Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2014, 02:00   #233
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Po rozważeniu sytuacji, jaką zastaliśmy tutaj i długim namyśle. Oraz po rozważeniu konsekwencji… uznałem, że interesie Domu Shi’quos jak i wszystkich jest zniszczenie konstrukcji ilithidów, pozbieranie jej szczątków, zapakowanie ich do pudełek i wyruszenie z powrotem do Erelhei-Cinlu.
Wtedy podniosły się głosy sprzeciwu. Szczątki byłyby bez wartościowe a Mythal był niezwykłym łupem. Akormyr wysłuchał licznych argumentów na nie, dochodzących od wszystkich zebranych po czym sam zadał rzeczowe pytanie. W jego mniemaniu...
-Co na tym zyskamy? Pocięty Mythal stanie się dla nas bezwartościowy.
-On już jest bezwartościowy dla nas. Nie wiemy jak się nim posługiwać, nie wiemy jak go wyłączyć i uruchomić. Nie mamy jak nim sterować i należy wziąć po uwagę, że chronił on łupieżców przed drowami. I może w ogóle nie chronić w drugą stronę.- stwierdził spokojnie Fedreal.
-To twoje założenia.- odezwał się Ghand’olin.- I niekoniecznie muszą być słuszne. Uszkodzony “Mythal” nic przed nami nie odkryje.
-Co może a czego nie może Mythal, to najważniejsze pytanie. Bez niego błądzimy po omacku, odpowiedzi na to może udzielić tylko jakiś łupieżca umysłów lub potężni psioni gdyby zbadali artefakt. Może wpadnie nam ktoś w ręce po przeszukaniu miasta.- sam w to nie wierzył ale chciał przełożyć dyskusję w czasie...
- Pobożne życzenia mistrzu Akormyrze.- odparła z ironicznym uśmieszkiem Sur’sayida.- Nie ma potężnych psionów w Erelhei-Cinlu.
-Urlum?- padło z tyłu imię, wypowiedziane zapewne przez jednego z szeregowych magów przysłuchujących się naradzie.
-No… właśnie. Nie ma. - uśmiechnęła się półsmoczyca.- Zaręczam osobiście, że Urlum jest co najwyżej przeciętnym psionem. Nie ma potężnych psionów i nie sądzę by tu byli łupieżcy umysłów… jacykolwiek. Więc… Ja jestem za dalszym odkopywaniem tego artefaktu, zresztą wątpię, by inny Domy poparły pomysł z jego rozwaleniem, Można zostawić mały kontyngent i…
-A jeśli ilithidzi wrócą? A jeśli to stan przejściowy? A jeśli nie stoczyli tu walki tylko dobrowolnie opuścili swą siedzibę?- spytał Fedreal.
-Teraz to już bredzisz… Nie mogli upuścić. Te ich wiekowe mózgi to olbrzymie nieruchawe struktury. Nie da się ich przenieść. O śladach walki.. choć zatartych nie wspominając.- prychnęła półsmoczyca.
-Wydaje mi się to dyskusją po próżnicy. Argument korzyści płynących z wytrącenia naszym wrogom Mythalu z rąk, nawet tu wzbudza zbyt duże kontrowersje. Podzielam opinię, że pozostałe Domy się nie zgodzą. Mythal można przenieść z czasem do miasta i nad nim popracować. Skoro my nie wykopiemy go za szybko nikt inny tego nie zrobi. Ilithlidy natomiast raczej tu nie wrócą. Możemy go bez pośpiechy wykopać i zbadać w mieście. Skąd ta presja na jego zniszczenia, wiesz coś czego my nie wiemy?- zapytał Akormyr podejrzliwie.
-Niby co miałbym wiedzieć? - odparł Fedreal i pokiwał głową.- Ten artefakt jest stratą czasu i energii. To obiekt psioniczny i przez to bezwartościowy. Uważam, że ślinienie się nad nim jest bezpodstawne. Ta technologia jest nie do odtworzenia i nie znamy sposobu nad jej kontrolą. Nie wiemy też, czy jest bezpieczna. Może być tylko ładnym opakowaniem trucizny w środku.- Fedreal spojrzał obojętnie na zgromadzone drowy i wstał. -Katedra Przemian… Myślę, że mój mistrz pozwoli, byśmy odpuścili sobie babranie rąk w tym gównie. Katedra Przemian umywa ręce od artefaktu.

