Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2013, 19:20   #11
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Nie zamierzał stać bezczynnie i patrzeć, jakie niektórzy mają pomysły. Cóż, nikt nie mówił, że to będzie przejażdżka śmigaczem po Naboo... Czas najwyższy pomyśleć o własnym schronieniu na tę noc. Pomyślmy... Co mamy przed sobą? Mury akademii wyglądały obiecująco, częste burze piaskowe takie jak ta musiały odznaczyć na nich swoje piętno. Zaciągnął mocniej tunikę i spokojnym krokiem skierował się w stronę twierdzy. Po drodze mijał grupki starające się stworzyć parawany z piachu, jak i pojedynczych twardzieli, którzy stwierdzili, że z pieśnią na ustach staną oko w oko z cyklonem. Curtis Spojrzał w niebo. Na oko miał jeszcze godzinę, może dwie, czas leciał nieubłaganie. Przyspieszył nieco kroku, po drodze odpalając skręta z jakiegoś zielska. Nie wiedział w sumie co palił, nie to było ważne. Liczył się tylko dym i delektowanie nim. Jego ostatnimi czasy jedyna przyjemność. Żałował, że nie sprowadził tutaj "Flyera". Crook z resztą ekipy chętnie by mu pomogli, albo chociaż wysłali sondę. No nic, luksusy chuj strzelił i trzeba będzie radzić sobie samemu. Zbliżył się w końcu do murów. I tu pierwsza niespodzianka. Gładkie były, skubane. Ktoś wyraźnie o to dbał, a materiał z którego były wykonane, musiał być lepszej jakości. No trudno, nie dostanie się tam wcześniej. Pozostało dokładne zlustrowanie wydm, które okalały budowlę. I tu zapowiadało się znacznie lepiej. Piach zdążył odznaczyć nierówności terenu fałdami piachu ścielącymi się po całej okolicy. Przeszedł się jakby od niechcenia wzdłuż muru, badając uważnie zwały ziemi. Zaraz za załomem wpadł na idealny nasyp, za którym powinno być znacznie lżej. Ocenił kierunek fałdy, skorygował to ze zbliżającą się nawałnicą i wskoczył za naturalną osłonę. Teraz obok siebie miał mur, a z drugiej strony i za sobą piach. Jest to pewne rozwiązanie ale nie idealne. Pozostał problem zimna...

Miał wibroostrze, które przemycił pod opończą. Blaster oddał bez oporów, ale bez swojego scyzoryka się nie ruszał. Teraz to musiało mu wystarczyć. Położył się na wznak i czekał na pierwszą ofiarę. Zostało tyle czasu, że ktoś musiał tu niedługo przechodzić. Mocniej uchwycił rękojeść i czekał... Pierwszy którego złapie będzie miał wybór, oddać ciuchy i ucieczka, albo śmierć i posłużenie, jako grzałka. Drugiemu już tego wyboru nie zamierzał zostawiać...
 
Bachal jest offline  
Stary 26-12-2013, 02:10   #12
 
Felix's Avatar
 
Reputacja: 1 Felix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodze
Piasek drapiący ich do tej pory był niesiony przez zwykły wiatr, echo odległej burzy. Gdy na horyzoncie jednak pojawiła się pędząca ku nim ściana piasku zamarli. Mimo iż wszyscy się tego spodziewali, ogrom tego zjawiska był niewyobrażalny. Nieopisana siła pędziła ku nim z zawrotna prędkością. Od chwili spostrzeżenia burzy na horyzoncie nie minął nawet kwadrans. Wiatr nabierał coraz większej prędkości. Rozmowy przychodziły z trudem, nawet krzyk na niewiele się zdawał gdy słowa były porywane przez wiatr. Widoczność była coraz gorsza, na kilka kroków dało się spostrzec osobę lub większy kawał głazu, o rozpoznaniu twarzy można było zapomnieć. Z minuty na minutę zapadała większa ciemność. Pierwszych pięć minut było dość prostych do zniesienia. Wszyscy byli gotowi na uderzenie wiatru i piasku. Przeważająca większość zdecydowała się schować za głazami jakich było pod dostatkiem w okolicy. To pomogło im w przetrwaniu pierwszej fali i względnym rozeznaniu się w sytuacji, i tym jak bardzo jest źle. Było też kilku którzy miast się ukrywać pozostali na otwartym terenie. Arogancja, głupota, samobójstwo, różne słowa cisnęły się na usta, lecz cokolwiek by ich nie motywowało to nie wasze zmartwienie. Ciekawe rozwiązanie znalazła jedna z grup która zszyła czymś swoje płaszcze i stworzyła z nich płachtę. Osłonięci z jednej strony głazem okryli się nią z drugiej. Co się jednak z nimi działo teraz, ciężko powiedzieć. Od chwili gdy burza wpadła na plac straciliście kontakt z resztą adeptów. Wiedzieliście gdzie mniej więcej ich szukać, lecz jakikolwiek kontakt wzrokowy nie wchodził w grę.

Lucien

Dotarłeś do murów akademii, zbudowanej z olbrzymich kawałów kamienia. Trop jednak zgubiłeś jeszcze nim doszedłeś na miejsce. Wiatr zacierał ślady, a sama jaszczurka dawno zniknęła ci w piaskach. Od strony placu podniósł się większy gwar. Zrozumiałeś że nie masz już wiele czasu. Poprawiłeś strój by chronił cię jak najszczelniej. Przechodząc wzdłuż ściany trafiłeś na wnękę w której znajdował się zniszczony pomnik, wysoki na jakieś trzy metry. Kiedyż z pewnością większy, do dziś ostały się tylko do pasa. Kim był, lub była, osoba w długiej szacie było niewiadome. W tej też chwili dotarł do ciebie pierwszy prawdziwy podmuch burzy piaskowej. Wirujący piasek starał się wedrzeć do płuc i oczu, drapał i szarpał ubranie wystawiając je na najcięższą próbę. Niewiele myśląc wcisnąłeś się za fragmenty monumentu. W znaczny sposób ograniczyło to siłę wiatru. Jednak ciasnota jaka tu panowała nie zachęcała do spędzania w tym miejscu nocy. Raz spróbowałeś wyjść, poszukać jakiegoś lepszego miejsca. Zaraz jednak zrezygnowałeś gdy tylko wyszedłeś na otwarty teren. Piasek momentalnie wytarł twoją szatę. Nie przebił jej w żadnym miejscu, ale z pewnością gdybyś zdecydował się na dłuższy spacer, tak by się to skończyło. W wyciu wiatru dało się słyszeć coś jeszcze, choć ciężko było ci określić co to. Próbowałeś się umościć w swojej kryjówce, w sumie nie jest tak źle, nawet dość wygodnie. Jednak ci którzy zostali tam na placu mogli zginąć. A zaczynało się robić coraz zimniej. Lepiej dla nich by byli dobrze przygotowani, bo miałeś co do nadchodzącej nocy złe przeczucia.

Slasher

Wszystko działo się bardzo szybko. Mimo iż wiatr nie bił bezpośrednio w ciebie, piasek kłębił się w powietrzu i zdawał się lecieć we wszystkie strony. Bardzo drobny, wdzierał się w nawet niewielkie szczeliny stroju. Nie minęło nawet kilka minut, a zorientowałeś się że do kostek jesteś już zagrzebany w piasku. Zacząłeś się ruszać, by zrzucić go z siebie, lecz nieustannie leciał nowy. Z jednej strony chciałeś uciec gdzieś w głąb siebie, by nie zwracać uwagi na suche, rozszalałe podmuchy wiatru który drapał odsłonięte fragmenty twarzy. Jednak musiałeś być cały czas przytomny i odgrzebywać się z piasku by nie zostać pochowanym żywcem. Wtedy nawiedziła cię przerażająca myśl. Jeśli nic się nie zmieni nie zmrużysz oka, a dopiero co zaszło słońce. Przepłukałeś usta wodą, co przyniosło ci ulgę. Była jeszcze ciepła, choć czułeś że temperatura zaczyna spadać. Słońce musiało zajść. Niespodziewane uderzył mocniejszy podmuch niosąc czyjś jęk. Ktoś chyba nie podołał. Przeszedł cię dreszcz, nie był to niepokój, a chłód. Znowu zorientowałeś się że cię zasypuje, tym razem jednak już przysypało cię do połowy goleni. Co jest? pomyślałeś, przecież schowałeś się za głazem, nie powinno cię tak zasypywać. Podniosłeś wzrok by się rozeznać w sytuacji. Nie widziałeś na więcej niż metr, a piach zaraz leciał ci w oczy. Nic z tego. Zdążyłeś tylko spostrzec że przesypuje się z nad głazu. Mogło to oznaczać, że z tamtej strony głaz został już całkowicie zasypany. W takim wariancie, ta kryjówka rzeczywiście dużo dawała, lecz i to mogło się okazać nie wystarczające.

Vargo i Sayniel

Pomysł był dobry. Za głazem nie wiało tak bardzo, a nawet ten wiatr który nalatywał od boków nie wpadał do dołu z pełną prędkością. Jedynie usypane wydmy nie przetrwały długo, w kilka chwil zostały porwane przez wiatr. Piach nie był dobrą bazą pod taka konstrukcje. Siedzieliście skuleni w dole, czuć było jak piach przelatuje nad wami, co jakiś czas zahaczając o waszą kryjówkę. Udało wam się jednak do tego stopnia opanować żywioł że byliście w stanie nawet miedzy sobą rozmawiać. Po jakiejś godzinie można było spostrzec że coraz więcej piachy zaczyna wam się zsypywać do schronienia. Trzeba było coś z tym zrobić, prawdo podobnie samo machanie saperką powinno wystarczyć. Wiatr mimo iż słabszy, nadal sprawiał pewne problemy. Ciężej się oddychało, więc i szybciej można było się zmęczyć. Wystarczyło jednak wychylić się z schronienia by zrozumieć że są w iście królewskich warunkach. Mimo to Vargo naszły złe przeczucia, coś wisiało w powietrzu, coś dla czego burza była tylko tłem. Nie dało się znaleźć logicznego źródła tych obaw. Jego towarzyszka, mimo iż definitywnie nie należało jej ufać, nie zdawała się stanowić teraz zagrożenia.

