Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2014, 20:06   #334
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Kapitan Czarnoskóry vs. Szaleństwo Richtera

- Myślisz że taki zabawnyś, tchórzu? - odpowiedział pirat z szerokim uśmiechem, w którym na moment zabłysnął jego złoty ząb. - Ale nie chcę roweru, tylko twojego zakutego łba! Nadałby sie w sam raz na kulę armatnią! Iwabababa!
Gort uniósł swojego buciora, by zaraz przygrzmocić nim w dach który natychmiast rozpadł się na kawałki i zapadł pod dwójką walczących, zaś z ziemi wyłoniła się gigantyczna kamienna pięść mająca uderzyć w spadającego Ririego, gdy jednocześnie Czarnoskóry wbije go w nią jeszcze mocniej swoimi dwoma czaszkozgniotami.
Noga Ririego uderzyła o pięść, w potężnym kopnięciu gdy ten ze śmiech roztrzaskał kamienne paluchy wyrastające z ziemi. Wtedy jednak z góry opadł na niego olbrzymi pirat, uderzając swymi dwoma kolczastymi kulami. Manifestacja szaleństwa skrzyżowała ramiona, ale i tak została posłana w stronę kamiennego słupa w który wbiła się z głuchym łupnięciem. Gort wylądował na rozstawionych nogach z triumfalnym uśmiechem… który szybko zakryła metalowa łapa.
Ręką Ririego zacisnęła się na twarzy pirata, gdy ten wyszczerzył się szeroko. Jego oczy płonęły radością i rządzą walki, zaś czarna krew spływała z rozciętego łuku brwiowego.
- Nie tak łatwo czarnuchu! - ryknął ciskając skręcając całe stalowe ciało, tak że Gort poleciał rzucony w stronę ściany. Jego kwadratowa głowa przejechała po ziemi, krzesząc iskry, póki nie zarył w ścianę która ustąpiła pod siłą ataku. Murzyn zatrzymał się dopiero w następnym budynku, w którym poderwali się przerażeni wieśniacy.
Co ciekawe krew spływała z miejsca gdzie pazur Ririego przejechał po czole pirata. Widać wiedział jak ranić kamiennego człowieka.
Riri zeskoczył z pozostałości piąchy, lądując na szeroko rozstawionych nogach. - Od dawna chciałem z wami walczyć. -zarechotał, widać nastroje zmieniały mu się jak na szaleństwo przystało. - Czasem widząc wasze potyczki nosiło mnie tak, że myślałem iż wybuchnę. Zmiotę Cię jak robaka. -dodał wystawiając język gdy jego twarz przybrała lekko krwiożerczego wyrazu.
- Jeszcze zobaczymy kto tu kogo rozgniecie, zakuty łbie! - zakrzyknął ochoczo pirat, rad że wreszcie udało mu się spotkać godnego przeciwnika. Wydawało się wręcz że z jego ekscytacji cały budynek zaczyna drżeć w posadach. - Zaraz pokażę ci nową sztuczkę! Iwabababa!
Ściany, jak i sufit budowli trzęsły się coraz bardziej gdy Gort przygotowywał swoją technikę. Nie zawaliły się one jednak na głowę Ririemu który mógł się tego spodziewać. Zamiast tego pirat zakrzyknął głośno:
- Bari Bari no Gayser!!
W tym momencie zaś za plecami szaleństwa ziemię rozerwało monstrualne ciśnienie. To skały pod ziemią przesunęły się tak by znajdująca się pod ich stopami żyła wodna wyszła na powierzchnię i wystrzeliła prosto w plecy Ririego strumieniem wrzącej wody o wielkiej sile. Gort natomiast przygotował ponownie swoje dwa wiertła którymi miał zamiar uderzyć w wyrzuconego w jego kierunku oponenta.