Spotkanie niedługo potem się zakończyło. Fedreal miał w jednym racje, jeśli łupieżcy wrócą zajmą miasto. Gdy je zajmą najpotężniejsza ich zabawka wróci co ich rąk. Wszystkie drowy natomiast śliniły się na widok Mythala, marzyły o używaniu go we własnym mieście. Tylko nikt nie potrafił tego robić i zapewne nikt nie będzie potrafił. Chciwość jednak weźmie górę, zawsze brała. Dotyczyło to również Akormyra, choć przez mgłę zdawał sobie sprawę z ryzyka... Odpuszczenie sprawy przez Fedreala było czczym gestem. Chyba, że spróbuje zniszczyć artefakt po cichu?

Dni mijały i agent Akormyra doniósł mu o pewnym tunelu. Nim przedstawił szczegóły "zniknął". Był jedną z jego wtyczek w Alavel, więc naturalnym się wydało kto pomógł mu zniknąć. Akormyr z tej radości potroił straże, Spirowi kazał być szczególnie czujnym a sam otworzył butelkę wina. By kontemplować kolejną listę swoich porażek. Czytał list od Inydy, jak zawsze była to kolejna porcja łajna lejąca się na jego głowe. Dobra wiadomość była taka, że Sinterin żył. Zła, że jego właśni uczniowie podnieśli bunt. Chcieli zapewne negocjować i postawić Akormyra do pionu. Sam musiał przyznać, że dał Sinterinowi wysokie stanowisko zbyt wysokie i to wzbudziło zazdrość. Gdyby jednak planowano go obalić Sinterin byłby martwy. W lochach był kartą przetargową. Cóż spróbuje to jakoś załagodzić... Gorzej sprawa miała się z tym, ze "znikniętym" agentem. Jeśli go mają a należało zakładać najgorsze, wycisną z niego wszystko jak z cytryny. Pierdolony idiota doniósł w obozie wojskowym! Ryzyko było ogromne a wiadomość, mogła służyć do podtarcia się... Brak informacji gdzie jest tunel, ani gdzie prowadzi.... Te braki sprawiały, że straty były większe niż korzyści... Złapali go i tym sposobem trafią do Akormyra, szpiedzy z Alavel na pewno nie lubią być szpiegowani. Niestety talenty domu Alavel zahaczały również o skrytobójców. Najpewniej spróbują go najpierw przesłuchać co wymaga złapania żywcem. Wampiry i uczniowie z jego ochrony muszą być czujni. Dwa osobiste ulepszone golemy nie odstępować na krok. Tym bardziej, że inne albo były zniszczone albo chwilowo nie były pod jego rozkazami. Czy to wystarczy? Pytanie powinno brzmieć na jak długo... Dorwą go z tego słynęli, może jedynie to opóźnić Akormyr zasępił się jeszcze bardziej. Będzie musiał dobić targu, targu o własne życie... Otrząsnął się, jak może na tym skorzystać? Nie miał pomysłu. Tereny Alavel były najmniej podatne na infinitacje ze wszystkich obszarów zajętych przez Domy. Znali się na robocie, trzeba to było przyznać. Skoro nie mógł znaleźć tunelu, mógł rozegrać kartę wiedzy o jego istnieniu. Dyskusja z Alavel odpadała, nie wróciłby z tej rozmowy. Niby był Mistrzem Domu Shiq'uos to go jednak mogło nie ochronić nie na nich terenie. Może komuś o tym powiedzieć. Pokazać, że wiedzę którą zdobywa na różne sposoby wykorzystuje dla korzyści Domu. Poszedł po raz kolejny do głównodowodzącej, z kolejnymi szeptami....

Tym razem zasłużył na przywilej sam na sam. Choć jedna z adiutantek wspominała coś, że ma się streszczać. Chyba wciąż nie był należycie doceniany. Jego szepty zbyt mało znaczące...