Curtis

Niestety, nikt się nie napatoczył. Nic też dziwnego. Nie minęło nawet pół godziny od kiedy dotarłeś na miejsce, a doczekałeś się burzy. Potężny wiatr szarpał twoje ubrania u ciął w każde odsłonięte miejsce. Wiedziałeś że główny impet wiatru przyjęła na siebie akademia, okalające ja wiry wpadały na wydmy, do ciebie więc musiał docierać znacznie osłabiony. Miał jednak dość impetu by porządnie doskwierać. Zacisnąłeś zęby i zakląłeś. Nie było to najgorsze co mogło cię spotkać, powinieneś bez większych problemów dać radę. Leżąc nieruchomo z ostrzem w dłoni poczułeś ruch. Coś zahaczyło o twoją nogawkę. Nie widziałeś nic przez zasłonę z szalejącego piasku, ale zareagowałeś błyskawicznie, jakby wystrzelić z blastera. Spiąłeś się i ciąłeś od góry. Na nóż nabiłeś jakieś tutejsze zwierzątko. Odmianę jakiegoś pająka lub skorpiona który wciąż machał odnóżami żegnając się z wyciekającą posoką. Dobrze że nie zdążył ugryźć, kto wie jakie świństwo by wstrzyknął. Przez chwile wydało mu się że coś słyszy, skupił się lecz mimo to ciężko było coś zrozumieć. Głos był nienaturalny, może przez jakiś głośnik, albo coś takiego?
-Tak ……………. miejscu ......... Zobaczymy ................................................. z klatki.
Chwile po tym było jeszcze cicho. Zdecydowałeś się podkraść w stronę z której dochodziły odgłosy. A więc, akademii. Niedaleko od miejsca, w którym się schowałeś coś się działo. Nie widziałeś co bo wiatr sypał ci piach w oczy, lecz przy najmniej nius dźwięki. Były tam jakieś maszyny, a raczej maszyna. Może robot? Coś sporego. Takiego jak osobowa ładowarka używana w wielu portach kosmicznych. Do tego coś co ciężko ci określić, jakiś dźwięk, ale… może to jakieś zwierzęta? Pomruki i warczenia. Raczej nie silnik. I ten głos, teraz poznajesz, to ten najemnik.
-Dobra, to ostatnia. Wyładuj i wracaj. Masz dziesięć minut, potem spuszczam je ze smyczy.
Ładowarka oddalała się w stronę jednego z krańców akademii. Nie wiedziałeś co jest w klatkach, ale zdecydowanie nie chciałeś się przekonywać. Pytanie tylko co teraz zrobić. Zdawało się że jak do tej pory byłeś niespostrzeżony.
 
Felix jest offline  
Stary 15-01-2014, 17:13   #13
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Chłopak miał szczęście, udało mu się znaleźć jakieś schronienie, które wydawało się nawet stabilne, być może nawet zmieściła by się tutaj jeszcze jedna osoba, jednak czy był sens ryzykować? Musiał szybko podjąć decyzje…

Wystawił głowę z pojemnika, złapał głęboki oddech
- Loor! Jesteś gdzieś?! Loor! Słyszysz mnie?! - Wykrzyczał w stronę placu, gdzie spotkał wcześniej mężczyzne.

Niestety, nie było odzewu. Prawdo podobnie byłeś za daleko. Burza była niezwykle uciążliwa i w znacznym stopniu ograniczała komunikację, o ile nie znajdowało się w miejscu osłoniętym od wiatru, albo nie miało szczęścia by wyłapać dźwięk porwany z wiatrem. Tym razem jednak nic takiego nie wchodziła w grę. Wydawało ci się że mężczyzna powinien widzieć jak kierujesz się w stronę akademii, głupio było by się rozminąć, jednak zostać i czekać z założonymi rękoma? Lucien ruszył dalej zbierając w sobie wszystkie siły by oprzeć się wiatrom i piaskowi. Już po kilku krokach kompletnie stracił orientację w terenie. Unikając więc zbędnego rozglądania i biorąc poprawkę na spychanie przez wiatr kierował się mniej więcej w stronę placu. Droga jednak zdawała się dłużyć i ciągnąć w nie skończoność.
Wyraźnie poczułeś na sobie wzrok, i chęć mordu. Coś się zbliżało, nic jednak nie widziałeś z zza piaskowej kurtyny. Pozostało ci kilka sekund.

Jego oddech stał się ciężki, serce zaczęło mu bić mocniej. Domyślał się że ich próbą nie może być tylko i wyłącznie burza piaskowa, ale czym ich zaszczycili już pierwszego dnia? Nie mógł zawrócić, najlepsze co mógł zrobić to ruszyć przed siebie, być może ta istota gorzej będzie znosić nieprzyjemny piach aniżeli On? Nie zastanawiał się, naprężył mięśnie w nogach po czym wybił się do szybkiego biegu.

Przyspieszony krok przerodził się w zryw jaki można by nazwać biegiem. Nogi zapadały się jednak w sypki piasek, jednocześnie wichura oślepiała. Nie sposób było oceniać odległość, już na pewno zwykłymi zmysłami. Istota nagle ucichła, jakby próba ucieczki zainicjowała u niej przejcie w inny tryb. Nie czułeś by się oddalała, chęć mordu przerodziła się jednak w skupienie. Wiedziałeś co to znaczy, łowca czekał na pierwsze potknięcie, spadniecie z zaspy lub przed kamień odcinający dalszą drogę. Na fałszywy krok który miał przesądził o życiu lub śmierci. O ile idąc, można było szacować swoje położenie, tak teraz mógł równie dobrze gnać w kierunku piramidy. Sięgniecie po moc, by rozeznać się w swoim położeniu przeszyło cię dreszczem. Poczułeś gasnące życie, eksplozje bólu i strachu. Dokładnie wiedziedziałeś z którego kierunku dochodziła. Najpewniej tego czegoś było.

- Cholera jasna! - Wykrzyczał chłopak, zasłaniając usta, ukrycie się nie miało sensu, stanowili wówczas łatwy łup dla bestii. Jak się okazało, miał racje z tym, by trzymać się razem, z pewnością w większej grupie, poradzili by sobie z zagrożeniem. Teraz musiał dostać się na plac, być może coś da się jeszcze z tym zrobić. Starał się wyostrzyć zmysły, wyczuć… cokolwiek, poza wszechobecną agonią.

Skierowałeś się w stronę placu gdzie byli pozostali. Zawsze łatwiej się zorganizować w towarzystwie. Mimo burzy szedłeś przed siebie pomagając sobie nieco mocą. Korriban jednak nie spał, zdawał się podsycać zarówno strach i agresję zupełnie jakby się nimi żywił. można było nawet odnieść wrażenie że nie mistrzowie, a sama planeta za tym wszystkim stoi. Nie był jednak w stanie ocenić czy atak był częścią egzaminu, na pewno Mistrzowie byli świadomi zagrożenia, ale czy bezpośrednio je zaaranżowali?
Coś się zbliżało, kto wychodził z obozu, czułeś jak zmierza w twoja stronę. Twój prześladowca też do dostrzegł. Coś musiało być nie tak, atak nastąpił od razu usłyszałeś krzyk, to nie mogło być dalej jak kilka metrów. Wszystkie zmysły były teraz przytępione, nawet zmysł mocy ogłuszało nieustanne pulsowanie mocy na tej planecie do którego jeszcze Lucien się nie przyzwyczaił. Było zwielokrotnione w tej burzy co wskazywało na to że za jej powstaniem stała moc. Z zamieci piasku wyłonił się kształt, od szamoczących się dzieliło cię nie spełnia dwa metry. Twoje nadbiegnięcie spłoszyło jednak napastnika który rzucił się z niezwykłą lekkością do ucieczki, zupełnie jakby nie dostrzegał szalejącego żywiołu.
-Jasna cholera…
To był Loor. Wstał otrząsając się i zrywając jedną z płyt zwisających na luźnym strzępku materiału. Gdy cie dostrzegł wyraźnie się ucieszył.
-Aaa, tu jesteś... dobrze. Widzę że poszczęściło ci się. Napadły nas jakieś stwory chciałem wydostać się z ich terenu polowania.
Nie widać było by był ranny, wzmacniany kombinezon pozwolił mu przetrwać starcie z pazurami. Miał jednak zakrwawione ręce, nie widziałeś przy nim broni, a i nie wydawał się być ranny. Zagrożenie jednak nie znikło, czułeś to dobrze.
- Loor…- Mówiło mu się ciężko, kaptur który miał na głowie, wcale mu nie pomagał, chronił jedynie przed piachem, ale nawet on nie wytrzyma zbyt długo, jeśli to się nasili. Mężczyzna zbadał dokładnie najemnika.
- Coś się stało…? - Zapytał niepewnie - Opisz mi, jak wyglądają te bestie, a my udamy się do schronienia, słyszysz. Dasz radę wstać? - Czuł w głowie setki myśli, nie potrafił się skupić, nie wiedział co powinien zrobić, nie obowiązywały wówczas żadne zasady, w końcu nie byli jeszcze studentami tej akademii.

-Nie martw sie o mnie. Dawałem sobie radę do tej pory to tym bardziej teraz. A stwory…
Wstał i odwrócił się od wiatru idąc w twoją stronę.
-Opowiem jak już będziemy szli w kierunku akademii, tam raczej nie polują.
Odwrócił się odruchowo mimo iż nic nie można było dostrzec na więcej niż dwa metry.
- Mówiłem, mówiłem tym głupcom, by trzymali się razem… Mówił zasłaniając ręką głowe
- Wielu nie dotrwa do świtu, miejmy nadzieje że nie będziemy wśród nich. Lucien starał się bacznie przyglądać towarzyszowi, miał cichą nadzieje że udało mu się rękoma powalić bestie, ale coś nie dawało mu spokoju.

-A co, źle by ci było mieć lekcje indywidualne u mistrzów?- zaśmiał się, zaraz jednak jakby się czyms zachłysną, zamkną się i głos mu zmarkotniał.
-Tak, tak, bractwo jasne. Ale nie póki nas nie przyjmą.
W jego głosie zabrzmiała przeszłość, albo przynajmniej takie sprawił wrażenie. Zasłonił ręką twarz i ruszył przed siebie.
-Mury akademii są w tę stronę, no nie?
- Indywidualne lekcje, są ciekawym pomysłem, jednak wolałbym by ktoś osłaniał mnie podczas walki z republiką. W końcu jest jeszcze sporo popleczników, tego systemu, co nie?
Obdarzył towarzysza uśmiechem, z całą pewnością był lekko wymuszony.
- Jeszcze niedawno tam były, znalazłem też schronienie, być może damy radę się zmieścić. - Coraz ciężej było oddychać, musieli dotrzeć tam jak najszybciej.
- Coś nas śledzi… Miej się na baczności - dodał po chwili.
Loor musiał wpuścić piach do gardła, zaczął kasłać i mimo iż starał się to ukryć wyraźnie zwolnił krok. Ograniczył też rozmowę, dobierał krótkie zdania. Czuć było jak zbiera w sobie Moc, musiał w jakiś sposób próbować zwalczyć lub wykorzystać swoją sytuację bo po dwóch lub trzech minutach zrównał krok.
-Tak… Mają ostre pazury. Wątła budowa. Zwinne i szybkie. Niezbyt wytrzymałe. Jeśli przy ataku nie wolą raczej się wycofują i czekają na kolejna okazję.
Po jakimś czasie gdy opanował już swoje problemy odżył nieco.
-Nie wiele więcej widziałem. Klasyczny czworołap z ogonem i wrednym charakterem. Nie znam się na rasach.
Widać fakt że trzymaliście się razem zniechęcił myśliwego który po jakimś czasie odpuścił szukając pojedynczych ofiar, lub towarzystwa do ataku na większą grupę.
- Ubiłeś go pięściami? - zaśmiał się głośniej, troszkę jakby się uspokoił, być może jak dobrze pójdzie obejdzie się bez niepotrzebnej walki.
- Niestety, też nie wiem co to za bestia, jednak miejmy nadzieje że nie polują grupami, wtedy mogą przysporzyć sporo problemów
-Gołymi nie, mam kilka noży na takie niespodzianki. Nie jest to broń -uśmiechną się- wkomponowałem je w pas, spinki jako części ubrania i mocowania pancerza. Ale polują w kilka sztuk. W pierwszej chwili napadły w trójkę jedną grupę w której byłem. Wszyscy byli zaskoczeni i rozbiegli się w różne strony. Teraz wiem że nie takie straszne z nich stworki, ale zaskoczyć potrafią.
[i]- Sprytne… Niestety, nie byłem na tyle bystry. Właściwie to nie mam ze sobą nic. Jednak tak myśle, że jeśli znajdziemy jakieś miejsce, może to być mur akademii, tak by nie były w stanie zaatakować nas od tyłu, powiniśmy poradzić sobie z zagrożeniem, poza tym, warto mieć jakiś punkt… - Przestał mówić. Kaszlnął kilka razy, raz brzmiało to naprawdę poważnie. Zatrzymał się by móc złapać oddech.
-Taa…
Stwierdził stanowczo i zwięźle. Gdy kaszlnąłeś nawet nie spojrzał, dopiero tracąc cię z pola widzenia zatrzymał się przykucając. Przyglądał ci się nie podejmując jednak innych działań prócz rozglądania się. Zdawało się że jedną rękę sięgał do pasa. Stwory były dość daleko, nie widziały nadarzającej się okazji, nie czułeś zagrożenia większego niż zasypanie żywcem. Szacując czas marszu od akademii dzieliło was jeszcze z 30 metrów.
Czyżby coś się działo? Pomyślał młodziak, nie mógł dać się zaskoczyć, jednak nie znał intencji swojego towarzysza… Naglę przykucnął na jedno z kolan, jednak napinając mocno mięśnie w nogach, niczym bestia gotowa do skoku, nic nie robił, zaczął jedynie głośno kaszleć, jak gdyby miał problemy z oddychaniem (co nie było trudne, ze względu na obecną sytuacje). Ciekawiła go reakcja Loora.
-Zbieraj zasrany tyłek!- Rzucił wyraźnie zdenerwowany. Teraz wyraźnie było widać jak wyjął ość pokaźnej długości ostrze. Rozglądał się na boki jakby spodziewał się ataku.
-Chcesz je sprowokować? Oskarżył spojrzeniem i tonem głosu.
- I...idę.. - Poluźnił mięśnie, miał nadzieje że nie złapie go skurcz. Wstał delikatnie i od tego momentu kład stopy bardzo delikatnie.
- P..przeklęta pogoda, dziękuje że zaczekałeś. - To co zobaczył, znacznie go uspokoiło.
- Już niedaleko…
-Nie dziękuj. Albo czegoś oczekujesz od kompana albo nie. poza tym miałeś mi pokazać swoją kryjówkę nie? Uśmiechną się w głosie. Faktycznie ciężko było wychwycić motywację jaka nim kierowała, a on sam nie ułatwiał tego świadomie wysyłając sprzeczne sygnały.
- Oczywiście, zresztą mieliśmy się spotkać przed burzą, co nie? Nie szukałbym Cię, gdybym niczego nie znalazł - Chciał w ten sposób dać mu do myślenia, albo przynajmniej sprawić wrażenie wzajemniej potrzeby. Być może nawet będą ze sobą współpracować, jeśli przetrwają to piekło?
Loor nic nie odpowiedział. Mimo wiatru powinien jednak cie słyszeć, widać uznał że nie ma już nic do powiedzenia. Niebawem stanęliście przed ścianą. Dotarliście do akademii, zdawało ci się ż powinniście skręcić w prawo, niebawem dotrzecie do schronienia. Ruch pomagał zwalczyć zimno, a przynajmniej pierwsze jego objawy. Można było przypuszczać że skuleni razem w małej przestrzeni będą nawzajem się ogrzewać. Problemem mógł być kamień. O ile się nagrzał za dnia powinien jeszcze jakiś czas trzymać ciepło, przed świtem jednak będzie dość mroźnie.
 