Ciało Ririiego wygięło się od nagłego uderzenia wody w plecy, gdy został pchnięty na Gorta. Jednak każda akcja wywołuje reakcje, a taki przypływ energii dodał sił też pieśćią Ririego, który wygiął się tak, by każda z jego okrytych stalą piąch zderzyła się z jednym z wierteł.
Prawa ręka Gorta, ta która miała sobie w więcej sił uderzyła w lewą pięść szaleństwa. Iskry strzeliły na wszystkie strony, a hałas ocierających się o siebie elementów był nie do znieniesienia. Delikatne pęknięcia zaczęły pojawiać się zarówno na broni czarnoskórego jak i dłoni wroga.
Jednak fałyszwa ręka, lewa która zastępywała ta skradziona przez Lokiego, nie radziła sobie tak dobrze. Wiertło zaczynało tracić prędkość obrotową, by w końcu rozpaść się pod wpływem siły przeciwnika. Wraz z nim ułamała się też spora część ręki Gorta.
Riri wylądował na ziemi z głośnym śmiechem, by od razu odbić się od niej i ruszyć do ataku.
Kropelki wody uniosły sie w góre gdy wyskoczył z podwiniętym kolanem, które zaraz z impetem zostało wyprostowane by stalowy bucior mógł wyporwadzić kopnięcie.
Jednak Refleks czarnoskórego był wyrobiony przez setki pojedynków, prawa ręka od razu odbiła kopnięcie, a lewa mimo uszkodzeń strzeliła Ririego prosto w brodę.
Metalowa skóra pękła a anwet jeden z kłów wyleciał z paszczy choróbska, gdy to ono tym razem przebiło się przez ścianę.
Ciężko wyrazić słowami jak wielką radość sprawiała Gortowi. Pojedynek dwóch równie potężnych istot z których żadna nie była w stanie zyskać decydującej przewagi. Siła pirata zdecydowanie się poprawiła od jego ostatniej tego typu potyczki z Chuchrem. Nie było wątpliwości, że kapitan pirackiej załogi przezwyciężył ograniczenia śmiertelników i stał się kimś więcej. Bohaterem? Herosem? Legendą? Te określnia z pewnością by mu się nie spodobały, jednak w tym momencie najlepiej określały jego osobę, która przy pomocy samej siły woli była w stanie rywalizować z nawet boskimi tworami.
Sam Czarnoskóry naturalnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego celem było zwycięstwo i pokonanie każdego kto stanie mu na drodze, niezależnie od jego rasy, wielkości, siły, czy też statusu. Nie potrzebował żadnej innego innego powodu do walki. Jego motywacją było dążenie do przewyższenia samego siebie w każdej następnej walce i od początku tej wyprawy udało mu się to lepiej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
- Te, konserwa! Nie mów że już się zmęczyłeś! - zawołał prześmiewczo w stronę otworu w ścianie. - Skoro takiś powolny, to może ja pójdę po ciebie!
Pirat kilkoma susami dopadł do dziury przez którą wyskoczył na ulicę i nie zatrzymawszy się nawet na moment zaszarżował od razu na swego przeciwnika. Wydał przy tym z siebie mrożący krew w żyłach okrzyk, który spowodował że otaczający ich przechodnie natychmiast zaczęli tracić przytomność, zaś ci którym udało utrzymać się na nogach po ujrzeniu z kim mają do czynienia natychmiast rzucali się w popłochu do ucieczki. Zaraz potem Czarnoskóry uniósł do góry oba ramiona które przemieniły się w gigantyczną głownię młota najeżoną dziesiątkami ostrych kolców, którą miał zamiar wbić Ririego tak głęboko w ziemię jak tylko potrafił.
- Naprawdę myślisz że mnie przestraszysz czymś takim? -zarechotał Riri zapierając się nogami, widząc szarżującego Murzyna. - Clamity pochodzi od smutku i rozpaczy… znasz je, ale czy poradzisz sobie z radością czarnuchu? -zapiszczał podnieconym głosem Riri. Machnął ręka z której wyskoczyło parę czarny baniek. Uderzyły one w Gorta a gdy pękły wydały z siebie prawdziwy ryk. Wesołe trąbki, opętańcze śmiechy i werble uderzyły w ciało Gorta krusząc je w wielu miejscach.
Lecz pirat nie przerwał swego biegu. Pędził dalej niczym dzika bestia, biorąc szeroki zamach swym młotem który uderzył po raz kolejny w skrzyżowane ramiona Ririego. Sylwetka Szaleństwa oderwana została od ziemi tym silnym ciosem, lecz tym razem nie skończyła na dachu, lecz wylądowała parę metrów dalej. Z prawej ręki choróbska ciekło coraz więcej czarnej krwi, lecz ta nie wyglądała na zbyt przejętą.
- Uważasz ze jesteś silny co? Riri rozejrzał się i doskoczył do najblizszego domu. Jego palce wbiły się w ziemię, a on ryknął głośno gdy nagle potężny płat ziemi został wyrwany ze swej macierzystej pozycji. Kolana choroby wyprostowały się gdy ta wyprosotwała się nagle ciskając olbrzymia skałą i położonym na niej domostwem za swe plecy na Gorta.
- Łap więc! -ryknął Riri, przekrzykując wrzaski mieszkańców ukrytych w domostwie. Sam natomiast ruszył w cieniu budynku gotowy do dalszej walki z murzynem.
- Iwabababa! Zabawnie walczysz! - odkrzyknął pirat, którego kontrą na zagranie szaleństwa był wyrastający z ziemi szeroki na kilkanaście metrów podest który miał uderzyć od dołu w przelatujący dom i zatrzymać go w miejscu. - Ale rzeczywiście silny z ciebie gość! Dlatego właśnie mam zamiar obić ci mordę! Iwabababa!
Gort zaczął powoli obchodzić dookoła stworzony przez siebie olbrzymi filar. Znał dobrze położenia Ririego po drugiej stronie i wiedział że póki co może zachować od niego dystans, więc postanowił przygotować swoje następne zagranie. Porzucił swój gigantyczny młot, który zastąpiła formująca się nad jego głową wielke kamienna kula. Liczył na to że udało mu się zyskać dostatecznie dużo czasu dokończyć formowanie swojego techniki, którą zamierzał zaatakować Ririego gdy tylko spotkają się po drugiej stronie filara.
Gortowi udało się dokończyć kształtowanie głazu, a może ciekawość Ririego po prostu pozwoliła mu by w pełni uformował głaz, który niczym olbrzymia kula do kręgli ruszył w stronę szaleństwa.
Stalowy przeciwnik rozłożył szeroko ramiona, gdy kula uderzyła w niego, przesuwając stopy wroga pirata po ziemi, tak że wszystkie malutkie kamyczki i odłamki strzelały na boki. Jednak z każda sekunda prędkość ogromnego pocisku malała, a palce Ririego wbijały się coraz głębiej w kamienną kulę.
- Przestań się ze mną bawić murzyńska zakało! -ryknął Riri którego nastrój z wesołego nagle przemienił się w czysta furię. Mięśnie na jego ramionach napięły się gdy podniósł do góry olbrzymi głaz. Okręcił się dookoła własnej osi po czym posłał głaz w stronę murów zamku.
- Widziałem każda twoja potyczkę, która toczyłeś z Richterem, każdą walkę każdy ruch! -ryknął wściekły. - Więc pokaż mi w końcu to co naprawdę potrafisz, jestem lepszy niż każdy twój poprzedni przeciwnik. -dodał gdy jego oczy czarna mgłą.
Riri zniknął by pojawić się tuż przy Czarnoskórym, zaś jego łokieć gruchnął w brzuch pirata, odrzucając go w tył. Gdyby nie zbroja Haki, zapewne pękło by mu kilka organów. - LEPSZY! -zaryczał dziko, zaś pobliskie budynki popękały od potęgi jego głosu.
- Więc chcesz zobaczyć coś nowego? Zobaczymy jak to ci się spodoba - Gort chwycił sztuczną ręką za ramię Ririego, napinając wszystkie mięśnie w przygotowaniu do następnego ataku. Jego zdrowa ręka nagle zrobiła się czarna jak smoła i błyszcząca jak diament, gdy ten uniósł ją do góry. - GORT’S BLACK ROCK MEGA PUNCH!!!
Pięść mignęła na ułamek sekundy, jednak dla niewprawionego oka wyglądało to tak jakby priat nie poruszył nią nawet o centrymetr, jednakże nadzwyczaj szybki jak na Czarnoskórego cios został wyprowadzony prosto w facjatę szaleństwa. Jednocześnie gotowy był by zaraz po ataku wzmocnić tym samym typem haki miejsce na ciele zagrożone następnym ciosem Ririego.
Czerwona koszula migotała w odległości, która dla większości śmiertelników była wykluczającą z potyczki tylko po to, by w następnej sekundzie znaleść się juz na wyciągnięcie ręki. Blondyn po raz kolejny czekał na ruch czarnoskórego, a raczej - na reakcję, którą ten wywoła u manifestacji szaleństwa. Wyrok nie zawsze musiał być piękny, jego skutecznośc nie mogłabyć jednak kwestionowana.
Fa[u]st nie znał dokładnej mocy żadnego ze zgromadzonych, wiedział że cała trójka mogłaby znaleść się w tańcu, który imitując znaną pospólstwu rozrywkę opierał się na cyklu słabości i przewag. Każdy z nich mógł zabić jednego, a może wszystkich tu zgromadzonych? Tym, co odróżniało tą potyczkę od niewątpliwie najbardziej znanej w historii świata rozgrywki była zmienność zasad. Właściwie to Gort, który niewątpliwie przybrałby postać kamienia w danej chwili mógł zmiażdżyć odpowiednik papieru, rozerwać go na strzępy, tylko po to, by w przeciągu kilku kolejnych sekund zostać rozciętym przez nożyce. Co gorsze - ta sytuacja odnosiła się do każdego z nich.
Strażnik najpiękniejszej z idei musiał więc czekać na moment, w którym atak Gorta zmusi słabości Richtera do obrony i zaatakować z innej, teoretycznie nieosłanianej strony. Zamierzał błysnąć i ciąć cały brzuch osobnika, który stał się celem zapomnianego już boga. Nauczony jakże pięknymi doświadczeniami z osobnikiem, znanym jako “Zodiak”, gotów był by w każdej chwili próbować uniknąć, czy też wzmocnić swe ciało standardową defensywą.
Problemem który napotkał Faust było to… że Riri nie zamierzał się bronić. Nagle i on złapał Gorta za ramię, wbijając w nie mocno palce, a jego ręką rozmyła się od prędkości. Dwie piąchy walczących uderzyły wzajemnie o facjaty wojowników. Łupnięcie poniosło się echem po mieście, zaś z rozciętej wargi Gorta spłynęła stróżka krwi. Jednak to Riri odczuł cios bardziej, stal na jego policzku pękła mocno, a czarna maź poczęła płynąć z niej wartkim strumieniem.
- To mi się podoba Czarnuchu. Pokaż czy masz jaja. -zarechotała choroba, by znowu łupnąć o twarz Gorta pięścią, poszerzając tym samym rozcięcie na wardze. Pirat rzecz jasna nie został dłużny a jego cios jeszcze bardziej rozkwasił policzek Ririego.
Faust natomiast był świadkiem niezwykłego zjawiska. Choroba która powstała tylko z wiary rywalizowała właśnie z piratem w konkursie oceny własnych możliwości. W Walce w której liczyła się wola wygranej… i przegrywała.
Gort ujrzawszy kątem oka zbliżajacego się strażnika równowagi uśmiechnął się szerzej, jakby zadowolony z tego że na trybunach pojawił się pierwszy widz ich spektakularnego pojedynku.
- Hej Blondas! Stój i patrz jak rozkwaszę ryj temu ćwokowi! Iwabababa! - zarechotał pirat, szykując się do następnego ciosu. - To już długo nie zajmie!
Czarnoskóry wciąż śmiejąc się rubasznie wykonał następne błyskawiczne uderzenie, zaś drugą dłonią również chwycił Ririego za fraki, aby upewnić się że ten w ostatniej chwili mu nie ucieknie, choć nie wierzył że tak się stanie. Był to pojedynek siły w którym obie strony dawały z siebie wszystko i żadna nie zamierzała się poddać. Zwycięstwo albo śmierć. Co w tej w bitwie czekało Czarnoskórego Gorta? Przypomniał sobie moment w którym pokonał Shuu. Był wtedy zbyt słaby. Zbyt słaby by ocalić wszystkich swoich nakama. Nie mógł pozwolić by stało się to ponownie. Wiedział że nie będzie mógł spojrzeć im w oczy dopóki własnymi rękoma nie pokona tej zarazy, która była prawdziwą przyczyną ich cierpienia.
- Mówiłem że nie jestem tak słaby jak wy choróbska sobie myślicie!! - ryknął głośno gdy jego pięść z nadludzką prędkością leciała na spotkanie z twarzą manifestacji szaleństwa.
- To nie tak, że potrzebujesz pomocy - podsumował wyraźnie zaskoczony tym faktem blondyn. Pytaniem nie było to, jak słabe jest szaleństwo, lecz gdzie znajdują się granice rozwoju czarnoskórego. Twarz blondyna została przykryta nieco dziwnym, zawadiackim uśmiechem. Do świadomości blondyna dotarła właśnie wielkość szczęścia, jaką było znalezienie się Gorta po tej właśnie stronie. Gdyby pirat zdecydował się opowiedzieć po innej stronie, rozsiewając więcej chaosu niż przystało na samozwańczego władcę mórz i oceanów, Faust zapewne nie pokonałby go w uczciwej walce.
W umyśle strażnika równowagi starły się dwie posiadające niemalże identyczne ilości zarówno dobrych, jak i złych cech. honor, piękno pojedynków, z którego dumny byłby nawet pozbawiony wcześniej żywota San, oraz starcie z największym z zagrożeń na horyzoncie. Jeśli blondyn chciał mieć jakikolwiek wpływ na nadchodzące starcie, musiał bliżej poznać szaleństwo, zaś w obecnej sytuacji istniała tylko jedna możliwość.
Perłowe ostrze znajdowało się w jego dłoni, rozsiewając po samozwańczej arenie zimną i niebezpieczną niczym oddech znajdującej się tuż za plecami walczących śmierci. Sama prezencja blondyna mogła zmienić losy tej walki, zaś jego wola, by w razie potrzeby zwyczajnie zniszczyć nieprzygotowaną, czy też zwyczajnie zmuszoną do obrony atakami czarnoskórego manifestację czarnoskórego. Nawet jeśli blondyn wątpił, by uosobienie słabości Richtera mogło im zagrozić - był gotów do uników.
Pięści dalej uderzały o twarze ich właścicieli, sprawiając że coraz więcej czerwienie i czerni pokrywało pobliska ulicę. Posoka tryskała z rozciętych kawałków skóry, a facjaty puchły od uderzeń. Jednak nowo zrodzona choroba zdecydowanie traciła na sile swych ciosów wraz z upływem cennych sekund walki.
W końcu dwie piąchy gruchnęły o siebie na tyle mocno, że obaj walczący zostali od siebie odrzuceni. Riri dyszał ciężko a czarna krew ciekła z jego poranionej twarzy i nadłamanego nosa.