- Pani- Akormyr skłonił się elegancko, jak zawsze z uśmiechem i w jedwabnych czarnych szatach.- Moi szpiedzy zdobyli kolejną informację, Alavel odkryli tunel pod miastem. Drow który przekazał mi tę wieść, zaginął chwilę potem więc to może być coś ciekawego. Równocześnie jednak niebezpiecznego. Wydaje mi się jednak że szabrowanie na jakim skupili się Alavel może przynieść korzyść i nam, obecnie są marną pomocą wojskową. Naturalnie istnieje ryzyko, jednak chciałbym za pani pozwoleniem i wsparciem wybadać ten temat. Nie chciałbym podejmować się samowolki. Jeśli mają tam coś ciekawego, Dom Shiq’uos nie powinien być bezczynny. Możemy zyskać atut- zasugerował na koniec.
-Jak to sobie wyobrażasz?- zapytała Trielva po zastanowieniu.
-Myszkowanie po ich tunelach i terenie nie wchodzi w grę. Należałoby zdobyć kogoś, kogo możemy zauroczyć i przesłuchać. W grę wchodzi porwanie albo zwyczajny podstęp. Ważne jest potwierdzenie istnienia tunelu i jego zawartości. Jeśli okaże się to warte zachodu, podejmiemy kolejne kroki.
- Czy ty przypadkiem, nie jesteś ograniczony w rozwoju? Chcesz porywać członków innego Domu. Członków Domu będącego w sojuszu z Tormtor, członków Domu którego siły w niewielkim stopniu zostały uszczuplone… I to w nadziei, że któryś z nich wie o tunelu, o którym ty nie wiesz nic?- sprecyzowała Trielva spoglądając w oczy Akormyra i splatając dłonie razem.- Wątpię by zaspokojenie twej ciekawości, było tego warte Mistrzu Akormyrze.
-To nie jest ciekawość pani, jesteśmy w mieście Ilithidów nadal możemy odnaleźć tu coś co da nam przewagę. Jeśli mój człowiek zdecydował się zaryzykować życie by mi donieść o tym tunelu. To raczej nie jest to zwykła norka. Nie znaleźliśmy tu chwały, jedynie niepotrzebne straty. Wolałbym wrócić do miasta, Domu i naszej Matrony z czymś więcej niż pustymi rękami. Jeśli Alavel przy czymś węszą, uważam że warto się nad tym pochylić. Porwanie to jedna z metod zresztą ostateczna, możemy użyć innego podstępu.
Trielva zachmurzyła się, jej zęby zacisnęły gniewnie, gdy usłyszała jego słowa.
“Nie znaleźliśmy tu chwały…” było policzkiem jakim nekromanta nieopatrznie jej wymierzył. Dla niej bowiem zwycięstwo nad neothelidami i grobownikami, było jej przyczynkiem do chwały. I Akormyr podważając je, nacisnął jej na odcisk.- Ach… doprawdy? A jaki to niby podstęp wymyśliłeś, co?
-Jesteś pani wielkim strategiem ja jedynie Nekromantą,- i samcem dodał w myśli- przyszedłem z informacją która może okazać się cenna. Jednak liczyłem również na radę i przewodnictwo, by odnieść wspólny sukces dla Domu. Nie poszedłem do Katedr tylko do moim zdaniem najbystrzejszego umysłu w naszym Domu- Akormyr komplementem chciał załagodzić sytuację, po prawdzie liczył również na radę nie był zbyt wykwinty w metodach. Brakowało mu subtelności w całym życiu, jaką teraz należało się wykazać.
-Więc nie masz pomysłu. Opierasz się na słowie jednego drowa, który równie dobrze mógł nas podpuścić… Zaręczysz mi, że cała to opowieść o tunelu nie jest prowokacją Aleval, by nas zniszczyć? Zaręczysz mi to? Zaręczysz, że ten drow nie był zauroczony już do ciebie podążając z tą opowieścią…- spoglądała wprost na oblicze drowa wyraźnie niezbyt ułagodzona słowami czarodzieja.
-Dlatego nie chce składać politycznych propozycji Alavel, na zasadzie my wiemy o waszym tunelu. Nie chce narażać Domu pchając się na tereny Alavel w ciemno. Wszystko co wiemy wymaga potwierdzenia, mamy jednak punkt zaczepienia. Możemy być bezczynni to jedno wyjście lub delikatnie wybadać sprawę. Powtórzę jestem Nekromantą mamy jednak na pewno jako Dom jakieś subtelne metody w zanadrzu.
-Lepiej od razu sprowokować agresję co?-burknęła gniewnie Trielva.
-Jak powiedziałem jestem ostatnim do prowokacji, chodzi o subtelne wybadanie sprawy. Do tego potrzeba jednak większych możliwości niż sam posiadam.
Nie tylko Dom, jeśli zadziałasz ty nikt nie oskarży mnie o dalszą samowolkę. Zatajanie informacji, jeszcze bardziej bym się pogrążył. Nie czas zrzucić choć cześć łajna ze swoich pleców.
-Słusznie. Dlatego zapomnisz o tunelu. Zapomnisz o Aleval i pomysłach z porwaniami i przesłuchami. Zapomnisz i w ogóle nie będziesz tykał się tego tematu. Ani też…- zagroziła Trielva wstając.- … podejmował jakichkolwiek inicjatyw w tym kierunku. Sama się tym zajmę i wyznaczę ewentualne osoby kompetentne w tym temacie. A ty… nie zrobisz nic, zrozumiano? Bo jeśli się posypie sprawa przez twoją inicjatywę, przekażę pozostałym mistrzom kogo mogą o to winić. i będzie wiadomo kogo się rzuci na pożarcie sojusznikom Aleval. Czy to jasne Mistrzu Akormyrze?
-Naturalnie pani- Akormyr skinął głową- Jestem tu by służyć Domowi i tobie. Przekazałem ci co moje uszy usłyszały od języków które pracują dla korzyści Domu. Nie podejmę żadnych kroków.

