Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2014, 13:04   #22
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Antonius Avaretto, Python Ceylau’Moris

- Radzi jesteśmy móc ujrzeć was w dobrym zdrowiu, milordzie. - uprzejmie przywitał się Python, wymieniając z Antoniusem spojrzenie pod tytułem “Czuj się jak u siebie w domu” po czym wszedł do pomieszczenia, nie nachalnie, acz bliżej lorda.
- Cieszymy się, że nasze wysiłki nie poszły na marne i teraz powoli wracacie już do zdrowia panie. To ogromne szczęście, że wszystko jednak skończyło się dobrze. - Wtrącił dość nieśmiało Antonius. Nie był pewien czy Svenowie przywiązują wagę do takich rzeczy jak owa specyficzna wyniosłość z którą zazwyczaj niektórzy przedstawiciele szlachty zwracają się do każdego kto jest od nich niższy rangą, a w związku z tym nie wiedział czy to, że się odezwał nie zostało przyjęte jako swego rodzaju zniewaga, czy też coś podobnego. Lord Sven wyglądał jednak na dość otwartego człowieka, nie zwracającego aż tak uwagi na tego typu rzeczy, a poza tym w pewnym stopniu zawdzięczał Antoniusowi życie, szampierz wolał więc odezwać się niż stać w miejscu bez słowa.
Ciężko było określić czy stosunek Corneliusa do Antoniusa brał się z otwartości szlachcica, czy właśnie owa wdzięczność za uratowanie życia wchodziła w rachubę. Tak czy inaczej Sven uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Mogło się skończyć tragicznie, i pewnie skończyłoby się, gdyby nie wy. Proszę, usiądźcie. - to mówiąc wskazał na trzy krzesła stojące nieopodal łóżka, które jedno zajęła Ava. - Będę was uważał za przyjaciół, o ile pozwolicie.
- Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi z racji urodzenia, lordzie. - najmłodszy z arystokratów zasiadł we wskazanym miejscu uśmiechnąwszy się na rozmowność jego własnego ochroniarza. - Jedynie przypadkiem, dzięki Imperatorowi, znaleźliśmy się we właściwym miejscu i dalej zachowaliśmy się w jedyny należny nam sposób.
Antonius nigdy nie czuł się w pełni szlachcicem. Zubożała szlachta z której jakoś odlegle się wywodził praktycznie już sama prawie zapomniała, że kiedyś coś łączyło ją z wyższymi sferami. To, że Antonius wrócił na poziom z którego niegdyś spadli jego przodkowie zawdzięczał tylko i wyłącznie sobie, a nie jakiemuś nikłemu, szlacheckiemu pochodzeniu z którego ostało się tylko nazwisko. Nie mówił o tym jednak Pythonowi, który gdy tylko dowiedział się, że szampierz ma szlacheckie korzenie od razu ucieszył się i począł już prawie bez dystansu traktować go jak przyjaciela. Nie spierał się więc ze swoim pracodawcą i zaakceptował bez problemu to co tamten powiedział. Co by nie mówić to posiadanie za przyjaciela kogoś z tak wysokiej szlachty jak Svenowie mogło chyba przynieść same korzyści.
- Czuję się zaszczycony mogąc się uważać za pańskiego przyjaciela lordzie. - Powiedział Antonius po czym zajął miejsce obok Pythona.
- Człowiek nie codziennie zawdzięcza życie drugiemu. - uśmiechnął się szeroko. - Teraz już przynajmniej wiem, że opuszczanie rezydencji samotnie to w tych czasach kiepski pomysł...
- To nie tylko kwestia czasów, milordzie. To raczej kwestia tego, iż od jakiegoś czasu za nasz stan, lub po prostu za znaczne wpływy można obudzić się u samego Imperatora. - rzucił Python - Ale o tym na pewno słyszeliście już wcześniej...
- To prawda. Ostatnio wielu ważnych ludzi na Crei, w tym wielu szlachciców pożegnało się z życiem, bynajmniej nie z przyczyn naturalnych. Sądzimy, że ktoś za tym stoi i wiele wskazuje, że to raczej jakaś grupa, gdyż jedna osoba raczej nie zdołałaby osiągnąć aż tyle w tak krótkim czasie.
- To prawda, to prawda… Chyba każdy z nas o tym słyszał. - zamyślił się. - Mnie jednak doszła plotka, i może to być tylko plotka, że problem nie trzyma się tylko Crei, ale nie wiem na ile to prawda. Słyszałem także, że to działania Pireusu, ale szczerze nie chce mi się w to wierzyć.
- Plotki, miłościwy panie, warto słyszeć, ale wiele nam nie dadzą. W tej chwili trzeba raczej, by wasi ludzie mieli się na baczności by ktokolwiek kto dybie na twoje życie nie spróbował ponownie, wiedząc, że widzieliście jego oblicze. - Python przerwał na chwilę - Widzieliście je, prawda?
- Widziałem, ale tylko przez chwilę. - spojrzał po mężczyznach. - To wszystko jest dziwne. Nie jestem kimś szczególnie ważnym w mojej rodzinie, czy kimś ważnym w polityce. Nie jestem nawet pierwszym spadkobiercą. Nie ma powodów, aby chcieć mojej śmierci, a o wrogach nic mi nie wiadomo. Naprawdę są, chociażby w mojej rodzinie, bardziej interesujące cele. Obawiam się, że jestem dość nudnym przedstawicielem.
- Cóż, mogło to mieć też coś wspólnego z tym spotkaniem o którym wspominałeś lordzie. Nie chcę być wścibski, ale czy mogło kogoś rozgniewać to, że pojawiłeś się na tym spotkaniu? Może przez to nawet nieświadomie mogłeś lordzie wtrącić się w czyjeś tajemnicze sprawy, lub dowiedziałeś się czegoś czego nie powinieneś się dowiedzieć?
- To spotkanie bynajmniej nie obfitowało w żadne tajemnicze sprawy, nic z tych rzeczy… - Cornelius zerknął na Avę, której to mina nie świadczyła o tym, że jest zachwycona. Cornelius zaśmiał się trochę nerwowo. - Każdy czasem odczuwa chęć wyrwania się, prawda?
- Istotnie milordzie, wybaczcie dociekliwość. Mój przyjaciel jest wybitnym specjalistą, sztukmistrzem po prawdzie w zapewnianiu możnym jak my bezpieczeństwa, a nadgorliwość jest jego przyrodzoną cnotą. - uśmiechnął się do Antoniusa jego młody mocodawca - Istotnie, wasze sprawy są waszymi sprawami i nie zamierzamy niegrzecznie dociekać waszych rzeczy. Chwilowo poczuwamy się raczej w pewnym obowiązku wobec was, więc i pomyślałem, że na własną rękę możemy spróbować poszukać i schwytać lub spacyfikować niedoszłego mordercę, hmm?
Cornelius spojrzał zmieszany.
- Na własną rękę? To chyba sprawa dla policji planetarnej?
- Policja planetarna nic nie jest w stanie zrobić, milordzie. W dawnych latach, jak opowiadał mi mój świętej pamięci ojciec, gdy zachodził czas potrzeby i próby, kilku lub i więcej przedsiębiorczych z naszego stanu było w stanie stworzyć unię, która miałaby osiągnąć jakiś cel, choć nie jestem na tyle obeznany z indywidualną historią poszczególnych wielkich rodów, by przytoczyć przykłady. Jak by to ujął jeden z moich sług o talencie do podsumowania rzeczy… Jeśli umiesz liczyć, licz na siebie. - Python rozejrzał się za kieliszkami, karafkami, winem, amasec’iem, koniakiem, czymkolwiek co by odpowiadało a zlokalizowawszy wstał i podszedł, by obsłużyć obecnych, w dziwnej manierze - Jeśli można, ze względu na dostojne towarzystwo i fakt, że jestem najmłodszy wiekiem. O czym to ja… tak. Zawsze lubiłem rozciągać tę radę na całą arystokrację. Jest powód, dla którego sprawujemy pieczę nad dobrobytem…
Python podszedł i podał wpierw kieliszek Avie, drugi Corneliusowi, potem swojemu staremu przyjacielowi.
-...całej planety. Jako arystokraci, wszyscy arystokraci.
Cornelius przyjął kieliszek z uśmiechem.
- Piękne słowa, ale czy mają jakąkolwiek moc sprawczą? Nie jesteśmy obeznani w sprawach śledztwa w końcu, więc nie wiem czy całkowicie na własną rękę bylibyśmy w stanie osiągnąć sukces.
- Masz rację lordzie, sami nie mamy zbyt wielkich szans na odniesienie tu sukcesu. - Powiedział Antonius. - Jednak istnieje pewna szansa na to aby śledczy zajmujący się tą sprawą dopuścili nas do informacji i dowodów z nią związanych, co na pewno by nie zaszkodziło. Pytanie tylko czy mamy coś co możemy im zaoferować w zamian za dopuszczenie nas do śledztwa?
- Na pewno mamy obeznanie i lepsze kontakty w wyższych sferach - odparł Cornelius. - Ale zakładam, że o wiele łatwiej byłoby, jeżeli kogoś znajomego mielibyśmy wśród śledczych… - zamilkł na chwilę. - Myślicie, że Adeptus Arbites zajmują się tą sprawą?
Ava zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała.
- Wydaje się to bardzo możliwe. - Stwierdził szampierz. - Ta sprawa dotyczy już wielu ważnych osób, nie tylko szlachciców. Jak tak dalej pójdzie to zagrozi to stabilności w systemie a wtedy mogłoby się zrobić nieciekawie, uważam więc, że wyższy organ prawny jak Arbites mógł także włączyć się już do gry.
- Jest pewna… furtka - zaczął ostrożnie Cornelius, po czym zwrócił się do Avy. - Twój brat mógłby nią być.
- To jest także twój brat, Corneliusie - warknęła kobieta.
- Bardziej twój niż mój. - wrócił uwagą do gości. - W naszej rodzinie jest pewien… Arbites. Tylko nie jestem pewien czy byłby skory do współpracy. Nasze ostatnie spotkanie z nim… Obawiam się, że nie rozstaliśmy się w dobrych stosunkach.
- Być może zatem potrzeba by… rozjemcy? - zapytał Python, przenosząc wzrok na Antoniusa - Nie jesteśmy wszak stroną w tej sprawie, jaka by nie była. - kątem oka zerknął na Avę, której dotychczas nie poświęcał wiele uwagi, ale na razie powstrzymał się przed wygłoszeniem swoich uwag i obserwacji. Po nikłym uśmiechu jego przyjaciel mógł stwierdzić, że ledwie.
- Sądzę, a raczej mam nadzieję, że członek rodziny Sven posiada na tyle profesjonalizmu, żeby oddzielać sprawy prywatne od osobistych - oparł Cornelius.
- Och, potrafi i w tym był problem, prawda? - dodała ironicznie Ava.
- Ja i mój przyjaciel rozumiemy naturę konfidencji rodzinnej, a sir Avaretto jest dla mnie jak stryj. - uniósł kieliszek w niemym toaście Antoniusowi - Jeśli wypadałoby, a wierzę że narada nigdy nie szkodzi kwestii delikatnej, być może moglibyśmy z majordomusem ujrzeć dokładniej waszą piękną oranżerię w czasie gdy rozważylibyście naszą propozycję mediacji, jak prób działania w śledztwe na własną rękę. - to powiedziawszy grzecznie wstał, dla podkreślenia słów, jak gdyby był gotów zostawić rodzeństwo do omówienia spornej kwestii we własnym gronie i odstawił kieliszek.
- Narada zawsze dobrze zrobi. - Cornelius spojrzał twardo na Avę, która jednakże nie robiła sobie wiele z jego wyrazu.
- Na zewnątrz pokoju znajdziecie sługę, który was zaprowadzi. Majordomus powinien być w okolicy.
