Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2014, 23:50   #470
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Fanatycy mają to do siebie, że nie myślą. Tym bardziej jak już coś im się wbije do głowy, to aby to zmienić trzeba takiego delikwenta zabić i zamienić nowym fanatykiem, któremu można wbić do głowy co innego. Tak też było w tym przypadku. Elf, któremu wbito do głowy aby zabić wszystko co żywe co mogło obudzić Timewalkera zabrał się ochoczo do roboty. Dano mu nawet smoka, co znacznie ułatwiłoby sprawę. Jednak najpewniej wbito mu też do głowy, że owy gad to jego broń. Niestety poza tym zapomniano dodać, że smok to nie jedyna broń na świecie, lub też elf samemu o nich zapomniał przez własne ograniczenia umysłowe po tym jak zobaczył jak silną bronią dysponuje. Dlatego kiedy rzucił się bez broni na tygrysa jego los był przesądzony. Jakby potrafił samodzielnie myśleć, to może spróbował zaopatrzyć się wpierw w jakiś sztylet, którym mógłby szybko i z zaskoczenia poderżnąć tygrysowi gardło aby załatwić sprawę szybko i na pewno. Gdyby tak uczynił, Dirith byłby już martwy, gdyż przez długą podróż wpław dał się zaskoczyć i w wciągnąć pod wodę co trwało wystarczająco długo aby kogoś skutecznie zabić. Napastnik uzbrojony jednak nie był, co dało mu czas na pierwszą reakcję, którą było spojrzenie w dół aby przyciągnąć brodę do klatki piersiowej i postarać się zasłonić szyje brodą tak, aby nie dopuścić do objęcia szyi i zamknięcia uchwytu bezpośrednio na niej. Jednocześnie wyszczerzył kły zamykając nozdrza aby nie pozwolić żeby dostała się do nich woda. Częściowo się to udało, dzięki czemu nie był duszony tak mocno jak było to możliwe. Pomijając oczywiście fakt, że ręce elfa były pewnie równie zmęczone co jego łapy. Dlatego uścisk nie był też na tyle mocny, aby nie móc się z niego wydostać. Wpierw jednak postarał się odwrócić bardziej przodem do przeciwnika. Nie było to szczególnie trudne, gdyż w tej formie posiadał więcej masy i z pewnością elf nie mógł go utrzymać w miejscu nawet mając dobre oparcie. Mógł co najwyżej się go przytrzymać i utrzymywać próbując dusić. Dlatego sam obrót nie sprawił problemów, jednak przeciwnik szybko wrócił na poprzednią pozycję. Dlatego razem z kolejnym obrotem tygrys wyprowadził uderzenie łapą wycelowane od dołu w splot. Może nie było najsilniejsze i do pokonania miało jeszcze zbroję przeciwnika, jednak miało szanse zadziałać. Tym bardziej, że będąc wpychanym pod wodę elf mimowolnie odsłaniał się na takie uderzenia. Przed kolejnym uderzeniem Dirith uformował na łapie stożkowy obuch. Nie był on jednak ostry gdyż bardziej miał za zadanie nadać łapie więcej masy i skupić siłę uderzenia w jednym punkcie a nie ranić. Po tym ciosie poczuł jak uścisk na jego szyi lekko się zmniejszył. Być może nie odebrało to oddechu tak dobrze jak było to w planie, jednak reakcja była wystarczająca aby dodać sił na kilka kolejnych zaciekłych ciosów wycelowanych w to samo miejsce. Któryś z nich w końcu trafił w słabsze miejsce na łączeniu zbroi przy splocie co dało się bez problemu odczuć po rozluźniającym się zupełnie chwycie. Elf wyraźnie postanowił chwilowo zaprzestać duszenia kota i wypłynąć na powierzchnię aby zaczerpnąć powietrza i spróbować dojść do siebie.
Nie myślał chyba jednak, że Dirith mu na to od tak pozwoli? Nie przeszło to drowowi nawet przez myśl, a nawet jeśli to tylko w momencie, w którym zastanawiał się jak do tego nie dopuścić. Rozwiązanie było proste. Wystarczyło uformować Tysiąc Ostrzy ponownie w płetwę i przy jej pomocy oraz wszystkimi łapami zacząć wypływać na powierzchnię. Kiedy tylko było możliwe, użyć pazurów do zaczepienia się o ubranie przeciwnika i ściągając go w dół samemu przyspieszyć własne wynurzenie. Dzięki temu, że tygrysy z reguły ważą więcej niż kilku, jak nie kilkunastu chuderlawych elfów na raz nie było z tym większych problemów. Oznaczało to również, że los tego nieporadnego fanatyka jest w zasadzie przesądzony, gdyż po uzyskaniu zaczepienia pazurami na jego barkach Dirith nie zamierzał już puszczać. Chwyt ten bardzo ułatwiały pazury, dzięki czemu zmęczone łapy nie musiały się mocno siłować z przeciwnikiem. Jednocześnie samemu starał się nie pozostawać odsłoniętym dlatego po uchwyceniu przeciwnika nakazał Tysiącu Ostrzy wchłonąć sie w jego ciało po czym uformować tuż pod skórą rząd płyt osłaniający dolną część klatki piersiowej i tym samym własny splot. Dostępu do szyi i grdyki bronił przez utrzymywanie opuszczonego pysku, przez co uderzenie wymierzone w ten narząd nie doszło by do celu nawet jeśli ominęłoby łapy tygrysa. Elf jednak po raz kolejny bał popis jak bardzo można nie myśleć i po tym jak wbił sobie do głowy żeby się wynurzyć nie próbował uderzać i walczyć z tygrysem tylko desperacko wymachiwał rękami próbując wypłynąć na powierzchnię. Niestety nie zdawało się to na wiele, bo jedyne co udawało mu się zrobić to wypchnąć Diritha w stronę powierzchni. A wystarczyło, że likantrop przeniósł ciężar ciała na przednie łapy aby wepchnąć przeciwnika głębiej pod wodę bez większego wysiłku. Na nic się zdawały próby fanatyka aby wypłynąć z pod tygrysa. Pazury za dobrze wczepiły się w jego ubranie, a wystarczyło kilka machnięć tylnymi łapami połączone z wepchnięciem nieszczęśnika do wody aby skutecznie utrzymać przewagę.

