Prawie na pewno zagram (jeżeli wulkan nie wybuchnie czy cuś).
Jedno pytanie mianowicie czy starcia będą wyglądały jak w Toporku? Rzut na k100 kto więcej i k20 na inicjatywę +/- bonus z umiejek, sytuacji i różnych dodatków (błogosławieństw)?
Był już psychopatyczny upadły elfi mag, wampirzy sierżant tak bardzo sierżantowski jak tylko można oraz prosty rębajło w świecie przesiąkniętym techniką. To może teraz ludź żak? Podobny trochę do jednego żaka z pewnej książki fantasy. Ale tylko trochę. Może nawet miłośnik pieśni miłosnych Amadeusza (dzięki którym łatwiej było zdobyć niewieścią przychylność) jak i pijackich ryczanych kawałków do których akomponiowało się kuflem piwa. Pochodzący z jednego z starszych szlacheckich rodów Morkoth pół krwii Arkanijczyk.
Chociaż jak to piszę to może pirat albo "marines". Wypadałoby w końcu zagrać kimś powiązanym z morzem.
I jednak padło na odgrzanie starego konceptu. Młody i arogancki awanturnik specjalizujący się w walce dwurakiem i rozwiązywania nieporozumień za pomocą pięści. A u dołu krótki opis postaci:
Drzwi karczmy otworzyły się z hukiem. Do środka wpadło dwie postacie. Ludzkie. Z grubsza...
Pierwszy na pierwszy rzut oka wyglądał na człowieka jednak dość nietuzinkowego. Mierzył z dwa metry i tylko co poniektórzy przedstawiciele "zielonych" ras mogli patrzeć na niego z góry. Mimo to posturą daleki był od orka. Jak go kiedyś jego przyjaciel określił "skrzyżowanie patyczaka i tchórzofretki". Faktycznie nie był szczupły czy nawet chudy, był wychudzony jakby od dłuższego czasu rzadko się żywił. Na grzbiet narzucony miał czarno-czerwony płaszcz, na szyi wisior z jakimś kamieniem szlachetnym a na plecach miecz. Broń ta zasługiwała na oddzielny opis. Na wysokość dorównywała niejednemu krasnoludowi a goblina przewyższała. Zdecydowanie była ciężka i walka nią wymagała nie tylko dużej wprawy a i siły. W głowicy była pusta przestrzeń jakby kiedyś był w nią wprawiony jakiś klejnot a środek jelca został ukształtowany w upiorną paszczę. Ricasso było raczej ozdobne niż użytkowe, skośne linie zbiegające tam gdzie zaczynała się zastawa. Większość osób preferujących ten rodzaj oręża czyli landsknechci i rycerstwo mniej lub bardziej się opancerzało. Przybysz nie nosił nie tylko napierśnika a nawet kolczugi. Dodając do tego iż swój oręż nosił bez wyraźnego zmęczenia czy obciążenia cała ta persona wyglądała poniekąd groteskowo.
Młodzik obrzucił wnętrze karczmy zaczepnym spojrzeniem i zaraz głośno zwrócił się do karczmarza.
- Gospodarzu! Piwa i strawy dla naszej dwójki. A żwawo to może na dłużej zostaniemy w Twym przybytku!
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Ostatnio edytowane przez Szarlej : 20-01-2014 o 19:27.
|