Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2014, 17:13   #13
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Chłopak miał szczęście, udało mu się znaleźć jakieś schronienie, które wydawało się nawet stabilne, być może nawet zmieściła by się tutaj jeszcze jedna osoba, jednak czy był sens ryzykować? Musiał szybko podjąć decyzje…

Wystawił głowę z pojemnika, złapał głęboki oddech
- Loor! Jesteś gdzieś?! Loor! Słyszysz mnie?! - Wykrzyczał w stronę placu, gdzie spotkał wcześniej mężczyzne.

Niestety, nie było odzewu. Prawdo podobnie byłeś za daleko. Burza była niezwykle uciążliwa i w znacznym stopniu ograniczała komunikację, o ile nie znajdowało się w miejscu osłoniętym od wiatru, albo nie miało szczęścia by wyłapać dźwięk porwany z wiatrem. Tym razem jednak nic takiego nie wchodziła w grę. Wydawało ci się że mężczyzna powinien widzieć jak kierujesz się w stronę akademii, głupio było by się rozminąć, jednak zostać i czekać z założonymi rękoma? Lucien ruszył dalej zbierając w sobie wszystkie siły by oprzeć się wiatrom i piaskowi. Już po kilku krokach kompletnie stracił orientację w terenie. Unikając więc zbędnego rozglądania i biorąc poprawkę na spychanie przez wiatr kierował się mniej więcej w stronę placu. Droga jednak zdawała się dłużyć i ciągnąć w nie skończoność.
Wyraźnie poczułeś na sobie wzrok, i chęć mordu. Coś się zbliżało, nic jednak nie widziałeś z zza piaskowej kurtyny. Pozostało ci kilka sekund.

Jego oddech stał się ciężki, serce zaczęło mu bić mocniej. Domyślał się że ich próbą nie może być tylko i wyłącznie burza piaskowa, ale czym ich zaszczycili już pierwszego dnia? Nie mógł zawrócić, najlepsze co mógł zrobić to ruszyć przed siebie, być może ta istota gorzej będzie znosić nieprzyjemny piach aniżeli On? Nie zastanawiał się, naprężył mięśnie w nogach po czym wybił się do szybkiego biegu.

Przyspieszony krok przerodził się w zryw jaki można by nazwać biegiem. Nogi zapadały się jednak w sypki piasek, jednocześnie wichura oślepiała. Nie sposób było oceniać odległość, już na pewno zwykłymi zmysłami. Istota nagle ucichła, jakby próba ucieczki zainicjowała u niej przejcie w inny tryb. Nie czułeś by się oddalała, chęć mordu przerodziła się jednak w skupienie. Wiedziałeś co to znaczy, łowca czekał na pierwsze potknięcie, spadniecie z zaspy lub przed kamień odcinający dalszą drogę. Na fałszywy krok który miał przesądził o życiu lub śmierci. O ile idąc, można było szacować swoje położenie, tak teraz mógł równie dobrze gnać w kierunku piramidy. Sięgniecie po moc, by rozeznać się w swoim położeniu przeszyło cię dreszczem. Poczułeś gasnące życie, eksplozje bólu i strachu. Dokładnie wiedziedziałeś z którego kierunku dochodziła. Najpewniej tego czegoś było.

- Cholera jasna! - Wykrzyczał chłopak, zasłaniając usta, ukrycie się nie miało sensu, stanowili wówczas łatwy łup dla bestii. Jak się okazało, miał racje z tym, by trzymać się razem, z pewnością w większej grupie, poradzili by sobie z zagrożeniem. Teraz musiał dostać się na plac, być może coś da się jeszcze z tym zrobić. Starał się wyostrzyć zmysły, wyczuć… cokolwiek, poza wszechobecną agonią.

