Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2014, 19:32   #31
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
W burdelu, jak w burdelu – ruch był zawsze. Fach z tak wiekowymi tradycjami nie mógłby przecież tak po prostu upaść z dnia na dzień. Chłopom zawsze się chciało chędożyć, a burdelmamy zawsze znajdowały dziewczynki, które umiały leżeć na plecach i rozłożyć nogi. De Riue coś mówiło, że Tyssaia potrafiła znaleźć takie, które umiały się nawet trochę ruszać. Dość powiedzieć, że Srebrna Lilia pusta nie była, a w Novigradzie konkurencja w fachu była niemała. Dla Liska jednak Tyss czas znalazła, między papierkową robotą a koniecznością zakupu zapasów – w zamtuzie schodziło nie tylko wino i jedzenie, ale też pościel trzeba było od czasu do czasu wymienić. Blondwłosa wampirzyca właśnie szykowała się do wyjścia, gdy wpuściła Francescę do swego pokoju.
-Witaj, jak zwykle miło cię widzieć – przywitała się i zdawało się, że kompletnie nie docierały do jej uszu krzyki uniesienia, które wyjątkowo głośno wydawała z siebie jedna z panienek na piętrze.
- Witaj, cieszę się, że cię zastałam, mam wspaniałą wieść - Francesca odwróciła głowę w stronę okrzyków, chwilę posłuchała i się uśmiechnęła, po czym skończyła wypowiedź - Już niebawem moja część planu zostanie zrealizowana, wszystko jest na idealnej drodze. Pytanie jak radzi sobie reszta?
-Czyli przychodzisz w interesach, a nie towarzysko? - blondynka udała zasmucenie. -Wszyscy, krok po kroku, robią co do nich należy. Nie od razu Novigrad zbudowano, to i nie od razu można przejąć nad nim kontrolę. A co konkretnie udało ci się smakowitego wymyślić?
-To na deser po naszym spotkaniu. Brakuje mi naszego nieludzkego towarzystwa - spojrzała na Tys oczekując odpowiedzi.
-Czyli jednak towarzysko - nosferatka wydawała się zadowolona. -Może w takim wypadku chciałabyś mi potowarzyszyć w sprawunkach? Nie będę ukrywać, że to potwornie nudne zajęcie, ale miałabym chociaż z kim porozmawiać.
-Tak się składa, że dopiero wieczorem jestem zajęta, także bardzo chętnie ci potowarzyszę. Co takiego masz do załatwienia? - Francesca oparła się o stolik, na którym poukładane były jakieś dokumenty - Wiesz podziwiam cię za to, że też chcę ci się tak babrać w tych ludzkich sprawach. Nie tęsknisz czasem za wolnością? - kobieta przenikliwie zmrużyła oczy.
-I mam być wolna jak Wiewiórka? Polować w lesie na dziki, żeby móc coś zjeść? Nie Francesco, wolę już być tkwiącym w kącie pająkiem, który wije swą sieć - odpowiedziała bez wahania. -Do załatwienia mam dostawę wina i inspekcję zamówionej bielizny. Jeśli pomyśleć o tym jako o formie pijaństwa i przebierania w fatałaszkach, to prawie da się przy tym nie zasnąć - wytłumaczyła pokrótce.
-Ależ ja nie żyję jak Wiewórka. Można być wolnym w sposób mniej prymitywny. Pomyśl sobie, jakbyśmy tak we dwie wybrały się na podbój… Nie miałybyśmy żadnych przeszkód. Nawet psy wiedźmini by nam nie zagrażali. Kompletnie wolne, bez ograniczeń, bez problemów, żyjąc samymi przyjemnościami. Może najwyższy czas odpocząć od tego zgiełku miasta… - Francesca jakby nie słyszała wypowiedzi Tys o dostawach i inspekcjach.
-Na podbój? Przeciwko komu? Kapitule, która widziałaby nas martwymi równie chętnie, co wiedźmini i prosty lud? Czy przeciwko Nilfgaardowi, który jeśli wierzyć wieściom pleni potwory znacznie sprawniej niż nasi kochani królowie? Nie Francesco, na dłuższą metę taka wolność oznacza śmierć, a ja za bardzo lubię moje życie.
-Uwierz mi nie oznacza to śmierci. Trzeba po prostu być uważnym, nauczyć się tego. Myślę, że w pełni opanowałam tę sztukę. Jak widzisz żyję. Szczerzę już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak długo w jednym miejscu. Przecież w końcu to my górujemy nad ludźmi, dlaczego mamy się im poddawać, godzić się na ich życie… - spojrzała krytycznie na sterty papierów i listów obok.
-Zapytaj o to elfy - padła krótka odpowiedź. Tyssaia skończyła przygotowywać się do wyjścia i skierowała się do drzwi. -Idziemy? - Rudowłosa bynajmniej nie była zadowolona ze skończenia ważnej dla niej dyskusji, dlatego postanowiła po swojej stronie postawić ostatnie słowo.
-Myślę, że dużo tracisz moja piękna - ruszyła w stronę wyjścia - to chodźmy, pokaż mi te ludzkie życie - dodała z pewną nutą ironii.