Cao Cao jest offline  
Stary 16-01-2014, 14:11   #14
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Niespodziewanie monotonię przerwał donośny, przeraźliwy krzyk. Sith znał dokładnie ten ton. Wyrażał mniej więcej “O boże, więc tak to wygląda od środka?”. Czyżby zaczęła się już ostra rywalizacja między adeptami? Mimo nakazu oddania broni? Nie jego problem, i tak nikt nie zadawałby sobie trudu by w takich warunkach zmieniać schronienie, niemal niemożliwym było orientować się w terenie, a to mogło zabić. Jego rozmyślania obalił zaraz jeden z adeptów. Wyraźnie pobudzony, mimo że dość szczelnie ukryty pod ubraniami zadawał się dość solidnie odczuć burzę. Widząc Slashera pokazał otwarte dłonie na znak że nie ma broni, mimo to młodzieniec poznał że tamten nie potrzebuje jej by kogoś zabić.
-Wybacz, ale tam jest strasznie przesrana sprawa.
Rzucił tonem wyjaśnienia, a na potwierdzenie wydarła się kolejna osoba, tym razem wyrażając swoja głęboką dezaprobatę w dość wulgarnych słowach.
-Powiedz że nie oddałeś broni...
-Oczywiście, że nie - skłamał spokojnie - Aż taki głupi nie jestem…
Mężczyzna sprawiał wrażenie niebezpiecznego. Starając się ignorować burzę piaskową Slasher wstał zwracając się w kierunku rozmówcy. Jednocześnie do bólu wysilił swoją zdolność wyczuwania mocy. Kimkolwiek był ten tu zawsze mógł mieć partnera, który skoczy Derrisowi na plecy. Należało więc zachować ostrożność.
Slasher bez trudu wyczuł w nim silną emanację ciemnej strony i kipiące uczucia. Zdawało się że coś podsyca w nim energię, z chwili na chwilę skupiał wokół siebie coraz więcej energii, zupełnie jakby szykował się do starcia. Uczucie niepewności znikało ustępując miejsca gniewowi i złości. Wyczulenie się na echo mocy sprawiło że uwaga Slashera poleciała za skałę, tam skąd przybył nieznajomy. Mieszanina gniewu, strachu, bólu i cierpienia wrzała tam, a on poczuł właśnie jak gaśnie czyjeś życie. Pierwszy raz tak dokładnie i dogłębnie mógł odczuć tę chwilę. Zapadł by się w kontemplację gdyby nie niepokojący towarzysz.
-To dawaj mi ją, albo sam zajmij się tym czymś.Jakiś stwór wypadł na naszą grupę z burzy piaskowej.
Nie mieli czasu na dokładniejsze opisy, dla obu było to jasne. Pierwszym co przychodziło do głowy były tuk’ata, drapieżniki zamieszkujące tę planetę, one jednak polowały w stadach.
-”Zajmij się tym czymś”? - prychnął Slasher - Zapomniałeś poprosić dumny człowieku. - wzruszył ramionami - To nie moja sprawa. Co z tego, że nie macie broni. Macie moc. Brońcie się.
Osłaniając jedną ręką twarz przed lewitującym piaskiem Slasher stał odprężony i czujny, gotowy natychmiast zareagować gdyby Sith zdecydował się na atak. Ostrożność jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Slasher poczuł że zbliża się atak. Sith zareagował gwałtownie, jakby cały czas tylko czekał na tę chwilę, Derris poczuł tylko impuls, smagniecie mocy, którą tamten zbierał cały czas. Jeśli to wszystko na co go stać, to żal było cokolwiek powiedzieć. Przeciwnik cisnął mocą uskakując w piruecie zniknął za piaskową zasłoną. Zaraz jednak Slasher zdał sobie sprawę że nie on był celem ataku, coś wielkiego opadało na niego pozostawiając mu tylko ułamki sekund na reakcję.
Slasher zareagował momentalnie. Padając w przyklęk usztywnił dłoń i pchnął palcami ustawionymi niczym ostrze. Celował we wrażliwe miejsce ciała tajemniczego napastnika, które podsunęła mu przed oczy umiejętność wyczuwania mocy. Istniała pewna szansa, że przeciwnik nie był osłonięty zbroją ani naturalnym pancerzem. Tak czy inaczej Slasher nie mógł sobie pozwolić na długą walkę na terenie zasypywanym burzą piaskową. To starcie trzeba było rozstrzygnąć natychmiast.
Każdy ułamek sekundy był na wagę życia. Mimo trudności w ocenie jakich nastręczała pogoda momentalnie dało się wyczuć słaby punkt ofiary. Atak z góry dawał przewagę zaskoczenia, ale odsłaniał też wiele wrażliwych miejsc. Szybko usztywniona poza miała pomóc w przyjęciu impetu, niewiele to da jeśli dojdzie do szamotaniny dlatego pierwszy cios miał być zabójczy. Z następną chwilą zwierz już wpadał na młodego Sitha. Długie łapy z pazurami leciały wprost na głowę adepta. Mógł nie dożyć zadania swojego ciosu.
Wyćwiczonym manewrem skręcił się i zbił nadchodzący cios dalej, od siebie, jednocześnie pociągnął uderzenie i z łokcia uderzył w krtań zwierzęcia.
Uderzony w gardło napastnik zacharczał wściekle, zatoczył się. Przez chwilę był bezradny, rozpaczliwie starając się wciągnąć powietrze do płuc, ale Slasher nie miał zamiaru dać mu na to czasu. Jednym ruchem dopadł przeciwnika i mocnym kopniakiem zbił go z nóg. Zwierz upadł.
I wstał jednym płynnym ruchem zupełnie jakby zamiast nóg miał stalowe sprężyny. Warcząc wyciągnął długie łapy próbując sięgnąć przeciwnika pazurami, Slasher przewidując atak wykręcił piruet wychodząc poz zasięg. Błąd. Stwór był myśliwym, lubił atakować niespodziewanie, wykonywać doskoki i odskoki. Cofając się Slasher dał mu okazję do włożenia w ciosy większej siły. Niedobrze.
Potwór zaatakował dziko tnąc pazurami. Tym razem nie dał się zwieść piruetom, dwukrotnie jego pazury nakreśliły krwawiące rany na piersi Slashera. Ale próbując rozorać Sithowi gardło wychylił się odrobinę za mocno na ułamek sekundy tracąc równowagę.
Młody Sith momentalnie dostrzegł swoją szansę. Usztywniając dłoń ciął kantem w gardło wroga i, gdy ten się pochylił, uderzył go kolanem w pysk. Mocno. Nawet bardzo mocno. Głowa zgiętej w pół bestii odskoczyła do tyłu tak gwałtownie, że kręgi nie wytrzymały. Rozległ się suchy trzask pękających kości i koniec. Zwierz zwalił się bezwładnie na ziemię.
Slasher jeszcze przez chwilę stał władczo nad powalonym wrogiem pozwalając by adrenalina wyparowała ze stygnących mięśni. Wokół niego szalała burza piaskowa, on zaś wrócił pod osłonę głazu i, sięgnąwszy do plecaka, wydobył pakiet medyczny, co prędzej rozrywając go zębami. Już po chwili jego rany były opatrzone, a Slasherowi pozostało tylko ponownie schronić się przed burzą. Wiedział, że nie będzie już mógł sobie pozwolić na zaśnięcie. Nie, gdy w pobliżu czaiły się bestie.
Otwarta rana na w takiej wichurze mogła oznaczać tylko jedno. W jednej chwili w rozcięcie wbił się piach odcinając dostęp do rany, samoistnie zatamował krwawienie. Stanowił jednak problem, nawet przy użyciu pakietu medycznego i częściowym oczyszczeniu rany nie dało się w pełni usunąć zakażenia. Było by jednak absurdem gdyby Sith miał polegnąć z powodu takiej śmiesznej rany. Ból towarzyszył, ale nie stanowił zagrożenia. Raczej pobudzał i wyostrzał zmysły.
Bez problemu wyczuł jak nieznajomy Sith obserwował go stojąc obok. Nawet jeśli nie widział walki, sam fakt że u nóg Slashera leżała bestia mówił dość. Derris parsknął śmiechem. Jeśli były tu osoby nie zdolne do poradzenia sobie z takim zagrożeniem mistrzowie mieli rację że wypuścili swoje zwierzaczki. Nauka tych idiotów byłaby stratą czasu. W końcu został sam, tamten bezimienny koleś go zostawił. Slasher już zaczynał wyrabiać sobie autorytet, dobrze.
Kolejne chwile mijały jednak spokojnie, nie atakował żaden kolejny zwierz. Walka rozgrzała go i wyzwoliła adrenalinę, a co istotne ból. Derris instynktownie wykorzystywał go by się ogrzewać późnymi nocami, rozpalał go do nienawiści co pozwoliło mu bez problemów przetrwać mroźną noc.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 16-01-2014 o 14:19.
Jaśmin jest offline  
Stary 21-01-2014, 23:25   #15
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Vargo i Sayniel

Schronienie na razie działało, dół osłaniał dwójką akolitów przed wiatrem i piachemna tyle, aby większość dnia była znośna. Niestety zbliżała się noc, a to oznaczało znaczne ochłodzenie i zmęczenie. Vargo spojrzał na swoją towarzyszkę.
- Najlepiej będzie jeżeli będziemy spać na zmiany. - rozejrzał się po ich schronieniu- Na razie jesteśmy osłonięci, ale trochę piasku już napadało. Jeżeli podczas twojej zmiany zacznie być groznie z tym, obudź mnie, a trochę tu oczyścimy… jeżeli będzie tak podczas mojej zmiany zrobię to sam. -delikatnie otarł swoje ramiona- W nocy będzie zimno, nie mam żadnych dodatkowych okryć, czy materiałów, jeżeli będzie ci przeszkadzało zimno, będziemy mogli podzielić się ciepłem.
Sayniel uśmiechnęła się krzywo.
- Plan dobry, chociaż co do tego podzielenia się ciepłem… Czyżbyś tylko wypatrywał takiej okazji?
- Nie schlebiaj sobie. To jedyne co potrafię wymyśleć, a w nocy na pustyni jest naprawdę zimno.
- Niech i tak będzie.

Temperatura istotnie, bardzo szybko spadała. Pierwszą wartę podjął Vargo i zabrał się do pracy. Warunki nie były najgorsze, zdarzyło mu się pracować w podobnych, jednak ta noc z pewnością znajdzie swoje miejsce w liście najbardziej z nienawidzonych. Praca i ruch który były zmorą za dnia, teraz okazywały się być pomocne, zmęczenie i wiatr nie dawały jednak o sobie zapomnieć. Podczas gdy Sayniel usiłowała zasnąć, co nie było łatwe na takim mrozie, Vargo przeszedł nienaturalny impuls. Jakieś wyładowanie lodowatej energii przeszło mu przez kręgosłup, podniósł głowę i wyjrzał z nory zapewniającej im schronienie. W zasłonie z drobnego piasku dostrzegł dwa błyski czerwonego światła od strony miejsca gdzie jedna z grup usiłowała przetrwać. Wiedział że coś jest nie tak.

Vargo doskoczył do usypiającej Sayniel i zaczął nią delikatnie potrząsać, aby rozbudzić.
- Wstawaj - syknął. - Coś się dzieje.
Sayniel potarła oczy i spojrzała poirytowana na Vargo.
- Co, z piaskiem sobie poradzić nie możesz? - mruknęła.
- O ile piasek nie świeci na czerwono to wątpię, aby to było to. Chyba wyszli zmniejszyć naszą ilość.
- Co…? - Sayniel uniosła się, aby zobaczyć to, o czym mówil mężczyzna. Przeklęła i chwyciła za łopatę.
- Lepiej się nie wychylajmy. Jeżeli faktycznie coś robią może nas nie zauważą w tym dole.
- Niemniej ja wolę mieć przy sobie chociaż namiastkę broni. - spojrzała na łopatę.
- Jasne… Jakby co wal po nogach.
Sayniel uśmiechnęła się krzywo i przysunęła do siebie swoją prowizoryczną “broń”. Musieli teraz czekać i mieć nadzieję, że uda im się z tego wyjść w jednym kawałku, bo kobieta wątpiła, aby nie miało się nic wydarzyć.

