Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2014, 20:04   #331
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Surokaze stał i beznamiętnie przyglądał się wyczynom szaleństwa. Gdyby popatrzeć na to z boku ktoś mógłby uznać, że elf stał w miejscu, bo przerażenie nie pozwalało mu się ruszyć. Nic bardziej mylnego. On po prostu... po prostu nie dowierzał własnym oczom ani żadnemu innemu zmysłowi wzmocnionemu dzięki żywiołowi powietrza.
Auć... – białowłosy bez zastanowienia uszczypał się w policzek. Bolało. Czy w śnie można odczuwać ból? Nie wiedział. Ale skoro to sen to powinien być w stanie wyśnić sobie skrzydła. W wyglądzie elfa nic się nie zmieniło.
Dla umysłu nieznającego pojęć: „popołudniowa rozmowa z bogami”, „bogowie chcą cię osobiście zabić” i tym podobnych pozostawało tylko jedno sensowne wytłumaczenie.
– Dzisiejsze jedzenie musiało być wyjątkowo do dupy, skoro mam zwidy. – Szermierz sprawiał wrażenie, że usilnie chce w to wierzyć, ale coś mu w tej kwestii nie za bardzo wychodziło. – Żeby cudze emocje chciały porachować mi kości... Coś z tym światem jest nie tak, jak być powinno. Chyba że wszystko w porządku, a to mnie ominęło kilka ważnych kwestii? – ostatnie słowo wyraźnie było skierowane do Fausta.
Walka z czymś, co potraktowało Gorta i Richtera niczym wiatr traktuje spadające liście, nie napawała nawet odrobiną optymizmem. Stan ten był dość normalny w przypadku szermierza. Dużo gorszy był fakt, że realizm i pesymizm zgodnie krzyczały na całe gardło: „Będzie bolało” - a to już nie zdarzało się prawie w ogóle.
– A nie możemy sobie spokojnie porozmawiać przy piwie? – Dopiero po chwili Suro uzmysłowił sobie, że to on był twórcą tego pytania. – Bo wychodzi na to, że chcesz nas pobić, bo nie chcesz, by twój ojciec nas nie zabił. Nie można tego jakoś sensownie uargumentować? Do niektórych z pewnością to dojdzie lepiej niż połamane kości.
Mózg elfa gdyby była taka fizyczna możliwość w tej chwili stwierdziłby: “Pierdole nie robię!”, spakowałby swoje wszystkie manatki i opuścił ciało swojego właściciela, kopiąc go w rzyć na dowidzenia.
- My słabi!? - dało się słyszeć wściekły okrzyk z otworu w murze, który wybił pirat, a po chwili rozległ się dźwięk przesypywanego gruzu i z dziury wyłonił się cały i zdrowy Gort Kingstone. - To mówi ktoś kto przed chwilą żył tylko w czyjejś makówce!
Pirat zacisnął rękę w pięść i strzelił głośno palcami, zbliżając się ciężkim krokiem do manifestacji szaleństwa w wyraźnie bojowym nastroju.
- Zaraz ci pokażę kto tu jest słaby. Nie wiem, jakim cudem żeś wylazł z Puszki, ale ja jeszcze nigdy nie przegrałem z żadnym choróbskiem i nie zamierzam tego zrobić teraz.
- Szaleństwo to wiara wzmocniona magią. - Faust odpowiedział elfiemu szermierzowi wiedząc, że zapewne tylko on jest w stanie zrozumieć jego słowa. Pozostała dwójka nie musiała wiedzieć, czemu i jak, nawet gdyby chciała - nie zaciekawiło by ich wystarczająco by wykorzystać to, co szalony naukowiec z puszczy nazwał brakiem szarych komórek, dziedzictwem neardentalczyka, pamiątką po czasach troglodyckich.
- Fonemem, który stawał się coraz bardziej realny z każdą chwilą gdy ktoś próbował mu zaradzić - po kilku chwilach pochwalił osobliwość, jeśli nawet nie istotę boską, którą był ojciec całej choroby. - To, że daje on moc osobom mu podległym zależało tylko od tego, że oni jej oczekiwali. Siła szaleństwa Richtera zależy również tylko od wierzeń - dodał.
Wzrok blondyna po raz kolejny spoczął na fioletowej zbroi dzierżyciela rozpacza, Powaga na ustach strażnika została zmyta przez nieco kpiący, zawadiacki uśmieszek. - Słabościom najlepiej stawić czoło samemu -stwierdził.
- Ty pomogłeś mi obić mordę Shuu i jego załodze, więc tera ja pomogę tobie - oznajmił hardo Gort, zwracając się w stronę wbitego w ścianę Richtera. - Od tego są nakama, co nie? Poza tym nie odmawia się Wielkiemu Czarnoskóremu! Iwabababa!
Miejsce, w którym wylądował Richter zadrżało, by nagle rozstało rozsadzone w perzynę wrzaskiem Richtera. - Aye… Captain… - Wyszczerzył się zbrojny, ustawiając się w swej pozycji bojowej. - Te, Riri. Marzyłem o tej chwili odkąd pojawiłeś się… w mym umyśle. - Zgrzyt zębów Calamitego brzmiał jak dwa ocierające się głazy. - Teraz przynajmniej… mogę cię ubić. - Despair zatańczyło nad jego głową, by zaraz zostać wbite w glebę, szykując dla Ririego ponurą niespodziankę.
[i]- Zaraz zobaczymy jaki twardy jesteś[i] - stwierdził Gort, przystępując do szarży na przeciwnika. W trakcie biegu zaś złączył obie dłonie, a jego ramiona po chwili uformowały gigantyczne wiertło, którego wprawione w ruch wydawało z siebie tak głośny dźwięk, że zebranych naokoło aż rozbolały zęby. Pirat zaś miał zamiar przebić nim na wylot upierdliwą manifestację szaleństwa Richtera. - Bari Bari no Hard Core Diamond Giga Drill!!!

Riri spojrzał na elfa, gdy pobita dwójka wygrzebywała się z murów. Drapał się po brodzie z szerokim uśmiechem, wręcz nieoderwalnie przypiętym do twarzy. -Pewnie by można, ale patrz z kogo się po części zrodziłem. - stwierdził wskazując palcem na powstającego Calamitiego. - Z takim alter ego ciężko załatwiać problemy na spokojnie. -zachichotał.
- A ty jesteś tym mądralom nie? -to mówiąc wskazał palcem Fausta. - Nie lubię Cię, zawsze dużo gadasz, za mało machasz mieczem i wyglądasz na takiego, co lubi chłopców od tyłu zachodzić. -stwierdził, jednak nie miał czasu na dłuższe rozmowy, bowiem Gort rozpoczął natarcie.

- Happiness, pokaż no mu! -ryknął, głosem przepełnionym Euforią, gdy jego ręka przemieniła się w kopię miecze Calamitiego. Ostrze zderzyło się z nadciągającym wiertłem, jednak to nie miało zamiaru nawet się zatrzymać. Murzyn nacisnął na broń swego przeciwnika, a Riri zdziwiony dołożył druga rękę do podtrzymania tak stworzonego bloku. Na powierzchni miecza pojawiło się kilka rys i pęknięć, gdy szaleństwo zostało odrzucone w tył przez potężny atak pirata.
Mim otego, Rir dalej był wstanie unikać mieczy, które wyłoniły się z ziemi, a te które otarły się o jego ciało, jedynie lekko zarysowały metalową skórę.
- Jednak nie jesteście tacy słabi co? -zapytał, gdy jego ręka wróciła do normalnego wyglądu - jednak i ona nosiła ślady pęknięć na całej długości. Zapewne gdyby Riri nie odskoczył tak szybko, wiertło zdołałoby przebić się na wylot.
- Spodziewałeś się że damy ci fory? - odparł buńczucznie pirat, który ugiął swe potężnie umięśnione nogi i wyskoczył niezbyt wysoko w powietrze, by zaraz wbić się w ziemię rozkręconym wiertłem i wykopać w niej tunel niczym kret.
Calamity nie miał zamiaru stać i patrzeć, przeniósł się tuż obok ożywionej manifestacji szaleństwa. Pojawił się jednak w postaci obracającej się piły tarczowej, jeżeli Riri to przyjmie na blok da to wystarczająco dużo czasu Gortowi by wyskoczył ze swym wiertłem prosto na powołane do życia szaleństwo.
– Eh… Czyli nie ma innego wyjścia? – Suro westchnął ciężko. – Chociaż w sumie skoro jesteś uosobieniem szaleństwa mam powód by cię trochę poturbować.
Elf pochylił się lekko do przodu. Chwycił miecze tak by ostrza wychodziły pomiędzy dłonią a małymi palcami. Pięć wirów powietrza powstało na jego ciele. Jeden na plecach, po jednym wokół stóp i na łokciach. Te na łokciach miały posłużyć do zwiększenia siły ataku. Pozostałe miały znacząco wpłynąć na szybkość przemieszczania się szermierza. Powietrze wokół broni zaczęło lekko drżeć. Dwa wietrzne cięcia z jak najbliższej odległości nie wystawiając się na kontratak. Powinien dać radę. Ruszył.
- Braciszku no co ty! -zarechotał Riri, gdy Calamity pojawił się obok niego niczym piła tarczowa. Szaleństwo kucnęło, tak by zbrojny przeleciał nad nim… ale gdy niosący rozpacz był dokładnie nad głową swej choroby ta wystrzeliła do góry dłonią i wystawiła jeden palec. Nagle Richter zatrzymał się w swym locie, chociaż dalej się obracał.
- Balans to podstawa! -Riri bawił się nad wyraz dobrze, gdy Richter wirował na jego palcu jak olbrzymi dysk. - Te długouchy, aport! -dodał, posyłając Calamitowego shurikena w stronę pędzącego Surokaze.
Umysł przeprowadził szybką analizę sytuacji. Ryzykować utratę głowy i prześlizgnąć się pod, czy zaniechać ataku i odskoczyć w bok? A może jeszcze coś innego?
Elf podjął decyzję. Wszystkie ciągnące się za nim obrazy jego sylwetki zniknęły. Tak samo zresztą jak oryginał. Suro zamierzał zrobić coś, czego jeszcze nie próbował. Przyspieszyć się, lecz nie w linii prostej a po łuku i pojawić się w momencie, w którym jego ostrza zasmakują krwi – czy co tam dziwny twór miał w żyłach – przeciwnika.
Gdy wszystko wiruje dookoła ciężko określić gdzie się można znajdować. Ale gdy podczas tych milisekund widzi się te same obrazy nawet najskromniejszy umysł potrafi stwierdzić, że kręci się w miejscu. Gdy manifestacja szaleństwa postanowiła wykorzystać atak Calamitiego jak swój własny ten wolał jednak przenieść się i wpaść w jakiś mur niż skrzywdzić długouchego, którego darzył jakąś sympatią.
Faust byl obserwatorem. Nie tyle nie miał motywacji, co zwyczajnie nie powinien interweniować w walce, która od momentu dołączenia czarnoskórego zdawała się coraz bardziej… przesądzona. Strażnik równowagi nie był jednak pewien tego, na czyją korzyść. Tak długo jak Gort i Suro myślą, że Calamity potrzebuje ich pomocy - on będzie jej potrzebował. A siła całej trójki skupiona w jeden osobie jest czymś… co najmniej strasznym.
Blondyn uśmiechnął się, widząc, że ze wszystkich zgromadzonych to on walczy z przeciwnikiem w najbardziej efektywny, lecz najmniej efektowny sposób. Jeśli trójka zmieni nastawienie - może zdołają wygrać.
Surokaze zniknął z pola widzenia wszystkich obecnych na placu. Ruszył po łuku w stronę szaleństwa, które szczerzyło swe zębiska w wesołym uśmiechu. Ostrze mieczy przesunęły się po ramieniu manifestacji, rozrywając metalową skórę, a czarna krew trysnęła na boki oraz pokryła miecze elfa który pojawił się za Ririm.
Wtedy też z ziemi wyskoczył Gort, celując świdrami w brzuch choroby. Ta jednak chyba na to czekała, dla tego nie unikała ciosów wietrznego szermierza.
- Takiś silny murzynie? -zarechotał metalowy stwór, a jego dłonie nagle zacisnęły się na świdrze. Zaczęły sypać się iskry, gdy Riri swoją siła powstrzymywał obroty i zatrzymał Gorta w miejscu. - To czemu nie zbierasz bawełny czy innego gówna? Byłbyś cenionym pracownikiem. -dodał przeciwnik całej trójki, gdy wiertło szorowało po jego dłoniach.
- Bo jestem piratem, ćwoku! - zakrzyknął głośno Gort, po czym z ziemi u stóp szaleństwa wysunął się ostro zakończony głaz mający uderzyć go w kolano. Murzyn liczył, że jego przeciwnik straci przez to równowagę, a on odzyska kontrolę nad wiertłem i zdoła wreszcie przewiercić go na wylot.
Surokaze spojrzał na swoje miecze, a później na zadaną przez nie ranę. Przeanalizował sytuację. Przeanalizował słowa Fausta i tego nazywanego Ririm. Manifestacja szaleństwa zachowywała się zupełnie jakby była równie silna, co Mirro. Tym czasem jej bark nosił ślady po niezbyt wyrafinowanym ataku ze strony elfa. Zamaskowany nie dałby się nawet podejść. A ten tutaj…
– Gówno żeś jest a nie szaleństwo. – wysyczał przez zaciśnięte zęby szermierz, nabierając jednocześnie powietrza w płuca.
Czubki ostrzy pokryły się wiatrem. Zamierzał zaraz po ataku Gorta wysłać duży pocisk złożony z 3 mniejszych w stronę głowy Ririego – gdziekolwiek by się nieznajdowana.
Kamień uderzył w kolano Ririego, tak, że ten zgiął nogę opadając na nią. Gort wyrwał swoje wiertła… i uderzył nimi prosto w twarz choroby. Jednak zamiast krwi i fragmentów czaszki leciały tylko iskry. Choróbsko, bowiem klęcząc, uśmiechało sie rozbawione, gdy zatrzymywało atak pirata...własnymi zębami.
- U bhenthysthy jhusz bhyłem. -zaśmiał się nie wyraźnie, by unieść w górę olbrzymią sylwetkę pirata i cisnąć nim na bok.
Pocisk Surokaze, tym razem był mniej efektywny, bowiem Riri tylko machnął ręką która zmieniła się w ostrze. Wiatr roztrzaskał się o nią niczym o tarczę.
- Popełniasz jeden błąd. -choróbsko zwróciło się do Fausta. - Znaczy dwa, pierwszy to twoje istnienie, bo nie toleruje pedzi. Ale drugi jest taki, że zapominasz o pewnym fakcie. Chcesz mnie osłabić swoja wiarą, co nie mądralo? Ale chyba zapomniałeś, że teraz ja tez jestem żywy. -zauważył Riri, rozkładając szeroko ręce. - Więc jeżeli sam wierze w swoja siłę, to to tez działa nie? -zaszydził wystawiając w stronę Fausta język.
Spojrzenie elfich oczu ponownie owiało postać Ririego i ponownie skupiło się na mithrilowych ostrzach. Mózg pod czerepem pokrytym białymi włosami analizował informacje, jakie do niego docierały.
– Nie żebym się specjalnie znał czy coś. Ale z obserwacji i własnych doświadczeń wyraźnie mi wynika, że wierząc w to, że jest się silniejszym… nie staje się silniejszym. – Gdyby Surokaze znał dokładnie wszystkie teorie, które w tej właśnie chwili okazywały swoją praktyczną stronę mógłby uchodzić za ignoranta. Jednak dołączenie do głównej linii tej opowieści w dość późnym momencie sprawiło, że na pewne fakty jego umysł był dość szczelnie zamknięty. – Wiesz, to tak jakbym powiedział: „Wierzę, że jestem cholernie szybki” i w tym samym momencie znalazł się za… – Zapadła cisza, która w swym niezwykle krótkim trwaniu mogła być zauważona jedynie przez elfa. – tobą. – dokończył stojąc za plecami szaleństwa. Wyraz zdziwienia na jego twarzy szybko przerodził się w uśmiech.
– Buu! – krzyknął wymierzając cios pokrytymi wiatrem ostrzami w plecy Ririego. Atak ten miał dotrzeć do celu dokładnie z drugiej strony. Wbrew wszelkim pozorom było to zgodne z prawami logiki. Po prostu pozory nie nadążały za wydarzeniami na polu walki.
Wtem z miejsca gdzie wbił się Calamity nadleciało ostrze, jednak nie było to Despair a to runiczne zdobyte od pachołka Shuu. Wbiło się w ziemię tuż przed Faustem, a Calamity z opartym mieczem o ramię przemówił.
- Obejrzyj go proszę… jak masz chwilę. - Po tych słowach rozległ się donośny stukot metalowych buciorów Richtera. Zbrojny nie planował, tylko podejmował decyzję w trakcie walki, z pewnością też robi tak jego manifestacja. Gdy do niego dopadnie zada cięcie ostrzem od dołu, a za nim uderzenie pięścią w gębę Ririego.
Z drugiej zaś strony z bojowym okrzykiem szarżował już na niego rozwścieczony pirat, którego gigantyczne wiertło zamieniło się w dwa mniejsze trzymane w każdym ramieniu. Pirat wciąż korzystając ze swego haki postanowił zamienić siłę na szybkość ataków, które wyprowadzał raz po raz, zasypując wroga wraz z Richterem gradem ciosów.
Dłoń Fausta musnęła rękojeść ostrza, badając jego strukturę. Twarz blondyna błyskawicznie pokryła się uśmiechem. Już dawno nie miał okazji wykorzystać tej zdolności. W przeciągu sekundy w jego dłoni pojawiła się dziwna, mała, pokryta niezrozumiałymi znakami kula. Uważny świadek zauważyłby, że niektóre z nich zdawały się udawać, czy może zwyczajnie naśladować runy znajdujące się na ostrzu. Część znaków na niebieskiej sferze emanowały czernią, inne bielą. Właściwie to każdy z magicznych znaków zdawał się błyszczeć nieco innym kolorem. Runy pokrywające ofiarowany mu miecz zgasły, niemalże znikając z jego powierzchni. Palce strażnika powoli zacisnęły się na esencji magii, zaś jego błękitne oczy zaświeciły się ognikami nowych możliwości. Nawet jego dusza zdawała się jakby powiększać, rozrastać na kolejne kilka centymetrów poza jego ciało.
- Gdybyś uważał, że nie mogę ci zaszkodzić, zwyczajnie ignorowałbyś moją osobę. Oraz, co ważniejsze - nie odczułbyś ich - wątpliwości szaleństwa miały zostać rozwiane tymi prostymi słowami. Każde z nich było wypowiedziane spokojnie, jakby tuż obok nie toczyła się walka trzech nadludzkich istot z materializacją ludzkich słabości.
Właściwie to nie musiał się niczym denerwować. Mieszanka Surokaze, którego zdolności były dla Fausta zagadką, Calamitiego, oraz Gorta Czarnoskórego była czymś, czego zwyczajnie nie można było zignorować. W większości przypadków nie dało się również tego pokonać. Jeśli każdy z nich pokładał w zarówno sobie, jak i swych towarzyszach, podobną wiarę - klaun nie miał szans. Przynajmniej tak długo, jak każdy z nich nie będzie oczekiwał przeciwnika, który będzie stawiał czynny opór. Strażnik równowagi uśmiechnął się - walka Gorta z szaleństwem była najbliższym stworzeniu perpetuum mobile aktem znanym ludzkości. Szczęśliwy w swej niewiedzy pirat był absolutnie pewien możliwości pokonania przeciwnika, jednak za każdym razem pragnął kogoś silniejszego. Jeśli tylko dać mu możliwości - z całą pewnością doszłoby do najbardziej epickich potyczek w historii nie tylko tego, ale i wszystkich innych światów.
Strażnik nie zamierzał interweniować w walce, nie było ku temu powodów. Każda ze stron mogła wygrać, a wszystko zależało od… przekonań znajdujących się w niej osobników. Ten pojedynek był na swój sposób… piękny.
“- Pojedynki takie jak ten mogłyby trwać wiecznie. - blondyn westchnął do swego protektora, pradawnego boga, którego wielkość odeszła wraz ze śmiercią kolejnych wyznawców. - Strona Calamitiego ma przewagę, ale tylko od ich umysłów zależy to, czy zdołają ją wykorzystać - dodał po chwili zamyślenia.”
Przez jego twarz przemknął wyraz zaskoczenia. Czyżby właśnie znalazł coś, czego szukał? Najbardziej zaskakującym, lecz możliwym do przewidzenia rozwiązaniem. Wziął głębszy oddech, zaś jego usta ukazały przeraźliwie białe zęby.
“- Przecież on nie może ich pokonać. Jeśli to zrobi, to jego istnienie będzie zależne ode mnie oraz tego starca, którego równie dobrze mógłby zabić - Faust zapytał istot rezydujących w jego duszy.”
- Jaka to wspaniała zabawa! -ryknął wesoło Riri, gdy co chwilę unikał kolejnych ciosów Czarnoskórego. Sylwetka szaleństwa wydawała się wręcz rozmywać, od prędkości, z jaka wykonywała uniki tułowiem, niemal nie angażując do tego procesu nóg.
- Widzę Cie elfiku… -Riri, zwrócił sie do przestrzeni, która zdawała się być tylko wiatrem. Surokaze pędzący niczym błyskawica lub jeszcze szybciej, doświadczył pierwszy raz w swym życiu, przeciwnika, który blokował jego ciosy w tak dziwny sposób. Riri ustawiał się tak, by miejsca, w które chciał uderzyć Surokaze… zasłonięte były przez wiertła Gorta. Każda zmiana ułożenia broni w dłoniach długouchego, była niemal zsynchronizowana z ruchami szaleństwa, tak jak by to śmiało mu się w twarz taką zagrywką.
<!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true" DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99" LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style> /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-qformat:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin-top:0cm; mso-para-margin-right:0cm; mso-para-margin-bottom:10.0pt; mso-para-margin-left:0cm; line-height:115%; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:"Calibri","sans-serif"; mso-ascii-font-familyalibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-fareast-font-family:"Times New Roman"; mso-fareast-theme-font:minor-fareast; mso-hansi-font-familyalibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin;} </style> <![endif]-->
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 06-01-2014, 20:04   #332
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Gdy do gradobicia ataków, dołączył Calamity, oraz Despair zrodzony z ludzkich słabości twór, dołączył w końcu do swego tańca nogi. Dla obserwującego wszystko z boku Fausta, wyglądało to jak gdyby trzech Ririch walczyło osobno z każdym z jego towarzyszy.
Chociaż czy to była walka?
Pochłonięcie bitwą wojownicy jak gdyby nie dostrzegali, że Riri w ogóle nie atakuje. Jedynie unikał ciosów, ewentualnie je blokując. Ba, co ciekawe wzrok strażnika równowagi dostrzegł, że przeciwko każdemu z nich stosuje on inny typ obrony.
Gorta pokonywał szybkością, której pirat nie mógł dorównać, refleks szaleństwa był zbyt szybki.
Surokaze został blokowany przez czysta technikę. Jeżeli uznać by ciało Ririego za miecz, to sposób, w jaki je układał było idealnymi kontrami na wszystkie techniki elfa, w którego dłoniach tańczyły mithrilowe ostrza.
Calamity natomiast został zablokowany przez zjawisko ślepego punktu. Każdy unik umieszczał Ririego w miejscu, w które Rycerz nie był wstanie szybko sprowadzić swej broni. Im większa broń tym większy ślepy punkt, bowiem coraz trudniej szybko zmieniać kierunek ataków.