- Ahahah więc tak smakuje życie co? -zachichotał cicho, gdy nagle Faust pojawił się przy nim. Nisko nad ziemią biorąc szeroki wymach by ciąć białym aktem przez tors. Riri rozszerzył oczy, a ostrze blondyna muskało już jego ciała, gdy to nagle przemieniło się w ostrze łudząco przypominające Despair.
- Nie tym razem blondas! -zarechotał Riri i pół miecz pół szaleństwo, wzięło szeroki zamach by uderzyć w głowę strażnika… który jednak bez problemu uskoczył. - Nie wtrącaj się
w cudze walki.
-warknął Riri wracając do dawnego wyglądu.
- Strasznieś niecierpliwy jak na mądralę, który nie lubi się bić - zawtórował mu również niezbyt zadowolony Gort, wycierając cieknącą z ust krew. - Skoro tak bardzo chcesz, to zostawię ci następnego świra który wejdzie nam w drogę, ale jeśli jeszcze raz nam przeszkodzisz, to ostrzegam że dostaniesz ode mnie kuksańca.
To powiedziawszy pirat pogroził pięścią blondynowi, po czym skupił się ponownie na Ririm.
- Pokaż na co cię stać, pierdolcu! - ryknął gromko, by zaraz przystąpić do gwałtownej szarży na swego przeciwnika, by przewalić w niego z bara całym swoim ciałem, zaś w jej trakcie zaś dało się zauważyć, że ramię pirata tak jak poprzednio stało stało się całkowicie czarne i opalizujące niczym kryształ. - GORT'S BLACK ROCK MEGA SMASH!!
- Może powinienem rozpocząć zbieranie interesujących mieczy? - blondyn zapytał zgromadzonych. Nie zamierzał nawet komentować pirata, który uznawał jedne zasady za święte tylko po to, by łamać inne, które zdawały się nie współgrać z jego interesami. Rozumiał sposób, w jaki działał ograniczony umysł czarnoskórego, nie dyskutował z nim.
- Gdy zyskasz świadomość, że nie jesteś w stanie wygrać z Gortem, czy zwyczajnie zaczniesz pragnąć pozostać w nawet najmniejszym stopniu na tym świecie… - z ust strażnika równowagi wypłynęła propozycja, która z pewnością była ostatnią ofiarowaną manifestacji słabości Richtera.
Krew rodu zdrajców zdawała się palić, powoli zbliżać się do dominacji nad dzierżycielem perłowej katany. Oferty, które składał nigdy nie zakładały możliwości przegranej. Nawet tym razem zdawał się mieć przygotowane coś, co pozwalało mu spać spokojnie. Nie dość że Richter, a co za tym idzie - zrodzona z jego słabości istota, widział ofiarowane Faustowi umiejętności zaledwie raz, to jego ograniczona wiedza o współczesnym świecie powinna uśpić czujność wobec członka trwającego niewiele ponad sto lat rodu zdrajców. Właściwie to blondyn powinien być w oczach szaleństwa tylko silnym, przemądrzałym oraz oczywiście irytującym osobnikiem o nieco odmiennej, jakby odrzucającej płeć piękną orientacji. Możliwym było nawet to, że dzierżyciel rozpaczy… ufał strażnikowi równowagi. Ten zaś musiał dbać o swoją reputację.
Obserwował walkę, analizując ruchy tak Gorta, jak i jego przeciwnika. Chciał być gotowym na sytuację, w której wola życia nowo powstałego bytu nie była jeszcze w pełni uformowana. Szukał momentu, w którym żywot jednego z pomiotów, czy może odłamów prawdopodobnie najbliższego bogom bytu znajdującego się obecnie na świecie, będzie bliski końca, by błysnąć i przedłużyć byt istoty poprzez zabicie jej. Nie musiał obawiać się gniewu czarnoskórego, właściwie to był ciekaw tego, co będzie górowało nad piratem - jego wiara w “nakama”, czy jego pragnienie pojedynków.
