-Szacowny Charlsie, po co nam tyle hazardu? I kłopotów? I trudów? Moglibyśmy wjechać do miasta razem z przyczepionym nam ogonem, bo pewnie faktycznie jakiś mamy. Tak jak zaplanowali to ludzie Doży, nie narażając nikogo z kompanii, na skakanie przez mury. A także panienki i bagaży. Pożegnajmy drogiego Remigiusa dobrym słowem i kompletem bajań, coby umilić żmudną pracę temu kto będzie go przesłuchiwał. A potem starannie wyszczotkujmy swój ogon z ciągnących się włókien i dopiero skontaktujmy z naszymi sługami. [/i]- Girardino z lekkim uśmiechem poddawał pod rozwagę coraz to nową propozycję.
-Inną kwestią jest czy obawiamy się kogoś od razu po wyruszeniu. Myśl że ktoś ma wobec nas nie najlepsze zamiary jest dość naturalna. Mimo to, wpadanie w paranoję jest niewskazane- tutaj mówca złożył lekki ukłon w stronę Huberta
Po kolejnych minutach i tak przedłużającej się rozmowy wrócił Wszegniew. Po krótkim meldunku nieświadomy złożył własną propozycję. Jego pomysł pozostanie w zajeździe był w smak wszystkim podróżującym którzy raczyli przedstawić swoje myśli. Nawet Charles z jakiegoś powodu porzucił chęć zwiedzania całej okolicy. Girardino pozostało jedynie doprecyzować ustalenie i mogli ruszać.
-Może zatrzymajmy się w zajeździe do poranka?. Zaczekamy tam na ewentualnych gości, a rankiem wyruszymy do Modeny. Jeżeli zdążylibyśmy akurat przed zamknięciem bram, to zatrzymamy się akuratnie o zmierzchu-
Sprawa poszła tak jak chciał; prawdopodobnie jechali prosto w zasadzkę. Teraz pozostała jedynie ta bardziej rozrywkowa cześć. Wiedzieli że mają się jej spodziewać i mieli kilka typów kto mógł ją przygotować. Pozostało jedynie dopilnować żeby być tym, kto po starciu będzie mógł zadawać pytania.
Władza nad światem zawsze spoczywa w rękach ludzi ograniczonych, za to z niezachwianym poczuciem własnej słuszności.