Młody arystokrata z trudem ukrył że prawie się zachłysnął usłyszawszy taką odpowiedź, po czym szybko zganił się za własne zdziwienie, przypominając sobie, w jak nowej sytuacji dla niego się znajduje - i że większość sytuacji w jego życiu jeszcze będzie dla niego nowa. Skinął głową Antoniusowi, ukłonił się lekko Cornelisowi i jego siostrze, po czym ruszył do wyjścia z pomieszczenia, czekając na ochroniarza.
Można było natomiast skorzystać z tego w inny sposób - również oni dwaj mogli się naradzić.
Antonius wstając również ukłonił się gospodarzom, po czym wyszedł za Pythonem. Gdy znaleźli się już za drzwiami spojrzał na swojego pracodawcę i zamyślił się na chwilę.
- Zdecydowanie otworzyły się przed nami nowe drogi, ale czy damy radę z nich skorzystać? - Spytał nieco filozoficznie. - Znajomość z Arbites mającym dostęp do tego śledztwa może nam bardzo pomóc, ale czy uda nam się przekonać go do naszej sprawy? Oczywiście o ile Svenowie zdecydują się na podjęcie naszej pomocy w sprawie tej mediacji.
- Grunt to żebyśmy to ujęli jak gdybyśmy my wyświadczali im przysługę, nie na odwrót. - odparł Python, rozglądając się za majordomusem - Muszę przyznać, że nie byłem przekonany do tak otwartego zdradzania że już się tym zajmujemy, ale dzięki Tobie wiemy o Arbitrze spokrewnionym z nimi. To nie może być dobra historia, biorąc pod uwagę w jaki sposób rekrutowani są Arbites. Ale nie mam wątpliwości, że Cornelius skorzysta z każdej pomocy by uratować swoje życie, co jest jedynie rozsądne.
- Natomiast lady Ava - odwrócił się do Antoniusa - Coś bardzo dokładnie chce przed nami ukryć. I nie jest to kwestia ich brata ani Arbitra, lecz spotkania Corneliusa, hm? - po czym zamilkł, oczekując odpowiedzi, lub kogoś kto zaprowadziłby ich do przewodnika po domostwie. Gestem zawezwał pierwszego służącego jakiego ujrzał, czekając na myśli Antoniusa ubrane w słowa.
Służący faktycznie wręcz czekał nieopodal pokoi Corneliusa. Podszedł do obu mężczyzn i skłonił się głęboko.
- Jakie są wasze życzenia, lordowie?
- Chcielibyśmy zobaczyć z bliska waszą wspaniałą oranżerię. - odparł Python, nie zdejmując oczekującego spojrzenia z Antoniusa.
- Rozumiem. Poproszę majordomusa, aby towarzyszył, jako że będzie to bardziej odpowiednie towarzystwo dla lordów, jeżeli taka jest lordów wola. - skłonił się ponownie i spojrzał po mężczyznach oczekując decyzji.
- Ależ nie trzeba. Jesteśmy w pełni zadowoleni z naszego towarzystwa. - uśmiechnął się do sługi zachęcająco.
- Dobrze, spełnię więc wolę. Proszę za mną. - to powiedziawszy wykonał zapraszający do podążania za nim gest i ruszył powoli korytarzem.
Antonius myślał nad słowami Pythona i zastanawiał się nad zawiłymi sprawami toczącymi się wewnątrz rodziny Svenów. Po dłuższej chwili odpowiedział towarzyszowi ściszonym głosem, tak by prowadzący ich sługa nie mógł usłyszeć.
- Sądzę, że może chodzić o dwie rzeczy. Pierwsza opcja jest taka, że to spotkanie rzeczywiście było na tyle ważne i tajemnicze, że mogło sprowokować atak tego zabójcy, lecz Cornelius i Ava z jakichś powodów nie chcą nam o tym powiedzieć. Druga natomiast jest raczej dość trywialna, lecz nie możemy jej bagatelizować. Mianowicie uważam, że powodem owego spotkania Corneliusa mogła być kobieta. Sam powiedział, że chciał się wyrwać. Mogło mu chodzić np. o porzucenie choć na chwilę sztywnych reguł i obowiązków bycia szlachcicem i ucieczka od tego wszystkiego w objęcia jakiejś damy, lub może nawet kogoś z niższego stanu. Oczywiście mówiąc, że chciał się wyrwać mógł też mieć co innego na myśli, ale ta wersja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna, zwłaszcza, że lady Ave tak bardzo to denerwuje.

* * *

Dotarli w końcu do oranżerii przyłączonej do rezydencji tak, że nie było trzeba wychodzić na chłód, aby się do niej dostać. Miejsce to obfitowało w większą ilość roślin niż sam ogród, jako że było odpowiednio nagrzewane i chronione przed bezlitosnym klimatem Crei. Antonius i Python znaleźli się wśród zieleni, której Crea nie znała. Widzieli różne gatunki drzew będące niczym nowym dla innych światów, jednak nieznane dla tej planety. Zielony dywan, który rozpościerał się po obu stronach białej dróżki wręcz emanował soczystością i zdrowiem. Największym jednak zaskoczeniem dla obu mężczyzn były białe i niebieskie róże, komponujące się z kolorystyką rodu (która widoczna była nawet w ubraniach służby), a układające się w rodowy herb. Róże były prawdziwym rarytasem w oranżerii, podobnie jak nieliczne lilie.
- Mezalians? Ciężko mi uwierzyć, by ktoś tak potężny mógł zadowolić się w ramach rozrywki lekką młódką, choć… przynaję… - Python zamyślił się na chwilę, prawie jak gdyby naprawdę rozważał to co mówi - Czasem i mnie męczy cały ten przepych, zawiłość,perwersja i hedonizm i układy, intrygi, kłamstwa… Kto wie… Bardzo bystre spostrzeżenie. W obu wersjach jednak wydaje mi się, że wygraliśmy dar od losu, tam, gdzie potencjalnie przez Kehllera wiele straciliśmy. Nie widzę powodu by nie działać na oba fronty. Rzeczywiście, siostra milorda wydaje się osobą na tyle sztywną by myśleć jak zrugać brata wobec możliwego skandalu. Słodki Imperatorze, czy ten widok nie porusza Twojej duszy? - zapytał, ujmując na chwilę w dłoń kielich jednej z białych róż i przez chwilę z przymkniętymi oczyma napawając się wonią kwiatu. - Ten ogród jest dziełem sztuki. - powiedział już na tyle głośno, że było to tak skierowane do Antoniusa, jak ich przewodnika.
Szampierz nie posiadał aż tak romantycznej duszy by napawać się pięknem ogrodu tak jak jego towarzysz, musiał jednak przyznać, że ludzie którzy zajmowali się rozmieszczeniem i pielęgnacją obecnych tutaj roślin naprawdę dobrze znali się na swojej robocie. Równie malowniczy a jednocześnie wcale nie kiczowaty sztuczny ogród widział może raz w życiu, na zupełnie innej planecie.
- Tak, zdecydowanie jest wielką ozdobą tej posiadłości. Svenowie mają z czego być dumni. - Stwierdził głośno Antonius.
Sługa skłonił się obu mężczyznom.
- Pani domu, lady Aurelia, szczególnie dba, aby troszczono się należycie o oranżerię.
- Masz rację, powinniśmy skorzystać z obu możliwości. - Antonius zwrócił się już ciszej do Pythona. - Co prawda z Kehllerem mogą być jeszcze jakieś problemy, ale zawsze istnieje możliwość, że skontaktuje nas z kimś innym niż brat Svenów. W końcu nie wiemy czy akurat on zajmuje się tą sprawą, a nawet jeśli, to istnieje możliwość, że zajmują się nią również jakieś inne służby niż Arbites, które nie koniecznie muszą działać ze sobą w zgodzie. Sam wiesz, że różnie to bywa między organizacjami mającymi podobne cele. Często zamiast współpracy nawiązuje się między nimi rywalizacja.
- Dokładnie, dokładnie… wątpię by pozostałe Adeptus pozostawiły to wyłącznie kompetencji Arbites… Więc myślę, że w rzeczy samej. Nie myśl o tym, napawaj się przez chwilę takim miejscem, zaraz naszym gospodarzom znudzi się kłótnia rodzeństwa i znowu zechcą z nami porozmawiać.

* * *

Minęło jeszcze na tyle czasu, żeby Antonius i Python mogli delektować wyglądem i spokojną atmosferą tego miejsca. W końcu do oranżerii wszedł sługa w biało-niebieskim stroju, jaki nosili wszyscy członkowie służby. Ten jednak miał obszyte złotym materiałem skrawki mankietów. Skłonił się uprzejmie obu mężczyznom i rzekł przepraszającym tonem:
- Lord Cornelius i lady Ava przepraszają za wynikłą sytuację i mają nadzieję, że spędzili lordowie trochę mile czas oraz, że wciąż chcecie kontynuować rozmowę.
- Ależ, przepraszają. Jedynie pozwolili nam nacieszyć się pięknem oranżerii. Mimo jej piękna, niesposobna odmówić gospodarzom dialogu, zwłaszcza po takim darze. Prowadź, proszę, dobry człowieku.
Sługa skłonił się ponownie i poprowadził Pythona i Antoniusa do pomieszczeń, które nie tak dawno opuścili. W pokoju prywatnym Corneliusa zobaczyli jak i Avę, jak i jej brata. Cornelius uśmiechnął się na ich widok. Nawet jeżeli kłótnia z siostrą wzburzyła go zachowywał on niewzruszoną maskę.
- Mam nadzieję, że wybaczycie nam tę przerwę w rozmowach?
Ava patrzyła na obu mężczyzn bez konkretnego wyrazu.
- Było dla nas szczęściem móc oglądać tak wspaniałe piękno żywej natury, szczególnie w kontraście do wiecznie białej i niegościnnej Crei. - Wyraził zachwyt nad ogrodem Antonius, choć to raczej po jego towarzyszu można by się tego spodziewać. - Powinniśmy raczej podziękować za tę możliwość niż cokolwiek wybaczać. Tymczasem mamy nadzieję, że rodzinna narada również przebiegła pomyślnie. Jaką lordzie wraz z siostrą podjęliście decyzję?
- Pomożemy wam. - Cornelius uśmiechnął się, zaś wyraz twarzy Avy nie uległ zmianie. - Tym Arbites jest… jaką on miał rangę, podkomisarz? Kathan Sven. Ava pomoże w kontakcie.
- Postaramy się odpowiednio wykorzystać tę nową możliwość. Wspominałeś lordzie, że nie jesteście aktualnie w zbyt dobrych stosunkach. Czy chcesz w takim razie abyśmy spróbowali również pełnić rolę rozjemcy, jak to zaproponował mój przyjaciel, czy od razu zająć się naszą sprawą? - Antonius spojrzał wymownie w stronę Pythona, jak gdyby zaznaczając, że to właśnie młodszy szlachcic jest z ich dwójki bieglejszy w rozmawianiu i przekonywaniu do czegoś ludzi.
- Nie wiem czy to miałoby rację bytu. Próba rozejmu powinna wyjść od niego, ale to uparty Arbites - kontynuował Cornelius, zaś Python i Antonius mieli wrażenie, że Ava pokręciła oczami.
- Nie bałabym się jednak - wtrąciła Ava - że nasze relacje z nim zaważą na waszej sprawie. Można mówić wiele, ale jest on dość… profesjonalny.
- O tak… - mruknął Cornelius grobowym tonem.
- Zatem spróbujemy jak najszybciej się z nim skontaktować i pchnąć tę sprawę nieco do przodu. Wcześniej jednak proponuję wznieść toast za powodzenie naszego planu. - Powiedział szampierz po czym zerknął jeszcze w stronę Pythona, czekając czy tamten nie zechce czegoś jeszcze wtrącić. Młody arystokrata tylko przypatrywał się przez chwilę dwójce starszych od niego gospodarzy w milczeniu, zastanawiając się w jaki sposób jedno z nich chciało ich wykorzystać, lecz na propozycję swojego obrońcy i przyjaciela uśmiechnął się, sięgnął ponownie po stojącą na szykownej komodzie butelkę amasecu i rozlawszy po czterech kryształowych kieliszkach alkohol uniósł swój w toaście.
 
-2- jest offline