Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2014, 19:32   #31
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
W burdelu, jak w burdelu – ruch był zawsze. Fach z tak wiekowymi tradycjami nie mógłby przecież tak po prostu upaść z dnia na dzień. Chłopom zawsze się chciało chędożyć, a burdelmamy zawsze znajdowały dziewczynki, które umiały leżeć na plecach i rozłożyć nogi. De Riue coś mówiło, że Tyssaia potrafiła znaleźć takie, które umiały się nawet trochę ruszać. Dość powiedzieć, że Srebrna Lilia pusta nie była, a w Novigradzie konkurencja w fachu była niemała. Dla Liska jednak Tyss czas znalazła, między papierkową robotą a koniecznością zakupu zapasów – w zamtuzie schodziło nie tylko wino i jedzenie, ale też pościel trzeba było od czasu do czasu wymienić. Blondwłosa wampirzyca właśnie szykowała się do wyjścia, gdy wpuściła Francescę do swego pokoju.
-Witaj, jak zwykle miło cię widzieć – przywitała się i zdawało się, że kompletnie nie docierały do jej uszu krzyki uniesienia, które wyjątkowo głośno wydawała z siebie jedna z panienek na piętrze.
- Witaj, cieszę się, że cię zastałam, mam wspaniałą wieść - Francesca odwróciła głowę w stronę okrzyków, chwilę posłuchała i się uśmiechnęła, po czym skończyła wypowiedź - Już niebawem moja część planu zostanie zrealizowana, wszystko jest na idealnej drodze. Pytanie jak radzi sobie reszta?
-Czyli przychodzisz w interesach, a nie towarzysko? - blondynka udała zasmucenie. -Wszyscy, krok po kroku, robią co do nich należy. Nie od razu Novigrad zbudowano, to i nie od razu można przejąć nad nim kontrolę. A co konkretnie udało ci się smakowitego wymyślić?
-To na deser po naszym spotkaniu. Brakuje mi naszego nieludzkego towarzystwa - spojrzała na Tys oczekując odpowiedzi.
-Czyli jednak towarzysko - nosferatka wydawała się zadowolona. -Może w takim wypadku chciałabyś mi potowarzyszyć w sprawunkach? Nie będę ukrywać, że to potwornie nudne zajęcie, ale miałabym chociaż z kim porozmawiać.
-Tak się składa, że dopiero wieczorem jestem zajęta, także bardzo chętnie ci potowarzyszę. Co takiego masz do załatwienia? - Francesca oparła się o stolik, na którym poukładane były jakieś dokumenty - Wiesz podziwiam cię za to, że też chcę ci się tak babrać w tych ludzkich sprawach. Nie tęsknisz czasem za wolnością? - kobieta przenikliwie zmrużyła oczy.
-I mam być wolna jak Wiewiórka? Polować w lesie na dziki, żeby móc coś zjeść? Nie Francesco, wolę już być tkwiącym w kącie pająkiem, który wije swą sieć - odpowiedziała bez wahania. -Do załatwienia mam dostawę wina i inspekcję zamówionej bielizny. Jeśli pomyśleć o tym jako o formie pijaństwa i przebierania w fatałaszkach, to prawie da się przy tym nie zasnąć - wytłumaczyła pokrótce.
-Ależ ja nie żyję jak Wiewórka. Można być wolnym w sposób mniej prymitywny. Pomyśl sobie, jakbyśmy tak we dwie wybrały się na podbój… Nie miałybyśmy żadnych przeszkód. Nawet psy wiedźmini by nam nie zagrażali. Kompletnie wolne, bez ograniczeń, bez problemów, żyjąc samymi przyjemnościami. Może najwyższy czas odpocząć od tego zgiełku miasta… - Francesca jakby nie słyszała wypowiedzi Tys o dostawach i inspekcjach.
-Na podbój? Przeciwko komu? Kapitule, która widziałaby nas martwymi równie chętnie, co wiedźmini i prosty lud? Czy przeciwko Nilfgaardowi, który jeśli wierzyć wieściom pleni potwory znacznie sprawniej niż nasi kochani królowie? Nie Francesco, na dłuższą metę taka wolność oznacza śmierć, a ja za bardzo lubię moje życie.
-Uwierz mi nie oznacza to śmierci. Trzeba po prostu być uważnym, nauczyć się tego. Myślę, że w pełni opanowałam tę sztukę. Jak widzisz żyję. Szczerzę już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak długo w jednym miejscu. Przecież w końcu to my górujemy nad ludźmi, dlaczego mamy się im poddawać, godzić się na ich życie… - spojrzała krytycznie na sterty papierów i listów obok.
-Zapytaj o to elfy - padła krótka odpowiedź. Tyssaia skończyła przygotowywać się do wyjścia i skierowała się do drzwi. -Idziemy? - Rudowłosa bynajmniej nie była zadowolona ze skończenia ważnej dla niej dyskusji, dlatego postanowiła po swojej stronie postawić ostatnie słowo.
-Myślę, że dużo tracisz moja piękna - ruszyła w stronę wyjścia - to chodźmy, pokaż mi te ludzkie życie - dodała z pewną nutą ironii.


Tyssaia nie kłamała twierdząc, że sprawunki to potwornie nudne zajęcie. Wraz z Francescą odwiedziły dwie dzielnice – najpierw Wyspę Spichrzów. Blondwłosa nosferatka niczym najstraszniejsza przekupka marudziła przy kilku piekarskich straganach, kupując chleb i ciepłe bułeczki.
-Czy te bułki są na pewno świeże?
-Świeże, bardzo świeże. Waćpani sobie dotknie, cieplutkie.
-No ciepłe, bo pewnoś pan wczorajszy towar na piecu przez noc zostawił. Widzę, że nie są świeże, oczy po coś mam.
W Lisku takie pospolite przekomarzanie wzbudzało niesmak. Żeby reprezentantka tak potężnej rasy licytowała się o bułki z jakimś prostym, ludzkim chamem! Skandaliczne. Ale Tyssai wydawało się to nie tylko nie przeszkadzać, ale zdawały się ją cieszyć drobne zwycięstwa, gdy wytargowała denara na dziesięć chlebów, albo udało jej się uśmiechem i dwoma komplementami zapewnić darmowy transport zakupów do swego przybytku. Dla de Riue był to nieomal dowód na upadek obyczajów swej krewniaczki. A jednak, z drugiej strony, była na tyle przebiegła by snuć dalekosiężne plany zdobycia wpływów nad Novigradem.
Drugim przystankiem było Stare Miasto, pełne swej kupieckiej chwały. Tutaj Francesca dowiedziała się, że Tyssaia zaopatrywała swój zamtuz w wino za pośrednictwem tawerny należącej do gildii kupieckiej: „Pełnego Trzosu”. Jak wyjaśniła nosferatka, kupcy z chęcią przystali na odsprzedaż trunku ze sporym upustem w zamian za podobny upust u panienek Tys. Tyle tylko, że zazwyczaj gdy jakiś kupiec faktycznie przychodził do Srebrnej Lilii by sobie pobzykać, upijał się własnym winem tak, że zostawiał więcej złota niż nazajutrz pamiętał. Wampirzyca wychodziła na swoje, a ponadto pijanym i pieprzącym się kupcom często wymsknęła się w uniesieniu jedna, czy druga plotka, którą solidny i cnotliwy handlarz powinien raczej zachować dla siebie.
-Dość powiedzieć – zdradziła blondwłosa -że dzięki kupieckim językom udało mi się przeprowadzić kilka lukratywnych transakcji.
W Starym Mieście burdelmama musiała też przeprowadzić inspekcję bielizny, jaką pozamawiała dla swoich dziewczynek. Jednak nawet to okazało się potwornie nudne. Lisek lubiła gorsety i koronki, ale na pewno nie takie... pospolite. Wszystkie te fatałaszki jawiły się w jej oczach jako proste i toporne. Ot jakaś halka, kusa koszulina, tanie podwiązki. Tyssaia tłumaczyła, że nie opłacało jej się wyrzucać pieniędzy na ciuszek, który i tak najdalej trzeci klient podrze w swym podnieceniu, ale nijak nie zmieniało to faktu, że cała ta wyprawa z blondynką zwyczajnie de Riue zanudziła. Pierwszy i ostatni raz wykonywała sprawunki. Oto jej postanowienie na resztę życia.
Jedyną rzeczą, jaka uratowała rudowłosą przed ucieczką były opowieści Tys. Nosferatu była światową kobietą, obeznaną z najświeższymi informacjami ze świata mody, którego centrum był przecież Novigrad. Dlatego wiedziała w jakich kolorach lubią pokazywać się dwórki i arystokratki, czy na czasie są diamenty, czy rubiny, oraz że w odległym Toussaint furorę wśród dam robią gorsety wiązane z przodu, które to doprowadzają mężczyzn wprost do szaleństwa.


Przechadzka jednak się skończyła, zbliżył się za to wieczór, a tym samym spotkanie z krawcem. Jakże on miał na imię? A zresztą, co za różnica? Ważne, by miał coś do przekazania. Gdy wampirzyca przybyła do jego skromnego mieszkanka, młodzieniec wprost nie mógł powstrzymać radości. Szczere mówiąc Francesca zastanawiała się, czy nie rzuciła na niego szarmu jakoś przez przypadek. Tak czy inaczej powiedział to, na co Lisek liczyła.
-Spotkałem się dzisiaj z Dianą i udało mi się z nią jutro pod wieczór umówić w „Mały Co Nieco”. To krasnoludzka gospoda, ale Dianie to najwyraźniej nie przeszkadza, a ja nie miałem zamiaru marudzić. Wciąż jednak nie podoba mi się pomysł, bym ją uwiódł. Teraz nie masz nic przeciwko, ale co pocznę, jak zmienisz zdanie dotknięta faktem?
 
Zapatashura jest offline  
Stary 14-01-2014, 16:25   #32
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Nie musisz się niczego obawiać. Są sytuacje, kiedy kobieta powinna przymknąć na niektóre rzeczy oko, jeśli oczywiście zależy jej na mężczyźnie – w tym momencie Francesca zbliżyła się do krawca i chciała go pocałować. Jednak ten wciąż nie mógł przyjąć do wiadomości swojej „misji”.
- Ale Francesco, chciałbym być z tobą całkowicie szczery. Będę tą kobietę całował, być może też dojdzie do zbliżenia cielesnego. Wiedz, że będę myślał tylko o tobie – złapał ją za ramiona i spojrzał w oczy.
- Tak wiem i wierzę ci z całego serca. Chcę, żebyś osiągnął to na co zasługujesz. Jestem gotowa na ustępstwa, ale tylko ten jeden raz – miała nadzieje, że może ta nuta zazdrości zdoła go przekonać. Dziwiła się skąd ta ostrożność, czyżby w przeszłości miał podobną sytuację z ukochaną?
- Francesco, dziękuje ci to dla mnie wiele znaczy. Jesteś wspaniałą towarzyszką i wspólniczką. Po tej całej farsie chciałbym prosić się o rękę. Nie żartuję, zostaniesz moją żoną Francesco? – krawiec klęknął, chwytając w obie dłonie rękę wampirzycy. Rudowłosa osłupiała >>> no co ten idiota znowu wymyślił <<< miała ochotę krzyknąć. Złapała się teatralnie za czoło.
- Musze usiąść – powiedziała słabym głosem.
- Francesco, wszystko dobrze, jak się czujesz? - pytał ze zmartwieniem w głosie.
- Po prostu mnie zaskoczyłeś, aż zabrakło mi powietrza, możesz pomóc rozluźnić mi gorset? – złapała płytki oddech i zaczęła się wachlować. Mężczyzna uczynnie zrobił to o co prosiła. Walory wampirzycy zrobiły co do nich należy, wzrok krawca penetrował jej uwolniony biust ukryty w skąpej koronce.
- Już lepiej? – powiedział spoglądając niekoniecznie w jej oczy.
- Lepiej, zdecydowanie lepiej – teraz ona rzuciła mu pełen pożądania wzrok, to wystarczyło, aby dzisiejszego wieczoru uciąć temat ślubu i porozumiewać się tylko językiem miłosnych uniesień.


Skoro świt musiała opuścić swojego ukochanego. Temat, który rozpoczął był wyjątkowo niezręczny. Nie ma nic gorszego niż dobrowolnie zgodzić się na tylko jednego mężczyznę. Nie rozumiała ludzi, przecież i tak potem się chędożyli na prawo i lewo, tylko starali się to bardziej ukrywać, kłamali i organizowali różnego rodzaju fortele i forteliki. Żyjąc w jednym miejscu jakiś czas, nie trudno było nie zauważyć, kto z kim sypia, kto kogo potajemnie zdradza. Jedni nie trudząc się chodzili do domów rozkoszy inni woleli romans z sąsiadem. Rozpusta miewała się bardzo dobrze szczególnie w Novigradzie. Doskonale wiedziała, że nie było gorszej plagi niż zazdrosny kochanek. Cieszyła się, że jej „krawiec”, póki co nie pyta o osobiste sprawy. Czym mniej wie, tym lepiej.

Francesca postanowiła odwiedzić swoich starych znajomych w „Domowym Ognisku”. Elfy prowadzące swój przybytek, pomimo „ustabilizowania” wcale nie podzielały poglądów jej przyjaciółki. Swój przybytek traktując bardziej jak rozrywkę, niż pracę, elfy ciągle tęskniły za wolnością, a może jej się tylko tak wydawało. Srebrny księżyc i Rwący Potok byli towarzystwem, których potrzebowała. Ciekawa była jak zareagują na jej „wyjątkowy” strój. Miała też nadzieje, że będzie mogła się zatrzymać u nich kilka dni. Miała już dość paradowania jak wieśniaczka i chciała, aby sprawa jak najszybciej przycichła.

W karczmie zastała samą Illumiel, która wyglądała na zmartwioną. Uśmiechnęła się lekko na przywitanie:
- Dobrze, że jesteś Francesco, jesteś wyjątkowo miło dzisiaj widziana – Rwący Potok westchnęła.
- Coś się stało moja droga? – wampirzyca rozejrzała się czujnie po pomieszczeniu.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 19-01-2014, 18:18   #33
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
-Czy ja wiem? Od czasu gdy ci przeklęci d'hoine odstraszyli nam klientów, coraz trudniej jest związać koniec z końcem. Ale jakoś damy sobie radę. Musimy. Inaczej czeka nas ukrywanie się po lesie razem ze Scoia'tael- odparła ze smutkiem. Szybko jednak wzięła się w garść, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. -No, ale to nasz problem i my sobie z nim poradzimy. Ty już dość nam pomogłaś i jesteśmy ci za to dozgonnie wdzięczni. Co byś powiedziała na trochę elfiego wina?
Szczerze mówiąc nie skończyło się tylko na trochę. We trójkę, ze Srebrnym Księżycem, opróżnili całą butelkę przy rozmowach i kilku elfich pieśniach. Wymiana zdań i opinii pozwoliła Francescy zrozumieć, że elfy wcale nie zazdrościły swym wolnym kuzynom chłodu, głodu i niepewności jutra. Ich gospoda wymagała wysiłku, a klientela nie zawsze była wdzięczna, ale przynajmniej zarabiali dość, by mieć co wrzucić do garnka i nie klepać biedy. Wampirzyca coraz silniej dostrzegała, że cały ten Novigrad wcale do niej nie pasuje. Wszyscy tutaj byli tacy... miejscy. Zasiedziali, bez chęci na podróż i przygodę. Równie dobrze, w opinii Liska, mogli się zakuć w łańcuchy i poszukać jakiegoś pana, by orać mu pole. De Riue jeśli coś chciała, to po prostu to brała. Niemniej skorzystała z gościny, którą zaoferowały jej elfy, wszak po to właśnie przyszła do „Domowego Ogniska”. Tyle tylko, że czuła coraz większą chęć, by się gdzieś wyrwać.


Po dwóch dniach spotkała się ze swym kochankiem i pionkiem w jednej osobie. Tym razem posiadał sporo informacji o swym mistrzu, niektóre z nich były nawet interesujące.
-Ansbach zawsze był towarzyski, jak to niziołek, ale na swoich zasadach. Zaprasza swych gości do siebie na biesiady, kolacje, albo inne podwieczorki, ale sam bardzo rzadko gdzieś wychodzi. Chyba tylko Pod Lipę, by wrzucić na ząb coś upichconego przez tamtejszych kucharzy – krawiec wspomniał o karczmie, którą Francesca miała już okazję odwiedzić z Damazą. -No i oczywiście na zebrania w budynku cechowym, co to się odbywają w każdą sobotę. Ale łazi tam zawsze ze swymi ochroniarzami – zawiesił na chwilę głos. -Ale Diana wspomniała, że ostatnio zdarza mu się niedzielami wyjść wieczorem z domu na godzinę, czy dwie. Nie wiem jednak dokąd – rozłożył bezradnie ręce.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 11-02-2014, 15:07   #34
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
-Ale Diana wspomniała, że ostatnio zdarza mu się niedzielami wyjść wieczorem z domu na godzinę, czy dwie. Nie wiem jednak dokąd – rozłożył bezradnie ręce.

Ostatnie zdanie najbardziej przykuło jej uwagę. Najistotniejsza informacja, krawiec spisał się doskonale, pewnie sam sobie z tego nie zdawał sprawy.
-Jesteś wspaniały, naprawdę nadajesz się na szpiega mój ukochany – wampirzyca nie szczędziła mu komplementów, co jak co, zasłużył sobie. Mężczyzna, jakkolwiek miał na imię, był za to w siódmym niebie. W końcu przysłużył się swojej ukochanej, a jej szczęście cieszyło również i jego.
-Najdroższa już niedługo będziemy razem, ciągle myślę o tobie i nie mogę się doczekać naszego ślubu – złapał ją za rękę i ucałował. Znowu zaczął bredzić. Francesca rozejrzała się czujnie.
-Musimy być ostrożni, nie wiadomo czyje oczy śledzą każdy nasz ruch, ale już niedługo. Spotkamy się za cztery dni, w tym samym miejscu. Postaraj się dowiedzieć dla mnie gdzie on tak wychodzi, to jest bardzo istotne.
- Wszystko dla ciebie – uśmiechnął się wesoło.
-Dobrze, to czas na nas, tak bym bardzo chciała spędzić z tobą więcej czasu, ale nie możemy tak ryzykować. Wiesz o tym prawda? – powiedziała ze smutkiem.
-Niestety wiem, ale potem już nic nas nie rozdzieli. Mam dla ciebie prezent. Co prawda nie jest on godny ciebie, ale chciałbym, abyś go miała zawsze przy sobie – krawiec wyjął małe zdobne zawiniątko. – Proszę to dla ciebie – kobieta chwyciła i rozpakowała swój podarek. Była tam pięknie połyskująca bransoletka. Naprawdę dobrego wykonania i wszystko byłoby wspaniale gdyby nie była srebrna!



Pozwól, że zapnę ci ją na twojej doskonałej dłoni – krawiec nie czekając na pozwolenie chwycił „cudowną” niespodziankę i już chciał dotknąć nią wampirzycy, kiedy ta błyskawicznie się uchyliła.
-Co się stało kochanie? – spytał wielce zdziwiony jej reakcją.
- Nie możesz mi tak dawać publicznie prezentów. Wezmę ją – chwyciła oczywiście przez materiał. - Jest naprawdę piękna, dziękuję ci to wspaniały prezent.
- Cieszę się, że ci się podoba. Wiem, że zasługujesz na bardziej gustowne prezenty, ale gdy zajmę miejsce Ansbacha, bez wątpienie już nie będziesz musiała się o nic martwić.
-Każdego dnia coraz bardziej mnie uszczęśliwiasz – kobieta uśmiechnęła się słodko. Czuła się co najmniej nie komfortowo trzymając te paskudne srebro w dłoni. >>>Prezentów mu się zachciało, nie mógł mi kupić kwiatów, czegokolwiek innego, a on sobie wymyślił srebro! Idiota!<<<
Pożegnali się w końcu wysyłając sobie pełne miłości i tęsknoty spojrzenia. Francesca przy najlepszej nadarzającej się ku temu okazji, upuściła męczące ją zawiniątko.


Lisek do niedzieli miała jeszcze trochę czasu. Ciekawe była dokąd to niosą wieczorami krótkie nóżki Ansbacha. Niziołek nie był typem kochanka, biegającego w wolniej chwili do burdelu. Nie wyglądało też na to, że chodzi sobie na zwykłe przechadzki, spacery poprawiające formę dla zdrowia i pogody ducha zgodnie z novigradzką modą. Godzina to cholernie mało czasu, co można robić przez godzinę, dwie?! Niemniej jednak to dla niej doskonała szansa, wystarczy tylko spojrzenie, a urok zostanie rzucony. Musiała tylko poczekać na dogodną chwilę, kiedy krasnal będzie wracał do domu. Na początku jednak musiała koniecznie się dowiedzieć dokąd on się w te przechadzki wybiera.

Czas do niedzieli Francesca nie spędziła wyjątkowo szczególnie. Oszczędzała siły, gdyż niewidzialność i urok będą ją sporo kosztowały. W dodatku w dalszym ciągu musiała się ukrywać. Tylko pod osłoną nocy wychodziła, aby trochę się zabawić i zrelaksować. Nie mogła się też doczekać pełni, miała ochotę wcielić się w postać nietoperza i odfrunąć od tego brudnego i śmierdzącego miasta. Poczuć wolność, tę prawdziwą i niczym nieskrępowaną. Miasto, miasto miało swoje dobre strony, ale ostatnimi czasu widziała i napotykała na te same najgorsze. Damaza też nie dawał znaku życia, jakoś specjalnie nie chciała go odwiedzać, on też musiał przycichnąć. Z czasem to zapomni o całej sprawie i będzie tak jakby nic się nie stało. Półelf akurat w tym aspekcie był jak każdy człowiek. Jego też sponiewierało miasto, pewnie nawet mu się to podobało.



Czas do niedzieli dłużył się jej niemiłosiernie. Kiedy jednak nastał ten upragniony dzień, wampirzyca rozpoczęła przygotowania. Najpierw wybrała odpowiedni strój, który był jednocześnie kamuflażem i strojem codziennym. Nie mogła się rzucać w oczy, ale też nie mogła wyglądać jak zwykła wieśniaczka, kiedy zaczepi niziołka. Po drugie wybór odpowiedniego miejsca, gdzie przyczai się na nieświadomego niczego krawca i dowie się w końcu o powód jego niedzielnych przechadzek. Czas tym razem naglił.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 20-02-2014, 18:36   #35
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Pomieszkiwanie na przedmieściach Novigradu było dla Francescy jeszcze bardziej nużące, niż przebywanie w samym mieście. Perła Północy miała przynajmniej swój blichtr, architekturę i atmosferę, a podgrodzie jak podgrodzie – kury, świnie, gorzelnia i nijakość. Owszem, novigradzkie przedmieście ciekawsze było od jakiegokolwiek innego w Królestwach Północy, ale to tak jakby powiedzieć, że pajda chleba ze śmietaną jest ciekawsza od samej pajdy chleba. Tylko największy desperat cieszyłby się z kawałka wypieczonej mąki i czegoś, co w gruncie rzeczy jest lekko zepsutym mlekiem. Owszem, dało się trochę wieczorami zabawić, bo wszak nikt tak nie hula, jak człowiek prosty, co chce choć na chwilę zapomnieć o swych troskach. To i po karczmach piwo i wino, choć poślednie, lało się strumieniami, do tańców zawsze było sporo chętnych, a na ubitej ziemi przed wejściem nie było wieczora, by ktoś komuś w zęby nie dał. Ale co to niby miała być za rozrywka dla nosferatu? A w dzień? Szło ino słuchać o tym, że w tartaku komuś rękę ucięło, albo że w sobotę kogoś wieszać będą... no i że straż przy bramach obłapia każdą ładniejszą dziewkę co się nawinie, zasłaniając się listem gończym za jakąś złodziejką. Noż kurwa mać – a Damaza mówił, że całą tę aferę odkręci. Owszem, możliwe, że to wcale nie Liska szukali, albo nawet że chutliwi żołnierze w ogóle żadnego listu gończego nie mieli, a jedynie kuśki, co to nimi zamiast łbów myśleli. Nie miała jednak jakoś ochoty przekonywać się na własne oczy. Mogłaby pójść do złodziejskiej kryjówki, którą pokazał jej Damaza, ale szczerze mówiąc nie chciała teraz oglądać półelfa. Pozostawało więc czekać.


