Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2014, 22:41   #7
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Po tych wszystkich przesłuchaniach i maglowaniu, dobrze było wrócić do żołnierskiej codzienności. Oczywiście dla Team Six, oznaczało to co innego niż dla innych. Ludzie w bazie nadal reagowali nieco emocjonalnie na ich widok i izolowali się od nich. Odnosiło się silne wrażenie, że zmieniano temat, gdy któreś z nich pojawiało się w zasięgu słuchu, że szeptano za ich plecami i ogólnie, że wszyscy mieli na nich oko, a szczególnie major Welian... Przynajmniej Sara miała takie wrażenie, ale nie przejmowała się takimi drobnostkami. Utrzymywanie dobrych relacji międzyludzkich, życie socjalne, to chyba nigdy nie było celem Sary... Może poza jej narzeczonym (tym prawdziwym, a nie Crenshawem).
Wreszcie przyszła też paczka, którą u niego zamówiła. Oczywiście tak jak się spodziewała, nie poszanowano jej własności prywatnej. Gdy ją odebrała w dyżurce bazy, była już otwarta i dokładnie sprawdzona pod katem przedmiotów i substancji niedozwolonych. W tamtym momencie żołnierze pełniący służbę nic nie powiedzieli, ale po paru dniach rozeszło się, że Sara zaopatrzyła się w środki antykoncepcyjne i ochoczo spekulowano na ten temat. Gadać każdemu wolno, a na szczęście nikt jej niczego nie sugerował, gdyż musiałaby połamać kilka kończyn. Widać sierżant Werfel pokazał innym, że nie mają czego koło niej szukać i nikt nie zastąpił go w roli upierdliwego numer jeden.
Ona jednak skupiła się na innych elementach paczki. Szczotka do szorowania kibla na szczęście nie była potrzebna. Kobieta nie upadła tak nisko, jak się jej zdawało w momencie nadania stopnia szeregowego. Owoce w dużej mierze zatrzymała dla siebie, częstując tylko kolegów z drużyny. Przyprawami zaś chętnie dzieliła się z resztą teamu, co sprawiało iż serwowane im jedzenie smakowało już naprawdę dobrze.
W ciągu kolejnych trzech miesięcy zamawiała u narzeczonego kolejne przesyłki i dzięki czemu cała drużyna jadała chwilami lepiej niż sam major Weliand. A przynajmniej tak sobie żartowali.
Jeśli zapomnieć o opinii drużyny u innych i dowództwa, to sytuacja wyglądała naprawdę dobrze. Oprócz standardowego szkolenia, za inicjatywą Derrena ćwiczyli dodatkowo po godzinach, co z pewnością podnosiło ich skuteczność zarówno indywidualną, jak i drużynową. Ona sama poprawiła nieco prędkość celowania, nie tracąc na celności, a Kenshiro pokazał jej parę nowych chwytów. Oczywiście zademonstrował je na niej samej, ale to tylko pokazało ich skuteczność.
Nie samymi jednak ćwiczeniami człowiek żyje. Człowiek, żołnierz i oni też. Derren naprawdę sprawdzał się w roli ich dowódcy. Nie przegapił okazji i podczas ważnej wizyty, dobrze wszystko zorganizowali, w efekcie ucierając nosa Weliandowi. Mężczyzna chyba zapamięta to sobie i może kiedyś odpłaci się przy okazji, ale póki co wyraźnie zmiękł i Team Six dostał to co chciał.
Sukces ten, kolejny jaki wspólnie osiągnęli, z pewnością dobrze przyczynił się do zaciśnięcia więzi w drużynie. Byli naprawdę w dobrych relacjach, nie tylko dlatego, że musieli na sobie polegać bo od tego zależeć mogło ich życie, ale dlatego że tak im było lepiej i tego chcieli.
Cortez parokrotnie sugerował Sarze przefarbowanie się na blond. Oczywiście nie było w tym nic złego. Ale co? Może jeszcze miałaby się przerobić na siwą, jak to zrobił Mallory? Niedoczekanie, aby z własnej woli miałaby wyglądać jak stara baba. Siwizna jednak postarzała wizualnie, co widać było na przykładzie ich doktora. Osobiście Sara zorientowała się, że po spotkaniu z jego niedoszłą partnerką Kitarą, Cortezowi źle się kojarzyły ciemnowłose kobiety. Nie wypowiadała się na ten temat, uznając to za jego prywatną sprawę.


Pewnego dnia, Sara dowiedziała się, że wybywa na szkolenie do jednej z placówek Bractwa. Mortyfikator Crenshaw zaprosił Sarę na dwutygodniowy kurs, który miał obejmować szkolenia z podstaw Sztuki. Bauhaus był blisko związany z Bractwem i wśród Etoiles Mortant nie trudno było spotkać osobę władające jedną z dyscyplin sztuki. Sara nie spodziewała się, że będzie jedna z nich. Widać odkryto w niej odpowiednie predyspozycje.
Major Weliand nie mógł sprzeciwić się woli Bractwa bez sprawiania sobie kłopotów, więc nie zatrzymywał jej po złości. A może nawet cieszył się, że przynajmniej jednej osoby z ich drużyny pozbywa się na jakiś czas? Tego nie wiedziała... A właściwie dlaczego nie mieli jeszcze założonego podsłuchu w jego gabinecie? To poważne niedopatrzenie z ich strony...
Wieść o jej szkoleniu rozeszła się dość szybko. Oczywiście odpowiednie, a raczej nieodpowiednie, plotki krążyły po bazie. Chłopaki się podśmiewali, aby uważała na Braciszka, aby nie zapomniała spakować swoich środków antykoncepcyjnych i błaznowali jak to będą tęsknić za jej piękną osobą.