“- Nie jestem do końca pewny…”- mruknął Kat. “- Świat dalej wierzy w chorobę, więc i w niego. Trochę przypomina mnie. Widzisz zrodzony bóg, nawet, jeżeli straci wyznawców pozostanie żywym, słabym, ale żywym. Ten cały Riri, nawet, jeżeli wygra, straci na mocy wiary w niego ale wciąż pozostanie na ziemi…” -mruknął kat.
“- On coś planuje… w ogóle nie walczy, najpierw ich sprowokował teraz zaś nie kontratakuje…”- dodało zamyślone ostrze.
Staruszek natomiast oparł się wygodniej na swym krześle. - To miło, że młodzieńcy mają dzisiaj tyle werwy… -westchnął po czym przeniósł wzrok na Fausta. - A ty się nie martw… nie każdy musi lubić kobiety -dodał z ciepłym pocieszającym uśmiechem. Widać zasugerował się obelgami Ririego.
Suro zaprzestał swych nieskutecznych ataków. Jego ciało pojawiło się kilka metrów od walczących i korzystając z rozpędu przesuwało się w stronę Fausta bez wprawiania w ruch nóg elfa. Może tamci lubili walczyć dla zabawy, jednak białowłosy miał do tego zupełnie inny stosunek. W sumie w tej chwili miał również inne podejście, co do samej postaci szaleństwa.
– Po odpowiedniej liczbie piw jestem w stanie uwierzyć, że to coś tam jest pluszowym misiem. Co ty na to? – zapytał strażnika równowagi, gdy w końcu się przed nim zatrzymał.
Gort tymczasem zdecydował się zastosować kolejne nieczyste, jak na dobrego pirata przystało, zagranie. Tupnął mocno nogą, a ziemia na chwilę zadrżała na tyle by ci dookoła niego stracili równowagę. Zaraz potem wyprowadził kolejne pchnięcie wiertłem, które zaraz jednak rozpadło się na kawałki, gdy dłoń murzyna miała zamiar zacisnąć się na ramieniu manifestacji szaleństwa, a zaraz potem druga miała zamknąć go w stalowym niedźwiedzim uścisku, na który pirat bynajmniej nie zamierzał szczędzić siły.
- Oi! - Faust krzyknął, zwracając uwagę wszystkich zgromadzonych na jego bynajmniej nie skromną osobę. Od momentu, w którym poznała go większość, czyli obie wersje Richtera oraz Czarnoskóry z jego jeszcze nie ujawnioną chorobą, na jego ciele przybyło tylko blizn. To była jedyna możliwa do ujrzenia zmiana, przynajmniej gdyby nie kurtyny stworzone przez czerwoną koszulę blondyna. Reszta opierała się na zmianie jego sposobu myślenia, na nowych kontaktach, oraz, co znacznie ważniejsze - na powtórnej definicji wagi niektórych bytów.
- Może po prostu powiesz, czego chcesz? - nawet, jeśli treść słów blondyna wskazywała na prośbę, zarówno ton, jak i zamiary, z jakimi je wypowiedział wskazywały na coś znacznie innego - on zwyczajnie stwierdził fakt. Inkarnacja szaleństwa nie mogła ich powstrzymać, mimo to starała się ukazać im ich słabości. Pokazywała braki, które zapewne wykorzystałby jej ojciec. Na swój sposób ta potyczka miała przygotować ich do następnych starć.
Gort tupnął, by z uśmiechem starego wilka morskiego chwycić za ramiona...Richtera. Ostrze Despair oparło się o ramię murzyna, gdy zdezorientowany zbrojny spojrzał na swego kompana.
Riri natomiast stał okrakiem na ramionach Surokaze, zerkając na Fausta z niekrytym obrzydzeniem.
- Nie lubię Cię, mówiłem to już? -zapytał, stawiając jedna stopę na głowie elfa niczym zdobywca. - Uczę was, taki przyspieszony kurs, bo i tak wiem że nie odpuścicie szukania mego ojca.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=2cJ9733hjV8[/media]


- Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie psuł zabawę innym - Faust rozłożył ręce w geście bezsilności. Najwyraźniej jego wcześniejsze założenia okazały się prawdziwe, zaś działania, które podjął, po raz kolejny od pojawienia się w mieście za sprawą nieograniczonej potęgi gromowładnego Zeusa, odniosły sukces. Z całą pewnością chodziło tylko o lekką zmianę nastawienia, oraz o to, że gdy maksyma głosząca, iż człowiek żyje tylko raz zostanie przełamana - wszystko inne może zostać zniszczone.
Równie dobrze to równowaga mogła obracać kołami fortuny, tak by po kilku porażkach na duszę blondyna spłynęło błogosławieństwo sukcesów. Uśmiechnął się w kierunku szaleństwa.
- Twój tyłek, chociaż całkiem zgrabny, nie jest do końca w moim typie - strażnik równowagi zaśmiał się ze strachu szaleństwa, zaś rumieniec, który powinien ubarwić w tym momencie jego twarz - zwyczajnie nie potrafił się pojawić. Nawet on miał granice w oszukiwaniu. Nie był w końcu wysłannikiem Lokiego, miał też coś, co cenił.
- Możesz pokazać każdemu z nich ich słabości, ich błędy. - czwarty z rodu zdrajców zechciał podzielić się pewnym prawidłem, które zdawało się być uniwersalne w przypadku wszystkich, którzy żyli tylko za sprawą nieustannego doświadczania. Istoty dowodzące wyższość empiryzmu nad wszystkim innym nie mogły uczyć się jak inni. Nie mogli nie ryzykować. - Nie znam Suro, może on zdołałby nauczyć się czegoś. Może zobaczył, że oddając się swoistej magii zapomniał w pewnych miejscach o źródle. O szermierce. Ale Gort? Richter? - blondyn zrobił dłuższą przerwę, jakby zdając sobie sprawę z siły, jakie będą miały następne słowa.- Czarnoskóry nie zrozumie nawet gdybyś mu to napisał. - tutaj Faust uniósł nieznacznie rękę do góry, jakby w geście protestu. - Powiedział. On potrzebuje prawdziwej, obustronnej walki. Każdy moment, w którym otrze się o śmierć rozwinie go bardziej niż sto lat żmudnego treningu.
Dłoń Fausta musnęła raz jeszcze niegdyś runiczne ostrze, przez którego stal przemawiał szatański owoc. Richter. Co właściwie mógł o nim powiedzieć? Z całą pewnością blef nie zadziała w przypadku czegoś, co zdawało się być Calamitym 2.0. - Richter jest zaś zbyt skupiony na próbie pokonania cię. Osobistość tego… sparingu go przytłacza - stwierdził w końcu.
- Dobrze, więc… nie ma sensu… dalej walczyć. - Richter wzruszył ramionami podrzucając Despair w powietrze. - Czego chcesz? - Rzucił mało przyjaźnie a miecz wpadł prosto do amethystowego pokrowca. - Wylazłeś z mych urojeń tylko po… to by teraz się wygłupiać?! - Calamity rozłożył ręce patrząc się na Ririego.
- Przeca już mówił - stwierdził Gort, z kwaśną miną krzyżując ramiona na piersi, wyraźnie niezadowolony z tak nagle przerwanej walki. - Chce żebyśmy dali sobie spokój z misją od króla i nie obili mordy temu kto stworzył to całe choróbsko. Co tu jest jeszcze do gadania?
- Więc jest idiotą większym… niż ja. Nie przerwę zadania. - Rzucił hardo zbrojny krzyżując dłonie na napierśniku.
Riri westchnął zeskakując na ziemię przed blondynem i elfem. - Nie będę was powstrzymywał dłużej, nie jestem tam uparty jak mój twórca. -dodał zerkając na Richtera, po czym wyszczerzył zębiska w szalonym uśmiechu.- Zresztą w sumie ciekawi mnie jak sobie z nim poradzicie, to dopiero będzie Show nie? A najśmieszniejsze jest to, że każda minuta podróży oddalała was od celu. -zarechotał.
- Właściwie to nic nie stoi ci na przeszkodzie, byś został naszym przewodnikiem - Faust nie tyle zażartował, co zwyczajnie uraczył Ririego propozycją, która na pierwszy rzut oka powinna wydawać się, co najmniej irracjonalną. W praktyce jednak każda sekunda, w której plaga szalała - zwiększała pokłady wiary umieszczony w jej ojcu, a co za tym idzie - jego siłę. Cała sztuczka polegała na postawieniu rozmówcy w sytuacji, w której jego odmowa będzie oznaczała, iż wątpi w możliwości tego, który zdawał się być największą przyczyną obecnego zachwiania równowagą.
- Sam jesteś świadom, czemu. - dodał po chwili, wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją. Pionki układały się na planszy w sposób, który zdawał się doprowadzać ich do zakończenia całej krucjaty.
- Jak się nagadacie i będziemy mogli wrócić do naparzania się po ryjach, to dajcie mi znać - stwierdził pirat, podchodząc do muru pod którym rozsiadł się wygodnie i z rękoma założonymi za głowę szybko zapadł w drzemkę. W końcu było już dawno po zmroku, a nawet ktoś tak potężny jak on musiał od czasu do czasu udać się do krainy snów.
<!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true" DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99" LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false" UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style> /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-qformat:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin-top:0cm; mso-para-margin-right:0cm; mso-para-margin-bottom:10.0pt; mso-para-margin-left:0cm; line-height:115%; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:"Calibri","sans-serif"; mso-ascii-font-familyalibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-fareast-font-family:"Times New Roman"; mso-fareast-theme-font:minor-fareast; mso-hansi-font-familyalibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin;} </style> <![endif]-->
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 06-01-2014, 20:05   #333
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Riri z politowaniem spojrzał na Fausta, kręcąc głowa na boki. - Nie chce mi się zapierdalać aż na królewski zamek. Zaczeliście na mecie i od chwili gdy ruszyliście walczyć ze mną i innymi szaleńcami, tylko się oddalacie od zwycięstwa. śmieszne co? -zachichotał cicho.
- Wystarcza mi tylko to, że potwierdzasz moje domysły. - stwierdził krótko. Odwzajemnił uśmiech materializacji szaleństwa. - Nie byłoby zbyt przyjemnie wracać się taki kawał drogi na marne? By dowiedzieć się, że me domysły poległy - dodał po chwili, przekrzywiając nieco głowę. Był świadom że tak jak on wykorzystuje teraz świadomą, lub też nie chorobę, tak jego nieszczególnie skromne istnienie może być teraz marionetką w rękach kogoś innego. Może właśnie teraz Faust tańczył do melodii granej przez nieznanego mu barda.
- Chciałeś sprawdzić nasze możliwości, nie chciałbyś sprawdzić swoich? - pytanie, które wypłynęło z ust strażnika równowagi było… dziwne.
- Już sprawdziłem. -zachichotał Riri.- Nie mam zamiaru tu siedzieć dłużej niż to konieczne. -odparł spoglądając w niebo.-Mam sporo miejsc do zwiedzenia.
“- Oi, Kacie, nasza umowa zakładała pokonanie całego szaleństwa?” - blodnyn zapytał swe wnętrze, jakby świadom tego, że z niektórych sytuacji nie ma dobrego, pokojowego wyjścia. Wzrok blondyna nie zmienił się - mieszanka prymitywnego pragnienia przetestowania swoich możliwości, które zdawało się być jedynym zasilającym czarnoskórego paliwem, oraz coś znacznie głębszego - strażnik równowagi był również smutny z racji wszechogarniającej przemocy. Nie cierpił jej, jednak czuł przyjemność, gdy ta była jedynym rozwiązaniem. Jakby sam proces walki przypominał mu o dzieciństwie, które mimo ciężkich warunków, zdawało się być błogie i beztroskie.
-”Eliminacja to eliminacja, naprawdę musisz pytac kogoś o TAKIM imieniu jak moje, czy należy zniszczyć wszystko, co miałeś zniszczyć? -burknął w odpowiedzi ukryty w miecz Bóg.
- “Kiedyś mówiłeś również o… nietykalności ciał, pokojowych rozwiązaniach” - strażnik równowagi zażartował w odpowiedzi na słowa swego patrona. Nie była to jednak odmowa. Dobrze wiedział, że powinien zrobić coś takiego. Szkoda było tylko utraconych przez manifestację szaleństwa możliwości. Może wcale nie było tak złe, jak powinno.
- “Naciągam ideały. Oby to było warte.” - dodał po chwili, zaś jego wzrok utkwił w ciele swego przeciwnika, czy raczej… swej ofiary. Kogoś, kto miał zostać wyznacznikiem jego siły. Istotą, która miała zostać zmieciona.
W dłoni blondyna pojawiło się bielsze niż zawsze ostrze. Jeśli cokolwiek innego niż szczęście decydowało o niektórych sukcesach Fausta, to z całą pewnością był to ten, którego polecenie właśnie wykonywał. Czerwona koszula delikatnie zadrżała na wietrze, zaś z oczu zniknęły ostanie już oznaki wątpliwości.
- Nie mogę ci na to pozwolić. Czas zmiażdżyć cię tak, jak każdego szaleńca na swej drodze. - strażnik równowagi przechylił lekko głowę, a złoty kolczyk zatańczył pod wpływem grawitacji. - Lubię atakować z zaskoczenia, ale nie muszę tego wykorzystywać przeciwko komuś takiemu jak ty. - dodał tylko po chwili, zaś szeroki uśmiech właśnie dominował na jego twarzy. Uniósł katanę do góry, ustawiając ostrze tuż nad swoją< w sensie> głową, niemalże równolegle do ziemi. Palec drugiej ręki uderzył w odpowiedni punkt na jego ciele, ułatwiając kontrolę magii. Nie musiał atakować, wolał wykorzystać siłę przeciwnika przeciwko niemu. Był gotów na moment, w którym Riri zaatakuje w fałszywego Fausta, by znaleśc się tuż obok niego i ciąć przez jego plecy.
W tym momencie śpiący pirat zastrzygł uszami i mruknął cicho przez sen:
- Zmiażdżyć? - Gort zachrapał jeszcze ostatni raz, po czym uniósł jedną powiekę i zapytał ponownie, jakby próbował się upewnić czy dobrze usłyszał: - Zmiażdżyć?
Oko zarejestrowało rękę Fausta unoszącą perlistą katanę, po czym Czarnoskóry zerwał się z ziemi tak gwałtownie jak tylko można było się po nim spodziewać.
- ZMIAŻDŻYĆ!!! - zakrzyknął wojowniczo i na raz zaszarżował ponownie na manifestację szaleństwa naprzeciwko której wyrósł z ziemi ogromny kamienny głaz w który to Gor miał zamiar ją wgnieść.
– Trochę daleko do stolicy… – burknął Suro – Ale i tak miałem sprawę do króla. Jeśli ktoś z jego otoczenia jest odpowiedzialny za szaleństwo to staruszek będzie musiał się nagimnastykować, by naprawić swoje błędy. – Elf wyciągnął przed siebie dłonie, w których obracał swoimi mieczami. – Jakby nie patrzeć to mi się już nie chce bawić z tobą… – Niemal niedostrzegalne skinienie odpowiednich palców sprawiło, że ostrza niemal same wsunęły się do pochew. – W sumie to w moim stylu byłoby w ogóle się nie mieszać. Ale teraz głupio tak sobie pójść w cholerę. – Lekki uśmieszek zagościł na twarzy białowłosego, gdy ten zrobił krok do przodu…
Postać elfa zaczęła drżeć i delikatnie rozmywać się po bokach. Z każdym kolejnym krokiem wyglądało to tak, jakby w tym samym czasie i w tym samym miejscu znajdowało się, co najmniej dwóch spiczastouchych robiących różne rzeczy. Z każdym też krokiem przybywało też na placu boju sylwetek Suro. Ci, których postrzeganie wykraczało poza pięć normalnych zmysłów mogliby odkryć, że szermierz znajdował się po części w każdym ze swoich obrazów, w jeszcze kilku innych punktach jak i w żadnym konkretnym miejscu… jednocześnie.
Sam białowłosy tymczasem w postaci wietrznego świdra, zmieniającego kilkukrotnie w każdej chwili położenie zbliżał się do Ririego. A konkretnie jego brzucha, by w ostatnim momencie pojawić się tuż za jego plecami.
Richter przyglądał się wszystkiemu nie drgając nawet o milimetr. - Huh… - Mruknął tylko gładząc się szponami po podbródku. - Hej “Riri”... Skoro jesteś… wolny i masz to czego zawsze…chciałeś. Rozejdźmy się w przeciwne strony i nie spotkajmy… więcej, dobrze? - Zaproponował zbrojny poprawiając różne zapięcia w elementach pancerza. Nie miał ochoty ani walczyć ani dłużej rozmawiać z czymś co w końcu łaskawie wylazło z jego umysłu.
- Popieram twój pomysł Rirchtuś… a dokładniej część z rozejściem się. -zaśmiał się Riri, jak by wcale nie szarżowała na niego dwójka wojowników. Ustawił się plecami tuż przy ścianie którą stworzył Gort. Jak by wiedział co planuje Surokaze, po czym mocno zaparł się nogami o ziemię.
- Dawaj Czarnuchu pokaż na co cię stać.
Pięść Gorta gruchnęła o dłoń Ririego, której palce zacisnęły się na niej. Zdawało się że cały zamek na chwilę zadrżał, gdy żaden z wojowników nie przesunął się nawet o kawałek. Mimo że obaj napierali na siebie, nikt nie był wstanie zdobyć prowadzenia.
- Nieźle murzynku masz trochę sił. -zaśmiał się szaleniec unosząc głowę, w stronę opadającego Surokaze, który mógł w takiej sytuacji atakować tylko w głowę.
- Ty jesteś irytujący… nie umiesz się BAWIĆ! -ostatnie słowo zostało przez Ririego wykrzyczane, a potężna fala wzburzonego powietrza wymieszanego z mrokiem ruszyła na Surokaze.


