Dureń.
To pierwsze słowo, jakie przyszło do głowy Lotarowi, gdy Sioban zaczął schodzić w dół studni. Jakby nie wiedział, że bogowie kochają najmężniejszych, ale i najbardziej roztropnych, zaś schodzenie w głąb tej studni bez zabezpieczenia do rozsądnych nie należało. Kto wierzyłby w to, że przeżarte rdzą wtopione w ścianę szczeble wytrzymają?
Jakby liny nie mieli.
- Na Sigmara... - Z przerażeniem szepnął Lotar, gdy z dołu rozległ się pełen bólu wrzask Siobana.
Krzyk Siobana ucichł i wtedy objawił się drugi dureń. - Nie...
Wyciągnięta ręka Lotara o włos minęła kołnierz Helvgrima, który rzucił się w dół by nieść pomoc rannemu, bądź nawet umierającemu Siobanowi.
Przeklęty dureń.
Pozostawało tylko złapać linę i spróbować pomóc Galvinowi w powstrzymaniu szalonego lotu ku kamieniom, na których spoczął Sioban. |