Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-12-2013, 11:29   #41
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sztylet chybił celu, z rozpędu Kuro nie miał wielkiej sposobności na trafienie. Włócznik sprytnie się uchylił i… i broń niemal identyczna do niego przebiła mu pierś od tyłu. Kuro choć nie mniej zdziwiony od pozostałej czwórki wojów, wbił się pomiędzy dwóch z nich korzystając z tej chwili nieuwagi, która właśnie kupiła mu jego życie, kosztem tych dwóch. Dobry miecz samuraja powinien być zdolny do przecięcia trzech mężczyzn, stojących jeden za drugim, od ramienia do biodra. Tak też sprawdzano je dla ważnych nabywców, na bandytach, żebrakach, farmerach.
No-dachi Kuroichiego sprawdziło się idealnie. Potężne cięcie znad głowy na do jedno wroga, przeszło i przez brzuch drugiego.
Atsushi z trudem wyszarpnął broń z ciała konającego by jeden po drugim zbić płazem dwa ciosy od dwóch kolejnych bandytów. Kolejne dwa, wymierzone przez obu wrogów w niemal tym samy czasie, zbił uderzając rozpędzone ostrza przeciwników w ich płaz, już z niemałym trudem, ostatecznie potykając się. Upadł na plecy, patrząc jak w jego stronę zmierza katana.
Kuroichi jednak uratował życie mnichowi, jak i on to zrobił dla niego, przed chwilą. No-dachi wleciała na linię lotu miecza bandyty, sprawnie go blokując, a noga Kuro wbiła się w kolano drugiego wroga, zbyt powolnego. Od razu postawił podniesioną nogę, dociągając drugą stopę dwa razy szybciej i wykonał sprawne cięcie znad głowy, na głowę tego przeciwnika, którego cios zblokował. Drugi wił się na ziemi z wytrąconą rzepką.
Mnich i Kuroichi rzucili ulotne spojrzenie za siebie. Od dwudziestu ludzi dzieliły ich cztery sekundy. Atsushi leżał na ziemi, kulał. Nie miał szans na ucieczkę. Groziła mu śmierć lub niewola. Kuroichi miał jeszcze szansę się stąd wydostać…
Ale był też głupim roninem, który nie porzucał towarzyszy w potrzebie. Wściekły na siebie Kuro podbiegł do Atsushiego i warknął niemalże gniewnie, gdy kucał obok. - Wdrap się na plecy.

Nie mieli zbyt wiele czasu nim bandyci ich dopadną. A ronin zamierzał odbiec z mnichem na plecach. Szaleństwo… ale Kuro robił w życiu już głupsze rzeczy.
Niczym dziecko chwytające się matki, tak i Atsushi rozpaczliwie wlazł na plecy wielkiego samuraja. Niczym hałas przecina ciszę, tak i miecz rozciął szatę i mięso z mniejszych plecy mnicha. Zawył ciężko, z bólu puszczając się towarzysza, który ciągnięty siłą upadku mnicha, sam też poleciał do tyłu na ziemię. Choć miecza nie wypuścił, odziana w drewniany sandał noga, zgniotła mu nadgarstek zmuszając go do zwolnienia uchwytu.
Niczym lawina uderzająca górskie ścieżki, tak i mnóstwo nóg, stóp, pięści zaczęło bezlitośnie i z wielką mocą, opadać na mnicha i ronina. Raz po raz, kolejne uderzenie dawało ujście złości bandytów. Ci którzy nie mieli dostępu nawoływali resztę wiwatując im, albo prosząc o zwolnienie miejsca wokół leżących. Unosili miecze i włócznie do góry, chcąc przejść do prawdziwych czynów, do zadawania mąk krótszych, choć jednocześnie bardziej trwałych.
- Stać! Anzai rozkazuje wam przestać! - warknął Mikado, kuśtykając o lasce tak szybko jak tylko mógł. Parę kroków za nim, z dłońmi splecionymi za plecami, szedł wysoki mężczyzna, z czarnymi, choć troszkę podsiwiałymi włosami spiętymi w długi, koński ogon, zaczynający się bardzo wysoko na jego głowie. Ubrany był w nienaganne kimono, które o dziwo miało na sobie insygnia rodu Tokugawa. Ręce trzymał z dala od rękojeści mieczy przytroczonych do pasa hakamy.
- Starczy wam na razie młodszy do znęcania się. Sprawdzić co się dzieje na wzgórzu, co z kobietą. Ogień się tam rozprzestrzenia, ugasić go. Tych dwóch zaprowadzić na drugą stronę, do domu wójta. Opatrzyć plecy mnicha - mówił władczo Mikado, gdy Minoru Anzai stał za jego plecami, obserwując uważnie Kuro i Atsushiego.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 15-12-2013, 12:45   #42
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Już jesień
czy to wszystko jest życiem
małej cykady


Buson



Atsushi & Kuroichi

Ktokolwiek opatrywał Atsushiego był w tym zaprawiony i niedelikatny, pomimo medycznej czułości. Śpieszył się i zajął się tylko raną ciętą na plecach i dziurze po strzale w udzie. Wszelkie zwichnięcia, obicia czy cokolwiek innego ominął, podnosząc go ze stołu i podając w ręce dwóch potężnych mężczyzn.
- Zaprowadźcie go, na razie będzie się trzymał - zapewnił znachor.

I zaprowadzili... największa chata w wiosce wciąż nie imponowała rozmiarami. Dla Minoru Anzaia specjalnie stworzono podwyższenie, na którym zasiadał niczym cesarz. Twarz miał spokojną, lekko uśmiechniętą, drapał się od czasu do czasu po starannie wyhodowanym zaroście, ale ogółem siedział w nienagannym seiza, a mimo to widać było wyraźnie, że wzrostem i ogólną budową ciała, dorównuje dla Kuroichiego, który siedział pod strażą i niżej od Anzaia. Po prawej stronie Minoru siedział Mikado, znacznie bardziej uśmiechnięty niż jego pan.
Strażników było sześciu, z czego dwóch zmuszało nieustannie Kuro i Astushiego do ukłonu przed ich dowódcą, dopóki samym gestem Anzai nie kazał im przestać.
- Pan Anzai pragnie wyrazić swoje uznanie waszymi dotychczasowymi osiągnięciami - powiedział ponuro Mikado, by po chwili leciutko się uśmiechnąć, ciągnąc dalej. - A jednocześnie czuje się zawiedziony waszą nieostrożnością i pewnością siebie w tym czego próbowaliście dokonać dzisiaj...
Minoru uniósł dłoń powstrzymując Mikado przed przechwałkami. Chrząknął ciężko i pomasował swoją szyję, przeczyszczając gardło. W końcu przemówił dość cicho.
- Czy wiecie czym jest Jin, jedno z siedmiu głównych, niepisanych zasad bushido?


- Współczucie to niezwykle ważna cecha samuraja. Przez niezwykły trening samuraj stanie się czymś więcej niż zwykły człowiek i muszą swoje umiejętności wykorzystać dla czynienia dobra. Pomogą swoim towarzyszom w każdej sytuacji, a jeśli jej nie ma, to ją stworzą. Wykazaliście się współczuciem nie raz, w ciągu ostatnich dni, chociaż zostawiliście wieśniaków na naszą pastwę, pozwalając tak swobodnie wyjechać naszemu… patrolowi - mówił powoli, spokojnym głosem. - Jedank wasza ogólna pomoc im, to jak poświęciłeś się dla mnicha przed godziną… budzi mój podziw i uznanie.
Nagle Anzai zachłysnął się donośnym, ostrym kaszlem, odwrócił się profilem do Kuro i Atsushiego, kaszląc ciężko. Zasłonił się małą chusteczkę, a gdy przestał Mikado kontynuował za niego.
- W związku z tym pan Anzai pragnie zaproponować wam służbę. Nie dla siebie, ale dla jego pana.
Pojmani raz jeszcze, spojrzeli na Anzaia i na jego szaty, noszące na sobie insygnia rodu Tokugawa, rodu szoguna.


- Pan Anzaia jest… przesądny i wrażliwy na obecność oni wokół niego. Nie umknęło mojego pana uwadze, że i ty mnichu masz kontakty ze światem duchów, dlatego chciałby cię jako osobistego doradcę i obrońcę duchowego swojego władcy - powiedział Mikado do Atsushiego bardziej niż niechętnie. - Co zaś do ciebie Kuroichi Tanaka - powiedział pełnym imieniem starzec do wojownika - każdy samuraj potrzebuje pana. Czy kiedykolwiek go miałeś? Bo teraz możesz. Potężnego, mądrego i wspaniałego władcę, dla którego służba jest ciągłą wędrówką po bushido. W innym wypadku… czeka was los waszej towarzyszki.

Shirakaba

Miała wrażenie, że słońce dosłownie przypieka jej ranę na plecach, wydawało się jej, że cała skwierczy i powoli spala się na popiół, a każdy kolejny jej krok zostawia na ziemi spopielony ślad. Była jesień! Może i początek, ale słońce nie powinno grzać aż tak… a może to tylko ona. Może to gorączka… może dlatego tak krzywo stawiała kolejne nieszczęsne kroki?
Jednak kolejne wydarzenia nie były wynikiem kiełkującej się choroby i okropnego wymęczenia. Nie wiedziała kto prowadził konia, ale był dość początkującym jeźdzcem, dopiero gdy wyjechali z lasu obyło się bez niebezpiecznych dla wierzchowca sytuacji. Mimo to dotarli do jakiejś wioski, Shira rozpoznała w niej Moushi, dopiero co odtratowana osadę. Wiejski znachor zajął się jej ranami całkiem sprawnie, przez ostatnie dni pewnie nabrał wprawy, opatrując wieśniaków zranionych w rebelianckiej walce.
Wieśniacy potraktowali ją ze współczuciem. Kobiety niemal się biły o to, która dla niej będzie robić jedzenie, a która zszyje i umyje ubrania, mężczyźni już rzeczywiście się pobili o to, który będzie trzymał wartę przy pięknej pani samuraj, dopóki nie wydobrzeje. Jej senne majaczenie trwało do późnej nocy, kiedy w końcu się ocknęła, mogła coś zjeść i przejrzeć na oczy.
Wszystko wyglądało tak mizernie jak wyszczerzone, wybrakowane i pożółkłe zęby wioskowego osiłka siedzącego blisko niej na jakże potrzebnej warcie.

Część III - Yu

 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 15-12-2013 o 12:48.
Fearqin jest offline  
Stary 24-12-2013, 18:30   #43
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://media-cache-ec0.pinimg.com/736x/57/e6/cd/57e6cdf4bf0ec9b9786e75112b7e42dd.jpg[/MEDIA]

Wymach. Przyklęk. Riposta. Ostrze do pochwy. I znów. Wdech. Wydech.

Ból. Boli rana, bolą mięśnie, boli świadomość porażki. Końcówka ostrza drży lekko, kiedy Shirakaba na chwilę zatrzymuje miecz w pół ruchu, żeby rzucić krótkie spojrzenie gromadzie umorusanych dzieciaków, która przyszła obejrzeć "panią z mieczem", która ćwiczy na małym, zasłanym ryżową słomą i wyschłym błotem placyku koło kuźni.

Dziewczyna oddycha głęboko i kontynuuje. Spod jej czarnych włosów spływa pot, drobnymi kroplami osiadając na szyi i dekolcie; bandaż jest sztywny i drapie jej delikatną skórę, a wieśniacza yukata, w którą jest ubrana, ogranicza jej ruchy i plącze się przy każdym szerszym zamachu. Tak przyzwyczaiła się do hakamy, symbolu wojownika, że w innym stroju czuje się nieomal jak inny człowiek, pozbawiony jakiejś swej części. Jej ubranie jednak zostało zabrane i starannie szyte oraz uprany z krwi; nie wyschło jeszcze i Shirakaba musi odcierpieć swoje.

Kilkadziesiąt metrów obok, w małej wiejskiej kuźni, kowal odlewa, najstaranniej jak umie, metalowe groty do przygotowanych wcześniej bambusowych strzał. Nie jest co jakość, do której samurai-ko jest przyzwyczajona. Z braku jednak innych możliwości, na tą chwilę musi wystarczyć choćby i to.

Zmęczona dziewczyna kuca na klepisku, jakby był to środek sali w dojo, a nie placyk w ubogiej wiosce. Stara uwolnić swój umysł od doczesnych zmartwień i oczyścić myśli; tu, w żyjącej wokół wsi, pełnej ludzi i ich gorączkowej krzątaniny, jest to bardziej niż trudne. W duszy Shirakaby tkwi też nieprzyjemna zadra, bolesne poczucie klęski; cokolwiek nie mówiliby wieśniacy i jak nie wysławiali jej bohaterstwa, prawda jest taka, że jej towarzysze zginęli - na próżno. Ilu bandytów mogło zginąć? Dziesięciu? Piętnastu? Niewielu, jak na szacowaną liczebność bandy Anzaia. Zawiodła nie tylko urzędnika, któremu obiecała pozbyć się problemu, ale także, a może przede wszystkim - siebie. Być może lepiej dla jej honoru byłoby zginąć tam na płonącej polanie...?

Jednak przeżyła. Ratunek przyszedł z nieoczekiwanej strony, co sama musiała przyznać. Nie podejrzewałaby nigdy, że marni wieśniacy zdobędą się na tyle odwagi, by podejść do wioski bandytów i wyratować ją z pożaru.

Musia więc dokończyć, co raz zaczęte. Skazy na honorze, która by ją czekała, gdyby po prostu odeszła z tych okolic, nie zmyłaby nigdy. Wyruszy więc samotnie przeciw bandytom, i będzie ich zabijała jednego po drugim, dopóki nie spotka samego Anzaia, albo sama nie polegnie...

Na razie przygotowywała się do tego zadania i zapewne pewnej śmierci. Wczoraj jeszcze nie mogła za bardzo wstawać z łóżka i bełkotała bez sensu w gorączce, cierpliwie doglądana przez wioskowego znachora. Dziś chodziła o własnych siłach i mogła dobyć miecza, choć łuku nie miała jeszcze sił napinać. Jutro...jutro będzie jeszcze silniejsza; powrót do zdrowia nie może zająć jej więcej niż siedem dni - tak postanowiła.

A potem wyruszy po swoja zemstę.

Wstawała z klęczek, zaciskając mocno szczęki, kiedy jej plecy poraziła kolejna fala bólu; opatrunek przesiąkał krwią i trochę się obsunął, drażniąc brzegi niezagojonej rany. Musiała robić sobie częste przerwy, bo od upływu krwi i wysiłku kręciło jej się w głowie. Ale nie mogło jej to powstrzymać przed dokończeniem treningu miecza. W końcu to tylko ona pozostała z grupy, która podjęła się chwalebnego zadania; nie może zawieść poległych towarzyszy, którzy oddali życia zgodnie z kodeksem wojownika, zapewne walcząc do końca.

Położyła dłonie na rękojeści miecza i płynnym gestem wyciągnęła ostrze, przyjmując kolejną pozycję szermierczą.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 02-01-2014, 22:23   #44
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Czy miał pana? Czy tęsknił za tym?
Kuroichi zamyślił się. Kiedyś dawno temu… Miał swego pana. Ba, był jego osobistym yojimbo, co przed wojną jaka nastąpiła później, nie było tak ekscytujące jakby się mogło wydawać. Nie wszyscy możni samuraje angażowali się w politykę i jego pan należał do tej mniejszości. Aż nadeszła wojna i jego pan musiał się w nią zaangażować.


Przyglądając się insygniom rodu “Tokugawa” Kuroichi stwierdzał po namyśle, że nie… wcale nie kwapi się do bycia znów bushi. Po prostu taka rola do niego nie pasowała. Nie bez powodu stracił swoje daisho i…nie korciło go by je odzyskać. Poza tym wydarzenia z poprzedniej wioski, rzucały się cieniem na słowa Mikado.
Kuro nie ufał temu starcowi, nie ufał jego słowom, nie ufał insygniom które samuraj nosił. Kuroichi był prostym roninem, nie skłonnym do filozoficznego rozważania świata. Nie był też politykiem, mimo że widział knujących możnych stojąc przy boku swego Pana. Ale nie był też głupcem.
Mikado stracił wielu ludzi “testując” ich. Ludzi których wierności mógł być pewien.
Kuro słuchając jego słów o współczuciu, był także pewien, że odmowę nie przyjąłby okazując ową cnotę. Odetchnął więc i rzekł spokojnym głosem wzruszając ramionami.- Owszem mogę. Czemu nie. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Został złapany, więc albo mógł zmienić pracodawcę, albo umrzeć. Preferował to pierwsze. Poza tym… mógł się przekonać ile ze słów Mikado, rzeczywiście jest prawdą.
- Byli z nami młody samuraj i równie młoda czupurna łuczniczka. Co się z nimi stało? - zapytał w końcu Kuro.
W tym samym czasie, Atsushi ważył słowa wypowiedziane przez Mikado, tego który wcześniej pragnął pozbawić ich życia wraz z grupą innych wojowników. Ale czy na pewno można tutaj było mówić o próbie morderstwa? Być może jego pan spodziewał się, że towarzysze będą na tyle uważni by się obronić. Na szczęście tak też było. Ale skąd mnich miał to wiedzieć? Same domysły nie wystarczają.

