Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2014, 19:34   #92
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Do momentu, gdy statek wiozący ludzi barona nie zniknął za zakrętem rzeki, Jost nie do końca wierzył w to, że ich plany da się zrealizować. Do ostatniej chwili bał się, że jednak coś pójdzie nie tak, a wysłani przez barona siepacze zechcą, na wszelki wypadek, zrobić w Rudim kilka dodatkowych, szkodliwych dla zdrowia dziurek.
Ale nie zrobili i chwała im za to. Zadowolili się zwykłym pismem. Z drugiej strony... Jostowi też by coś takiego starczyło.

Kolejnym zaskoczeniem było powitanie, jakie zgotował im Brandenburg w osobie czekającego na nabrzeżu wyrostka. Bo kto mógł się spodziewać, że właśnie tutaj ktoś czeka na kapłanów Morra? Bez wątpienia nie Jost.
Ale trzeba było robić dobrą minę do złej gry.

***

Pomieszczenie, w którym przechowywano zwłoki, było podobne to tego, które pełniło podobną rolę w Biberhof. Tylko drzwi, takie przynajmniej Jost miał wrażenie, były mocniejsze i zamykane na solidniejszą zasuwę. Belkę w zasadzie, której nijak nie powstydziłaby się brama twierdzy.
Czyżby tutejsi zmarli mieli niedobre zwyczaje wymykania się z przechowalni i wędrowania po miasteczku?
Jost przepędził z głowy dość ponurą myśl, a gdy tylko zamknięto za nimi drzwi (co nasunęło kolejną sugestię, że coś się może stać nie tak, jak powinno) wdał się w cichą dyskusję z kompanami na temat tego, co należy dalej czynić.

***

Dziewuszka młoda była. Ładna za życia i zgrabna. Tudzież zadbana - widać było, że do roboty nikt jej nie gonił. Najwyżej co lżejsze prace domowe wykonywała, co po rękach widać było. Nie to, co na wsi.
- Możecie sobie usiąść - powiedział Jost do kompanów. - Ja się zajmę jej ciałem. Drobna jest, więc mi pomoc niczyja nie jest potrzebna.
Najwyżej później, przy ubieraniu, dodał w myślach.
- Za to możecie z wody skorzystać i Rudiemu nieco facjatę obmyć - dodał.

Pokręcił głową z pewnym żalem, spoglądając na leżącą dziewuszkę, która bawić się jeszcze powinna, a nie szykować się do grobu, a potem zabrał się za szykowanie zmarłej do pochówku.
Nikt, gdy czas na to pozwala, nie powinien stanąć brudny przed obliczem Morra. Tak więc Mosche prócz olejów i wodę pachnącą przyszykował i płachty, którymi dziewczynkę umyć i wytrzeć można było.
Olejami nie namaszczało się całego ciała. Czoło i skronie, dłonie, stopy.
A potem najtrudniejsze - przyodziać Gretchen, by w odświętnym stroju stanęła przed obliczem Morra. Namęczył się Jost przy tym nieco, bo i na kobiecym przyodziewku niezbyt się znał, i ciało sztywne trudno było ubierać.
Ale w końcu się udało.
Jedna rzecz tylko nie dawała Jostowi spokoju. Nijak nie potrafił rozpoznać, jaki to zwierz zostawił na szyi Gretchen dziwne ślady. Jakby dwa kły nietypowo rozstawione. Rana była dość świeża, ale bez śladów krwi, które wszak ktoś mógł obmyć wcześniej.
Wampir? pomyślał przez moment.
- Bywaliście w szerokim świecie - powiedział do swych kompanów. - Widział kto z was takie rany? - Pokazał ślady na szyi dziewczynki.

Podszedł do drzwi i zastukał. Po chwili drugi raz.
- Stało się co? - odezwał się przestraszony Vick.
- Nie, nie. Ale spytać o coś chciałem.
Drzwi uchyliły się lekko i nieco przestraszony wzrok chłopaka spoczął na Joscie, a potem przeniósł się w głąb pomieszczenia, by zatrzymać się na oświetlonych płomieniem lampy sylwetkach trzech "kapłanów", pochylonych nad ciałem Gretchen.
- Słucham, ojcze. - Wyraźnie uspokojony Vick zwrócił się do Josta.
- Jak umarła Gretchen? - spytał Jost.
- Chorowita była, proszę ojca - odparł Vick. - Od zimy kasłała i kasłała coraz więcej, coraz słabsza była. A od dwóch tygodni to już nawet z łoża nie wychodziła, taka słaba była, aż w końcu zmarła bidulka. Słabowita po matce, która na jesień zeszłą pomarła we śnie. A tatko Gretchen zaginął, gdy ona na świat przychodziła. - Po chwili dodał ostrożniej. - A niektóre ludzie gadają, że to Bestia z Reiku go w odmęty rzeki porwała...
- Czy było więcej takich zgonów? - Jost ominął temat Bestii.
- Żeby się kto tak na śmierć zakasłał? Nie, proszę ojca. A to zaraźliwe było? - zapytał ostrożnie.
- Nie - zapewnił go Jost. - W zimie tak się zdarza. Możesz już zamknąć.
Vinc zamknął drzwi i ze szczękiem zasunął blokującą je belkę.
Skoro słabowała, to nic dziwnego, że się jej zmarło. Tylko te ślady dziwne.

Podszedł do ciała. Zapalił specjalną świecę i zgasił lampę.
- Niech dusza twa wędruje w spokoju po ogrodach Morra - powiedział. - Niech jej spokoju nie zmąci żaden nekromanta, niech Morr odepchnie od niej wszelki mrok i wszelkie złe moce, a ciało twoje niech spoczywa na wieki w pokoju. Prosimy Cię, Morrze, ochroń jej duszę i ciało przed wszelkimi złymi mocami i złą magią wszelaką.

- Teraz musimy poczekać do rana - powiedział, gdy skończył krótką modlitwę.
- A, jeszcze jedno - dodał. - Rudiego też trzeba balsamem pomazać, na wypadek, gdyby kto miał węch zbyt czuły.
Poza tym odpowiednia ilość powinna zniknąć, żeby się oszustwo z Rudim przez przypadek nie wydało.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-01-2014 o 19:45.
Kerm jest offline