| [IZ] Chłód, pęd, masa. Dwa miesiące temu. Początek mroźnej zimy w metroplexie Chicago. Andrew Moore. Wdech, oddech. Świeży choć tego system nagrywający nie sprawdzi. Powietrze , chłodne, mroźne wiejące z wschodu znad jeziora Michigan. Śnieg z deszczem spadł wczoraj choć raczej powierzchownie, teraz roztopił tworząc czarne żyły w kostce brukowej jednej z większych alejek Chinatown. Lampiony oświetlały mu drogę choć prędzej pełniły rolę ozdobną i przypominały o kulturze orientu , zdecydowanie większość sił jasności przypadała smukłym, wysokim , białym ulicznym lampą LED.
Miał przy sobie pistolet małego kalibru, poręczny można rzecz babski i torebkowy. Stronił od jego używania, naciskał spust tylko na strzelnicy choć wtedy w jego polu wzroku nie wyświetlała się czerwona kropka REC. Wstydził się swoich umiejętności strzeleckich. W większości przypadków jednak jego nieliczni fani mogli posmakować życia niekonwencjonalnego DJ , który rozpalał blanta w momencie ataku głównej linii basowej. Grał w kilku klubach, w żadnym jako rezydent choć Rush Motion rozważało jego stałe występy w środowe wieczory. Na wszechsieciowej liście LiveVlogChicago znajdował się na 168 miejscu. A więc poza gorącą setką miejskich sprzedawczyków swojej prywatności. Andrew Moore, Technoman jako muzyk , Infoszczur w sieci. Moore nie miał oporów przed pokazywaniem swojego życia, czuł swoją oryginalność a zamknięta komuna nauczyła go nadmiernej otwartości i pokojowego nastawienia. Hipis anno domini 2088.
Tętniąca ulica była pełna niezrozumiałych znaków tłumaczonych przez oryginalną systemową aplikacje prędko na angielski, nie przysparzała mu lęku i nagłych kłopotów. Destynacja mimo wszystko mieściła się w mniej gościnnej części tej chińskiej strefy. Rozglądał się , staruszka chowała skrzynki z warzywami pod płachtę straganu czując w starych kościach zbliżający się deszcz. Spojrzał w prawo. Czteropiętrowy drukowany budynek w mrocznym szklano-betonowym stylu niepasujący do reszty zabudowy jeszcze z XX wieku. Gromadzący się cichy anonimowy rządek, kolejka udających kiepsko brak zainteresowania różnorodnych ludzi. Widział korporacyjnych elegantów , ubranych w dresy młodych cwaniaczków oraz luzaków jak również kilka par różnej orientacji z aparycją wyrażającą żądze przygód poza Głębią, w świecie rzeczywistym. Zdawało się , że dotarł na miejsce.
Wszedł po chwili stania przez metalowe drzwi z obserwującą nieprzerwanie kamerą. W środku od razu zszedł po schodach, z każdym momentem agresywny pogłos muzyki rósł a piwniczna zatęchła woń mieszała się z odorem ludzkim i tytoniowym. Czując przyspieszony puls, spocone ręce Moore spodziewał się teraz tylko groźnych typów i metalicznej zapachowej subtelności krwi zdobiącej podłoże miejsca właściwych walk. Zagęszczone osobniki poddawane były selekcji przez otłuszczonego , ale potężnego masywnego Azjatę. Jego szczękę jak i całą czaszkę poddano podskórnym wzmocnieniom, kompozytowe częściowo naturalnego pochodzenia płytki zdolne przetrwać ciosy młotkiem. Nieprzeniknione, wielkości kapsla bioniczne oczy , zabliźnione łapska przeszukujące wchodzących.
Nadeszła jego kolej. Moore nie wycofał się widząc rosnącą oglądalność i nakręcone pozytywnie komentarze. Broń schowana w naramiennej torbie. Chwila zmieszania w głowie proto-celebryty. Dotyk paluchów na jego ramionach, brzuchu, plecach, udach , potem tyłku. Skórzana torba małych rozmiarów, niezdolna pomieścić typowej zabawki do zabijania. Rutynowy błąd ochroniarza, masa mięśni ponad szarą masą mózgową.
-Zakaz nagrywania, alkoholu również- powiedział patrząc w jego kamery oczu. Moore nie wiedział czy rozpoznał go jako gwiazdę czy raczej stereotypowo każdy posiadacz dobrej opto-bioniki budził racjonalne podejrzenia- Proszę również wejść w tryb offline, zresztą i tak cię zagłuszy. Wchodź Nánhái, nie zemdlej od widoku krwi.
