Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2014, 22:40   #180
Quelnatham
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Tygon wyszedł naprzeciw gospodarza. Niechęć niechęcią, ale pewne sprawy musiały zostać załatwione. Nawet jeśli pustelnik nadal zechce udawać, że nic go nie dotyczy, ze względu na obyczaj powinien o nich wiedzieć. Thenn postanowił jednak zacząć możliwie pokojowo.

- Uratowałeś mi życie, za co dziękuję, a nie poznałem jeszcze twojego imienia.

Zmiennokształtny buchnął parą oddechu z ust skrytych w chaszczach brody. Nozdrza wielkiego nosa zadrgały, napięły się mięśnie na potężnych ramionach, nagich pod narzuconymi na nie wyleniałymi skórami. Spod grzywy ciemnych, poskręcanych w kudły włosów spoglądały na starego łowcę oczy barwy jantaru.

- Orm - burknął gospodarz i łypnął bursztynami oczu, a Tygon zaiste nie wiedział, czy tenże mu się przedstawił, czy tylko mu się odbiło.

- Dziękuję ci zatem Ormie raz jeszcze. Ściągnąłem nieszczęście, ale postaram się uczynić ci zadość. Teraz jednak… powiedz mi co chcesz zrobić z jeńcem - odrzekł twardszym głosem Thenn.

Na twarzy Orma nie pojawiła się żadna zmiana. Krążące wokół nich dziki łasiły się do gospodarza, chrząkały, ocierały o jego nogi. Jakaś locha próbowała zeżreć futro Tygona.

- Ubić w swoim czasie i braciom dać - wzruszył obojętnie ramionami. - Jako i tamtych co w boju padli.

-Dobrze. Wpierw jednak muszę go o coś wypytać - zamilkł na chwilę patrząc na niewzruszonego rozmówcę. - Może ich przyjść więcej. Łowców. Znasz te lasy. Którędy najlepiej iść na południe?

Wielka dzika świnia porzuciła próby zeżarcia Tygonowej przyodziewy i zaczęła ryć w pobliżu jego stóp… najwyraźniej gdy zmiennokształtny był w pobliżu, jego stado nie obawiało się przesadnie ludzi. Orm zaś machnął łapskiem wielkim jak połeć słoniny z żubra.

- Tamój… - rzekł, wskazując bliżej nieokreślony kierunek, mniej więcej na południowy wschód. Szczegółów żadnych nie podał, zresztą mówienia chyba nie było tym, w czym czuł się pewnie. - A z tamtym, na co gadać… Powie, co inni. Że przyjdą i zabiją, ot i co. Tyla on wart, co jego mięso.
Zamilkł i zagapił się w ośnieżone szczyty gór.

- Tuzin roków tu żywie. Sam. Wiela żem wodzów widział. Małych, dużych, ale żadnego takiego jako Czaszka. Po czemu cię ścigał? - w bursztynowych oczach błysnął gniew.

- Uwięził, bo mu się nie podobałem. Uciekłem, więc ścigał - odparł krótko Tygon. Stwierdził, że gospodarz nie będzie mu pomocny. Nie tyle był mrukiem, co przez lata stracił zdolność porozumiewania się z ludźmi. Skinął mu głową i poszedł za dom, do jeńca.

Gospodarz pokiwał kudłatą głową, jakby niczego innego się nie spodziewał. A potem wyskoczył z propozycją jak ryś z gałęzi na ofiarę.

- Pójdę. Przeprowadzę. Tu niebezpiecznie… ale pójdziem przez moczar - uśmiechnął się nagle, a był to uśmiech przynależny bardziej twarzy dziecka niż dojrzałego męża. - Ale Tygon będzie gadał z ludźmi, bo w gadce mocny. Kobietom i małym trzeba miejsca na zimę. Innego, tu źle. Tygon wielki bohater, Ormowi matka i siostry śpiewały do snu, jak się na Mur wspinał. Ha! Wolni ludzie będą słuchać Tygona.

