Trzeba przyznać Oleksie, że jego chata robiła wrażenie. Takiego nagromadzenia bogactw, to w swoim najemniczym życiu Medar jeszcze nie widział. Owszem spotykał już kapiących od złota aquilońskich rycerzy, ale ich dobytek był raczej w ruchomościach, ot kosztowna zbroja i ciuchy co najwyżej, a tu proszę. Arrasy, mebelki, rzeźby, kurna nawet freski miał ten szubrawiec. No bogactwo aż kapało tak, jak i ślina Medara na widok takiego dobra. - Bogowie. – jęknął przez roztargnienie po aquilońsku – Całe życie bym tego nie przepił. - Patrz, patrz. – chwycił Nivę pod ramię. – Ten posąg ma kuśkę.
Zauważył sprośnie rechocząc i pokazując dziewczynie rzeźbę, jakiegoś podobnego do kozła stworzenia z różkami, ogonkiem, kopytkami i nieproporcjonalnie długim przyrodzeniem. Stwór przedstawiony był w ruchu gonił bowiem jakąś wykonaną z białego marmuru dziewczynę, zupełnie nagą i z doskonale wyrzeźbionym przerażeniem na obliczu. - Jaka ładna. – powiedział przystając. Zachowywał się jak mały chłopiec przy kramie ze słodyczami.
Wyciągnął rękę i chwycił za rzeźbioną pierś. - Jak z kamienia. He, He. – stwierdził przechodząc na zamoryjski i mrugając do towarzyszy.
Resztę podróży do Oleksy wlókł się z tyłu rozglądając się i co rusz cmokając z podziwu.
W końcu dotarli do sali, która jako żywo przypominała tronową i stanęli oko w kaprawe oko z właścicielem tych wszystkich bogactw.
Od razu rzucił się w oczy bandaż na łbie grubasa i rozbiegany wzrok. - Kasim. – szepnął Medar do towarzysza, na tyle jednak głośno, że wszyscy mogli go słyszeć – Albo ma gigantkaca, albo ktoś mu przydzwonił w czerep.
Oleksa jakakolwiek była przyczyna zabandażowania jego głowy zdołał z siebie wydobyć zdanie obiecujące zatrudnienie dla niejakich „karczemnych psów” mając chyba na myśli drużynę. Medar był nieco przewrażliwiony na punkcie własnej osoby i takie traktowanie go poirytowało. Z pełną złośliwości świadomością delikatnego stanu w jakim znajdowała się głowa Oleksy huknął na cały głos. - Panie! A czego Ci trzeba! Co tak bogaty i zamożny Pan potrzebuje od najemników! Co?!
Krzyczał jakby gadał z kimś nie tylko niedosłyszącym, ale i przygłupim.
W zasadzie powtórzył pytanie Tingisa, tylko w nieco mniej eleganckiej formie. |