Skierowałeś się w stronę placu gdzie byli pozostali. Zawsze łatwiej się zorganizować w towarzystwie. Mimo burzy szedłeś przed siebie pomagając sobie nieco mocą. Korriban jednak nie spał, zdawał się podsycać zarówno strach i agresję zupełnie jakby się nimi żywił. można było nawet odnieść wrażenie że nie mistrzowie, a sama planeta za tym wszystkim stoi. Nie był jednak w stanie ocenić czy atak był częścią egzaminu, na pewno Mistrzowie byli świadomi zagrożenia, ale czy bezpośrednio je zaaranżowali?
Coś się zbliżało, kto wychodził z obozu, czułeś jak zmierza w twoja stronę. Twój prześladowca też do dostrzegł. Coś musiało być nie tak, atak nastąpił od razu usłyszałeś krzyk, to nie mogło być dalej jak kilka metrów. Wszystkie zmysły były teraz przytępione, nawet zmysł mocy ogłuszało nieustanne pulsowanie mocy na tej planecie do którego jeszcze Lucien się nie przyzwyczaił. Było zwielokrotnione w tej burzy co wskazywało na to że za jej powstaniem stała moc. Z zamieci piasku wyłonił się kształt, od szamoczących się dzieliło cię nie spełnia dwa metry. Twoje nadbiegnięcie spłoszyło jednak napastnika który rzucił się z niezwykłą lekkością do ucieczki, zupełnie jakby nie dostrzegał szalejącego żywiołu.
-Jasna cholera…
To był Loor. Wstał otrząsając się i zrywając jedną z płyt zwisających na luźnym strzępku materiału. Gdy cie dostrzegł wyraźnie się ucieszył.
-Aaa, tu jesteś... dobrze. Widzę że poszczęściło ci się. Napadły nas jakieś stwory chciałem wydostać się z ich terenu polowania.
Nie widać było by był ranny, wzmacniany kombinezon pozwolił mu przetrwać starcie z pazurami. Miał jednak zakrwawione ręce, nie widziałeś przy nim broni, a i nie wydawał się być ranny. Zagrożenie jednak nie znikło, czułeś to dobrze.
- Loor…- Mówiło mu się ciężko, kaptur który miał na głowie, wcale mu nie pomagał, chronił jedynie przed piachem, ale nawet on nie wytrzyma zbyt długo, jeśli to się nasili. Mężczyzna zbadał dokładnie najemnika.
- Coś się stało…? - Zapytał niepewnie - Opisz mi, jak wyglądają te bestie, a my udamy się do schronienia, słyszysz. Dasz radę wstać? - Czuł w głowie setki myśli, nie potrafił się skupić, nie wiedział co powinien zrobić, nie obowiązywały wówczas żadne zasady, w końcu nie byli jeszcze studentami tej akademii.

-Nie martw sie o mnie. Dawałem sobie radę do tej pory to tym bardziej teraz. A stwory…
Wstał i odwrócił się od wiatru idąc w twoją stronę.
-Opowiem jak już będziemy szli w kierunku akademii, tam raczej nie polują.
Odwrócił się odruchowo mimo iż nic nie można było dostrzec na więcej niż dwa metry.
- Mówiłem, mówiłem tym głupcom, by trzymali się razem… Mówił zasłaniając ręką głowe
- Wielu nie dotrwa do świtu, miejmy nadzieje że nie będziemy wśród nich. Lucien starał się bacznie przyglądać towarzyszowi, miał cichą nadzieje że udało mu się rękoma powalić bestie, ale coś nie dawało mu spokoju.