Ziemia pod stopami wszystkich w okolicy popękała, zaś Elf jedynie przez skrzyżowanie mieczy osłoniętych wiatrem zdołał uniknąć rozerwania na kawałki. Zadziałało to jak dwa magnesy, Elf został odepchnięty wysoko nad ziemię, opadając gdzieś między blankami.
- Iahahah uwielbiam żyć! -zarechotał Riri nie puszczając ręki Gorta.
- Iwabababa! - Gort zawtórował szaleńcowi swym rubasznym śmiechem. - Podobasz mi się gościu! Może sam powinienem oszaleć żeby wylazł ze mnie ten dupek! Wtedy jemu też mógłbym obić mordę! Iwabababa!
Pirat rechocząc zamachnął się drugą dłonią która zamieniła się w pokrytą kolcami kamienną kulę, która wzmocniona jego siłą jego ambicji była prawdopodobnie równie twarda jak metalowe ciało manifestacji szaleństwa.
- Bari Bari no Hard Core Skullcrusher!! - zakrzyknął Czarnoskóry uderzając drugą pięścią w Ririego.
Wylądowanie na blankach do najprzyjemniejszych nie należało. Szczególnie patrząc z perspektywy kamieni je tworzących, które w większości nie stawiły czoła pokrytemu wiatrem elfowi, gdy ten na nie upadł. Mur obronny zamku dostał kolejnego uszczerbku i powoli stawał się obronny jedynie z nazwy.
- Walić to. Zostaję tutaj. – powiedział sam do siebie Suro, gdy otrzepał swoje ciało z kurzu.
Duma szlachetnego wojownika, która z pewnością zostałaby dotknięta obrotem ostatniego ataku powinna drzeć się w niebogłosy, by wrócić na dół i zakończyć walkę. Białowłosy miał wiele dum, ale akurat taką nie dysponował. Zbadawszy najbliższą okolicę znalazł odpowiednie miejsce. Podszedł do jakiegoś pionowego fragmentu muru i usiadł przed nim by oparłszy się o niego urządzić sobie drzemkę. Plecom szermierza jednak niedane było dotknąć kamienia…
Jakaś iskierka, która nagle zapaliła się w jego umyśle zmusiła jego szare komórki do intensywnej pracy.
- Czy ten chu.j zaatakował mnie powietrzem? – białowłosy zapytał najbliższego otoczenia. - Nikomu, kto zaatakuje wietrznego szermierza powietrzem nie ujdzie to bezkarnie.
Wietrzne ręce napięły się do granic wytrzymałości, gdy Surokaze niemal położył się na zamkowym placu. Napięcie to nie trwało długo i zostało zamienione na siłę, która wystrzeliła elfa w górę. Po dotarciu do najwyższego punktu podróży odwrócił się twarzą ku ziemi i jako wietrzny świder, z wystawionymi przed siebie mieczami zaczął opadać w stronę Ririego. Wietrzne ręce były gotowe w każdej chwili wystrzelić do przodu by zamortyzować upadek, gdyby szaleństwo nie chciało jednak przyjąć na siebie uderzenia, lub by przybrawszy wygląd wiertła sprawdzić wytrzymałość skóry na twarzy osobnika, gdyby ten zablokował główny atak białowłosego.
Faust obserwował. Nie podobały mu się walki, które można było opisać prostym wyrażeniem “Huzia na wikinga”, jednak najwyraźniej wszyscy tutaj zgromadzeni pojmowali walkę nieco inaczej. Pojmowali pozbawianie innych żywota w nieco inny sposób. Na ustach strażnika równowagi gościł jednak uśmiech. Nawet jeśli sytuacja obróciła się w najgorszą z możliwych dla niego, to mógł wyjść z niej w stosunkowo bezpieczny sposób. Nie doceniał domyślnego “bezpieczeństwa”, które miało rosnąć za sprawą każdego dołaczającego do walki sojusznika. Po prawdzie każdy z nich miało większe szanse zranienia się wzajemnie niż faktycznej pomocy następnego atakującemu. Zwłaszcza, gdy trójka nieszczególnie bliskich sobie osobników próbowała wykonywać kombinacje obarczone wysokim ryzykiem oraz proporcjonalną do niego nagrodą. Jedynym plusem było to, że manifestacja szaleństwa była zarówno zbyt głupia, jak i zbyt zajęta “dominowaniem” by wykorzystać to przeciwko nim.
Strażnik pozostawał w tej samej pozie niczym gargulec broniący twierdzy. Jego nogi rozszerzyły się, zapewniając mu jescze stabilniejszą postawę. Czekał na moment, w którym jego przeciwnik nie będzie w stanie zareagować na atak - gdy tylko zareaguje na działania poprzedzającej go dwójki. Zamierzał zaatakować z obu wolnych stron, tak, by jego prawdziwe ciało zostało narażone na nieco mniejsze ryzyko.
- Możemy się tak bawić latami dzieciaki. -zarechotał Riri, gdy jego wolna ręka zmieniła się w ostrze, które zderzyło się z kamienną kula stworzoną przez Gorta. Posypały się iskry, zaś ta dwójka dalej nie była wstanie zdominować siebie nawzajem. - Ale chce pozwiedzać świat, mam sporo do zobaczenia! -dodał wesoło Riri… po czym zniknął.
Znowu skorzystał z sztuczki Calamitiego która umożliwiała mu teleportację, tylko że tym razem jego głośny śmiech dało się słyszeć od strony miasta. Widać zasięg mocy używanej przez chorobę wykraczał po za tą która władał sam rycerz Rozpaczy.
Problemem było to, że Riri zapomniał puścić Gorta, który ku swojemu wielkiemu zdziwieniu pojawił się wraz z nim na dachu jednego z domostw.
- Hę, a ty co? Nie mam roweru, odczep się w końcu -prychnął Riri, patrząc na murzyna.
Lecący ku ziemi Surokaze rozwiał otaczający go wiatr, wykonał kilka obrotów w powietrzu i zgrabnie wylądował na ziemi. Na swoje szczęście szaleństwo przeniosło się nim elf osiągnął punkt, w którym zatrzymanie graniczyłoby z cudem. Dzięki temu białowłosy stał na nogach a nie był rozgnieciony na ziemi.
- Richter coś twoje szaleństwo jest tchórzem. - rzucił do nosiciela rozpaczy. - Nie wiem jak wy ale ja bym go puścił, a przynajmniej zostawił dla Gorta. Po co szaleństwo ma mnie w niego rzucać czy coś.
- To nie tak, że nie wierzę w mozliwości Gorta, raczej - wolałbym samemu przeciąć gardło szaleństwu. - strażnik równowagi zareagował na powstałą sytuację. Właściwie, to nie był pewien, czy jeśli czarnoskóry zabije manifestację słabości Richtera, kat uzna to za spełnienie swych pragnień.
- Po za tym, i tak nie chcemy ruszać bez pirata? - tym razem pytanie retoryczne wypłynęło z ust blondyna.
- Równie dobrze możecie tutaj poczekać, starcowi przyda się towarzystwo, oraz.. wyjaśnienia - stwierdził, a jego ciało wykonało jeden, mały, wolny krok. Był ciekaw, czy zgromadzeni zdadzą sobie sprawę, że to on jest osobą, która powinna rozjaśniać wszystkie ciemności ich umysłów. Czy ktokolwiek zorientuje się, że Faust miał być ich luminarzem.
Gdy palce jego prawej stopy znalazły oparcie na podłożu, przez jest usta przemknął gwałtowny, zawadiacki uśmiech. Ruszył w kierunku miasta, co kilka chwil przyspieszając jeszcze bardziej. Styl walki Gorta był wystarczająco głośny, by rozcinający swą sylwetką wiatr blondyn nie miał problemu w określeniu miejsca, w którym aktualnie toczy się potyczka.
Surokaze popatrzył najpierw na znikającego Fausta, a później jego wzrok przeniósł się na starca.
– Walka albo towarzystwo, co? – zapytał sam siebie, spoglądając jednocześnie na starca. Do elfich uszu docierały odgłosy świadczące, że dość dużo ciężkich rzeczy jest tam w ruchu. Chwilę się zastanowił bardziej dla efektu niż jakiegoś wniosku logicznego. - Niech będzie… Napiłby się pan może piwa? Jakaś karczma w sąsiednim mieście powinna być otwarta. Tutaj raczej wszystko pozamykane. Jeśli w ogóle coś może zostać zamknięte.
Ostrza wylądowały w pochwach. Jeśli nikomu nie zachce się atakować białowłosego powinny tam zostać, co najmniej do poranku.
- Miasto jest spory kawałek drogi stąd. -odparł starzec. - Zresztą wolę herbatę elfi młodzieńcze. - dodał staruszek, którego jakos nie dziwił oto co tu zasżło.

Richter powiódł wzrokiem za Faustem. Mimo iż wiedział że nadal próbują walczyć z jego...wróć. To już nie jest jego szaleństwo, tylko jakaś pokraka która wylazła łaskawie z jego umysłu. Czuł ulgę że poszło sobie w cholerę, a jeśli Faust i Gort tak bardzo chcą tak bardzo to zabić nie będzie im przeszkadzał. Skupił swoją uwagę na runicznym ostrzu przy którym wcześniej majstrował Faust. Przeniósł się tuż obok niego by wyciągnąć go z gleby.
- Ponoć jest w nim… zamknięta Hydra. Ciekawe czy można jakoś… ją przywołać. - Richter zaczął oglądać ze wszystkich stron runiczne ostrze, szukając… sam nie wiedział czego.
Faktycznie miecz wydawał się żywy, jednak nie miał ochoty pokazać łba czy tez łbów… widać było trzeba go jakoś wywabić.
- Jeśli herbata nie leży po drugiej stronie pola walki to mogę się przejść. - odparł elf staruszkowi, jednak jego uwaga skupiona była na mieczu trzymanym przez Richtera.
Surokaze doskonale pamiętał tą broń. Przy ich pierwszym spotkaniu nie był w stanie nawet go unieść. Miał wtedy wrażenie, że miało to więcej wspólnego z jakąś magią niż z samą siłą fizyczną. Nie wydawało się by miecz był cięższy od Haru, którą bez problemów był w stanie nosić na rękach.
- Mogę spróbować jeszcze raz? - zapytał. Wiedział, że w pewnych sytuacjach udawało mu się zwiększyć siłę swojego ciała. Teraz mu niewiele do takich sytuacji brakowało. Był zmęczony, trochę śpiący, chciało mu się jeść, jakiś palant nim rzucał...
- Ale wiedz że zmieniłem zdanie… miecz zachowuje i tą bestie co jest w środku… - Uśmiechnął się pod hełmem, ponownie wbijając ostrze w ziemię. - Jeżeli masz pomysł… jak obudzić tą Hydrę to… proszę. - Wskazał dłonią cofając się krok w tył, by przykucnąć podpierając pięścią podbródek.
- Nie ma sprawy. - odparł białowłosy biorąc do ręki miecz. - Tutaj rozchodzi się o czystą dumę. Nie dam jakiejś kupie żelastwa okazywać się lepszą ode mnie.
Gdy tylko elf był jedynym trzymającym broń jej ostrze, tak samo jak poprzednim razem uderzyło o podłoże nie mając zamiaru się z niego ruszyć. Tym razem jednak Suro nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Napiął wszystkie swoje mięśnie…z mizernym skutkiem.
- Słyszałeś go. Chce cię zatrzymać. Nie zmuszaj mnie bym wykąpał cię w wodzie z solą. Prawda, że tego nie chcesz?
Miecz zachował się jak miecz. Nic nie odpowiedział, a tym bardziej się nie poruszył. Nie polepszyło to nastroju długouchego. Wręcz pogorszyło.
- Cholerny miecz. Rusz się w końcu! RUSZ!
Tym razem miecz się ruszył, co zdziwiło zapewne wszystkich zebranych jak i samo żelastwo…
Z ostrza powoli zaczęły wyłaniać się zielone łby wężowatego potwora. Najpierw jeden, potem jego brat aż do finalnej liczby siedmiu łbów, które zaczęły groźnie syczeć na wszystkich zebranych, zaś samo ostrze powoli przybierało rozmiarów. Jak gdyby miało zaraz zamienić się w całego mitycznego potwora.
- O… - elf był wyraźnie pod wrażeniem przemiany miecza. - Chyba mi się udało. - dodał po chwili z szerokim uśmiechem, po czym postukał ostrzem o ziemię. - No już starczy tego rozrostu. Nie chcemy walczyć. Chcemy pogadać. Umiesz… umiecie się z nami porozumieć?
Głośny ryk oraz niezaprzestały proces wzrostu miecza, z które powoli zaczęły wyrastać pokryte łuskami łapy, świadczył jednak o tym, że broń chyba takiej możliwości nie posiada.
Tego wieczoru już coś z kogoś wyszło i elf został przez to poturbowany. Nie miał zamiaru sprawić, by hydra do końca wyszła z ostrza. Nie wiadomo czy byłaby wtedy chętna do współpracy, czy do szukania kłopotów. Surokaze opuścił broń licząc, że samo to wystarczy.
Szatański owoc w mieczu jednak raz obudzony nie miał zamiaru od tak zasnąć. Po chwili zamiast miecza przed zamkiem górowała olbrzyma hydra która zasyczała głośno.
- Oj… dawno takiego czegośnie widziałem. -stwierdził staruszek z typowym dla niego uśmiechem.
Szermierz nie za bardzo wiedział co w tej sytuacji zrobić. Targały nim dwie siły. Pierwsza domagała się ucieczki jak najdalej stąd zabierając ze sobą Haru i Elie. Druga natomiast (to zdecydowanie była ciekawość) chciała dowiedzieć się więcej o hydrze.
To mówi pan, że już takie coś widział? - zapytał nie spuszczając ze stworzenia wzroku. - No, dobra hydra. Grzeczna hydra. Siad. - starał się, by jego głos był z tych nieznoszących sprzeciwu.
- Oj wiele w życiu widziałem. -odparł spokojnie starzec.
Calamity w milczeniu przyglądał się rozrostowi bestii, wzdychając od czasu do czasu jakby to przedstawienie niezmiernie go nużyło. Oba łapska łupnęły o kolana Richtera, co poprzedziło jego powolne wstawanie. Szybkim ruchem ściągnął hełm i zaczesał włosy do tyłu, chyba pierwszy raz w pełni ukazać jego facjatę.
- Hej bestio! - Zakrzyknął ścierając łzy z pokrytych bliznami policzków. - Pamiętasz mnie... z pewnością. - Zaczął powoli zbliżać się w stronę Hydry ze rozłożonymi rękoma. Despair spoczywało w amethystowym pokrowcu, gdyż nie było potrzeby by brało w tym udział. Na jego paskudnej gębie pojawił się szeroki i bardzo upiorny uśmiech, a ślepia zajarzyły się mocniej.
- Jestem twoim nowym panem… - Rzekł z nie mniejszym uśmiechem, po czym dodał
- Suro… zabierz starszego Pana… odrobinkę dalej… - Jakby Hydra zaczęła wariować wraz z Richterem mogłoby dojśc do kolejnych i niepotrzebnych zniszczeń miasta.
Hyudra zasyczała groźnie, a jej łby opadły niżej by otoczyć Richtera czymś w psotaci wężowego kręgu. Stwór łypał na wojownika podejrzliwie, jednak nie podejmował żadnych innych akcji… wyraźnie pamiętał jak jego ostatni Pan skończył po walce z Calamitym.
Miał się cały czas na baczności, patrząc głęboko w oczy jednej z głów wystawił powoli rękę w stronę łba bestii. Robił to powoli by jej nie rozjuszyć przypadkiem. Chciał po prostu położyć rękę by pogłaskać potwora. - No już… już… - Rzucił dziwnie przyjaznym jak na niego tonem. Był gotów w razie ataku przenieść się poza zasięg łbów. Hydra jednak nie wyglądała na taką co by chciałą rozerwać zbrojnego na strzępy. Podsunęła nawet jedną z głów pod rękę Calamitiego.
Pokiwał głową z uznaniem, przemawiając.
- Mam nadzieje że będziemy… dobrymi partnerami. - Po chwili rozmyślania dorzucił gładząc się ręką po podbródku - Muszę ci nadać jakieś imię. -
Elf patrzył na poczynania Richtera z lekkim uśmiechem wymalowanym na ustach.
- Nie ma co będziesz robił furorę mając za zwierzaczka takie stworzenie. - skomentował gdy jego towarzysz zakończył proces oswajania.
Długouchy zbliżył się nieznacznie do hydry, jednak był przygotowany w każdym momencie odskoczyć. To że on wywabił ją z miecza i to, że zbrojny ją oswoił nie oznaczało jednak, że któryś z łbów nie uzna białowłosego za idealny materiał na przekąskę.
- Panie Kaiku, można wiedzieć czym się pan zajmował za młodych lat? - Suro zwrócił się do staruszka, wyraźnie zaintrygowany nie tylko jego słowami, ale i przyjmowaniem wszystkich wydarzeń lepiej niż niektórzy przyjmują opady deszczu.
- Oh parałem się wieloma zawodami. -odparł starzec z uśmiechem prezentując swe niezbyt pełne uzębienie. - Długo by wymieniać, ale sporo widziałem w życiu. -dodał, gdy hydra groźnie kłapnęła szczękami na elfa. Widać póki co tylko rycerz zdobył jej sympatie.
Białowłosy pokazał potworowi język, po czym się odsunął na jego zdaniem bezpieczną odległość.
- Z chęcią bym posłuchał. - powiedział starając się ignorować dobiegające do niego świadectwa walki, co z resztą dobrze mu wychodziło. - Mistrzowie mojego bractwa zawsze powtarzali, że warto uczyć się od starszych i bardziej doświadczonych.
- Hohoho, opowieść o moim życiu raczej nie jest zzajęciem na jeden wieczór. -zaśmiał się pomarszczony jegomość. - Ale jeżeli moge Ci coś poradzić, zawsze spodziewaj się niespodziewanego i podążaj za tym co kochasz przez całe życie.
Hydra natomiast zasyczała cicho, powoli wracając do swej formy sprzed paru chwil. Chyba zaakceptowała swego nowego właściciela na tyle by wrócić do snu.
Richter skinął sobie głową, po czym podniósł hydrę w przebraniu runicznego ostrza i wsunął pod amethystowy pokrowiec. Teraz oba miecze krzyżowały się na plecach Calamitiego.
- A teraz… czekamy aż tamci wrócą… strasznie długo im to...zajmuje. - poskrobał się szponem po policzku patrząc w kierunku dobiegających odgłosów walki. Nawet przez moment pomyślał czy aby nie pognać tam dołączyć do walki.
- Podążać za tym co kocham? - powtórzył Suro. Jakby wziąć to dosłownie to jakiś czas temu podjął decyzję by robić coś wręcz przeciwnego. Elf jednak tak długo przebywał w towarzystwie kobiet, że potrafił doszukać się podtekstu - czasami nawet tam gdzie go nie było. - Dziękuję za radę. Będę musiał to przemyśleć. - zwrócił się do staruszka, po czym rzekł do Richtera - Jak dla mnie nie ma się czym przejmować. Co prawda mam wrażenie, że twoje szaleństwo się do nas dostosowywało w czasie walki, ale jest też zbyt aroganckie, by dostrzeć zagrożenie tam, gdzie nie jest widoczne na pierwszy rzut oka.
Już zaledwie po kilkunastu minutach spomiędzy budynków wynurzyła się dwójka postaci zmierzających w stronę twierdzy. Górujący nad blondynem pirat, którego kolor skóry sprawiał, że mimo jego gabarytów dużo łatwiej było go przeoczyć w mroku nocy, pomachał do trójki czekającej na ich przybycie.
- Heeeej! Puszka! Długouchy! Obiliśmy mordę tamtemu psycholowi! Iwabababababa!! - wołał Czarnoskóry śmiejąc się przy tym wesoło, a gdy dotarł do Richtera i Suro od razu zaproponował żeby pójść się przespać i obgadać wszystko następnego dnia.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 06-01-2014, 20:06   #334
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Kapitan Czarnoskóry vs. Szaleństwo Richtera