To co mówił jednak były, niedoszły morderca mnicha i jego pan pochodzący z rodu Tokugawa wzbudziły falę wyrzutów sumienia u Atsushiego. Skoro to wszystko miało być swego rodzaju próbą, treningiem, to co z tymi których grupa raniła, czy też zabiła? Na przykład z tym młodym chłopakiem, który musiał ponieść śmierć z tak błahego powodu. I choć oczywiście Atsushi zrobił to w obronie własnej, to i tak nie mógł pozbyć się z głowy natrętnych, co chwilę go męczących myśli.
Czy śmierć i kalectwo, lub odniesione rany były tutaj potrzebne?
Mnich za nic więc brał słowa stojącego przed nim na specjalnym podwyższeniu mężczyzny. Mówił o współczuciu, pomimo tego, że sam nie wiedział tak na prawdę co ono oznacza. Znał tylko wyklepaną regułkę, powtarzaną przez wielu szlachetnie urodzonych. Z pewnością strata swoich ludzi, wynikająca z własnej zachcianki nie była ni szlachetna, ni miłosierna.
Chwilę rozważań przerwał nagle stojący, obok niego ronin. Rzeczywiście. Gdzieś zniknął Eiji, oraz Shirakaba. Atsushi nie zwrócił na to wcześniej uwagi przez targające nim emocje. Nie zamierzał jednak pytać ani o to samo, ani też o coś innego dopóki nie usłyszy co się stało z resztą.
Nie pozostawianie przyjaciół w potrzebie i dbanie o nich w ciężkiej chwili. To jest prawdziwe współczucie i dobro.
Mikado spojrzał na swojego pana, ten tylko skinął głową i staruszek za niego odpowiedział. - Chłopak zginął śmiercią wojownika, w walce, którą wybrał. Po kobiecie nie ma śladu, za to jest po pięciu naszych ludziach, zabitych mieczem i spalonych pośmiertnie od ognia.
- Rozumiem.-
stwierdził po krótkim namyśle ronin, nie dając po sobie poznać swych uczuć. Jego twarz była maską obojętności i spokoju. - A co wy planujecie robić?
Anzai zmrużył oczy, co Mikado obserwował przez dłuższą chwilę. W końcu raczył odpowiedzieć za swojego pana.
- Pan Anzai nie jest żadnym złowrogim geniuszem zła i nie ma zamiaru wam zdradzać planów swoich i jego pana… panów - poprawił się pod nagannym wzrokiem Anzaia. -. Musicie złożyć przysięgę wierności dla rodu Tokugawa, co możliwe będzie już za parę dni, wtedy będziecie stanowić część nas wszystko będzie dla was jawne.
- A gdybyśmy się nie zgodzili? Grozi nam coś ze strony światłego rodu Tokugawa? -
zapytał z nutką ironii mnich.
- Zostaniecie wypuszczeni i udacie się w swoją drogę, będąc jednak wrogami każdemu wiernemu Tokugawie, a więc każdemu patriocie uznającego władzę shoguna Iemitsu… - powiedział już Mikado, ponuro i tajemniczo.
I cała bajka o współczuciu jaką przed chwilą przed chwilą opowiedział im Mikado okazała się… bajką właśnie. Ronin wzruszył ramionami.- Skoro kilka dni, to powinienem się wpierw rozejrzeć za dziewuszką, którą dano mi pod opiekę.
- Jestem pewien, że nic jej nie jest
- zapewnił Mikado unosząc uspokajająco dłoń.
- Jeśli będzie chciał, to pójdzie, jest wolnym roninem… - sprostował Anzai. Dziwna była koneksja pomiędzy Minoru a jego starym sługą, choć wydawało się, że starzec wręcz czyta myśli swego pana, to najwyraźniej nie zawsze dokładnie je wykładał innym.
- Więc, prościej mówiąc panie albo wyruszymy stąd i staniemy się wrogami większości mieszkańców Japonii, albo pozostaniemy służąc pod twoim sztandarem, tak? Jeśli chodzi natomiast o moją służbę, to mam pewne pytanie. - powiedział Atsushi, podchodząc nieco bliżej. - Mimo tego że udzielałem już takich usług w różnych miejscach, to nie jestem pewien czy byłbym wystarczająco dobrym kandydatem do roli doradcy duchowego tak znaczącej osobistości. Jaki dokładnie byłby zakres moich obowiązków, jeśli wolno spytać?

-Eeehmm… To wy se tu pogadajcie, a ja poszukam małej dziewuszki z łukiem.-
rzekł ronin wstając i wzruszając ramionami.-Jeśli nie wrócę w ciągu tych paru dni, to pewnie mam ochotę być wrogiem całej Japonii. Niemniej mój miecz chcę teraz z powrotem.
Anzai uśmiechnął się, mierząc Kuroichiego wzrokiem, przekrzywił głowę i skinął głową dla Mikado, który wręczył dla Kuro jego miecz. Strażnicy z tyłu wyraźnie się spięli.
Kuroichi zarzucił sobie miecz na ramię i poklepał czule saya. Dobrze się czuł z jego ciężarem na ramieniu. Po czym zaśmiał się głośno i ruszył do wyjścia z chaty.
Anzai skinął głową ponownie, tym razem strażnikom, którzy wyszli z chaty za roninem, zapewne żeby dopilnować by nikt nie próbował uniemożliwić mu wyjścia.

- Nasz pan po prostu potrzebuje… - Mikado uciął spoglądając pytająco na Minoru. Po chwili ciągnął dalej. - Zabezpieczenia. Pan Anzai zapewnia, że tak naprawdę, już sama obecność kogoś tak podatnego na sferę duchową, sprawi, że jego pan będzie czuł się znacznie lepiej. Poza tym wydajesz się być człowiekiem mądrym i światłym, rada takiej osoby, przy okazji uduchowionej, a więc stanowiącej most ze światem religii ludzi prostych, byłaby bardzo cenna.
- Rozumiem...no cóż, zgadzam się. A więc zajmę się swoimi sprawami, dopóki nie będzie możliwe złożenie przysięgi... - powiedział, kłaniając się Anzaiowi i wychodząc za roninem. Również pragnął odszukać Shirakabę i dowiedzieć się w jakim jest stanie. Być może mógł jej pomóc. I nie tylko jej. Podczas podróży także Kuroichiego mogły napotkać różne przeciwności. Choć Atsushi wiedział że nie jest jakoś specjalnie wyszkolonym wojownikiem, to pamiętał to co przekazano mu w klasztorze. “Co dwie głowy to nie jedna” .


Kuro ruszył tam gdzie ostatnio przebywała Shirakaba i gdzie zapewne walczyła.No-dachi już wsunięte było za jego obi. A ronin zasępiony szedł przodem nie zważając czy Atsushi podążał.

[media]http://24.media.tumblr.com/36c8b4938e5c882f991dd9770ba9cad5/tumblr_mpt218xRsX1qiz3j8o1_500.gif[/media]

Kuroichi był prostym samurajem o przyziemnych potrzebach. Nigdy nie interesował się rozgrywki feudalnych lordów. Ale wiedział, kiedy się w nie pakował. Anzai został nazwany bandytą przez inspektora Kobo Fuse i mimo insygniów Tokugawów, Kuroichi nadal się z Fuse zgadzał.
Mikado i Anzai byli bandytami. Zapewne działającymi na szkodę pana Tanoguchi Izaki z polecenia szoguna. Polityka.
Ronin nie lubił jej. Wolał jasne sytuacje. Ta taka nie była. Instynkt podpowiadał mu ucieczkę. Porzucenie wszystkiego i skrycie się w górach. Poczekanie, aż rozpocznie się wojna.
Kiedy wojenna pożoga ogarnie kraj, kto by się przejmował jakimś tam roninem?
Niemniej Kuroichi zastanawiał się, czy to rzeczywiście właściwe rozwiązanie sytuacji. Na razie miał kilka dni do podjęcia decyzji. Kilka dni na znalezienie Shirakaby, kilka dni na zdecydowanie po której stronie się opowiedzieć, kilka dni…
I pomyśleć, że wczoraj życie nie było tak skomplikowane.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-01-2014 o 22:40.
abishai jest offline  
Stary 06-01-2014, 13:04   #45
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Jesień głęboka
kim jest i co porabia
sąsiad mój bliski

Basho


Dla dobrego samuraja istniało dobro i zło. Doskonałość i niedoskonałość. Najmniejsza skaza na honorze wymaga srogiej pokuty, większa zaś - odkupienia przez śmierć. Istniało to co piękne i to co brzydkie, to co trzeba było powstrzymać i to czemu trzeba dać początek.
Piękne łąki, pachnące niczym innym niż świeżą, naturalną bryzą natury, spokojne smagane lekkim wiatrem i brudne, śmierdzące miasta, pełne przepychu i ludzkiego śmiecia.
Jednak to wśród zielonych traw ukojnych łąk, rozlegał się gdzieś żałosny wrzask zarzynanego, umierającego i pożeranego królika, zająca, myszy, za to gdzieś w mieście, znajdowała się ostoja harmonii, jak ogród w Orishi, w którego zbudowanie i dbanie o niego, ogrodnicy od dawna poświęcali całe swoje życie.
W bezkresnych wodach mórz i oceanów żyły rekiny, a jednak były tak piękne, gdy na pełnych żaglach, oglądałeś wchód czy zachód słońca, żeglując ku nieznanemu.
Bo takie właśnie były wszystkie rzeczy i stworzenia - nieznane.
Samuraj po prostu dążył do poznania ich, pozyskania przez to życiowej mądrości, prowadzącej do doskonalenia się.
"Trenuję i żyję, by raz jeden w życiu, zadać dobre cięcie" musiał sobie powtarzać. Droga do doskonałości jest trudna i długa, bo jest drogą przez życie.
Poznanie więc prawdziwej natury Minoru Anzaia było nie lada wyzwaniem. Trzeba było podejść do tego człowieka niezwykle ostrożnie, bo jego prawdziwie pobudki i cele pozostawały nieznane.
Wyglądało też na to, że trudno wzbudzić jego gniew i ciężko było orzec, czy działa to na korzyść Kuro, Shiry i Atsushiego czy wręcz na odwrót.

Mnich z trudem nadgoniwszy ronina udał się wraz z nim głębiej w las. Odnalezienie drogi do wioski nie powinna być łatwe... wcześniej wędrowali przez niego z przewodnikiem, głównie w nocy. Mieli o tyle szczęścia, że najwyraźniej Shira w dość słabym stanie zostawiła po sobie ślady, a bandyci, których Minoru za nią wysłał, tylko je pogłębili.
Bandyci... no właśnie. Czy dalej byli bandytami w obliczu nowych faktów? Ród Tokugawa... może jednak wypadało nazywać ich żołnierzami? Nie! Żaden z nich nie posiadał wyższych umiejętności szermierczych, żaden z nich nie miał stylu, nie uczyli się w żadnej szkole miecza, to zwykli bushi - coś pomiędzy samurajem a bandytą, parali się wojaczką tak jak tylko mogli, jak widać czasami nawet uciekając się do zabijania wieśniaków. Może wśród nich znajdowały się wyjątki, jednak można było odnieść takie wrażenie jedynie poprzez tajemniczego przywódcze.
Dlaczego miał takie problemy z mówieniem? Choroba? Ale w takim razie jakim cudem zgadzał się właściwie ze wszystkim co Mikado przekazywał jako jego słowa...

Czy jednak Shira o ile była ranna, nawet pamiętając drogę, mogła sama trafić do wioski? Na dodatek tak, żeby umknąć prześladowcom? Bez czyjejś pomocy było to co najmniej wątpliwe.
Sama zaś Shirakaba miała trudności z ćwiczeniem. Rana pleców dawała się we znaki przy gwałtowniejszych ruchach, wioskowy medyk w końcu zajmował się głównie złamaniami i zwierzętami. Górskie ścieżki bywały zdradliwe nawet dla ich mieszkańców więc gdyby Shira coś sobie złamała bądź zwichnęła, to właściwie nie mogła trafić w lepsze ręce. Rany cięte jednak były rzadkością i choć szwy się nie otwierały, to była to głównie zasługa jej ostrożności. Największe zaś problemy stwarzał łuk. Przy naciąganiu cięciwy, czuła wijący się pod skóra przy łopatce płomień. Nie było mowy o tym, by w najbliższych dniach, sprawnie korzystać z tej broni.
Tyle dobrego, że medyk miał dostęp do ogromnej ilości ziół, dzięki urodzajnym glebom pobliskich lasów i pól. Faszerował wojowniczkę maściami, nakładami i wywarami, które sprawnie uśmierzały ból, pieczenie i swędzenie. Trochę jednak tego żałowała, bo ból kształtował charakter, a wzmacnianie ducha wojownika, wzmacniało jego ciało i na odwrót.

Wieczorem, zmęczona i w pewnym sensie znużona, głównie przez swoje ostatnie niepowodzenie, doniesiono jej o zbliżających się jej towarzyszach, którzy po wielogodzinnej tułaczce znaleźli swoją drogę do wioski.
Osłabieni, pozbawieni Eijiego wrócili do punktu wyjścia, do miejsca którego wszyscy mieszkańcy czekali na śmierć. Nie honorowe pożegnanie się z tym światem, jako, że żaden z nich nie kierował się bushido, lecz po prostu na koniec swych tak naprawdę nic nie znaczących żywotów.
Jak wiele więcej mogła znaczyć ich trójka i jaką rolę w swojej grze widział w nich Anzai?
Tego mogli się dowiedzieć chyba tylko przez dołączenie do niego i kto wie, może dałoby to szanse na uratowanie wioski? Skoro Atsushi mógł mieć taki wpływ na tego którego Minoru nazywał panem... mnich wchodząc do wioski i zastanawiając się nad słowami samuraja, o tym, że posiada niezwykłą wrażliwość na moce wykraczające poza wszelką widzialną materię, poczuł ponownie wołanie wiejskiego cmentarza, który od czasu pokonania demona opętującego ogrodnika, pozostawał spokojny.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 17-01-2014, 20:13   #46
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://fc06.deviantart.net/fs50/f/2009/260/6/a/Ancient_Japan_by_cesarsampedro.jpg[/MEDIA]

Ronin był dużym mężczyzną. Więc wchodząc do wioski od razu zwracał na siebie uwagę. Trudno było nie zauważyć Kuro, gdy ten się nie ukrywał. Ruszył on wprost do Shirakaby by się upewnić, że jest cała i zdrowa. Trochę się o nią martwił.
-Hej!- rzekł podchodząc do dziewczyny, po czym pochwycił ją w ramiona i przytulił mocno - Cieszę że jednak całaś i zdrowa. Martwiłem się Shira-chan.

Shirakaba bynajmniej nie wyglądała na zachwyconą. Kiedy Kuro ścisnął ją swoimi mocarnymi łapami, aż syknęła z tłumionego bólu, kiedy dłonie samuraja zawadziły o niewygojoną ranę. Dała się jednak bez słowa i reakcji obściskać, a potem zrobiła krok w tył, i przytaptrując się obu mężczyznom z pewną rezerwą, spytała tonem, w którym pobrzmiewała nuta wyrzutu:
- Dlaczego żyjecie?
- Przyznam szczerze, że nie jest to zasługą naszych umiejętności. Choć może i jednak... w każdym razie, Eiji-san nie żyje. Poległ walcząc z tymi bandytami, którzy wcale się nimi nie okazali. Resztę niech opowie Kuroichi-san. – powiedział Atsushi, wskazując ręką stojącego obok ronina.
- Dużo ich było...trochę jednak ubilim, zanim nas przycisnęli do ściany.- wzruszył ramionami Kuorichi.- Koniec końców Anzai machnął pieczęcią Tokugawa nam przed nosem i twierdzi, że jest jego wysłannikiem.
- Wątpię, czy tak szlachetny ród jak Tokugawa mógłby się uciec do takich metod, jak Anzai. To bandyta...i kłamca. Daliście mu się zwieść - stwierdziła łuczniczka kategorycznie - Tak długo, jak on i jego ludzie żyją, tak długo jesteśmy zobowiązani pozbyć się tego dyshonoru.
- Nie widzę jednak większego powodu by trzymać nas przy życiu, skoro jest nikim więcej jak bandyckim hersztem. Za dużo mu szkód wyrządziliśmy - myślał głośno mnich.
- Zwiódł, nie zwiódł… ważne, że wypuścił.- wzruszył ramionami Kuro. - I że mamy możliwość działania, a co do tego… czy jest sługą shoguna, to…- spojrzenie ronina utkwiło w twarzy Shirakaby.- … to ty jesteś samurajską córą. Ja od wielu lat, przebywam z dala od dworów. Na polityce się nie znam. Ty mi powiedz, więc czy Anzai może być od Tokugawów. Wiesz może jak się układają relacje między władcą Orishii a shogunatem?
- Ród Izako nie występuje otwarcie przeciw prawowitej władzy, lecz trudno rzec, by był jej przychylny. Być może wizyta szoguna ma na celu poprawę ich stosunków wobec Tokugawów - wyraziła swoje przypuszczenie Shirakaba; pewnej emfazy w jej słowach, gdy mówiła o szogunacie, nie dało się jednak ukryć - Nie ma jednak pewności, czy bandyta Anzai ma cokolwiek wspólnego z miłościwie nam panującym. Ludzie bez honoru są zdolni do każdego kłamstwa - rzuciła szybkie spojrzenie na ronina, i skrzywiła usta w zadumie - Jeśli jednak tak jest, to pan Orishi powinien dowiedzieć o całej tej sytuacji i sam ją osądzić
- I… - utkwiła ciemne oczy niczym sztylety w Kuroichim - Nie jestem “samurajską córką”. Jestem samurai-ko, córką honoru. Inaczej niż niektórzy - zakończyła, hardo unosząc podbródek.
- Może… może nie zagłębiajmy się znowu - mocno podkreślił ostatnie słowo mnich - w takie kwestie. Osobiście nie mam zamiaru i nie mogę, przyjąć propozycji Anzaia. Nie jestem sługą niczyim oprócz Buddy, który mi powierza moje życie i którego nie mam zamiaru nikomu oddać, choćby i shogun był prawdziwym panem tego samuraja czy bandyty.
- I co mówi ci twój honor samurai-ko?- zapytał ronin nie przejmując się specjalnie spojrzeniem Shiry, które by go zabiło… gdyby jej wzrok mógł zabijać.
- Że, tak jak wspomniałam - to daimyo powinien podjąć decyzję. Pozostaje nam wrócić do miasteczka i zdać raport panu Fuse, a potem postąpić zgodnie z jego słowami.
- Tak, jest, tak - zgodził się mnich kiwając głową. - Wydaje się to być dobrą decyzją, ale co z tymi wieśniakami, którzy postanowili zostać? Czy na pewno nie damy rady ich przekonać?
- Przekonać… do czego? To jest ich wioska, ich domy. I jeśli Anzai rzeczywiście planuje rozgrywkę z władcami Orishi to… co im do tego? Wieśniacy nie obchodzą panów wojujących ze sobą. Wystarczy, że tutejsi znajdą sobie kryjówkę na wypadek przemarszu bandytów, lub wrogich armii - wzruszył ramionami Kuro.

Shiarakabie nie przeszło przez gardło zdanie “Kuro-san ma rację” więc tylko w milczeniu skinęła głową, zgadzając się z roninem. Dotknęła jednak lekko opasującego ją bandaża i powiedziała z lekką niechęcią:
- Jednak nam pomogli, choć nie musieli. Poniformujmy ich o tym, jak wygląda sytuacja, zanim odejdziemy. Ich los będzie leżał w rękach pana tych ziem. Albo ich własnych…
- Tak, nie możemy za nich decydować, ani ich do niczego zmusić. Chociaż tyle możemy dla nich zrobić, zostanie tutaj, niczego nie wniesie. Niczego dobrego… jeśli to wszystko, pójdę się z nimi rozmówić i ruszymy dalej, dobrze?
- Zgoda.- odparł ronin spokojnym głosem. - Powiedz im jaka jest sytuacja i niech zrobią co uznają, za słuszne.

Po długich minutach, mnich wrócił, podburzony czy też zrezygnowany, bo nie sam. Za nim ciągnęła się Eriko, równie niezadowolona co Atsushi. W ręku miała pakunek, a gdzie indziej, schowaną sakiewkę z oszczędnościami. Ze zwieszoną głową podeszła do reszty, mrucząc cicho:
- Ojciec i wuj kazali mi iść z wami, bo tu dla mnie zbyt niebezpiecznie…
- Próbowałem, ale byli bardzo uparci… idź, znajdź sobie męża i tak dalej - powiedział mnich, widocznie zmęczony rozmową z wieśniakami, którzy odprowadzali dziewczynę wzrokiem.

