Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2014, 22:00   #30
Narib
 
Reputacja: 1 Narib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znanyNarib nie jest za bardzo znany
Oparł się o ścianę, i wykręcił numer do Le Blanc, usiłując uspokoić swój nierównomierny oddech. Wsłuchał się w rytmiczny dźwięk oczekiwania na połączenie, zamknął oczy i zacisnął zęby. Odbierz, dziewczyno, odbierz.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Toma dzwonił i dzwonił, ale dopiero, kiedy miał zrezygnowany odłożyć słuchawkę, wróżka odebrała.

- To..Toma? - jej głos był słaby i zbolały. Policjant słyszał w tle siąpanie wody; Le Blanc pociągała nosem i ciężko oddychała - Co...co się stało? Jak chcesz się umówić, to nic z tego...trochę się posypałam - chyba chciała się roześmiać, ale zabrzmiało to bardziej jak rwany kaszel - Czuję się, jakby mnie ktoś walił młotkiem w głowę…
- Co się stało? Wróżko, słuchaj, miałem wizję. Zasłoń okna, zabarykaduj drzwi, cokolwiek - nie wychodź z domu. Jasne?
- Ok...ok - w głosie Le Blanc chyba było więcej udręczenia, niż zaniepokojenia. Ból aż kapał z jej słów - Przy...przyjedziesz? Nie mam przeciwbólowych…
- Dobra, czekaj, już tam jadę.

Musiał zarzucić na chwilę swoje śledztwo. Jak nauczyła go jego praca, czasem intuicja bywa ważniejsza od skupienia się na toku przyczynowo skutkowym lub szukaniu poszlak. Z drugiej strony, po prostu chciał sprawdzić, czy życie czasem nie zamierza odebrać mu jednego z niewielu sojuszników, jacy mu pozostali.

Le Blanc mieszkała na Starym Mieście, w jednej z dużych, starych kamieni; jej mieszkanie było jednocześnie pracownią.
Kiedy Toma w końcu zapukał do jej drzwi, długo odpowiadała mu cisza. W końcu usłyszał brzęk łańcucha i wejście się odemknęło, najpierw trochę, a potem całkiem. Catharina wpuściła Tomę do przedsionka i starannie zakluczyła zamki. Nie wyglądała najlepiej; w przyćmionym, czerwonawym świetle policjant widział jej zmęczone, podkrążone oczy, krople potu na czole i mały, rozmazany ślad krwi pod nosem. Kobieta była tylko w satynowej, dość kusej podomce, a na głowie miała zawiązaną chustę.

- Dobrze, że jesteś - powiedziała, oddychając ze spokojem - Nic się nie działo...jeszcze. Ale nie mogę nawet usiąść do kart - dotknęła lewą ręką czoła - Nigdy chyba tak źle się nie czułam. Masz prochy? - spytała z nadzieją. Podniosła prawą dłoń i podała mężczyźnie małą .38 - Potrzymasz? Chyba lepiej się umiesz tym obchodzić - uśmiechnęła się lekko i dodała poważniej - Jak bardzo jest źle?

Nie zrozumiał zbytnio gestu wręczenia mu dziecięcej zabawki, jaką był pistolecik Le Blanc. Sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej kupione po drodze piguły.

- Wiesz, co do klamki, to mam swoją. Tą sobie zatrzymaj, może ci się przydać. Palce mam trochę za grube. - wysilił się na słaby uśmiech - Nie rozumiem, co ci się stało?

Le Blanc wsunęła rewolwer do malutkiej kieszonki szlafroczka i łapczywie wysypała na dłoń garść piguł, które połknęła bez popijania. Poprowadziła Tomę do salonu-pracowni; w całym pomieszczeniu unosił się gryzący zapach dymu, a podłoga była posypana solą i upaćkana woskiem. Z sufitu zwisały jakieś strzępki czegoś, co chyba wcześniej było amuletami; teraz zostały z nich marne resztki. Wróżka nalała sobie szklankę wina i popiła lekarstwo, a potem ciężko opadła na skórzany fotel.

