- Wiedźma się pewnie nie zabezpieczyła - rozmówca zarechotał niemal za drzwiami, pukając w coś twardego pięścią lub nogą. - Ja to co innego. Swoje wiedziałem tu przychodząc. Mało tu ludzi. Stwora za to uświadczyć i dzień czasem można, ale to w nocy trzeba w schronieniu siedzieć...
Nagle musiał coś dojrzeć, bo zamilkł i Arina miała wrażenie, że prawie wepchnął oczy w tę szparę.
- Wiedźmin? Żeński? A co to za dziwo! - był zaskoczony, ale tak jakby i podekscytowany. - Ale to wyjaśnia po co o potwora pyta. Na pobliskim cmentarzu idzie ich szukać. Byłem tam raz, widziałem z daleka. Dużo mogił, stare, niektóre bardzo. Świeżych trochę. Nieludzi tu chowali. Kogoś i po bitwie. To i cmentarzysko urosło. Założę się, że to stamtąd stwory wyłażą.
Drzwi nie drgnęły, nie wydawał się mieć jakąkolwiek ochotę, by je otwierać. |