Gdy nadeszła niedziela, wampirzyca była gotowa do działania. Przez bramy nie było sensu przechodzić. Ryzyko było zbyt duże, że któryś ze strażników rozpoznałby ją przy obłapiankach. Zresztą – same obłapianki, nawet bez rozpoznania, też nie przypadłyby Liskowi do gustu. Trzeba zatem było po prostu przelecieć nad murem, co nie stanowiło dla de Riue jakiegokolwiek kłopotu. Wszystko, czego potrzebowała, to odludne miejsce na podgrodziu, aby przemienić się w nietoperza i równie odludne miejsce w Novigradzie, by przyjąć powrotnie ludzki kształt. Szczęśliwie w tak dużej metropolii pod dostatkiem było bocznych alejek i zaułków do których zaglądano rzadko, albo z goła wcale. Prosty, utrzymany w ciemnej kolorystyce strój był bardzo dobrym kamuflażem, gdyż zwyczajnie nie rzucał się w oczy. Prawda, którą niektórzy złodzieje odkrywali zbyt późno była taka, że nie można wprost było wymyśleć gorszego przebrania niż czarny płaszcz z głęboki kapturem. Francescy coś takiego nawet nie przeszło przez myśl. Po prostu podeszła spokojnym krokiem pod domostwo Ansbacha, stanęła sobie na uboczu i obserwowała przez chwilę budynek, oceniając którędy to niziołek mógłby się wykraść na swój samotny spacer. Stwierdziła jednak szybko, że front był zbyt oczywisty. Ulica przed domem była szeroka i uczęszczana, przez co krawiec od razu zostałby zauważony przez niepożądane oczy. Należało zatem zakraść się na tyły. Nie było to trudne, jako że tył budynku wychodził na przejazdową aleję. Znacznie mniej uczęszczaną i zapchaną błotem, ale i tam Francesca nie wzbudzała niczyjego zainteresowania. Odczekała zatem swoje, aż w końcu z kuchennych drzwi wychynęła postać Ansbacha. Rozejrzał się na lewo i prawo, ale najwyraźniej nie dostrzegł niczego niepokojącego, bowiem ruszył raźno w dół alejki, lekko kaczym krokiem, typowym dla podtuczonych niziołków. Lisek mogłaby pewnie się nim zająć tu i teraz... ale ciekawość wzięła górę. Dokąd to krawiecki mistrz się w ogóle wybierał niedzielnymi wieczorami? W bocznych, mało uczęszczanych uliczkach śledzenie kogokolwiek nie było łatwe. Brakowało miejsc, w których można się było schować, innych ludzi którzy odciągaliby uwagę – słowem nie było łatwo. Lecz de Riue z równą łatwością przychodziło nierzucanie się w oczy, jak i skupianie na sobie całej uwagi otoczenia. Wszystko zależało od sytuacji. W końcu jednak niziołek wyszedł na ruchliwsze ulice prowadzące do Zachodniego Bazaru. Pośród ulicznego ruchu kwestia pozostawania poza uwagą Ansbacha nie była problemem – problemem było niespuszczanie pokurcza z własnego wzroku. I tu jednak wrodzone zmysły przyszły z pomocą. Wyglądało na to, że krótkie nóżki prowadził Arno do portu... nie była to jednak prawda. Tuż przed świątynią Świętego Ognia (jedną z sześciu w mieście), nieludź skręcił w alejkę, wcale podobną do tej, jaka przylegała do jego własnego domostwa, i zaszedł na tyły jednego z domów. Rozejrzał się jeszcze raz ostrożnie na wszystkie strony i nie dostrzegając przyczajonej u wylotu alejki Francescy, zapukał do kuchennych drzwi. Jakich to znajomych mógł mieć niziołczy krawiec w portowej okolicy? Wampirzyca zdecydowała, że się dowie. Nie chciała jednak robić tego już w tym momencie, aby Ansbach nie miał żadnych podstaw do podejrzeń. Cierpliwość nie była jej najlepszą cechą, ale ostatecznie godzina w tą, czy tamtą stronę nie robiła różnicy.
I faktycznie niziołek opuścił kamienicę niemal równą godzinę później. Zdawało się, że jego powrotna droga miała wyglądać identycznie jak ta, którą dotarł, lecz Lisek nie miała zamiaru go dłużej śledzić. Odczekała dla pewności jeszcze kwadrans i po prostu sama podeszła do kamienicy i zapukała do drzwi. Otworzyła jej po chwili tęga i lekko spocona kobieta, wciąż trzymająca w dłoni metalową chochlę - widać wampirzyca oderwała od pracy kucharkę.
-A pani tu czego szuka? - zapytała opryskliwym tonem, charakterystycznym dla spracowanej klasy robotniczej. Francesca zmierzyła wzrokiem kobietę, z lekką pogardą.
-Pani nie szukam, przyszłam do kogoś innego, najpewniej pana - oznajmiła spokojnie, po czym rozglądając się w głąb mieszkania, jakby kogoś wypatrując, zaczęła wchodzić do środka. Lecz korpulentna baba wpuszczać nikogo nie miała zamiaru. Lisek zdążyła jedynie pobieżnie spojrzeć na porządnie urządzoną kuchnię, gdzie właśnie na ruszcie nad ogniem opiekał się kurczak.
-Jak nie do mnie, to gdzie mnie się pcha do kuchni? Paszoł do drzwi wejściowych, a nie mnie głowę zawraca. -
- Ah drzwi wejściowe, jeszcze się upewnić chciałam czy tu mieszka pan Runwerck i czy go zastałam w gabinecie - Francesca teraz zmieniła podejście na bardziej kulturalne.
-Jaki pan Runwerck? Pomyliła się pani. Tutaj mieszka pan Lipwig - odparła odruchowo kucharka.
- Co za fatalna pomyłka, przepraszam panią uprzejmie, ale trafiłam nie tu gdzie trzeba, do widzenia pani - wampirzyca usłyszała tyle ile chciała, także wycofała się już szybko.
Mając nazwisko i adres bez trudu mogła dowiedzieć się czegoś o właścicielu kamieniczki, miała wszak w Novigradzie całą siatkę informatorów, ale tylko jeden kontakt któremu ufała... przynajmniej trochę. Wiedziała jednak, że odwiedzanie Damazy w tym momencie skończyłoby się na długaśnej tyradzie półelfa, jak to poszukiwana przez straże chce skompromitować jego melinę. Dlatego też podjęła inną decyzję – pod postacią nietoperza bez zwłoki opuściła miasto i przyjęła powrotnie swą formę dopiero daleko za murami. Pod osłoną nocy dotarła w kilka minut na podgrodzie, do kwartału w którym wiedziała, że znajduje się jedna z kryjówek złodziejskiej gildii. Drewniany domek, który stał otworem gdy odwiedziła go z Damazą, teraz zamknięty był na cztery spusty, ale wampirzyca nie musiała zbyt długo pukać, by w drzwiach otworzył się metalowy wizjer za którym pojawiła się para czujnych oczu.
-Widziałem cię już. Jesteś od Damazy – Francesca kojarzyła skądś głos kryjący się za oczami. Trudno jej za to było ocenić, czy jego ton był pytający czy twierdzący. Sama zatem zachowała milczenie. -Czego chcesz o tej porze?
-Niczego. Za to jutro chcę się tu spotkać w południe z Damazą. A ty mi to spotkanie załatwisz – odparła krótko. Głos zaczął protestować, gadając coś o tym, że nie jest chłopcem na posyłki, ale Lisek go nie słuchała. Jeśli nie wykona polecenia, po prostu go znajdzie i da nauczkę na resztę życia.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 17-03-2014, 19:00   #36
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Nazajutrz, gdy Francesca ponownie znalazła się pod złodziejską kryjówką, półelf czekał już na zewnątrz pałaszując dorodne, czerwone jabłko. Był chyba na tyle przyzwyczajony do ekstrawaganckich strojów rudowłosej, że rozpoznał ją w prostej sukience dopiero z kilkunastu metrów. Wgryzł się jeszcze raz w swój posiłek, po czym nonszalancko wyrzucił ogryzek w bok.

-Proszę, proszę. Ktoś tu awansował gdy nie patrzyłem i teraz wydaje rozkazy na lewo i prawo – Damaza, jak to on, rozpoczął od złośliwości zamiast powitań.
-Proszę, proszę, a ktoś tu łatwo daje się złapać w pułapkę - wampirzyca zrobiła kilka kroków do przodu, zagradzając mu drogę. Jej twarz znalazła się tuż przy twarzy złodzieja. Uśmiechnęła się sympatycznie i zmrużyła oczy.
-Ojej - powiedział z teatralną przesadą. -Jakim wymyślnym torturom mnie teraz poddasz? - Francesca lekko się skrzywila, na myśl o torturowanych przez niego kobietach, jednak szybko przypomniala sobie o celu spotkania.
- Takim, których nie zapomnisz do końca życia - musneła delikatnie wargami jego ucho, po czym ugryzła już mniej delikatnie.
-Kusicielka, jak zawsze kusicielka - zaśmiał się półelf, nie zważając na odrobinę bólu. -Tylko czemu się boję, że to kuszenie nie skończy się łóżkiem, tylko gadaniem? - Wampirzyca zaśmiała się niewinnie. - Gluptasie przecież wiesz, że jak bym czegoś chciała to bym ładnie poprosiła - kobieta nie ustępowala, miała nadzieję że uśpi czujność polelfa.
-Czyli teraz niczego nie chcesz, bo nie prosisz? - Damaza udawał, że zgubił wątek.
-Nie mogę być po prostu miła? - Francesca świdrowała go wzrokiem.
-Wtedy jesteś najstraszniejsza - mężczyzna odparł po chwili zastanowienia. -Ale powiedzmy, że złapię się na lep uśmiechu i miłych słówek. Jak mógłbym ci pomóc?
- Mówi ci coś nazwisko Lipwig?- Lisek pominęła już wszelkie ceregiele, Damaza był w dobrym nastroju, nie musiała już się starać.
Pierwszą reakcją półelfa było parsknięcie śmiechem, ale po chwili się opanował i odparł: - Za duża z ciebie dziewczynka, byś się nim interesowała. Albo on tobą.
-Dziewczynki powiadasz... Tylko? - Wampirzyca skrzywila się z odrazą, tego się po karzelku nie spodziewała.
-Nie. Chłopcy, dziewczynki. Byłby z niego świetny nauczyciel, bo bardzo lubi dzieci - zażartował, jak to on, czarno.
- Dobrze, tylko już bez szczegółów, to mi wystarczy w zupełności - kobieta zamyslila się na chwilę. Mały zboczeniec odkrył niedawno nowe powołanie, cieszyła się że nie potrwa to długo. - dzięki za pomoc - uśmiechnęła się uroczo.
-Za pomoc w czym? - zapytał mężczyzna, zauważając, że chyba się w coś przypadkiem wmieszał.
- W rozwianiu frapujacej mnie sprawy, która uciskała me serce - oznajmiła z powagą.
-Jaaaasne - jakoś nie uwierzył w odpowiedź. -Słuchaj, już jednemu arystokracie podpadłaś. Z Lipwiga taki arystokrata jak i ze mnie, ale ma wpływy w zarządzie portu i niemałe pieniądze. Zostaw go w spokoju.
- Nie martw się, nie zrobię niczego głupiego, po prostu może warto czasem spróbować czegoś nowego - uśmiechnęła się szyderczo.
-Jak chcesz czegoś nowego, to się prześpij z kobietą. Ja tu wyraźnie widzę, że coś knujesz za tymi swoim ślicznymi oczkami.- Francesca zaśmiała się,
-Spałam, ale bynajmniej nie o spanie mi chodzi - zmrużyła oczy.
Damaza szykował się do jakiejś odpowiedzi, ale wyraźnie się zaciął. Otworzył raz jeszcze usta… zamknął je po dwóch sekundach. Zastanowił się jeszcze przez chwilę, po czym wreszcie powiedział.
-Chciałem powiedzieć coś innego, ale zupełnie straciłem zainteresowanie. Spałaś z blondynką, brunetką? I w jak pikantnych szczegółach możesz to opisać? - wśród elfów w ogóle nie występował homoseksualizm, ale najwidoczniej u Damazy ludzka strona drzewa genealogicznego była silniejsza.
-Mogę opisać, ale innym razem - rozejrzała się jakby kogoś wypatrywała.
-Dobra, ale tym razem naprawdę trzymam cię za słowo. Takiej opowieści nie mam zamiaru przegapić - mężczyzna oblizał wargi. -E, a czy mogę jeszcze w czymś pomóc?
-Właściwe to nie, jesteś wspaniały - pocałowała go w policzek.
-Mógłbym dać słowo, że coś jednak knujesz, inaczej nie nazwałabyś mnie wspaniałym, ale jakoś umysł mam pełen innych myśli. No to zmykaj, mam jeszcze dziś trochę roboty.
-Myślę mój drogi, że powinieneś trochę odpocząć, bo widzę, że dotyka cię ludzka dolegliwość przewrażliwienia - skwitowała go na pożegnanie i ruszyła w swoją stronę. Była pewna, że nie ostudzi tym, zwykle podejrzliwego półelfa, ale miała nadzieję, że przynajmniej nie będzie tak wnikliwie węszył.