- Myślisz że taki zabawnyś, tchórzu? - odpowiedział pirat z szerokim uśmiechem, w którym na moment zabłysnął jego złoty ząb. - Ale nie chcę roweru, tylko twojego zakutego łba! Nadałby sie w sam raz na kulę armatnią! Iwabababa!
Gort uniósł swojego buciora, by zaraz przygrzmocić nim w dach który natychmiast rozpadł się na kawałki i zapadł pod dwójką walczących, zaś z ziemi wyłoniła się gigantyczna kamienna pięść mająca uderzyć w spadającego Ririego, gdy jednocześnie Czarnoskóry wbije go w nią jeszcze mocniej swoimi dwoma czaszkozgniotami.
Noga Ririego uderzyła o pięść, w potężnym kopnięciu gdy ten ze śmiech roztrzaskał kamienne paluchy wyrastające z ziemi. Wtedy jednak z góry opadł na niego olbrzymi pirat, uderzając swymi dwoma kolczastymi kulami. Manifestacja szaleństwa skrzyżowała ramiona, ale i tak została posłana w stronę kamiennego słupa w który wbiła się z głuchym łupnięciem. Gort wylądował na rozstawionych nogach z triumfalnym uśmiechem… który szybko zakryła metalowa łapa.
Ręką Ririego zacisnęła się na twarzy pirata, gdy ten wyszczerzył się szeroko. Jego oczy płonęły radością i rządzą walki, zaś czarna krew spływała z rozciętego łuku brwiowego.
- Nie tak łatwo czarnuchu! - ryknął ciskając skręcając całe stalowe ciało, tak że Gort poleciał rzucony w stronę ściany. Jego kwadratowa głowa przejechała po ziemi, krzesząc iskry, póki nie zarył w ścianę która ustąpiła pod siłą ataku. Murzyn zatrzymał się dopiero w następnym budynku, w którym poderwali się przerażeni wieśniacy.
Co ciekawe krew spływała z miejsca gdzie pazur Ririego przejechał po czole pirata. Widać wiedział jak ranić kamiennego człowieka.
Riri zeskoczył z pozostałości piąchy, lądując na szeroko rozstawionych nogach. - Od dawna chciałem z wami walczyć. -zarechotał, widać nastroje zmieniały mu się jak na szaleństwo przystało. - Czasem widząc wasze potyczki nosiło mnie tak, że myślałem iż wybuchnę. Zmiotę Cię jak robaka. -dodał wystawiając język gdy jego twarz przybrała lekko krwiożerczego wyrazu.
- Jeszcze zobaczymy kto tu kogo rozgniecie, zakuty łbie! - zakrzyknął ochoczo pirat, rad że wreszcie udało mu się spotkać godnego przeciwnika. Wydawało się wręcz że z jego ekscytacji cały budynek zaczyna drżeć w posadach. - Zaraz pokażę ci nową sztuczkę! Iwabababa!
Ściany, jak i sufit budowli trzęsły się coraz bardziej gdy Gort przygotowywał swoją technikę. Nie zawaliły się one jednak na głowę Ririemu który mógł się tego spodziewać. Zamiast tego pirat zakrzyknął głośno:
- Bari Bari no Gayser!!
W tym momencie zaś za plecami szaleństwa ziemię rozerwało monstrualne ciśnienie. To skały pod ziemią przesunęły się tak by znajdująca się pod ich stopami żyła wodna wyszła na powierzchnię i wystrzeliła prosto w plecy Ririego strumieniem wrzącej wody o wielkiej sile. Gort natomiast przygotował ponownie swoje dwa wiertła którymi miał zamiar uderzyć w wyrzuconego w jego kierunku oponenta.
Ciało Ririiego wygięło się od nagłego uderzenia wody w plecy, gdy został pchnięty na Gorta. Jednak każda akcja wywołuje reakcje, a taki przypływ energii dodał sił też pieśćią Ririego, który wygiął się tak, by każda z jego okrytych stalą piąch zderzyła się z jednym z wierteł.
Prawa ręka Gorta, ta która miała sobie w więcej sił uderzyła w lewą pięść szaleństwa. Iskry strzeliły na wszystkie strony, a hałas ocierających się o siebie elementów był nie do znieniesienia. Delikatne pęknięcia zaczęły pojawiać się zarówno na broni czarnoskórego jak i dłoni wroga.
Jednak fałyszwa ręka, lewa która zastępywała ta skradziona przez Lokiego, nie radziła sobie tak dobrze. Wiertło zaczynało tracić prędkość obrotową, by w końcu rozpaść się pod wpływem siły przeciwnika. Wraz z nim ułamała się też spora część ręki Gorta.
Riri wylądował na ziemi z głośnym śmiechem, by od razu odbić się od niej i ruszyć do ataku.
Kropelki wody uniosły sie w góre gdy wyskoczył z podwiniętym kolanem, które zaraz z impetem zostało wyprostowane by stalowy bucior mógł wyporwadzić kopnięcie.
Jednak Refleks czarnoskórego był wyrobiony przez setki pojedynków, prawa ręka od razu odbiła kopnięcie, a lewa mimo uszkodzeń strzeliła Ririego prosto w brodę.
Metalowa skóra pękła a anwet jeden z kłów wyleciał z paszczy choróbska, gdy to ono tym razem przebiło się przez ścianę.
Ciężko wyrazić słowami jak wielką radość sprawiała Gortowi. Pojedynek dwóch równie potężnych istot z których żadna nie była w stanie zyskać decydującej przewagi. Siła pirata zdecydowanie się poprawiła od jego ostatniej tego typu potyczki z Chuchrem. Nie było wątpliwości, że kapitan pirackiej załogi przezwyciężył ograniczenia śmiertelników i stał się kimś więcej. Bohaterem? Herosem? Legendą? Te określnia z pewnością by mu się nie spodobały, jednak w tym momencie najlepiej określały jego osobę, która przy pomocy samej siły woli była w stanie rywalizować z nawet boskimi tworami.
Sam Czarnoskóry naturalnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego celem było zwycięstwo i pokonanie każdego kto stanie mu na drodze, niezależnie od jego rasy, wielkości, siły, czy też statusu. Nie potrzebował żadnej innego innego powodu do walki. Jego motywacją było dążenie do przewyższenia samego siebie w każdej następnej walce i od początku tej wyprawy udało mu się to lepiej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
- Te, konserwa! Nie mów że już się zmęczyłeś! - zawołał prześmiewczo w stronę otworu w ścianie. - Skoro takiś powolny, to może ja pójdę po ciebie!
Pirat kilkoma susami dopadł do dziury przez którą wyskoczył na ulicę i nie zatrzymawszy się nawet na moment zaszarżował od razu na swego przeciwnika. Wydał przy tym z siebie mrożący krew w żyłach okrzyk, który spowodował że otaczający ich przechodnie natychmiast zaczęli tracić przytomność, zaś ci którym udało utrzymać się na nogach po ujrzeniu z kim mają do czynienia natychmiast rzucali się w popłochu do ucieczki. Zaraz potem Czarnoskóry uniósł do góry oba ramiona które przemieniły się w gigantyczną głownię młota najeżoną dziesiątkami ostrych kolców, którą miał zamiar wbić Ririego tak głęboko w ziemię jak tylko potrafił.
- Naprawdę myślisz że mnie przestraszysz czymś takim? -zarechotał Riri zapierając się nogami, widząc szarżującego Murzyna. - Clamity pochodzi od smutku i rozpaczy… znasz je, ale czy poradzisz sobie z radością czarnuchu? -zapiszczał podnieconym głosem Riri. Machnął ręka z której wyskoczyło parę czarny baniek. Uderzyły one w Gorta a gdy pękły wydały z siebie prawdziwy ryk. Wesołe trąbki, opętańcze śmiechy i werble uderzyły w ciało Gorta krusząc je w wielu miejscach.
Lecz pirat nie przerwał swego biegu. Pędził dalej niczym dzika bestia, biorąc szeroki zamach swym młotem który uderzył po raz kolejny w skrzyżowane ramiona Ririego. Sylwetka Szaleństwa oderwana została od ziemi tym silnym ciosem, lecz tym razem nie skończyła na dachu, lecz wylądowała parę metrów dalej. Z prawej ręki choróbska ciekło coraz więcej czarnej krwi, lecz ta nie wyglądała na zbyt przejętą.
- Uważasz ze jesteś silny co? Riri rozejrzał się i doskoczył do najblizszego domu. Jego palce wbiły się w ziemię, a on ryknął głośno gdy nagle potężny płat ziemi został wyrwany ze swej macierzystej pozycji. Kolana choroby wyprostowały się gdy ta wyprosotwała się nagle ciskając olbrzymia skałą i położonym na niej domostwem za swe plecy na Gorta.
- Łap więc! -ryknął Riri, przekrzykując wrzaski mieszkańców ukrytych w domostwie. Sam natomiast ruszył w cieniu budynku gotowy do dalszej walki z murzynem.
- Iwabababa! Zabawnie walczysz! - odkrzyknął pirat, którego kontrą na zagranie szaleństwa był wyrastający z ziemi szeroki na kilkanaście metrów podest który miał uderzyć od dołu w przelatujący dom i zatrzymać go w miejscu. - Ale rzeczywiście silny z ciebie gość! Dlatego właśnie mam zamiar obić ci mordę! Iwabababa!
Gort zaczął powoli obchodzić dookoła stworzony przez siebie olbrzymi filar. Znał dobrze położenia Ririego po drugiej stronie i wiedział że póki co może zachować od niego dystans, więc postanowił przygotować swoje następne zagranie. Porzucił swój gigantyczny młot, który zastąpiła formująca się nad jego głową wielke kamienna kula. Liczył na to że udało mu się zyskać dostatecznie dużo czasu dokończyć formowanie swojego techniki, którą zamierzał zaatakować Ririego gdy tylko spotkają się po drugiej stronie filara.
Gortowi udało się dokończyć kształtowanie głazu, a może ciekawość Ririego po prostu pozwoliła mu by w pełni uformował głaz, który niczym olbrzymia kula do kręgli ruszył w stronę szaleństwa.
Stalowy przeciwnik rozłożył szeroko ramiona, gdy kula uderzyła w niego, przesuwając stopy wroga pirata po ziemi, tak że wszystkie malutkie kamyczki i odłamki strzelały na boki. Jednak z każda sekunda prędkość ogromnego pocisku malała, a palce Ririego wbijały się coraz głębiej w kamienną kulę.
- Przestań się ze mną bawić murzyńska zakało! -ryknął Riri którego nastrój z wesołego nagle przemienił się w czysta furię. Mięśnie na jego ramionach napięły się gdy podniósł do góry olbrzymi głaz. Okręcił się dookoła własnej osi po czym posłał głaz w stronę murów zamku.
- Widziałem każda twoja potyczkę, która toczyłeś z Richterem, każdą walkę każdy ruch! -ryknął wściekły. - Więc pokaż mi w końcu to co naprawdę potrafisz, jestem lepszy niż każdy twój poprzedni przeciwnik. -dodał gdy jego oczy czarna mgłą.
Riri zniknął by pojawić się tuż przy Czarnoskórym, zaś jego łokieć gruchnął w brzuch pirata, odrzucając go w tył. Gdyby nie zbroja Haki, zapewne pękło by mu kilka organów. - LEPSZY! -zaryczał dziko, zaś pobliskie budynki popękały od potęgi jego głosu.
- Więc chcesz zobaczyć coś nowego? Zobaczymy jak to ci się spodoba - Gort chwycił sztuczną ręką za ramię Ririego, napinając wszystkie mięśnie w przygotowaniu do następnego ataku. Jego zdrowa ręka nagle zrobiła się czarna jak smoła i błyszcząca jak diament, gdy ten uniósł ją do góry. - GORT’S BLACK ROCK MEGA PUNCH!!!
Pięść mignęła na ułamek sekundy, jednak dla niewprawionego oka wyglądało to tak jakby priat nie poruszył nią nawet o centrymetr, jednakże nadzwyczaj szybki jak na Czarnoskórego cios został wyprowadzony prosto w facjatę szaleństwa. Jednocześnie gotowy był by zaraz po ataku wzmocnić tym samym typem haki miejsce na ciele zagrożone następnym ciosem Ririego.
Czerwona koszula migotała w odległości, która dla większości śmiertelników była wykluczającą z potyczki tylko po to, by w następnej sekundzie znaleść się juz na wyciągnięcie ręki. Blondyn po raz kolejny czekał na ruch czarnoskórego, a raczej - na reakcję, którą ten wywoła u manifestacji szaleństwa. Wyrok nie zawsze musiał być piękny, jego skutecznośc nie mogłabyć jednak kwestionowana.
Fa[u]st nie znał dokładnej mocy żadnego ze zgromadzonych, wiedział że cała trójka mogłaby znaleść się w tańcu, który imitując znaną pospólstwu rozrywkę opierał się na cyklu słabości i przewag. Każdy z nich mógł zabić jednego, a może wszystkich tu zgromadzonych? Tym, co odróżniało tą potyczkę od niewątpliwie najbardziej znanej w historii świata rozgrywki była zmienność zasad. Właściwie to Gort, który niewątpliwie przybrałby postać kamienia w danej chwili mógł zmiażdżyć odpowiednik papieru, rozerwać go na strzępy, tylko po to, by w przeciągu kilku kolejnych sekund zostać rozciętym przez nożyce. Co gorsze - ta sytuacja odnosiła się do każdego z nich.
Strażnik najpiękniejszej z idei musiał więc czekać na moment, w którym atak Gorta zmusi słabości Richtera do obrony i zaatakować z innej, teoretycznie nieosłanianej strony. Zamierzał błysnąć i ciąć cały brzuch osobnika, który stał się celem zapomnianego już boga. Nauczony jakże pięknymi doświadczeniami z osobnikiem, znanym jako “Zodiak”, gotów był by w każdej chwili próbować uniknąć, czy też wzmocnić swe ciało standardową defensywą.
Problemem który napotkał Faust było to… że Riri nie zamierzał się bronić. Nagle i on złapał Gorta za ramię, wbijając w nie mocno palce, a jego ręką rozmyła się od prędkości. Dwie piąchy walczących uderzyły wzajemnie o facjaty wojowników. Łupnięcie poniosło się echem po mieście, zaś z rozciętej wargi Gorta spłynęła stróżka krwi. Jednak to Riri odczuł cios bardziej, stal na jego policzku pękła mocno, a czarna maź poczęła płynąć z niej wartkim strumieniem.
- To mi się podoba Czarnuchu. Pokaż czy masz jaja. -zarechotała choroba, by znowu łupnąć o twarz Gorta pięścią, poszerzając tym samym rozcięcie na wardze. Pirat rzecz jasna nie został dłużny a jego cios jeszcze bardziej rozkwasił policzek Ririego.
Faust natomiast był świadkiem niezwykłego zjawiska. Choroba która powstała tylko z wiary rywalizowała właśnie z piratem w konkursie oceny własnych możliwości. W Walce w której liczyła się wola wygranej… i przegrywała.
Gort ujrzawszy kątem oka zbliżajacego się strażnika równowagi uśmiechnął się szerzej, jakby zadowolony z tego że na trybunach pojawił się pierwszy widz ich spektakularnego pojedynku.
- Hej Blondas! Stój i patrz jak rozkwaszę ryj temu ćwokowi! Iwabababa! - zarechotał pirat, szykując się do następnego ciosu. - To już długo nie zajmie!
Czarnoskóry wciąż śmiejąc się rubasznie wykonał następne błyskawiczne uderzenie, zaś drugą dłonią również chwycił Ririego za fraki, aby upewnić się że ten w ostatniej chwili mu nie ucieknie, choć nie wierzył że tak się stanie. Był to pojedynek siły w którym obie strony dawały z siebie wszystko i żadna nie zamierzała się poddać. Zwycięstwo albo śmierć. Co w tej w bitwie czekało Czarnoskórego Gorta? Przypomniał sobie moment w którym pokonał Shuu. Był wtedy zbyt słaby. Zbyt słaby by ocalić wszystkich swoich nakama. Nie mógł pozwolić by stało się to ponownie. Wiedział że nie będzie mógł spojrzeć im w oczy dopóki własnymi rękoma nie pokona tej zarazy, która była prawdziwą przyczyną ich cierpienia.
- Mówiłem że nie jestem tak słaby jak wy choróbska sobie myślicie!! - ryknął głośno gdy jego pięść z nadludzką prędkością leciała na spotkanie z twarzą manifestacji szaleństwa.
- To nie tak, że potrzebujesz pomocy - podsumował wyraźnie zaskoczony tym faktem blondyn. Pytaniem nie było to, jak słabe jest szaleństwo, lecz gdzie znajdują się granice rozwoju czarnoskórego. Twarz blondyna została przykryta nieco dziwnym, zawadiackim uśmiechem. Do świadomości blondyna dotarła właśnie wielkość szczęścia, jaką było znalezienie się Gorta po tej właśnie stronie. Gdyby pirat zdecydował się opowiedzieć po innej stronie, rozsiewając więcej chaosu niż przystało na samozwańczego władcę mórz i oceanów, Faust zapewne nie pokonałby go w uczciwej walce.
W umyśle strażnika równowagi starły się dwie posiadające niemalże identyczne ilości zarówno dobrych, jak i złych cech. honor, piękno pojedynków, z którego dumny byłby nawet pozbawiony wcześniej żywota San, oraz starcie z największym z zagrożeń na horyzoncie. Jeśli blondyn chciał mieć jakikolwiek wpływ na nadchodzące starcie, musiał bliżej poznać szaleństwo, zaś w obecnej sytuacji istniała tylko jedna możliwość.
Perłowe ostrze znajdowało się w jego dłoni, rozsiewając po samozwańczej arenie zimną i niebezpieczną niczym oddech znajdującej się tuż za plecami walczących śmierci. Sama prezencja blondyna mogła zmienić losy tej walki, zaś jego wola, by w razie potrzeby zwyczajnie zniszczyć nieprzygotowaną, czy też zwyczajnie zmuszoną do obrony atakami czarnoskórego manifestację czarnoskórego. Nawet jeśli blondyn wątpił, by uosobienie słabości Richtera mogło im zagrozić - był gotów do uników.
Pięści dalej uderzały o twarze ich właścicieli, sprawiając że coraz więcej czerwienie i czerni pokrywało pobliska ulicę. Posoka tryskała z rozciętych kawałków skóry, a facjaty puchły od uderzeń. Jednak nowo zrodzona choroba zdecydowanie traciła na sile swych ciosów wraz z upływem cennych sekund walki.
W końcu dwie piąchy gruchnęły o siebie na tyle mocno, że obaj walczący zostali od siebie odrzuceni. Riri dyszał ciężko a czarna krew ciekła z jego poranionej twarzy i nadłamanego nosa.
- Ahahah więc tak smakuje życie co? -zachichotał cicho, gdy nagle Faust pojawił się przy nim. Nisko nad ziemią biorąc szeroki wymach by ciąć białym aktem przez tors. Riri rozszerzył oczy, a ostrze blondyna muskało już jego ciała, gdy to nagle przemieniło się w ostrze łudząco przypominające Despair.
- Nie tym razem blondas! -zarechotał Riri i pół miecz pół szaleństwo, wzięło szeroki zamach by uderzyć w głowę strażnika… który jednak bez problemu uskoczył. - Nie wtrącaj się
w cudze walki.
-warknął Riri wracając do dawnego wyglądu.
- Strasznieś niecierpliwy jak na mądralę, który nie lubi się bić - zawtórował mu również niezbyt zadowolony Gort, wycierając cieknącą z ust krew. - Skoro tak bardzo chcesz, to zostawię ci następnego świra który wejdzie nam w drogę, ale jeśli jeszcze raz nam przeszkodzisz, to ostrzegam że dostaniesz ode mnie kuksańca.
To powiedziawszy pirat pogroził pięścią blondynowi, po czym skupił się ponownie na Ririm.
- Pokaż na co cię stać, pierdolcu! - ryknął gromko, by zaraz przystąpić do gwałtownej szarży na swego przeciwnika, by przewalić w niego z bara całym swoim ciałem, zaś w jej trakcie zaś dało się zauważyć, że ramię pirata tak jak poprzednio stało stało się całkowicie czarne i opalizujące niczym kryształ. - GORT'S BLACK ROCK MEGA SMASH!!
- Może powinienem rozpocząć zbieranie interesujących mieczy? - blondyn zapytał zgromadzonych. Nie zamierzał nawet komentować pirata, który uznawał jedne zasady za święte tylko po to, by łamać inne, które zdawały się nie współgrać z jego interesami. Rozumiał sposób, w jaki działał ograniczony umysł czarnoskórego, nie dyskutował z nim.
- Gdy zyskasz świadomość, że nie jesteś w stanie wygrać z Gortem, czy zwyczajnie zaczniesz pragnąć pozostać w nawet najmniejszym stopniu na tym świecie… - z ust strażnika równowagi wypłynęła propozycja, która z pewnością była ostatnią ofiarowaną manifestacji słabości Richtera.
Krew rodu zdrajców zdawała się palić, powoli zbliżać się do dominacji nad dzierżycielem perłowej katany. Oferty, które składał nigdy nie zakładały możliwości przegranej. Nawet tym razem zdawał się mieć przygotowane coś, co pozwalało mu spać spokojnie. Nie dość że Richter, a co za tym idzie - zrodzona z jego słabości istota, widział ofiarowane Faustowi umiejętności zaledwie raz, to jego ograniczona wiedza o współczesnym świecie powinna uśpić czujność wobec członka trwającego niewiele ponad sto lat rodu zdrajców. Właściwie to blondyn powinien być w oczach szaleństwa tylko silnym, przemądrzałym oraz oczywiście irytującym osobnikiem o nieco odmiennej, jakby odrzucającej płeć piękną orientacji. Możliwym było nawet to, że dzierżyciel rozpaczy… ufał strażnikowi równowagi. Ten zaś musiał dbać o swoją reputację.
Obserwował walkę, analizując ruchy tak Gorta, jak i jego przeciwnika. Chciał być gotowym na sytuację, w której wola życia nowo powstałego bytu nie była jeszcze w pełni uformowana. Szukał momentu, w którym żywot jednego z pomiotów, czy może odłamów prawdopodobnie najbliższego bogom bytu znajdującego się obecnie na świecie, będzie bliski końca, by błysnąć i przedłużyć byt istoty poprzez zabicie jej. Nie musiał obawiać się gniewu czarnoskórego, właściwie to był ciekaw tego, co będzie górowało nad piratem - jego wiara w “nakama”, czy jego pragnienie pojedynków.
Riri uśmiechnął się w stronę Gorta i wsunął dłonie do kieszeni. - Już pokaałem… wygrałem chwile temu. -stwierdził wskazując na ręce pirata pokryte posoką manifestacji Szaleństwa. - Krew Calamitiego jest żrąca… moja tez nie jest normalna. -dodał gdy nagle z plam krwi na Ciele Gorta zaczęły wyrastać metalowe ręce i twarze Ririego. Tak powstałe klony, które niczym pasożyty pokrywały pirackiego wodza, objęły jego nogi ,zaczęły wykręcać ręce i okładały go piąchami tym samym przerywając szarżę. Gort upadł bowiem na ziemi, zaś narośla niczym amerykańscy futboliści, zaczęły go przy podłożu przytrzymywać.
- To Ci trochę zajmie. -stwierdził spokojnie Riri i wydmuchał krew z nosa na ziemię. - To teraz ty blondas tak? -zagadnął w stronę Fausta gdy jego ręka przemieniła sie w ostrze fałszywego Despair.
- Nie wiń mnie, jestem tylko przedłużeniem naturalnego porządku rzeczy. - odpowiedź Fausta naszła błyskawicznie, najwyraźniej jego osoba była przyzwyczajona do wypowiadania tych słów. Zdawało się, że przeważnie inteligenty strażnik równowagi niejednokrotnie wyłączał wszelakie głębsze przemyślenia, bazując tylko na swoich przyzwyczajeniach. Na refleksie. Jeśli jego ciało ograniczało się głównie do szybkości i ciągle pozostawało przy życiu, musiałbyć w tym jakiś sens.
Nie było już powodów by wykorzystywać element zaskoczenia. Uosobienie słabości dzierżyciela rozpaczy widziało w Fauście zapewne tylko wroga. Było przygotowane na atak w każdym momencie. Najwyraźniej za sprawą tego blondyn rozszerzył obie nogi, wysuwając prawą w kierunku swego przeciwnika. Dłoń dzierżąca miecz uniosła się, zaś ostrze znalazło się w pozycji równoległej do podłoża. Druga dłoń uderzyła w jakiś bliżej nieznany zgromadzonym punkt na jego klatce piersiowej.
Boski rumak prosto z niesamowitej stajni Poseidona zadrżał gdy szermierz po raz kolejny wykorzystał jego moc, by poruszać się jeszcze szybciej niż zwykle. Fałszywa sylwetka blondyna miała pojawić się tuż przy prawej ręce przeciwnika, próbując przeciąć brzuch przeciwnika. Prawdziwa osoba strażnika równowagi zaatakowała pchnięciem z przeciwnej strony. Proste, całkiem defensywne zagranie. Jeśli zdoła trafić, zwyczajnie dołoży drugą rękę i przeciągnie ostrze w dalszy od tej pozycji koniec jego ciała. Jeśli nie, będzie bazował na swych standardowych sposobach obrony.
Gort wierzgając i wydając z siebie dzikie odgłosy próbował się uwolnić z uścisku Ririego, jednak okazało się to trudniejsze niż się spodziewał.
- On jest mój! Słyszysz, Blondas!?! - ryknął wściekle pirat i gdy zdawało się że narastająca w nim złość i żądza walki zaraz wybuchną, stało się coś dziwnego. Mimo iż nic nie zmieniło się w jego fizycznym wyglądzie, to powietrze dookoła Czarnoskórego nagle stało się ciężkie i przytłaczające. Chodnik dookoła niego samoistnie popękał, tak że dodatkowe ramiona Rirego nie mogły go dłużej przytrzymywać. Ten zaś podniósł się z ziemi, a jego dłoń zamieniła się w kamienny topór pokryty czarnym haki, którym miał zamiar odrąbać okładające go ramiona.
 
Tropby jest offline  
Stary 06-01-2014, 20:06   #335
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
To co wydarzyło się w walce pomiędzy Ririm a Faustem było sytuacją zdarzającą się raz na milion. Obaj zniknęli by pojawić się w miejscach gdzie przed chwilą stał drugi. Ramiona szaleństwa przemienione w miecz, tak że normalnie głowa blondyna opadałaby już na posadzkę. Faust natomiast z kataną w miejscu gdzie przeszyłaby serce Ririego. Problemem było to, że wykonali swoje akcje dokładnie w tym samym momencie, przez co żaden nic nie zdziałał.
- Ohh… -mruknął lekko zdziwiony Riri, odwracając się w stronę blondyna. - To było niespodziewane.

Gort w tym czasie ryknął głośno a olbrzymi tasak odrobął łapska sztucznych Ririch. Co prawda kilka z nich zostało na jego ciele, ale pirat po prostu wyrwał je niczym chwasty, podrywając się na równe nogi.
- Myślałeś że takiś mocny, co nie? - zapytał prześmiewczo Ririego, widząc jak mocuje się z Faustem, nie mogąc zyskać nad nim przewagi. - Niech ci będzie Blondas! Jeśli myślisz, że dasz mu radę, to możesz mi pomóc! Iwabababa!
Pirat ponownie przystąpił do szarży na Ririego, jednak tym razem z ziemi za jego plecami wyrosło ramię kamiennego giganta, które miało za zadanie pochwycić szaleństwo by nie zdołało mu uciec.
- Bylem tylko nie został głównym aktorem? - zapytał, unosząc swą głowe nieznacznie do góry, w sposób niemalże teatralny ukazując prześmiewczo dodatkowo zwiększoną pychę strażnika równowagi. Powstały twór z trudem mieścił się wśród zgromadzonych, niemalże rozpychając ich na boki, chcąc odnaleźć chociaż trochę zrozumienia, oraz, co znacznie ważniejsze - uwagi.
Najwyraźniej plan blondyna polegał na wyeksponowaniu wad swej własnej osobowości oraz… błyskawicznie zniknąć z oczu zgromadzonych, pozostawiając ich z przemyśleniami. Z drugiej strony - zgromadzona tutaj dwójka najpewniej zignorowała to wszystko, nie doszukując się w tym ukrytych przekazów. Oni widzieli walkę jako sposób rozwiązywania konfliktów, nie zaś coś, co mogło przenosić ze sobą dodatkowe wartości.
Faust musiał polegać na swojej szybkości, właściwie to nawet gdyby chciał, nie miał nic innego. Pod względem bojowym jego istota obierała się tylko i wyłącznie na niej. Zamierzał pojawić się z lewej strony przeciwnika by zamarkować uderzenie z góry, by oddalić się i zatakować po raz kolejny, tym razem z prawej strony. Czekał na moment nieuwagi, by wydłużyć swe ostrze i zakończyć żywot przeciwnika.Jeśli chodzi o obronę, to odnosil się do standardowych środków.
Nim Gort zdążył się zorientować metalowy bucior znalazł się przed jego twarzą. Riri zamiast się bronic postanowił zaatakować czarnoskórego. Potężny kopniak trafił prosto w twarz murzyna, którego nos gruchnął głośno, zaś jucha spłynęła na piracką twarz. Szaleństwo nie miało zamiar się poddać, a to że jednym kopnięciem posłało pirata na drugi koniec ulicy było tego najlepszym dowodem.
- Teraz ty myszko… -mruknął rozglądając się na boki, jak gdyby obserwował muchę. To było dziwne uczucie dla Fausta, bowiem mimo tego że ciągle zmieniał pozycję w swej zawrotnej prędkości, źrenice Ririego podążały za nim, jak gdyby choroby nie dało się zmylić fałszywym mirażem czy też wyszukanymi grami słownymi.
Szaleństwo zupełnie zignorowało fałszywy atak po lewej stronie, a wydłużające sie ostrze perłowego kata zostało odbite przez przemienione w miecz ramię Ririego. - Obserwowałem was ludzi zbyt długo bys mógł mnie zwodzić. -warknął metalowy przeciwnik, w którego głos znowu wkradała się wściekłość.
- WIĘC NAWET TEGO NIE PRÓBUJ!- dodał już całkowitym rykiem i tupnął mocno w ziemię, co spowodowało że cała okolica zadrżała pod butem tego stworzenia. - Pokażcie co naprawdę potraficie, tak chcecie pokonać mojego ojca?! -dodał wściekły.
- Ty chędożony szczurze lądowy! - wrzasnął równie wściekle Gort, a okolica zadrżała nawet mocniej gdy podniósł się z ziemi i potężnym stąpnięciem sprawił że ziemia popękała pod jego stopami, a pomiędzy Faustem i Ririm zdawało się znajdować epicentrum wstrząsów. - Do tyłu, Blondas!
Po ostatnim okrzyku pirata przez szaleńcem spomiędzy płyt chodnikowych wystrzeliła fontanna nafty, zalewająca wszystko dookoła czarną mazią gęstą niczym smoła znacznie utrudniająca poruszanie się, a do tego oczywiście łatwopalna.
Faust ruszył do tyłu, ciągle obserwując tego, który zdawał się wszystkim być inkarnacją zła wszelakiego. Możliwe, że takie określenie miało dużo wspólnego z prawdą, przynajmniej, gdyby patrzeć na wszystko od drugiej strony. Choroba nie była efektem przemocy, lecz strachu przed nią. Gromadziła w sobie wszystko, co żywe istoty pojmowały pod pojęciem zła. Była inkarnacją ich strachów.
Ostrze blondyna pokryło się na kilka chwil ogniem, dokładnie tak, jak w przypadku pierwszej potyczki z panem czarnej wieży. Tym razem jednak blondyn nie musiał zrzucać swoich widzimisię na innych. Jego zadanie było ofiarowane mu przez zapomnianego boga, a on wykonywał wszystko dla większego dobra. Najprawdopodobniej sam Hefajstos, czy nawet Zhu Rong byliby dumni z tego, co właśnie miało nadejść. Jeśli tylko czarnoskóry zdoła zareagować wystarczająco szybko, szaleństwo zniknie w prawdziwym morzu ognia.
Faust zamachnął się w końcu, zaś uśmiech zrodzony z dumy wojownika, któremu właśnie udało się wykonać coś, co miało przeważyć losy pojedynku. - Oczyszczenie - zamierzał wrzasnąć, gdy wysłane ogniste cięcie połączy się z trsykającą z ziemi naftą.
- Zrób z tego basen, cokolwiek - dodał wyraźnie zdenerwowany całym faktem strażnik równowagi. Nie wiedział jak niszczący będzie atak.
Nafta trysnęła z ziemi niczym w marzeniach domorosłego poszukiwacza fortuny. Riri rozłożył ręce jak gdyby stał na cieplutkim deszczu i zaśmiał się głośno, prrezentując światu swoje ostre kły.
- To wszystko? Co to masz zamiar przerobić mnie na murzyna czy jak? -szydził w stronę Gorta, który wraz z Faustem odskoczył na bezpieczna odległość. - Co wy chcecie tym osiągnąć, porywacie się na zadanie którego wykonanie przypłacicie życiem! -dodał uginając nogi by ruszyć biegiem. Jednak lepka nafta znacznie spowolniła jego ruchy, zaś ciągłe jej przybywanie na ciele szaleństwa cale nie pomagało.
Wtedy tez nadszedł ogień wytworzony przez ostrze Fausta. Jezioro mrocznej mazi zapłonęło niczym samo serce Hadeus, zaś Riri zdawał się być główną pochodnią, totemem na środku jeziorka. Jego wrzask rozdarł okolicę, gdy ogień trawił jego ciało, a coraz więcej dymu spowijało miasto.
Długą chwile trwało nim cały zapas przygotowany przez Gorta wypalił się, pozostawiając w ziemi spory krater. Na jego środku zaś z rozłożonymi na boki rękoma leżał niemal wpełni zwęglony szaleniec. Uśmieszek nie schodził z jego ust, zaś metalowe ciało powoli rozpadało się w strzępy ciemności.
- Właśnie...o to mi chodziło.- stęknął wydychając sporą ilość dymu. - Chociaż nie chciałem ginąć dla tej lekcji. -dodał gdy i jego twarz zaczęła zwolna ulegac rozpadowi.
Czarnoskóry trzymając się za złamany nos podszedł z wolna do dogorywającego szaleńca.
- Chybaś się przeliczył, co nie? - zapytał z dumnym uśmiechem, górując nad Ririm niczym twierdza nad samym Lukrozem. - Nie doceniacie prawdziwej siły mojej i moich nakama. Dalej jesteś taki pewny, że nie damy rady obić mordy twojemu ojczulkowi, gdy zbierzemy się wszyscy razem?
- Haha.. -Riri jęknął wesołym tonem a jego policzek odkruszył sie lekko. - Kto tam wie… wszak gdy w coś się wierzy może to stać się prawda co? -jęknął odwracając głowę z trudem w stronę pirata. - Mój ojciec jest w stolicy… w zamku. -jęknął zdradzając w końcu sekret dokładnej lokacji pierwotnego szaleństwa.
- Czyli tam gdzie zaczęliśmy, ta? - upewnił się pirat, przykucnąwszy obok Ririego. - No to gadaj jeszcze jak ten gość wygląda, żebyśmy wiedzieli komu obić mordę.
- To zapewne doradca, ten który wpadł na utworzenie naszej misji. - Faust podzielił się swoimi spostrzeżeniami, wpatrując się w wizerunek tego, który został już oczyszczony ze wszystkiego co było w nim złe, co zmieniało porządek tego świata.
Strażnik równowagi skierował swoje ostrze w kierunku ziemi, jakby przypominając odchodzącemu o jedynej możliwości przedłużenia jego istnienia. O tym, co tak bardzo było przez niego negowane. Blondyn nie zasługiwał na tą duszę, jeśli ta nie zgodzi się sama wejść do jego rąk. Nie cierpiał łączonych pojedynków. Nawet jeśli wiedział, że całość rozwija, pozwala spojrzeć na walkę, a może i na cały świat z innej perspektywy, nie był w stanie ich zaakceptować.
Dobrze poinformowany powiernik, którym w wypadku Fausta była chyba tylko osoba zapomnianego boga, wiedział że tym, co przeszkadza blondynowi najbardziej nie było poczucie honoru. On miał problemy z tym, co mogło się stać z osobnikami będącymi po jego stronie. Krew rodu zdrajców nigdy nie przestawała odciskać piętna na jego psychice, a on jakoś nieszczególnie zamierzał z tym walczyć. Dochodził jeszcze kontrakt, ale w sytuacji takiej jak ta, mógł oddalić go na dalszy plan.
“- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony - dusza piewcy najwspanialszej z idei przemówiła, czy może raczej westchnęła w kierunku swego bezpośredniego przełożonego. Ich kontrakt powoli zbliżał się ku końcowi, zaś blondyn miał nadzieję, że albo zdołają go przedłużyć, albo zdolności z niego płynące będą zależne już tylko od blondyna.
- Ha...doradca jest tylko pionkiem w grze mego ojca… -jęknął Riri, mówiąc z coraz większym trudem. - Mimo, że to on go stworzył od zawsze był manipulowany… -dodało jeszcze szaleństwo, przechylając głowę w stronę twierdzy Lukrozu. Następny powiew wiatru zaś sprawił że ta całkowicie rozpadła się w proch.
- Phi - prychnął Czarnoskóry, kopnięciem roztrącając resztki pokonego przeciwnika, po czym walnął delikatnie łokciem w ramię Fausta. - Trzeba było się wymundrzać, Blondas? Za karę tera ty masz wykminić komu mamy obić mordę w tej stolycy.
Po chwili pirat odwrócił się w stronę twierdzy i postąpiwszy w jej kierunku położył dłoń na ramieniu strażnika równowagi.
- Ale dobrze żeś się spisał. Nie wiedziałem że taki silny z ciebie gość - stwierdził, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. - Kiedyś będę musiał się z tobą zmierzyć, Blondas. Tylko nie licz że dostaniesz ode mnie jakieś fory! Iwabababa!
- Jesteś piratem, nigdy nie chciałeś obalić rządu? - poglądy jednego z większych rabusiów, najzwyczajniejszych anarchistów wychowanych na morzach i oceanach. Dopiero po kilku chwilach dotarło do strażnika równowagi to, że jego rozmówca zwyczajnie nie zdał sobie sprawy z tego, że ich cel był jasny jak nigdy. Wystarczyło… przeprowadzić ciężką, oraz całkiem długa rozmowę z doradcą, który tkwił w wyobrażeniu swej wyższości względem szalejącej plagi.
- Póki co musimy zwyczajnie wrócić do stolicy. Resztę informacji przekaże nam doradca. - niewątpliwie nie był on liderem tej grupy. Nie miał również takich aspiracji. Gort był personą, która mimo swych licznych wad gdy tylko chodziło o sferę intelektualną, prawdopodobnie posiadał najzdrowsze uczucia. Każde wypowiedziane przez niego słowo “nakama” przejawiało w nim największe pokłady człowieczeństwa. Jeśli chodzi o osobnika, za którym można podążać - to właśnie czarnoskóry nadawał się idealnie.
Na twarzy strażnika równowagi pojawił się stary, wręcz charakterystyczny dla niego, prowokujący uśmieszek. -Dobrowolnie… czy też wbrew swym przekonaniom.
- I taki planuś mi się podoba! - rzekł gromkim głosem pirat, klepiąc blondyna po plecach, po czym bez zastanowienia ruszył wraz z nim z powrotem ku twierdzy. - Czasem miło mieć pod ręką takich jajogłowych jak ty.
- Nie musiałeś kopać jego resztek - głos Fausta był nieco uniesiony. Nie było w nim czuć nadmairu złości, jednak wyraźnie nie zgadzał się z tym, czego dopuścił się czarnoskóry. Przed oczyma blondyna na kilka sekund pojawiły się wizje prosto z wizyt w umyśle pana czarnej wieży. Gwałty i rozboje. Twarz Libry wykorzystanej jako tarcza.
Westchnął.
Czyżby tego typu wspomnienia miały być karą za wzięcie udziału w nierównej walce? A może zwyczajnym przypomnieniem, uzasadnieniem udziału strażnika. Z całą pewnością nie chciał, by jeden z nielicznych osobników, którzy nazywają go nakama, czy też zwyczajnie akceptują jego towarzystwo skończył w ten sposób.
- Żył krótko, ale umarł jako wojownik. Czy to nie każe wspominać go z uśmiechem na ustach? - zapytał.
- Tamten świrus? - zapytał Gort, po czym wzruszył ramionami. - Myślał, że da radę pobić Wielkiego Czarnoskórego i chyba się przeliczył. Może wyszedł tylko ze łba Puszki, ale mocny był z niego gość. Tera za to bardziej ciekawi mnie jego ojczulek. Dobrze się składa, że wracamy tam skąd przyszliśmy, bo może od razu będę miał okazję obić mordę temu dupkowi w koronie i pokazać wszystkim kto tu jest największym postrachem mórz! Iwabababa!
Mięśniak roześmiał się rubasznie, wyobrażając sobie jak obala tutejszego króla i wszyscy jego poddani drżą ze strachu przed największym z piratów.
Blondyn machnął tylko ręką, widząc że to pirata nie dochodzą nawet najbardziej oczywiste przesłanki, a jego światopogląd jest bardziej skamieniały niż zasady boskich sądów, ustalone jeszcze kilka światów temu. Najwyraźniej pojęcie honoru czy tez szacunku było obce czarnoskóremu. Widocznie był bardziej przeciętnym piratem, niż mu się wydaje.
- Gdy któryś z twoich nakama przegrał? Chciałbyś, żeby ktoś kopał jego martwe już ciało? - zapytał strażnik równowagi. To pytanie zdawało się być ostatnią ostoją tej dysputy - jeśli czarnoskóry nie zdoła sobie tego wyobrazić, empatię będzie mozna skreślić z listy cech jego osobowości.
- Co ci się tak nagle zebrało na filozofowanie? - zdziwił się Gort, jednak chwilę zastanowił się nad jego ostatnim pytaniem, nim wreszcie odpowiedział: - Zdechlakowi i tak nic już nie zaszkodzi. Obiłbym mordę gościowi który go pokonał za to, że go zabił, a nie za to co mu zrobił później. Wiesz, na morzu zwykle wyrzucamy ciała zdechlaków do wody, gdzie zjadają ich rybki, więc co za różnica co z nimi robimy gdy już wyzioną ducha? Gdybyś widział jakie rzeczy robią piraci na morzu, Blondas, to byś się tak nie przejmował głupim kopniakiem.
- Kto wie, może kiedyś znajdę się na twoim statku? - czerwona koszula zatańczyła na wietrze, zaś jej gwałtowny ruch zdawał się odrzucać od Fausta wszystkie wątpliwości i zmartwienia. Jego przemyślenia zostały odegnany na dalszy plan, a swoista propozycja powinna uspokoić serca obu rozmówców.
- A pewnie, Blondas - oznajmił Gort z szerokim uśmiechem. - Dla nakama takich jak ty zawsze znajdzie się miejsce na moim pokładzie.
- Idź przodem, zaraz cię dogonię. - poinformował ruszającego już czarnoskórego. Faust uśmiechał się niemrawo. Może czas dać ludziom nieco dobrze ukierunkowanej wiary, nieco nadziei w to, że światem rządzi jakikolwiek, nawet najmniejszy porządek. Blondyn zniknął z oczu czarnoskórego, by pojawić się tuż przy nim kilka sekund później. Jedynie miasto zostało naznaczone dodatkowym zdaniem w kilku miejscach. Ci, którzy pierwsi pojawią się na byłej arenie, zniszczonej części miasta mogli ujrzeć słowa, które przy odrobinie szczęścia mogły zamienić się w przepowiednię, czy też legendę. Nic nie znaczącą opowieść, która sprawi, że kilka osób więcej powstrzyma się od największym występków.
Cytat:
“Gdy strażnik porzuci swe zasady, a awanturnik odnajdzie poczucie sprawiedliwości, nawet największa plaga upadnie pod ich nogami”.
 

