Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2014, 17:24   #2
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Baza Kartelu, Heimburg, Wenus



"Rusty" nie odpuszczał drużynie. Nieustanne ćwiczenia i treningi, hektolitry wylanego potu. Szkolenia bojowe w wytworzonych sztucznie warunkach stref wojny całego uniwersum. Wszystko to w jedynym miejscu, które dawało im takie możliwości - wenusjańskim ośrodku Kartelu. Tak wyglądały ich ostatnie trzy miesiące. Rozwijali swoje umiejętności współpracy na polu walki, poznali nawyki, wypracowali kilka przydatnych sztuczek. Co dziwne Weiland przestał uprzykrzać im życie.
Panujący spokój nie zdołał uśpić ich czujności...

W międzyczasie Sara spędziła dwa tygodnie na indywidualnych szkoleniach z Crenshawem. Podobno dostrzegł w niej potencjał... Chłopaki żartowali, że może wcale nie jest taki święty...

Lukę po niej wypełnił Kenshiro. Ronin stał się tak samo "rozmowny" jak przy pierwszych spotkaniach. Fizycznie nadal nie do zdarcia, treningi walki wręcz były bolesne dla sparingpartnerów z teamu. Ponadto rozwinął swe umiejętności strzeleckie. Ślad psychiczny po wydarzeniach z katedry jednak pozostał. Wyglądał jakby w umyśle stale toczył walkę z demonami przeszłości. I nie był pewien jej ostatecznego wyniku...

Cortez stał się bardziej precyzyjny. Wygrywał kolejne zakłady o celność swego miotacza ognia. To co wypocił podczas tych zabaw, uzupełniał później browarem. Czuł się coraz lepiej w tym miejscu, mógłby zadomowić się tu na dobre. Zwłaszcza, że do Heimburga i "dzielnicy rozrywki" było niedaleko...

Braxton bardzo poprawił swoją wydolność, zręczność i zwinność. Był teraz niebywale niebezpiecznym przeciwnikiem. Niezwykle trudno było go zaskoczyć. W symulacjach nawet Dunsirnowi nie udało się go podejść... Derren kręcił głową z niedowierzaniem... Dostrzegł, że coś trapiło doktora...

Bomba wybuchła z dnia na dzień.

Drużynę szóstą wzmocni wojownik ze Świętego Bractwa. Szykowała się też kolejna misja. Nie podano im konkretnych informacji. Komunikat głosił tylko, że polecą na Merkurego. Dostali niewiele czasu, aby spakować sprzęt. Major przywrócił im poprzednie stopnie wojskowe, czym wprawił w zakłopotanie Sarę...

Wkrótce opuścili Wenus i Weilanda bez cienia żalu. Jedynie Cortez obiecał, że odwiedzi majora...

***

Podróżowali pasażerskim promem kosmicznym jak zwykli cywile. No może niezupełnie, ponieważ zwykłych ludzi nie było stać na kosztowne loty międzyplanetarne. Podczas przesiadki na Lunie dołączył do nich Brat Marcus... Wyglądał bardziej na dostojnika niż wojownika. Żywe wspomnienia z Venenburga uderzyły w nich z siłą tsunami....




Nie liczył na ciepłe przyjęcie. Chociaż inaczej wyobrażał sobie rozwój kariery to podlegał hierarchii Pierwszego Zakonu i musiał wykonać polecenie przełożonych z kurii. Miał świadomość, że nie była to przypadkowa "nominacja"...

Wcześniej otrzymał pobieżne informacje na temat tej międzykorporacyjnej hybrydy. Wiedział, że doprowadzali do pasji swoich przełożonych, słyszał plotki o Venenburgu. Co tak naprawdę się tam wydarzyło? Twarze braci tężały na to pytanie... Wyczuwał aurę mistycyzmu i tajemnicy, a może czegoś jeszcze? Miał tworzyć zespół razem z "Team Six" - solą w oku Inkwizycji...

Wsiadł na prom w Lunie. Oczy postronnych ukradkiem śledziły dostojną postać w białych szatach zajmującą swoje miejsce. Wyłowił członków drużyny bezbłędnie, kierując się intuicją. Wyróżniali się, mimo że nie byli w mundurach. Wkrótce będzie miał okazję lepiej ich poznać...
Celem podroży był Merkury.



Domena Mishimy, w której każdy przedstawiciel Bractwa traktowany jest niczym "persona non grata". Oficjalnie został mianowany "doradcą Kartelu", mimo tego miał przeczucie, że pojawi się kilka problemów ze strony skrupulatnych i dociekliwych urzędników portu kosmicznego. Ale od czego jest sztuka... dyplomacji...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 12-01-2014 o 17:26.
Deszatie jest offline