Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2014, 10:35   #256
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Gomrund zauważył to co się stało w świątynnych katakumbach jak i wszyscy zgromadzeni. Nie pojmował magii, błogosławieństw czy świętych znaków, ale przecież nie musiał wiedzieć dlaczego tylko Konrad i on mogli dotrzeć do sarkofagu. Być może tylko oni wykazali się na tyle odpowiednim szacunkiem do tego miejsca, iż jeden z jego dawnych obrońców pozwolił się zbliżyć się do uświęconej ziemi. Krasnolud przystanął sklecił słowa w modlitwę w intencji poległego bohatera… odmówił ją powoli i z odpowiednią estymą. Dopiero potem był gotów zrobić kolejny krok… i być może to krasnoludzkie poszanowanie tradycji i przywiązanie do pewnego uświęconego porządku oraz rytuałów sprawiało że jego pobratymcy byli niejednokrotnie wyprzedzani przez długonogich.

Miecz zdradzał rasę rzemieślnika, który go wykonał. Przednia stal i kucia sposób bezsprzecznie krasnoludzkim hutom i kuźniom właściwy. Klinga lekka ale nadzwyczaj sprężysta… i ostrzony pewnikiem sekretnym sposobem jednego z klanów. – Barrakul. Brodacz odszyfrował nazwę. – Nadzieja Gór… po waszemu. Wykuty z rudy magnetytowej... niewiele ludzkich pieców by ją rozgrzało. Miecz dopasowany do ręki. Pewnikiem kuty i wykonany na zamówienie. To trwa wiele miesięcy… a może i rok cały… Wiele serca włożył w niego Mistrz Kowalstwa z Szarych Gór.

Widać było, że Płomienny nie był zadowolony. Trudno powiedzieć z jakiego powodu. Czy to dlatego, że młodzik zdecydował się zabrać oręż należący do rycerza. Czy dlatego, że bądź co bądź najlepszą klingę zawłaszcza sobie ten co to najlepiej z drużyny używać jej nie będzie. Czy może dlatego, że krasnoludzkie cacko nie wylądowało w krasnoludzkich łapach. Nie powiedział nic. Zostawił sprawę tak jak była.

***

Stwierdzenie przy trupie ghula trochę zaskoczyło Gomrunda. O ile na kopaniu tuneli Konrad mógł się nie znać o tyle wiedział przecież kto wlazł za trupojadami do krypty i kto rozpłatał tego tutaj. – Strażnicy tej bladolicej pindy go pewnie ukatrupili. Skwitował tak aby nie pozostawić nikomu wątpliwości. On ich nie miał, to sprawka siepaczy których i oni widzieli.

– Tunel. Dodał po chwilowej obserwacji. – Wykopały pewno same ghule. Na pewno jest zmajstrowany od środka. Tu i tu to widać wyraźnie… Wskazał coś na ściankach co przy tej pochodni dla niektórych może i tak niewiele rozjaśniało. – I ziemia była wywalana tutaj. Pewnie toto prowadzi na powierzchnię. Może to dodatkowa droga ucieczki… w końcu więcej powinno być tych ścierwojadów. Czyli coś do ubicia nam zostało. Zdawało się, że to na jego krasnoludzkiej głowie pozostanie bo nikt inny się nie kwapił do oglądnięcia dokąd ten tunel będzie prowadzić.

***

Jak większość planów Sylwii i ten miał jedną podstawową wadę. Koza nie chciała siedzieć na czterech literach i się nie narażać. Z drugiej jednak strony to właśnie ona i Markus się nadawali do realizacji tego planu najlepiej więc chcąc nie chcą przystał na jej propozycję. W młynie nie objadał dziadka sam taszcząc sporo żarcia wyniesionego z semafora. Alkoholem nie wzgardził… i z pełnym brzuchem i przepłukanym gardłem postanowił chwilę odpocząć przed porwaniem medyka. Podejrzewał, że za niedługo sen i odpoczynek będzie znacznie bardziej luksusowym towarem niż udziec wieprzowy w wiosce pod zamkiem Wittgensteinów.

Kiedy już zaznał odrobinę wywczasu a alkohol wciąż nieco radośniej pozwalał patrzeć na ich sytuację dosiadł się do Sylwii i zapytał. – Czy ty jak człowiek nie możesz się pożegnać albo zostawić znaku że odeszłaś z własnej woli? Wiesz ile godzin cię szukałem wśród tego zielonego ścierwa pod kopalnią. Raczej stwierdził niż pytał… teraz łzy już nie powstrzymywały go od zasłużonego wyrzutu. – Zresztą… Powiedz mi lepiej czy coś powinienem wiedzieć z tego co wyczyniałaś przez ostatnie tygodnie?

***

Na pożegnanie Markusa i Sylwii, już pod chatą medyka Gomrund powtórzył raz jeszcze na co się zgodził. – Trzeba go żywcem i przesłuchać… nie bezmyślnie zamordować w łóżku. A potem już pozostawało mu tylko czekanie. Obserwowanie okolicy, nasłuchiwanie i czekanie… cholerne czekanie. Czekał niecierpliwie szukając jakichś oznak do tego żeby ruszyć wreszcie zad i wejść do domu… i czekał. Minuty upływały. Zupełnie tak jakby Sylwia chciała sama z Markusem wynieść konowała do kryjówki. Cholera dlaczego zgodził się na to żeby Dietrich został z nimi… przecież mógł wleźć i czekać w bezruchu w budynku… czekał i myślał… i jak to zwykle bywało w czekaniu myślał mało pozytywnie.

W pewnym momencie Konrad go szturchnął i wskazał coś głową… zamieszanie pod lasem. Dziewka w potrzebie… kolejna już. Być może Hilda wracająca do młyna zgodnie z pobożnymi życzeniami starego Hansa. Nim się krasnolud połapał co i jak młodzik wyrwał do przodu zapominając o innej dziewce. – Kto zostaje pod domem? Syknął przez zęby brodacz… za odpowiedź Ericha musiał przyjąć wystrzelenie wozaka niczym z katapulty w kierunku lasu. Dietrich skinął głową na znak zgody krasnolud skinął takoż. Na pożegnanie. – Zaraz cała wieś będzie na nogach? Rzucił mu już przez ramię. Pobiegł za resztą.

Rozciągnęli się niczym wąż. Szlachetny Konrad, Szalony Erich i Ociężały Gomrund. Bogowie nie stworzyli krasnoludów do biegania… marsz jak najbardziej. Sprinty i przebieżki już nie… Płomienny jako i inni przedstawiciele górniczej rasy był zawołanym piechurem. Mógł maszerować wiele godzin z obciążeniem, które przeciętnego człowieka garbiło do ziemi. Jednak nijak nie mógł dopędzić ludzi na tak krótkim odcinku… ale pędził ile miał sił w nogach… pędził jak na standardy krasnoludzkie. Nie sprintem… biegł do walki. Biegł tak by mieć oddech i siłę na bitkę. Biegł w stronę młyna tak by przeciąć drogę napastnikom w odpowiednim momencie.

Miał czas się im przyjrzeć. Chciał wiedzieć z kim przyjdzie mu walczyć… a może nie będzie trzeba walczyć. Może to nie ludzie z zamku… Szukał szczegółów ubioru, opancerzenia czy uzbrojenia. Może jakieś wskazówki co do profesji. Czy to pospolite leśne rzezimieszki, zbrojni czy może kolejna porcja ghuli czy mutanci. A jak przyjdzie mu walczyć to z całą pewnością będzie brakowało mu po boku ochroniarza. Przez te długie tygodnie zdążył już poznać jego bojowe umiejętności i najwyżej oceniał je spośród ludzi. Był sprawny i solidny. Konradowi brakowało jeszcze kunsztu… ale zapału i zaciekłości nie co pokazał podczas pamiętnej katorgi pod semaforem. Ale Erich to był element chaosu a do tego stronił od walki wręcz… jak kusza go zawiedzie to będą zmuszeni potykać się dwóch na czterech.

- Stać wy kurwie syny! Nasienie wystrzelone z krzywej kuśki i wylazłe z kaprawej pipy! Wydarł się jak już ich sylwetki były wyraźnie widoczne. Zaczynając miłą konwersację na krasnoludzką modłę. Dając jednak szansę na uniknięcie zbrojnej konfrontacji. – Hilda schroń się u Hansa… a wy zatrzymać się albo ja was zatrzymam na tej polanie do czasu aż wasze gnaty psy rozwłóczą po okolicy.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 06-01-2014 o 13:04.
baltazar jest offline