Najpierw coś przeleciało nad wami. Nim zdążyliście zareagować jakiś czarny kształt przeleciał nad dołem w którym się kryliście. Leciał od strony kamienia, musiał się więc od niego wybić, ale i tak długość skoku robiła wrażenie. Ciężko było ocenić co to było. Szykowaliście się jednak na wszystko. W pogotowiu z prowizoryczną bronią. Gdy więc nagle naskoczył na was paskudny włochaty ryj nie było mowy o reakcji innej niż cios. Sayniel wykazała się refleksem uderzając mocno i celnie. Łep zniknął tak nagle jak się pojawił, i nie była pewna czy aby nie uległa jakiemuś złudzeniu. Nie było jednak o tym mowy, zaraz zorientowała się o co tak naprawdę chodziło. Gdy niespodziewane coś pojawiło się i zaatakowało dziewczynę, Vargo zareagował natychmiast odwracając się w stronę zagrożenia gotów do walki. Reakcje obu były instynktowe i natychmiastowe. Odsłonił się jednak na atak drugiego napastnika. Syniel za późno rozpoznała zagrywkę często stosowana przez dzikich łowców. Atak nastąpił teraz z tyłu, gdyby jednak chciała pomóc kompanowi, sama oberwie od bestii która rozpoczęła dywersję. W całej galaktyce nie było wiele bestii na tyle inteligentnych by stosować podobne taktyki łowieckie, to musiały być tuk’ata. Zabójcze ale nie tak silne w przedłużającej się walce. Jeśli szybko nie uzyskają przewagi powinny się wycofać.
Vargo raczej intynktownie rzucił się do przodu, bestia i tak wylądowała na min, ale impet stracił na sile. Kiedy oboje byli na ziemi Denser zaczął wierzgać starając się albo zrzucić tuk’ate z siebie, albo być twarzą do niej. Ta druga opcja da mu przynajmniej szansę na obronę i atak.
Każdy był teraz zdany na siebie i nie było czasu nikogo niańczyć. Niemniej Sayniel wiedziała, że pomoc w takiej sytuacji może się opłacić w przyszłości… o ile przeżyją. Nie, oczywiście że przeżyją, a na pewno ona! Pamiętając o zagrożeniu miała wciąż na oku bestię, która szykowała się na nich, ale jednocześnie zbliżyła się do leżącego Vargo i jego przeciwnika i wyprowadziła szybki cios łopatą prosto w łeb bestii, po czym niezwłocznie wróciła uwagą do drugiej tuk’aty.

Pazury bez problemu pokonały warstwy odzieży i zanurzyły się ciele. Rany mimo że nie śmiertelne, rozdzierały bólem. Piach szarpał je i drażnił jeszcze bardziej pogarszając sytuację. To jednak właśnie one dodawały sił. Każdy kto miał choćby śladowe pojęcie o mocy wiedział że silne emocje dodają sił. Także teraz, wystarczyło wsiąść cały ból i złość, a następnie wyrzucić je w jednym zdecydowanym ruchu. Vargo udało się nie tylko obrócić, ale zrzucić zwierzę na bok. Tak że obaj leżeli obok siebie.
Sayniel zadziałała szybko i zdecydowanie. Jedno celne uderzenie w pysk nie tylko uchroniło kompana przed wgryzieniem się stwora w kark, ale też oszołomiła na chwilę przeciwnika. W tej samej chwili Vargo wykonał swój ruch zrzucając Tuk’ata z siebie. Drugi jednak nie atakował. Musiał wyczuć że nie ma szans wyskakując od frontu. Będzie chciał ja oskrzydlić.

Vargo czuł jak przepełnia go gniew. To zwierze, ta primitywna istota chciała go zabić i pożreć. TO ŻĄDA POMSTY! Wydając z siebie dziki ryk Denser rzucił się na Tuk’atę, która go zaatakowała lądując jej na plecach. Następnie zaczął wymierzać cios za ciosem wykorzystując łopatkę jak noża. Szpadel łopatki przebił się przez łuskę i mięśnie raniąc bestię, która zaczęła syczeć boleśnie, a następnie wydawać zdławione burknięcia kiedy kolejny cios przebił jej szyję. Pomimo śmiercii zwierzęcia ciosy nie ustały, do póki Vargo się nie uspokoił.
Sanyel w tym czasie nie miała zamiaru pozwolić drugiej bestii na zadanie pierwszego ciosu. Atak Desera odwrócił uwagę Tuk’ata dość długo, aby Felin skoczyła na gada. Pierwszy cios akolitka zadała płaską stroną saperki, oszałamiając zwierzę. Następnie obracając odrobinę swoją broń zaczęła okładać łeb bestii ostrą krawędzią łopaty niczym toporem. W przeciągu kilku chwil gad padł martwy, jego ciało miotane konwulsiami śmierci. To wystarczyło łowczyni, która stanęła i patrzyła na orgię przemocy Densera. Kiedy ciosy ustały, a Vargo wyglądał, ze się uspokoił podjęła rozmowę.
- I jak się czujesz? - Vargo wypuścił powietrze z płucz oczyszczając umysł z czerwonej mgły.
-Lepiej, chociaż…- spojrzał na narzędzie, które w chwili obecnej było wykrzywione i wyszczerbione - Zniszczyłem sobie łopatkę… - rzucił uszkodzony przedmiot na ziemię.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 24-01-2014, 16:52   #16
 
Felix's Avatar
 
Reputacja: 1 Felix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodze
Reszta nocy minęła już spokojniej. Po odparciu ataków burza jakby zelżała. Pozostał chód wgryzający się głęboko w kości i nie dający zasnąć. W grupach lub osobno staraliście się wykrzesać tyle ciepła ile można było, bo każda godzina przynosiła jeszcze większe ochłodzenia. Moc na tej planecie była jednak silna. Nic nie stawało na przeszkodzie by z niej czerpać i czerpać siły na zmaganie się z mrozem. Ci którzy poznali jej tajniki o odebrali podstawowe przeszkolenie w posługiwaniu się nią byli w komfortowej sytuacji. Potrafili się ogrzać, choć i oni nie zaznali odpoczynku zmuszeni do ciągłego utrzymywania przepływu mocy. Nastała kolejna godzina próby. Gdy resztki burzy rozproszyły się zapanowała głęboka cisza przerywana nawoływaniami. Rozmową starano się umilić sobie czuwanie i zabić czas. Kto słuchał mógł dowiedzieć się że dwie osoby zginęły w burzy, cztery zostały zabite przez bestie, ale aż dwanaście zniknęło bez śladu. Jedną osobę też zastrzelono z blastera. To w sumie siedemnaście.
Gdy wschodziło słońce i pierwsze czerwone promienie spadły na piaski pustyni temperatura zaczęła rosnąć. Ludzie zaczęli wychodzić z kryjówek i z za skał. Można było dostrzec pewną prawidłowość. Ubyło kandydatów z innych ras niż Ludzie. Wszyscy z zaginionych byli przedstawicielami innych ras. Myśl że zostali znikli z tego powodu niewielu dziwiła. Choć nikt nie mówił tego głośno.
Nim słońce na dobre rozgrzało piaski, a gdy już wszyscy zebrali się na placu, od strony akademii wyjechał śmigacz z zamontowanym nagłośnieniem. Jeszcze nim zbliżył się do zebranych zaczął puszczać z głośników komunikat.
-”Wszyscy mają udać się do Akademii. Tam odbierzecie pokoje i cyfronotesy z wszystkimi informacjami. Pierwsze zajęcia zaczynają się za dwie godziny na szczycie akademii”
Gdy wy ruszyliście do celu, załoga pojazdu zaczęła zbierać ciała.

***

Zostaliście przydzieleni do jedno osobowych kwater, nie większych niż jest to potrzebne. W ciasnym pomieszczeniu znajdowało się tylko łóżko. Żadnych półek gdzie można było rozłożyć swoje rzeczy, czy szafek. Jedni przyjęli to z spokojem, inni trochę narzekali. Byli też tacy którzy uważali że to kwatery przejściowe, a wraz z postępami w szkoleniu dostawać będą coraz lepsze. Brakowało jednak czasu by się rozgościć. Wszyscy udaliście się na szczyt akademii gdzie miały odbyć się zajęcia. Na cyfronotesach jakie dostaliście był holograficzy plan całego budynku więc trafienie do celu nie sprawiło nikomu trudności. Szczyt świątyni był płaskim placem, o niewielkiej po wierzchni. około dziesięciu metrów kwadratowych standardowego przelicznika. Czekał na was już jeden z Mistrzów. Obok niego stały trzy skrzynie.
-Adepci!
Syknął z jadem. Wszyscy zatrzymali się i natychmiast pokłonili oddając mu szacunek co natychmiast go uspokoiło. Wskazał jednego z chłopaków stojących z brzegu i skiną ręką by ten podszedł. Brunet posłusznie wykonał polecenie. Na niemy rozkaz Mistrza zaczął wyjmować z skrzyń miecze treningowe. Wiedzieliście co to za uradzenia, choć większość z was pierwszy raz widziała je na żywo. Miecze te nie miały ostrych krawędzi, były podobnie wyważone co miecze świetlne, a natężenie wyładowań w ostrzu można było zmieniać. od słabego, do niemal śmiertelnie niebezpiecznego. Po uderzenie nerwy doznawały szoku i nie odpowiadały na sygnały płynące z mózgu, czasowo wyłączało to trafioną kończynę z walki. Efekt mijał najczęściej po godzinie. Widząc niepewność części podopiecznych Lord Vire’an postanowił łaskawie wyjaśnić rzeczy oczywiste.
-Nim przystąpimy do treningu muszę poznać wasze umiejętności. Zaczniemy więc od serii pojedynków. Zbierzcie się w trzy osobowe grupy. Następnie wszyscy, prócz jednej grupy siadają na obrzeżach placu. Pozostała trójka walczy aż nie zostanie jeden. Powtarzamy aż wszyscy nie skończą.
 
