Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2014, 18:14   #11
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kiedy Stephen poszedł na spotkanie z królem, z niejaką ulgą zobaczył, że odbywa się dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednie.
- Witaj, usiądź proszę i mów - zachęcił go krótko monarcha. Wydawało się, że jest on zmęczony.
Widocznie nie jadł dobrego sniadania, jak oceniał Stephen, jednak królowi nie wypadało dawać takich porad, jak wcinanie jajecznicy. Dlatego skłonił się wedle wzorów etykiety oraz zaczął.
- Proszę wybaczyć, Wasza Królewska Mość, że poprosiłem, byś raczył mnie przyjąć, ale chciałbym ubiegać się o łaskę zgody, na chwilowe przerwanie słuzby gwardyjskiej oraz pozwolenie na wyjazd. Niestety Wasza Wysokość, ponownie przyplątały się sprawy, które Wasza Królewska mość doskonale zna, czyli ów paskudny magik - wyjaśnił władcy.
- Możesz to sprecyzować? - Maris nie wyglądał na zaskoczonego.
- Dwie kwestie w tym zakresie, Wasza wysokość. Pierwszą spośród nich jest zniknięcie panny Kate, która brała udział w poprzedniej wędrówce oraz nagle zniknęła, prawdopodobnie wyjechała. Można przypuszczać, że maczał swoje brudne paluchy ów łajdak, można także się spodziewać, że wędrując za nią uda się dotrzeć do niego. Jednak jest jeszcze kolejna sprawa. Pewien zombie zaatakował innego członka wyprawy. Przypuszczalnie więc, własnie te osoby są na jego celowniku. Wyjazd stąd jest wobec tego nie tylko bezpieczniejszy dla nas, ale także dla innych osób - odparł królowi.
- Ach… a więc to się stało wczoraj, w slumsach? Z tego, co dowiedziałem się od Inkwizytora Shadobow, tylko przybysze z innych światów mają jakiś związek z nekromantą. Pozostało was dwoje. Ty i Kate. Jaka więc jest w tym rola panny Esmeraldy, czy Siobhan? - zapytał, zadziwiając Stephena tym, co wie.
- Wasza Królewska Mość jest doskonale poinformowany - przyznał spoglądając na władcę wojownik. - Co do panny Siobhan, bowiem podobno tak się nazywa naprawę, choć Esmeralda wydaje mi się ładniejszym imieniem, to nie mam pojęcia. Spotkaliśmy ją wraz z dwójką towarzyszy niedaleko miasta, dokładnie przed atakiem owej bandy zombie. Mogę jedynie zgadywać, że jeśli stała się celem ataku, coś widziała, albo coś wie takiego, co nekromantyk uznał za niebezpieczne dla własnej ochrony. Jednak czy to prawda, nie wiem. Obiło mi się wprawdzie, ale nie jestem pewny, bowiem nie znam jej zby dobrze, ze ona takze moze pochodzić skąd innąd, jednak nie wiem, czy to na pewno prawda. Także więc włąśnie to mogłoby wyjasniać owo zainteresowanie jej osobą. Natomiast wspomniane wydarzenie, mam chyba kiepską nowinę. Wasza wysokość tam uderzył zombie, prawdziwy zombie, który zaatakował panne Siobhan. Pewnie Wasza Królewska Mość wie, że był właściwie szlachcicem wysokiej rangi. Udało się uratować dziewczyne, ale strach mnie ogarnia, co jest, jeśli nawet tak dostojni ludzie stają się marionetkami tamtego. Wszak mogliby także dostać się na teren pałacu - faktycznie widać było zafrasowanie Stephena, który analizował całą sytuację. Niewątpliwie bowiem władca powinien potroić swoją straz oraz mieć jakogoś maga pod ręką bez najmniejszej przerwy.
Maris uśmiechnął się lekko.
- Śmiem twierdzić, że jestem wystarczająco dobrze chroniony po… pewnych incydentach - powiedział, a zza Stephena rozległo się “mruczenie” kotka… duuuużego kotka. - Sam władam magią, mam firę i moje cienie. Jestem przekonany, że nawet jeśli ty byś się okazał zamachowcem, zanim byś chwycił nóż, zostałbyś pokonany. - Pokręcił głową. - Jednak nie to jest sercem problemu. Problemem jest nekromanta i wierz mi lub nie, ale dokładam wszelich starań, aby pochwycić zbrodniarza i go stracić, zanim zagrozi komuś jeszcze. Niestety… na razie jestem bezśilny. I moi ludzie również. - Westchnął głośno, chwytając filiżankę. - A więc wyruszasz na kolejną wyprawę. Żałuję, że moi ludzie nie poinformowali mnie wcześniej o nagłym wyjeździe panny Kate. - Spojrzał na Stephena i ponownie pokręcił głową. - Mów, czego ci potrzeba. Mogę wysłać z tobą Inkwizytorów, jednak niewielu, ze względu na sytuację w stolicy. - Zamilkł na chwilę, jakby się zastanawiał, jednak widać było, że chce coś jeszcze powiedzieć, więc Stephen milczał. - Dragonie! - zawołał niespodziewanie monarcha.
Nagle obok młodzieńca pojawiła się postać. Stephen nie zauważył ruchu. Nie było i nagle jest. Czary jakie? Był to człowiek (chyba człowiek…?) odziany cały w szarości i czernie. Na głowie nosił dziwny, chełm z “rogami”, które starczały w tył, który przypominał nieco smoczą głowę. Z całą pewnością nie widać było ani kawałka skóry nieznajomego. Młodzieniec rozpoznał w nim jedną z dziwacznych postaci, która przyjechała z tamtym irytującym Inkwizytorem, kiedy kilka dni temu, po wyczerpującej walce z Meheliosem zmierzali do Celltown.
- Czy są wolne Miecze, które mogłyby wyruszyć poza miasto? - zapytał Maris.
Dziwaczny wojownik skinął głową, kładąc dłoń zaciśniętą w pięść na poziomie serca, po czym powrócił do pozycji “na baczność”. Było to… niepokojące.
Tymczasem król ponownie przeniósł spojrzenie na Stephena.
- Mogę zaoferować wam ochronę w postaci Magów i Mieczy - oznajmił.
- Oraz kogoś, kto nas przypilnuje - usmiechnął się Stephen odgadując sprytny pomysł króla. - Wasza Wysokość, co do magii, jeśli mógłby to być Waellos przyjąłbym pełen wdzięczności. Nauczyłem sie ufać mu oraz jego mądrości. Co do innych inkwizytorów, to eee własciwie nauczyłem się także, że bywają równi oraz potrafią tyle pomagać, co swoją osobowościa sprawać powiedzmy kłopoty. Także jakiś uzdrowiciel byłby wskazany, jeśli moge o takiego prosić oraz może jeden czy dwóch wojowników. To wszytsko, bowiem jedzie jeszcze panna Siobhan oraz inny znajomy, Alfred, na temat którego pewnie juz także Waszej Królewskiej Mości powiedziano. Dodatkowe siły zapewniłyby wprawdzie ochronę, ale umozliwiły łatwiejsze śledzenie karawany. Tymczasem jakaś mniejsza grupa, może potrafiłaby zaskoczyć wroga - zastanawiał się głośno gwardyjski wojownik odpowiadając władcy. - Ponadto przydatne byłyby środki na wyprawę, zwłaszcza konie oraz jakieś fundusze, które mogłyby być przydatne chociazby na nabycie jadła, lub noclegi.