Wyrwała się na dwa tygodnie, ale bynajmniej nie był to żaden urlop. W czasie dwóch tygodni Sara uczyła się intensywnie. Poznała kilka sztuczek cichego zabijania, znanych tylko Mortyfikatorom - zabójcom z Bractwa. Musiała przyznać, że mimo swego profesjonalizmu w tej dziedzinie, poznała coś nowego i praktycznego.
Oprócz tego uczyła się wykrywać Mroczną Harmonię, z uwzględnieniem jej manifestacji pod postacią Nefaryty. Nie było to łatwe, dla osoby która spychała emocje na drugi plan, a uczucia na jeszcze dalszy. Nie mniej jednak była otwarta na nowe możliwości i przyswajała zarówno wiedzę jak i jej praktyczne zastosowanie. Uczyła się też wspomagania swej kondycji i oddechu, podnoszenia wytrzymałość i szybkość, wyostrzenia zmysłów.
Przeszła też solidny trening silnej woli, opanowania, kontroli oddechu i zachowania precyzji w czasie zmagań z siłami ciemności. Sara zdawała sobie sprawę z przydatności tego czego ją uczono. Pamiętała jak w Venenburgu celowała do Nefaryty i jak ciężko było jej zmierzyć się z jego złą aurą. Teraz powinna być lepiej przygotowana na takie spotkanie.
I tak powinien się zachowywać dobry żołnierz - jeśli widzi jakąś słabość, szkoli się w danej dziedzinie aby ją przezwyciężyć.
Sebastian Crenshaw był naprawdę dobrym nauczycielem. Pod koniec szkolenia Sara naprawdę czuła zmianę i wiedziała, że teraz stać ją na więcej. Przyznała też, że przyjemnie było szlifować swe zdolności u mistrza cichego zabijania z Bractwa.


Po powrocie ze szkolenia wróciła do dawnego treningu, a wedle sugestii Crenshawa, ćwiczyła jeszcze sama tego czego ją nauczył z dziedziny Sztuki. Nie miała jednak dużo czasu na powrót do codzienności, gdyż krótko potem wysyłano ich na misję.
Doskonałą wiadomością było przywrócenie im ich stopni, które tak ciężko wypracowali w swych macierzystych megakorporacjach. Z czego to wynikało, można się było tylko domyślać. Wiadomo, że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, ale jeśli darczyńca nie patrzy... Nie wiedzieli komu to zawdzięczają. Możliwe, że ktoś kto znał prawdę o niedawnych wydarzeniach, miał odpowiednie wpływy i właśnie pociągnął za odpowiedni sznurek. Ale czy taka wiedza, byłaby wystarczającym bodźcem do takiego działania? Teoretycznie było to możliwe, ale równie dobrze mogło się za tym kryć coś więcej. I kto by mógł za tym stać? Nie było jednak większej możliwości dowiedzieć się czegokolwiek konkretnego i pozostawały tylko spekulacje i domysły.
Powrót do poprzednich stopni implikował pewną konkretną zmianę. Teraz to Sara była najstarsza stopniem i tym samym przejmowała dowodzenie nad drużyną. Osobiście miała mieszane uczucia z tego powodu. Radość z powrotu do grona oficerskiego była oczywista, nagłe przejęcie stołka, budziło już pewne pytania. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby nie fakt, że to pod dowództwem Derrena ćwiczyli intensywnie przez ostatnie trzy miesiące, nie wspominając o ostatniej misji. Gdyby mogli teraz ćwiczyć pod jej komendą, nie byłoby problemu, niestety wyruszali na misję i nie było na to czasu. Zdolności dowodzenia Sary zostaną wystawione na ciężką próbę, od powodzenia której zależeć mogą ich własne życia.
Inną zagadkową sprawą było wysyłanie ich drogą cywilną. Incognito? Ale mieli pełne rozkazy... Właściwie to niepełne, bo nie poznali jeszcze celu swojej misji - chyba, że znał ją nowy w drużynie.
No tak, Bractwo przydzieliło im Mistyka. Owszem, będą mieli nieco czasu po drodze, aby się poznać, nie mniej jednak rozmowy nie zastąpią wspólnego szkolenia. I to zarówno pod względem współpracy jak i zaufania. Teraz to ona była dowódcą, więc to na jej barkach spoczywała obowiązek dopilnować, aby wszystko poszło dobrze... Postara się o trening jak już będą na Merkurym. Zarówno dla nowego, jak i dla siebie na stanowisku dowodzenia.

Sara była ostrożna. Sprawdziła informacje o tym czym mieli lecieć. Kto był właścicielem statku i kto pilotem. Wszystko wyglądało typowo, ale nie żałowała czasu poświęconego na sprawdzenie tego. Wszak głupio by było obudzić się w śluzie, w momencie jej otwierania, a tak mogli spać bez obaw. nie mniej jednak, pytania dlaczego nie podróżują oficjalnie, dlaczego to właśnie ich wysyłają na inną planetę i z czym przyjdzie im się zmierzyć, pozostawały póki co bez odpowiedzi.
 
Mekow jest offline