Felix jest offline  
Stary 04-02-2014, 17:46   #17
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Slasher, Vargo, Sayniel

Slasher z przyjemnością poczuł w dłoni ciężar miecza treningowego. Różnił się dość znacznie od prawdziwego bojowego miecza, którym ćwiczył z Bhaalem. Lord nie uznawał mieczy treningowych i każda treningowa potyczka z nim była dosłownie śmiertelnie niebezpieczna. Wyglądało na to, że mistrzowie akademii mieli inne poglądy na trening.
Stając w pustej przestrzeni Slasher wykonał kilka ciosów by wyczuć wyważenie oręża po czym nieśpiesznie rozciągnął mięśnie i ścięgna. Skończywszy rozgrzewkę podszedł do duetu Sithów, którzy zwrócili wcześniej jego uwagę.
-Bądźcie pozdrowieni. Zwą mnie Slasherem i chciałbym zaproponować wam sparing zgodny z zasadami akademii. Co powiecie? Uczynicie mi ten zaszczyt i poćwiczymy? - wypowiadając uprzejme pozdrowienie Slasher nie starał się jednak kłaniać. Stał prosto na lekko rozstawionych stopach z równomiernie rozłożonym ciężarem ciała czekając na odpowiedź Sithów. Którzy, jak zdążył podsłuchać, zwali się Vargo i Sayniel. Ta dwójka prawdopodobnie poznała się podczas pierwszego testu i teraz trzymali się razem.
“Kto mówi w ten sposób?” pomyślał Vargo, przyznał miło było zobaczyć kandydata na Sitha, który ma najwyraźniej więcej manier niż “Pamiętaj, aby nie toczyć piany przy innych” mimo wszystko przedstawienie Slashera, bo inaczej tego nazwać nie potrafił, było trochę na wyrost. Zbadał uważnie ich rozmówcę.
-Nie mam nic przeciwko, Vargo Denser, tak przy okazji.
Sayniel spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się lekko. Cóż, najwyraźniej przyszło jej poznać kolejną osobowość tego obozu wypoczynkowego. Skinęła głową. Miała i tak zamiar zmierzyć się z Vargo… bo czemu nie?
- Sayniel lub jeżeli wolisz, Felin. Także nie mam nic przeciwko.
-Dobrze - odparł Slasher krótko, uśmiechając się łagodnie, ale jego oczy pozostały zmrużone i twarde jak szkło. Opuszczając luźno miecz treningowy odsunął się nieco w bok by odsłonić swym sparing partnerom drogę do skrzyni z mieczami.
Vargo spokojnie podszedł do skrzyni i wyjął jeden z mieczy, ważąc oręż w ręce. Musiał przyznać nie był aż tak przyzwyczajony do walki bronią białą, jasne na Uniwersytecie mieli treningi z fechtunku, ale to miało tyle wspólnego z walką co zabawa w berka z biegiem przełajowym. Zauważył, że broń nie była zrobiona aby zabić, przynajmniej łatwo. Odsunął się, aby pozwolić Sayniel wybrać sobie broń. Przy okazji dokładnie zaczął obserwować Slashera starając się określić jaką strategię wobec niego obrać. Zważając, że facet mówi o sobie “Slasher”, spodziewał się dużo obrony po swojej stronie.
Młody Sith widząc, ze przeciwnicy zdążyli się już uzbroić zmienił pozycję stając w szczytowym punkcie trójkąta utworzonego przez trójkę szermierzy. Ustawiony w postawie zwanej przez wojowników naturalną, z ciężarem równomiernie ułożonym na stopach rozstawionych na szerokość ramion i z rękami opuszczonymi po bokach, zdawał się być kompletnie niefrasobliwy nie kłopocząc się ustawianiem szermierczej gardy. W rzeczywistości był czujny. Skoncentrowany. I gotów do walki.
Odkąd to podszedł do Vargo i Sayniel obserwował ich uważnie i teraz, widząc ich z mieczami w dłoniach od razu spostrzegł, że ta dwójka, w przeciwieństwie do niego, ma niewielkie doświadczenie w fechtunku. Nie musiało to oznaczać latwej walki, niemniej Slasher czuł swoją przewagę. Spokojny i zrelaksowany, czekał na pierwszy ruch ze strony rywali.

NOX ARCANA - Grim reaper - YouTube

Vargo ustawił miecz przed sobą w pozycji, która pozwoliłaby mu na jak największą manipulację. Slasher był pewny siebie i czekał, aż jego przeciwnicy wykonają pierwszy ruch. Normalnie chętnie pobawiłby się w Tchórza, ale wątpił by mistrzowie docenili trójkę wojowników, która tylko się na siebie gapi. Ruszył najpierw na Slashera, nie biegiem, ale stanowczym krokiem, ciągle patrząc w oczy swemu przeciwnikowi. Kiedy tylko był w zasięgu wykonał stanowczy atak na nogi wojownika.
Sayniel potrafiła się obchodzić z bronią białą acz nie było to jej główne narzędzie pracy, jako że preferowała broń strzelecką. Niemniej poddać się od razu nie miała zamiaru, chociaż pozostanie workiem treningowym także nie widziało jej się, ale wiedziała, że w razie czego dużego wyboru mieć nie będzie.
Była zadowolona, że Vargo pierwszy wykonał ruch. Nie widziało jej się szczególnie dobrze samej rozpoczynać walki, a fakt, że obaj mężczyźni pierwsi się zetrą dawała ciekawe możliwości. Odczekała, aż Vargo zetrze się ze Slasherem i sama zaatakowała tego drugiego, celując w ramię, które trzymało miecz treningowy.
Dwójka Sithów faktycznie trzymała się razem. Już z mieczami w dłoniach zaatakowali Slashera. Najpierw Vargo nisko, potem Sayniel wysoko. Wbrew pierwszemu wrażeniu musieli mieć jakieś doświadczenie w fechtunku gdyż zaatakowali niemal jednocześnie w taki sposób, że tylko jedno cięcie mogło zostać sparowane. Drugie musiało dojść do celu.
Slasher nie tracił czasu na dumanie nad swoim zmiennym szczęściem. Ostatecznie proponując sparing tej dwójce spodziewał się walki jeden kontra dwoje. To nie był czas na myślenie. Należało działać.
Wojownik wykonał płynny półobrót unikając miecza Felin. Klinga przemknęła tak blisko, że poczuł gorący podmuch. Jednocześnie wykonując manewr ustawił miecz w niskiej gardzie parując cios Vargo. Miecze strzeliły iskrami, a przez ramiona walczącego oburącz Slashera przemknął lekki wstrząs elektryczny.
Przeciwnicy Slashera weszli w jego strefę obronną rozdzielając się by ponowić swój atak. Wojownik nie tracił czasu by za nimi nadążyć. Wykonał oburęczną fintę w kierunku głowy Sayniel, kobieta przewidując atak zahamowała ostro unosząc miecz do parady. Zneutralizowawszy w ten sposób pierwszego przeciwnika Slasher wykonał błyskawiczne kopnięcie pod kolano Vargo. Gdyby trafił w cel miecz Densera musiałby opaść odsłaniając głowę, Sith miał szczery zamiar tą sytuację wykorzystać...
Vargo zobaczył taktykę Slashera i miał nadzięję, ze uda mu się wykorzystać ją przeciwko przeciwnikowi. Kiedy kopnięcie zmierzało w stronę kolana Densera, ten uniósł nogę odsłaniając piszczel, o ile ból będzie, Vargo miał nadzieję, ze Slasher podąży za pędem kopnięcia tracąc równowagę. Jeżeli tak, to Slasher miał sporą szansę przegrać.
Sayniel wyczuła szansę dla siebie. Została zmuszona do parady, ale szybko zorientowała się sytuacji, jaka miała miejsce. W końcu jako łowca musiała być nie tylko uważnym obserwatorem ofiary, ale także posiadać refleks, aby dostosować się do sytuacji, nawet tej najmniej szczęśliwej i wygodnej. Za coś jej płacili.
Slasher byl zajęty Vargo, a to wróżyło dobrze dla dalszego przebiegu walki. Sayniel jak tylko była w stanie zmieniła pozycję ustawiając się tak, aby móc wyprowadzić atak od strony pleców przeciwnika. Atak na tyły celu stanowił jedną z potraw z menu codziennego dla Felin, więc jak tylko nadarzyła się okazja postanowiła ją wykorzystać celując w plecy mężczyzny.
Jego kopnięcie chybiło celu, zamiast w kolano trafił w piszczel. Było to tak niespodziewane, że Slasher na ułamek sekundy stracił równowagę. Na szczęście Vargo stracił ją również i nie zdążył wyprowadzić swego ciosu. Pozbierał się jednak szybko.
Pozostała jeszcze Felin. Wykorzystując chwilową słabość Derrisa obeszła go z boku zręcznym flankowym manewrem i, nim Slasher zdążył się zorientować, znalazła się za jego plecami. Niedobrze.
Slasher w duchu klął na czym świat stoi swą arogancję, która przesłoniła mu prawdziwy obraz tej dwójki. Tych dwoje było przyszłymi Lordami Sith. To oczywiste, że musieli mieć potencjał. A on ich zignorował. Aż rzucił w myślach grubszym słownictwem.
Nim Slasher zdążył odskoczyć Sayniel wyprowadziła ostre cięcie w jego plecy. Za późno na unik. Zamiast tego wojownik błyskawicznym, ćwiczonym ruchem wyrzucił miecz za plecy parując cios. Natychmiast wykonał półobrót uwalniając klingę i markując cios na odlew w kierunku brzucha dziewczyny. Ale zamiast zadać cios w ostatniej chwili wykorzystał impet by odskoczyć. Musiał odsunąć się by znowu stanąć z nimi twarzą w twarz. Trzymając miecz w szermierczej gardzie cofnął się o dwa kroki prowokując Sithów by poszli za nim. Więcej nie miał zamiaru popełnić swego poprzedniego błędu.
Facet był dobry, Vargo musiał przyznać mu tyle. Nie dadzą mu rady w walce, którą on kontroluje. Trzeba więc mu tą kontrolę odebrać.Denser zatrzymał się i wykonał ten sam ruch co Slasher, dodatkowo podniósł dłoń w prowokacyjnym geście, aby to on zaatakował.
Sayniel widziała, że walka w ten sposób nie ma większej szansy na powodzenie. Mogli tak próbować go zmęczyć, ale jednocześnie zaczną męczyć siebie. Wyglądało na to, że Slasher miał wygrać z ich dwójką, posiadając wyraźnie większe doświadczenie. Felin wiedziała, że nie jest mistrzem w walce bronią białą. Teraz jednak walcząc ramię w ramię z Denserem musieli oni stanowić iście uroczy obrazek dwójki skaczącej wokół bardziej doświadczonego wojownika. Vargo postanowił sprowokować Slashera, ale Sayniel wyczuła inną okazję. Mieli walczyć aż wyjdzie JEDEN, a nie dwóch, więc…
Kiedy Vargo zatrzymał się i był zajęty Slasherem, Felin wyczuła moment i zaatakowała swojego niedawnego sojusznika w plecy.
Vargo nie spodziewał się zdrady tak szybko, cios trafił w cel i jedyne co Denser był w stanie z siebie wydusić kiedy padał na ziemię to zbolałe- Suka….- jeden przeciwnik był z głowy.
Sayniel była prawdziwą artystką od ataków w plecy. Jeszcze przed chwilą dwójka Sithów zgodnie nacierała na Slashera zmuszając go do obrony, a w następnym momencie niespodziewany cios rozciągnął Densera na ziemi. Mężczyzna wił się dziko dręczony konwulsjami. To musiało boleć.
Slasher wyczuł swoją szansę. Nie tracąc czasu zaatakował dziko momentalnie spychając Felin do obrony. Zadał serię ciosów, zmylił przeciwniczkę niespodziewaną fintą na nogi i, już czując smak zwycięstwa, uniósł miecz nad głowę do potężnego pionowego cięcia.
Sayniel zareagowała instynktownie padając na kolano. I z tej pozycji, nim Slasher zdążył się zorientować, pchnęła odruchowo, trafiając Derrisa w brzuch.
Slasher zgiął się w pół porażony potwornym bólem. Jego wnętrzności szalały śląc mu wrażenia zbliżone do agonii. Mięśnie wiły się pod skórą próbując wyrwać na zewnątrz. Oddech palił płuca.
Slasher osunął się na ziemię. Przegrał.
Porażka miała gorzki smak.
Sayniel patrzyła na pokonanego Slashera, który osunął się na ziemię, sama nie wierząc, że się udało. Może powodem była zby wielka ufność mężczyzny we własne siły? A może Felin zbyt nisko oceniła własne? Jaka nie byłaby prawda to Slasher został pokonany, a wcześniejsze znokautowanie Vargo dało zwycięstwo łowczyni. Sayniel jednak nie oszukiwała siebie. Pokonanie mężczyzny nie było tak łatwe, jak złapanie Densera nieprzygotowanego. Musiała więcej ćwiczyć, bo następnym razem nie musi pójść tak dobrze.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 05-02-2014, 13:12   #18
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Lucien po przybyciu do świątyni starał się jak najdokładniej przyjrzeć każdemu pomieszczeniu, starał się zapamiętać jakieś szczególne miejsca, czy przedmioty. Mimo iż dostał dokładną mapę pomieszczenia, takie zachowanie pozwalało mu panować nad emocjami.