Łuczniczka wzniosła oczy w górę, a z jej ust wydobyło się ciche, lecz dramatyczne “Buddo miłosierny...”. Nietrudno było jej sobie wyobrazić jakim utrudnieniem w podróży będzie dla nich niedoświadczona, przestraszona wieśniaczka, nie umiejąca walczyć i właściwie nieprzydatna do niczego. No, może prócz tego, że Kuro doszczętnie pozbędzie się resztek godności i przyzwoitości, jakie miał, i będzie się do niej otwarcie ślinić. Jednak dyskusja z dwójką mężczyzn - jednym pełnym dobrych chęci, a drugim upartym jak koń, była ponad siły Shirakaby. Zdobyła się tylko na zastrzeżenie:
- Nie będziemy cię niańczyć.
I zaczęła zbierać swój skromny dobytek, dając wyraźnie do zrozumienia, że uważa spotkanie za zakończone.
- Co?! - oburzyła się dziewczyna. - A czy prosiłam o to? Po prostu idziemy w tym samym kierunku, a ja znam drogę, którą unikniemy niepotrzebnych górskich plątanin! Chyba, że szanowna pani wielka samuraj, woli turlać się w te i wewte bez mojego niańczenia i dotrzeć parę dni później. Z taką raną pewnie fajnie się idzie przez wyboiste drogi, he? - poprawiła tobołek, przewieszając go przez ramię. Ciężkim krokiem poszła na skraj wioski by tam poczekać na resztę.

Mnich obejrzał się za Eriko, wpatrując się w nią nierozumiejącym wzrokiem.

- Dziwne… dziwne… większość kobiet jakie do tej pory spotkałem, cechuje się niezwykłym temperamentem - mruknął do Kuro zamyślony.
- Chyba niewielkie masz doświadczenie z kobietami, co?- zaśmiał się rubasznie ronin, po czy zwrócił do Shirakaby.- Poza tym Eriko ma rację. Zna drogę lepiej niż my i umie o siebie zadbać.
- Sama zadbać. - wycedziła łuczniczka, piorunując ronina wzrokiem. - Może Kuro-san w swej dobroci pomoże też rozwiązać Eriko problem męża? - skomentowała złośliwie i z bolesnym stęknięciem podniosła się z klęczek. - Słońce już powoli zachodzi. Powinniśmy ruszać.
- Prawdopodobnie nie unikniemy nocy na drodze, a przedłużanie pobytu tutaj, nie ma większego sensu - zgodził się mnich.
-Nie powinnaś być zazdrosna o wieśniaczkę Shira-chan.- odparł z żartobliwym uśmieszkiem ronin.- Zresztą, ze mnie naprawdę kiepski materiał na męża.

Gdy zbliżyli się do Eriko, ta ruszyła przodem szybkim tempem, dość szybko też wylądowali w górskim lesie, schodząc po ciężkich, stromych ścieżkach, ale zdecydowanie mając poczucie, że będą w mieście szybciej niż na własną rękę.

[MEDIA]http://th05.deviantart.net/fs71/PRE/i/2013/106/2/2/japan_village_by_b_zuleta-d4vzl9x.jpg[/MEDIA]
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 21-01-2014, 22:14   #47
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Jesień. Wichura
po ziemi mknie w ucieczce
maleńki świetlik?

Issa



Julian Diego Pedro Luis

Julian i garstka jego ludzi, których zabrał ze sobą tak głęboko w ląd, byli nieco niezadowoleni brakiem udziału w ostatniej jatce. Minoru Anzai, prawdopodobnie najlepszy możliwy kontrakt w całym tym kraju dla Diego, nawet nie nalegał by Hiszpanie nie mieszali się w walkę. Po prostu jasno dał im do zrozumienia, że nie będą mile widziani po drugiej stronie mostu, a więc i wioski, gdy wszystko się zacznie.
Wśród ludzi Juliana rozniosło się przekonanie o nieudolności japońskich współpracowników, na wieść o tym, że udało im się zabić jednego napastnika, a dwóch innych wypuścili, przypłacając to życiem dziesięciu. Jednak takie coś, stanowiło dla Juliana świetny argument w opchnięciu jeszcze większej ilości pistoletów i strzelb. Minoru zapewnił, że ma więcej ludzi, niż tylko w tej wiosce, więc Diego miał szansę pozbyć się całego towaru ze statku i odpłynąć z wysp obładowany egzotycznymi towarami i pieniędzmi, które w Europie starczą by stał się nowym bogiem handlu, jakich wiele w erze rozkwitu gospodarki zewnętrznej.
Anzai przygotowywał się do wymarszu, chciał udać się do ostatniej żywej wioski, której ostatnio nie udało mu się zawłaszczyć, a raczej jego podopiecznemu, dziwnemu starcowi Mikado, który mówił za swojego pana w większości rozmów.

- Mój pan, chce byś wyruszył z nami Julianie - powiedział Mikado, jak do znajomego, z lekką pogardą w głosie. Diego jednak wiedział, że gdyby rozmawiali przy samym Minoru, to jego sługa nie byłby taki pewny siebie i pogardliwy. Anzai rozkazywał swoim ludziom okazywanie szacunku dla Juliana i jego ludzi, ale gdy nie było go w pobliżu, Hiszpanie otrzymywali mnóstwo krzywych spojrzeń, które ludzie Diego chętnie odwzajemniali. Kwestią czasu były jakieś bójki, które jednak mogły wyjść na dobre. Ot żeby rozładować stres.
- Opuszczamy wszyscy tę wioskę i o ile chcesz żeby interes doszedł do skutku musisz ruszyć z nami. Ruszymy później w stronę wielkich wód, gdzie dryfuje gdzieś twój statek i nasza broń. Będziesz miał też okazję przehandlowania znacznie większej ilości z panem mojego pana - powiedział Mikado wzdychając. - Minoru Anzai kazał przekazać zadowolenia z dotychczasowej wymiany, co prawda jedynie dziesięć pistoletów zostało dopiero przekazanych, ale ludziom do których rąk trafiły, bardzo przypadły do gustu. Chcemy więc zakupić wszystko co masz za cenę którą podasz. Jeśli oczywiście postanowisz nam towarzyszyć co będzie również wymagało użyczenia pomocnej dłoni w walkach, które musimy stoczyć. W razie odmowy, nasze drogi się rozejdą.



Kuro & Shira & Atsushi

Miasto już nie tyle wrzało co się gotowało. Hałasy w południe były ogłuszające już na zewnątrz, ale zapewne z czasem dało się przywyknąć. Jednak po leśnej ciszy, huk ulicznego ruchu był niesamowity. Strażnicy wpuścili całą czwórkę rozpoznając w nich łowców nagród, którzy już wcześniej poświadczyli o wypełnieniu części zadania. W końcu też będą mieli okazję wydać troszkę pieniędzy, zarobionych na wcześniej zabitych bandytach. Atsushi oznajmił, że zamierza odwiedzić miejską świątynię, a następnie dołączy do reszty w ustalonej karczmie, przed wieczorem.
Targ był znacznie bogatszy i pełniejszy, zarówno w ludzi jak i handlarzy i ich stragany, względem ostatniej wizyty. Eriko nie była może oszołomiona, bo w Orishi była nie raz i nie dwa, ale z pewnością w jej oczach malował się stres i niepokój. Była znacząco przytłoczona wszystkim co ją otaczało, bo otaczało ją wszystko. Parę razy pisnęła, gdy w tłumie jakiś rubaszny gnój szczypnął ją w pupę. Sama nie znała zbyt wielu przeklęstw, więc za każdym razem, kończyło się to na paru niezrozumiałych słowach i dalszym, naburmuszonym marszu za Kuroichim i Shirą.
Droga do zamku w centrum miasta, była pilnie strzeżona przez miejska straż i nieustannie sprzątana przez służby miejskie. Na tym odcinku zabriono jakiegokolwiek handlu, a ruch ograniczano tylko do mieszkających na tej drodze ludzi. Nikt nie mógł przejść wyznaczoną dla shoguna drogą na tydzień przed jego przybyciem. Dodatkowo była ona pięknie strojona w lampiony, wyścielano ją czerwienią róż, pod samymi bramami zamku. Nad przygotowaniem drogi dla orszaku shoguna, pracowało około setka ludzi. Druga setka, czuwała nad nimi.
W końcu w miarę zbliżyli się do posterunku straży miejskiej i mogli domagać się widzenia z inspektorem Fuse.
- Nie wiecie? Został zamordowany trzy dni temu. Miał w głowie przedziwną dziurę, większą z jednej, mniejszą z drugiej strony. Najlepszy medyk w mieście, nie mógł powiedzieć jaką bronią go zabitą, o ile była to broń. Niektórzy mówią, że to kara, ale za co… jak dla mnie świetny człowiek to był - powiedział im strażnik przyjmujący ich w budynku straży. - Teraz jego obowiązki pełni Akira Joji. Bestia nie człowiek. Musztruje nas na zabój, niby żebyśmy byli gotowi na wizytę shoguna, ale my po prostu zdychamy. Takie kilkugodzinne stanie przed drzwiami jest teraz prawdziwą fontanną błogiego odpoczynku - mówił i mówił, żaląc się i mówiąc jak to mogło być lepiej.

Bo mogło być lepiej.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 31-01-2014, 23:42   #48
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość

Ishimura Masaru

Ishi na przestrzeni ostatnich tygodni, był świadkiem jak spokojne, choć duże miasto Orishi, zmienia się w przepełniony, gwarny kocioł ze wrzącą wodą, w której gotują się ludzie. Był to iście idealny obraz tego, jak ważną osobą był shogun, tego, że to on jest tutaj głową państwa, od niedawna miał nawet tron cesarski w swoim ręku, bo posadził na nim swoją siostrzenicę, za pomocą zwykłego, małego incydentu, który został przez niego zresztą sprowokowany.
Masaru z początku nudził się sromotnie. Zabawiał się jedynie śledzeniem ludzi, których śledzić wcale nie musiał, okazjonalnym bieganiem po dachach i drobnymi kradzieżami, które nie miały na celu wzbogacenie się, lecz utrzymanie formy.
W końcu jednak zbliżał się czas, w którym mógł zacząć działać. Pierwsze dwa zabójstwa były proste. Inspektor policji miał bardzo rutynowe dni, więc po dwóch dniach śledzenia, Ishimura zabił go tak jak mu kazano, czyli za pomocą dziwnej broni, zwanej pistoletem, którą dano mu na krótko przed wyjazdem.

Nie bardzo mu się podobała, była bardzo hałaśliwa, przeładowanie było długie, a ręce po tym śmierdziały. Na szczęście drugie zabójstwo było dowolne i bawił się przy nim lepiej. Upozorował wszystko na wypadek, ale przy osobie takiej wagi, raczej nikt w to nie uwierzył. To go jednak nie bardzo obchodziło. Teraz pozostał mu tylko jeden cel, a następnie wyczekiwanie instrukcji od niejakiego Juliana Diego. To, że miał słuchać się wytycznych obcokrajowca było przedziwne, ale tak kazał Minoru Anzai, a wedle Mistrza Bez Twarzy, rozkazy Minoru, były dla Ishimury rozkazami Mistrza. Powiedziano mu jednak, że posłuszeństwo te ma swoje granice i wszystko co musi robić Ishi dla Diego, ma prowadzić do zabójstwa daimyo Orishi.

Jego obecnym celem był niejaki Korishi Izaki, najstarszy syn Tanoguchiego Izakiego, władcy Orishi. Cel był trudny, spore wyzwanie, na które miał niewiele czasu. Dopiero teraz jednak mógł się za nie zabrać, bo Korishi właśnie wrócił z wyprawy dyplomatycznej. Było to kluczowe zadanie, bo po zbrojnym, powstaniu w Orishi, przeciwko Tanoguchim, to Koge Izaki, drugi syn miał przejąć władze w mieście i prowincji, w całym zresztą rodzie Izaki, bo sprzyjał Tadanadze Tokugawie, zwierzchnikowi klanu Ryukyu, najważniejszej rzeczy w życiu Ishimury.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-02-2014, 20:27   #49
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kuroichi podrapał się po brodzie, jak to miał w zwyczaju. Śmierć Fuse była bardzo… niepokojąca. Spojrzał na strażnika dodając.- Trzy dni temu… powiadasz? A gdzie właściwie został zabity? I co o tej śmierci się mówi? Kto prowadzi śledztwo w sprawie jego zgonu?
Pytania same cisnęły się na usta ronina, jak i podejrzenia co do owej śmierci. Bo komu mogło zależeć na śmierci Fuse jak nie jego obecnemu zastępcy? Anzai siedział wszak w tym czasie w górach… Z drugiej strony pospieszne konkluzje jakie ronin wyciągał z zasłyszanych plotek, rzadko były trafne.
- Nie widziałem jego ciała i nie było mnie przy tym. Tyle co wiem od Roko Iniricho to powtórzyłem. On znalazł inspektora, awans dostał - odparł wzruszając ramionami.
Kuro splótł ręce razem wyraźnie się namyślając i po chwili zwrócił się do Shirakaby.- Eeee… to może się podzielimy? Ty wraz z Atsushim porozmawiacie z nowym inspektorem, a ja rozejrzę się z Eriko po mieście, co ?
Podrapał się po kilkudniowym zaroście. -Nie mam odpowiedniej prezencji.
- Eriko “sama sobie poradzi” -
łuczniczka zacytowała słowa dziewczyny, trochę ją przedrzeźniając - A reszcie można zaradzić - westchnęła - Nawet tu powinny być łaźnie czy golibroda. To ty widziałeś najbliżej Anzaia i możesz powiedzieć o nim więcej inspektorowi. Właściwie - spojrzała na swoje ręce i przejechała dłonią po włosach - Mi też przyda się porządna kąpiel. Właściwie nam wszystkim, po tylu dniach na szlaku.
- Atsushi też go widział, no ale… kąpiel się przyda. Porządny posiłek też.-
zgodził się w końcu ronin. Po czym przybliżył twarz do Shirakaby mówiąc podejrzliwym tonem.- Czyżbyś była zazdrosna o nią i chciała zatrzymać mnie dla siebie?
Zaśmiał się głośno odchylając do pionu i klepnął po brzuchu żartując.- Jestem duży, starczę dla więcej niż jednej kobiety.
Shirkaba stężała, a na jej blade policzki powoli wpełzł rumieniec. Zmrużyła oczy i warknęła, dla dodania powagi kładąc rękę na rękojeści:
- Baka!! Usiłuję ocalić resztki twojej godności! Kiedyś mi jeszcze podziękujesz za pilnowanie, żebyś nie robił rzeczy nie przystających wojownikowi! - i odwróciła się na pięcie, aż fucząc ze wściekłości.
- Oj, oj… Nie przesadzaj…. żartowałem.- odparł nieco potulnie ronin niemal błagalnym tonem.- Powinnaś mieć większy dystans do żartów… ulica to nie dwór, Shira-hime.
- Czy na dworze, czy na ulicy, czy nawet samotnie, samuraj zawsze zachowuje się z honorem. Zawsze!
- podkreśliła dziewczyna - A zbytnie spoufalanie się z niższymi klasami narusza święty porządek i powoduje chaos oraz nieszczęście - wyłuszczyła swój punkt widzenia - Tak więc oporządzimy się, by wyglądać odpowiednio, a potem udamy się do inspektora.
- Więc jednym słowem… tylko tobie powinienem szeptać miłosne haiku na uszko, bo jesteś jedyną znaną mi córką samuraja?-
zapytał zmieszany Kuro drapiąc się po głowie.- Eeeech… jakoś nie pamiętam, by dawniej było to takie trudne.

Miasto stawało się przeludnione, kto nie przyjechał by zobaczyć shoguna i nie zatrzymał się u rodziny, musiał zadowolić się karczmą. Choć Orishi to nie było Kyoto, miało swoje rozmiary i odpowiednią ilość karczm. Przynajmniej na razie, bo kolejni gapie zjeżdżali się z bliższych i dalszych okolic, by zobaczyć osobę, która sprawuje rzeczywistą władzę w kraju, w którym żyją.
Gorsze i średnie karczmy były już pełne, nie miały żadnych miejsc. Na szczęście Kuro i Shira dysponowali pieniędzmi za dostarczone, jak mogłoby się wydawać dawno temu, głowy bandytów, które starczyły im na nocleg w jednej z lepszych gospód.
Za zdobionym na czerwono, na cześć przybycia shoguna ogrodzeniem znajdował się szlak ze starannie ułożonych, kolorowych kamieni. Szlak wyznaczony był przez barierki stworzone z tawuły, jednej z najbardziej wonnych i przyjemnych dla nozdrzy roślin jakie cały kraj miał do zaoferowania.


