Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2014, 16:43   #3
Aramin
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Morkgrub siedział między członkami swojego plemienia obserwując rysującą się w oddali rzekę, za którą stacjonowały ludzkie oddziały. Nie musiał rozglądać się wokół się siebie, żeby czuć niemą atmosferę napięcia i oczekiwania. Grimskab instynktownie czuł, że to cisza przed burzą i istotnie: nagle napiętą przestrzeń zaczęły przeszywać szmery, aż w końcu obozowisko zamieniło się w wielką zawieruchę przenoszonych z ucha do ucha wieści: bitwa! I oni, Klan Wilczego Kła mieli uderzyć zaraz po hałastrze Koboldów, które już w akompaniamencie piszczałek zaczęły biec w kierunku przeprawy. Ponury wódz plemienia przeklinał w duchu Wielki Pomarańczowy Okrzyk - wodza, który wysyłał jego zielonych na wyniszczające uderzenie przez rzekę, trzymając na cofniętych flankach worgów. Owszem, jego Kły przebiją się przez rzekę, a wtedy nadejdzie pomoc. Jednakże ilu wojowników będzie to kosztowało bezsensowną śmierć, gdy można poczekać kilka dni i zaatakować gdy tamci postanowią wycofać się dalej? Ten żałosny, tchórzliwy hobgoblin bał się, że nie zapanuje nad hardym ludem dzikich ostępów dlatego świadomie wrzucał ich do paszczy lwa, by ten pożarł jego łapy.

24 Ogniem i mieczem - Tatarzy - YouTube

Amnijska kawaleria przestąpiła wodę i uderzyła w gadzią hordę rozbijając ją w puch. Jednak zamiast zetrzeć się z luźną formacją maszerujących w takt bębnów Orków rycerze w karnym pośpiechu wycofali się za rzekę.
Pomożi! Pomożi! - jęczał jakiś biedny, pozbawiony ręki Kobold. Grimskab kiwnął głową ze zrozumieniem i na swój sposób udzielił mu ratunku: rozchlapując łeb tamtego po swoim korbaczu. Cóż, przynajmniej oszczędził mu cierpień. Zadowolony barbarzyńca szedł szybkim krokiem dalej. Lewą rękę oparł na boku i kołysząc biodrami kroczył śmiało do przodu, z aurą potężnej, samczej pewności siebie i zadowoloną miną mówiącą:
"Przylazłem tu, żeby wydymać Twoją żonkę i zlać Twój tyłek. O, już ją wydymałem, to teraz Cię zabiję i wychlam Twoje trunki." Już zbliżał się do rzeki, a a póki nawałnica strzał wroga go nie skubnęła. Chcąc znaleźć wygodniejszą pozycję zarzucił ruchem nadgarstka korbacz tak, że ten oparł się o jego bark. Łańcuch okręcił się wokół jego szyi, a on przez ułamek sekundy ujrzał szybko zbliżającą się ciemność. I w ten oto nieprzemyślany sposób dzielny wojak zakończył bitkę przedwcześnie, co oszczędziło mu widoku przeprawiających się z trudem pobratymców, którzy zostali straszliwie przetrzebieni przez obrońców.
***
Urszag niespiesznie podszedł do pokonanego trącając bezwładne ciało butem i mamrocząc coś w języku podmroku. Po czym odwrócił się do Drakko i wyrżnął mu z całej siły w gębę.

Cios był niezwykle skuteczny i posłał hobgoblina na ziemię. Orog zaś stojąc nad jego ciałem zwrócił się do pozostałych.

- Głupcy. - Słowa wypowiedział cichym głosem lecz wzmocniła je jakaś nieznana siła tak iż zabramiały niczym uderzenie topora o stalową tarczę. - Żaden nie będzie wodzem. Idziemy na północ zebrać orków. Nimi będziemy władać! A jak ktoś nie chce to droga wolna. - Złapał obu powalonych za pasy i odciągnął w miejsce bardziej nadające się do opatrzenia ich ran. Zdawał sobie sprawę iż nie jest jeszcze gotów by zostać przywódcą a nie mógł na to pozwolić komókolwiek innemu, nie po wyrwaniu się dwa razy spod jażma poprzednich władców.