10 Uktar 1372; dzień 100; Bezimienne miasto

Wieści jakie usłyszeli od grupy uciekinierów były wstrząsające. Gdy usłyszał o zniszczeniach we własnym domu, ugięły się pod nim kolana. Znając swoje szczęście sytuację i Keelsorona, wiedział jaka Katedra dostała najbardziej w dupę. Właśnie wypadł z gry w domu. Stał się jedną z Katedr i to tych z dołu, ciekawe jakim cudem miałby się z tego podnieść? Przy założeniu, że dożyje dotarcia do miasta i nie zginie z rąk Alavel. Robiło się coraz weselej, na szczęście żyła Inyda. Ona powie mu więcej....

Radości ze spotkania byłych partnerów była ograniczona. Oboje nieśli ciężar zbyt wielu trudnych wydarzeń. Pocieszające było, że ich drogi znów się skrzyżowały i oboje oddychali. Był to już jakiś początek czyż nie?

(...)
Inyda poinformowała Akormyra między innymi, że największe straty ponieśli Wieszcze, Przywoływacze i oczywiście Nekromanci. Cóż za niespodzianka...

-Sprawy mocno się skomplikowały. -zasępił się na koniec rozmowy Akormyr -Chciałbym negocjować kochana, ponowne połączenie sił. Z całą aferą z Synterinem jakoś sobie poradzę, byłoby dobrze mieć cię jednak u swego boku. Idzie wojna i nie chciałbym się pozbywać staruszka z Icehammer, planowałem pewne kroki ale teraz sytuacja uległa zmianie. Jego moc może być potrzebna Domowi, Katedrze i nam by przetrwać. Zdaję sobie sprawę, że mój charakter przysporzył nam ostatnio trochę problemów. Jednak wcześniej przez dziesiątki lat funkcjonowaliśmy wzorowo, kryłem cię również przy awanturze z Cieniem. I tym przecieku do Despana… Wiem, że mogę na ciebie liczyć jak ty na mnie- powiedział lekko już zmęczonym tonem. Zdawał sobie też sprawę, że Inyda wykonałą przeciek do Valyrin celowo, ktoś za nią stał... Nie wierzył od początku w bajkę o demonach ze zbyt długim językiem. Byli jednak po tej samej stronie, musiał ją pozyskać. -Przedstaw warunki powrotu i nie przesadzaj w upokarzaniu mnie- dodał na koniec z lekkim uśmiechem, jednak prosto i bez ogródek. Akormyr liczył, że Inynda w niepewnych czasach również poczuje potrzebę wznowienia sojuszu i wzajemnej ochrony pleców. Kilka pomyłek i konfliktów nie mogło przysłonić ich długiego wspólnego życia. Tego co wzajemnie sobie gwarantowali.
-Ja…- westchnęła Inynda i przez długi czas się nie odzywała.- Ja nie planuję wracać, ani do Katedry Nekromancji, ani do Domu Shi’quos. Ani do samego Erelhei-Cinlu. Liczę, że Sereska też zostawi miasto swemu losowi i wyruszy w głębiny Podmroku. Wtedy… mogłabym ruszyć wraz z jej Domem. Ostatecznie... sama mogę uciec do Icehammer, a stamtąd udać się gdzieś, gdzie znajdę nowe miejsce do życia.Spojrzała wprost w oczy Akormyra.- Nie uciekłam z tego… piekła po to, by do niego wracać. To nie jest zwykły najazd ilithidów, Akormyrze. Nie wycofają się po złupieniu tylu miejsc w mieście, ile się da. Tym razem to może być koniec Erelhei-Cinlu. Nie zamierzam, by stał się moim końcem.
To brzmiało rozsądnie patrząc na pragmatyczne podejście Inydy do życia, zwłaszcza własnego.