Tuż za dróżką płynął mały strumyk, jacyś goście gospody zatrzymali się na mostku, obserwując krystalicznie czystą wodę, która odbijała niezwykłą paletę barw, kamieni i tajemnych wodorostów z dna, ułożonych i pilnowanych przez mistrzów ogrodnictwa, którzy w swoim fachu, byli tak skuteczni jak mistrzowie ninja w swoim.
Choć sam ogród był wielki, to centrum stanowiła karczma, czyli aż dwupiętrowy, wykonany z najsolidniejszego, doskonale obrobionego drewna budynek.
Nad wejściem, na eleganckiej desce, mistrzowska, zapewne kobieca dłoń, w idealnie kaligraficznym stylu, białą farbą wymalowała napis okarinasai - jesteś w domu.
W końcu, powoli weszli do środka. Zdjęli sandały i od razu ukłoniła się przed nimi śliczna, malutka służka. W gospodzie było cichutko, zapach tawuły zastąpiła lawenda, delikatnie wymieszana z aromatami pobliskiej kuchni.
- Komban wa samuraju i samurai-sama. Chciałabym wam pomóc, możecie mi w tym pomóc? - spytała z rozbrajającym uśmiechem. W sali głównej, kilkoro nienagannie ubranych gości, spożywało kolację, starannie przygotowane sushi, z najświeższej ryby, doskonale hodowanego ryżu podanego z imbirem, a wszystko owinięte w delikatne, suszone wodorosty, ze stonowanym sosem, bądź wasabi ostrym niczym katana Miyamoto Musashiego.
- Mamy wciąż jeden wolny pokój, czy życzycie sobie go wynająć? Oferujemy w cenie cztery posiłki dziennie, darmową, gorącą kąpiel i śliczny widok z balkony na centrum miasta, którym niedługo przejdzie orszak shoguna.
- Jak duży to pokój?-
zapytał Kuroichi… wszak była ich czwórka. I to w dodatku mieszana.
- Duży, ale obawiam się, że wynajmujemy tylko dla tylu osób ile jest przewidzianych, więc trzech - powiedziała domyślając się dlaczego pyta.
- Mamy jeszcze dwójkę towarzyszy - Shirakaba uniosła dłoń - Ale pomieścimy się, jeśli to nie jest problem. Możemy zapłacić...za dwa dni, być może później przedłużymy pobyt - spojrzała na Kuro; sama nie zamierzała oddawać się wygodom dłużej niż potrzebne - A z kąpieli i posiłku skorzystamy chyba od razu.
- Cóż… w takim wypadku nie będzie to problemem. Zaprowadzę państwa do pokoju i zaraz przyniosę kolację.
-I sake… nie zapomnijcie o ciepłej sake.
- mruknął ronin drapiąc się ostentacyjnie po zadku. Dla niego “wygody” oznaczały dach nad głową. Kuroichi już dawno przestał być wybredny.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 03-02-2014, 21:03   #50
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Sytuacja w kraju z całą pewnością nie była ciekawa, ten handel poza dostarczaniem dóbr materialnych mógł w znaczny sposób wpłynąć na jego interesy w przyszłości. Być może, jeśli Anzai osiągnął coś konkretnego mógłby mu zaoferować coś interesującego lub nawiązać handel na znacznie większą ilość towarów. Diego nie przepadał jednak za jego dziwnym sługą, czuł się w ten sposób lekko lekceważony… Ale cóż, skoro taka jest cena handlu z tymi ludźmi.
- El señor cerdo! – Powiedział przeciągając „cerdo” – Przypominam Ci, że nie jestem waszym żołnierzem, jesteśmy partnerami w interesach a nie osobami, które będą walczyć w waszych wojnach. Naturalnie… Jest możliwość bym Ja i moi ludzie poszli z wami jednak nie zrobimy tego za darmo. – Hiszpan uśmiechnął się wstrętnie. – Wymiana to jedno, przysługa zaś drugie – wiedział, że ta broń jest bardzo potrzebna ludziom Anzaia, tak, więc czuł pewną dowolność w narzucaniu warunków, być może nie robił tego nawet dla samego zysku, ale sama irytacja tego gada była nagrodą.
- Skoro Anzai przysłał Cię do mnie, masz za pewne zezwolenie na prowadzenie rozmów o warunkach, czyż nie? Udamy się z wami na miejsce wymiany, jednak chcę coś w zamian.- dokończył poważnie.
Staruszek westchnął, nieco malejąc w oczach.
- Jestem głosem i wolą mego pana, gdy braknie tego pierwszego. Chętnie więc wynajmie on ciebie i twoich ludzi również do walki, dopóki nie dotrzemy na miejsce, gdzie będziemy mogli dokonać wymiany na większą skalę. Wszystko zostanie wliczone w cenę, którą wyznaczysz. Jeśli nasza waluta nie ma znaczenia za wielką wodą, mamy surowce i materiały w wadze gotowej zatopić dziesięć takich statków jak twój. Pasuje? - spytał unosząc brew.
Hiszpan uważnie zbadał spojrzeniem rozmówce.
- Wolą..? - Zapytał nieco zdziwiony - Ale czy też sumieniem? - dokończył już z uśmiechem.
Diego odwrócił się by móc rozejrzeć się po otoczeniu oraz ludziom którzy im toważyszą. Chwycił dłonią za brodę po czym uradowany powiedział.
- Twoja propozycja jest wielce interesująca, jednak mam jeszcze jedno życzenie, nie! Jest to życzenie nie moje, ale moich ludzi, tych którzy poświęcają się dla was, pragniemy czegoś… specjalnego. - Wyszczerzył zęby
- Dacie nam co czwartego wieśniaka z każdej wioski którą zdobędziemy po drodze, dodatkowo zapewnicie nam jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli zejść z łodzi, ba - pozowlę wam nawet je kontrolować, znajdować się będzie pod waszą… Waszą…waszą… - Nie wiedział jakie słowo powinien użyć - Ehhh.. jurisdicción… - dokończył w swoim rodzimym języku.
- Co Ty na to? Czy jesteś w stanie, przechylić się do mej skromnej prośby?
- Zaraz, zaraz… po co wam ci wieśniacy? - spytał Mikado, który jak wszyscy japończycy, nigdy nie zapoznał się ze zjawiskiem niewolnictwa, co Diego mógł wykorzystać na swoją przewagę. - Jeśli wasz statek, jest uzbrojony tak jak twoi ludzie, to chętnie go użyjemy, za twoim pozwoleniem - powiedział grzeczniej.
- Spokojnie… Jesteście w końcu… Ruchem wyzwolenia, czyż nie? Nie jesteśmy mordercami, nie mamy zamiaru nikogo krzywdzić. Chcemy ich zabrać, do wsi - o której wcześniej rozmawialiśmy, po to by prowadzili nasze pola, pracowali w naszych karczmach oraz zapewniali…”inne” usługi. - Dokończył z uśmiechem.
- Mój statek jest częścią mojej osoby, jak i każdego mojego człowieka, prosząc nasz o pomoc, prosisz wówczas także o mój okręt. Zapewnię go wam, jednak nie będziemy pływać rzekami, nasze okręty są ciężkie, a wątpie by było tutaj dostatecznie głęboko, aczkolwiek w razie starć wśród szerokich wód - klepnął rozmówcę w ramię.
Mikado spojrzał na Diego groźnie, cofając się o krok. Otrzepał ramię, prostując keiko-gi.
- Po pierwsze, nie jesteśmy żadnym ruchem wyzwolenia, bo nikt nie jest… niewolony i nie pozwolimy na coś takiego. Każdy człowiek ma swój honor i godność, nawet wieśniacy nie mogą być zmuszani do tego co myślę, że sugerujesz. Obowiązują pewne prawidła. Śmierć jest lepsza od niektórych rzeczy. Wasze pole, powinni prowadzić wasi ludzie - powiedział kładąc nacisk na “wasi”. - Nad potrzebą wykorzystania statku się zastanowimy. Jednak bądź świadom, że ludzie nie są niczyją własnością więc nie możemy nimi handlować - powiedział chłodno.
Hiszpanowi nie spodobała się rekacja rozmówcy, jego mina odrazu spoważniała.
- Nie jesteście ruchem wyzwolenia? Dobrze więc, jesteście mordercami, gwałcicielami oraz zarazą tej ziemi. - Odpowiedział stanowczo - Wieśniacy nie mogą być zmuszani do pracy? Ale można odbierać im ich dobra, rodzine oraz nadzieje? Nie będę jednak Cię osądzał, sam popełniłem wiele grzechów, nie oszukuje się jednak, mam świadomość swoich czynów oraz celów. - mężczyzna zdiął kapelusz.
- Pola powinny być prowadzone przez naszych ludzi? Hah, nie brzmi to zbyt poważnie z ust kogoś kto przed minutą domagał się naszej pomocy w “waszych” bitwach. Czyż wasi ludzie nie powinni ginąć w waszych walkach? Czyż wasi ludzie nie powinni walczyć waszą bronią? Używasz swoich mądrych słów tylko wtedy, kiedy jest to dla Ciebie wygodne. Następnym razem radze zważyć na słowa, albowiem nie będziesz mógł już przemawiać w imieniu swojego pana, albowiem dopilnuje by jednym z warunków naszej umowy, będzie pozbawienie Cię tego gadziego języka. - Nie lubił kiedy ktoś robi z niego głupca, a już szczególnie wtedy, kiedy ktoś stara się zasłaniać nieistniejącymi zasadami.
Mikado zachował spokój, choć zapewne przyszło mu to z trudem.
- Nie zabieramy im tego co najcenniejsze, żadna kobieta nie została zgwałcona, a zabiliśmy łącznie sześciu, wszystkich w uczciwej walce, ile trupów ty masz na tej ziemi? My tylko chcemy dobić z tobą targu, a nie do czegoś cię zmuszać, rozumiesz mnie cudzoziemcze? I nawet nie próbuj mnie zastraszyć, bo więksi od ciebie próbowali. Mam więc nadzieję, że to nieporozumienie wynika z bariery językowej - mruknął oblizując stare, suche wargi. W jego oczach tlił się dziwny blask, wiercący natarczywie dziurę w czole Diego. Staruszek zdawał się być w dobrym humorze.
- Z pewnością, broń którą wam dostarczam służy tylko i wyłącznie do straszenia… - Julian był nieco zdezorientowany zachowaniem japończyka. - To nie była próba zastraszenia, raczej swego rodzaju oznaka szacunku, nie napomniał bym o tym, gdybym chciał Cię zabić. Zrobiłbym to. Wracając do poprzedniej rozmowy, co piąty wieśniak - dalej granicy nie przesunę. Jeśli się nie zgodzisz, porozmawiam o tym z twoim szefem, być może On okaże przytomność umysłu.- Szlachcic przetarł czoło, tutejszy klimat nie za bardzo mu pasował
- Ruszajmy się, sądzę że twoi jak i moi ludzie pragną jakiejś akcji. Nie przybyliśmy w końcu by powymieniać nasze poglądy.