-Jak to, nie być wodza? To niedobrze- wtrącił się Durkur, który starcie oglądał z rosnącym przerażeniem, ciesząc się jednocześnie, że to nie on jest obiektem ataku. Widocznie kandydaci zupełnie zlekceważyli małego kobolda- Wy chcieć iść na północ? Tam zimno. Durkurowi przemarzną łapki. Ale jak mus to mus.

- Jak Drukur chce może wracać do hordy.

Kobold momentalnie spokorniał i skulił się.

- Co to to nie, Durkur nie chcieć wracać. Durkur iść dalej. Bez szefa też być dobrze.

Dzielny barbarzyńca patrząc w niebo z trudem i ciężkośćią analizował słowa Urszaga. Występ tamtego, co prawda był dla niego zaskoczeniem, ale u orków takie zdobywanie władzy poprzez “dokończenie” cudzej rywalizacji nie było niczym dziwnym, dlatego na to nie reagował. Tym czego nie rozumiał były słowa Urszaga, które odebrał z niepokojem. Kobold miał rację, ale stanowcza odpowiedź Urszaga nieco uspokoiła Morkgruba. Stwierdziwszy, ze widocznie czegoś nie zrozumiał, wystękał:

-Skoro… Durkur mówi, że nie ma szefa to nie ma, bo Durkur jest szefem. - zadowolony z wyartykułowania swojego skomplikowanego wniosku odetchnął, zaśmiał się i wciąż leżąc krzyknął:

-HURRA! Mamy szefa! Szef Urszak! Grimskab będzie wiernie służyć.

Urszag zmierzył orka wzrokiem, a widok mu się nie spodobał. Grimskab był ranny i w tej chwili nie przydatny praktycznie do niczego. Nie można było dopiuścić aby takie rzeczy zdarzały się w przyszłości, ich grupka była za mała, każdy wojownik był ważny, każdy zwiększał siłę grupy. Zwrócił spojrzenie pomarańczowych tęczówek w stronę kobolda o którym wiedział, że zna się na sztukach tajemnych.

- Drukur zajmie się ranami Grimskaba, potrzebny nam w pełni sprawny wojownik. Chyba, że Drukur chce walczyć zamiast Grimskaba. - Nie było sensu czekać na protesty kobolda, jak będzie musiał to zrobi swoje czy umie czy nie. Niech się przyda. A Drakko? Nieprzytomny ale tylko trochę poobijany. Najwyżej się obudzi z bólem głowy, a bo to pierwszy raz?

- Durkur zajmie się ranami Grimskaba - Przedrzenił kobold- A niby jak Durkur ma to zrobić skoro nie ma o tym pojęcia -Dodał już ciszej do siebie- Skoro mamy obłożnie chorego to trza się zamelinować gdzieś na noc. Tako rzecze Durkur.- Łypnął swymi gadzimi ślepkami na Urszaga.

W odpowiedzi uzyskał tylko wyszczerz kłów który mógł, ale nie musiał być uśmiechem.

Morkgrub podniósł się powoli z ziemi i powiedział:

-To tylko powierzchowna rana! My Orkowie z plemienia Wilczego Totemu posiadamy potężne ciała, które mogą znieść wiele! Jesteśmy twardzi, szybko się - w tym momencie przerwał swoją ekstatyczną tyradę, padł na kolana i zaczął kaszleć krwią. Gdy skończył przetarł wierzchem łapy usta i wyszeptał - Chyba coś się w środku zepsuło… . No nic! Ja się szybko leczę, więc mogę iść!
 
Aramin jest offline