Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2014, 19:08   #108
Boreiro
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Zbigniew

Fagnus kiwnął ochoczo głową na słowo "ogień" i od tego czasu wyglądał na prawdziwie ucieszonego, jak gdyby zaraz miał chędożyć jakąś krasnoludzką dziewkę. Gdy tylko usłyszał o dostawaniu w ryj za kolejne zagadki, zbladł okrutnie. Wstał i odszedł od ogniska. Wyglądał jakby stracił właśnie rodzinę w pożarze. Zbigniew nigdy dotąd i nigdy odtąd nie widział tylu emocji u introwertycznego, mrukliwego krasnoluda. Takie życie, jedni żyją zemstą, inni zagadkami.

Merkury po wysłuchaniu zagadki liczył coś gorliwie na palcach, zdjął nawet jednego buta, aby zwiększyć możliwości obliczeniowe, lecz i tak ostatecznie się poddał.

-No nie wiem, stary – Merkury już dawno uznał wszystkich członków drużyny na swoich przyjaciół - Ja wtedy powiedziałem, że trzeba napełnić oba i ulać z jednego, najlepiej tego lżejszego, żeby nie dźwigać, ten litr na oko i po sprawie. Ale może i twoja odpowiedź też dobra.

To oznajmiwszy odszedł zatruwać życie komu innemu. Reszta zgromadzenia po krzykach Manteufela także poszła w inne miejsce.

Na krzyki Wilka nikt nie zareagował. Zanim podjął jakąkolwiek decyzję co dalej zalał go smutek. Czuł się samotny. Zanim zdążył wgłębić się w przyczyny tego stanu czyjaś dłoń dotknęła jego uda, dość blisko krocza. Zobaczył smukłą, kobiecą, piękną dłoń Gwen, która masowała jego nogę. Raczej po przyjacielsku niż uwodzicielsko, ale niczego nie można było wykluczyć.

-Przyniosłam ci coś. Twoje ulubione.

Gliniana miska z parującą kolacją przeszłą w ręce najemnika. Później elfka coś mówiła. Wilk nie wiedział dokładnie co, ale wiedział, że miała cudownie łagodny głos. Zmysł wzroku zajęty był obfitym biustem, natomiast węch nie mógł się zdecydować co woli: zapach gorącego jadła czy zapach Gwen. Przestała mówić. Wypadało coś powiedzieć. Lub zrobić.

Jaromir

Gadka szmatka trwała w najlepsze, gdy wyszli na sporą polanę oblaną hojnie światłem księżyca.
- To tutaj – powiedział lider duetu, zmuszając Jaromira do przerwania wpół słowa.

Andrzej obrócił się do swojego towarzysza. Zdjął kaptur. Jego wiek był trudny do odgadnięcia z powodu bujnego zarostu. Ale nie mógł mieć więcej niż trzydzieści pięć. Był chyba nieszczęśliwy. Albo wnerwiony. Ta broda była naprawdę maskowała wszystko. Patrzył się Włochańskiemu prosto w oczy.

-Jesteś, aż tak głupi czy po prostu jesteś tchórzem, Jaromirze? Idziemy ponad godzinę, a przecież chrust moglibyśmy nazbierać tuż przy granicy lasu. Jeśli masz chociaż trochę oleju w głowie powinieneś wiedzieć, że czegoś od ciebie chcę. Mógłbym ci to wyjaśnić teraz, ale równie dobrze mógłbym mówić, że mieszkam na księżycu.

Uśmiechnął się i milczał przez chwilę, jakby użyte przed chwilę porównanie było bardzo trafne.

-Od tej chwili możesz zapomnieć o przeszłości. Jesteś już kimś innym. Jeśli kochasz jakąś dziewczynę, rodzeństwo, rodziców to już ich nie zobaczysz. Także dam ci jeszcze chwilę, aby nacieszyć się życiem normalnego człowieka. Może jakieś ostatnie słowa w tej skórze?

I znowu ten autopochwalny uśmieszek. Szok Jaromira, spowodowany tym, że Andrzej może tyle gadać miał się ku końcowi. Sądził, że będzie w stanie coś powiedzieć.

Dante

Drzewo było stare i od wewnątrz częściowo spróchniałe, a cios Dantego wspomagała jego chwilowa furia. Chlasnął pięścią tak mocno, że pękła kora. Poczuł zalążek męskiej dumy, jak to często bywa po rozwaleniu czegoś solidnego. Jednakże każda akcja ma swoją reakcję. Czuł przenikliwy ból w dłoni. Może coś sobie złamał. Ale to było nic.

Chwilę później dopadł go tak rwący i przenikliwy ból, że runął na ziemię. Cielesna udręka miała swoje epicentrum na obu skroniach skąd boleśnie rozlewała się na resztę członków, dochodząc do każdej części ciała. Tak, nawet tam. Dante tarzał się w konwulsjach i drgawkach, łzy ciekły ciurkiem, połykał własne smarki, czuł ciepłą strużkę krwi płynącą z uszu.

Nagle przestało. I nie odczuwał już nic. Nie bolała go rozkwaszona na pniu dłoń ani nic innego. Czuł się dobrze. Poprzedni stan pamiętała jedynie psychika. Zauważył coś dziwnego. Nie miał przyspieszonego tętna ani oddechu. Ba! W ogóle nie biło mu serca ani też płuca nie pobierały tlenu. Mimo to czuł się doskonale.

Zaczęły do niego dopływać setki nowych informacji, niektórych nie rozumiał. Widział niemal jak w dzień, słyszał każdy szmer, czuł zapach czegoś śmierdzącego pochodzący z obozowiska, na języku wyczuł kiełbasę, którą jadł jeszcze, gdy przebywał z trupą teatralną. Czuł, że jakieś siedemset kroków na północny wschód znajduje się obudzona właśnie z drzemki wataha wilków. Oprócz znanych mu dotąd 5 zmysłów odczuwał także nowe doświadczenia. Niektóre zdawały się być fuzjami innych zmysłów, lecz większość była zupełnie nowa.

Jestem wampirem – ogłosiło wszem i wobec wewnętrzne ja. Pomacał kły. Długie i ostre. Nie miał pod ręką ani srebra ani czosnku, ale miał niezachwianą pewność. Czuł wewnętrzną euforię, ale czegoś mu brakowało. No tak, w końcu był wampirem. Potrzebował krwi. I to na ciepło.
 
__________________
Nosce te ipsum.

Ostatnio edytowane przez Boreiro : 17-01-2014 o 16:32. Powód: zjedzenie wyrazu
Boreiro jest offline