Mikado pokiwał głową.
- Jutro rano wymarsz w dół szlaku, do sąsiedniej wioski. Tam przeczekamy pięć dni i wyjdziemy później z gór, na szlak główny z Orishi na zachód. Tym szlakiem będziemy szli trzy dni, trzymając się za shogunem, a ty i twoi ludzie wyruszycie do Orishi. Tam będziecie musieli zająć się tamtejszym daimyo Tanaguchim Izakim. Większość jego ludzi dołączy do orszaku shoguna, straż miejską nieustannie osłabiamy. Zdobycie miasta nawet przy tak małej ilości ludzi, ale dzięki pomocy naszych shinobi, nie będzie trudne. Starczy zamordować Tanaguchiego, a jego syn, wstawiający się za panem Minoru, przejmie władzę, a tym samym zrobi to Anzai. Zdaje więc sobie sprawę, że jest to sprzeciw shogunowi Iemitsu, wyprowadzony przez jego brata Tadanagę i matkę obu Oeyo. To dla nich służy pan Anzai i dla nich pracujesz ty. Pan Minoru kazał mi upewnić się, że to rozumiesz.
Diego słuchał uważnie, starając się połapać w ich dziwnych tytułach czy nazwach
- Dobrze, sprostujmy. Jutro udamy się na wieś, gdzie spędzimy kilka dni. Po upływie tego czasu, wy udacie się śladem tego waszego… Shoguna, my zaś wyruszymy do miejscowości Orishi. Mamy dokonać eksterminacji tamtejszego przywódcy oraz jego popleczników. - Daimyaao, Dayma.. Jeden czort. Wytłumacz mi, czym jest to wasze Shinobi? - Widać było że Hiszpan ma spory problem z Japońskim, dlatego też mówił bardzo wolno.
- Drugiej kwestii, nie rozumiem. Nie interesują mnie powiązania rodzinne, czy czyjeś matki, nie interesuje mnie też komu służy twój Pan, dla mnie ważna jest kwestia - kto mi za to zapłaci, reszta jest tylko szczegółem. Poza tym, mylisz pojęcia. Wcześniej wspominałeś, że moja podróż z wami jest warunkiem dokończenia transakcji, prawda? Teraz zaś wpajasz mi pracę dla kogoś. Skoro mam dla nich pracować, to liczę na wynagrodzenie. I nie, wynagrodzeniem nie jest możliwość handlu z wami. - Julian czuł się zmieszany, nie potrafił dogadać się z przedstawicielem Anzaia.
Mikado podrapał się po głowie. Nie był przychylnie nastawiony do topornego tłumaczenia każdego tytułu, ale musiał.
- Zabić przywódcę Orishi… można tak go nazwać, ale jego tytuł to daimyo, rozumiesz? Shinobi to inaczej ninja, nasi… sabotażyści, wojownicy cienia, skrytobójcy, mistrzowie trucizn, pułapek i intryg. Co do zapłaty, to zwyczajnie później do nas dołączysz, prowadzony przez kilku naszych shinobi. Z łatwością nas dogonicie, mimo opóźnienia bo i my takowe planujemy. Nasi ludzie sami się z tobą skontaktują i możesz im ufać, tak jak oni tobie. Nie licz jednak na to, że będą cię prowadzić za rączkę. Żaden z nich nie jest urodzonym przywódcą i będą potrzebowac nieco taktycznego zamysłu, o który pan Anzai cię podejrzewa.
- Nie sądziłem że przykładacie taką wagę do tytułów… Szczególnie wśród martwych ludzi. - Hiszpan obdarzył rozmówcę okrutnym uśmiechem - Zapewniam Cię, nie będzie On sprawiał już więcej problemów. Mam do Ciebie z kolei inne pytanie, jak dobrze broniona jest ta miejscowość? Jakieś obwarowania, mury czy palisady? Czy może coś o czym warto wspomnieć, przed ewentualną batalią. - Señores! Te digo diciendo, que viene a un gran momento! Nos divertiremos, beber alcohol, Y todo el mundo! Contará con tantas mujeres !*(Panowie! Powiadam wam, nadciągają wspaniałe czasy! Będziemy się bawić, pić alkohol! Każdy będzie miał tyle kobiet, ile tylko zapragnie)
- Nasi ludzie was wpuszczą - powiedział Mikado żałując, że sam nie ma teraz języka, w którym mógłby potajemnie obrazić Diego, bo był pewien, że ten to właśnie zrobił wobec niego. - Jednej nocy, zajmując się strażnikami, zapewnią wam kryjówkę, z której będziecie mogli działać. Samo Orishi ma mury wysokie, ale znajduje się w depresji ziemnej, więc nie jest specjalnie trudne do zdobycia. Jednak będziecie działać już od środka.
- Czyli obejdzie się bez wybuchów, szturmów oraz wyważania, palenia i grabienia. Niech i tak będzie. Co zrobić z rodziną wielmożnego Da..day..Daymou-dayma… - Szlachic nie potrafił wymówić tego słowa, strasznie go to męczyło
- Rozumiem, że jego potomek dołączy do nas, jednak co z resztą? Chyba jego rodzina nie składa się z jednej osoby, co nie? - Nie były mu potrzebne te pytania, jednak w takiej sytuacji oraz tak odmiennych środowisk, lepiej będzie mieć większą pewność co do gruntu, na którym kroczył.
- Daimyo - powtórzył dokładnie Mikado - ma dwóch synów, jednak ten starszy, za parę dni nie powinien już… być. Sam pan Izaki jest wdowcem i nie ma więcej potomstwa. Pozostaje więc tylko jego wasal, zawsze u jego boku, jego ochroniarz i dwóch osobistych yojimbo samego Izakiego, można ich traktować jako rodzinę wręcz. Reszta to gwardia przyboczna, ale z tym wszystkim, dzięki choćby odrobine planowania i pomocy naszych shinobi, na pewno sobie poradzisz.
- Daimyo… - powtórzył, powoli i najdokładniej jak tylko potrafił - Rozumiem, więc dlaczego młodszy syn, tak chętnie zezwala na wybicie swojego rodu? Ile ma on właściwie lat? - Zapytał wyraźnie zaciekawiony, nie wiedział jak działa tutaj sposób dziedziczenia, więc był to temat dość interesujący. - Nie wystarczy zrzeczenie się tutułu oraz dóbr, na młodszego dzieciaka? Chyba że kwestia eliminacji tego… Daimyo… To kwestia, dość osobista, dla twojego Pana?
Mikado uśmiechnął się lekko.
- Całkiem jesteś domyślny. Owszem, pan Tadanaga ma osobiste zatargi w tej okolicy, a najmłodszy syn ma lat czternaście, więc jest łatwy w manipulacji. Kontaktowanie się z nim też jest bardzo łatwe, nie ma zbyt wiele straży. Jest w tej sprawie nieco zemsty, ale i kwestii honoru. Młodszy zezwala bo ma w zasadzie wiele wspólnego z młodszym Tokugawą. Obydwaj są, a syn Tanaguchiego był, ulubieńcami matki i przez całe swe życie, długie czy krótkie, znajdowali się na drugim planie, spychani przez starszego. Nikt chyba tego nie lubi. W polityce niewiele jest uczuć i rodzinnego poczucia wspólnoty. To pewnie ma się i do twoich stron.
Diego dokładnie przemyślał słowa rozmówcy
- Nie do końca, u nas zazwyczaj i młodsze potomstwo prowadzi godne życie, może obrać swoją kariere, ma to jednak utrudnione ze względu na fakt, iż wszystkie tytuły a dokładniej, te główne, dziedziczy najstarszy syn. Młodszy zacznyna z mniejszym zapleczem, jednak nie musi stać w cieniu, nie musi też mordować krewnych. Mord na bliskich jest jedną z najgorszych zbrodni, niegodne nawet wyjaśnienia, takie osoby nie są godne nawet miana ludzi, a jeśli mowa o mężczyźnie, to i ten tytuł jest wszak nadużyciem. - Co prawda w Europie zdażały się mordy na krewnych, szczególnie wśród domów królewskich, jednak nie musiał o tym opowiadać.
- Odnośnie starszego, czy nie jest już w odpowiednim wieku, by mieć żone oraz własne potomstwo? W jakim wieku tutaj wchodzicie w związki? Wydwało mi się, że kobiety mają tutaj niszową role, że każdy mężczyzna może mieć kilka kobiet, być może się myle, albowiem są to tylko obserwacje… - dokończył, nieco zmieszany.
- Jedną kobietę oficjalnie, a wiek zamążpójścia jest różny. Starszy syn ma już osiemnaście lat i wciąż nie ma żony, a jest w odpowiednim wieku. O tę stronę nie trzeba się martwić. Podobno jest samotnikiem i w ogóle - Mikado machnął ręką. - Jeśli nasz ninja kogoś w jego otoczeniu znajdzie, to go zabije i po sprawie.
- Co powiecie, na pewną propozycje? Może nie ma sensu zabijać dzieciaka. - Powiedział szczerze.
- Śmierć prawowitego następcy, może pociągnąć rebelie i bunty, jednak zbratanie się z nami - może uświadczyć, że jest zdrajcą własnego kraju. Być może oddanie go nam pod opiekę, będzie lepszym wyjściem, nie sądzisz?
Mikado sporzajł z ukosa na Diego, mrużąc oczy.
- Huh… - podrapał się po policzku. - Może być ciężko go przekombinować, no i młodszy byłby niezbyt przychylnie do tego nastawiony. Zachód w większości stoi za panem Tadanagą, ale to ledwie cztery rody, który by się za nami opowiedziały. Ród Izaki jest pomiędzy i w zasadzie przydałby się każdy możliwy członek tego klanu. Taka… “opieka” może być bezowocna, a przy okazji podburzy Kogo, młodszego syna znaczy się.
- Młodszy syn, którym chcecie manipulować, ma ujść za bratobójcę? Nie sądzisz że jeśli zasmakuje krwi, może to odbić się na nim, na jego psychice - taka osoba może być ciężka do kontroli. Poza tym, nie musi wiedzieć o tej… “opiece”. Zwróć uwagę na to, że jeśli ten cały “Kogo” zawiedzie was, będziecie nadal mieli alternatywe. - Zasugerował Hiszpan, na wzór działania europejskich dworów.
- Skoro mamy być “partnerami”. Postaram się was wesprzeć, więc możecie odmówić mi, jednak sądzę, że jest to warte przemyślenia.
- Hmmm… ciekawy pomysł, muszę ci to przyznać. Pomówię o tym z panem Minoru. Poza tym, chciał cię widzieć jutro rano, tuż przed wymarszem. Przyjdź do niego jak wstaniesz, on nie będzie spał. Jeśli to wszystko - powiedział robiąc malutki krok w tył. *
- Dobrze służysz swemu Panu. Teraz, teraz mam zamiar napić się alkoholu, widzimy się rankiem. - Uchylił się w iście teatralnym geście, po czym odszedł w stronę swoich ludzi.
 
Cao Cao jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172