Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2014, 04:18   #11
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Na cały rok?! - podniosła wyraźnie głos z oburzenia.
- Tak, wiem moja droga. Nie będzie łatwo, ale wiedz, że próbowałam wszystkiego, i tak mówię tobie o tym zawczasu a łamię przy tym obietnicę. Chce, żebyś się na to przygotowała.
- Nosz cholera by go! - przeklęła dziewczyna ściągając na siebie chwilowy gromny wzrok starszej kobiety - Ma dwie inne córki! Czemu zawsze ze mnie robi kozła ofiarnego?! Czego się mnie tak uczepił?! Bo co? Bo jak nie latam za tą gnidą cała w piórkach to już nie jestem jego córką?!
- Lyn, proszę... - starała się uspokoić wybuchowy temperament młodszej.
- Cholera, nie! - stawiała się - Tak bardzo go boli, że robię co innego niż reszta? Świetnie! To czemu mnie na ulicę nie wyrzucił już wcześniej? To już w ogóle się przeniosę do wuja. Prócz ciebie tylko on normalny w tej rodzinie.

Gotująca się panna z rękoma na talii chodziła nerwowo po pokoju z miejsca na miejsce. Starsza siedziała nieopodal na krześle i zmieszana wysłuchiwała krytyki. Po chwili milczenia młoda odezwała się ponownie.

- Rozmawiałaś o tym z wujem? - zapytała zawieszając głos.
- Wiesz przecież, że nie będzie miał na to wpływu... - otrzymała łagodną odpowiedź.
- Ta... Ciotka też jest nienormalna. Czemuście się nie dobrali na odwrót? Nie byłoby problemu... - rozłożyła ręce nad rzeczą nad którą nikt nie miał już wpływu.
- Gdybym wiedziała... - odparła z ciepłym uśmiechem starsza kobieta podnosząc się z krzesła i zbliżając do rozczarowanej ściskając ją mocno.
- Będę tęsknić mamo - wyciągała z siebie jej najmłodsza córka - Gdyby nie Ty i wuj dawno wysadziłabym to w powietrze... - zakończyła melancholijnie i zamknęła oczy mocno wtulając się w matkę.

* * *

Ubrana w turkusową suknię i porządny fartuch roboczy (bez biżuterii i nakrycia głowy) ze skupioną miną, pewnymi ruchami i z krytycznym okiem grzebała przy rozebranym działku. Będąc zajęta sama niewiele się odzywała, choć nawet z uwagą słuchała prowadzonych w okół rozmów, co było widać, gdy na chwilę rzucała okiem to na rozmówców, to na podmiot ich tematu. Rękawice robocze, parę narzędzi, szmata i wyboje, które powodowały tylko jeszcze większe rozdrażnienie podczas bardziej precyzyjniejszych etapów. W sumie Lyn wydawała się być cały czas na coś zła. Nie kryła tego na swojej twarzy, nawet tego nie potrafiła. Czyniło to z niej osobę bardzo bezpośrednią. Nie oszczędzając w słowach, ani w czynach, potrafiła konkretnie zbesztać za głupotę albo i piznąć mocno młotkiem, co też parę razy zrobiła jakby znęcając się nad jedną z metalowych elementów działa. Mimo swojej choleryczności miała głowę na karku i jej używała dość często. Między wybuchami jej charakteru była osobą konkretną i całkiem sympatyczną, choć ciężko było tego doświadczyć gdyż humor jej nie dopisywał. Pozycję kwatermistrzyni akurat wyawanturowała "argumentując" tym, że jeśli jest zmuszana gdzieś łazić to nie da się zabić przez idiotów bawiących się beczkami z prochem. Tak więc cała wiedza i spis natury kompanii legł na jej barkach a zawarty został w niewielkiej konstrukcji drewnianej księgi pokrytej w środku woskiem. Wraz ze stylusem przywiązane u pasa pozwalało opanować chaos, sensownie wszystkim zarządzać i przy okazji nie wysadzić nikogo w powietrze.

A wysadzać nawet było co. Dziwna zgraja ludzi z różnych zakątków świata z którymi nawet nie było jak się bardziej zapoznać. Z twarzy Dante wyglądał na sensownego normalnego człowieka, jednak łaził za nim osobnik, którego Lyn bała się dość poważnie. Wyglądem przypominający nie pierwszą lepszą wywłokę z ciemnego nawiedzonego lasu. Raz - że wyglądał na tyle upiornie, by przyprawiać dziewczynę o gęsią skórkę i dreszcze. Dwa - miał, w jej przekonaniu, na tyle nawalone we łbie, że świrowi mogło nagle odbić. Sama nie mogła stwierdzić, czego obawiała się bardziej: wyglądu czy nieobliczalności. Jednak mogła przez jakiś czas odetchnąć z ulgą z powodu jego nieobecności. Niestety seria problemów się nie kończyła. Pomijając największy, którym była obecność w Ostenmarku, jak i nie rozumienie celu tego całego jeżdżenia, zostawał jaśnie pan, kuźwa, Rotenstadt. Tłusty, wielki, nieznośny, którego nienawidziła zanim go poznała. Temu, któremu tak w dupie się poprzewracało, że już nie ma co robić ze swoim majątkiem a męczy tylko zwykłych ludzi i uprzykrza życie na rok. Tak, dokładnie na rok. Ani dnia więcej. Pijak i nieudacznik, który zapija swoje niepowodzenie u kobiet wszelakim alkoholem a małego penisa przedłuża swoimi skalniakami. Ba, nawet dwoma, bo kto bogatemu zabroni? Nikt - i dlatego Lyn mogła wsadzić sobie gdzieś wszystkie uprzedzenia i zmuszona była do tolerowania jak i znoszenia jego obecności, smrodu i gadaniny. I jak tutaj nie mieć złego humoru, gdy zrządzenie losu robi swoje...?

W godzinie rusznikarka mogła się nie wyrobić. Szczególnie dokonując zaniedbanej i zaciętej broni napraw na jadącym powozie. Chciała rozwiązać problem a wiedziała, że po zajechaniu do Volkenplatz nie będzie na to czasu. Logistyka jest dość zajmująca.
 
Proxy jest offline