Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2014, 14:42   #10
Wojan
 
Wojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodze
Wszechgniew
Wszechgniew jako jedyny postanowił sprawdzić, jak dokładnie ma się sprawa z obecnością Lupinów w okolicy. Nos Remigius, to jedno, a fakty i rzeczywistość to drugie. Próżne gadanie niczemu nie służyło dopóki nie stwierdziło się należycie jak wygląda obraz sytuacji.
Ostrożnie zbliżył się do lasu i powoli wszedł w jego skryte w mroku podwoje.
Nie bał się. Strach był dla niego uczuciem już bardzo rzadkim. Czuł jednak że wkracza na teren wroga i że musi zachować ostrożność. Sam był drapieżnikiem, ale ci których mógł mieć ewentualnie za przeciwników byli od niego o wiele silniejsi, zwinniejsi i sztuczniejsi, a na dodatek na pewno mieli przewagę liczebną.
Las o tej porze wcale nie był ciszy i spokojny. Co i rusz z oddali dochodziły odgłosy puchacza lub jakiś tajemniczy szelest liści.
Wszechgniew rozejrzał się wokół, ale już od momentu gdy wkroczył w obręb drzew czuł, że woźnica się nie mylił. Lupini byli blisko. Zdawało mu się nawet przez chwilę, że czuje na sobie ich wzrok. Na szczęście to mu się tylko zdawało.
Upewniwszy się, że jest sam mógł się spokojnie zająć szukaniem śladów. Nie trudno je było znaleźć, gdyż wilkołaki które tutaj były należały do wyjątkowo dużych osobników i zostawiały wyraźne tropy. Było ich czterech. Wszyscy przybrali formę bestii i w tej formie się poruszali. Szli zwartą grupą i na pewno przez jakiś czas obserwowali ich powóz, gdyż przez większość czasu ślady szły równolegle do drogi. Kilkanaście minut zajęło Wszechgniewowi prześledzenie ich trasy.
Wszystko wskazywało na to, że wilczy kwartet pojawił się jakiś pół mili stąd. Pojawił to było dobre słowo, gdyż ślady po prostu w pewnym momencie sę urywały. Podobnie było na drugim końcu ich ścieżki. Kończyły się one niespodziewanie kilkanaście metrów za miejscem, gdzie Remigius zatrzymał powóz.
Wyglądało, więc na to że Lupiny wyszły z Umbry przez jakiś czas obserwowały powóz, po czym ponownie zniknęły w świecie duchów. Wszystko to wyglądało bardzo podejrzenie i Wszechgniew za nic nie mógł uwierzyć, że to spotkanie były li tylko czystym przypadkiem.
Nie mogąc zrobić nic więcej wrócił do grupy, która niecierpliwie czekała przy powozie.

WSZYSCY
Spostrzeżenia, jakich dokonał Wszechgniew dały do zastanowienia wszystkim. Obecność Lupinów na pewno nie była przypadkowa, a przynajmniej takie panowało przekonanie pośród większości grupy. Nie było sensu w tym miejscu roztrząsać, co się dzieje i dlaczego wilkołaki też zainteresowane są tematem. Na pewno więcej informacji zdobędą, gdy przybędą do Modeny.
Remigius ponownie siadł na koźle i pogonił konie. Powóz ruszył wolno naprzód. Wiatr wzmagał się zwiastując, że deszcz się rychło wzmoże.

Powóz toczył się powoli po drodze, a siedzący wewnątrz Kainici mimo wszelkich podejrzeń o zasadzce, postanowili skorzystać z propozycji doży i zatrzymać się w zajeździe “Paulita”
Gdy Remigius otrzymał nowe rozkazy niebawem skręcił w boczną drogę, której stany był jeszcze gorszy niż głównego traktu.
Krople deszcze coraz częściej i mocniej uderzały o dach arki. Stłoczeni na niewielkiej przestrzeni Kainici odczuwali coraz większy dyskomfort podróży. Nie znali się dobrze, a jako drapieżniki nie ufali sobie. Zadanie jakie ich połączyło zaczynało być coraz bardziej tajemnicze i niepokojące. Łowca, który grasował w Modenie musiał być niezwykle mocny, że udał mu się oczyścić miasto z potomków Kaina.
Nagle zmysły wszystkich Kainitów wyostrzyły się, gdyż do ich nozdrzy dotarł swąd, świeżego, ludzkiego ścierwa.
- Czujecie? - krzyknął woźnica - Zbliżamy się do alei wisielców. Tu miejscowy wójt kazał wieszać wszystkich przestępców. Tutaj łączą się dwa ważne szlaki i ponoć to ku przestrodze mają tu wisieć.
Konie zarżały niespokojnie, ale się nie spłoszyły. Remigius panował nad nimi doskonale.
Gdy powóz mijał wysoki dąb, sługa Agrypy specjalnie zwolnił, aby Kainici mogli przyjrzeć się z bliska wisielcom.
Była ich czwórka. Trzech mężczyzn i kobieta. Młoda niewiasta o niecodziennej urodzie. Na jej twarzy panował kompletny spokój, jakby ani kat, ani okoliczności śmierci nie robiły na niej wrażenia. Umarła całkowicie pogodzona z losem. Dwaj mężczyźni wyglądali na braci, albo bliski kuzynów. Sądząc po ich aparycji i stroju byli zwykłymi złodziejami lub rzezimieszkami. Musieli wisieć tutaj już kilka tygodni, gdyż kruki wydziobały im już ponad połowę twarza, a i w klace piersiowej mieli już znaczne ubytki mięśni.
Ostatni mężczyzna najbardziej zainteresował Kainitów. Był to człowiek w średnim wieku o bujnej blond czuprynie i elegancko przystrzyżonej brodzie. Jako jedyny został obdarty z szat i koszuli. Wisiał jedynie w podartych kalesonach, które raczej nie były jego własnością, gdyż były zdecydowanie za duże, jak na niego.
Nie to jednak wzbudziło czujność i uwagę wampirów z arki. Ich wzrok skupił się na jego piesi, gdzie wypalone było piętno o runiczny kształcie.
Ochrony run miał kumulować na sobie wszelką negatywną energię, czary i klątwy. Jak widać nie za bardzo pomógł on mężczyźnie i nie uchronił go przed wisielczym sznurem.


