Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2014, 13:51   #15
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=1beH3kq-dlo[/media]

Dębowe drzwi niemal wypadły z zawiasów, gdy do chaty wparował drwal Hans przerywając prowadzoną dyskusję. Jego surowe spojrzenie ogarnęło wszystkie twarze zasiadające przy stole, by w końcu spocząć na znachorze, który gwałtownie podniósł się z krzesła wylewając odrobinę alkoholu. - Hans? - Spytał unosząc brew do góry.
- Przybyli… - Wykrztusił z siebie potężny mężczyzna próbując złapać oddech. - ...cały orszak!

···

Stukot końskich kopy i skrzypienie karocy zwiastował nadejście barona Essen. Mieszkańcy Volkenplatz pierzchli jak stado mustangów szukając schronienia w swych chatach. Drewniane okiennice zamykały się jedna po drugim niczym domino, a wtórował im głos ryglowanych drzwi. Jakiś wychudzony mężczyzna o smutnej twarzy próbował zamknąć bramę główną, lecz arabski wojownik spiął konia i przegonił go. Baron siedział dumnie w karocy spoglądając z wyższością na chowające się przed nim pospólstwo, w pewien sposób pochlebiało mu to. Pochód zatrzymał się po przekroczeniu palisady na samym środku wioski. Heinrich szarpnął za lejce, skoczył w dół i rzucił się w stronę drzwi od karocy. Pierwszy wyłonił się wicehrabia Gerhard, którego łatwo było pomylić z łowcą czarownic. Ubrany był w czarny jak popiół płaszcz, zaś jego wypraną z emocji twarz skrywał długi kapelusz z rondem. Następny w kolejności był baron Christof Rotenstadt, który wyszedł dumny jak paw trzymając ostentacyjnie koński bat, którym lubił sprawiać ból swojej służbie w Essen.
- Christof Rotenstadt! - Zaczął głośno, choć wokół nie było żywej duszy. - Baron Essen i władca ziemski z Ostermarku! Znamienity łowca i niezrównany strzelec! - Z dumą wymieniał swe tytuły.
- Czy jest ktoś godny rozmowy ze mną? Czy wolicie dalej tkwić w swych norach czekając aż je spalę, nędzne robaki?
Twarz Christofa zrobiła się purpurowa z gotującej się w nim wściekłości. ,,Co za tupet?!” - myślał rozglądając się wokół siebie.
Przez moment cisza i parskanie koni były jedyną odpowiedzią, lecz po chwili otworzyły się drzwi w jednej z chat. Z domu wyszedł starzec, a tuż za nim grupa uzbrojonych mężczyzn.
- Nazywam się Fritz Einthal, starszyzna wioski. - Przedstawił się podchodząc do barona. Obie grupy stanęły naprzeciw mierząc siebie ponurymi spojrzeniami. - Po coś tu przyszli? Nie mamy wam nic do zaoferowania poza jadłem i wodą.
Baron z dumą wypiął pierś, poprawił swój pas, po czym rzekł uśmiechając się obrzydliwie:
- Aż tak zdesperowany nie jestem by ucztować wśród śmierdzących Sylvańczyków. Przybyłem tu po co innego, a właściwie rzecz ujmując - po kogoś innego. Ma przyszła żona, Elisa Mach, przemierzała o zmroku trakt prowadzący do Templehof.
- Twa kobieta równie dobrze może być już w Stirlan… - Fritz oburzył się na słowa barona, lecz nim zdążył skończyć zdanie przerwał mu wicehrabia Gerhard głośno akcentując każde słowo tonem ocierającym się o groźbę.
- Trop urywa się w Volkenplatz.
Był to oczywisty blef. Łowca potworów, a tym bardziej baron nie wiedzieli nic poza informacją, że dziewczyna opuściła Wartenhof i zmierza w kierunku Templehof gościńcem prowadzącym przez las Grim Wood. Volkenplatz był oczywistym przystankiem, a pora była idealna by wybrać się w dalszą podróż.
Fritz przeniósł spojrzenie na stojącego obok barona groźnie wyglądającego mężczyznę, po czym spuścił wzrok na ziemie w geście porażki.
- Jest tutaj. - Odparł po chwili wskazując dłonią podupadającą stodołę. Baron odepchnął pulchną ręką starca i wraz ze swoją świtą wkroczyli do środka. Na sianie ułożony był spory worek na pszenicę, a w nim spoczywały zmasakrowane zwłoki młodej dziewczyny. Wielkie wąsy Christofa zadrżały, gdy ujrzał martwą arystokratkę będącą kluczem do niewyobrażalnego bogactwa i władzy. W jednej chwili wszystkie jego marzenia legły w gruzach. Poczuł jak uginają się kolana pod nim - zderzenie z rzeczywistością było tak dotkliwe, że jeszcze przez wiele następnych lat miał przeklinać ten dzień.
- Wiedziałem, że Ci się to nie spodoba. Chcieliśmy powiadomić władze w… - Starzec przerwał, gdy poczuł chłód żelaznej lufy na swoim czole.
- Coście jej kurwa zrobili? - Wyakcentował powoli baron tonem pozbawionym wszelkich emocji, lecz jego oczy błyszczały obietnicą szybkiej śmierci.
Mieszkańcy Volkenplatz zaczęli niebezpiecznie przepychać się z siepaczami barona nie chcąc dopuścić do zabicia swojego przywódcy. Podniosła się wrzawa, którą po kilku dłuższych chwilach uciszył Fritz jednym słowem.
- Cisza! - Starzec odwzajemnił spojrzenie baronowi, po czym rzekł:
- Chciałem Ci to wszystko wytłumaczyć, lecz zignorowałeś mnie. Kobietę znaleźli nasi łowcy w lesie, była już martwa. Zostawilibyśmy ją w spokoju, gdyby nie jej ubranie zdradzające szlachecką krew. Kanibalami też nie jesteśmy, jak reszta naszych rodaków. Tu w Volkenplatz ziemia jest płodna, a lasy pełne zwierzyny.
- Mówi prawdę. - Odezwał się wicehrabia uważnie przyglądając się zwłokom. - Takich śladów nie mógłby zostawić zwykły wieśniak.
Lufa opadła w dół. Baron ruchem dłoni kazał zrobić podobnie swoim żołnierzom, którzy niechętnie zastosowali się do rozkazu łypiąc spod łba na obstawę znachora.
- Mówisz płynnie reikspielem, skąd pochodzisz?
- Urodziłem się w Altdorfie jako najmłodszy z synów kupieckiej rodziny, lecz zostałem wygnany po tym jak zawaliłem studia na które moja rodzina przeznaczyła nie lada majątek. - Starzec głośno westchnął na wspomnienie swej utraconej młodości. - Lata tułania się po świecie i wylądowałem tutaj.
Baron odwrócił się po raz ostatni posyłając tęskne spojrzenie ku Elisie, po czym wyszedł na zewnątrz by spojrzeć w niebo.
- Tyle tułania się po świecie za jedną kobietą i wszystko na nic.
- Zawsze możesz zemścić się na sprawcy tego mordu. - U boku Christofa zjawił wiecehrabia Gerhard uważnie przyglądając się jego towarzyszowi. - Polowanie, jak za dawnych lat, Christofie. Jak za młodu…
Na twarzy pulchnego barona pojawił się lekki uśmiech.
- Dałbyś radę to zorganizować?
- Z pomocą Twoich żołnierzy i mieszkańców Volkenplatz? Pewnie... - Łowca potworów poklepał Christofa po plecach, po czym odwrócił się do stojących w stodole wieśniaków obdarzając ich przenikliwym spojrzeniem.