- Sama nie wiem - westchnęła, przykładając do skroni woreczek chłodzący - Chciałam zrobić mały rytuał...żeby powęszyć w twojej sprawie - skrzywiła się, przyznając się niechętnie - I coś...coś odpowiedziało. Nigdy nie miałam podobnego doświadczenia. Coś usiłowało się tu dostać, przepchnąć przez Zasłonę...popaliło mi prawie wszystkie osłony. Ledwo przerwałam krąg; leżałam i wymiotowałam krwią. A potem ty zadzwoniłeś…- uniosła na Petrovica ciemne oczy - Wiesz, co to było?
- Widziałem… Ericssona.
- Ericssona…? - w głosie Le Blanc było słychać wyraźne zdumienie - Toma...nie zrozum mnie źle. To..to co tu było, to był duch, loa...nic materialnego.*
- Wiem co widziałem. Dobrze wiesz, Le Blanc, że ja też siedzę w tym ezoterycznym bagnie. Ale nie z własnej woli, ani z woli tradycji. Wiem czym jest duch. Mówię co widziałem. - jego klatka piersiowa podnosiła się w rytm szybkiego oddechu.
- Nie mówię, że to niemożliwe… - przyznała ostrożnie kobieta, sadowiąc się głębiej w fotelu - Ale gdyby ktoś miał taką moc...wiedziałabym o tym wcześniej. Projekcja o takiej sile wymaga potężnego talentu. Ericsson chyba nie był magiem? - pokręciła głową - To się po prostu nie trzyma kupy...choć mogłoby tłumaczyć wiele spraw, w tym jego “zniknięcie”.
- Taki z niego czarodziej, jak ze mnie baletnica. Jeszcze mu spiczastej czapki brakuje.. - zaśmiał się gorzko - Mam dwie teorie. Albo Ericsson sprzymierzył się z kimś wyjątkowo potężnym, albo ktoś tylko wykorzystuje jego ryj, by mnie do czegoś sprowokować. Co myślisz? - przeszedł się po pokoju, oglądając zniszczone talizmany. Dziwił się, czemu amulety ochronne dosyć wprawnej ( przynajmniej tak mu się wydawało) czarownicy zostały tak zdewastowane. Jednocześnie, czuł jak zimno wlewa się powoli w jego czaszkę, gdy uświadomił sobie, że tu już nie chodzi o zwykłe wojny gangów. Toma mógł zadrzeć z czymś większym. Straszniejszym.
- W Luizjanie nie zastanawiałabym się ani chwili - Le Blanc uśmiechnęła się krzywo - Ale tu...to jest duchowa pustynia. Zasłona jest tak mocna, jak nigdzie indziej. Sam wiesz, że nawet wróżenie bliższe jest tu grze w kości…niż precyzyjnej nauce. Żadnych tradycji, żadnych starych duchów, tajemnych kultów. Jeśli miałby wziąć skądś moc, to skąd, na wszystkich bogów?! - prychnęła ze zdenerwowaniem i zaraz pożałowała, przykładając mocniej opatrunek - Auuu...A jeśli miałby pojawić się ktoś nowy...cóż, nasz światek jest mały. Znamy się, i raczej nie sramy sobie wzajemnie na wycieraczkę. Ale zawsze są czarne owce…- pokręciła głową - Cóż, popytam resztę. Może coś będą wiedzieli. A ty masz jakieś pomysły? Przynajmeniej na ten wieczór…?
- Zawsze znajdziesz moment, by o to zapytać, co? - zaśmiał się - Cóż. Nie mam. Miałem pogadać z pewnymi osobami, ale oni mi nie uciekną. Co proponujesz?
- Na początek mógłbyś pomóc mi tu posprzątać - Le Blanc roześmiała się cicho - A potem...cóż, zanim jakoś się pozbieram i odrysuję na nowo kręgi...będę potrzebowała jakiejś ochrony, prawda? - rzuciła Tomie długie spojrzenie - Skoro twoje nemezis znów jest w mieście, to nie jest zbyt mądre, byś wracał do domu. Tu powinniśmy być bezpieczni...obydwoje - powiedziała miękko.
- Myślałem, żeby zabrać cię właśnie do siebie - mruknął - Mój dom posiada lepsze warunki do obrony niż to mieszkanie, wydaje mi się - poszukał miotły, przy okazji wybierając kilka większych odłamków i śmieci.
- Chętnie bym wpadła do twojego bunkra na kawę...ale jeśli znów powtórzy się coś takiego - Le Blanc zatoczyła szeroki krąg ręką i podciągnęła gołe nogi na fotel - To nawet najlepsze zamki nie będa taką osłoną, jak to, co mam tutaj - przekrzywiła głowę, przyglądając się pracującemu Tomie - Nieźle wyglądasz z tą miotłą, jak tak sprawnie się ruszasz, wiesz? - rzuciła z wesołą zaczepką w głosie*
- Dzięki. Czyli sugerujesz, że powinienem się tu wprowadzić?
- Oh - wyraźnie rozbawiona Murzynka przyłożyła “skromnie” palce do ust - Nie powiem, że kawałek silnej męskiej dłoni by mi się tu przydał, Toma. Kran coś cieknie, trzeba wynieść do piwnicy tonę gratów, nie mówiąc już o tych strasznych słoikach, których nie mogę od miesięcy otworzyć - pokazała w uśmiechu białe zęby, które dość demonicznie zalśniły w ciemnym pomieszczeniu; - I wiesz...w starym budownictwie noce są przerrrażająco zimne. Rachunek za ogrzewaniem mnie wykańcza - przygryzła dolną wargę, zerkając na walczącego z nieporządkiem mężczyznę - A dzięki tobie mogłabym trochę przyszoczędzić…
Stanął przez chwilę z założonymi rękami i spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.
-Uznam to za podjęcie szczególnych środków bezpieczeństwa wobec ważnej dla śledztwa persony. - schylił się po strzaskany kielich - Poza tym, gadanie do lustra sprawia, że mi powoli zaczyna odpierdalać. Może jakiś czas odmiany dobrze mi zrobi. Jest tu gdzie pobiegać?
- Schodami w dół, a potem masz cały kampus uniwerystecki do dyspozycji. Nawet z siłownią na świeżym powietrzu. Poza tym - przeciągnęła się, a szlafroczek niebezpiecznie się rozsupłał - Znajdę ci dość zajęć, żebyś się zmęczył - przechyliła się raz w jedną, raz w drugą stronę - O, a tam w rogu coś jeszcze zostało do zamiecenia…

