Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2014, 11:41   #209
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 11:33 czasu lokalnego
Środa, 12 styczeń 2049
Puerto Rico, Kolumbia


Czas mijał powoli. GPS i wszystkie łatwe do namierzenia jego bebechy zostały wymontowane. Oczywiście nie zmieniało to faktu, że póki się tego nie pozbędą, namiar ciągle będzie wskazywał dokładnie ich. Tak naprawdę była duża szansa także na to, że samochód ma jeszcze inne zabezpieczenie przed kradzieżą, tu jednak poszukiwania zawiodły. Mogło to być coś praktycznie niedostrzegalnego gołym okiem i nic na to poradzić się nie dało. Ostatecznie mogli liczyć na to, że ci z wypożyczalni sprzedają wyłącznie namiar na GPS.

Wyglądający na drogę Marco nie dostrzegł żadnego wozu policyjnego. Nie dziwiło to tak bardzo. Tą drogą i tak jeździło niewiele osób, zwykle wybierając US65, naliczył tylko kilkanaście wozów przez całą godzinę wypatrywania. Gliniarze pewnie dali sobie spokój, nie chcąc wtykać za bardzo palców w porachunki karteli, gdy dowody wskazywały na to, że wymiana ognia nie dotyczyła przypadkowych cywili. Pewnie do czegoś po czasie dojdą, ich jednak dawno już tu nie będzie.
Wsiedli do pojazdów i ruszyli w dalszą drogę, szczęśliwie nie niepokojeni przez nikogo.


Zjeżdżali powoli z gór, zbliżając się coraz bardziej do najcieplejszych i najbardziej wilgotnych rejonów Kolumbii. Pobliska dżungla nie tylko w ostatnich latach nie była tak mocno wycinana, to jeszcze rozrastała się w kilku rejonach. Dzika przyroda odradzała się, krążyły pogłoski, że to dzięki bardzo aktywnego w tym rejonie GREEN-TECHU, nie dopuszczającego do niszczenia środowiska naturalnego. Nie zmieniało to dla nich nic. Robiło się coraz cieplej, temperatura na zewnątrz klimatyzowanych samochodów sięgała już ponad trzydziestu stopni, a i wilgotność rosła. Na niebie co prawda pojawiały się chmury, lecz jeszcze na tyle nieliczne, że Paula, najlepsza w odczytywaniu takich sygnałów, spodziewała się deszczu raczej następnego dnia dopiero. Lecz za to deszczu tropikalnego, właściwego dla pory deszczowej.

Wjechali ponownie na drogę 65, góry zostawiając z boku. Zatrzymali się w jednej osadzie po drodze, podrzucając tam nadajnik GPS i czym prędzej pędząc dalej. Ich cel pozostawał w miejscu, więc dogonienie go już nie przysparzało problemów. Mieli tez okazję na przyjrzeniu się nowej okolicy.

A ta różniła się od Neivy czy innych "cywilizowanych" miast. Wsie i miasteczka, w tym również Puerto Rico, były dziesiątkami czy setkami małych, wątłych i zwykle mocno zaniedbanych domków, wielkością czasami nie przekraczających standardowej przyczepy kempingowej. Ustawione to było chyba bez większego planu i porządku, wciśnięte w każdą dziurę, zbudowane z czego się tylko dało - blacha tu miała wyraźnie duże powodzenie. Tych lepszych domów było niewiele, lecz tutejszemu Puerto Rico strasznie było daleko do bajecznych plaż turystycznego kurortu. Obok co prawda przepływała jakaś rzeka, ale zaniedbana z zupełnie dzikimi brzegami. Gdy otworzyło się okno, w twarz uderzało gorące, parne powietrze i zapach zgnilizny, nieodłączny przy takiej wilgotności.

Wjechali do miasteczka i zjechali z głównej drogi na prawo, na znacznie gorszą Calle 4 - asfaltową, lecz pełną dziur i nierówności, a potem zupełnie pozbawioną asfaltu, a tylko posypaną ubitym żwirem Carrera 7. Niezbyt zróżnicowane mieli te nazwy. Okoliczni mieszkańcy zerkali na ich samochody, nie poświęcając im jednak jakoś niezwykle dużo uwagi. Samochodów jeździło tu sporo i dwa kolejne, nawet z obcymi rejestracjami, wiele nie zmieniały. Zrobili się już głodni i nieco zmęczeni, ale odnaleźli wreszcie czarny samochód, dokładnie taki, jaki Ruiz widział na przesłanych przez znajomego zdjęciach. Stał na poboczu, w rządku z trzema innymi zwykłymi i niezbyt nowymi pojazdami. A wszystkie one z kolei prawie dotykały ogrodzenia jednego z większych w okolicy, dwupiętrowego budynku. Ogrodzony był solidnym płotem, a przed drzwiami wejściowymi stał jakiś człowiek, paląc papierosa. Bliższe przyjrzenie się pozwalało dostrzec kaburę pistoletu.
 
Sekal jest offline