Kulas nie wiedział nic o żadnych jaskiniach w pobliżu. Zapytany o dziwne sprawy, zalał wszystkich opowieściami o znikających z obejść za sprawą goblinów drobnych rzeczach, mamunach porywających dzieci i podkładających podmieńców, urodzinach zwierząt z dwoma głowami, zimowymi burzami, podczas których w wizgach wiatru słychać było jęki umarłych i taką ilością opowieści o mutantach, zwierzoludziach i innych potworach, że gdyby połowa z nich rzetelnie oddawałaby ich liczebność, musieliby brodzić w kościach po kolana. Najwyraźniej, wieczory w wiosce były długie, a tradycja gromadzenia się przy ogniu po kolacji bardzo żywa.
Po zajrzeniu do jaskini, widać było wyraźnie jej skaliste podłoże, pokryte zmytą do niej glebą. Odcisnęły się w niej ślady chłopięcych stóp, w dużych odstępach - jakby skakał lub biegł - odchodzące do korytarza po prawej stronie. Były również ślady niedźwiedzia - biegnące z lewej do prawej, głębsze i szerzej rozstawione, jakby biegł, oraz mniej wyraźne i rozstawione bardziej wąsko, od prawej do lewej, trudno jednak było powiedzieć z obecnego punktu widzenia, do jakiej komory. Sądząc po rozmiarze łapy, miś musiał być naprawdę potężny.
Poza resztkami lnianej koszuli i drobinkami krwi tam, gdzie Dor musiał się ześliznąć, nie widać było żadnych krwawych śladów - a gdyby niedźwiedź dorwał chłopca, musiałby tu być jakiś rozbryzg.
Poza zasięgiem pochodni ciemności panowały totalne. |