Pokój nie robił wrażenia, było w nim jednak łóżko, nie mógł wszakże narzekać w końcu to jeden z najlepszych mebli jakie człowiek może sobie wyobrazić. Nie miał niestety gdzie się rozpakować, to też na miejsce spotkania z mistrzem, udał się ze swoimi tobołkami, później… później pomyśli o tym co będzie trzeba zrobić. Na miejscu okazało się, że pierwszego dnia przyjdzie stoczyć im walkę, po męczącej nocy chcą sprawdzić w jakiej kondycji są tutejsi studenci, cóż - przynajmniej stali się wreszcie studentami czyli nie pozabijają się tutaj.

Chłopak rozejrzał się po zebranych, zwrócił uwagę na mężczyznę który poddał się rozgrzewce po chwili jednak zmienił wzrok, szukając jakiejś żeńskiej pary, która przyjęła by go pod opiekę.

Jego uwagę przykuły dwie kobiety, z których jedna wyraźnie dominowała. Wymachiwała rękami i chodziła w miejscu przytłaczając, spokojną i bierną rozmówczynię. Pierwsza nazywała się Avire i po tonie jej słownictwie można było poznać że sporo czasu spędziła w sercu republiki. Może nawet na Coruscant? Używała typowego dla tamtejszych regionów zlepku bluzg i obelg. Druga dziewczyna Iris zdawała się znosić wszystko z stoickim spokojem, tak odmiennym przecież od ideologii sith. Może była to jednak cisza przed burzą, albo wręcz oko cyklonu w którym panuje względy ład. Czuł że to jest jego para. Podszedł, a Avire momentalnie spostrzegła jego nadejście. Na pięcie skręciła się w jego stronę.
-No proszę. Kolejny chojrak który cudem przetrwał burzę. Powiem ci tak. Wszystkie informacje mają przechodzić przeze mnie. W zamian mogę ci załatwić w razie potrzeby parę rzeczy. Ale jeśli dowiem się że prowadzisz jakąś grę za moimi plecami, pewnej nocy się po prostu nie obudzisz. no, to tyle w kwestii interesów. Trzeba się dobrze zaprezentować.
Mówiła bardzo szybko i zwięźle. Mimo że wypluwała słowa z niewiarygodną prędkością, mówiła wyraźnie i nienagannie. Zrobiła kilka młynków mieczem. Złapałeś się na tym że przez moment całkowicie zapomniałeś o drugiej dziewczynie.
Chłopak obdarzył dziewczynę przyjemnym uśmiechem i na tym polegał jego błąd, zapomniał że są właśnie w czasie walki. Kiedy napastniczka machnęła swoją bronią, Lucien przeturlał się do przodu. - Podczas prawdziwej walki mogło to się nie udać, jednak tutaj zostawiał napastnika za sobą, po czym starał się nawiązać kontakt wzrokowy z kobietą. Była blisko, była naprawdę szybka a On nie miał broni. W pozycji przykucnietej, szybko obrócił się do okoła własnej osi i wykonał przysłowiową “kosę”. Po czym przeskoczył Ją, stając pomiędzy obiema paniami.
- Lucien. - Przedstawił się bez zbędnych gestów.