Zajazd “Paulita”
Powóz zatrzymał się w końcu przed zajazdem. Kainici czekali, aż Remigius wszystko sprawdzi i przygotuje dla nich kwatery. Stojąc na dziedzińcu przed budynkiem karczmy, wszyscy członkowie wyprawy rozglądali się wokół z wielką uwagą. Nie dostrzegli nic niepokojącego, ale wcale nie poprawiło im to humorów. Poza nimi w zajeździe było około sześciu podróżnych. Jeden kupiec z trzyosobową rodziną oraz dwóch młodych kawalerów, którzy wyglądali na szlachetnie urodzonych.
Remigius wrócił po krótkiej chwili z niezbyt radosnymi wieściami:
- Panowie - zaczął niepewnie - Okazuje się, że Thresu gdzieś wyjechał. Ponoć parę dni temu. Jego sługa Alberto mówi, że był strasznie czymś zaniepokojony. Ponoć miał go odwiedzić jakiś bliski przyjaciel, ale nie przybył na czas. Thresu bardzo się tym zaniepokoił i ruszył go odszukać. Alberto to dobry człowiek, niestety nie jest tak wtajemniczony, jak Thresu ale za odpowiednią zapłatę nie będzie zadawał pytań. Już wszystko załatwione i kwatery już są przygotowywane.
Będę czuwał przez dzień, coby nikt panów nie niepokoił.

Kainici sprawdzili jeszcze raz teren, po czym udali się do przygotowanych na poddaszu pokoi. Okna były w nich zamurowane, a drzwi zamykane na solidny skobel. Wystrój był surowy i bardzo spartański, ale nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. Wszyscy zajęli swoje pokoje, a Remigius zszedł na dół, aby pilnować spokoju i aby mieć baczenie na wszystko.


***

Pierwsze tchnienie zmierzchu
Dzień minął spokojnie. Gdy tylko słońce poczęło chować się za horyzont i mrok zaczął spowijać ziemię, Remigius miał zamiar ruszyć na górę, aby zbudzić swych tymczasowych panów. Nie dane mu to było, gdyż na jego drodze stanął wysoki, barczysty mężczyzna. Ostre rysy twarzy, gęsty zarost, długie kręcone włosy, a przede wszystkim zapach jaki wokół siebie roztaczał wskazywały jasno, że nie jest on w pełni człowiekiem.
- Przekaż swoim panom, że chce się z nimi spotkać. I niech się nie boją, nie mam złych zamiarów chce tylko porozmawiać - tutaj zawiesił głos i rozejrzał się czujnie wokół i dokończył cicho - o Modenie.
Sługa doży Wenecji zmierzył go od stóp do głów i bez słowa ruszył na górę.
- Będę czekał na majdanie - krzyknął za nim mężczyzna - Niech nic nie kombinują.

Wiadomość, jaką przyniósł Remigius zelektryzowała Kainitów. Jednak logika podpowiadała, że to nie może być zasadzka. Gdyby Lupini faktycznie chcieli ich zaatakować, zrobiliby to w ciągu dnia, a nie o zmierzchu.
Cała grupa wyszła, więc na zewnątrz, aby stanąć twarzą w twarz ze swym największym wrogiem.

Lupin ukłonił się dworsko przed grupą Kainitów.
- Witajcie - rzekł sucho - Schowajcie kły i posłuchajcie, co ma do powiedzenia. W Modenie dzieje się, coś nie dobrego. I dla was i dla nas. Wieść głosi, że w mieście nie ma ani jednego wampira, a ulice i okolice miasta patrolują specjalne oddziały. Nie wiem kto za tym stoi, ale wszystko wskazuje na to, że to potężny człowiek, który ma dalekosiężne plany. Wasz przywódca zignorował nasz apel. Zapewne uznał, że nie ma co dyskutować ze zwierzętami. Wierzę, że wy będziecie mieli więcej rozumu. Chcę, żebyście wiedzieli, że ja i moja sfora jesteśmy skłonni wam pomóc, gdyby zaszła taka potrzeba. Jest to niejako w naszym wspólnym interesie. Zapewne musicie się naradzić. Rozumiem to i szanuję. Niezależnie od waszej odpowiedzi mam wam przekazać to.
Lupin wyciągnął z kieszeni prosty, drewniany gwizdek.
- Gdybyście chcieli jeszcze porozmawiać lub potrzebowali nas, zagwiżdżcie. Ktoś z naszych na pewno przybędzie. Bywajcie.
Lupin skłonił się nisko i ruszył w stronę lasu.


Przed bramami Modeny
Podróż do Modeny minęła już bez większych atrakcji. Remigius zwolnił jakąś milę przed miastem i zapytał:
- Panowie chciałem zapytać, jak wjeżdżamy do miasta. Na północnej bramie powinien stać znajomy patrol. Wystarczy go przekupić i będziemy mogli wjechać. Możemy też czekać do otwarcia bram i wjechać wraz ze wszystkimi innymi podróżnymi. Oczywiście wtedy już będzie świt i to może stanowić dla panów problem. Co mam w takim razie zrobić?
 
Wojan jest offline