Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2014, 20:06   #335
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
To co wydarzyło się w walce pomiędzy Ririm a Faustem było sytuacją zdarzającą się raz na milion. Obaj zniknęli by pojawić się w miejscach gdzie przed chwilą stał drugi. Ramiona szaleństwa przemienione w miecz, tak że normalnie głowa blondyna opadałaby już na posadzkę. Faust natomiast z kataną w miejscu gdzie przeszyłaby serce Ririego. Problemem było to, że wykonali swoje akcje dokładnie w tym samym momencie, przez co żaden nic nie zdziałał.
- Ohh… -mruknął lekko zdziwiony Riri, odwracając się w stronę blondyna. - To było niespodziewane.

Gort w tym czasie ryknął głośno a olbrzymi tasak odrobął łapska sztucznych Ririch. Co prawda kilka z nich zostało na jego ciele, ale pirat po prostu wyrwał je niczym chwasty, podrywając się na równe nogi.
- Myślałeś że takiś mocny, co nie? - zapytał prześmiewczo Ririego, widząc jak mocuje się z Faustem, nie mogąc zyskać nad nim przewagi. - Niech ci będzie Blondas! Jeśli myślisz, że dasz mu radę, to możesz mi pomóc! Iwabababa!
Pirat ponownie przystąpił do szarży na Ririego, jednak tym razem z ziemi za jego plecami wyrosło ramię kamiennego giganta, które miało za zadanie pochwycić szaleństwo by nie zdołało mu uciec.
- Bylem tylko nie został głównym aktorem? - zapytał, unosząc swą głowe nieznacznie do góry, w sposób niemalże teatralny ukazując prześmiewczo dodatkowo zwiększoną pychę strażnika równowagi. Powstały twór z trudem mieścił się wśród zgromadzonych, niemalże rozpychając ich na boki, chcąc odnaleźć chociaż trochę zrozumienia, oraz, co znacznie ważniejsze - uwagi.
Najwyraźniej plan blondyna polegał na wyeksponowaniu wad swej własnej osobowości oraz… błyskawicznie zniknąć z oczu zgromadzonych, pozostawiając ich z przemyśleniami. Z drugiej strony - zgromadzona tutaj dwójka najpewniej zignorowała to wszystko, nie doszukując się w tym ukrytych przekazów. Oni widzieli walkę jako sposób rozwiązywania konfliktów, nie zaś coś, co mogło przenosić ze sobą dodatkowe wartości.
Faust musiał polegać na swojej szybkości, właściwie to nawet gdyby chciał, nie miał nic innego. Pod względem bojowym jego istota obierała się tylko i wyłącznie na niej. Zamierzał pojawić się z lewej strony przeciwnika by zamarkować uderzenie z góry, by oddalić się i zatakować po raz kolejny, tym razem z prawej strony. Czekał na moment nieuwagi, by wydłużyć swe ostrze i zakończyć żywot przeciwnika.Jeśli chodzi o obronę, to odnosil się do standardowych środków.
Nim Gort zdążył się zorientować metalowy bucior znalazł się przed jego twarzą. Riri zamiast się bronic postanowił zaatakować czarnoskórego. Potężny kopniak trafił prosto w twarz murzyna, którego nos gruchnął głośno, zaś jucha spłynęła na piracką twarz. Szaleństwo nie miało zamiar się poddać, a to że jednym kopnięciem posłało pirata na drugi koniec ulicy było tego najlepszym dowodem.
- Teraz ty myszko… -mruknął rozglądając się na boki, jak gdyby obserwował muchę. To było dziwne uczucie dla Fausta, bowiem mimo tego że ciągle zmieniał pozycję w swej zawrotnej prędkości, źrenice Ririego podążały za nim, jak gdyby choroby nie dało się zmylić fałszywym mirażem czy też wyszukanymi grami słownymi.
Szaleństwo zupełnie zignorowało fałszywy atak po lewej stronie, a wydłużające sie ostrze perłowego kata zostało odbite przez przemienione w miecz ramię Ririego. - Obserwowałem was ludzi zbyt długo bys mógł mnie zwodzić. -warknął metalowy przeciwnik, w którego głos znowu wkradała się wściekłość.
- WIĘC NAWET TEGO NIE PRÓBUJ!- dodał już całkowitym rykiem i tupnął mocno w ziemię, co spowodowało że cała okolica zadrżała pod butem tego stworzenia. - Pokażcie co naprawdę potraficie, tak chcecie pokonać mojego ojca?! -dodał wściekły.
- Ty chędożony szczurze lądowy! - wrzasnął równie wściekle Gort, a okolica zadrżała nawet mocniej gdy podniósł się z ziemi i potężnym stąpnięciem sprawił że ziemia popękała pod jego stopami, a pomiędzy Faustem i Ririm zdawało się znajdować epicentrum wstrząsów. - Do tyłu, Blondas!