Tyssaia nie kłamała twierdząc, że sprawunki to potwornie nudne zajęcie. Wraz z Francescą odwiedziły dwie dzielnice – najpierw Wyspę Spichrzów. Blondwłosa nosferatka niczym najstraszniejsza przekupka marudziła przy kilku piekarskich straganach, kupując chleb i ciepłe bułeczki.
-Czy te bułki są na pewno świeże?
-Świeże, bardzo świeże. Waćpani sobie dotknie, cieplutkie.
-No ciepłe, bo pewnoś pan wczorajszy towar na piecu przez noc zostawił. Widzę, że nie są świeże, oczy po coś mam.
W Lisku takie pospolite przekomarzanie wzbudzało niesmak. Żeby reprezentantka tak potężnej rasy licytowała się o bułki z jakimś prostym, ludzkim chamem! Skandaliczne. Ale Tyssai wydawało się to nie tylko nie przeszkadzać, ale zdawały się ją cieszyć drobne zwycięstwa, gdy wytargowała denara na dziesięć chlebów, albo udało jej się uśmiechem i dwoma komplementami zapewnić darmowy transport zakupów do swego przybytku. Dla de Riue był to nieomal dowód na upadek obyczajów swej krewniaczki. A jednak, z drugiej strony, była na tyle przebiegła by snuć dalekosiężne plany zdobycia wpływów nad Novigradem.
Drugim przystankiem było Stare Miasto, pełne swej kupieckiej chwały. Tutaj Francesca dowiedziała się, że Tyssaia zaopatrywała swój zamtuz w wino za pośrednictwem tawerny należącej do gildii kupieckiej: „Pełnego Trzosu”. Jak wyjaśniła nosferatka, kupcy z chęcią przystali na odsprzedaż trunku ze sporym upustem w zamian za podobny upust u panienek Tys. Tyle tylko, że zazwyczaj gdy jakiś kupiec faktycznie przychodził do Srebrnej Lilii by sobie pobzykać, upijał się własnym winem tak, że zostawiał więcej złota niż nazajutrz pamiętał. Wampirzyca wychodziła na swoje, a ponadto pijanym i pieprzącym się kupcom często wymsknęła się w uniesieniu jedna, czy druga plotka, którą solidny i cnotliwy handlarz powinien raczej zachować dla siebie.
-Dość powiedzieć – zdradziła blondwłosa -że dzięki kupieckim językom udało mi się przeprowadzić kilka lukratywnych transakcji.
W Starym Mieście burdelmama musiała też przeprowadzić inspekcję bielizny, jaką pozamawiała dla swoich dziewczynek. Jednak nawet to okazało się potwornie nudne. Lisek lubiła gorsety i koronki, ale na pewno nie takie... pospolite. Wszystkie te fatałaszki jawiły się w jej oczach jako proste i toporne. Ot jakaś halka, kusa koszulina, tanie podwiązki. Tyssaia tłumaczyła, że nie opłacało jej się wyrzucać pieniędzy na ciuszek, który i tak najdalej trzeci klient podrze w swym podnieceniu, ale nijak nie zmieniało to faktu, że cała ta wyprawa z blondynką zwyczajnie de Riue zanudziła. Pierwszy i ostatni raz wykonywała sprawunki. Oto jej postanowienie na resztę życia.
Jedyną rzeczą, jaka uratowała rudowłosą przed ucieczką były opowieści Tys. Nosferatu była światową kobietą, obeznaną z najświeższymi informacjami ze świata mody, którego centrum był przecież Novigrad. Dlatego wiedziała w jakich kolorach lubią pokazywać się dwórki i arystokratki, czy na czasie są diamenty, czy rubiny, oraz że w odległym Toussaint furorę wśród dam robią gorsety wiązane z przodu, które to doprowadzają mężczyzn wprost do szaleństwa.


Przechadzka jednak się skończyła, zbliżył się za to wieczór, a tym samym spotkanie z krawcem. Jakże on miał na imię? A zresztą, co za różnica? Ważne, by miał coś do przekazania. Gdy wampirzyca przybyła do jego skromnego mieszkanka, młodzieniec wprost nie mógł powstrzymać radości. Szczere mówiąc Francesca zastanawiała się, czy nie rzuciła na niego szarmu jakoś przez przypadek. Tak czy inaczej powiedział to, na co Lisek liczyła.
-Spotkałem się dzisiaj z Dianą i udało mi się z nią jutro pod wieczór umówić w „Mały Co Nieco”. To krasnoludzka gospoda, ale Dianie to najwyraźniej nie przeszkadza, a ja nie miałem zamiaru marudzić. Wciąż jednak nie podoba mi się pomysł, bym ją uwiódł. Teraz nie masz nic przeciwko, ale co pocznę, jak zmienisz zdanie dotknięta faktem?
 
Zapatashura jest offline