Wszystko to sprawiało, że sytuacja elfa była przesądzona i wiedzieli o tym oboje. Zarówno Dirith szczerząc dodatkowo kły w uśmiechu i pozwalając sobie wypuścić przez nie powietrze w niemym warknięciu przybliżając jednocześnie pysk aby dać przeciwnikowi lepiej przyjrzeć zadowoleniu widocznym w jego wyrazie.
http://indulgy.net/V1/zF/E1/25691635...7ySExTFMvc.jpg
Samemu mógł lepiej przyjrzeć się desperacji i rosnącej rozpaczy doskonale widocznej w oczach elfa i wyrazie jego twarzy podczas gdy wymachiwał bezradnie rękoma w wodzie. Kiedy spróbował sięgnąć do pyska ręką, jakby próbował złapać drogocenne wypuszczone powietrze, Dirith szarpnął tylko pyskiem i z powrotem zwiększył dystans wpychając elfa głębiej.

Samemu postanowił wziąć oddech i wypuszczając powietrze postanowił dać się wypchnąć na powierzchnię a po wzięciu szybkiego i pełnego oddechu z powrotem zanurkował. Udało sie to zrobić w taki sposób, że jedyne co fanatykowi udało się zrobić to pomachać trochę wynurzonymi rękoma na powierzchni zanim ponownie został wepchnięty głębiej, aby już nigdy więcej w swoim życiu się wynurzyć.
Dalej pozostało już tylko utrzymywać się ponad elfem i delektować się wyrazem twarzy przeciwnika, do którego zaczynało docierać, że walka właśnie się kończy i niewiele jest w stanie już zdziałać. Było dokładnie widać kiedy elfowi właśnie wbijała się ta myśl do głowy w miarę jak desperację zastępował strach połączony z kontrolowaną jeszcze paniką, o czym świadczyły kolejne próby złapania tygrysa lub wymknięcia się z pod jego uchwytu. Na nic się one jednak zdawały i były szybko kontrowane przez odpowiednie obrócenie się razem z fanatykiem lub szarpnięcie pyskiem aby nie dać się złapać. Nawet wzmożone próby po dostaniu się w pobliże powierzchni nie zdołały nic wskórać przeciwko osłoniętemu splotowi, odpowiedniemu ustawieniu aby przeciwnik nie miał do niego łatwego dostępu od dołu oraz skierowanym w dół pyskiem broniącym dostępu do grdyki i szyi. Nic więc dziwnego, że próby stawały się coraz wolniejsze i słabsze w miarę jak bardziej przerażony zdawał się oponent. Dodatkowo kres dalszym próbom wywinięcia się położyła tylna łapa, której pazury zaczepiły się za zbroję na brzuchu co dało jeszcze porządniejszy chwyt. Może nie był już tak bardzo potrzebny aby zapanować nad słabnącym i coraz wolniej wymachującym rękoma przeciwnikiem, jednak dawała dodatkową pewność, że sprawa właśnie się kończy.Po kolejnej dłuższej chwili oczy elfa zaczynały być coraz bardziej zmęczone dając wyraz uchodzącemu życiu. Tym razem również tygrysowi zaczynało brakować powietrza, więc ponownie się wynurzył aby go zaczerpnąć. Tak samo jak za pierwszym razem nie dał przeciwnikowi szans na to samo. Nie było już praktycznie przed czym się bronić, bo ręce elfa już w ostatnim geście podniosły się bezsilnie do góry, po czym stały się bezwładne jak reszta jego ciała.

Dirith jednak nie puszczał, tylko trzymał go dalej. Chciał wiedzieć, czy oponent nie udaje. Po takim czasie było to jednak mało prawdopodobne. Musiał mieć jednak pewność, że jak nie jest jeszcze martwy to właśnie się udusi przez zbyt długie udawanie. Po chwili samemu zaczął ponownie uderzać w splot aby wydobyć resztkę powietrza z płuc elfa i upewnić się, że jednak nie udaje. Udowodniły to stróżki bąbelków wydobywające się z ust przeciwnika kiedy pacnął łapą w jego brodę udrożniając tym samym drogę oddechową i pozwalając aby płuca zalała woda. Jakby było tego mało pacnął do jeszcze w nos. To uderzenie miało wywołać jego krwotok. To znaczy mogłoby wywołać, jakby jego serce jeszcze pracowało. Dla pewności jeszcze uformował Tysiąc Ostrzy w ząb rekina, który zaczął wbijać w szyję tak, aby serie ran były podobne do śladu pozostawionym po ugryzieniu takiego zwierzęcia. Miało to na celu definitywnie sprawdzić czy elf jest faktycznie martwy i jednocześnie przez zupełny przypadek poharatać szyję i znajdujące się w niej główne żyły. Dzięki temu nawet jakby walka odbywała się na powierzchni to miałby problemy z przeżyciem. Nawet sławni klerycy wspomagający tych fanatyków mieliby teraz problem. Dopiero wtedy puścił luzem ciało i obserwował jak powoli opada w dół podczas gdy bezwładne ręce powoli się unoszą w stronę powierzchni. Obserwował to do momentu, w którym samemu musiał już się wynurzyć aby mieć pewność, że po odwróceniu oka od ciała nie pojawi się biały błysk leczniczej energii... jednak zostawił przeciwnika w takim stanie, że nic już by mu nie pomogło. Zanim jednak zupełnie się wynurzył rozejrzał się dokładnie po powierzchni wody, aby zobaczyć czy ktoś jeszcze może w niej być.

