Brann słuchał w skupieniu. Gdy stwory skończyły rozmowę, powstał z kolan i szepnął do pozostałych. - Nie ma czasu do stracenia, kompani. Życie jakiegoś nieszczęśnika jest w opałach, słyszeliście to. Pożrą człowieka żywcem, czy mi się w głowie doszczętnie pomieszało... - na samą myśl wzdrygnął się z obrzydzenia i strachu. W głowie prostego leśnika nie mieściło się takie barbarzyństwo.
Skorlsunn wziął się w garść. Eru z twardej gliny go ulepił.
Ciszej niż mysz począł skradać się w kierunku plugawych orków. W ręce dzierżył sztylet, toporzysko na plecach jedynie by zawadzało. Z kolei strzelać z łuku Leśny Człek w półmroku nie zamierzał.
Zdawało mu się, że słyszał ochrypłe głosy orków, czuł ich smród. Zaraz miał ich ujrzeć. Nie było czasu do namysłu. Atak z zaskoczenia był daną im szansą. Brann miał z niej zamiar skorzystać. Wybrał wielkiego orka, któremu zamierzał wrazić stopę stali między żebra.
Czekał jedynie na sposobność. |