Po tym spotkaniu postanowiła zawiadomić “ukochanego” o wieczornym spotkaniu. Nie chciała przecież czekać całego tygodnia na zrealizowanie swojego planu. Oczywiście mogłaby, ale po co? Przecież trzeba było sobie ułatwiać, a wieczności w Novigradzie nie chciała spędzić. Krawiec oczywiście nie mógł być zawiadomiony bezpośrednio przez nią, póki co lepiej, żeby nie pokazywali się razem. Z tego też powodu wysłała gońca z tą wiadomością.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 23-03-2014, 17:09   #37
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Goniec uwinął się nad wyraz szybko i sprawnie. Powszechnie na takich miejskich gońców wybierało się niepiśmiennych prostaczków, coby im nawet do głowy nie wpadło samemu się z treścią zapoznać, zamiast dostarczyć ją do adresata. Dla kupców, którzy zwykli pisać o wielkich sumach był to fakt nie do przecenienia. Dla Francescy korzyść była taka, że prostaczkom płacono od dostarczonej wiadomości, więcj uwijali się jak w ukropie. I tak oto godzina nie minęła, a wampirzyca już stanęła w cztery oczy z krawcem, w umówionym miejscu.
Dobrze cię widzieć ukochany, czas żeby nasz plan się wypełnił. Proszę cię jeszcze o jedną rzecz, ściągnij proszę Ansbacha w umówione miejsce, albo dowiedz się dokąd w najbliższych dniach będzie się udawał. To bardzo ważne. - Na koniec Francesca uśmiechnęła się wesoło.- Jestem niezmiernie rada, że wkrótce to się skończy, a Ty zajmiesz należne tobie miejsce.
-Z poznaniem jego planu dnia nie powinienem mieć problemu, Diana z pewnością go zna. Ale nie mam na mistrza żadnego wpływu, jeśli rozchodzi się o to, gdzie by chciał, a gdzie nie chciałby się udać - odparł, wyraźnie ucieszony z widoku de Riue.
-Ale zawsze możesz się z nim umówić w "pilnej sprawie". No, ale to w razie czego jeśli plan dnia będzie nam trudnością.
-Ależ Francesco, jeśli uczeń ma pilną sprawę, to sam się musi do mistrza udać, a nie na odwrót.
- No dobrze to się go zapytasz, kiedy znajdzie dla ciebie czas - westchnęła, no tak to przecież człowiek.
-I co wtedy? - dopytywał krawiec.
-Spotkam się z nim i wtedy to już się wszystkim zajmę. - Nie chciała się wdawać w szczegóły, żeby nie prowokować zbędnych pytań.
-Czyli dziś się czegoś ważnego dowiedziałaś? - niestety ciekawski sam znalazł sobie temat do pytań.
- Można tak powiedzieć, ale to teraz nie jest istotne ukochany. Jak już będziesz wiedział o jego planie dnia, proszę dostarcz mi go najszybciej jak to możliwe- złapała go za rękę i spojrzała w oczy.
-Ależ oczywiście, zrobię to bez zwłoki - natychmiast odparł mężczyzna, wpatrując się w Liska wzrokiem tak maślanym, że prawie ją zemdliło.
- Cieszę się, uważaj na siebie i bądź ostrożny, nikt nie może się dowiedzieć o naszych zamiarach - puściła go i wysłała mu tęskne spojrzenie.

Lisek miała kilka możliwości rozwiązania sprawy niziołczego krawca, ale po prawdzie cała ta intryga zaczynała ją nużyć. Tyssaia mogła mieć cierpliwość do tych całych politycznych gierek, ale Francesca była dziewczyną czynu. Im szybciej rozwiąże tę sprawę, tym szybciej będzie mogła zająć się czym innym. Na przykład Damazą, który najwyraźniej zapomniał, że miał wyciszyć sprawę skradzionych przez Liska kosztowności.


Krawiec spisał się nad wyraz sprawnie, bowiem już następnego dnia po południu do elfiej gospody w której zatrzymywała się Francesca dotarł posłaniec z krótką wiadomością:
“Bądź o zmroku przy magazynie koło Wiesiołków. Przyprowadzę niziołka”.
Lisek nie była pewna, czy jej nowy ‘ukochany’ był idiotą na codzień, czy tylko przy niej przestawał pracować mu mózg. Z doświadczenia wszak wiedziała, że mężczyźni nie mają dość krwi, aby jednocześnie dostarczać jej swej łepetynie i kuśce. A krawiec zdawał się być całkiem kompetentny, kiedy nie było jej w pobliżu.
Tak czy siak wampirzyca zdążyła się odpowiednio przygotować i jeszcze przed wieczorem oczekiwała pod wzgórzem, na którego szubienicach ku uciesze gawiedzi wieszani byli okoliczni przestępcy. Pod Wiesiołkami znajdował się tylko jeden magazyn, jako że większość kupców wolała korzystać z droższych, ale bezpieczniejszych magazynów portowych, nie wspominając już o wszystkich przesądach jakie wyrosły wokół wzgórza. Kto chciałby trzymać swoje dobra gdzieś, gdzie straszy po nocach? Cóż, najwyraźniej chytry niziołek. Który w dodatku nie liczył tylko na przesądy, aby chronić swą własność przed kradzieżą. Magazynu pilnowało od zewnątrz dwóch strażników, w dodatku wyglądających na całkiem trzeźwych. I o ile Francesca znała się na swoim fachu, to w środku był przynajmniej jeszcze jeden. A to oznaczało, że krawiec jednak był idiotą - cały plan de Riue opierał się bowiem na tym, by się Ansbacha pozbyć bez świadków. Z drugiej strony - cóż to niby był za problem, aby świadków odpowiednio wcześniej się pozbyć?
 
Zapatashura jest offline  
Stary 15-04-2014, 15:21   #38
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Strażnicy stanowili niewątpliwy kłopot, ale nie z takimi radziła sobie Francesca de Riue Liskiem zwana. Mogła co prawda poczekać do niedzieli, ale szkoda jej było marnować tyle czasu, co prawda perspektywa ta wcale jej nie dotykała, ale ludzie przecież żyli tak krótko i to właśnie ją najbardziej teraz martwiło. Wampirzyca chwilę przyglądała się strażnikom. Miała niewątpliwe szczęście, bo w pewnym momencie jeden ziewając zniknął za drzwiami magazynu. Na zewnątrz został tylko jeden, jednak wciąż nie wiedziała ilu ich może być w środku. Powoli zaczęła skradać się w stronę wartownika. Musiała działać szybko, bo lada chwila mógł wyjść zmiennik. Najwygodniej byłoby go po prostu uśpić, ale kobieta obawiała się że może nie starczyć jej energii na urok. Uśpienie rosłych strażników to nie lada wyczyn, gwiazdą wieczoru był jednak Ansbach i to dla niego gromadziła całe zapasy. Ze strażnikami musiała sobie poradzić inaczej. Stare dobre sposoby, nie dość że były skuteczne to w dodatku nie kosztowały ją energetycznie. Niektórzy ludzie byli naprawdę pomysłowi, jednak to nadludzie mieli największe asy w rękawie. Francesca wzięła kawałek deski i owinęła ją kawałkiem materiału. Mogła zajść strażnika niezauważona, jednak głuchy odgłos uderzenia o jego głowę deską z pewnością, zwrócił by na nią uwagę.