Nie było nikogo, nawet Wilczycy. Widocznie podczas walki musiała wyjść na ląd... Zatem sam również postanowił w końcu wejść na wyspę. Po wynurzeniu się był jednak czujny i obserwował skały w poszukiwaniu kogoś w nich ukrytego, na wypadek jakby jeździec nie był sam. Nikogo nie było widać, dlatego tym głupsze wydawało się zachowanie elfa. Ale na szczęście fanatycy sami nie myślą i nie wpadło mu do głowy aby nie atakować tylko przeżyć, ukryć się na wyspie przed tygrysem i wilkiem po czym donieść swoim kolegom co widział. Z pewnością było to dużo rozsądniejsze wyjście, dzięki któremu armie fanatyków przynajmniej wiedziałyby na kogo polować... ale na szczęście fanatycy sami nie myślą.
Dostanie się na ląd wymagało trochę zręczności przy podpływaniu do skał aby uniknąć uderzenia o nie. Na szczęście zmęczone łapy dały jeszcze radę tego dokonać jak również wspiąć właściciela po skałach na bardziej stały ląd. Cały czas był jednak uważny i obserwował otoczenie w razie jakiś innych niepowołanych gości mogących zagrozić jego bezpieczeństwu. Poza Verionem i Kiti nie było jednak nikogo. Co prawda temu pierwszemu tak bezgranicznie ufać nie mógł, a co do wilczycy miał czasem dziwne i bliżej nie zidentyfikowane odczucia, jednak bezpośrednio raczej nie stanowili zagrożenia. Przynajmniej nie w tej chwili.

Poszedł więc spokojnie w stronę demona i został odpowiednio przez niego przywitany. Uśmiechnął się jednak. Co go śmieszyło w tej sytuacji do końca nie wiedział, jednak ten zbieg okoliczności zdawał się jakoś dziwnie zabawny.
- Oh my, kogo to moje oczy widzą... - Dirith zaśmiał się lekko. - Aż zaczynałem się powoli zastanawiać, czy jednak się nie pojawisz... bo ilekroć mam do czynienia z jakimikolwiek demonami, prędzej czy później zjawia się nie kto inny jak sam Verion... Ktoś podejrzliwy mógłby zacząć myśleć, że to w cale nie przypadkowe spotkania. - zaśmiał się ponownie.
- Na szczęście aż tak podejrzliwy nie jestem... albo z reguły wychodzę na tym na tyle dobrze, żeby nie narzekać. - uśmiechnął się jedną stroną pyska
- Co zatem sprowadza cie w te strony? - spytał bez ogródek przechodząc do interesów, jeśli jakieś wspólne były.

- My demony jesteśmy jedną, wielką rodziną! - zaśmiał się i machnął ręką. - Hm, czasem z nudów lubię popatrzeć na ten świat, lubię obserwować różne zjawiska, jak na przykład drowiego skrytobójcę podróżującego z klerykiem Bieli. Co mnie tu sprowadza? - spojrzał w niebo. - Chyba będzie padać, smoki dziś nisko latają, hm?;3 Dobrze, przejdę do rzeczy. Jako Kihara lubię czasem też obserwować wyznawców Bieli. Trzymać swoich wrogów bliżej niż swoich przyjaciół. W sumie to nie mam przyjaciół... ekhym, znaczy, obserwowałem tez Almanakh i Lavendera, kiedy ruszyli do walki z Irrlynem. Pomyślałem: drow, przeciwko Wojownikom Światła? Wyłoży się jak nic. Ale Irrlyn już wcześniej zdołał wykiwać kostuchę i wykiwał ją i tamtym razem. Zdrada w szeregach Bieli, ubawiłem się jak nigdy. Pamiętam do dziś minę Lavendera, kiedy Timewalker zdradził. Mistress rzuciła klątwę, a ja wiedziałem już, że to grubsza sprawa, że ubawu będzie na tysiąclecia. Irrlyn zadziwiająco długo pożył, jak na drowa, wzbudził moją sympatię. Potem pojawił się Anarion i również zadziwiająco dobrze się trzymał. Kibicowałem im. A potem... zjawiliście się wy - uśmiechnął się słodko. - Pomyślałem sobie kiedyś, że do Źródła przychodzą same pokurcze i pokraki. Anarion ubijał wszystkich, ku mojej uldze. Był tak dobry, że pewnego dnia powiedziałem sobie: jeśli ktoś go pokona i użyje Źródła, zdradzę mu pewien sekret. Oczywiście... - przeciągnął się i usiadł wygodniej na skałach. - To mój czysty kaprys, jako tworu Chaosu, mówić o tym komukolwiek. Byłem pewien że to elf użyje Źródła. Nigdy bym nie przypuszczał, że przypłynie tu jakiś drow, statek zatonie, drow znajdzie klucz, który upuś...cił... zaklinacz... - uśmiechnął się z rozbawieniem, wykonując gest ręką, jakby coś od niechcenia rzucił. - Ale taki drow się zjawił! Oczywiście, mógłbym nie zdradzać tego sekretu, ale aż żal zmarnować tę klątwę, a poza tym jestem ciekaw, co stanie się dalej. To nie sztuka zaciągać konie do wodopoju i zmuszać je do picia, sztuka wywołać u nich pragnienie i patrzeć, jak walczą z tym pragnieniem ;3 - spojrzał znów na horyzont i powiedział - Ten, kto zbudził Timewalkera może go zabić. A jeśli go zabije, cała moc Timewalkera będzie jego. Innymi słowy, moc Timewalkera przeniknie jego duszę i ciało, ulegając woli swojego nowego właściciela. Jeśli Timewalker jednym ruchem łapy może zmieść pół miasta, to jego bounder, po zabiciu go, ruchem ręki zmiecie pół miasta. Oczywiście... - spojrzał na was. - Śmiertelnika taka moc mogłaby zabić, dlatego warto by ją odpowiednio zabezpieczyć. Ale póki Timewalker żyje, problem jest inny. Nie można go tak łatwo zabić. Istnieje broń, stworzona specjalnie do tego celu. Irrlyn nie zdołał jej użyć. Nie zdążył. Zanim zbudził Timewalkera i użył na nim broni, opuścił ten ziemski świat. Wasz problem polega na tym, że nie macie tej broni, a Timewalker już został zbudzony. Tak jest o wiele ciekawiej, hm?;3 - uśmiechnął się beztrosko.

- Heh... Wiedziałem, że pakowanie się w tą całą awanturę związaną ze źródłem po to żeby go użyć bez lat studiowania historii tej całej imprezy może skończyć się ciekawie... - tygrys lekko westchnął i usiadł rozglądając się jeszcze raz po okolicy, a następnie kładąc się aby dać odpocząć łapom. Łeb trzymał jednak uniesiony i obserwował demona.
- Zapewne musi to być tym bardziej ciekawsze, że ponoć smoki i bounderzy mogą czasem czytać swoje myśli. Więc jak Timewalker dowie się co planuje, to sytuacja będzie jeszcze ciekawsza... choć pewnie i bez tego będzie się tego domyślał. A przynajmniej ja jestem pewien, że samemu prędzej czy później spróbuje się mnie pozbyć, przerwać więź między nami albo jak to ujął "otoczyć szczególną opieką" i zapewnić sobie kilka lat dłuższego życia jeśli to prawda, że moja śmierć zakończy również jego życie. Obydwoje głupi nie jesteśmy i pewnie ani on ani tym bardziej ja nie zamierzam być w ten sposób wiecznie związany z kimkolwiek. Nie mówiąc już o kimś ciągle próbującym wbić sztylet lub szpony w moje plecy. Więc może wpierw zdradził byś może czy wiesz jak bounderzy mogą zachować swoje myśli dla siebie? Albo jak zorientować się, że ktoś właśnie grzebie w czyimś łbie?
- Bo w tej chwili mam na sobie wystarczająco dużo kłopotów od fanatyków Bieli szukających mnie, żeby jeszcze ściągać na siebie smoka chcącego mnie zniewolić tylko dlatego, że wiem czym go zabić. O ile może to być ciekawsze widowisko, o tyle szybciej może się zakończyć, bo jakby nie było jestem tylko śmiertelnikiem. Może nie do końca, bo jestem chimerą, ale mimo wszystko nieśmiertelny raczej nie jestem. Chyba, że jednak jestem tylko o tym nie wiem, bo kto dokładnie wie jak zostałem stworzony... -
ponownie zaśmiał się lekko.

- Widzisz - odparł Verion - Klątwa miała wywołać inny skutek, niż sądzą ci, którzy ją studiowali. Jak zapewne zauważyłeś, nie odczytujesz myśli Timewalkera, jego uczuć i tak dalej. Wynika to oczywiście stąd, że nie jesteś jego bounderem w znanym ci tego słowa znaczeniu. Więź między wami sprowadza się do tego, że po jego śmierci przejmiesz całą jego moc życiową. Nie poznasz jego myśli, on nie pozna twoich. On też na pewno zauważył już, że coś jest nie tak;3 Tym lepiej dla ciebie.

- Czyli moja śmierć nie spowoduje śmierci Timewalkera, tylko pozostawi go kompletnie niepokonanym? Świetnie... to w takim razie fanatycy Bieli nieźle się zdziwią jeśli mnie dorwą... - tygrys zaśmiał się lekko po raz kolejny.
- To w takim razie co ta za broń mogąca pokonać tego gada? I jak można ją zdobyć?

- Oh, no, no! - uśmiechnął się Verion. - Twoja śmierć go zabije. To akurat jest prawdą. To część jego klątwy. Twoją częścią będą sami fanatycy;3 Widzisz, broń, którą można przebić jego łuski, została stworzona przez demona – powiedział wesoło. – Specjalnie do tego celu.. Śmiertelnicy są nieraz zabawni, chcą wymazać jedną klątwę inną… ale jesteś drowem, więc mroczna magia, rytuały udziałem sługusów Lolth nie są ci obce. Broń powstała jako efekt paktu z demonem. Sejmitar. Bardzo charakterystyczny, biały sejmitar. Nazwali go Hell Light. Mało istotne. Istotniejszym było to, czego demon chciał w zamian. Nie chciał wiele, chciał śmierci Timewalkera. W odpowiednim czasie. W jedenaście dni po stworzeniu sejmitaru. Pechowo, jak się domyślasz, nie zdążyli w jedenaście dni, mimo, że Timewalker leżał, śpiąc, pogrążony w klątwie i raczej nigdzie nie zamierzał sobie pójść. Ale sam rozumiesz, sztormy, nieprzewidziane komplikacje w podróży… Nie zdążyli. Wydawało się że kolejnym razem się uda… ale kiedy kolejna osoba chwyciła za rękojeść, okazało się, że Hell Light wyznaczył już inny, krótszy czas, na wykonanie wyroku. Nie zdążyli, oczywiście. Okazywało się, że próba zabicia Timewalkera to czysta loteria i walka z czasem. W końcu zabrakło śmiałków chętnych do podjęcia wyzwania, do tego, rozumiesz, Hell Light wyrywany był z rąk do rąk, ukrywany, kradziony, i tak dalej… No i Irrlyn. Stał w bramie więzienia Timewalkera, próbując odzyskać Hell Light, który, choć zamówiony i opłacony, nigdy do niego nie dotarł. Każdy kto dotknie tego sejmitaru będzie miał określony czas na wykonanie wyroku na Timewalkerze. Nie wiadomo ile. Rok, dzień, godzinę. Gdzie jest ta broń?;3 Wróciła w swoje rodzinne strony;3 W Twoje rodzinne strony…

- Hell Light znajduje się w okolicach Tr'eakvra? - spytał dziwiąc się nieco i trochę z niedowierzaniem wymawiając nazwę swojego rodzinnego miasta. Zastanowiło go jak mogło być powiązane z tym całym cyrkiem, oraz jeśli to była prawda to mogło to jakoś wyjaśniać obecność imienia jego twórcy na kolumnach w twierdzy Irrlyna. - No proszę, a już myślałem, że poza okazjonalnym wyżynaniem się domów nic zbyt ciekawego się tam nie działo.
- To masz może jeszcze jakieś wskazówki jak się do niego dostać? Albo przynajmniej skąd można mieć Tr'eakvre w zasięgu jakiegoś zwoju teleportacji? Bo jeśli chodzi o historię moich wypadów za miasto jedynie taką drogą mniej więcej pamiętam. - Dirith skrzywił się nieco. - I jeszcze tak przy okazji. To pismo w tej księdze którą przywróciłem to pismo sług Lolth, czy jakiś innych demonów? - dodał zamierzając dodatkowo zaciągnąć nieco informacji mogących pomóc mu w jego identyfikacji tym bardziej, że był pewien iż Verion obserwując go z planu mgieł zerknął mu przez ramię i rzucił okiem na pismo. Znając ciekawską naturę demonów były małe szanse na to, że stało się inaczej.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline