Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2014, 01:33   #271
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Płomienny przymknął oczy i oddał się zabiegom z jakimi Sylwia już nie pierwszy raz miała do czynienia. Hilda wprawdzie oczyściła ranę i początkowo chciała z nią dalej działać jednak krasnolud zwrócił się z tym do znajomych rączek. W końcu ta Koza nie raz już mu łeb szyła… a póki co przyfastrygowane ucho trzymało się jak należy. Teraz cóż też tego było trochę do przyszycia. Cios topora mało nie rozwalił mu czaszki mimo, iż ostrze ześlizgnęło się szczęśliwie… jednak kolejne blizny na łbie się z całą pewnością pojawią.

Gomrund Ghartsson tęsknił za śniegami Północy. Brakowało mu klanu, zimy i walki w której liczyła się tylko siła i wojenny kunszt nie zaś fortele i układy. Chciałby się znaleźć wśród swoich ziomków i pobratymców. Tam życie było inne, prostsze… wolne od takich wyborów. Tam wiedział czego może się spodziewać po towarzyszu. Czego może wymagać, a czego oczekiwać. Wiedział jak powinien się zachować, ale i jak oni się zachowają. Znał krasnoludzkie słabości bo sam ich doświadczał ale i wiedział gdzie drzemie siła. Tutaj niestety działał jak dziecko uczące się świata. Ludzkiego Świata. Podróżował z dorosłymi przedstawicielami tej rasy jednak każdy z nich hołdował innym wartościom. Miał inne lęki i dążenia… różną wytrzymałość. Targały nimi różne pokusy i ulegali innym słabością. Był wściekły na Ericha… ten dureń nie powinien tak postąpić… z drugiej strony tak się stało a nie inaczej na skutek ich zaniedbań. Ciągnęli go za sobą. Za krasnoludzką misją, za zagubioną żoną… jakby nie dostrzegali, że wozaka trawi choroba którą trzeba było zająć się w pierwszej kolejności. Oni jednak dali czas aby powoli go trawiła… i w końcu go pokonała. Rzecz jasna sumienie podpowiadało brodaczowi, że przecież miał do czynienia z dorosłym i świadomym człowiekiem. Erich wiedział co w nim siedzi i nie zrobił od czasu wizyty w świątyni Shaylly nic żeby sobie pomóc… Jednak oni też nie zrobili nic.

Cieszył się, że nie musiał go zabić… cholernie się z tego cieszył. Wiedział jednak że spaprał to na całej linii.

Krasnolud przysłuchiwał się Sylwii opowiadającej o swoich pomysłach. Chyba wiedziała, że w takich momentach nie będzie zbytnio z nią się spierał. Dłoń zacisnął moncniej na podarowanej mu butelce brandy. Trunek nie przytępiał zmysłów ani nie łagodził bólu… za mało go w siebie wlał. Zresztą nie mógł sobie na to pozwolić. Alkohol dodawał mu sił, sprawiał że krew szybciej krążyła a mózg pracował jak należy. – Nawet jak ten sukinsyn pomoże tarczownikowi to ten zemrze na skutek trupich choróbsk. Pomysł był dla niego zbyt abstrakcyjny. Sami mordują tarczownika, któremu przed chwilą uratowali życie.

Jednak kolejny pomysł podobał mu się jeszcze mniej. – Nie, nie i po sto kroćset raz jeszcze nie. Teraz tam nie leź… jak będziemy u bram to tak. Teraz nic nie zdziałasz. To że teraz się czegoś dowiesz nie znaczy że jutro będzie to aktualne. Pójdziesz tam i tak naprawdę nie będziesz wiedzieć czy możesz liczyć na pomoc czy nie. Nawet tego czy dotarliśmy do kapłana. Czy jeszcze dychamy. Tak się zasapał, że musiała go uspokajać bo zakładać szwów się nie dało. – Dzielenie się jest złe. Podzieliliśmy się teraz i dostaliśmy w dupę.
 
baltazar jest offline