Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2014, 02:05   #17
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Rozmyślając, że przynajmniej z dala od domu będzie z dala od zachowań swoich sióstr i ojca, rozczarowała się po raz kolejny, gdy tłusty wieprz zaczął się panoszyć w wiosce bogu ducha winnych ludzi. Nienawidziła takiego zachowania, nienawidziła takich ludzi. Drażniło ją to niezmiernie, jednak znieść musiała. Ze zmieszaną i podkutą miną oglądała jak wyglądało życie w takich warunkach i na takiej ziemi. Nie było tutaj mowy o porannym wyjściu do piekarza po swój ulubiony chleb. Ani na targ po kawałek ryby. Tutaj musieli przeżyć z tego, co mieli. Z pewnością nie było to łatwe. Na dodatek do wszystkich przeciwności losu pojawiał się tłusty wieprz, co rozstawiać po kontach wszystkich miał zamiar. Czy ten knur nie zdaje sobie sprawy z tego, że przez takich ludzi może taplać się w swoich bogactwach? Najwidoczniej nie. Jednak obserwowała całe zdarzenie i wychwytywała każde słowo. Skoro już tutaj ją zawlekli chciała uczestniczyć w tym, co działo się wokoło niej - przynajmniej do czasu.

Gdy wszyscy wstali odłożyła narzędzia na bok, ściągnęła rękawice robocze i udała się z nimi. W stodole wystarczyła krótka chwila by zrobiło jej się niedobrze. Mętna mina i bolesny grymas pojawił się na jej twarzy. Zabrała wzrok odwracając głowę i zaciskając oczy. Te również po części przykryła dłonią, przy okazji starając się złapać oddech. Widok tak zmasakrowanego truchła chciała wyrzucić z pamięci, jednak cały czas oczami wyobraźni miała go przed sobą. Doszła do siebie dopiero, gdy towarzystwo uspokoiło się a baron wraz wicehrabią wyszli na zewnątrz. Nie obróciła się ponownie w kierunku resztek szkieletu.

Jeszcze przez dobre pół dnia męczyła się z powracającym widokiem. Grzebanie się przy armatce pomagało na tyle, ile była w stanie się chwilowo na nim skupić. Niewielki bukłak z wodą również się do tego nieco przyczynił. Zaciskające się płuca i żołądek na tą myśl, skutecznie były studzone nieco chłodniejszą wodą. Spędziła tak jeszcze parę godzin, na jej nieszczęście dość męczących. Nie był to w końcu warsztat wuja, w którym siedzenie aż do nocy zdawało się być czymś przyjemnym. Wieczne schylanie się i wyginanie na rozpadającym się wozie spowodowało, że po skończeniu prac marzyła by usiąść przy jakimś palenisku i wbrew pozorom dalej studzić swoje nieposłuszne organy i pamięć pomału zacierającą szczegóły. Biesiadowanie było do tego znakomitą okazją. Zasiadając na krześle obok paleniska mogła zamknąć oczy, choć wsłuchując się w gwar, odpoczywała. Było jej na tyle miło, że powoli wracał jej humor. Choć nikt nie powiedział, że brak oglądania barona nie był za to odpowiedzialny.

Po zachodzie słońca planowała zabrać się za organizowanie noclegu a po tym udać się spać, choć nie miała pojęcia co z tym wszystkim wyjdzie. Na wieść o zebraniu się na dworze wstała bez ociągania się. W końcu będzie mogła usłyszeć jakie są dalsze plany i przespać się, by z rana zabrać się za kolejne rzeczy. Sprawy jednak potoczyły się w zupełnie inną i nieoczekiwaną stronę. Skrzywiła się gdy jej domysły rozsypały się po zajęciu głosu wicehrabi.

- ...Co…? - odrzuciła jakby niepewnie i ze zdziwieniem - Ale jak na czas twojej nie obecności? - powtórzyła - Wysyłasz na noc tuzin ludzi w taki las a sam będziesz grzał się w chacie? Co to za bzdura?! To my łowcy potworów? - mówiła oburzona starając się wznieść ponad swoje zmęczenie.

- Nie komplikuj sprawy, Lyndis - syknął łowca potworów - Sam mam do sprawdzenia kilka innych miejsc i udam się tam sam, bez waszej pomocy - Gerhard spojrzał wymownie na Niedźwiedzia, po czym kontynuował - Zawsze mogę przekazać dowództwo komu innemu skoro się wahasz.

- Ja komplikuję? A co to za pomysł, żeby zwiad nocą robić? Prędzej zabijemy się o własne nogi w takiej ciemnicy. Jak już trzeba to za dnia tam poleziemy - starała się zachować swoją kolejność obowiązków

- Jeśli sobie tego życzysz to możesz kazać reszcie rozproszyć się, przynajmniej nie potkniecie się o cudze nogi - zaśmiał się drwiąco Gerhard - Poza tym... - Łowca pociągnął kobietę do siebie tak, że ich twarze znajdowały się ledwie kilka cali od siebie - ...nie polujemy na jakieś tam ghoule, tylko wampira - powiedział na tyle cicho, aby reszta tego nie dosłyszała - Chcesz go szukać za dnia? Powodzenia, będziesz kopać groby stąd do Essen - Wicehrabia obrócił się by spojrzeć na wschodzącego Morrslieba, po czym dodał już na głos - Fritz opowiedział mi legendę o Vanhalu, nekromancie żyjącym przed wiekami. Podobno on i wszystkie jego sługusy zostali spaleni wraz z nieodległym miastem Vanhaldenschlosse. Wyrżnięto wszyskich z wyjątkiem jednego z najbliższych doradców, którego ostatni raz widziano uciekającego do Ponurego Lasu. Rzucano się za nim w pościg, lecz nigdy go nie odnaleziono. Mam prawo przypuszczać, że to właśnie on stoi za tym mordem - Gerhard sięgnął po zwitek papieru, który okazał się być zwykłą gazetą rozprowadzaną po Strilandzie i Ostermarku - Podobne morderstwa zaobserwowano w graniczących z Ponurym Lasem wioskach i miastach. Zwłoki obdarte ze skóry, ale co najważniejsze - wyrwane serce.

Przyparta dziewczyna nie rzucała się a stała niemalże grzecznie, lecz wciąż ze złą miną. Nie odzywała się tylko słuchała i prawdopodobnie usłyszała to, co chciała usłyszeć już dawno temu. Trzeźwe myślenie, które wybiło się ponad znużenie, rozjaśniło jeszcze parę innych kwestii w jej głowie. Jej wzrok zmienił się, jej mina również.

- Możesz mnie już puścić - odpowiedziała spokojniej lecz nadal pewnie.

Po tym cofnęła się od łowcy z opuszczoną w rozmyślaniu głową. Analizowała coś mocno, wzrok jej skakał z miejsca na miejsce. Zaciśnięte piąstki oparły się o biodra. Zdawało się, że rzuciła coś pod nosem, jakby tylko do siebie, jednak na tyle cicho, że nikt nie zdołał usłyszeć. Odeszła parę kroków jakby chcąc odsunąć się od miejsca przy którym nie jest w stanie nic zdziałać. Nic się jej nie podobało, jednak zaczęło się powoli układać w logiczną całość. Zupełnie inną, jaka mogłaby się wydawać. Następnie bez większych pytań skierowała się do wozów. Zniknęła przy nich na parę dłuższych chwil.
 
Proxy jest offline