Po ostatnim okrzyku pirata przez szaleńcem spomiędzy płyt chodnikowych wystrzeliła fontanna nafty, zalewająca wszystko dookoła czarną mazią gęstą niczym smoła znacznie utrudniająca poruszanie się, a do tego oczywiście łatwopalna.
Faust ruszył do tyłu, ciągle obserwując tego, który zdawał się wszystkim być inkarnacją zła wszelakiego. Możliwe, że takie określenie miało dużo wspólnego z prawdą, przynajmniej, gdyby patrzeć na wszystko od drugiej strony. Choroba nie była efektem przemocy, lecz strachu przed nią. Gromadziła w sobie wszystko, co żywe istoty pojmowały pod pojęciem zła. Była inkarnacją ich strachów.
Ostrze blondyna pokryło się na kilka chwil ogniem, dokładnie tak, jak w przypadku pierwszej potyczki z panem czarnej wieży. Tym razem jednak blondyn nie musiał zrzucać swoich widzimisię na innych. Jego zadanie było ofiarowane mu przez zapomnianego boga, a on wykonywał wszystko dla większego dobra. Najprawdopodobniej sam Hefajstos, czy nawet Zhu Rong byliby dumni z tego, co właśnie miało nadejść. Jeśli tylko czarnoskóry zdoła zareagować wystarczająco szybko, szaleństwo zniknie w prawdziwym morzu ognia.
Faust zamachnął się w końcu, zaś uśmiech zrodzony z dumy wojownika, któremu właśnie udało się wykonać coś, co miało przeważyć losy pojedynku. - Oczyszczenie - zamierzał wrzasnąć, gdy wysłane ogniste cięcie połączy się z trsykającą z ziemi naftą.
- Zrób z tego basen, cokolwiek - dodał wyraźnie zdenerwowany całym faktem strażnik równowagi. Nie wiedział jak niszczący będzie atak.
Nafta trysnęła z ziemi niczym w marzeniach domorosłego poszukiwacza fortuny. Riri rozłożył ręce jak gdyby stał na cieplutkim deszczu i zaśmiał się głośno, prrezentując światu swoje ostre kły.
- To wszystko? Co to masz zamiar przerobić mnie na murzyna czy jak? -szydził w stronę Gorta, który wraz z Faustem odskoczył na bezpieczna odległość. - Co wy chcecie tym osiągnąć, porywacie się na zadanie którego wykonanie przypłacicie życiem! -dodał uginając nogi by ruszyć biegiem. Jednak lepka nafta znacznie spowolniła jego ruchy, zaś ciągłe jej przybywanie na ciele szaleństwa cale nie pomagało.
Wtedy tez nadszedł ogień wytworzony przez ostrze Fausta. Jezioro mrocznej mazi zapłonęło niczym samo serce Hadeus, zaś Riri zdawał się być główną pochodnią, totemem na środku jeziorka. Jego wrzask rozdarł okolicę, gdy ogień trawił jego ciało, a coraz więcej dymu spowijało miasto.
Długą chwile trwało nim cały zapas przygotowany przez Gorta wypalił się, pozostawiając w ziemi spory krater. Na jego środku zaś z rozłożonymi na boki rękoma leżał niemal wpełni zwęglony szaleniec. Uśmieszek nie schodził z jego ust, zaś metalowe ciało powoli rozpadało się w strzępy ciemności.
- Właśnie...o to mi chodziło.- stęknął wydychając sporą ilość dymu. - Chociaż nie chciałem ginąć dla tej lekcji. -dodał gdy i jego twarz zaczęła zwolna ulegac rozpadowi.
Czarnoskóry trzymając się za złamany nos podszedł z wolna do dogorywającego szaleńca.
- Chybaś się przeliczył, co nie? - zapytał z dumnym uśmiechem, górując nad Ririm niczym twierdza nad samym Lukrozem. - Nie doceniacie prawdziwej siły mojej i moich nakama. Dalej jesteś taki pewny, że nie damy rady obić mordy twojemu ojczulkowi, gdy zbierzemy się wszyscy razem?
- Haha.. -Riri jęknął wesołym tonem a jego policzek odkruszył sie lekko. - Kto tam wie… wszak gdy w coś się wierzy może to stać się prawda co? -jęknął odwracając głowę z trudem w stronę pirata. - Mój ojciec jest w stolicy… w zamku. -jęknął zdradzając w końcu sekret dokładnej lokacji pierwotnego szaleństwa.
- Czyli tam gdzie zaczęliśmy, ta? - upewnił się pirat, przykucnąwszy obok Ririego. - No to gadaj jeszcze jak ten gość wygląda, żebyśmy wiedzieli komu obić mordę.
- To zapewne doradca, ten który wpadł na utworzenie naszej misji. - Faust podzielił się swoimi spostrzeżeniami, wpatrując się w wizerunek tego, który został już oczyszczony ze wszystkiego co było w nim złe, co zmieniało porządek tego świata.
Strażnik równowagi skierował swoje ostrze w kierunku ziemi, jakby przypominając odchodzącemu o jedynej możliwości przedłużenia jego istnienia. O tym, co tak bardzo było przez niego negowane. Blondyn nie zasługiwał na tą duszę, jeśli ta nie zgodzi się sama wejść do jego rąk. Nie cierpiał łączonych pojedynków. Nawet jeśli wiedział, że całość rozwija, pozwala spojrzeć na walkę, a może i na cały świat z innej perspektywy, nie był w stanie ich zaakceptować.
Dobrze poinformowany powiernik, którym w wypadku Fausta była chyba tylko osoba zapomnianego boga, wiedział że tym, co przeszkadza blondynowi najbardziej nie było poczucie honoru. On miał problemy z tym, co mogło się stać z osobnikami będącymi po jego stronie. Krew rodu zdrajców nigdy nie przestawała odciskać piętna na jego psychice, a on jakoś nieszczególnie zamierzał z tym walczyć. Dochodził jeszcze kontrakt, ale w sytuacji takiej jak ta, mógł oddalić go na dalszy plan.
“- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony - dusza piewcy najwspanialszej z idei przemówiła, czy może raczej westchnęła w kierunku swego bezpośredniego przełożonego. Ich kontrakt powoli zbliżał się ku końcowi, zaś blondyn miał nadzieję, że albo zdołają go przedłużyć, albo zdolności z niego płynące będą zależne już tylko od blondyna.
- Ha...doradca jest tylko pionkiem w grze mego ojca… -jęknął Riri, mówiąc z coraz większym trudem. - Mimo, że to on go stworzył od zawsze był manipulowany… -dodało jeszcze szaleństwo, przechylając głowę w stronę twierdzy Lukrozu. Następny powiew wiatru zaś sprawił że ta całkowicie rozpadła się w proch.
- Phi - prychnął Czarnoskóry, kopnięciem roztrącając resztki pokonego przeciwnika, po czym walnął delikatnie łokciem w ramię Fausta. - Trzeba było się wymundrzać, Blondas? Za karę tera ty masz wykminić komu mamy obić mordę w tej stolycy.
Po chwili pirat odwrócił się w stronę twierdzy i postąpiwszy w jej kierunku położył dłoń na ramieniu strażnika równowagi.
- Ale dobrze żeś się spisał. Nie wiedziałem że taki silny z ciebie gość - stwierdził, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. - Kiedyś będę musiał się z tobą zmierzyć, Blondas. Tylko nie licz że dostaniesz ode mnie jakieś fory! Iwabababa!
- Jesteś piratem, nigdy nie chciałeś obalić rządu? - poglądy jednego z większych rabusiów, najzwyczajniejszych anarchistów wychowanych na morzach i oceanach. Dopiero po kilku chwilach dotarło do strażnika równowagi to, że jego rozmówca zwyczajnie nie zdał sobie sprawy z tego, że ich cel był jasny jak nigdy. Wystarczyło… przeprowadzić ciężką, oraz całkiem długa rozmowę z doradcą, który tkwił w wyobrażeniu swej wyższości względem szalejącej plagi.
- Póki co musimy zwyczajnie wrócić do stolicy. Resztę informacji przekaże nam doradca. - niewątpliwie nie był on liderem tej grupy. Nie miał również takich aspiracji. Gort był personą, która mimo swych licznych wad gdy tylko chodziło o sferę intelektualną, prawdopodobnie posiadał najzdrowsze uczucia. Każde wypowiedziane przez niego słowo “nakama” przejawiało w nim największe pokłady człowieczeństwa. Jeśli chodzi o osobnika, za którym można podążać - to właśnie czarnoskóry nadawał się idealnie.
Na twarzy strażnika równowagi pojawił się stary, wręcz charakterystyczny dla niego, prowokujący uśmieszek. -Dobrowolnie… czy też wbrew swym przekonaniom.
- I taki planuś mi się podoba! - rzekł gromkim głosem pirat, klepiąc blondyna po plecach, po czym bez zastanowienia ruszył wraz z nim z powrotem ku twierdzy. - Czasem miło mieć pod ręką takich jajogłowych jak ty.
- Nie musiałeś kopać jego resztek - głos Fausta był nieco uniesiony. Nie było w nim czuć nadmairu złości, jednak wyraźnie nie zgadzał się z tym, czego dopuścił się czarnoskóry. Przed oczyma blondyna na kilka sekund pojawiły się wizje prosto z wizyt w umyśle pana czarnej wieży. Gwałty i rozboje. Twarz Libry wykorzystanej jako tarcza.
Westchnął.
Czyżby tego typu wspomnienia miały być karą za wzięcie udziału w nierównej walce? A może zwyczajnym przypomnieniem, uzasadnieniem udziału strażnika. Z całą pewnością nie chciał, by jeden z nielicznych osobników, którzy nazywają go nakama, czy też zwyczajnie akceptują jego towarzystwo skończył w ten sposób.
- Żył krótko, ale umarł jako wojownik. Czy to nie każe wspominać go z uśmiechem na ustach? - zapytał.
- Tamten świrus? - zapytał Gort, po czym wzruszył ramionami. - Myślał, że da radę pobić Wielkiego Czarnoskórego i chyba się przeliczył. Może wyszedł tylko ze łba Puszki, ale mocny był z niego gość. Tera za to bardziej ciekawi mnie jego ojczulek. Dobrze się składa, że wracamy tam skąd przyszliśmy, bo może od razu będę miał okazję obić mordę temu dupkowi w koronie i pokazać wszystkim kto tu jest największym postrachem mórz! Iwabababa!
Mięśniak roześmiał się rubasznie, wyobrażając sobie jak obala tutejszego króla i wszyscy jego poddani drżą ze strachu przed największym z piratów.
Blondyn machnął tylko ręką, widząc że to pirata nie dochodzą nawet najbardziej oczywiste przesłanki, a jego światopogląd jest bardziej skamieniały niż zasady boskich sądów, ustalone jeszcze kilka światów temu. Najwyraźniej pojęcie honoru czy tez szacunku było obce czarnoskóremu. Widocznie był bardziej przeciętnym piratem, niż mu się wydaje.
- Gdy któryś z twoich nakama przegrał? Chciałbyś, żeby ktoś kopał jego martwe już ciało? - zapytał strażnik równowagi. To pytanie zdawało się być ostatnią ostoją tej dysputy - jeśli czarnoskóry nie zdoła sobie tego wyobrazić, empatię będzie mozna skreślić z listy cech jego osobowości.
- Co ci się tak nagle zebrało na filozofowanie? - zdziwił się Gort, jednak chwilę zastanowił się nad jego ostatnim pytaniem, nim wreszcie odpowiedział: - Zdechlakowi i tak nic już nie zaszkodzi. Obiłbym mordę gościowi który go pokonał za to, że go zabił, a nie za to co mu zrobił później. Wiesz, na morzu zwykle wyrzucamy ciała zdechlaków do wody, gdzie zjadają ich rybki, więc co za różnica co z nimi robimy gdy już wyzioną ducha? Gdybyś widział jakie rzeczy robią piraci na morzu, Blondas, to byś się tak nie przejmował głupim kopniakiem.
- Kto wie, może kiedyś znajdę się na twoim statku? - czerwona koszula zatańczyła na wietrze, zaś jej gwałtowny ruch zdawał się odrzucać od Fausta wszystkie wątpliwości i zmartwienia. Jego przemyślenia zostały odegnany na dalszy plan, a swoista propozycja powinna uspokoić serca obu rozmówców.
- A pewnie, Blondas - oznajmił Gort z szerokim uśmiechem. - Dla nakama takich jak ty zawsze znajdzie się miejsce na moim pokładzie.
- Idź przodem, zaraz cię dogonię. - poinformował ruszającego już czarnoskórego. Faust uśmiechał się niemrawo. Może czas dać ludziom nieco dobrze ukierunkowanej wiary, nieco nadziei w to, że światem rządzi jakikolwiek, nawet najmniejszy porządek. Blondyn zniknął z oczu czarnoskórego, by pojawić się tuż przy nim kilka sekund później. Jedynie miasto zostało naznaczone dodatkowym zdaniem w kilku miejscach. Ci, którzy pierwsi pojawią się na byłej arenie, zniszczonej części miasta mogli ujrzeć słowa, które przy odrobinie szczęścia mogły zamienić się w przepowiednię, czy też legendę. Nic nie znaczącą opowieść, która sprawi, że kilka osób więcej powstrzyma się od największym występków.
Cytat:
“Gdy strażnik porzuci swe zasady, a awanturnik odnajdzie poczucie sprawiedliwości, nawet największa plaga upadnie pod ich nogami”.
 

Ostatnio edytowane przez Zajcu : 06-01-2014 o 20:09.
Zajcu jest offline