Znudzony strażnik tępo patrzył w jeden punkt. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że ktoś ma zamiar zaatakować magazyn, tym bardziej jego. Kiedy był na warcie nic, absolutnie nic się nie działo. W zeszłym tygodniu ktoś podpalił niedaleko budynek, przynajmniej było na co popatrzeć. Dzisiaj jednak od rana martwa cisza zabijała w nim wszelkie działanie. Czasem zamieniał się z chłopakami i chwile pograł w karty, zdecydowanie wolał siedzieć w budzie niż stać na czatach. Każdy z nich niestety musiał odbębnić swoją część na zewnątrz. Jednak jego zmiana była zawsze niemiłosiernie długa. Dzisiaj niewyspanie dawało mu się we znaki i nawet nie zrobił obchodu. Nagle poczuł, że coś zmierza w jego stronę. Odwrócił się najszybciej jak mógł i natychmiastowo dostał w głowę ciężkim przedmiotem. Jego bezwładne ciało chciało zsunąć się na ziemię, jednak silny uścisk nie pozwolił mu tak szybko opaść. Kobieta chwyciła nieprzytomnego i odciągnęła w mniej widoczne miejsce. Na szczęście pozostali strażnicy nie zauważyli straty kompana. Teraz musiała jedynie dostać się do magazynu. Nie miała pojęcia ilu jeszcze jest ich tam w środku. Uchyliła lekko drzwi, aby się zorientować. Na końcu magazynu zauważyła dwóch strażników. Spali sobie smacznie przykryci kocami. Cudowną sobie straż zatrudnił niziołek, tym lepiej dla niej. Weszła cicho do środka i zaczęła już iść w ich stronę, kiedy to nagle ogromne czarne psisko zerwało się jak szalone szczekając donośnie. Kobieta nie mogła czekać. Pierwszy sztylet wylądował w gardle bydlaka, który jednak zdążył wykonać skok i się na nią rzucić. Padł jednak martwy, przewracając ją z nóg. Strażnicy momentalnie chwycili za bronie i ruszyli prosto na nią. Francesca zepchnęła krwawiącego na nią psa i błyskawicznie wyjęła z niego sztylet. Miała kiepskie pole manewru, dlatego szybszy strażnik oberwał nim w brzuch. Drugi natomiast wyraźnie przyśpieszył. Wampirzyca była jednak szybsza, kolejny sztylet zaraz znalazł się w jego szyi. Strażnik padł ze skwierczeniem, próbował łapać powietrze, jednak krew zdążyła mu zalać krtań. Drugi strażnik spiął się i resztkami sił spróbował zaatakować wroga. Francesca nie miała problemu z wyjęciem z jego brzucha broni i ostatecznym dobiciem swojego ostatniego kłopotu. Ciała ułożyła w kącie i przykryła kocami. Krew była rozsmarowana po całej podłodze. Krwią nasączone było również jej ubranie. Zapach przyjemnie drażnił, wytwornie koił, niesamowicie pobudzał. Kiedy to ostatnio piła krew? Chyba bardzo dawno temu, tak przynajmniej czuła. Brzydziła się pić z martwych ciał, dlatego przytaszczyła jeszcze do magazynu ciało nieprzytomnego i z niego upiła. Przysiadła na chwilę na klejącej się podłodze. Czuła się jak w nadzwyczajnym majestatycznym miejscu. Zapach wypełniał jej całe ciało. Jeszcze ciepła krew powoli przelewała się przez usta. Nie miała niestety czasu na delektowanie się ta chwilą. Ciało konającego strażnika ukryła z pozostałymi. Musiała się też szybko przebrać. Na szczęście materiałów miała pod dostatkiem. Przez krew lekko szumiało jej w głowie, nie stanowiło to jednak problemu z zauroczeniu krawca.

W pewnej chwili usłyszała kroki. Ruszyła natychmiast, nie mogła dopuścić, aby Ansbach od razu zobaczył całą podłogę we krwi. Mogłoby to go nieco rozproszyć i urok by się nie udał. Natychmiast wyszła z magazynu, zamykając za sobą drzwi jak gdyby nigdy nic.
- Co pani tu robi?! Gdzie straże! Straże! – krzyknął na końcu, a wampirzyca szybko pochwyciła jego wzrok. Jej krawiec stał tuż obok, patrzył zdezorientowany, kiedy to Ansbach nie mógł oderwać wzroku od jego ukochanej.
- Pochorowali się, musisz załatwić nowych – Niziołek patrzył tępo na Francescę.
-Tak przepiękna, załatwię nowych – drugi krawiec wciąż nic z siebie nie wydusił. Co ona mu zrobiła, jego ukochana, jego skarb, co się stało z jego mistrzem?!
- To może znajdę te materiału… – już szedł w stronę drzwi, kiedy kobieta zagrodziła mu drogę.
- Już są niepotrzebne, chodźmy stąd – powiedziała rudowłosa. Zaraz po niej tępo powtórzył Niziołek.
- Panie Ansbach, czy pan się dobrze czuje? – spytał zmartwiony krawiec.
-Wspaniale – po czym spojrzał na jego ukochaną i się uśmiechnął. Chyba po raz pierwszy widział jak się uśmiecha, krawiec jeszcze bardziej był przerażony.
- Mógłbym z panią zamienić kilak słów? – zapytał zachowując pozory, że są sobie obcy.
- W tej chwili nie, nie martw się, wszystko jest dobrze - stwierdziła spokojnie również pogrążona w jakimś dziwnym stanie uszczęśliwienia. Ale jak to? Jego piękna i mistrz, zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia?! To niemożliwe, nieprawdopodobne. Co się stało! Krawiec bił się z myślami. Patrzył raz to na jedno, raz to na drugie.
-Panie Ansbach, ale brakowało nam materiałów do nowej sukni, a poza tym magazyn pozostał bez ochrony, co jeśli się ktoś tam włamie? – załamany całą sytuacją, której w żaden sposób, nie potrafił zrozumieć, krawiec przystanął i nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
-Nic się przecież nie stanie, prawda? -tu zwróciła się do swojej ofiary, która ponownie tępo jej przytaknęła. – Chodźmy już tu już nie mamy czego szukać – Francesca zaczęła chichotać, ludzie dzisiaj bawili ją tak bardzo, że nie mogła się powstrzymać. Szczególnie śmieszył ją ten nieporadny mężczyzna. Wolała nie wiedzieć co kłębi się w jego nieświadomej główce, bo chyba całkiem wybuchłaby śmiechem.
- Pobawmy się trochę, mam ochotę na tańce, a panowie? – Francesca nie czekając na odpowiedź, klasnęła zachwycona dłońmi, tak jakby już się zgodzili. Ansbach oczywiście powtórzył za swoją muzą. Urok był wyjątkowo mocny, dlatego niziołek kompletnie zatracił świadomość. Drugi krawiec nie był za bardzo w nastroju, ale nie chciał zostawiać samej swojej ukochanej, która, jak mniemał, najwyraźniej była pod wpływem alkoholu. Nie podobało mu się to kompletnie, ale postanowił, że znajdzie sposobność, żeby z nią porozmawiać. O co w tym wszystkim chodzi? Co się stało z jego ukochaną?!
- To gdzie jest najbliższa karczma! Chodźmy tam czym prędzej – Francesca co jakiś czas poprawiała materiały, które wrednie nie chciały pozostać na swoim miejscu.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 07-06-2014, 15:17   #39
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
W Novigradzie znajdowały się dziesiątki karczm i oberży, ale na podgrodziu jedynie garstka. „Domowe Ognisko”, prowadzone przez elfy, znajdowało się po przeciwnej stronie miasta, a Francesca miała ochotę się jak najszybciej zabawić. Choć z drugiej strony, nie aż tak szybko, by pchać się „Na Wisielcze Wzgórze”. Złodziejski instynkt nakazywał oddalić się jednak od miejsca zbrodni. Pospólstwo może i będzie przez tydzień gadać o napaści duchów na strażników w magazynie, lecz straż miejska czy zakonna raczej będzie chciała schwytać mordercę. I lepiej, żeby nie dowiedzieli się, że tak naprawdę chodzi o morderczynię. Z drugiej strony, wstawiona lekko De Riue nie miała zamiaru szukać daleko, ostatecznie stanęło zatem na bardzo popularny zajazd „Pod Knurem”. Znajdował się on na wprost Wielkiej Bramy, najbardziej obleganego wjazdu do Novigradu, przez co ruch panował w nim w dzień i noc. Gdy słońce panowało na niebie, podróżni korzystali z okazji, by wychylić kufel czy dwa po niższych cenach, niż za murami, a gdy zapadał zmrok, w zajeździe zatrzymywali się ci, którzy nie zdążyli przez zamknięciem bram.
„Pod Knurem” był budynkiem na tyle dużym, że właściciel mógł sobie pozwolić nawet na wewnętrzny dziedziniec, otoczony krużgankami prowadzącymi do gościnnych pokojów. To właśnie muzyka i hałasy dobiegające z dziedzińca zachęciły Liska, by zajść tam ze swoimi towarzyszami. Część gości dojadała kolację w głównej sali, parę osób opuszczała przybytek chwiejnym krokiem, aby dotrzeć do swych domostw, albo paść gdzieś po drodze i przespać się w rowie, czy pod drzewem. Kilkanaście osób zajmowało się jednak dokładnie tym, na co miała ochotę Francesca – tańcami.
Prym wiodła sześcioosobowa grupka mężczyzn, bez wątpienia żołdaków, czy innych najemników. Rosła budowa, blizny na twarzy i rękach oraz solidny, ciężki ubiór nie pozostawiały u Liska wątpliwości, nawet jeżeli ludzie nie mieli przy sobie mieczy ani zbroi. Wampirzyca naoglądała się takich w swoim życiu… zresztą spała niedawno z jednym najmitą. Bruno, Brego? Coś na ’B’. Jego jednak w tej grupce nie widziała. Żołdacy nadawali imprezie tempa, podszczypując jedną służkę, tańcząc z drugą i zalecając się do rozochoconych winem mieszczek, jednocześnie irytując ich równie wstawionych towarzyszy płci męskiej. Prawdziwym gwoździem programu była jednak elfka, która ze związanymi w nadgarstkach rękami pląsała nieudolnie ku radości otaczających ją ludzi. Bez wątpienia jakaś branka najemników, którą spotkała niewola zamiast śmierci.


