Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2014, 13:04   #45
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Jesień głęboka
kim jest i co porabia
sąsiad mój bliski

Basho


Dla dobrego samuraja istniało dobro i zło. Doskonałość i niedoskonałość. Najmniejsza skaza na honorze wymaga srogiej pokuty, większa zaś - odkupienia przez śmierć. Istniało to co piękne i to co brzydkie, to co trzeba było powstrzymać i to czemu trzeba dać początek.
Piękne łąki, pachnące niczym innym niż świeżą, naturalną bryzą natury, spokojne smagane lekkim wiatrem i brudne, śmierdzące miasta, pełne przepychu i ludzkiego śmiecia.
Jednak to wśród zielonych traw ukojnych łąk, rozlegał się gdzieś żałosny wrzask zarzynanego, umierającego i pożeranego królika, zająca, myszy, za to gdzieś w mieście, znajdowała się ostoja harmonii, jak ogród w Orishi, w którego zbudowanie i dbanie o niego, ogrodnicy od dawna poświęcali całe swoje życie.
W bezkresnych wodach mórz i oceanów żyły rekiny, a jednak były tak piękne, gdy na pełnych żaglach, oglądałeś wchód czy zachód słońca, żeglując ku nieznanemu.
Bo takie właśnie były wszystkie rzeczy i stworzenia - nieznane.
Samuraj po prostu dążył do poznania ich, pozyskania przez to życiowej mądrości, prowadzącej do doskonalenia się.
"Trenuję i żyję, by raz jeden w życiu, zadać dobre cięcie" musiał sobie powtarzać. Droga do doskonałości jest trudna i długa, bo jest drogą przez życie.
Poznanie więc prawdziwej natury Minoru Anzaia było nie lada wyzwaniem. Trzeba było podejść do tego człowieka niezwykle ostrożnie, bo jego prawdziwie pobudki i cele pozostawały nieznane.
Wyglądało też na to, że trudno wzbudzić jego gniew i ciężko było orzec, czy działa to na korzyść Kuro, Shiry i Atsushiego czy wręcz na odwrót.

Mnich z trudem nadgoniwszy ronina udał się wraz z nim głębiej w las. Odnalezienie drogi do wioski nie powinna być łatwe... wcześniej wędrowali przez niego z przewodnikiem, głównie w nocy. Mieli o tyle szczęścia, że najwyraźniej Shira w dość słabym stanie zostawiła po sobie ślady, a bandyci, których Minoru za nią wysłał, tylko je pogłębili.
Bandyci... no właśnie. Czy dalej byli bandytami w obliczu nowych faktów? Ród Tokugawa... może jednak wypadało nazywać ich żołnierzami? Nie! Żaden z nich nie posiadał wyższych umiejętności szermierczych, żaden z nich nie miał stylu, nie uczyli się w żadnej szkole miecza, to zwykli bushi - coś pomiędzy samurajem a bandytą, parali się wojaczką tak jak tylko mogli, jak widać czasami nawet uciekając się do zabijania wieśniaków. Może wśród nich znajdowały się wyjątki, jednak można było odnieść takie wrażenie jedynie poprzez tajemniczego przywódcze.
Dlaczego miał takie problemy z mówieniem? Choroba? Ale w takim razie jakim cudem zgadzał się właściwie ze wszystkim co Mikado przekazywał jako jego słowa...

Czy jednak Shira o ile była ranna, nawet pamiętając drogę, mogła sama trafić do wioski? Na dodatek tak, żeby umknąć prześladowcom? Bez czyjejś pomocy było to co najmniej wątpliwe.
Sama zaś Shirakaba miała trudności z ćwiczeniem. Rana pleców dawała się we znaki przy gwałtowniejszych ruchach, wioskowy medyk w końcu zajmował się głównie złamaniami i zwierzętami. Górskie ścieżki bywały zdradliwe nawet dla ich mieszkańców więc gdyby Shira coś sobie złamała bądź zwichnęła, to właściwie nie mogła trafić w lepsze ręce. Rany cięte jednak były rzadkością i choć szwy się nie otwierały, to była to głównie zasługa jej ostrożności. Największe zaś problemy stwarzał łuk. Przy naciąganiu cięciwy, czuła wijący się pod skóra przy łopatce płomień. Nie było mowy o tym, by w najbliższych dniach, sprawnie korzystać z tej broni.
Tyle dobrego, że medyk miał dostęp do ogromnej ilości ziół, dzięki urodzajnym glebom pobliskich lasów i pól. Faszerował wojowniczkę maściami, nakładami i wywarami, które sprawnie uśmierzały ból, pieczenie i swędzenie. Trochę jednak tego żałowała, bo ból kształtował charakter, a wzmacnianie ducha wojownika, wzmacniało jego ciało i na odwrót.

Wieczorem, zmęczona i w pewnym sensie znużona, głównie przez swoje ostatnie niepowodzenie, doniesiono jej o zbliżających się jej towarzyszach, którzy po wielogodzinnej tułaczce znaleźli swoją drogę do wioski.
Osłabieni, pozbawieni Eijiego wrócili do punktu wyjścia, do miejsca którego wszyscy mieszkańcy czekali na śmierć. Nie honorowe pożegnanie się z tym światem, jako, że żaden z nich nie kierował się bushido, lecz po prostu na koniec swych tak naprawdę nic nie znaczących żywotów.
Jak wiele więcej mogła znaczyć ich trójka i jaką rolę w swojej grze widział w nich Anzai?
Tego mogli się dowiedzieć chyba tylko przez dołączenie do niego i kto wie, może dałoby to szanse na uratowanie wioski? Skoro Atsushi mógł mieć taki wpływ na tego którego Minoru nazywał panem... mnich wchodząc do wioski i zastanawiając się nad słowami samuraja, o tym, że posiada niezwykłą wrażliwość na moce wykraczające poza wszelką widzialną materię, poczuł ponownie wołanie wiejskiego cmentarza, który od czasu pokonania demona opętującego ogrodnika, pozostawał spokojny.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline