Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2014, 11:35   #9
bayashi
 
bayashi's Avatar
 
Reputacja: 1 bayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znany
Ponad dwugodzinna jazda w ciasnym wozie z bandytami z PT-37 zniechęciła Lakkai'ego do całej wyprawy i nasunęła mu liczne czarne myśli. Po jakimś czasie przyłapał się na tym, ze zastanawiał się jak bardzo trudne byłoby rozbrojenie osiłków i wyrzucenie ich na zewnątrz. W jego wypadku to nie było w ogóle trudne - o trudności można mówić, gdy coś jest możliwe.
Obrócił się ku oknu, oparł głowę o chłodną, metalową rurę klatki kabiny samochodu i patrzył na krajobrazy. Nad czerwono-brunatna powierzchnia planety, bliżej i dalej, unosił się dym, jakby ktoś stale podgrzewał PT-37 od spodu. Wiał przy tym dosyć silny wiatr niosący gryzący (toksyczny? Kto wie, czego można było się spodziewać po postindustrialnych pustkowiach) pył.
Lokalni chłopcy, z którymi miał przyjemność podrózować opowiadali sobie kawały i wspominali różne wypady, co w praworzadnym Belmonto budziło chęć posłania ich wszystkich do kolonii karnej. To trzeba Gredokowi oddać: chociaż sam był bossem mafii, nie tolerował psujących interesy chaosu i anarchii na Ionath, dlatego pozbywał się szumowin równie chętnie jak policja. Przynajmniej szumowin nie podległych jemu.
- Jesteśmy! - krzyknął kierujący facet ze szrama pod okiem, kiedy z wirującego pyłu wyłoniły się specyficzne sylwetki pylonów. Coś zgrzytnęło w wozie i samochód zaczął zwalniać, tocząc się jeszcze parę metrów siła pędu.
- Co jest?! Silnik nie działa! - kierowca wpadł w nie licujący z powagą twardziela popłoch. Naciskał wszystkie dostępne przyciski i próbował przejść na sterowanie ręczne.
Belmonto uśmiechnął się. Impuls elektromagnetyczny wyłączający każdy silnik wyprodukowany od XXI wieku wzwyż - narzędzie w powszechnym użyciu policji (i nie tylko) chociaż o limitowanym dostępie."Barbarzyńcy"- pomyślał z satysfakcją. Wtedy do akcji włączył się siedzący obok niego drab do tej pory zajmujący się dłubaniem w zębach i zabawą nożem.
- Wszyscy wypieprzać z wozu, jazda! - ryknął, a bandyci od razu otworzyli drzwi i sprawnie wyskakiwali na zewnątrz. Lakkai'emu przypomniały się akcje antyterrorystyczne, których był świadkiem. Ci tutaj mieli jeszcze wiele do nauczenia się. Z drugiej strony, nie mieli na to chyba za wiele czasu, bo ledwie drugi renegat wyskoczył z pojazdu, odbezpieczył swój lekki karabin energetyczny i zaczął strzelać gdzieś w zasłonięta pyłem przestrzeń.
Lakkai słyszał wokół więcej strzałów; drugi wóz musiał tez włączyć się do akcji. On sam nie miał zamiaru mieszać się do żadnego ataku, choć wiedział, ze go nie powstrzyma. Wyciągnął tylko pistolet, włożył go do kieszeni swojego spranego płaszcza i nasłuchiwał. Strzały w pobliżu ucichły, słyszał jeszcze inne dochodzące z dużej odleglości, prawie nieuchwytne. Kolejna minuta ciszy, postanowi wyjść na zewnątrz.
Krok od progu samochodu leżał nieruchomo jeden z bandytów, który jeszcze chwile temu przechwalał się swoimi osiągnięciami.
- Another one bites the dust - zanucił Lakkai i wzdrygnął się od wiatru, na który nie był przygotowany. Pochylił się i nie bez trudu sciągnął z leżącego brązową, skórzana kurtkę. Nie zawracał sobie głowy zbieraniem jego broni, czy przeszukiwaniem, tego nie przewidywały jego zasady. Sprawdził tylko kieszenie kurtki, w których znalazł robione lokalnie papierosy. Poczuł jak jego ciało zwalnia i przechodzi przez nie ciepło, na jego oczach przesunęło się po nim czerwone swiatło skanowania. Kontrola dostępu.
W kolejnej sekundzie nic go nie zabiło, ani nie poraziło prądem, lub dźwiękami powodującymi utratę przytomności. Znaczyło, ze jego papiery były w porządku, był przecież przykładnym obywatelem zapyziałej planety. A ważny paszport nie byl czymś powszechnym, Lakkai spodziewał się, ze prócz niego, archeologów i kilku innych jednostek mało kto mógł siętu tym pochwalić.
- Ręce na głowę, obróć się tyłem - nie widział kto rzucił polecenie, ale poddał się od razu. Powoli okręcił się znów w stronę wozu i powiedział powoli i wyraźnie:
[i]- W kieszeni mam pistolet, żadnej innej broni. Moje dane znajdziesz w czipie, mam tez odpowiednie na mojej tablicy elektronicznej.
Ktoś odchrząknął, podszedł, przeskanował go jeszcze raz ręcznym skanerem i siegnął po jego bron. Zabrał pistolet i kazał się odwrócić. Miał przed sobą zamaskowanego najemnika niewiadomej rasy, w kompletnym mundurze i owinietego dodatkowo ochronnymi szmatami.
- Nie jesteś renegatem, to znaczy, ze muszę cię skuć i zabrać do obozu, gdzie zaczekasz na dowódce. Chociaż towarzystwo nie przemawia na twoja korzyść - dodał, rozgladając się wokół.
- To nie byli moi znajomi. Tak wyszło - bez żalu skomentował Lakkai.
- Nie interesuje mnie to, dowódca obozu zdecyduje co zrobić. Ja ęnie znam na tych prawnych bzdetach, gdzie obowiazuje prawo planety, a gdzie zaczyna nasza autonomia.
Potem wyciągnął lewą rękę, pokręcił trochę panelem komunikacyjnym:
- Zero-cztery, mam próbę przekroczenia granicy obozu. Ośmiu zlikwidowanych nie figuruje w ewidencji, dwa pojazdy do usunięcia. Jednego legalnego zabieram do obozu.
- Widzę was na mapie. Wyślę zaraz automaty do posprzątania. - odpowiedział głos.
Najemnik rozłaczył się i szli dalej w milczeniu, zresztą wiatr i tak przeszkadzałby w słyszeniu. Zanim doszli do obozu najemnik obrócił się do swojego więźnia i powiedział:
- Niczego nie dotykaj, nie niszcz, nie kradnij, na końcu zostaniesz przeszukany. Nie rozmawiaj z nikim dopóki nie zostaniesz sam zapytany. Masz prawo zachować milczenie...- Lakkai nie mógł powstrzymać krótkiego wybuchu śmiechu, gdy tamten zaczął mu cytować formułę praw aresztowanego. Wtedy pojawił się ktoś jeszcze:
- Młody, daj sobie spokój, przestań z ta parodią- zbliżył się do nich wysoki facet o wyglądzie...robota. Na Ionath tacy parali się zazwyczaj rozbojami albo ochrona, zależnie od charakteru - Dzisiaj mamy wzięcie, też spotkałem obcego człowieka, od strony zachodniej. A ten tutaj ma już kajdanki wiec po prostu zaprowadź go do mesy, zaraz przyjdę go przesłuchać. Nasz drugi gość zdaje się też musi zaczekać, może zechce przyjść i posłuchać, podzielić się swoją wiedzą. Może współpracują? Zaraz się dowiemy.
"Młody" nie wiedział co zrobić, patrzył w jedną i drugą stronę, aż w końcu pociągnął Lakkai'ego za rękaw.
- Dobrze Hertz, masz racje. Idziemy- poszli w stronę małego, białego budynku w kształcie igloo, z wąskimi szparami iluminacji zewnętrznych zamiast okien.
 
bayashi jest offline