Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2014, 11:13   #70
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
-Odpowiedź jest prosta, Schiller. Tyś cham, ja pan. Mnie sądzić wolno jedynie osobom równym mnie stanem. Jeżeli twoje oskarżenia padną z ust przedstawiciela szlacheckiego sądu, będą miały wartość. W przeciwnym wypadku, są nic warte, a wypowiadający je, podważa porządek zaprowadzony przez Sigmara. Sami zdecydujcie, czy chcecie mieć Młotodzierżcę przeciw sobie. Łatwo mnie teraz dostać, gdy wykrwawili mnie zdrajcy. Goblińska to taktyka, i skuteczna. Decyduj, chamie. - stwierdził zimno geirmek, i porpawił chwyt na lancy.

Reinhard twardo spojrzał w oczy Schillera. Zdawał sobie sprawę, że takie słowa w obecnej sytuacji mogą doprowadzić go do przedwczesnego spotkania ze swym boskim patronem, jednak nauki Sir Danewana nie pozostawiały miejsca na wątpliwości. Jak von Hagen ma sobie kiedykolwiek zasłużyć na rycerskie ostrogi, jeśli nie przez wstawienie się za szlachetnymi zasadami? Okrzyki docierały do giermka jakby przez zasłonę, jego uszy oczekiwały tylko słów kapitana, a prawica gotowa była do walki. Pot spływał po nieugiętej twarzy giermka, kiedy mierzył się spojrzeniami z kapitanem. Czyżby to coś w jego oczach? Jakby za zasłoną hardości w oczach Schillera czaił się strach. Wołanie o pomoc? Reinhard nie wiedział skąd to wrażenie, ale oczy rozmówcy zupełnie nie pasowały do postawy mężczyzny. Spojrzenie nie przypominało wzroku opryszka, który poniewczasie zdaje sobie sprawę, że jest otoczony, albo zwierzęcia zagonionego w kąt. Raczej jakby należały do zupełnie innego mężczyzny. Po plecach męża przebiegł dreszcz. Drwiąca maska wodza chcącego dokonać samosądu mieszała się z obliczem wystraszonego żołdaka, którego zmuszono do wykonania rozkazu. Tłum wrzeszczał domagając się czynu.

-Znasz mnie krótko, lecz czym umknął choć raz od walki obrażony lub zagrożony? Jeśli któryś nadal ma wątpliwości, niechaj rozstrzygnie je Sąd Boży. Ten, co pierwszy do mnie podejdzie z wrogimi zamiarami, zginie - czy to będzie ktoś z was tu, na placu, czy to będzie jakiś zwierzoludź albo potwór w podróży, zależy tylko od was. Czy lepiej się przydam, chroniąc wasze rodziny - a wiecie wszak, co potrafiłem sam wobec pięciu wrogów którzy mieli przewagę zaskoczenia - czy osłabiając wasze szeregi?

Schiller gapił się na giermka, wybałuszając oczy i kiedy już chciał coś powiedzieć, nagle ponad tłumem wybrzmiał donośny, nieznoszący sprzeciwu głos:

- Pokój, moje dzieci, pokój! - to wielebny Dietrich wystąpił spomiędzy ludzi i skierował swe kroki w stronę Reinharda - Czyż nie widzicie, że szaleństwo zakradło się do waszych serc? Ten tutaj, pokorny sługa Imperatora, choć niepowściągliwy w mowie, niczym wam nie zawinił. Przeciwnie - stanął wraz z garstką innych naprzeciw niebezpieczeństwu i odparł je. Czyż nie przyjął ran, przeznaczonych na wasze grzbiety? Jak mu sie odpłacacie? Pokój, powiadam! - Kapłan przemawiał żywo gestykulując.

Chłopi skupili swoją uwagę na duchownym. Jego słowa studziły zapędy nadgorliwców. Ktoś zaniechał wymachiwania kijem, inny ugryzł się w język, baby przestały zawodzić. Widocznie autorytet Sigmaryty robił swoje, zwłaszcza pośród plebsu. Schiller dalej sprawiał wrażenie zdezorientowanego. On i jego poplecznicy najwyraźniej tracili wpływ na bieg wydarzeń. Burmajster spojrzał na Dietricha ukradkiem, po czym podchwycił jego słowa, jakby nagle znajdując wyjście z sytuacji.

- Kapłan ma rację. - słowa zdawały się z trudem opuszczać gardło kapitana, jednak z każdą sylabą nabierały siły - Opuścić broń! -

Tłumek począł się uspokajać, ten i ów nadgorliwiec został przyprowadzony do porządku przez sąsiadów, atmosfera jednak wciąż pozostawała mocno napięta, gotowa by w każdej chwili wybuchnąć od nowa. Reinhard nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Widać nie pisane mu skończyć nadzianym na chłopskie widły. Wzniósł oczy do nieba w niemej podzięce do Sigmara.

- Chodź, chłopcze. - wielebny schwycił giermka za rękaw i pociągnął do siebie, by szepnąć mu kilka słów na ucho - Tu nie jest bezpiecznie, zresztą - dodał już głośniej - i tak trzeba zrobić coś z Twoimi ranami. -

Siły powoli opuszczały giermka. Sterczenie z krwawiącymi ranami przed bandą głupców nie poprawiło jego stanu zdrowia. Usłuchał kapłana, z trudem opanowując niespokojnego z powodu zapachu krwi konia.
 
Reinhard jest offline