W miarę jak adrenalina spadała Marco zaczął zastanawiać się w co właściwie się wpakował. To miało być ciche śledztwo, potem jedna szybka akcja i po sprawie. Tymczasem mieli już na głowie policję i Los Fumadores. Na szczęście tamci raczej nie znali jego nazwiska. Holofon był na anonimową kartę, ale potencjalnie mogli do niego dojść przez tablice rejestracyjne, jeśli spisali je w Neivie, zanim je zamazał. Powinien był ukraść jakiś wóz na tą wyprawę, zamiast jechać swoim. Kolumbijczyk mądry po szkodzie, jak to mówią. Teraz pozostawało mieć nadzieję, że go nie zidentyfikują, a jeśli nawet to nie zaryzykują otwartej wojny z silniejszym pchając się w ramach zemsty na terytorium Kartelu Caqueza. El Robot był bezwzględnym świrem, lecz lubił mieć wyłączność na zabijanie swych ludzi. Jeśli się nad tym zastanowić konflikt z Los Fumadores był jednak nieunikniony. Kartel robił miliardowe interesy z jankeskimi korporacjami i powszechnie wykorzystywał wszczepy. Dla nawiedzonych eko-nacjonalistów z Los Fumadores był naturalnym wrogiem, podobnie jak oni dla Kartelu rosnącą w siłę konkurencją, proszącą się o pokazową rozwałkę. Coś wisiało w powietrzu i dostrzegał to nawet hotelarz w Neivie, który ich ostrzegał. Marco był w tej grze tylko pionkiem, próbującym ugrać coś dla siebie.
Spojrzał na siedzącą obok Sue. Dziewczyna wyglądała na rozstrzęsioną, choć nic nie mówiła.
- Pierwszy raz strzelałaś do ludzi, chica? - Zapytał.
***
Gdy zjechali z drogi Ruiz wysiadł z auta i napił się łyka mrożonej green tea, która zdążyła niestety zrobić się ciepła.
- Doświadczyliście już słynnej kolumbijskiej gościnności - uśmiechnął się szeroko do rozprostowujących kości jankesów - czas na faunę i florę. Uważajcie na pierdolone węże.
Włożył do Arasaki nowy magazynek i położył ją przy siedzeniu kierowcy. Następnie wyjął z bagażnika maczetę i poszedł z nią ku drodze. Butem zatarł ślady kół i rozrzucił na nich kilka ściętych gałęzi. Gdy wrócił do auta zakleił brązową taśmą klejącą dziury po kulach w szybie i karoserii. Zajrzał pod maskę i upewnił się, że z silnikiem wszystko w porządku. Z pomocą śrubokręta zamienił miejscami kilka cyfr i liter na tablicach rejestracyjnych SUV-a, po czym ponownie wymazał je błotem, bo to z Neivy już się kruszyło. Po zjechaniu z drogi dół auta był cały ubłocony, więc wyglądało to naturalnie. Następnie Ruiz zabrał się za tablice Chevroleta. Dopiero gdy skończył, oparł się o maskę i zapalił papierosa.
- Policja nie lubi zapuszczać się w dzicz - powiedział. - Na poletkach w dżungli uprawia się kokę a dalej na południe spore tereny kontroluje piąte pokolenie partyzantów z FARC. Z tej ścieżki jak widać też ktoś korzysta, więc nie biwakujmy tu długo. Pójdę popatrzeć z ukrycia na drogę, a jak w ciągu pół godziny nie przejedzie policja, to ruszamy dalej. Jeśli przejadą, zaczekamy aż wrócą. Wy w tym czasie zastanówcie się czy jedziemy najpierw śladem srajtaśmy z hotelu czy GPS-a. Optowałbym za tym drugim, bo jak widać ucieka. |