Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2014, 18:15   #28
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Victor poruszył brwiami, tak jakby wzruszał ramionami. Rozłożył lekko ręce i powiedział:
- Jak powiedział jakiś tam hiszpański reżyser, życie bez pamięci jest niczym. Swoiste spoiwo wspomnień naprawdę by mi się przydało psze pani, bo mam sieczkę w głowie - pokiwał głową z kwaśną miną. Oblizał wargi przypatrując się uważnie kopercie. Musiał się jednak opamiętać. Nie należało oceniać ludzi po wyglądzie, te grube coś rozwalone przed nim i zdolne do mówienia, musiało być dość niebezpieczne. Na dodatek burdelmama raczej nie na tyle dobroduszna by dać Victorowi cokolwiek za darmo. Zawsze wszędzie prowadziły tak bardzo kręte i długie drogi…
- Ah - kobieta uśmiechnęła się i rzuciła Vilmerowi długie spojrzenie spod mocno umalowanych powiek. Saszetka z kryształkami zniknęła ze stołu, a pulchna dłoń z kiczowatym, złotym pierścionkiem pogładziła kopertę czułym gestem - Zofia nie myliła się co do ciebie - w jej ustach imię “Zofia” brzmiało dziwnie miękko, jak “Soffa” - To przesyłka od niej. Zostawiła ją na wypadek, gdyby ją coś… spotkało. Bardzo mi przykro, Viktorze. To była niezwykła kobieta. Będzie mi jej brakowało - burdelmama westchnęła i zatuliła rozchylony szlafrok - Ale musisz wiedzieć, że przechowanie tego małego pakuneczku przyniosło mi wiele problemów - podniosła kopertę i obróciła w dłoni, jakby chciała zajrzeć przez papier do środka - Zabawne, jak wiele mogą znaczyć dla kogoś czyjeś pamiątki...i do czego się posunie, by je zdobyć. A ty? - oczy kobiety spoczęły na Vilmerze - Byłbyś skłonny… wynagrodzić kłopoty jakie przyniosła mi pamięć Zofii?
Victor przymknął na dłuższą chwilę jedno oko, uśmiechając się leciutko.
- Jak? - parę dodatkowych pytań zaczęło go teraz dręczyć, ale trzeba było panować nad sobą. Skąd niby taka baba znała Zofię? Niepokoiło go, że ze wszystkich możliwych ludzi spod ciemnej gwiazdy, wybrała akurat burdelmamę do przekazania ostatniej woli, czy cokolwiek było w środku.
Woreczek z kryształkami znów pojawił się na stoliku. Kobieta uniosła go w dwa palce i podniosła pod światło lampki; na blat biurka padły kolorowe promienie, jakby substancja rozszczepiała światło.
- Nowy przebój rynku. Nazywają go “pyłem snów” - burdelmama przesunęła woreczek w stronę Victora. - Rozkrusza się i wciera w śluzówkę, albo rozpuszcza i dożylnie. O efektach krążą legendy… nie próbuj tego w domu - uśmiechnęła się lekko. - Nie wiem, kto to rozprowadza na moim terenie… A bardzo nie lubię nie wiedzieć. I bardzo nie lubię, gdy ktoś narusza pewne niepisane prawa. Więc… znalazłbyś mi go? Moi chłopcy już sobie z nim porozmawiają… Ale są zbyt znani w dzielnicy, żeby nie rzucać się w oczy. Dostaniesz kopertę… i moja głęboką wdzięczność - mrugnęła zalotnie do mężczyzny.
V. podniósł ostrożnie woreczek przyglądając się uważnie.
- Niee… nigdy narkotyków nie brałem w swoim życiu, nie mam zamiaru tego zmieniać - schował towar do kieszeni i skinął głową. - Zrobię więc co mogę, tylko… chciałbym wiedzieć, czy jeśli się mi nie uda, to twoi chłopcy porozmawiają ze mną zamiast z ludźmi odpowiedzialnymi?
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi, Victorze - burdelmama wstała i dotknęła dłonią ramienia mężczyzny. Ominęła Vilmera, ciągnąc za sobą ciężki zapach perfum i podeszła do sekretarzyka, otwierając kluczem jedną z szuflad - Jeśli nie chcesz tego robić, przekażę ci ostatnią wolę Zofii choćby teraz - wróciła znów do stolika, trzymając w dłoni coś zawiniętego w materiał - Ale myślę, że ta mała przysługa pozwoli ci lepiej zrozumieć całą sytuację… i co się stało. Weź to, proszę - podała mu pakunek z tkaniny - Jestem pewna, że ci się przyda.
- Nie mówię, że tego nie zrobię, im więcej się dowiem tym lepiej - powiedział dziękując i przejmując pakunek. - Po prostu wolę działać nie pod presją, bo ostatnio nie jestem w stanie sobie z żadną poradzić, tak myślę. Nie wiesz w jakiej cenie schodzi? - spytał rozpakowując podarunek.
- Bardzo symbolicznej. Rzadko go się spotyka, ale to raczej kwestia małej ilości dealerów...komuś zależy, żeby szybko zdominować rynek, potem zapewne podniesie cenę.
Vilmer odwinął ostrożnie pakunek. W środku znajdowała się stara i brudna dziecięca zabawka - gumowy nóż.
- Ostrożnie - kobieta stanęła za Victorem; czuł na plecach ciepło jej ciała i dotyk dłoni, kiedy sięgnęła i zatuliła z powrotem materiał - Nie patrz na niego za często. Zwątpienie bardzo mu szkodzi.
Victor odwrócił się do niej, cofając się o krok, a potem kolejny. Powoli. Nie chciał jej dotykać. Fuj, fuj, fuj!
- Jest magiczny? Nie działa dopóki nie uwierzę, że działa? - spytał uśmiechając się lekko.
- Magiczny? Można tak powiedzieć. Jego poprzedni właściciel uważał, że to potężny miecz na demony. Nie musisz wierzyć w prąd, by żarówka działała… - burdelmama uśmiechnęła się i uderzyła w mały dzwoneczek; w pomieszczeniu rozeszła się dźwięczna nuta - ...choć kto wie, co się stanie, jeśli będziesz wątpił w to, czy coś istnieje. Może zniknie z rzeczywistości, jeśli masz dość silnej woli?
- Działało chyba tylko w matrixie… - mruknął przyglądając się burdelmamie, która chyba wykraczała poza swoje kompetencje takimi rozmowami. Chociaż kto ją tam wie? - A czemu poprzedni właściciel nie jest obecnym? Dorósł, czy jak? - dawno nie rozmawiał z ludźmi tak w miarę normalnie. Póki miał towarzystwo, nawet takie odrażające, mógł pokorzystać. Szczególnie, że otyłość tej kobiety, śmiesznie kojarzyło się z jego wagą, jeszcze jakiś czas temu. Zastanawiał się, jakby wyglądało zestawienie ich dwojga, z czego Victor byłby jeszcze w stanie pięćdziesięciu pięciu kilogramów. Coś jak zapałka obok zapalniczki? Kijek pod drzewem?
Jedna jedyna rzecz na tym świecie, która zawsze była, jest i będzie dla niego śmieszna to grubasy.
- Tak, nabrał lat i powagi - kobieta odpowiedziała bardzo serio. - Odrzucił fantazje i “dziecinne sprawy”, jak sam je nazwał. Wydawało mu się, że jako dorosły nie może pozwolić sobie na takie głupie sentymenty. Potem zginął; coś, co kiedyś odrzucił, mogło mu uratować życie - pokręciła głową - Smutna historia. Znalazłam tą broń na garażowej wyprzedaży; mimo upływu lat zostało w niej dość emocji i wspomnień z jej wspaniałej historii i jego wyobraźni. To musiał być bardzo intrygujący chłopiec...szkoda, że tak skończył.

W drzwiach pojawił się efeb, który przyprowadził tu Vilmera; w dłoni trzymał papierowo torbę, tę, w którą ochroniarz wsadził rzeczy Victora. Kobieta dostrzegła go i spytała:

- Masz jeszcze jakieś pytania, Viktorze? Chciałabym umówić się z tobą na dłuższą rozmowę, ale… cóż, obowiązki wzywają. Sam rozumiesz; nie chcę cię niepotrzebnie zatrzymywać.
- Ach tak, racja! - opamiętał się potrząsając głową. Bądź co bądź, lepiej było nie zostawać za długo w gościach u takich ludzi. - Też mam swoje obowiązki. Zgłoszę się, gdy czegoś się dowiem - powiedział kłaniając się nie za nisko.
- Powodzenia, Vikotrze. Nawet nie wiesz, jak jestem wdzięczna, że zechciałeś załatwić dla mnie tę drobną sprawę - kobieta ujęła w swoje miękkie, ciepłe palce dłoń Vilmera i lekko uścisnęła. Stojący przy ścianie chłopiec drgnął lekko i powiedział: - Proszę za mną, proszę pana - a kiedy mężczyzna podszedł, wręczył mu torbę z rzeczami.



Bez zbędnego ociągania się i zaprzyjaźniania wyszedł z burdelu, wsiadł do samochodu, wrzucając prezenciki do schowka i pojechał do swojego tymczasowego mieszkanka.
Dlaczego, dlaczego musiała się w cokolwiek pakować? Przecież tak o nią dbał. Ona wyciągnęła go z jego świata, tak jak on z jej ojca. Tak mu się przynajmniej wydawało. Bał się tego, że tak wiele może o niej nie wiedzieć. Jedyne co było w jego życiu pewne, mogło okazać się iluzoryczne. Dopiero teraz zastanowił się nad tym, czy aby na pewno dobrze wybrał, wskazując na pamięć. Może zapomnienie było tym czego potrzebował? Skupić się na tym co teraz, nie rozdrapywać ran z przeszłości, która nagle wydała się tak odległa. Hektolitry smutku i żalu jakie się przez jego żyły w ostatnim czasie przelały, przyniosły ze sobą poczucie starości, na równi z rezygnacją. Teraz rozpaczliwie starał się chwycić jakiejś kłody w tym potoku wspomnień, tak narwanym i chaotycznym.

Rzeczy nie zostawiał w samochodzie, który groził samodestrukcją bądź samospaleniem. Gdy w końcu doczłapał się do pokoju i na chwilę się położył, naszło go dziwne uczucie, dające niezwykłe możliwości refleksyjne. Uczucie to, określił zmęczeniem. Jakże malutkie wydały mu się teraz wszelkie problemiki, jakże odległe i zupełnie niepotrzebne. Nihilistyczna fala myśli, zawsze wydawała mu się tą najmądrzejszą, póki trwała. Wszystkie inne postawy życiowe, zachowania czy działania jakie podejmował wcześniej, wydawały się tak idiotyczne. Tyle rzeczy mógł zrobić lepiej nie robiąc ich wcale. Pogrążając się w cynicznej złości na wszystko wokół swojej osoby, którą w tej chwili darzył najmniejszą ilością sympatii, zapadł w krótką, niespodziewaną drzemkę, by obudzić się dwie godziny później.

Z torebki z kryształkami wyjął cztery i zawinął je ciasno w sklepową torebkę, wepchnął do kieszeni, a pozostałe schował w poszewce od poduszki. Podobno sprzątali i prali tylko ręczniki bez życzenia i za darmo. Wziął też troszkę pieniędzy i ten durny sztylecik.
Bo choć poczucie egzystencjalnej bezsensowności było dość wygodne, to samo życie nie. Po ciszy musiał nadejść ten pierdolony hałas. Wszystko zapowiadało kolejne fale gonitw myśli, walk, przemocy, wszystkiego wymagającego uwagi - po prostu hałasu. Każdy zaś człowiek powinien krzyczeć, szeptać i milczeć, a Victor ostatnio za długo zajmował się tym ostatnim. Przyszła pora na zdecydowany hałas.

Jebać policję?

Jak coś znajdą na niego to i tak go udupią, nie stać go na prawnika, to dadzą z urzędu.
Samochód toczył się i charczał ciężko, ciągnąc Victora z powrotem do meliny Szelesta. Znalazł go w otoczeniu dwóch jego koleżków, stereotypowo schylonych nad kubłem z palącym się w środku ogniem. Noc rzeczywiście była chłodnawa.
- Siema chłopaki, co tam świrujecie? - spytał z uśmiechem podchodząc i podając każdemu rękę, choć były one suche od wnikającego pod skórę brudu.
Cała trójka spojrzała na niego uśmiechając się prześmiewczo.
- Co jest Vicuś? Co to za... do szkoły ty idziesz, że taki odjebany? - spytał niski nieszczęśliwiec, odpad atomowy Miasta zwany wśród kumpli Lalką.
- Od kiedy to pytaniem na pytanie się odpowiada, he?
- Też to właśnie zrobiłeś, no nie? - wtrącił Robert.
- Dobra, nieważne - Vilmer westchnął kręcąc głową. Ci trzej mieli mózgi przeżarte narkotykami i alkoholem, Victor tym, że od lat zajmował się zaopatrywaniem ludzi w te rzeczy, a czasem i te, którymi mózgi się rozwalało. - Trzeźwi widzę jesteście. Bieda?
- Bieda - przytaknął Szelest.
- Dobra... to co powiecie o tym? - rozwinął torebkę z trzema kryształkami. - Chce ktoś, w zamian za informacje czym to gówno jest i z czyjej dupy wyszło?

Wulgarny język równa się prosty język.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline