Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2014, 22:07   #24
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
(...) Uczynili ją potężną, dali środki i poparcie, jakby naprawdę działała w imię Imperatora.




Marcus Triarius
Kompleks śledczych wojskowych Crei

Grevoir wzywał go ponownie, a to nigdy nie znaczyło niczego dobrego. Marcus zdążył powrócić z przesłuchania Corvesa, a już musiał się zaangażować ponownie. Nie miał nawet chwili wytchnienia, bo żołnierz, który zawsze do niego przychodził, stał już przy drzwiach jego pokoju. Oświadczył już na wstępie czego dotyczy wezwanie Grevoira i wcale a wcale nie spodobało się to Marcusowi.
Grevoir chciał go widzieć w areszcie.
Marcus szedł na spotkanie niepewny tego, w jakiej sprawie jest wzywany. Mogło być to wszystko, a on wolał nie rozważać tego zbyt mocno. Nie było sensu wdrażać się w problem nie znając jego przyczyn. Niemniej jakieś nieprzyjemne uczucie nim miotało. Przez to nawet kwestia sprawdzenia z kim mógł się skontaktować sierżant Diro Lascas odeszła na dalsze tory. Miejsce spotkania jakie wyznaczył sobie Grevoir było samo w sobie zastanawiające.
Marcus skrzywił się nieznacznie, kiedy creańska wieczna zima ponownie wzięła w posiadanie jego ciało. Schował ręce w kieszenie, które mimo ciepłych rękawic zdawały się odmarzać na zewnątrz. Vigil nie wiedział jakim sposobem tutejsi potrafią wytrzymać te pogodowe tortury i był ciekaw jak w takim razie wytrzymaliby warunki Caesery.
Kiedy dotarli na miejsce Marcus zobaczył Grevoira i krzątających się po korytarzu aresztu mundurowych. Jego przełożony spojrzał na swojego podwładnego. Wyraz jakim obdarzył Marcusa nie wróżył nic dobrego.
- Chodź - zaczął bez powitania i ruszył korytarzem.
Marcus podążył za nim. Znalazł się w dość ciasnym korytarzu z celami aresztu umieszczonymi po prawej stronie. Co było godne zauważenia to fakt, że wszystkie one miały otwarte ciężkie metalowe drzwi, a w środku krzątali się poszukujący czegoś ludzie.
- Dziś, kiedy robiono obchód zorientowano się, że brakuje jego z aresztantów - odezwał się mężczyzna. - Savius Lideel. Brzmi znajomo? Widzisz, wezwałem cię, bo mam do ciebie pytanie...
Grevoir zatrzymał się przy jednej z tych cel i skinął Marcusowi, po czym wszedł do środka. Triarius poszedł w jego ślady. Znalazł się w jednej z takich samym cel jak te, które widział przez otwarte drzwi innych. Prycza, metalowa szafka, światła po bokach celi. Na owej szafce zobaczył książkę otwartą na jednej ze stron. Ale to na kamiennej podłodze Marcus skupił wzrok, a dokładniej na napisie wypisanym na niej kredą.
- Jak to wyjaśnisz? - zapytał Grevoir.

“Dziękuję ci Vigilu”



Gnaeus Naevius
Na zewnątrz Świątyni Zwycięskiego Imperatora

Zobaczywszy to, co miała do zaoferowania Świątynia Gnaeus zastanawiał się jak to było możliwe, że wciąż stała ona nieogołocona. Znajdowała się, wraz ze złoconym posągiem w Dolnym Ulu, chociaż tak naprawdę na granicy Średniego z Dolnym. Czyżby chętni na jego skarby ludzie byli mimo wszystko zbyt bogobojni, aby wyciągnąć chciwą rękę po to, co należało do Kościoła i w pewnym sensie do samego Imperatora?
A może, zauważył Gnaeus, to kwestia strażników, którzy uzbrojeni krążyli po terenie okalającym Świątynię?
Skryba szczelniej opatulił się płaszczem i ruszył do bramy. Otrzymał trochę odpowiedzi, ale to było wciąż za mało. Miał się stawić po tłumaczenie następnego dnia, ale co miał począć do tego czasu? Nie wiedział z czym ma do czynienia i jak, o ile, jest to związanie ze śmiercią Inkwizytora Morene. Brakowało mu wciąż odpowiedzi na kluczowe pytania. Czy powinien iść do Arbites i domagać się pełnych akt?
Było już dość późno, Gwiazda zaszła już za horyzont. Śnieg teraz spadał lenwie i niewielkimi płatkami, a i wydawało się nieznacznie ocieplić… chociaż ciężko było to tak nazwać. Dla skryby bliższym prawdy było określenie “mniej zimno”, niż “cieplej”. Bardziej oddawało istotę pogody na Crei.
Przekraczał właśnie bramę, gdy niespodziewanie zza zakrętu wyszedł jeden ze skrybów świątynnych niosący kilka ciężkich ksiąg i nie patrząc przed siebie wpadł na Gnaeusa. Praktycznie zderzył się z nim czołowo, skupiony najwyraźniej na swoich myślach bardziej, niż na drodze, którą podążał. Dwie z trzech ksiąg upadły na ziemię pod nogi Naeviusa… a po chwili dołączyła do nich trzecia wypadłszy z bezwładnych dłoni młodego skryby. Zanim Gnaeus zdążył zareagować mężczyzna, który na niego wpadł osunął się na śnieg i swoje księgi, a na jego plecach pojawiła się powiększająca czerwona plama.



Python Caylau’Moris, Antonius Avaretto
Posiadłość Sven

Obecna w pokoju Corneliusa Sven czwórka wzniosła toast za powodzenie dalszych kroków. Niemniej ani Antonius, ani Python nie mogli mieć pewności co do nastawienia Arbitra, Kathana Svena, do ich pomysłu wmieszania się w śledztwo. Może i Ava świadczyła, że nie będzie on patrzył przez pryzmat ich stosunków rodzinnych, ale nie mogli mieć pewności co do domniemanego profesjonalizmu brata gospodarzy.
Po Corneliusu nie było widać ani krzty poruszenia całą sprawą, jak i niedawno odbytą rozmową z jego siostrą. Ava natomiast nie wyglądała na pocieszoną. Z drugiej strony to właśnie ona miała pomóc w kontakcie z ich bratem, więc swój wkład w całe przedsięwzięcie będzie miała… a czy nie o to im chodziło? Jakiekolwiek stosunki panowały wśród Svenów i jakiekolwiek były ich powody, Python i Antonius otrzymywali to, co chcieli. Pomimo porażki z Kehllerem i tak wychodzili na swoje.
- Wszystko się układa wyśmienicie - odezwał się Cornelius uśmiechając, chociaż w tym uśmiechu widać było zmęczenie wywołanie zapewne raną postrzałową. - Mam nadzieję…. - zaczął, ale nie dokończył myśli.
Wszystkich doszło metaliczne skrzypienie od strony okien. Kiedy spojrzeli w tamtą stronę zauważyli, jak powoli zasnuwa je od zewnątrz metalowa, ciężka zasłona. Ava westchnęła.
- Nie obawiajcie się, pewnie znowu je konserwują. - zawołała sługę i kazała mu dowiedzieć się, co jest robione, że zamykają się zasłony. Ten skłoniwszy się pobiegł rozeznać się w sprawie.
Cornelius zapewnił, że sprawa szybko się rozwiąże i żeby goście nie zawracali sobie nią głowy, po czym zaproponował kolejny kieliszek. Ava włączyła światła, jako że zasłony nie pozwalały blaskowi Gwiazdy Tyestus przebić się do pomieszczenia, a trzeba było przyznać, że opadały one całkiem szybko, co świadczyło o dobrej konserwacji mechanizmów.
Ani się obejrzeli, a opadły one do końca.
W tym samym momencie powrócił sługa dość zdezorientowany i powiedział:
- Moja pani, moi panowie…. Nikt nie dotykał mechanizmów, a pomieszczenie kontrolne jest zamknięte….
I wtedy zgasły światła.



Sybil Hoeren
Ścieki pod ulicami Dolnego Ula

Sybil szła powoli chodnikami ścieków sama nie wiedząc, gdzie ma ją doprowadzić korytarz, którym się przemieszczała. Słyszała roznoszące się z oddali głosy, ale wolała nie sprawdzać tego sama. Nie wiedziała, co działo się z Asladerem. Czy go pojmali? Czy dalej siedział jak i ona w kanałach? Prawdopodobnie byłby w stanie wydostać się z nich, znał drogę… prawda?
Czy nie powinna po niego wrócić?
Sybil zatrzymała się wpatrzona w oświetloną przez latarkę przestrzeń. Co kazał jej zrobić Aslader? Znaleźć studzienkę i wyjść… chociaż łatwiej było powiedzieć niż wykonać. W tych tunelach mogła natrafić na innych Arbites poszukujących osoby, które spodziewali się spotkać w tamtym rejonie. Nie mówiąc już o prostym fakcie, że nie miała zielonego pojęcia, gdzie się znajduje i gdzie odnajdzie następną studzienkę. Wedle zdrowego rozsądku powinna ona się znajdować niedaleko…
Ruszyła dalej. Światło latarki oświetlało przestrzeń, która w najlepszym wypadku osnuta była bladym, czerwonym światłem bocznych lamp. Przed Sybil uciekł sporych rozmiarów szczur znikając za jednym z rozgałęzień.
Ale było tu coś jeszcze.
Światło latarki oświetliło na ścianie kilka metrów od niej drabinkę prowadzącą do studzienki i wyjścia ze ścieków. Sybil odetchnęła głęboko, ale zaraz tego pożałowała, jako że odór ścieków nie zmalał ani trochę. Mogła jednak się lekko rozluźnić. Nie wiedziała dokąd ją zaprowadzi wyjście, ale przynajmniej miała wyjść z tego labiryntu korytarzy. Ruszyła w stronę drabinki, ale wtedy tknęło ją niejasne przeczucie, że nie znajduje się tutaj sama. Dłoń prawie instynktownie sięgnęła do broni, ale w tym samym momencie zobaczyła poruszenie z przodu…
- Nie radzę. - usłyszała młody głos, a latarka oświetliła stojącego przy załomie, w którym zniknął szczur jeszcze nastoletniego chłopca celującego do niej z pistoletu laserowego. Jego brązowe, brudne włosy wiły się niczym posklejane węże, a wzrok wyrażał determinację. - Kim jesteś i co tu robisz? Odpowiadaj!
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 22-01-2014 o 22:22.
Zell jest offline