···

Popołudnie spędzono na kompletowaniu uzbrojenia, obmyślaniu planów i przeglądaniu starych map. Kowal cały dzień pracował w pocie czoła ostrząc bronie i tworząc nowe pułapki. Lyndis też nie próżnowała, pod koniec dnia udało jej się naprawić działo, co było jakimś cudem biorąc pod uwagę stan w jakim się znajdowało. Ostatnie godziny słońca mieszkańcy i żołnierze spędzili wspólnie ucztując. Wbrew swym obietnicom nawet Christof zasiadł przy jednym stole z wieśniakami pijąc, jedząc i pogrążając się w rozmowe z Fritzem i Gerhardem.

Skraj lasu Grim Wood
29-ty Vorgeheim
Zachód słońca


Czternastu zbrojnych złożonych z mieszkańców wioski i sług barona stało w szeregu na skraju mrocznego lasu obserwując zachodzące słońce ponad konarami drzew. Błogosławione ciepło ginęło wraz z ostatnimi promieniami, a po chwili było już na tyle chłodno, że stojący w szeregu żołnierze nie wiedzieli czy trzęsą się z zimna, czy też z nerwów. Ochotnicy niepewnie spoglądali za siebie w kierunku nieprzeniknionych ciemności Ponurego Lasu. Myśl, że kobieta mogła podróżować w towarzystwie kilku mężczyzn przez prastare bory Sylvanii była niedorzeczna. Grim Wood nie na darmo nosił swą nazwę.
- To kiepski pomysł, wicehrabio. - Odezwał się starzec zatroskanym głosem. - W samym sercu lasu mieszka pradawne zło, które porywa niewiasty na tyle lekkomyślne by zapuścić się w te rejony.
- A więc wypłoszymy je z kryjówki i zabijemy.
Gerhard wskazał głową młodą Lyndis, po czym dodał na tyle cicho by ta nie mogła tego usłyszeć. - O przynętę już się zatroszczyłem.
Fritz pokręcił głową.
- Nie rozumiesz mnie. Wśród cieni drzew czają się nie tylko upiory, podobno wąpierz znalazł tam kryjówkę.
- A Ty mnie nie doceniasz, starcze. - Warknął łowca potworów. - Zabijałem już groźniejsze stwory.
Wicehrabia odwrócił się do zwerbowanych ochotników raz jeszcze ich przeliczając, po czym podszedł do Lyndis podając jej jakiś skrawek pergaminu.
- Dostajesz awans, moja droga. - Powiedział uśmiechając się tajemniczo. - Będziesz dowodziła tą grupą na czas mej nieobecności. Chcę byście sprawdzili kilka miejsc, które zaznaczyłem na mapie. - Wskazał palcem niewysokie kopce w samym sercu lasu podpisane jako ,,Kurhany ludu Fennonów”, wysoką wieżę nieopodal Stephansdorp i ruiny Vanhaldenschlosse znajdujące się na samym skraju lasu na zachód stąd. - To gdzie się udacie w pierwszej kolejności zależeć będzie tylko od Ciebie. - Wicehrabia ukłonił się, po czym podszedł do stojącego obok rycerza zwanego Niedźwiedziem. - Bezpieczeństwo Lydnis będzie Twoją misją honorową, Niedźwiedziu. Dbaj o nią... - W jego głosie dosłyszeć można było ukrytą groźbę.
- Od teraz Lyndis będzie wydawać wam rozkazy, a nieposłusznych potraktuję mieczem i ogniem. - Spojrzał wymownie na mieszkańców Volkenplatz, po czym kontynuował. - Przed wami misja zwiadowcza. Udacie się w wybrane przez Lyndis miejsce i poszukacie źródła problemów. Miejcie oczy szeroko otwarte, chcę widzieć raport o świcie. Udanych łowów, towarzysze.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 12-01-2014 o 01:07.
Warlock jest offline