Chłopak rozluźnił mięśnie w dłoniach, unosząc je na wysokość klatki piersiowej. Iris zaatakowała, uniosła broń nad głowę by zadać cios opadający który będzie w stanie wybić go z rytmu, nie spodziewała się jednak że w tym momencie chłopak za szturmuje na nią z barka, drugą ręką chwycąc za rękojeść jej broni. Sytuacja była ciekawa, jednak druga kobieta wykorzystała sytuacje, kopiąc go pod żebra. Nie wiedział dlaczego nie uderzyła bronią, być może ta walka sprawiała jej przyjemność? Lub chciała pokazać swoją wyższość.
- Hej, hej - to walka, każdy na każ…. - nie zdążył dokończyć, gdyż Iris na ponów zaatakowała, chłopak przeturlał się na bok, gdzie ponownie nadział się na kopnięcie Avier. Kiedy ta chciała to powtórzyć, Lucien chwycił Ją za nogę, obalając ją. Sam zaś niczym torpeda podbił się do góry starając się znaleźć jakiejś wyjście z tej sytuacji. Znów stał naprzeciw dwójce. Jego oddech uspokoił się, widać było że przyzwyczaił się do tej sytuacji. Musiał zdobyć broń, albo zabrać którejś z nich lub podnieść ze stojaka. Podjął decyzje, Lucien natarł na kobiety, w ostatniej chwili próbując je wyminąć by dobiec po dwie bronie.
Myślał rozsądnie i spokojnie mierzył swoje szanse. walka dwie na jednego nie była jednak łatwa. Z jakiegoś powodu dziewczyny nie atakowały się wzajemnie skupiając na wspólnym wrogu. Nie widział by zmawiały się wcześniej, ale nie było to wykluczone. Szybkość, zręczność i refleks były jego główna bronią w tej walce. Sprawnie uniknął nadciągającego ciosu i przeskoczył nad kolejnym cięciem na wysokości kolan. Mijając przeciwniczki dopadł do broni, lecz ledwo ją chwyciłmusiał zbijać nadciągające uderzenia. Avire nacierała z wzmożoną siłą, a opór jaki bloki stawiały jej ciosom tylko ją podjudzał. Druga kobieta przystanęła, Lucien pczuł jak zbiera energię. Musaił piruetem zbić nadciągający od góry cios i wyskoczyć mijając Avire. Chciał zaatakować drugą dziewczynę by uniemożliwić jej zebranie sił przed rzuceniem zaklęcia. Dał się jednak sprowokować. Iris była przygotowana i tylko czekała na atak. Rzuciła się z potężnym cięciem zatrzymując natarcie mężczyzny podczas gdy druga dziewczyna zdążyła się obrócić i zadać cios w plecy. Lucien wyczuwając zagrożenie chciał odskoczyć, zwolnił by jednak tedy uderzenie Iris która wciąż napierała na jego gardę. Był to jednak trenig więc zachował spokój. Otrzymnał trzy potężne ciosy które już bez dodatkowych właściwości mieczy były bolesne. Upadł na ziemię nie mogą się ruszyć. Cały rdzeń kręgowy gotował się, a newrwy wrzały. Uderzające fale ciepła rozchodziły się po całym ciele, a on mógł tylko obserwować jak dziewczyny stają do walki i ścierają się. Ciężko było mu jednak skupić wzrok który opadł na ziemię.
[...]
-Fatalnie, po prostu fatalnie. Ty...
Zawołał kopiąc Luciena co przywróciło go częściowo do świadomości. Nie sądził że miecze są ustawione na tak wysokie wyładowania. Pierwszy raz się z tym spotykał. Takiej broni mogą spokojnie używać do tłumienia zamieszek lub obrony przed dziki zwierzętami. Ich moc zdecydowanie wykraczała poza potrzeby treningu
-Swoimi umiejętnościami skupiłeś na sobie uwagę przeciwniczek. Myślałeś że widząc jaki jesteś dobry zajmą się sobą? Styl masz ciekawy, widać że gdzieś liznąłeś podstaw… Ale taktycznie wszystko położyłeś. Nie czerpałeś energii z tego świata, z swoich emocji. Gdybyś to zrobił Iris nie była by w stanie cię wtedy zatrzymać, przebił byś się przez nią z łatwością. A teraz na bok, niech wejdzie kolejna grupa.
Zdawało się że walkę wygrała Avire, Iris, w nieco gorszym niż on stanie, leżała bez ruchu na skraju placu gdzie odciągnięto i Luciena. Mimo kiepskiego stanu, jasne było e nikt nie trafi do ambulatorium przed końcem zajęć. Mógł więc tylko obserwować resztę starć i poznawać towarzystwo w jakim przyjdzie mu żyć podczas pobytu w akademii.
Oddychało mu się ciężko, nie czuł już jednak dyskomfortu który towarzyszył zazwyczaj osobie która została pobita, cóż - wyjątkiem jest to że pobiły go dziewczyny. Uśmiechnął się sam do siebie, cóż. Schrzanił - nauczyciel miał racje, jednak przynajmniej mógł poznać chociaż troszkę lepiej style walki przeciwników.
Skierował swoje spojrzenie na dziewczynę z którą stoczył walkę.
- Ohh… Jak się czujesz?
Zdawało ci się że próbowała ci odpowiedzieć, odwróciła spojrzenie w twoim kierunku, lecz powietrze przez nią wypuszczane nie tworzyło żadnego dźwięku który mógł byś zidentyfikować. Teraz zobaczyłeś olbrzymiego siniaka po prawej stronie szyi. Jeśli oberwała tam mieczem mogła mieć nawet problemy z oddychaniem. Oczy miała mętne, była bardzo blada, a usta jej całkowicie posiniały. Nie traciła jednak przytomności. Jęknęła w twoim kierunku, zdaje się że to miało być jakieś słowo. Jedno, krótkie. Może dwu, trzy sylabowe. Nie wiedziałeś jednak o co może chodzić, a ona przewróciła się na plecy i ciężko odetchnęła. Na placu tymczasem skrzyżowano kolejne miecze.
Przez pewien czas Lucien przyglądał się dziewczynie, po czym obolały przesunął się ku niej.
- Hej, nie przemęczaj się. Nic nie mów, chwila, chwila… - Mówił raczej do siebie, aniżeli kobiety. Oparł się ciężko na rękach tak, by mógł unieść swoje ciało. Przeszły go dreszcze, starał się jednak utrzymać równowagę, nie był w końcu dzieckiem, wiedział że na siłę nic nie zdziała.
- Słuchaj mnie, staraj się nie zasnąć, w przypadku problemów z oddechem, może to skończyć się źle, hej, hej - patrz w moją stronę. Teraz, postaram się, położyć Cię na boku, nie spinaj mięśni, rozluźni się… - Pamiętał trochę podstawy pierwszej pomocy, jednak w takiej sytuacji, było to dużo bardziej stresujące. Chwycił Ją za rękę, zginając ją w łokciu, po czym umiejscowił na ziemi w takim miejscu, by mogła oprzeć nań głowę. Jego oddech stał się ciężki - denerwował się. Przesunął się ku jej stóp, przekładając prawą nogę nad lewą, po czym szybkim ruchem, strał się przesunąć jej ciało na bok, by wspomóc jej oddech.
- Słuchaj mnie, nie zasypiaj, skup się, skup się na moim głosie. -
Nie zwracają uwagi na tocząca się walkę Lucien zebrał w sobie resztę sił by przemieścić się ku dziewczynie, która najwyraźniej mogła potrzebować pomocy. Można było się spodziewać że obrażenia zwłaszcza w tej okolicy mogły być poważne, a komplikacje powstałe w ich wyniku nawet śmiertelne. Mają to wszystko na uwadze mówił do Iris zwracając na siebie jej uwagę. Wiedział że podtrzymanie świadomości w podobnych przypadkach jest kluczowe. Czy jednak nikt inny nie zwracał na całą scenkę uwagi? Adeptka mogła zginąć w czasie zajęć i przeszło by to bez echa? Jeśli tak na to spojrzeć, właściwie nie dziwiła go obojętność pozostałych adeptów zajętych analizowaniem techniki swych potencjalnych rywali i towarzyszy. Dziewczyna poddawała się bez oporu wszelkim działaniom Luciena, przewrócenie jej na bok nie było problemem. Ona tylko uśmiechnęła się, ciężko było coś wyczytać z jej oczu. Czy była to drwina z troskliwości, czy ulga, a może coś jeszcze innego. Będąc przy niej Lucien dokładnie poczuł jak Moc zapada się do niej. Nie znał żadnej podobnej techniki. Być może chciała przeczekać problemy z oddychaniem spowalniając do minimum swoje procesy życiowe. Z tego co wiedział nie wiązało się to jednak z takim ruchem energii. Czuł to doskonale, niemal widział jak otaczająca ją aura zapada się do środka. Rozpraszała się? Raczej nie, nie wyczuwał też żadnej intencji jakie towarzyszą kumulowaniu mocy do zaklęć.
- Dobrze, jeszcze chwilka, sprawdzimy czy nic Ci się nie zbiera w ustach. Nie chcę byś mi się udławiła krwią lub językiem, szczególnie w takim momencie. - Powiedział z uśmiechem, nie wiedział dlaczego to robi, jednak cóż… To było silniejsze od niego.
- Nie martw się, nie będzie bolało.
Chłopak dotknął jej ust swoim palcem, po czym delikatnie rozchylił je.
- Wybacz, ale nie mam rękawiczek ani niczego… cóż, pójdzie to w niepamięc, co nie?
po tym, palcem wskazującym, starał się przeczyścić usta oraz sprawdzić język. - Mimo całej akcji, cały czas starał się wyczuć coś więcej, nie spotkał się nigdy z takim czymś. Miał jednak nadzieje że jest to dobry znak.
- Ehh… Pokonały mnie dwie dziewczyny, na oczach tych wszystkich adeptów.. - starał się uspokoić (prędzej samego siebie, aniżeli dziewczynę).
Lucian, mimo zmęczenia po walce i faktu że sam był cały obolały skupił się na dziewczynie. Był tak skoncentrowany na jej stanie że powoli zapominał o własnych obrażeniach. Iris nic nie zalegało w gardle, i nie utrudniało dostępu powietrza, obrzmiała szyja i płytki oddech wskazywały jednak na to, że coś było nie tak. Obrażenia zadane mieczem nie mogły uszkodzić narządów wewnętrznych, ale brak tlenu już tak. Mimo wszelkich swoich starań i przywoływania w pamięci swoich szkoleń z pierwszej pomocy, nie był w stanie już nic zrobić. Serce pracowało, biło wolno ale regularnie. Płytki oddech też nie był nerwowy czy urywany. Zdawało się że dziewczyna zapada powoli w sen. Jeśli w ten sposób chciała poradzić sobie z niedoborem tlenu to może i lepiej. Najważniejsze było dostarczyć jej niezbędnej opieki zaraz po zakończeniu zajęć. W między czasie energia która w niej się zapadała najpierw zwolniła, aż w końcu proces się zatrzymał. Lucien nie był w stanie określić gdzie podziała się znaczna część jej energii, zupełnie jakby coś ją wyssało. Dziewczyna leżała teraz na pograniczu świadomości, a w jej energii zaszły poważne zmiany. Jej moc zapadła się, a wraz z nią znacznie ograniczyła się możliwość kontaktu i czerpania z mocy, rzucania zaklęć. Jej aura została również poważnie zaburzona. Leżąc nieopodal Lucien czuł jej koszmary, szarpiące ją z każdej strony. Toczyła w sobie walkę, nie wiedział z czym i o co, choć mógł się domyślać. To było niesamowite. Nikt nigdy nie wspominał mu o czymś podobnym. Czyżby echo jakiegoś dawnego rytuału Sithów? Iris błąkając się pomiędzy snem a jawą ruszała ustami, jakby chciała coś powiedzieć, może nawet do Luciena. Jej głos był jednak zbyt słaby.
- Hej, hej - nie zasypiaj mi tutaj. Wiem, wiem że jesteś śpiąca, ale to nic Ci nie pomoże. Cholera, ja też nic nie zrobie, potrzebuje jakiejś apteczki. Dlaczego tutaj wszyscy mają to gdzieś? - Rzucił bardziej do siebie, aniżeli kobiety. Mężczyzna nie był pewien, co powinien zrobić, jak może przecucić kobietę, nie sądził że ktoś się nią zajmie, przynajmniej do zakończenia treningu, jedyne co mógł zrobić, to zostać koło niej.
 
Cao Cao jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172