***

Pamiętał, że wróżka niegdyś posiadała komplet runiczynch talizmanów, z których sama rzadko korzystała. Sprzątając strzępy zniszczonych okultystycznych utensyliów, otworzył przeszkloną szafkę, jakby był u siebie, i wziął do ręki amulet z runą Thurisaz.
- Pozwól, że pożyczę sobie jedną z zabawek, którą i tak się nie bawisz - mrugnął porozumiewawczo do Le Blanc.
Poza runą, pożyczył też zagraniczny tytoń i fajkę. Nabił ją pachnącym świeżym południowoamerykańskim wiatrem ( nie to co tanie szlugi po pięć oboli, których zapachu przesiąkającego meliny Toma tak nie cierpiał) i zapalił. Ostatni raz czynnie palił w szkole średniej, więc nieprzyzwyczajone do dymu płuca zakrztusiły się za pierwszym razem i świat zaczął delikatnie kręcić się wokół własnej osi.
Tak przygotowany, po ówczesnym zdjęciu koszuli, ukląkł przed swoim nożem marki Cold Steel i drewnianą płytką z starożytnym symbolem siły Olbrzymów przez którą przewleczony był rzemyk.
Zimna stal noża spotkała się z bladą skórą Tomy, i naraz pokryła się szkarłatem. Zacisnął zęby, i mantrując nazwę runy, przyglądał się jak krew skapuje wypełniając sobą wyryte w płytce rowki.
Tak uczyniony amulet założył na szyję, by chronił go przez całą noc, jeśli było trzeba, przez dłużej.
***
Skoro świt, Toma przebiegł się po terenie kampusu, korzystając z dobrodziejstw w postaci "placu zabaw dla większych chłopców". Usatysfakcjonowany treningiem, przez chwilę przyłapał się na myśli, że zamieszkanie u Le Blanc to nie taki głupi pomysł.
Po szybkim prysznicu, przejechał się do domu po torbę z rzeczami na jakiś tydzień, kilkoma magazynkami do pistoletu; odgrzebał także starego Desert Eagla.
Następnie, policjant wybrał się do Doków, by kontynuować poszukiwania wśród robotników i meneli - tubylczego ludu zamieszkującego te dzikie, zarośnięte tynkiem i ceglą terytoria.
 
Narib jest offline