Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2014, 02:03   #42
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Sophie postarała się uspokoić oddech. Starała się myśleć racjonalnie, chociaż to, czego doświadczyła nie miało nic wspólnego z racjonalnością… i to nie odnosiło się tylko do szaleńca, który chciał odebrać jej życie.
Miasto wyglądało na wymarłe, więc czemu akurat posterunek policji miałby być inny? Niemniej fotografka chciała zaryzykować. Jeżeli istniał chociaż cień nadziei, że znajdzie pomoc, to chciała spróbować. Cień nadziei… To chyba wszystko, co jej pozostało w tej szalonej rzeczywistości w jakiej się znalazła, zupełnie nieprzygotowana na to, czym potraktował ją los.
Ruszyła w stronę posterunku.
Minęła neon i wjechała na parking przed głównym wejściem do komisariatu.
Widok nie był zachwycający. Budynek był zdemolowany, a w dodatku wejścia do niego broniła żelazna brama. Sądząc po zniszczeniach dookoła... w tym mieście zdarzyły się jakieś zamieszki.
Wysiadła z samochodu i podeszła do bramy chcąc sprawdzić, czy nie da się jej otworzyć. Ku jej irytacji była ona zatrzaśnięta i mocno zardzewiała, nie chciała się otworzyć.
wysiada i podchodzi do bramy, sprawdza czy nie da się jej otworzyć. Rozejrzała się po okolicy szukając innego sposobu na przedostanie się w obręb murów. Szybko spostrzegła ustawione pod owym murem deski dające możliwość na wdrapanie się na górę. Musiała spróbować.
Nie było łatwo, ale się udało. Znalazła się w obrębie murów.
Od razu ruszyła do komisariatu zastanawiając się, czy pokonała zardzewiałą bramę tylko po to, aby rozbić się o zamknięte drzwi budynku, a rozbijanie okien i wchodzenie po szkle nie było interesującą opcją. Na szczęście jednak drzwi nie były zamknięte i Sophie nie niepokojona przez nikogo weszła do środka komisariatu.
I tu zaczęły się problemy.
Już po pierwszym kroku Sophie zakryła dłonią twarz. W środku cuchnęło tak uryną i wymiocinami, że kobiecie zebrało się na wymioty. Znalazła się w ciemnym, oświetlonym tylko świetlówkami korytarzu. Podłoga była brudna, po części przez mocz, po części przez krew. W powietrzu zaś latały wręcz rojami wielkie końskie muchy.
Zaciskając zęby Sophie ruszyła przed siebie z determinacją stawiając każdy krok. Szczerze wątpiła, aby znalazła tu pomoc, ale musiała wykorzystać każdą możliwość.
Dotarła do izby przyjęć i stanęła jak wryta. Znalazła tam nie osoby, które mogłyby jej pomoc, a zwłoki… Na wpół zasuszone zwłoki kilku policjantów. Co gorsza smród przybiera na sile, a do zapachu wymiocin i uryny dochodzi odór kału. Jeden z policjantów leżał przy drzwiach, drugi siedział przy biurku dla petentów, a dwóch kolejnych przy ścianie. Wszyscy byli lekko gnijący i martwy. Wszyscy mieli otwarte oczy i zastygły grymas boleści na twarzach.
Sophie przymknęła oczy i zaczęła analizować sytuację. Wiedziała już, że nie znajdzie w tym miejscu nikogo żywego, a sama była łatwym kąskiem dla szaleńca. Potrzebowała przynajmniej broni… a wszyscy ci martwi policjanci taką posiadali. Wzięła głęboki oddech i podeszła do tego, który siedział przy biurku dla petentów. Wyciągnęła rękę po broń.
Telefon na biurku zadzwonił.
Sophie zawahała się. Czy powinna odbierać? Czy to ktoś przyjazny, czy może pułapka? Zabrała pistolet, po czym drżącą dłonią podniosła słuchawkę i przystawiła do ucha.
Usłyszała w słuchawce dyszenie i cichy jęk, a potem… męski głos.
- Masz juz na sobie tylko poszarpany szlafroczek, co? Jesteś goła... to takie podniecające będzie wbić nóż w twoje nagie ciało. Będziesz krzyczała z bólu, co? Obiecaj, że będziesz krzyczała głośno.
Sophie odłożyła gwałtownie i silnie słuchawkę. Jej oddech przyśpieszył. Starała się go uspokoić, ale wtedy…
Trupy zaczęły wpadać w niekontrolowane drgawki.
Sophie nie myślała wiele. Chciała się rzucić do ucieczki, do wyjścia...
Brzuchy trupów wybuchły gwałtownie rozlewając swą zawartość po ciele trupów.
Larwy, obrzydliwe tłuste białe larwy jakiś owadów, każda długości dłonie Sophie. rozlewały się i spływały niczym węże. A drogę do wyjścia odciął jej znajomy zakapturzoyn osobnik z nożem.
-Wyglądasz prześlicznie w tym szlafroczku.- rzekł na powitanie uśmiechając równie sadystycznie co obleśnie.
Sophie bez namysłu oddała dwa strzały w głowę mężczyzny i rzuciła się do ucieczki wgłąb komisariatu. Strzały, o dziwo, powaliły szaleńca na ziemię, ale kobieta nie miała czasu napawać się tym małym zwycięstwem. Biegła, biegła nie zwracając uwagi na zalegające podłogę robactwo, kąsające kostki, stopy i łydki. Szukała okna, orzez które mogłaby się wydostać. Kiedy takie znalazła nawet nie zwracała uwagi na to, że się poobija wyskakując przez nie. To nie miało teraz żadnej wartości.
Skoczyła.
Nie miała także czasu na odetchnięcie z ulgą, bo daleko było do takiej reakcji. Szaleniec już wychodził głównym wejściem, a ona musiała działać szybko. Rzuciła się, aby ponownie przedostać przez mur. Niestety mężczyzna zdołał ją dopaść przy przechodzeniu. Ciął płytko nożem po pośladku i rozdarł ubranie, ale Sophie zdołała się przedostać na drugą stronę.
Nie zważając na ból rzuciła się do samochodu, który pozostawiła przez wejściem. Weszła do auta i wtedy usłyszała okropny, metaliczny dźwięk. Mężczyzna… rozcinał nożem zamek w kracie i zaczął biec w jej stronę. Odpaliła silnik i nacisnęła pedał gazu. Przez chwilę myślała, że może to już wszystko, że umknęła, ale… myliła się. Szaleniec wskoczył na bagażnik i zakotwiczył się nożem na dachu. Sophie nie rozważała teraz z czego musiał być zrobiony ten nóż. Zaczęła robić gwałtowne skręty i rozpędzać się, ale to nie zrzuciło drania. Przynajmniej nie posuwał się dalej, tylko gadał...
-No skarbie nie bądź taka. To zaboli tylko chwilę... to prawie jak utrata dziewictwa.- zaśmiał się wesoło szaleniec.
Sophie odwróciła się i oddała strzał przez tylną szybkę. Poskutkowało. Odrzut zrzucił go z samochodu, zaś tkwiący w dachu nóż rozmył się niczym dym.
Sophie nacisnęła pedał gazu i ruszyła, chcąc jak najszybciej oddalić się od tego miejsca, tylko… gdzie? Dała sobie kilka minut na uspokojenie myśli. Czego potrzebowała? Przydałoby się opatrzyć tę płytką ranę, jak i zdobyć ubranie oraz zorientować się, gdzie znajdują się stacje paliw. W końcu ten samochód nie będzie wiecznie jeździł bez tankowania
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest teraz online