Jedna ze służek widząc szlachetnego niskiego jegomościa w towarzystwie dwóch ludzi natychmiast zareagowała. Trudno było się domyślić, czy miała dość najemniczych natręctw czy po prostu właśnie zauważyła łatwą okazję wzbogacenia się. Niemniej jednak szybko znalazła im wolny stolik.
- Poprosimy wino, dużo wina. - nie czekając na zapytanie zwróciła się do niej Francesca. - musimy uczcić ten fantastyczny dzień.
- Ale pani może już dzisiaj wystarczy - stwierdził delikatnie krawiec, niziołek siedział tylko zadowolony od czasu do czasu przypatrując się swojemu obiektowi westchnień. <<<Takich to rozumiem, nie pytani nie mówią>>> pomyślała wampirzyca, nie mając zamiaru odpowiadać na zgryźliwą uwagę mężczyzny.
-Przepraszam za moje słowa, myślę, że jeszcze jeden kieliszek pani wcale nie zaszkodzi - poprawił się szybko, mając nadzieje, że tym zwróci uwagę swojej ukochanej. Był kompletnie zagubiony, czy to tą kobietę naprawdę kochał?
-Ależ nie mam bynajmniej zamiaru kończyć na jednym kieliszku i mam nadzieje, że mi przy tym potowarzyszysz - zaśmiała się słodko, zerkając często na szamoczącą się elfkę. Jeden z najemników gładził ją po włosach, ta uparcie próbowała uciec od niechcianego dotyku. W końcu złapał ją mocno, aż ta pisnęła i pogładził ją po twarzy. Wampirzyca dobrze wiedziała, że gdyby elfka była wolna wydrapałaby mu oczy i zadała taki cios, aby umierał jak najdłużej. Dzikich elfów los był jednak policzony. Zaślepieni swoją nienawiścią zapominali o środkach ostrożności. Tak pewnie stało się i z tą niewolnicą, nikt o zdrowych zmysłach nie atakuje ośmiu wojaków. Mimo wszystko Francescy zrobiło się żal elfki. Bez wątpienia nie czeka ją szybka śmierć.
Służka sprawnie uwinęła się z winem. Przyniosła jakąś zakurzoną butelkę, która z pewnością czekała na tych bogatszych gości.
-Mam nadzieje, że będzie państwu smakowało, już biegnę po kielichy - zadowolony niziołek tylko pokiwał głową, Francesca zrobiła to samo, tylko mężczyzna siedział zniesmaczony.
- To nie jest właściwe miejsce - coś próbował wydukać, jednak przerwał mu jeden z najemników, który podparł się o ich stolik i zmierzył wzrokiem niziołka.
- A ten kurdupel co tu robi, to nie jest knajpa dla karłów - stwierdził pełną piersią rasista.
- To w takim razie ta co tu robi? - wtrąciła się wampirzyca wiedząc, że jej zauroczony obrońca za dużo z siebie nie wydusi.
- A cie kto o zdanie pytał? Ta to długo nie porobi, zresztą to jeniec, nic nikomu nie narobi - mężczyzna, obok którego oparł się najemnik, zbladł.
- A z tobą co, jakby kto na ryj ci mleko wylał - zaśmiał się, a po tym wielce zabawnym żarcie zawtórowali mu kompani.
- Drogi panie my tu się tylko pobawić przyszliśmy, słyszeliśmy, że tu niezły przybytek - kobieta wstała i ruszyła w stronę elfki. - ciekawą zdobycz posiadacie, można wiedzieć jak do was trafiła? - kobieta przyklękła przy elfce i zaczęła się jej przyglądać. Aen Seidhe była posiniaczona, tu i ówdzie miała zadrapania i otarcia. W jej oczach płonął jednak gniew i najchętniej pewnie splunęłaby Francescy w twarz, ale jej usta były spierzchnięte z odwodnienia.
-To wiewióra - prychnął pogardliwie najmita. -Dorwaliśmy ją w lasach na północ jak z dwoma szpiczastouchymi przygotowywała zasadzkę na podróżnych jadących do miasta.
- Całkiem ładna, szkoda żeby taka się marnowała - wampirzyca zmrużyła oczy i dotknęła jej policzka. Elfka zaczęła się szamotać i posłała jej nienawistne spojrzenie. - Zadziorna, ile za nią chcecie?
Najemnik przez chwilę śmiał się głupkowato, jak na rauszu, nim dotarło do niego, że faktycznie może zarobić. W końcu jednak coś mu tam w mózgownicy zaczęło pracować, aż wypluł z siebie cenę:
-Sześćset denarów - słowem człowiek cenił sobie niewolnicę jak trzy krowy.
-Tyle to mogłabym dać za ciebie i twojego jednego ładniejszego kompana, trzysta mogę dać, za bardzo ją poturbowaliście. To i tak dobra cena. - Francesca wnikliwym okiem istnego specjalisty do niewolników obejrzała interesujący ją “towar”.
-Obiła się trochę w transporcie, ale nawet zęby ma wszystkie. Towar solidny i przetestowany - zarechotał mężczyzna. -Pięćset i ani denara mniej.
-Dobrze, jeszcze jakiś czas tu będę to się zastanowię, a panowie gdzieś się wybierają? - dopiero teraz kobieta spojrzała na swój stolik. Krawiec patrzył na nią zmieszany i zakłopotany, a Asbanch siedział patrząc się w jeden najbardziej interesujący go punkt, punkt najważniejszy, najbardziej istotny, czyli w nią.
-Gdzie buty poniosą, zajazdów tu dość, a mieszczki chętne - padła niezbyt precyzyjna odpowiedź. Francesca nie przejmowała się tym i wróciła do stolika. Psy na pewno zostaną, bo wyczuły już smakowity kąsek i tak łatwo z niego nie zrezygnują.
- Dlaczego pani rozmawiała z tymi bandytami? O co chodziło? - od razu odezwał się krawiec.
- Znalazłam wspaniałą inwestycję, elfkę można wykupić za 500 denarów - powiedziała do niziołka i upiła łyk wina.
Ansbach potrzebował chwili, by zorientować się, że chyba powinien coś odpowiedzieć. A nawet kiedy to zrobił, nie miało to aż tak wiele sensu. Szarmy miały swoje minusy.
-A po co mi elfka? - Francesca była trochę zaskoczona taką odpowiedzią. - Jak to po co? Masz idealny model do tworzenia projektów dla elfów - wymyśliła na poczekaniu.
-Eee… ale przecież elfów na mnie nie stać - chciwość przejmowała kontrolę tam, gdzie reszta osobowości bujała w obłokach.
- Ta elfka umie też szyć, będzie pomocna - miała ochotę rzucić kolejny urok, ale brakowało jej sił. >>>Do czego to już dochodzi, sprzeczać się z zauroczonym, to jakiś absurd!<<< Najwidoczniej na niziołki jej zdolność działała specyficznie.
-Pięćset denarów za szwaczkę, to bardzo drogo - przemawiała dalej chciwość.
- Jednakże uszczęśliwi mnie fakt, jeśli akurat ta szwaczka zostanie wybrana
Na takie dictum niziołek już riposty nie miał. Zwrócił się zatem do swego ucznia.
-Pójdziesz no do banku i wypłacisz z mego rachunku pięćdziesiąt koron. Przyniesiesz je zaraz tutaj.
-Ale o tej porze już banki zamknięte - zaoponował krawiec.
-No to weźmiesz pięćdziesiąt koron z mojego mieszkania. No już, poszedł- poganiał Ansbach. Dla Francescy chwilowe zniknięcie krawca, było idealnym posunięciem. Mężczyzna trochę ochłonie, a ona będzie mogła trochę pobyć ze swoją ofiarą sam na sam, co było bardzo istotne w początkowej fazie uroku.
- Tak, a my zostaniemy i zatrzymamy tych najemników, jak będą chcieli sobie pójść - kobieta sama śmiała się ze swoich słów.
-Oczywiście - zgodził się niziołek i zamilkł. Może i wgapiał się w nią jak w obrazek, ale adorować za grosz nie potrafił. Siedzenie z nim tak mogło być strasznie nudne… no i odrobinkę podejrzane. Francesca nie traciła jednak wspaniałego humoru. Uśmiechała się, piła wino, a jak już kompletnie znudził jej się niziołek to zaczepiała gości.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że goście postanowili też zaczepić Francescę. Jeden z najmitów, ogorzały i barczysty jegomość, na myśl przywodzący pirackie opowieści, przysiadł się prostacko na stole przed wampirzycą i zapytał:


-Z tym kurduplem sobie nie potańczysz, a chyba nudno ci tak siedzieć przy muzyce- kobieta ożywiła się natychmiastowo, w końcu po to tu przyszła.
- Jeden taniec nigdy nikomu nie zaszkodził - wstała i dała się ponieść muzyce. Nie spuszczała oczywiście z oka niziołka. Jakby jej teraz zniknął mogłoby się okazać, że jej cała praca poszłaby na marne.
Z wojaka, który zdążył pochwalić się imieniem, które Liskowi momentalnie wyleciało z głowy, tancerz był całkiem niezły, choć naturalnie o tańcach dworskich jedynie słyszał. No i jak przystało na prostaka, nie omieszkał skorzystać z okazji, by pomacać to i owo. Rudowosa bawiła się przy tym świetnie, dopóki nie zjawił się krawiec. Było to dla niego już za wiele. Podszedł do Francescy i chwycił ją za rękę, a potem odciagnął od obmacującego ją mężczyzny.
-Co ty wyprawiasz, Francesca, ja dłużej tego nie zniosę?! Upiłaś się kompletnie! - nakrzyczał na nią i zaczął odstawiać do stolika, zasłaniając własnym ciałem jak najdalej od najemnika.
-A ty co robisz młokos?! - złapał go za ramię i odciagnął na bok - młody ty lepiej usiądz, jak w ryj nie chcesz załapać.
- Właściwie to ja sie zmęczyłam, usiądę trochę. Dziekuję za taniec - Francesca ukłoniła się chwiejnie. A ty idz po swojego kompana, bo chcę od niego kupić elfkę. - Najemnik zrobił kwaśną minę, ale perspektywa szybkiego wzbogacenia się szybko poprawiłą mu humor i wrócił do swojej bandy.
Krawiec był w fatalnym nastroju, lecz faktycznie przyniósł sakiewkę z pobrzękującymi monetami. Jak mu się udało przekonać strażników przy bramie, by go przepuścili w dwie strony to już jego była tajemnica. Może pamiętali go jako asystenta mistrza krawieckiego? Szczerze mówiąc de Riue mało to obchodziło. Najważniejsze, że miała pieniądze, a najemnik urżnięty straszliwie był jeszcze w stanie utrzymać się na nogi, a nawet zaciągnąć za włosy swoją brankę przed stolik Francescy.
-No to...eee... ten. No - zaczął elokwentnie, rozsiewając zapach godny gorzelni. -Pół tysiunca ma być za tę kurwę.
-Tak jak się umawialiśmy - Francesca dała mu sakiewkę. Dokładnie przyjżała się, gdzie ją chowa. Sakiewkę znacznie łatwiej było ukraść, niż elfa.
- To my ją w takim razie zabieramy - powiedziała i ruszyła w stronę związanej. Brązowowłosa Aen'Seidhe wcale jednak nie patrzyła na wampirzycę jak na wybawicielkę. Gniew i niechęć wyraźnie było widać na wykrzywionej w grymasie twarzy.
-To se bierz - wymamrotał najemnik, próbując przeliczyć monety. A że w oczach mu się one dwoiły, albo troiły, to mogło mu to zająć mnóstwo czasu. No i złodziejka przez to nie mogła podejrzeć, gdzie je ma zamiar schować. Kobieta machnęła na to ręką. Wkrótce będzie władać całym Novigradem, denarów już nigdy nie będzie jej brakowało.
-Dobrze trzeba będzie zmienić ten lokal - powiedziała do niziołka, a następnie ruszyła w stronę elfki.
- Bądz grzeczna, a nie spotka ciebie krzywda - powiedziała cicho po elficku.
-Pieprz się - wycharczała. Gardło musiała mieć równie wysuszone, co spierzchnięte usta. Ale dalej tliła się w niej walka. Francesca ciekawa była, czy wśród tej gotującej się w niej nienawiści, elfka wyczuwa kim jest. Nie było to jednak teraz istotne.
- Wstań, idziesz z nami - wampirzyca chciała pomóc jej wstać, lecz ta wyrwała się i zrobiła to sama. Zaraz cała czwórka zniknęła z karczmy.
-Spotkamy się teraz w karczmie “Pod głową smoka”. Dołączę do was później, najpierw chciałabym porozmawiać z tą elfką
- Możemy poczekać - stwierdził krawiec, który już miał dzisiaj serdecznie dość pomysłów swojej ukochanej.
-Nie, załatwię to sama - powiedziała zimno i od razu ruszyła w przeciwną stronę ze spiczastouchą.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 04-10-2014, 16:21   #40
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Krawiec odprowadził ją spojrzeniem. Nie miał pojęcia co robić, dlatego razem z Niziołkiem ruszył w stronę karczmy.
- Czy pan się dobrze czuje? – dopytywał po drodze, lecz nie otrzymał żadnej satysfakcjonującej go odpowiedzi. To wszystko bardzo mu się nie podobało. W karczmie niewątpliwie będzie musiał wypić kilka łyków mocnego trunku. To było ponad jedo siły. Nie mógł nic absolutnie zrobić, był całkowicie bezradny.

***

- Niedługo to miasto będzie należeć do mnie. Możesz odejść, znowu bez sensu przelewać krew, mordować bez opamiętania. Wasze dni, Aen'Seidhe, są już policzone. Umieracie i sama doskonale o tym wiesz. Szamoczecie się resztkami sił żeby walczyć o to, co zanika. Dołącz do mnie. Lubię was elfy, wiem jak nienawidzicie ludzi. Do czasu mojego panowania mogę zagwarantować ci bezpieczeństwo, a potem zupełną wolność, podaruje wam ziemię, która da wam plony. Nie będziecie głodować. Chcę, żebyście żyli, a nie zabijali się bezustannie. Jesteś po mojej stronie elfko? - Francesca nie rozwiązywała jej, nie była pewna czy szpiczasto ucha nie jest jeszcze w szoku po „zabawach” z najemnikami. Obserwowała każdą jej reakcje.
Brance nie zajęło dużo czasu zastanawianie się nad usłyszaną propozycją. Butnie odparła:
-Nie.
-Dobrze, w takim razie jak się zastanowisz, wiesz gdzie mnie szukać. Jestem Francesca de Riue zwana Liskiem - wampirzyca rozwiązała ją, robiła to delikatnie i uważnie. Nie wiedziała co może siedzieć w głowie porywistej elfki. - Jesteś wolna - powiedziała tylko, mając nadzieje, że sieje nasiono, które da jej piękne owoce.
Aen Seidhe odsunęła się od razu i zaczęła rozcierać obolałe nadgarstki. Była wyraźnie zbyt zmęczona, zbyt głodna i zbyt obolała, by przychodziły jej do głowy głupie pomysły. Mogła być dumna, jak cała jej rasa, ale nie chciała raczej bezsensownie umierać.
-Tak po prostu? Mogę sobie iść? - zapytała podejrzeliwie.
-Idź elfko, życie to tylko twój wybór - powiedziała z lekką nostalgią w głosie. Bardzo podobało jej się zdziwienie jej nasionka, nie dała jednak tego po sobie poznać. Elfka nie zwlekała dłużej. Odwróciła się na pięcie i skierowała swe kroki na północ. Jeśli będzie miała szczęście i głowę na karku może za dzień dotrze do lasów, tam ukryje się i dojdzie do siebie.
Wampirzyca odwróciła się na pięcie i ruszyła do karczmy. Oby elfka uratowała swoją skórę i zaniosła wieść dalej. Może bardziej rozsądny Aen Seidhe usłyszy i odnajdzie ją. Ludzie są zdecydowanie za słabi, żeby nimi rządzić. Tak szybko umierają, a elfy, są zupełnie inne. Z nimi mogłaby mieć o wiele więcej niż Novigrad. “Pod głową smoka” była kilka minut od niej. Nie chciała zostawać swojego nieziołka zbyt długo samego. Urok działał lepiej, kiedy była blisko. Nie była tylko pewna co zrobić ze swoim ukochanym krawcem. Tak beztrosko zakochany mógłby się jeszcze jej przydać. miłość jednak była zdradliwa, nie to co jej niezawodny urok. Mężczyzna z dobrego pomocnika mógł szybko przemienić się w jej najgorszego wroga.

Już jestem, chyba nie czekaliście długo? - było to oczywiście pytanie retoryczne, do pijanego już krawca nie dotarło to jednak.
Nuie dłuuugo piękna, szyyybciutko przybyłaś -wybełkotał mężczyzna. Rozanielony Ansbach wstał zachwycony, kiedy zjawiła sie wampirzyca. Rozłożył szeroko ręcę, po czym usiadł z westchnieniem. Kobieta uśmiechnęła się do niego uroczo, po czym zdenerwowana spojrzała na pijanego, który w jednej chwili dostał czkawki.
To twoiiia wina, paszczkudne czary - bełkotał przerywając uporczywym czkaniem.
Co ty wygadujesz, ogarnij się człowieku - zabrała mu kufel i upiła łyk sama.
Odddaj to natyfmiast - czkawka tak nim potrząsała, że zbił jeden ze stojących pustych kufli. Francesca nie mogła ryzykować i przyciągać tak uwagę.
Idziemy spać. Panie Ansbach pewnie równie jak ja czuje się pan zmęczony - długo nie trzeba było czekać na potwierdzenie.
Nie, jjja zostaje - machną ręką krawiec. Wampirzyca złapała go za górną część ubrania i pociągnęła za sobą. Nie miał nic do gadania. Czkawka coraz bardziej ją irytowała.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172