Ostatnio edytowane przez Zajcu : 06-01-2014 o 20:09.
Zajcu jest offline  
Stary 06-01-2014, 21:45   #336
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Shiba

Nowe zadanie


Kobieta nie musiała długo czekać aż Loki sprowadzi do niej dawnych sojuszników. Zaraz po tym jak wytłumaczył jej nowe kompetencje i zadania, zniknął, pozostawiając ją w mroku jedynie z zamkniętym w próbówce szaleństwem i Jokerem.
Jednak nim tej zdążyła zbrzydnąć cisza przerywana jedynie cichym bulgotem cieczy w naczyniach, bóg kłamstwa i ułudy pojawił się znowu z dwoma kompanami.

Krio był cały zapłakany, a olbrzymie bańki złożone z glutów wystawały z jego nosa. Jednak gdy jego zapuchnięte oczy dostrzegły Shibę, od razu wyskoczył spod dłoni bóstwa i rzucił się na nią mocno przytulając się do ciała kobiety. Co prawda nie omieszkał przy tym mocno osmarkać i zmoczyć łzami stroju który ofiarował jej Loki, ale raczej było tutaj sporo szat do wymiany.
- Nghdy whęchej nhe umieraj… –jęknął zduszonym przez łzy głosem dzieciak, nie mając zamiaru wypuścić dziewczyny z objęć.

Kaze natomiast podszedł do sytuacji na o wiele większym luzie. Opierając o ramię swoją bron i oglądając łzawe powitanie z Krio.
- Yo. Widać nawet śmierć nie oparła się twoim cyckom, co? – przywitał się unosząc w górę dłoń. – Jak rozumiem teraz pracujemy dla Pana bożka w okularach? –dopytał zerkając na Lokiego, który stał teraz przy wielkim zwierciadle.
Gdy Shiba rzuciła w jego stronę okiem dostrzegła, iż Pan kłamstwa i aktualny namiestnik Hadesu wygląda na dość zirytowanego, mruczenie pod nosem było zresztą tego dowodem.
- Daje się i wszystko na tacy… a Ci dalej…. głupi śmiertelnicy. – mruczał obserwując coś w szklanej tafli.

-Zmiana planów. –zwrócił się w końcu do Shiby. – Jako pierwsze zadanie musisz zdobyć dla swoich dawnych przyjaciół transport. Następnie zaś zawieź ich do Larazu. Dopiero gdy uporają się z tym co tam siedzi przejdź do dalszej części planu. –stwierdził Loki splatając palce. – Ja w tym czasie wraz z jednym ze swych współpracowników pójdziemy dać im do zrozumienia która ze ścieżek jest słuszna… prawda Bachusie?


Po tych słowach z ciemności wyłonił się osobnik o kozich rysach i takiej też bródce. Dokładnie ten którego w teorii pod Czarną wodą, pokonała grupa bohaterów na początku tej opowieści.
- Skoro taka jest potrze…Baaaa… –zabeczał Bóg wina i zabaw, który najwyraźniej nie był zadowolony z wezwania go. – To twój nowy czempion… beee? – zagadnął zerkając na Shibe, jednak Loki obejmując go ramieniem, dał do zrozumienia że teraz nie pora na rozmowy. – Wyślę was tam gdzie powinniście znaleźć odpowiedni statek… –dodał Loki unosząc do góry palce.

- Wyślę was tam gdzie powinniście znaleźć odpowiedni statek… –Kaze wystawił język i robiąc niezbyt mądra minę przedrzeźnił Boga za jego plecami. Widać nie w smak były mu ciągłe teleportacje.


Cos pyknęła i cała trójka zniknęła.

~*~

Kobieta z wtulony w nią Krio i Cienistym zabójcą, który jak na złość został przeniesiony do góry nogami, opadli na piaskową wydmę. W dole majaczyła zniszczona wioska, w której jednak panował dość spory ruch. Jednak to nie ona przyciągnęła wzrok dziewczyny, a spory wrak statku. Statek znajdujący się na środku pustyni przy którym kłębiło się sporo osób, był doprawdy widokiem niecodziennym. Czyżby Loki chciał by ta przypłynęła do góry tysiąca pytań?

Ren

Przebudzenie


Wojownik otworzył oczy. Jego umysł wyłonił się z ciemności a ciało odzyskało czucie. Co ciekawe znowu widział, mimo iż palcami wyczuwał bliznę przechodząca przez oboje oczu jego wzrok funkcjonował jak należy. Jak długo był nieprzytomny – trudno powiedzieć.

Powstał z mokrej posadzki jaskini, do której zaprowadzić go musiał kościej. Dopiero teraz zobaczył iż jego rękę otacza czarna zbroja. Szybkie spojrzenie w dół, dało jasny obraz sytuacji- całe ciało Rena okute było pancerzem z czystego mroku. Czyżby oszalał? A może rycerz z którym walczył w rezydencji czymś go zaraził?
Na te pytania nie znał w tym momencie odpowiedzi.
Jedyną częścią wolną od pancerza była głowa, zapewne była to sprawka jego rozmowy z klonem.

Ren dostrzegł iż ściany jaskini są mocno porysowane i poznaczone licznymi szramami, jak gdyby drapał po nich pazurami. Nie trudno było się domyślić, że jego ciało musiało ruszać się we własnym zakresie, zaś gdy on zaczął walczyć o przejęcie kontroli musiał zachowywać się jak niespełna rozumu pijany człek.

Chłopak dźwignął się na nogi, zaś do jego uszu dotarł dźwięk obijania się stali o stal, oraz zapach krwi. Dobiegał oto sprzed wejścia do jaskini, bowiem wraz z zapachem posoki niósł się stamtąd lekki wietrzyk. Pytaniem było czy Ren chciał sprawdzić co to jest, czy może uciec w głąb jamy?

Reszta

Jeżeli Góra nie przyjdzie do Salomona to…


Mimo pokonania Ririego i dowiedzenia się o naturze choroby oraz miejscu gdzie się rozwijała, grupa bohaterów tej opowieści postanowiła dalej przeć do góry tysiąca pytań i wodospadu spadających łez. Każdy z nich miał ku temu własne powody i pobudki, nikt nie mógł im wszak zabronić ruszenia w tamtą stronę.
Surokaze pożegnał się z Elie oraz swoją ukochaną. Obie postanowiły zostać w mieście by pomóc w jego odbudowie, oraz ustaleniu nowych praw i porządków. Długouchy był na to przygotowany po łóżkowej rozmowie ze swoją luba, jednak i tak poczuł lekkie ukłucie w sercu, na myśl o kolejnym rozstaniu.

Nowością dla Gorta była też wieść o tym że Khali postanowił zabawić w Lukrozie dłużej. Mnich stwierdził, że musi odzyskać siły i poświęcić trochę czasu na trening, by nie narobić kapitanowi więcej kłopotów. Obiecał, że gdy Gort wróci ze swej wyprawy w stronę góry, to ponownie do niego dołączy by wspomagać go swym sztukami.

Mieszkańcy zaopatrzyli swych wybawców (którzy przy okazji rozwalili spora część miasta lecz to już szczegół niewarty dłuższego wspominania) w prowiant jak i konie. Calamity zajął miejsce na potężnym wojskowym wierzchowcu, zaś miejsce za nim piastował… pomarszczony starzec któremu wszak obiecał eskortę. Jego dziwny wózek na kółkach, został rozkręcony i przymocowany do tobołków po obu stronach szkapy.

Z dobraniem koni dla Fausta, Nino Przydupasa oraz Surokaze problemów nie było. Co prawda naukowiec był mocno zdegustowany koniecznością jazdy na żywym, śmierdzącym bycie, ale w końcu dał się przekonać. Chociaż nie zmienia to faktu iż przyjął postawę bardziej pasującą dla dam, siadając tak by suknia jego dziwnego stroju swobodnie zwisała z boku szkapy, oraz zastrzegł że galopować nie zamierza.

Gort okazał się największym wyzwaniem jeżeli chodzi o dopasowanie wierzchowca. W końcu jednak udało się wsadzić go na konia który wcześniej należał do Ugmara. Miał on chyba w sobie cos z demona, bowiem mocno się stawiał, a jego zęby były całkiem ostre, jednak po jednym mocniejszym ciosie pirata, uspokoił się i potulnie wiózł nowego jeźdźca.

Mijały dni, zaś góra była coraz bliżej… a nawet za blisko jak się okazało. Jednej nocy obudził bowiem podróżników nagłe blask. Horyzont zapłonął. Miasteczko oddalone zaledwie o dwa dni drogi, stało w płomieniach wysokich niczym najwyższe lasy, cała góra na której mieszkały wiedźmy buchała ogniem piekielnym. Nikt nie wiedział jak i dlaczego się to stało, był to nagły wybuch niszczycielskiego żywiołu. Jak gdyby jakiś wyższy byt miał w tym swój udział.

Gdy wszyscy wpatrywali się w płonący horyzont, za ich plecami ktoś cichutko zakaszlał…


… staruszka o czarnych oczach i twarzy zmarszczonej jak ta należąca do eskortowanego przez Calamitiego starca. Wpatrywała się w bohaterów, jak gdyby przedzierała się przez ich dusze, zachowując całkowite milczenie. Czyżby to wszystko było snem, albo jakaś wizja zesłana przez wróżki z góry?
- Dziesięciu opuściło dom, jednak tylko trzech dotarło do celu… –mruknęła starowinka dalej wpatrując się kolejno w każdego z uczestników wyprawy.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 05-05-2014, 07:59   #337
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Decisions...decisions

Fioletowe ślepia Richtera wpatrywały się w płomienie które w oddali trawiły miasteczko. Była to pewnie sprawka szaleńców, ale tymi można się zając już na miejscu. Inną ciekawostką była zaś staruszka która zagaiła do bohaterów tej opowieści. Calamity zmierzył ją wzrokiem, jak to robi pan na włościach gdy przemawia do chłopów.
- Miła Pani… jest wieszczką jakiegoś… rodzaju? - W jego morowym głosie dało się usłyszeć nutkę drwiny i pogardy. Coś go jednak zaniepokoiło w starszej pani, dowodem na to było nagłe przeniesienie się dzierżyciela rozpaczy, kilka metrów przed domniemaną wróżką, ze skrzyżowanymi rękoma na napierśniku.
- Hmm? - Dorzucił, a spod hełmu błysnął jarzący się fioletowy punkcik.
- Ta, i co popdaliło to górsko? - dodał stanowczym głosem Gort, spoglądając ze zdziwieniem na płonącą w oddali górę. - Zwykłe słabe szczury lądowe by tego nie zrobiły. To musi być sprawka jakiś wiedźmaków, czy czegoś pdoobnego. Może jakiś bożek się wnerwił?
- Ogień trawiący duszę zaczyna trawić i ciało, niepowstrzymany spali wszystko na swej drodze. -odparła kobieta, wpatrując się w Calamitiego który od razu dziwnie się poczuł.
- Te, starucho, może tak zaczęłabyś gadać z sensem? - zapytał Czarnoskóry zbliżając się do kobiety w wyraźnie nie najlepszym nastroju, strzelając jednocześnie kostkami zaciśniętych pięści. - Wczoraj miałem już niezłą zabawę, ale naprawdę nie lubię wkurzających zagadek, więc powiedz kim jesteś albo zaraz zrobię się mniej miły. Jeśli to znowu ty, czterooki bożku, to lepiej ze mną nie pogrywaj.
- Mówisz o szaleństwie? - Faust przemówił po chwili namysłu. Słowa wieszczki mogły odnosić się albo do plagi, której zniszczenie zostało odwleczone na kilka chwil, albo do tajemnicznej klątwy, która sprawiła, że Calamity nie jest już człowiekiem.
- Czy może o tym, co zmieniło dzierżyciela rozpaczy w przeszłości? - drugie pytanie, jakby kolejna możliwość wypłynęła z ust blondyna.
- Choroba pali umysły wszystkich, którzy w jej istnienie pragnęli uwierzyć. -odparła starucha spoglądając na piewcę równowagi. - Jeżeli woda nadciągnie za późno, nie będzie miała siły okiełznać pożaru, a las będzie nie do odratowania. -dodała.
- Tylko pełne zrozumienie choroby sprawi, że nadciągający deszcz będzie w stanie ugasić rozpętany już pożar. - odpowiedź Fausta nadeszła szybko, niemalże tak, jakby blondyn nie kłopotał się z myśleniem, czy też szczególną analizą słów prorokini. Albo to, albo blondynem sterowało coś większego. Coś, co sprawiało, że jego ciała działało w zgodzie ze sobą.
- Chcesz odesłać nas z powrotem, nie dając nam nawet wody. - dodał po chwili.
Staruszka pokiwała tylko głową na boki. - Gdy nie zlikwidujesz serca ognia, deszcz nic nie da. -westchnęła. - Gdy ogień się powiększy stare lekarstwo nic nie da i tylko wielka powódź przyniesie oczyszczenie. -dodała.
-
Niczym dziwnym nasza wizyta
Kto nie zna rozwiązania pyta
Jest miejsce pełne odpowiedzi
Każdy z nas je wkrótce odwiedzi

By wszystko powróciło do równowagi
Sekret tej plagi musi stać się nagi
Odkryty jednak nie przed wszystkimi
Lecz tymi zmienić wszystko zdolnymi

Wiedzą jesteś ponad śmiertelnikami
Może jesteś kimś, kto tylko nas mami?
Kamuflaż jednak nie zawsze istnieje
Twa jedna odpowiedź zmieni świata dzieje