Długie jak na niego perorowanie znużyło zmiennokształtnego. Podrapał się po kudłach i począł się odwracać, nie czekając na odpowiedź.

Tego “wielki bohater” się nie spodziewał. Myślał oczywiście co zrobić z dziećmi, ale każda osada w okolicy może być zaprzysiężona Czaszce, nie mówiąc, że żadna z radością nie przyjęłaby takiej gromady na zimę.

***

Głód i mróz nie oszczędziły więźnia. Półżywy siedział przywiązany do drzewa. Thenn kopnął go w żebra.
- Gadaj. Ilu was było, kto was wysłał, co wam powiedział, jak mnie znaleźliście.
- Całuj psa pod ogon, zdrajco - wycedził jeniec w odpowiedzi.
Tygon spokojnie przyłożył mu jeszcze kilka kopniaków.
- Pustelnik zabije cię szybko. Ja mogę się trochę poociągać.
I rzeczywiście. Nie śpieszyło mu się.
Gdy wreszcie poplecznik Czaszki był odpowiednio zbity Thenn wyciągnął nóż i powtórzył:
- Mów.
- Dwudziestu - wydyszał jeniec przez spuchnięte i okrwawione usta. - Mieliśmy dobrego tropiciela… Raymund się dowie! Obedrze was wszystkich żywcem ze skóry! Chcecie uciekać na południe? To zrobi to jego skagoska dziewka… Nie macie dokąd uciekać! - krzyknął uwięziony, splunął z satysfakcją pod nogi Tygona i wybuchnął szaleńczym śmiechem.
- Skagoska dziwka, jak sam powiedziałeś jest dziwką. Nic nam nie zrobi - odpowiedział niedawny uciekinier obchodząc powoli drzewo.
- Dobrze. Co z wiedźmą, którą więzi Czaszka ? - zapytał, jakby mimochodem o swoją żonę.
- Tą staruchą - związany zadziwił się zainteresowaniem Tygona. - Coś tam chciał z niej wyciągnąć. Jak wyciągnął, czy obaczył, że nie wyciągnie, to w przepaść kazał wrzucić.
Przesłuchanie się skończyło. Thenn nie wierzył w ostatnie słowa jeńca. Mówiła przecież do niego swoimi czarami. Odszedł od drzewa i skierował się do chaty. Musi obwieścić kobietom i dzieciom wesołą nowinę. Idą na południe.

***

Gdy przestąpił próg popatrzył ciężkim wzrokiem na domowników. Zanim się odezwał policzył szybko dzieci. Te większe, które mogły dać sobie radę i mniejsze z których nie wszystkie przetrwają zimę, nie wiadomo jak podróż.

- Freya, Przebiśnieg, musimy porozmawiać - powiedział poważniejszym niż zwykle głosem.

Wyszli na zewnątrz, a kobiety przykazały zostać dzieciom w środku.

- Orm chce żebym was przeprowadził gdzie indziej. Tu nie przetrwacie. Trzeba ruszać póki zima mocno nie złapała. Zbierzcie zapasy i przygotujcie dzieci. Jesteście dzielne niewiasty. Jak bogowie dadzą znajdziecie pustą chatę w jakimś siole. Ruszamy jak tylko uda się zebrać.

Obie kobiety bez słowa pokiwały głowami i ruszyły przygotować się do drogi. Starsze smyki im pomagały… nikt nie rzekł słowa skargi, ale w końcu wszyscy byli ludźmi zimy.

***

W końcu ruszyli.
Pochód otwierał Orm, który miał ich poprowadzić najlepszą drogą na południe i wskazać okolicę jakiejś osady. Dalej Przebiśnieg i Freya prowadzące większe dzieci. Mniejsze wraz częścią bagaży były wsadzone na włóki ciągnięte przez zdobyczne konie. Na końcu szedł Tygon uzbrojony w co tylko dało się znaleźć przy jeźdźcach.
 
Quelnatham jest offline