-Wątpię by Sereska opuściła miasto na stałe. Choć nie zdziwiłbym się też, gdyby wiedziała o najeździe bądź wręcz maczała w tym palce. Jest kiepskim wyborem. Samotny drow w Podmroku natomiast, mało wygód i szybka śmierć. W mieście każdej innej rasy będziesz tą obcą, wyrzutkiem. Myślę, że mogę dać ci rozwiązanie. Wstrzymaj się z decyzją, nie wracaj z nami do E-C. Zaszyj się tutaj, dam ci pretekst zabezpieczenie Mythala, ekspoloracja miasta. Coś wymyślę, schroń się na obrzeżach miasta w kieszonkowym wymiarze i czekaj na wieści. Jeśli nie odezwę się w dwadzieścia cykli, znaczy zginęliśmy miasta nie ma. Jeśli dostaniesz wieści, wybaczysz mi wcześniejsze błędy i zaczniemy wszystko od nowa. Wydaje ci się to wystarczająco rozsądne?- zapytał zerkając powoli z ukosa.
-To...dobry pomysł. Mogę wrócić na stołek twej uczennicy, pod warunkiem… że nie będziesz mnie wciągał w jakieś badania czy prace, przy twoich projektach.- zgodziła się Inynda po chwili namysłu.
Czyli będziesz unikać wysiłku i demonstrować mi, że wróciłaś z łaski i nie wolno nic od ciebie wymagać. Będziesz leżeć i pachnieć, to nas ostatnio po części poróżniło... Choć było twoim warunkiem za mój stołek.
-Chciałbym by twoja obecność była dodatnią wartością w katedrze. Powiedzmy co drugi cykl poświęcisz na pracę na rzecz katedry. Odpuścimy sobie również najnudniejsze badania i prace tam wystarczą twoi zdolni uczniowie.
-Widzę, że zarządzanie katedrą bardzo cię zmieniło.- odparła zgryźliwe Inynda.- Przed chwilą była sojuszniczką, a teraz… jestem “wartością dodatnią”. Nie Akormyrze. Nie dam robić za mebel, którym możesz dysponować. Bo to nie sojusz, a niewola.
-Źle się wyraziłem, chciałbym byś mi pomagała w Katedrze. A nie jedynie w niej była... Uwierz mi doceniłem już wartość twoich rad. Jak również zarządzania nią bez ciebie. Mówię otwarcie i szczerze nie ma co się obrażać. Wiem też, że bywasz uparta równie mocno jak ja. Jeśli mamy razem wrócić do miasta a ja mam zaryzykować życie, chce być tam razem ręka w rękę. Bez gierek i przepychanek. Skoro jestem Mistrzem nadstawię tyłka, wiem czego się ode mnie wymaga. Po powrocie doradzaj i chroń moje plecy, przywilejów i wygód ci nie zabraknie. Za wspólną kolację się nie obrażę, na dobry początek.
-Nie sypiam z Mistrzem Katedry w której jestem. Mam swoją dumę…- odparła Inynda wzruszając ramionami.- Kolację chętnie spożyję, ale to niczego nie zmieni. Pod tym względem, znajomość nasza się skończyła. Nie będę twoją podwładną i partnerką zarazem. Mogę być tylko albo tym, albo tym.
-Powiem szczerze, wolałbym mieć cię za partnerkę. Jednak nie mam luksusu wyboru, obecnie potrzebuje cię w Katedrze. W przyszłości być może uda nam się na tyle mocno ugruntować pozycje, by zdobyć ci intratne stanowisko. Jesteś strudzona jedzmy…- powiedział na koniec.

Widział dla siebie jedną jedyną szansę ratunku. Wrócić wykazać się w bitwie. Liczyć, że miasto przetrwa.... Że on przetrwa.... Rozmowa z Matroną to jego klucz do przekucia tych katastrof w sukces... lub przynajmniej w coś akceptowalnego. Ostrzegał przed Keelsornem czyż nie tak? Mówił o władcach o robakach, słuchano go ale nie traktowano wystarczająco poważnie. Gdy chciał dokupić wojska by zabezpieczyć Katedrę nie pozowlono mu. Wystawił w niej golemy, poprosił o dodatkową straż i wyraźnie zaznaczył że zdrajca Keelsorn wykorzysta swoją wiedzę przeciwko nim! Użył nawet broni przeciw nieumarłym o której mówił Akormyr, stworów pożerających nieżywych. To ostatni atut jaki mu został. Ucho Matrony i jej względy jeśli się nie uda... będzie to koniec.
 
Icarius jest offline