To było naprawdę dziwne. Znaczy się uczucie jak i rymowanie Fausta. Miecz Runiczny także zadrżał. - Spokojnie... Cho-Cho. - Uspokoił hydrę o śmiesznym imieniu, po czym zwrócił się do blondwłosego strażnika równowagi. - Chcesz coś osiągnąć...tą poezją? - Uniósł brew, lecz nikt ze zgromadzonych nie mógł tego dojrzeć.
Czarnoskóry przysłuchiwał się tej wymianie zdań z coraz większą irytacją, aż w końcu na jego skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować żyłka.
- Zaczniecie wy kiedyś gadać normalnie!? - zawołał zdenerwowany, po czym jego ręka wystrzeliła w kierunku staruchy by pochwycić ją za szatę. - Gadaj w końcu coś ty za jedna i dlaczego ta góra pali się jak chędożona świeczka, albo zrobię ci coś niemiłego!
Staruszka spoglądała to na Fausta to na Richtera, zaś gdy Gort wystrzelił pięścią w jej stronę nawet nie drgnęła. Piącha po prostu przeniknęła przez nią. Cóż jeżeli była wieszczką, to raczej nie posiadała mocy teleportacji, jednak tworzenie swego obrazu to co innego. Faust mógł poręczyć swoją wiedzą, że zdolności wieszczenia pozwalały na pewnego rodzaju transmisję swojej osoby w inne miejsce, w postaci niezbyt materialnej.
- Konkrety staruszko… Nie lubię gdy ktoś… nie wysławia się do mnie… w prost. - Mruknął Calamity patrząc jak Gort frunie przez wieszczkę.
- Przeklęta starucha - wystękał przez zaciśnięte zęby pirat i klnąc pod nosem wrócił do swojego rumaka, by zaraz wskoczyć na jego grzbiet. - Tracimy tylko przez nią czas. Chcesz jak najszybciej ocalić swoją dziołchę, co nie, Puszka? Blondas może sobie z nią pogadać jak chce. Szybcioch z niego, więc da radę nas dogonić.
- Kwiat który chcesz uratować uschnie jeżeli podejmiesz złą decyzję. -staruszka nieoczekiwanie zwróciła się do Richtera. - Ogień trawi i jego liście.
Calamity zatrzymał się w pół kroku. Obrócił tylko głowę by spojrzeć na staruszkę, a raczej jej projekcje. - Więc mów… jaka jest właściwa wiedźmo. - Po tych słowach stanął na wprost wieszczki. - Czego chcesz? - Dorzucił jeszcze nie kryjąc irytacji.
- Sam musisz dokonać wyboru. Lecz jeżeli serca ognia nie zatrzymasz, na nic twoje starania ogrodniku. -odparła wiedźma.
- Wybór jest jasny… - Zaczął przecierając wiecznie płynące łzy. - Ruszam i… zabiję wszystko co stanie mi na...drodze. - Głos dzierżyciela rozpaczy był beznamiętny, a nawet bezduszny, jakby oświadczył coś bardzo oczywistego.
- Tam jedynie płomyk widzisz. -stwierdziła, wskazując sękatym palcem na płonąca wioskę i górę. - Serce ognia znajduje się tam, gdzie bieg rzeki który miał ja ugasić, miał swój początek.
- Chodzi o... wodospad tysiąca łez? - Zapytał od razu stawiając krok w stronę wiedźmy. - Wskaż mi drogę… niczego więcej nie potrzebuje. - W tej wypowiedzi była kropla skruchy. - Proszę, liczy się dla mnie… każda sekunda. -
- Ty również oczekujesz, byśmy wracali do stolicy? - strażnik równowagi przemówił nieco znudzonym głosem. Jeśli tylko mógł, z chęcią skróci tą farsę. Może nie w sposób, który preferowałby czarnoskóry pirat, ale z przyjemnością przyłoży do tego swą przyzwyczajoną do miecza dłoń.
- Ten którego szukasz może być też tym, którego reszta z nas pragnie znaleźć. - dodał po chwili, prostując się nieco. Nie mówił nic więcej, w tej sytuacji liczył się tylko duet starowinki i rycerza rozpaczy. To, czy kobieta ma klucz do ugaszenia trawiących jej rozmówcę emocji. Czy jest w stanie przybliżyć go do zaradzenia trawiącej jego ciało klątwie. Faust mógł liczyć tylko na szybkie rozwiązanie sprawy, potrzebował bowiem każdego z tej trójki w stolicy. Mieli oni nie tyle prawo, a raczej obowiązek zobaczyć jak największa z istniejących obecnie wiar upada. Moment, w którym sztucznie utworzony byt zmienia swoją naturę, czy nawet przestaje istnieć - każdy, kto tylko zyska możliwość, powinien to zobaczyć.
- Ten który pilnuje szalek wagi zna odpowiedź. - rzekła zerkając na czwartego z rodu zdrajców. Potem zaś przymknęła swe puste oczy i rozpłynęła się w nicość, tak samo zgasł ogień trawiący górę- widać był on tylko jedną wielką metaforą.
- Nie przepadam za jasnowidzami. Sztuczki i granie na psychice ludzkiej. -prychnął Nino.
- No dobra… - Suro, który spokojnie stał w pewnej odległości od innych i robił wszystko by nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi, postanowił w końcu się odezwać. - Ktoś mnie może oświecić, o czym ta starucha gadała? Nie musicie tłumaczyć poszczególnych słów. Ogólny sens poproszę, bo mam wrażenie, że coś ważnego mnie ominęło. Możecie zacząć od tego ile na tym zarobię.
Calamity postukał się palcem po hełmie, żałując że nie mógł wypruć z niej dokładniejszych informacji. Iluzje maja to do siebie ze nie są materialne. Ale jeżeli chodziło o wiedzę, to mógł liczyć na jednego osobnika. Jego wzrok choć nie widoczny dla obecnych zatrzymał się na Fauście.
- Jakieś… sugestie? - Zapytał w końcu.
- Każdy z nas miał własne powody, jednak zdecydowaliśmy się współpracować dla dobra wspólnego mianownika. - strażnik równowagi zaczął, zaś jego wzrok spoczął na Suro. Wiedział, że najgorszy element wszelakich wypowiedzi, to złe rozpoznanie ich adresata. Rozpiął jeden z guzików swej czerwonej koszuli, odsłaniając tym samym zarówno rąbek swego ciała, jak i przeszłości.
- Była nim plaga, czy raczej zadanie, które ofiarował nam król. Jednym spełnienie go zapewni wolność, innym bogactwo czy też własne królestwo. Mieliśmy tylko zwalczyć zarazę, której manifestacją był Riri. - blondyn tłumaczył wszystko spokojnym głosem. Nie miał problemu z powtórzeniem każdego znanego już mu elementu, ba, wypowiedzenie tych słów mogło uświadomić Fausta o czymś, czego jeszcze nie wiedział. - Jeśli więc chodzi o zarobek, to jest on niemalże nieograniczony. - dodał po chwili, zaś szeroki, nieco kpiący uśmiech wypłynął na jego usta. Nawet jeśli rozumiał chciwość, był osobnikiem, który nigdy jej nie doświadczył. Stał obok niej. Bawił się widokiem prowadzonych wizją złota szaleńców. Każdy z nich był niemalże czarny za sprawą łupinek ziemi, które pokrywały ich nieskażone opalenizną ciało. Długa broda często towarzyszyła osobnikom, dopełniając tym samym wizerunek niezadbanych starców.
Głowa blondyna przechyliła się nieco w kierunku lewego ramienia, zaś złoty krzyż stykał się teraz z czerwoną tkaniną. Gest ten przeważnie oznaczał, że strażnik zbliżał się w swych słowach do czegoś, co mogło zbliżyć się do piękna najwspanialszej z idei. Z jego uśmiechu zniknęły teraz wszystkie pozytywne elementy. Był on przejawem obiektywnego śmiechu, przez który przemawiała zarówno kpina, jak i ciekawość. Ta pierwsza odnosiła się do umysłu zagrażających równowadze osób, ta druga zaś - ich motywom i działaniom. Jego usta otworzyły się w końcu, ukazując białe niczym perła zęby. - Przynajmniej jeśli którykolwiek ze zleceniodawców będzie w stanie spełnić nawet najmniejsze z żądań.
Głęboki wydech sygnalizował, że strażnik zakończył jeden z rozdziałów swej wypowiedzi. Jego głowa wróciła powoli do pionu, on zaś odwrócił się w kierunku rycerza rozpaczy.
- Przyjechałem z wami, bo w stolicy mogę potrzebować zarówno ciebie jak i Gorta. - stwierdził z rozbrajającą szczerością. - Nie dość, że wasze zdolności są nad wyraz przydatne w tym, jak może zakończyć się cała sprawa, to jeszcze należy wam się zobaczyć koniec tego wszystkiego - kontynuował swą przydługą odpowiedź. Jego dłoń zaczęła delikatnie gładzić grzbiet konia, przygotowując go na długą wycieczkę. - Twoja partnerka, oraz ten, który obecnie jest jej panem, znajduje się w stolicy. Kto wie, może nawet on i osoba stojąca za szaleństwem są bliżej, niż może nam się to wydawać? - zapytał w końcu, odwracając swego rumaka w kierunku z którego przybyli.
Gdy tylko został przez blondyna wspomniany król, elf zdjął z twarzy swoją chustę i splunął na ziemię.
- Właśnie mnie zniechęciliście do zabawy w całe to polowanie na tą zarazę. Król jego chędożona mać. Chociaż z chęcią zobaczyłbym jego zapyziałą modrę. No i jest jeszcze jeden, który pewnie siedzi w stolicy, którego chciałbym dorwać. - Suro wyraźnie miotał się między zwyczajnym olaniem całej sprawy i ruszeniem w stronę Twierdzy Wiatru, siedziby bractwa, a spełnieniem prośby Haru. Po chwili namysłu uznał, że jednak kilkaset ton skał może poczekać. Kobiecie o temperamencie jego partnerki niemądrym było się sprzeciwiać bez większego powodu. - Jak o mnie chodzi, to w tej chwili mogę z wami jechać, w zamian za oddanie mi w łapy jednego hrabiego, czy jaki tam teraz tytuł ma. O reszcie pogadam z królem.
Gort tymczasem będąc oddalonym już o niespełna kilometr w kierunku wodospadu, odwrócił się w końcu do swych towarzyszy i widząc że stara baba zniknęła pomachał w ich kierunku swoją wielką łapą, uderzając w drugą w kark swego masywnego rumaka który zarżał głośno, acz nie wyglądało na to żeby uderzenie pirata które z łatwością powaliłoby zwykłego konia, zrobiło na nim większe wrażanie.
- To idzeta uratować dziołchę Puszki, czy nie!? - zawołał dziarsko. Widać miał ochotę na porządną rozróbę i nie interesowało go w najmniejszej mierze co starucha miała do powiedzenia Calamitiemu.
- Wracaj tutaj tępy barbarzyńco! -krzyknął w jego stronę zitytowany Nino.- Czyli chcecie najpierw udać się do stolicy? Naprawdę, czemu takie prymitywne i nieskomplikowane jednostki mają tak wiele dylematów? Lepiejbyłoby wyciąć wam mózgi i zastąpić je szyszkami. -mruczał naukowiec, którego pobudka w środku nocy wyraźnie doprowadzała do szewskiej pasji.
- Młodzieńcze powinieneś panować nad swymi myślami, przeradzają się one bowiem w słowa. -odezwał się staruszek. - Silny młodzieńcze, jaka jest twoja decyzja? -dodał jeszcze w stronę Calamitiego.
Calamity westchnął przeciągle, nawet nie kryjąc małej dozy frustracji. Z jednej strony chciał gnać w stronę stolicy, a z drugiej pójść tam gdzie obiecał się z nim spotkać “zły brat Fausta”.
Jeżeli jednak blondyn w czerwonej koszuli miał rację udało by się zrobić dwie pieczenie na jednym ogniu. - Góra nam… nie ucieknie. Wracamy do stolicy. - Przemówił w końcu, przenosząc się na swego wierzchowca. - Jak już będzie po wszystkim… zaprowadzę tam Pana osobiście. Wymagam tylko… odrobiny cierpliwości.- Choć nie dawał po sobie tego poznać bał się że Rose może się dziać coś okropnego. Z tymi odczuciami które gdzieś bez przerwy kotliły się w nim, nie mógł się nawet skupić na czymś tak prostym jak walka. Musiał udać się do stolicy, więc postanowił zaufać przypuszczeniom Fausta.
- Ee... czyli wracamy z powrotem? - zapytał nieco zdezorientowany Gort, zbliżając się na demonicznym rumaku z powrotem do swoich towarzyszy. - A taki kawał drogi przeszliśmy... No ale niech wam będzie. Po drodze zobaczem co u mych kamratów. Tak se myślę że jeśli już olewamy tą całą misję, to wziąłbym ich ze sobą i zwędzilibyśmy w stolycy jakiś nowy okręt dla siebie.
- No to stolica. - rzucił Suro, nawracając swojego wierzchowca.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 06-05-2014, 07:13   #338
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
O tych małych, od tego dużego.

Niebieskoskóra rozejrzała się po okolicy głaskając wtulonego w nią Kiro.
- To jak? Idziemy po statek? - spytała nieprzejęta, jej aparycja nie zmieniona od tej zza życia. Jeżeli cokolwiek było inne to tylko ogólne wrażenie, jakie stwarzała.
- Może znajdziemy coś ciekawego. - wzruszyła ramionami, nie napominając nawet o tym, że przed sekundą była martwa.
- I co masz zamiar tam wejść, walnąć coś w stylu “Hej dowieziecie mnie o tam” i czekac na gotowe? -zadrwił Kaze, kopiąc jakiś odłamek skalny.
Shiba zmarszczyła brwi spoglądając na Kazego. Po chwili wskazała na statek. Raz, drugi. Wreszcie coś z siebie wydusiła. - To jest rozwalona łódź na środku pustyni. Ty myślisz, że to dowozi gdziekolwiek!? - spytała zdziwiona. - Bardziej mnie zastanawia co tu robi i kogo tam znajdziemy. Jak Loki wypieprzył nas tutaj to chce czegoś konkretnego. Inaczej od razu bylibyśmy na górze przeznaczenia czy coś. - zauważyła kierując się w stronę wraku. - "Ja wiem, że ocean wam wyschnął i to tylko wrak, ale weźcie nas gdzieś podrzućcie." - śmiała się pod nosem.
Drużyna zsunęła się po piaskowej wydmie, trwało to niedługo, chociaż Shibie przez chwilę zdawało się, że ta prosta czynność trwa w nieskończoność. Albo z cztery miesiące. Jednak to były tylko ułamki minuty, następne kilka całych zajęła droga do maisteczka.
Ludność wyglądała na dośc wychudzoną, a na nadgarstkach wielu znajdowały się szczątki po kajdanach. Byli niewolnicy?
Kilka osób zerknęło niepewnie na nowoprzybyłych. Dopiero po chwili niezręcznego milczenia, przerywanego chrapnięciami Krio, który zasnął wtulony w swe ulubione poduszki, jakiś mieszkaniec rzucił niepewne. - A wy co za jedni?
- Podróżni. - odparła Shiba niemal natychmiast po usłyszeniu pytania. - Ta dziura to jedyne miasto w promieniu kilku kilometrów. - Kobieta wskazała palcem na przedziwną łódź. - Co to za ustrojstwo? - spytała. - Magiczne czy jak?
- A można wiedzieć czemu zwykłych podróżników interesuje statek piracki? - zapytał ktoś młodym głosem, a po chwili spomiędzy zrujnowanych budynków wyłoniła się pewna postać.


Był to młody chłopak ubrany w długą czarną pelerynę i tego samego koloru obcisły strój z czaszką i piszczelami na torsie, zaś przy jego boku dało się dostrzec dość nietypowo wyglądającą szpadę.
- To miasteczko jest obecnie pod ochroną Piratów Czarnoskórego - oświadczył chłodnym tonem. - Ostrzegam, że jeśli zamierzacie sprawiać problemy, to lepiej czym prędzej się stąd wynoście.
Shiba zaśmiała się. - Ostatnim razem jak widziałam Czarnogórskiego, to on sprawiał problemy. – odparła dość ironicznie. - Wiedziałam, że nie bez powodu trafię w takie miejsce. – uśmiechnęła się do Kiro i Kaze. Teraz powinni rozumieć dlaczego chciała zwiedzić statek. Loki nie wypuściłby ich w pobliżu tego miejsca, gdyby nie widział w tym jakiś możliwości. - Gort ma kilka niezałatwionych spraw. Z chęcią bym z nim porozmawiała. – wyjaśniła kobieta.
- Kapitan Czarnoskóry jest na misji zleconej mu przez króla. Nie wiemy kiedy do nas powróci - wyjaśnił chłopak. - Jeśli będziecie się zachowywać przyzwoicie, to możecie poczekać na niego w mieście. Przekarzemy mu kto na niego oczekuje gdy tylko będziemy mieli okazję. Możemy poznać wasze imiona?
- Na tej samej na której jestem ja. – uśmiechnęła się Shiba. - Przydałaby mi się jego pomoc. To, że skompletował nową załogę wydaje się nieco...nie na rękę. Dajcie mi kwaterę na statku. Przypilnuję aby wasz kapitan nie odpłynął na siódme morze zanim wykona swoją królewską misję. – poleciła Shiba. - Wasz kapitan był sam, czy z drużyną? Powinna z nim być...pewna zgraja.
- Wybacz, ale to tajna misja. Sami niewiele o niej wiemy, a tym co wiemy na pewno nie podzielimy się z nieznajomymi podróżnikami - odparł hardo młody pirat, krzyżując ręce na piersi. - A co do kwater na okręcie, to mógłbym wam kilka przydzielić gdybyście pomogli nam przy pracy. Tak się składa, że niebawem szykujemy się do próbnego lotu, więc każda para rąk byłaby pomocna, ale... może być z tym pewien kłopot. Dobrze wam radzę, dla własnego bezpieczeństwa lepiej jak zostaniecie w miasteczku i nie będziecie się za bardzo wychylać. Zajmijcie jakieś puste mieszkanie i pod żadnym pozorem nie zbliżajcie się do gospody.
- Chłopaki idziemy na piwo! - zarządziła Shiba do swojej dwóki towarzyszy. - Nie martw się. W takim razie nie opuszczę miasta dopóki wasz kapitan nie powróci. Nawet moge pójść z tobą o zakład. - uśmiechnęła się. - Wasz kapitan będzie chciał polecieć do Lukrozu...no, może nie koniecznie chcieć, ale to tam wam każe iść. - skrzyżowała ręce na piersi. - Wtedy będziesz wiedział, że sama mam informacje o jego misji. Wtedy mnie znajdziesz, i do niego zaprowadzisz. - poinstrułowała. - Brzmi uczciwie?
- O tym akurat wiedzieliśmy. To potwierdza, że rzeczywiście znasz naszego kapitana - pokiwał głową pirat, rozluźniając się nieco. - A skoro tak, to naprawdę odradzam wam zbliżanie się do gospody. Nasza tymczasowa kapitan często tam przesiaduje i od dłuższego czasu jest w nienajlepszym humorze, więc jeśli napatoczy się jej tak nietypowa grupa jak wasza, to może się to źle skończyć zarówno dla was, jak i dla nas.
- Hoo...Jeżeli wybrał ją Gort to powinna być groźna ale i rozważna. – zaśmiała się Shiba. - Z chęcią poznam. Nie martw się, nie gryzę ludzi. – wzruszyła ramionami. - A coś na gardło się przyda. Możesz nawet wskazać drogę. – przy tych słowach Shiba wzięła pod ramię Kiro. - A Kiro zajmij się osobiście. Bo mi gdzieś zaśnie, a podczas rozrób to niebezpieczne. – poleciła.
- Chyba kapitan Czarnoskóry mocno uderzył się w głowę zanim cię spotkał, jesli uważasz że ceni sobie coś takiego jak rozwagę - zaśmiał się krótko chłopak, zarzucając sobie przez szyję ramię śpiocha. - Poza tym to nie on ją wybrał. Jest po prostu druga najsilniejsza po nim w naszej załodze. A po miesiącu umierania z nudów na tym pustkowiu, prawdopodobnie zaatakuje każdego kto wyda jej się godnym przeciwnikiem. Jeśli do tego dojdzie, to postarajcie się przynajmniej wyjść na zewnątrz, żeby zminimalizować zniszczenia i straty w ludziach.
Kaze spojrzał na Shibę, lekko pogwizdując pod nosem. - To może, ja skocze się trochę rozejrzeć? Jakoś nie chce mi się pić. -zapytał zerkając na nią pytająco.
- Możesz, nie mam nic przeciw. Ale nie rób za dużo problemów. Zwłaszcza bez Gorta w okolicy. Jeżeli już coś się stanie, dużo łatwiej to tłumaczyć, gdy facet widział to osobiście. - wyjaśniła Shiba chowając ręce w kieszenie i kierując się w stronę karczmy.
- Ay ay. -wykonał parodię ukłonu Kaze, po czym zniknął w jednej z bocznych uliczek.
~*~
Gołym okiem widać było iż gospoda była świeżo odbudowana, podobnie jak wiele innych domostw które uległy zniszczeniu gdy przeszła przez to miesjce plaga szaleństwa.
Dwupiętrowy budynek z popękanymi i osmolonymi od sadzy ścianami zapewne został mniej więcej miesiąc temu spalony, jednak jeśli wcześniej znajdowały się w nim zwęglone ciała, to ich zapach zdążył już dawno wywietrzeć. Wchodząc do środka dało się wyczuć zapach alkoholu i słomy ze świeżopołożonej strzechy. Było w niej zaledwie kilku gości z odciskami na kostkach i nadgarstkach, ubranych w byle jakie zniszczone ubrania i podobnie wyglądający barman, który tępym wzrokiem zmierzył przybyszy, po czym zerknął nerwowo na rudowłosą kobietę siedzącą z buciorami na stole w rogu.

Uśmiechnęła się ona złowieszczo na widok nowoprzybyłych, po czym rzuciła w kąt niedojedzone jabłko i chwyciła za kufel z piwem, opróźniając go do dna kilkoma solidnymi chaustami, by następnie walnąć nim o stolik z donośnym brzękiem i taką siłą, że aż jedna z desek pękła z trzaskiem.
- A kogóż to diabli przywiali w te strony, hę? - spytała wyraźnie zaintrygowanym głosem.
- Może kogoś kto nas w końcu zabawi w tej zaplutej zęzie na środku pustkowia - zarechotał zajmujący miejsce naprzeciwko niej nieogolony mięśniak z pistoletem i kordelasem przy pasie.
- Lico błękitne jak morze z samego rańca i spiczaste uszy - zawtórował mu drugi siedzący obok zbir, oblizując się z cichym mlaśnięciem. - Myślisz że to jaka elfka? Słyszałem że kapitan zawsze chciał mieć takiego dziwoląga na okręcie. Może by się nie obraził gdybyśmy w międzyczasie zamknęli ją w ładowni i trochę...
- Zewrzeć gęby, psubraty!! Chyba że chcecie pożegnać się z waszymi jęzorami! -ryknęła groźnie piratka w stronę majtków, spluwając na podłogę, po czym zmierzyła wzrokiem niebieskoskórą.
- Proszę wybaczyć, pani kapitan, ale ta dwójka i jeszcze jeden ich towarzysz znają kapitana Czarnoskórego i chcieliby porozmawiać z nim gdy tylko... - zaczął chłopak z czaszką na koszuli, jednak zaraz przerwało mu kolejne donośne walnięcie kuflem o blat.
- Ciebie też o nic nie pytałam, Rico. Niech sami mówią za siebie - warknęła ruda, nawet na moment nie spuszczając wzroku z Shiby. - A teraz gadaj kim jesteś i czego chcesz od Gorta, kolorowa przybłędo, pókim w dobrym humorze.
- Chce z nim piwo wypić. – wzruszyła obojętnie ramionami Shiba. - A co potem to wyjdzie w praniu. – Sidhe uśmiechnęła się. Miała wielką ochotę poigrać z załogą Gorta. Zresztą, jeżeli znowu miała razem z czarnoskórym podróżować, to sympatia jego załogi będzie dla niej niemal niezbędna.
Choć sympatia potrafi mieć różne formy.
Shiba odgarnęła nieco włosy niewinnie spoglądając na dwójkę już nie tak głośno rechoczących zboczeńców. - A panowie z kobietami powinni się inaczej obchodzić. Przynieście no piwko...i niech mi jeden buty wytrze. – poprosiła mrugając jednym okiem.
- Się robi, panienko! - odpowiedział z szerokim uśmiechem śliniący się wcześniej pirat, ale nim zdążył wstać z miejsca z szyi popłynęła mu strużka krwi gdy rudowłosa błyskawicznym ruchem wyciągnęła spod stołu gigantyczny kordelas i przyłożyła mu do gardła.
- Tylko się rusz, a skrócę cię o głowę - ostrzegła go kapitan, a ten zrobił naburmuszoną minę, jednak ostatecznie instynkt samozachowawczy nakazał mu pozostać na swym krześle. Ruda zaś ponownie zwróciła się do niebieskoskórej, tym razem już bez uśmiechu. - A ty powoli zaczynasz działać mi na nerwy, przybłędo, więc ostrzegam że daję ci ostatnią szansę. Gort to może i półgłówek, ale nie spoufalałby się z kimś takim jak ty tylko dlatego, że śmiesznie wyglądasz. Nie pamiętam twojej gęby, więc musiał cię spotkać gdzieś na tej swojej żałosnej misji na lądzie. Gadaj więc skąd go znasz i co masz do niego, albo pogadamy inaczej.
Rico tymczasem cichaczem odprowadził Krio na drugi koniec sali i ułożył go na jednej z ław pod ścianą, prawdopodobnie po to by w razie konfliktu nie stała mu się krzywda. Następnie zaś z dłońmi opartymi na pasie stanął w równej odległości między rudowłosą, a niebieskoskórą, spoglądając czujnie to na jedną, to na drugą z kobiet.
Shiba uśmiechnęła się. Faktycznie łatwo było wyprowadzić tą kobietę z równowagi. Ciekawe jednak czy zależało jej tylko na władzy, czy może na samym Gorcie? - Ano poznałam go na lądzie. Jestem Sidhe panienko. Przejść przez nasz tereny morskie to jedno z największych wyzwań świata. To chyba oczywiste, że łatwo zaprzyjaźniłam się z Gortem. – wzruszyła ramionami. - Zjedliśmy razem nawet kilka kolacji, przy różnych okazjach. – fakt, że sama je robiła i to, że w sumie nie były one zbyt romantyczne pominęła. - Niestety opuszczając Witlover musieliśmy ruszyć nieco innymi trasami...ale jak natknęłam się na jego okręt, to równie dobrze mogę znów do niego dołączyć. Przynajmniej przez tą chwilkę możemy znowu popodróżować razem.
- Więc podróżowałaś z nim, tak? - zapytała z lekkim uśmieszkiem rudowłosa piratka, po czym błyskawicznym ruchem sięgnęła po sztylet przy pasie, który z jakiegoś powodu zaczął wydawać dziwnie szumiące dźwięki. - Gort nie potrzebuje towarzystwa słabeuszy!
Zawołała, ciskając bronią w twarz niebieskoskórej, jednak nim ta zdążyła zareagować dało się słyszeć wystrzał z pistoletu, a sztylet zszedł nieco ze swej trajektorii, przelatując obok głowy Shiby by z ogromną siłą wbić się w kamienną ścianę gospody, która aż zatrzęsła się lekko.
- Nie powinnaś tak traktować znajomych kapitana, Elizabeth - przestrzegł ją spokojnym głosem mężczyzna siedzący na parapecie jednego z okien. Z jego uniesionej dłoni ulatywała strużka siwego dymu, zaś jego wyprostowany palec wskazujący miał kształt lufy niewielkiej pieprzniczki.

- Ona mówi prawdę. Jeśli stałaby się jej krzywda w naszej obecności, to Gort nigdy by nam tego nie wybaczył. Dobrze wiesz jaki jest.
- Desmond... - warknęła rudowłosa, zaciskajac zęby ze złości. - Może i byłeś prawą ręką tego durnia, ale teraz ja tu dowodzę!
- Nie na długo - pokręcił głową mężczyzna o bladej twarzy, zeskakując z parapetu i z rękoma w kieszeniach eleganckich spodni zaczął zbliżać się w kierunku Shiby. - Blackberry niedługo będzie w pełni gotowa do lotu i wiemy że kapitan udał się do Lukrozu. Prawdopodobnie niebawem znów się z nim spotkamy.
Mężczyzna zatrzymał się i ukłonił nisko przed niebieskoskórą.
- Proszę wybaczyć nam to niemiłe przywitanie. Obiecuję że osobiście dopilnuję by nic wam się nie stało aż do spotkania z kapitanem Czarnoskórym. Czy pozwolisz bym odprowadził ciebie i twoich towarzyszy na nasz okręt? Z pewnością znajdzie się tam dla was piwo, jak i inne trunki, gdyż niebawem będziemy świętować pierwszy podniebny rejs odbudowanej Blackberry.
- Niech będzie. - zgodziła się Shiba opierając się na ramieniu Desmonda. Teleportacja.
Kobieta drażniła rudowłosą mając nadzieję, że zobaczy coś ciekawego albo z jakimś efektem ją wystraszy. Nic z tych rzeczy. Silna, ślepa i prosta. Nie spodziewała się aż tyle więcej od strony zwykłych piratów...no ale czy załoga Gorta nie powinna być niezwykła? Możliwe, że tylko pierwszemu wrażeniu brakuje wigoru.
 
Fiath jest offline  
Stary 12-05-2014, 22:50   #339
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Reaktywacja

Shiba pojawiła się na statku, był to duży okręt w pospieszny sposób załatany w wielu miejscach. Widać było, że desek nie przybijał profesjonalny cieśla czy szkutnik. Jednak po za prowizorycznymi naprawami było tutaj pełno różnorakiej aparatury. Wskazówki na zegarowych wskaźnikach, poruszały się miarowo, zaś para tłoczona była w grubych rurach, pędzących wzdłuż burty.
- El się wkurzy za takie wyjście… –mruknął salwa, po czym wyłapał wzrok niebieskoskórej. – To wynalazki naszego aktualnego mechanika, chce sprawić by ten statek wzniósł się w powietrze. – wyjaśnił.
To krótkie zdanie rozjaśniło idee Lokiego, która przyświecała mu gdy wysyłał tu dziewczynę. Czarnowłosy pirat już prowadził Shide do ich ładowni, gdy z pokoju nawigatora wyskoczyła malutka postać.
Gnomi alchemik i samozwańczy naukowiec w jednym, łypnął spod swych okularów na kobietę. – A ty mi tu kolejnego obszczymurka przyprowadzasz!? Co to ma być, jakiś dom pomocy! –krzyknął łysiejący maluch, lecz szybko ekscytacja zabiła gniew. – Mniejsza, szykuj tych swoich brudasów. Jesteśmy gotowi do lotu… –dodał zacierając ręce. – Oj czekam na miny tych z Lukrozu, którzy mówili, że mi się nie uda … ja im pokaże. –zachichotał, niczym stereotypowy szalony naukowiec.

Przygotowania zajęły pół dnia, nie wszyscy postanowili opuścić osadę. Duża część, uwolnionych niewolników postanowiła osiedlić się w tym miejscu. Rozdzielono zapasy, przydzielono zadania- panował ogólny chaos. W końcu jednak maszyna wzbiła się w przestworza.


Nie była może najpiękniejsza, a kilka części podczas odrywania się od ziemi poleciało w dół, jednak było w niej cos majestatycznego. Nawet mieszkanka dalekiej Valhalii musiała przyznać, iż to ciekawy wynalazek, który na pewno w przyszłości zrewolucjonizuje świat- o ile ten przetrwa na tyle długo.
Krio niezwykle ożywił się całym spektaklem, biegał od burty do burty, przysypiając międzyczasie tylko na krótkie chwile.
- Shiba widziałaś, to! Albo to! My lecimy! –cieszył się dzieciak, który z ekscytacji aż nie kontrolował magii, zamrażając przez to kilka lin.
Kaze… jak to Kaze. Zniknął w kajucie z dwoma kobietkami, raczej w karty tam nie grali.
Gnom natomiast z błyskiem w oku zakręcił sterem, przesunął kilka wajch kierując cały sterowiec w stronę Lukrozu.

~*~

- Widzę tego zakutego łba! –ryknęła Wielka El odsuwając lunetę od Oka. Kilka godzin temu przybyli do miasta, dowiadując się od miejscowych, że Gort z resztą drużyny ruszyli w stronę góry. W planach było namówienie gnoma, by pokierował ich w tamtą stronę, jednak nie było takiej konieczności. Ruda posiadaczka wielkiego kordelasa, wypatrzyła bowiem olbrzymiego murzyna wraz z resztą bohaterskiej zgrai, na szlaku do miasta. – Pewnie ten idiota zeżarł wszystko i musieli zawrócić. –skomentowała, spluwając na ziemię.
Jeźdźcy mogli obserwować zaś, olbrzymi balon podłączony do statku, który zamiast wioseł czy żagli miał kilka sporych wiatraków. Górował on nad miastem i łatwo było się domyślić, czy twór to jest. Widać nieprzyjemny w obyciu gnom spełnił swe marzenie.
- Takie coś byłbym wstanie zbudować trzysta lat temu. –prychnął z naukowiec o różowych włosach. – Cóż za przestarzała technologia… –dodał nie kryjąc pogardy .

Sytuacja była idealna, dzięki temu środkowi transportu ominą góry, Witlover i szybko dotrą do stolicy. Kto by pomyślał, że statek który dowiózł na ląd wielkiego pirata, miał teraz doprowadzić wszystkich bohaterów tej opowieści , do spotkania i odkrycia jej końca.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 22-05-2014, 17:58   #340
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Dogrywka

Gdy Czarny Rycerz patrzył na swoją dłoń mógł myśleć tylko o jednym. Zrobił w swoim życiu wiele głupot, ale tym razem przebił wszystko. Zauważył też coś dziwniejszego niż to, że znowu widział. Jego prawa ręka działała całkowicie normalnie, co nie zdarzyło się od dłuższego czasu. Wtedy do Rena dotarły odgłosy walki, chwilę po nich do jego nozdrzy dotarł ciężki zapach krwi. Cóż, Czarny Rycerz od dłuższego czasu robił rzeczy głupie i nierozważne. Dlaczego więc miał przestać teraz, co jeszcze mogło mu się przytrafić? Nic więc dziwnego, że Ren ruszył w kierunku walczących.
Z każdym krokiem hałas był coraz głośniejszy, a do dźwięków stali doszły też głośne ryki, które brzmiały niczym wydarte z gardła jakiejś bestii. Kiedy w końcu wilgotny korytarz wyprowadziła Rena na powierzchnię, gdzie powoli wstawał świt dojrzał…


...ryczącego głośno rycerza, który wcześniej go oślepił. Dookoła była pełno krwi, która skapywała z ostrza wroga. Na jego ciele nie było śladu po obrażeniach, które zadał mu w poprzedniej walce Ren, zaś ze szczelin pancerza wydobywały się kłęby czarnego dymu. Posoka pochodziła z ciała wampira, który teraz wisiał przebity ogromną włócznią na jednej z pobliskich ścian. Jego ciało kiwało się bezwładnie, ciężko było ocenić czy nieumarły jeszcze żyje.
Kościsty latarnik, leżało niedaleko na ziemi, niemal przepołowiony. Widać stawiali opór długo, jednak bezskutecznie.
Ren wiedział jedno, olbrzym w zbroi nie był przyjaźnie nastawiony.
-Witam ponownie, tym razem mam dwie ręce.- Powiedział z lekkim uśmiechem machając prawą dłonią, kolejny raz ignorując głos pytający go jaką cenę musiał za to zapłacić. Olbrzym nie był niestety zbyt rozmowny. Ren uderzył pierwszy, nie ruszając się z miejsca, wyprowadził prawy sierpowy, dookoła jego ręki wytworzyła się ogromna pięść z aury, która wystrzeliła w kierunku czarnego olbrzyma.
Metal szczęknął gdy wróg zacisnął palce rękawicy. Jego pięść zderzyła się z aurą wystrzeloną przez Rena. Łatwo było przewidzieć efekt - ręka wroga wygięła się w dziwaczny sposób. Czarne płyty pancerza zostały zerwane, a kość z nieprzyjemnym odgłosem połamała się w kilku miejscach.
Jednak wbrew logice, wróg nie został odrzucony do tyłu, a z rykiem bestii skoczył do przodu. sprawa dłoń wyszarpnęła miecz z pochwy, a jego ostrze otarło się o policzek Rena. Rycerz opadł na ziemi, wywołując serie pęknięć. Z jego ust płynęły kłęby pary i czarnego dymu, gdy kolejny rezonujący ryk wyrwał się z piersi.
Ren wyprostował się po czym rozwiązał swoje włosy, pozwalając im opaść swobodnie na plecy.
-Tym razem to ciebie trzeba będzie ratować.- Rzucił pewnie, wykonując szybkie pchnięcie otwartą dłonią. Jego ciało opuścił potężny wąż z rozwartymi szczękami, który wystrzelił w stronę czarnego rycerza, mając złapać go zębami w torsie i najlepiej rozerwać na strzępy.
Wróg okręcił się jak gdyby kręgosłup w jego ciele był z gumy. Ostrze uderzyło o energetycznego węża, rozbijając o niego falę ciemności. Esencja szaleństwa, przelała się na stworzony przez Rena atak. Weszła pod łuski, otoczyła kły. Choroba była silniejsza niż mogłoby się wydawać, rosła w siłę z każdą chwilą, na co dowodem był opadający obok czarnego rycerza wąż. Biała energia przerodziła się w czarną kobrę, która odwróciła się i syknęła w stronę swego wcześniejszego pana. Widać mroczy rycerz był jedną z głównych ostoi szaleństwa… a może była to kolejna ewolucja choroby?
Ren uniósł w górę brew, czegoś takiego jeszcze nie widział, a widział w życiu wiele. Nie miał za to czasu zastanawiać się co takiego zrobił Czarny rycerz, ważne było tylko tyle, że atak był nieskuteczny. W dłoni mężczyzny pojawiła się długa. biała halabarda, Ren wystrzelił w kierunku węża, chcąc pozbawić go głowy, jednym błyskawicznym cięciem.
Halabarda przecięła powietrze. Wąż był szybki, piekielnie szybki. Owinął się dookoła nóg Rena, sprawiając, że ten niemal nie opadł na ziemię. Jednak to wystarczył odo tego, by czarny gigant, skoczył na niego, wbijając swój miecz prosto w pierś wojownika. Ren dostrzegł teraz ze ranna ręka wroga… była już całkowicie zdrowa. Ryknął z bólu, gdy olbrzymie ostrze przebiło jego ciemny pancerz i wyszło drugą stroną.
Mroczny rycerz ryknął głośno, i machnięciem ostrza zrzucił wojownika, ciskając nim o ścianę. Czarny dym unosił się z wielkiej rany, normalnie Ren powinien być martwy, jednak wstał z ziemi jak gdyby nigdy nic. Jedyne co czuł to narastający, wręcz nienaturalny gniew.
Ren ryknął rozwścieczony, nawet nie zastanawiał się jakim cudem jest jeszcze żywy, jedyne co się dla niego liczyło to zniszczenie Czarnego Rycerza. Ren ruszył biegiem w jego kierunku, w jego lewej dłoni uformowała się olbrzymia kula aury, Ren już nie myślał, nie planował, jedyne o czym mógł myśleć to wbicie dłoni w zbroję rycerza i uwolnienie całej energii jaką zgromadził w kuli.
Kula uderzyła o pancerz wroga wybuchając silnie. Kolejny huk przeszył okolice, a odłamki skalne i kurz wzbił się w powietrze. Tylko Ren mógł zobaczyć iż wróg, trzyma jego nadgarstek, jego zbroja jedynie lekko parowała, jak gdyby w ostatniej chwili zanegował atak walczącego w ręcz wojownika. Kątem oka Ren dostrzegł też, iż ogromne ostrze wroga zostało stopione przez energie wyzwoloną atakiem. Kawałki ciekłego metalu, kapały na ziemię, tworząc sporych rozmiarów kałużę.
Ren ponownie ryknął z wściekłością, tym razem dlatego, że jego atak był niemal nieskuteczny. Czarny rycerz postanowił spróbować innej metody walki, otoczył swoją wolną rękę zbroją ze żrącej aury, po czym wyprowadził najsilniejszy cios na jaki tylko było go stać, celował w głowę przeciwnika, jedyne czego teraz pragnął to rozgnieść jego czaszkę.
Wróg nie miał zamiaru pozwolić Renowi robić co mu się żywnie podoba. Odgiął kark by spróbować uderzyć hełmem w nos wroga. Ten którego zwali mrocznym rycerzem został zmuszony do odskoku, i szybkiego kontrataku. Pięść otoczona aurą przecięła jednak powietrze, bowiem uzbrojony w włócznię (która pojawiła się w jego dłoniach niewiadomo skąd) wróg już nacierał.
Zaczął się istny taniec, ostrze broni śmigało dookoła Rena, a jego pięści i kopniaki nie mogły dosięgnąć rycerza. Ponadto niepełny szaleniec, zmuszony był obserwować kątem oka węża, gotującego się do skoku.
Zwierz z energii skoczył w stronę gardła Rena, lecz ten sprawnie chwycił go za ogon i trzasnął bestią o wroga, wytrącając go z równowagi. To była szansa, która Ren wykorzystał. Jego dłoń uderzyła w pierś wroga, przeżerając pancerz i przechodząc na drugą stronę.
Okute w czarne rękawice dłonie, zacisnęły się jednak na ramieniu wojownika, a rycerz począł przyciągać go w swoją stronę warcząc przy tym głośno.
Ren uśmiechnął się tylko, po czym zaczął roztaczać wokół siebie żrącą aurę, pełzła ona powoli w kierunku mrocznego rycerza, wtedy Ren zaczął tą samą aurę wpuszczać do wnętrza zbroi przeciwnika. Może i był on silniejszy, bardziej szalony, zwinniejszy, ale raczej nie mógł zatrzymać tej aury.
Faktem było, że odziany w czerń nie był wstanie przeciwstawić się żrącej aurze. Dziura w jego piersi, poczęła powiększać się z sekundy na sekundę. Po chwili wróg rozpadł się na dwie połówki, nawet szalona zbroja nie wytrzymała tego ataku. Ręce, które chwile temu trzymały Rena opadły na ziemię, ociekając czarną cieczą, hełm potoczył się po ziemi powoli spalając się czarnym ogniem. Walka chyba dobiegła końca.
Czarny rycerz uśmiechnął się od ucha do ucha. Przez chwile wiązał włosy w warkocz. Po czym rzucił do płonącego hełmu.
-Mówiłem, że trzeba będzie cię ratować.
Potem podszedł do wampira i jak najdelikatniej tylko mógł zdjął go ze ściany, po czym zaczął sprawdzać, czy nieumarły żyje.
W połowie drogi do wampira, Ren poczuł się dziwnie. Jego czarna zbroja zafalowała, buchnęły z niej kłęby czarnego dymu, a ona zaczęła zaciskać się na nim mocno. W głowie Ren słyszał dziki Ryk, mniej więcej taki sam jak wydawał z siebie pokonany przeciwnik.
Ren krzyknął przerażony. Nie miał zielonego pojęcia co się z nim działo. Nie miał też czasu na wymyślenie jakiegokolwiek planu. Dlatego zrobił pierwsze co podpowiedział mu instynkt. Wbił palce w szczeliny zbroi i zaczął się z nią siłować, próbując ją z siebie zerwać.
 

Ostatnio edytowane przez pteroslaw : 22-05-2014 o 18:07.
pteroslaw jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172