wszystko miało być swego rodzaju próbą, treningiem, to co z tymi których grupa raniła, czy też zabiła? Na przykład z tym młodym chłopakiem, który musiał ponieść śmierć z tak błahego powodu. I choć oczywiście Atsushi zrobił to w obronie własnej, to i tak nie mógł pozbyć się z głowy natrętnych, co chwilę go męczących myśli.
Czy śmierć i kalectwo, lub odniesione rany były tutaj potrzebne?
Mnich za nic więc brał słowa stojącego przed nim na specjalnym podwyższeniu mężczyzny. Mówił o współczuciu, pomimo tego, że sam nie wiedział tak na prawdę co ono oznacza. Znał tylko wyklepaną regułkę, powtarzaną przez wielu szlachetnie urodzonych. Z pewnością strata swoich ludzi, wynikająca z własnej zachcianki nie była ni szlachetna, ni miłosierna.
Chwilę rozważań przerwał nagle stojący, obok niego ronin. Rzeczywiście. Gdzieś zniknął Eiji, oraz Shirakaba. Atsushi nie zwrócił na to wcześniej uwagi przez targające nim emocje. Nie zamierzał jednak pytać ani o to samo, ani też o coś innego dopóki nie usłyszy co się stało z resztą.
Nie pozostawianie przyjaciół w potrzebie i dbanie o nich w ciężkiej chwili. To jest prawdziwe współczucie i dobro.
Mikado spojrzał na swojego pana, ten tylko skinął głową i staruszek za niego odpowiedział. - Chłopak zginął śmiercią wojownika, w walce, którą wybrał. Po kobiecie nie ma śladu, za to jest po pięciu naszych ludziach, zabitych mieczem i spalonych pośmiertnie od ognia.
- Rozumiem.-
stwierdził po krótkim namyśle ronin, nie dając po sobie poznać swych uczuć. Jego twarz była maską obojętności i spokoju. - A co wy planujecie robić?
Anzai zmrużył oczy, co Mikado obserwował przez dłuższą chwilę. W końcu raczył odpowiedzieć za swojego pana.
- Pan Anzai nie jest żadnym złowrogim geniuszem zła i nie ma zamiaru wam zdradzać planów swoich i jego pana… panów - poprawił się pod nagannym wzrokiem Anzaia. -. Musicie złożyć przysięgę wierności dla rodu Tokugawa, co możliwe będzie już za parę dni, wtedy będziecie stanowić część nas wszystko będzie dla was jawne.
- A gdybyśmy się nie zgodzili? Grozi nam coś ze strony światłego rodu Tokugawa? -
zapytał z nutką ironii mnich.
- Zostaniecie wypuszczeni i udacie się w swoją drogę, będąc jednak wrogami każdemu wiernemu Tokugawie, a więc każdemu patriocie uznającego władzę shoguna Iemitsu… - powiedział już Mikado, ponuro i tajemniczo.
I cała bajka o współczuciu jaką przed chwilą przed chwilą opowiedział im Mikado okazała się… bajką właśnie. Ronin wzruszył ramionami.- Skoro kilka dni, to powinienem się wpierw rozejrzeć za dziewuszką, którą dano mi pod opiekę.
- Jestem pewien, że nic jej nie jest
- zapewnił Mikado unosząc uspokajająco dłoń.
- Jeśli będzie chciał, to pójdzie, jest wolnym roninem… - sprostował Anzai. Dziwna była koneksja pomiędzy Minoru a jego starym sługą, choć wydawało się, że starzec wręcz czyta myśli swego pana, to najwyraźniej nie zawsze dokładnie je wykładał innym.
- Więc, prościej mówiąc panie albo wyruszymy stąd i staniemy się wrogami większości mieszkańców Japonii, albo pozostaniemy służąc pod twoim sztandarem, tak? Jeśli chodzi natomiast o moją służbę, to mam pewne pytanie. - powiedział Atsushi, podchodząc nieco bliżej. - Mimo tego że udzielałem już takich usług w różnych miejscach, to nie jestem pewien czy byłbym wystarczająco dobrym kandydatem do roli doradcy duchowego tak znaczącej osobistości. Jaki dokładnie byłby zakres moich obowiązków, jeśli wolno spytać?

-Eeehmm… To wy se tu pogadajcie, a ja poszukam małej dziewuszki z łukiem.-
rzekł ronin wstając i wzruszając ramionami.-Jeśli nie wrócę w ciągu tych paru dni, to pewnie mam ochotę być wrogiem całej Japonii. Niemniej mój miecz chcę teraz z powrotem.
Anzai uśmiechnął się, mierząc Kuroichiego wzrokiem, przekrzywił głowę i skinął głową dla Mikado, który wręczył dla Kuro jego miecz. Strażnicy z tyłu wyraźnie się spięli.
Kuroichi zarzucił sobie miecz na ramię i poklepał czule saya. Dobrze się czuł z jego ciężarem na ramieniu. Po czym zaśmiał się głośno i ruszył do wyjścia z chaty.
Anzai skinął głową ponownie, tym razem strażnikom, którzy wyszli z chaty za roninem, zapewne żeby dopilnować by nikt nie próbował uniemożliwić mu wyjścia.

- Nasz pan po prostu potrzebuje… - Mikado uciął spoglądając pytająco na Minoru. Po chwili ciągnął dalej. - Zabezpieczenia. Pan Anzai zapewnia, że tak naprawdę, już sama obecność kogoś tak podatnego na sferę duchową, sprawi, że jego pan będzie czuł się znacznie lepiej. Poza tym wydajesz się być człowiekiem mądrym i światłym, rada takiej osoby, przy okazji uduchowionej, a więc stanowiącej most ze światem religii ludzi prostych, byłaby bardzo cenna.
- Rozumiem...no cóż, zgadzam się. A więc zajmę się swoimi sprawami, dopóki nie będzie możliwe złożenie przysięgi... - powiedział, kłaniając się Anzaiowi i wychodząc za roninem. Również pragnął odszukać Shirakabę i dowiedzieć się w jakim jest stanie. Być może mógł jej pomóc. I nie tylko jej. Podczas podróży także Kuroichiego mogły napotkać różne przeciwności. Choć Atsushi wiedział że nie jest jakoś specjalnie wyszkolonym wojownikiem, to pamiętał to co przekazano mu w klasztorze. “Co dwie głowy to nie jedna” .


Kuro ruszył tam gdzie ostatnio przebywała Shirakaba i gdzie zapewne walczyła.No-dachi już wsunięte było za jego obi. A ronin zasępiony szedł przodem nie zważając czy Atsushi podążał.

[media]http://24.media.tumblr.com/36c8b4938e5c882f991dd9770ba9cad5/tumblr_mpt218xRsX1qiz3j8o1_500.gif[/media]

Kuroichi był prostym samurajem o przyziemnych potrzebach. Nigdy nie interesował się rozgrywki feudalnych lordów. Ale wiedział, kiedy się w nie pakował. Anzai został nazwany bandytą przez inspektora Kobo Fuse i mimo insygniów Tokugawów, Kuroichi nadal się z Fuse zgadzał.
Mikado i Anzai byli bandytami. Zapewne działającymi na szkodę pana Tanoguchi Izaki z polecenia szoguna. Polityka.
Ronin nie lubił jej. Wolał jasne sytuacje. Ta taka nie była. Instynkt podpowiadał mu ucieczkę. Porzucenie wszystkiego i skrycie się w górach. Poczekanie, aż rozpocznie się wojna.
Kiedy wojenna pożoga ogarnie kraj, kto by się przejmował jakimś tam roninem?
Niemniej Kuroichi zastanawiał się, czy to rzeczywiście właściwe rozwiązanie sytuacji. Na razie miał kilka dni do podjęcia decyzji. Kilka dni na znalezienie Shirakaby, kilka dni na zdecydowanie po której stronie się opowiedzieć, kilka dni…
I pomyśleć, że wczoraj życie nie było tak skomplikowane.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-01-2014 o 22:40.
abishai jest offline