-A co, źle by ci było mieć lekcje indywidualne u mistrzów?- zaśmiał się, zaraz jednak jakby się czyms zachłysną, zamkną się i głos mu zmarkotniał.
-Tak, tak, bractwo jasne. Ale nie póki nas nie przyjmą.
W jego głosie zabrzmiała przeszłość, albo przynajmniej takie sprawił wrażenie. Zasłonił ręką twarz i ruszył przed siebie.
-Mury akademii są w tę stronę, no nie?
- Indywidualne lekcje, są ciekawym pomysłem, jednak wolałbym by ktoś osłaniał mnie podczas walki z republiką. W końcu jest jeszcze sporo popleczników, tego systemu, co nie?
Obdarzył towarzysza uśmiechem, z całą pewnością był lekko wymuszony.
- Jeszcze niedawno tam były, znalazłem też schronienie, być może damy radę się zmieścić. - Coraz ciężej było oddychać, musieli dotrzeć tam jak najszybciej.
- Coś nas śledzi… Miej się na baczności - dodał po chwili.
Loor musiał wpuścić piach do gardła, zaczął kasłać i mimo iż starał się to ukryć wyraźnie zwolnił krok. Ograniczył też rozmowę, dobierał krótkie zdania. Czuć było jak zbiera w sobie Moc, musiał w jakiś sposób próbować zwalczyć lub wykorzystać swoją sytuację bo po dwóch lub trzech minutach zrównał krok.
-Tak… Mają ostre pazury. Wątła budowa. Zwinne i szybkie. Niezbyt wytrzymałe. Jeśli przy ataku nie wolą raczej się wycofują i czekają na kolejna okazję.
Po jakimś czasie gdy opanował już swoje problemy odżył nieco.
-Nie wiele więcej widziałem. Klasyczny czworołap z ogonem i wrednym charakterem. Nie znam się na rasach.
Widać fakt że trzymaliście się razem zniechęcił myśliwego który po jakimś czasie odpuścił szukając pojedynczych ofiar, lub towarzystwa do ataku na większą grupę.
- Ubiłeś go pięściami? - zaśmiał się głośniej, troszkę jakby się uspokoił, być może jak dobrze pójdzie obejdzie się bez niepotrzebnej walki.
- Niestety, też nie wiem co to za bestia, jednak miejmy nadzieje że nie polują grupami, wtedy mogą przysporzyć sporo problemów
-Gołymi nie, mam kilka noży na takie niespodzianki. Nie jest to broń -uśmiechną się- wkomponowałem je w pas, spinki jako części ubrania i mocowania pancerza. Ale polują w kilka sztuk. W pierwszej chwili napadły w trójkę jedną grupę w której byłem. Wszyscy byli zaskoczeni i rozbiegli się w różne strony. Teraz wiem że nie takie straszne z nich stworki, ale zaskoczyć potrafią.
[i]- Sprytne… Niestety, nie byłem na tyle bystry. Właściwie to nie mam ze sobą nic. Jednak tak myśle, że jeśli znajdziemy jakieś miejsce, może to być mur akademii, tak by nie były w stanie zaatakować nas od tyłu, powiniśmy poradzić sobie z zagrożeniem, poza tym, warto mieć jakiś punkt… - Przestał mówić. Kaszlnął kilka razy, raz brzmiało to naprawdę poważnie. Zatrzymał się by móc złapać oddech.
-Taa…
Stwierdził stanowczo i zwięźle. Gdy kaszlnąłeś nawet nie spojrzał, dopiero tracąc cię z pola widzenia zatrzymał się przykucając. Przyglądał ci się nie podejmując jednak innych działań prócz rozglądania się. Zdawało się że jedną rękę sięgał do pasa. Stwory były dość daleko, nie widziały nadarzającej się okazji, nie czułeś zagrożenia większego niż zasypanie żywcem. Szacując czas marszu od akademii dzieliło was jeszcze z 30 metrów.
Czyżby coś się działo? Pomyślał młodziak, nie mógł dać się zaskoczyć, jednak nie znał intencji swojego towarzysza… Naglę przykucnął na jedno z kolan, jednak napinając mocno mięśnie w nogach, niczym bestia gotowa do skoku, nic nie robił, zaczął jedynie głośno kaszleć, jak gdyby miał problemy z oddychaniem (co nie było trudne, ze względu na obecną sytuacje). Ciekawiła go reakcja Loora.
-Zbieraj zasrany tyłek!- Rzucił wyraźnie zdenerwowany. Teraz wyraźnie było widać jak wyjął ość pokaźnej długości ostrze. Rozglądał się na boki jakby spodziewał się ataku.
-Chcesz je sprowokować? Oskarżył spojrzeniem i tonem głosu.
- I...idę.. - Poluźnił mięśnie, miał nadzieje że nie złapie go skurcz. Wstał delikatnie i od tego momentu kład stopy bardzo delikatnie.
- P..przeklęta pogoda, dziękuje że zaczekałeś. - To co zobaczył, znacznie go uspokoiło.
- Już niedaleko…
-Nie dziękuj. Albo czegoś oczekujesz od kompana albo nie. poza tym miałeś mi pokazać swoją kryjówkę nie? Uśmiechną się w głosie. Faktycznie ciężko było wychwycić motywację jaka nim kierowała, a on sam nie ułatwiał tego świadomie wysyłając sprzeczne sygnały.
- Oczywiście, zresztą mieliśmy się spotkać przed burzą, co nie? Nie szukałbym Cię, gdybym niczego nie znalazł - Chciał w ten sposób dać mu do myślenia, albo przynajmniej sprawić wrażenie wzajemniej potrzeby. Być może nawet będą ze sobą współpracować, jeśli przetrwają to piekło?
Loor nic nie odpowiedział. Mimo wiatru powinien jednak cie słyszeć, widać uznał że nie ma już nic do powiedzenia. Niebawem stanęliście przed ścianą. Dotarliście do akademii, zdawało ci się ż powinniście skręcić w prawo, niebawem dotrzecie do schronienia. Ruch pomagał zwalczyć zimno, a przynajmniej pierwsze jego objawy. Można było przypuszczać że skuleni razem w małej przestrzeni będą nawzajem się ogrzewać. Problemem mógł być kamień. O ile się nagrzał za dnia powinien jeszcze jakiś czas trzymać ciepło, przed świtem jednak będzie dość mroźnie.
 
Cao Cao jest offline