Kapsle oczu spojrzały milcząco. Sygnał konał. Donavan Thormpson
Duże pomieszczenie, dawny zbiór kilku sklepów, które zbankrutowały. Ściany wyburzone , na środku miejsce do walki otoczone siatką z możliwością przepuszczenia przez nią napięcia. Kilku poziomowe miejsca siedzące , z potrójną ilością możliwych miejsc stojących. Dobra widoczność dla szczęśliwców, którzy zajęli miejsca. Krzyk , gwar, mimo to zakaz alkoholu. Burdy znacząco przez to zmalały.
Gromadzili się , czas do rozpoczęcia dwadzieścia minut. Dziewiętnaście. Zero zewnętrznych hiperobiektów, zagłuszanie sygnału tak na wszelki wypadek (zresztą piwnica i tak pożerała zasięg słabszych WPD). Tylko personalny HUD. Czym jest czas? Iluzją, nieznaczącą nic w ciągłości wszechświata w wiecznym ruchu cząstek, interpretacją bodźców współpracującą z pamięcią przeszłości i oczekiwaniem nadchodzącego. Nie czas to pieniądz , to zakłady. Thormpson widział ich podekscytowane twarze skulone w podnieceniu. Rozluźnione języki na temat zbliżającej się przemocy, którą wolał nazywać rozrywką , pojęcie bliższe stanowi faktycznemu i jego personalnemu ustosunkowaniu oraz odczuciu.
Dzisiaj pokaz ludzkiego kickboksera Zaklinacza Kopyt (Thormpson nie znosił jego pseudonimu uważając go za mocno nieudany) razem z rosnącym w wygranych replikantem Gomezem. Kopyto posiadał technikę oraz szybkość. Dopalacz refleksu, sieć sztucznych nerwów obwodowych z głównym procesorem motorycznym w móżdżku. Gomez za to stał się własnym nabytkiem Thormpsona , symulakra bojowa wykupiona jako trefny produkt mający walczyć z Piracką Republiką Somalii. Żołnierz prosto z deski kreślarskiej. Wadę stanowiły nieregularne napady epilepsji , która postępowała. Oczywistym było pozbycie się go w dniach chwały , uczynienie gladiatora legendą w walce na śmierć i życie. Początkowo zwykłej do nokautu. Potem na scenie miał pojawić się podrzucony nóż. Prosta rachuba czystego, wolnego ducha.
Szybkie przetwarzanie informacji , wyostrzona selekcjonująca percepcja maszyny, segregowana skompresowana pamięć szybkiego dostępu. Twarz.
Thormpson zobaczył znanego sobie disc jockeya. Technoman. Średniej klasy artysta , jednak z orginalnym błyskiem, tak mówili ludzie. On nie znał się na estetyce. Nie mógł. Dzieciak stanowił po prostu jedną z wielu mniej lub więcej wartościowych osobistości tego wieczora. Było sporo yuppie , opłacało się wypuścić plotkę w ich sieciosferze. Mieli sporo kredytów a małą umiejętność typowania. Cenne.
Kolejna twarz, zmniejszająca dystans. Xian Tsui , 24 lata. Zajmował się pilnowaniem tego przybytku pod nieobecność Thormpsona , on z kolei wynajmował go od Triady Shén de érnǚ, Dzieci Boga. Pozwalali mu zajmować się interesem w czasie jego aktywności widząc jego nienaturalny dryg do interesu. Mówiło się , że Donavan Thormpsona ma wygląd , kasę, osobowość i dużo modyfikacji dzięki , którym to uzyskał. Nikt nie wiedział naprawdę kim był.
-Donavan. Są informacje. Niemiłe. Złe - jak zawsze szatkował wypowiedź, szczególnie gdy był podenerwowany. Dodatkowo kiepsko mówił po angielsku , bo niedawno przyjechał z Mandarynatu po masowych wyrokach w jego grupie- Banda Ridleya tu zmierza. Podobno chce zrobić dym. Duży. Oczy mówią o Żyrokarabinach z przemytu. Są wkurwieni. Mówią , że chodzi o walkę z ubiegłego miesiąca. Oszustwo. Twoje. Ja myślę o złej informacji , powołaniu się o plotka i złym ich obstawieniu.
Czas do rozpoczęcia walk wynosił dwanaście minut.
Ostatnio edytowane przez Pinn : 09-01-2014 o 19:35.
|