Wspinaczka po pionowej, kamiennej ścianie z niewielkimi tylko otworami na palce i stopy okazała się... całkiem prosta. Arina bez większych trudności pokonywała kolejne metry, ze sporą łatwością odnajdując punkty zaczepienia. Po kilkunastu sekundach docierała już do jedynego okna, podciągając się wyżej i zaglądając przez szparę. W środku było prawie zupełnie ciemno i cicho. Odgłosy ze środka były słyszalne, lecz dalej, niżej. Stamtąd także docierała słaba poświata. Nic nie wskazywało, że coś znajduje się w pomieszczeniu, więc spróbowała otworzyć okiennice. Ku jej lekkiemu zdziwieniu, lokator stanicy nie zamknął ich i cicho skrzypiąc poruszyły się.
Zrobienie na tyle dużej szpary, by się zmieścić, bez jednoczesnego zwracania na siebie uwagi, zajęło jej więcej czasu niż wcześniejsza wspinaczka. W końcu jednak wsunęła się do środka, stając na drewnianej podłodze. Deski gięły się delikatnie. Stąpanie po nich mogło być niebezpieczne - nie wiadomo, czy nie skrzypiały. Rozejrzała się. Pomieszczenie zajmowało większą część piętra wieży, kończąc się uchylonymi drzwiami na schody. Z dołu sączyło się światło, pochodzące z płonącego ognia czy świec, bo nierówne, nie zaś stałe, jak bywało to z magicznymi. Medalion wiedźminki jednak i tak bardzo wyraźnie drgał.
Poczuła zapach. Słodki, lekko mdlący, zmieniony trochę wonią kwiatów, wypaczony czymś czego nie kojarzyła.
Szczegółów dookoła nie zauważyła wielu. Łóżko, biurko, biblioteczka. W niezłym nawet stanie, prawie jak nowe lub świetnie wyremontowane. Magicznie dało się zrobić ponoć wszystko. Na biurku jakieś pergaminy. Obok kilka dziwnych przyrządów, wielki nóż, słój z czymś w środku. Kimkolwiek był lokator, na pewno nie nudził się tutaj. W rogu stojak z ubraniami i kufer. Zrobiła ostrożny krok, czując jak deski uginają się. A co gorsza trzeszczą. Jeśli "pustelnik" znajdował się piętro pod nią, to nawet ostrożne stąpanie mogło zostać zauważone. |