- Inkwizytor Shadobow dostał polecenie ode mnie, alby wypocząć. Nie wyślę go na kolejną wyprawę… jednak nie odmówię, jeśli sam się do takowej zgłosi - dodał, uśmiechając się. - Miast dwóch wojowników, proponuję zabranie dwóch Mieczy. Zapewni to wam spokój, ponieważ, przynajmniej w naszym królestwie, mają opinię niezawodnych i niebezpiecznych. - Spojrzał z uśmiechem na osobnika w czerni. - Niech Opiekun Akademii wyznaczy uzdrowiciela, który wyruszy na tę misję. Wierzę w jego osąd - polecił, po czym Dragon opadł na kolano, schylając głowę, a za chwilę już go nie było.
- Wobec tego przyjmuję z wdzięcznością. Być może nawet nauczę się czegoś od nich po drodze. Natomiast przyznaję, iż chciałbym, aby Waellos się zgodził, jesli jednak nie, poproszę, żeby wskazał innego inkwizytowa, którego daży atencją. Wierzę ocenie Waellosa, podobnie, jak Wasza Królewska Mość Opiekunowi Akademii. Jak rozumiem, ów niesamowity człowiek, który był przed chwilą, udał się do Akademii? - spytał władcę naprawdę pełen uznania. Niespecjalnie wielu królów było mądrymi ludźmi, ten natomiast chyba zaliczał się do chlubnych wyjątków. Takiemu władcy służenie było zaszczytem oraz mogło dawać satysfakcję.
- Za chwilę powinniśmy mieć odpowiedź - przytaknął. - Co do samego Waelleosa, udaj się do niego. Zapytaj… hmm… myślę, że Oria będzie wiedziała, gdzie mieszka. Jeśli poprosisz kogoś z kuchni, na pewno zostaniesz zaprowadzony pod same drzwi domu Inkwizytora Shadobow. Powołaj się na mnie… chociaż znając Renrego, ten ochoczo ci pomoże.
No tak, król rzekł natomiast on musiał dumać, kim jest owa Oria oraz ów sławetny Renry.
- Wedle rozkazu, Wasza Wysokość, chętnie się do nich udam, żeby dowiedzieć się gdzie meiszka Waellos, eee kimkolwiek są? - spojrzał pytająco na odpowiadającego władcę.
- Ach… jeszcze nie poznałeś Renriego? - zdumiał się Maris. - Zawsze, kiedy ktoś nowy pojawia się w zamku, smaży coś, czego zapach roznosi się po korytarzach, byleby zwabić do siebie. Później następuje przesłuchanie, przy czym zagaduje taką osobę, byleby więcej się dowiedzieć i przekupuje specjałami kuchni. Jest to całkiem zabawny rytuał. - Po raz pierwszy tego dnia na twarzy króla pojawił się szczery uśmiech.
- Ach, to ten, wobec tego chyba wiem kto to, chociaż niecałkiem spełniłem jego oczekiwania, najpierw opychając się śniadaniem, nastepnie zas biegnąc na audiencję. Ale pozostawiłem wewnątrz jego szponów biedną pannę Siobhan. Cóż ciekawe jak sobie poradzi? - usmiechnął się. - Natomiast wspomniana Oria? - kontynuował dopytywanie.
- Jedna z kucharek. Myślę, że może wiedzieć, gdzie mieszka Inkwizytor Shadobow. Kiedyś Renri wysyłał ją do niego. Jednak mogę się mylić.
- Wobec tego Jasnie Panie, pędzę już, najpierw do kuchni, potem za Waszym pozwoleniem, do Waellosa. Będziemy chcieli pewnie ruszyć jak najszybciej, bowiem przyznaję, obawa mnie ogarnia co do Kate
- Rozumiem. Więc powodzenia życzę. A teraz muszę wrócić do pracy… - dodał, chwytając jakąś księgę ze stolika. Było tam wiele księg i jeszcze więcej luźnych kartek, a wszystkie pokuładane na równe stosy. Mogło się zdawać, że król siedział tu całą noc… jednak jaki król by tak robił? Chyba tylko taki dbajacy, by jego królestwu nie działa się jakas krzywda. Tym bardziej więc Stephen miał powód szanować króla. Pojąwszy odprawę, skłonił się oraz wyszedł do kuchni. Miał nadzieję odnaleźć tam wskazane osoby.
Tuż przed kuchnią spotkał Siobhan, która stała pod ścianą. Alfreda nie było...
- Jak poszło?! - cyganka dopadła do niego z takim entuzjazmem, jakby był co najmniej jej ukochanym, z którym rodzina zabroniła jej się spotykać. Nie mógł mieć pojęcia, jak bardzo nudziła się pod tą ścianą i jak bardzo czuła się nie na miejscu.
- Całkiem sensownie potraktował Jego Wysokość niniejszą sytuację, panno Siobhan - przyznał jakoś zdziwiony emocjonalną reakcją kobiety, którą jakby nie było spotkał dopiero co. - Wyruszamy kiedy tylko się da. Dostaniemy Waellosa, jeśli zechce pójść, ewentualnie innego inkwizytora, dwójkę speców wojowniczych, uzdrowiciela oraz opierunek. Mam iśc do Waellosa własnie spytać, czy nie miałby ochoty ruszyć zadka. Jeśli masz ochotę ze mną, zaprawszam, tak samo jak Alfred. Jeśli wolałabyś poczekać, nie ma problemu. Póki co, muszę iśc do kuchni, bowiem akurat na tym zamku kucharze należą do najlepiej poinformowanych osobników - wyjaśnił dziewczynie.
Kiedy Stephen wszedł do kuchni, zobaczył czarnego psa, który siedział pod stołem i z lubością obgryzał kość. Szef kuchni akurat tłumaczył coś jednej z kucharek, kiedy zauważył młodzieńca.
- Ach! I jak wizyta u miłościwie nam panującego? - zapytał. - Niestety twoja przemiła towarzyszka już wyszła, zostawiając nam tę bestię pod stołem - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Ach wie pan, jednak jest nieśmiała, bardziej niż przypuszczałem. Wie pan, ten dziewiczy rumieniec dziewczęcego, słodkiego wstydu … - zażartował nieco wojownik wiedząc, że tak czy siak słyszy go jedynie obsługa kuchni. - Wizyta zaś udała się przednio, Jego Wysokość jest naprawdę kimś, kogo warto szanować, ale mniejsza. Król przekazał mi informację, że kto jak kto, ale najdokładniejsze wieści posiada własnie obsługa kuchni. Chyba się nie mylił, biorąc pod uwagę smak tych ciasteczek - schrupał niedawno przygotowanego krakersa. - Chciałbym poprosić, żebyście powiedzieli mi, gdzie mieszka inkwizytor Waellos Shadobow? - spytał.
- Ja właśnie miałam pójść odwiedzić Waela! - zawołała niespodziewanie jedna z kucharek, pakując coś do koszyka.
- Doskonale! Oria cię zaprowadzi! - ucieszył się szef kuchni.
Kobieta wpakowała kilka ostatnich rzeczy do koszyka, po czym z szerokim uśmiechem wcisnęła go w ręce młodzieńca.
- Nie ma czasu do stracenia! Za chwilkę placek całkiem ostygnie! - powiedziała, ruszając w stronę wyjścia. Alfred podniósł się na łapy i z kością w pysku portuchtał za śmiałą kobieciną.
- Jestem całkowicie zgodny z pani decyzją oraz bardzo dziękuję za pomoc - skłonił się Stephen sympatycznym kucharzom na do widzenia. - Po drodze zgarniemy jeszcze pannę Siobhan, która czeka na korytarzu - rzekł kiedy wyszli. - Wstydziła się nieco, dlatego proszę jej zbytnio nie naciskać, ani nie wypytywać. Wie pani, trudny okres ...
- Och! My nikogo nie wypytujemy! - oburzyła się Oria.
- Oczywiście doskonale wiem, dlatego mówię tylko tak na wszelki wypadek każdemu, kto miałby z nią jakąś styczność. Proszę nie brać tego do siebie - wyjaśnił jakoś nie rozumiejąc przyczyny wzburzenia.
 
Kelly jest offline