Zimny prysznic skoro świt? To nie był najprzyjemniejszy sposób witania dnia.
- Żeby ci usechł i odpadł, synu szakala! - przemoczona Sulula, która dzieliła tej nocy łoże z Tingisem obrzuciła sierżanta mało pochlebnymi życzeniami. Chwyciła swoje rzeczy i, zawinięta w sciągnięte z Tingisa prześcieradło wymknęła się z pokoju, odprowadzana lubieżnym spojrzeniem sierżanta. I zawierającym odrobinę żalu spojrzeniem Tingisa.
Hyrkańczyk był mniej wymowny, chociaż życzenia pod adresem sierżanta były podobne.
- Niech cię Hanuman obdarzy swą łaską - mruknął, siadając powoli na łóżku.
Wytarł się, a potem zaczął się ubierać. W końcu nie pójdzie do takiej osobistości jak jego ekscelencja gubernator w przepasce biodrowej. Nie mówiąc już o tym, że mało inteligentną rzeczą byłoby zostawiać swoje manele w pokoju, gdzie byle dureń mógł wejść.
Sprawdził sakiewkę.
Niewiele w niej zostało, po wczorajszych zakupach i wizycie medyka, ale Sulula nie zdążyła się podzielić jej zawartością.
- No dobra, możemy iść - powiedział do coraz bardziej się niecierpliwiącego strażnika.
Przypasał scimitar i wyszedł na korytarz, gdzie, się okazało że nie tylko on był obiektem zainteresowania zamoriańskich strażników. |