Riri uśmiechnął się w stronę Gorta i wsunął dłonie do kieszeni. - Już pokaałem… wygrałem chwile temu. -stwierdził wskazując na ręce pirata pokryte posoką manifestacji Szaleństwa. - Krew Calamitiego jest żrąca… moja tez nie jest normalna. -dodał gdy nagle z plam krwi na Ciele Gorta zaczęły wyrastać metalowe ręce i twarze Ririego. Tak powstałe klony, które niczym pasożyty pokrywały pirackiego wodza, objęły jego nogi ,zaczęły wykręcać ręce i okładały go piąchami tym samym przerywając szarżę. Gort upadł bowiem na ziemi, zaś narośla niczym amerykańscy futboliści, zaczęły go przy podłożu przytrzymywać.
- To Ci trochę zajmie. -stwierdził spokojnie Riri i wydmuchał krew z nosa na ziemię. - To teraz ty blondas tak? -zagadnął w stronę Fausta gdy jego ręka przemieniła sie w ostrze fałszywego Despair.
- Nie wiń mnie, jestem tylko przedłużeniem naturalnego porządku rzeczy. - odpowiedź Fausta naszła błyskawicznie, najwyraźniej jego osoba była przyzwyczajona do wypowiadania tych słów. Zdawało się, że przeważnie inteligenty strażnik równowagi niejednokrotnie wyłączał wszelakie głębsze przemyślenia, bazując tylko na swoich przyzwyczajeniach. Na refleksie. Jeśli jego ciało ograniczało się głównie do szybkości i ciągle pozostawało przy życiu, musiałbyć w tym jakiś sens.
Nie było już powodów by wykorzystywać element zaskoczenia. Uosobienie słabości dzierżyciela rozpaczy widziało w Fauście zapewne tylko wroga. Było przygotowane na atak w każdym momencie. Najwyraźniej za sprawą tego blondyn rozszerzył obie nogi, wysuwając prawą w kierunku swego przeciwnika. Dłoń dzierżąca miecz uniosła się, zaś ostrze znalazło się w pozycji równoległej do podłoża. Druga dłoń uderzyła w jakiś bliżej nieznany zgromadzonym punkt na jego klatce piersiowej.
Boski rumak prosto z niesamowitej stajni Poseidona zadrżał gdy szermierz po raz kolejny wykorzystał jego moc, by poruszać się jeszcze szybciej niż zwykle. Fałszywa sylwetka blondyna miała pojawić się tuż przy prawej ręce przeciwnika, próbując przeciąć brzuch przeciwnika. Prawdziwa osoba strażnika równowagi zaatakowała pchnięciem z przeciwnej strony. Proste, całkiem defensywne zagranie. Jeśli zdoła trafić, zwyczajnie dołoży drugą rękę i przeciągnie ostrze w dalszy od tej pozycji koniec jego ciała. Jeśli nie, będzie bazował na swych standardowych sposobach obrony.
Gort wierzgając i wydając z siebie dzikie odgłosy próbował się uwolnić z uścisku Ririego, jednak okazało się to trudniejsze niż się spodziewał.
- On jest mój! Słyszysz, Blondas!?! - ryknął wściekle pirat i gdy zdawało się że narastająca w nim złość i żądza walki zaraz wybuchną, stało się coś dziwnego. Mimo iż nic nie zmieniło się w jego fizycznym wyglądzie, to powietrze dookoła Czarnoskórego nagle stało się ciężkie i przytłaczające. Chodnik dookoła niego samoistnie popękał, tak że dodatkowe ramiona Rirego nie mogły go dłużej przytrzymywać. Ten zaś podniósł się z ziemi, a jego dłoń zamieniła się w kamienny topór pokryty czarnym haki, którym miał zamiar odrąbać okładające go ramiona.
 
Tropby jest offline