Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2014, 03:06   #15
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Sytuacja na moście na rzeką lawy, zaogniała się. Wielki gorylowaty obcy, nie miał zamiaru przepuścić dwóch sáurio, którzy byli zbyt dobrze ubrani jak na tutejsze sfery i nikt ich nie znał. Zapewne widział jak lądował jego lekki frachtowiec, pewnie obserwował ich od samego lądowiska. A tą kładkę wybrał na najdogodniejszy moment do ataku. Skubany miał rację. Miał ich jak na widelcu.

Kapitan wiedział że są w potrzasku bez większego wyjścia. Albo on, albo jeden z nich. Postanowił się poświęcić, niestety nie wiedział że butny młodzik miał ten sam pomysł. W tej samej chwili dosłownie błysnęły dwie szable. Jedna należała do aed Rast, druga była aed Sonthoma. Gdzieś tam daleko za nimi były zabudowania, przed nimi kosmo-port. Gorylowaty strzelił do tego który był szybszy, a był nim ten młodszy. Te kilka sekund wystarczyło, by osiłek wypalił w niego. Trzasnęła łuska, trzasnęły kości i pomost zalał się czerwienią krwi młodego pilota. Goedwin mimo wszystko nie dał się wyrwać z ataku. Drugi strzał. Niecelny, bardzo ryzykowny i jakby… paniczny. Aed Rast dostał, poczuł jak kilka ciężkich śrucin penetruje mu lewą dłoń. W mgnieniu ludzkiego oka poczuł jak traci dwa palce, lecz szabla doszła celu. Ciął na odlew przez masywną połączenie głowy z barkami, obcy szyi nie miał. Nie przerywał ataku, lecz zatoczył piruet w prawo aby znaleźć się poza zasięgiem broni. Trzeci strzał. Śrut zabębnił całą platformą, lecz nie trafił ani w niego, ani w słaniającego się pilota który przeżył. Drugie cięcie, bardziej precyzyjne. W uda, idealnie podcinające napastnika. Kolejny piruet, zbyt szybki by olbrzym mógł zareagować. Goedwin znalazł się za jego plecami, wymierzył w kręgosłup i wbił szablę na głębokość 5 centymetrów, przerywając ciągłość w jakiej znajdowały się kręgi. Osiłek upadł sparaliżowany, bez czucia w rękach i nogach.

Aed Rast podszedł do pilota, wyrzucając strzelbę za balustradę. Ta leciała długo, aż w końcu zniknęła w głębie dymu w rozżarzonej mieszaninie skał. Obrażenia pilota były okropne. Mógł sam pilotować statek, ale nie był by prawdziwym sáurio gdyby nie pomógł swojemu załogantowi w potrzebie. Nawet przez myśl nie przyszło mi aby go zostawić. Zarzucił sobie rękę rannego przez ramię i pomógł mu wstać, a następnie czym szybciej poczołgali się w kierunku kosmo-portu. Palce Goedwina nie martwiły, nie był na tyle stary, aby utracić możliwość regeneracji kończyn. Niestety nie słyszał jeszcze o sáurio któremu odrósł prawie cały bok wyrwany przez gruby śrut.

Na statku znajdował się lazaret i mieli nawet pokładowego sanitariusza. Starszy od kapitana sáurio, lecz ani on, ani sam medyk nie mieli z tym problemu. Gdy zobaczył rannego od razu wylądował na stole operacyjnym i jakiś czas, aed Arted robił co mógł, niestety skromny lazaret nie przewidywał tak potężnych obrażeń. Musieli szukać pomocy gdzie indziej. W tym czasie pozbawionych dwóch palców aed Rast, lecz cały czas sprawny w boju, ubił handlu. Przy spłacaniu przywódcy gangu zajmującego kosmo-port z powodu kupna części oraz paliwa, sypnął górką kilka marek i zapytał o jakiejś miejsce na tej planecie, gdzie mogliby skorzystać z jakiś zaawansowanych urządzeń medycznych. Jedyne miejsce jakie im przyszło do głowy był obóz archeologów. Musieli spróbować. Aed Arted próbował utrzymać pilota przy życiu, a główny inżynier uporał się usterkami wyrządzonymi przez atak piratów. Statek buchnął chmurą radioaktywnego dymu, a następnie uniósł się powoli na napędzie sferycznym. Pilotował sam kapitan, skierował statek w miejsce które na mapie planety zostało wskazane jako ów ten obóz. Nie spodziewał się tam cudów, ale przecież nie mógł pilota zostawić na pastwę śmierci. To niehonorowe było dla sáurio w wyniku odniesionych w walce ran, nie zabijając przy tym oprawcy.

Statek pod banderą Sáuriońskiej Armady Ekspedycyjnej, pojawił się na horyzoncie. Nie leciał wysoko, wręcz przeciwnie. Widać że podchodzi do lądowania. Działka okalające obóz odebrały ID statku, jako nie uzbrojonego i będącego jednostką cywilną. Było to mała kpina i nagięcie prawa, ponieważ taki statek nie powinien mieć żadnej absolutnie broni, lecz Solar Cargo jakoś obeszło ten między systemowy nakaz. Lądowisko było zbyt małe na taką jednostkę, dlatego statek jakby niechcący zakręcił bokiem wokół obozu i osiadł na skalistej równinie najbliżej wejścia. Wcześniej nadawany był cały czas kod S.O.S. którego pod-maska kodowa odpowiadała postrzelonemu sáurio.

Drzwi otworzyły się, a ziemi dosięgnął trap. Pierwszy wyszedł sáurio wraz z głównym inżynierem. Ten pierwszy nie był już tak samo ubrany, jak wcześniej. Wtedy jego okrycie można było porównać do niedzielnego spacerku, teraz spacerek musiał raczej prowadzić przez samo serce wojny. Mimo wszystko miast broni, w rękach widniała mu biała flaga. Biały kawałek jakiejś szmaty, powiewający na wietrze. Gdzieś za nim sanitariusz oraz kucharz nieśli nosze. Karabin elektro-magnetyczny jaki sobie zatrzymał aed Rast, wisiał na plecach, a szable spoczywały w pokrowcach przy pasie. Aed Rasta obserwowały cały czas wieżyczki, lecz nie wszedł w ich skuteczne pole rażenia. Byli tam ludzi, a ta cholerna rasa uchodziła za szczególnie agresywną i nieprzewidywalną.
- Halo! – dało się słyszeć nieco zniekształcony przez kombinezon, metaliczny głos – Przylecieliśmy w pokoju, mamy rannego który szybko potrzebuje specjalistycznej aparatury zdolnej do odrestaurowania ciała i kości. – wspólny język był płynny. – Nazywam się Goedwin aed Rast, jestem kapitanem tego statku, jestem na usługach Ekspedycyjnej Floty Zjednoczonego Królestwa Sáurio.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline